1
Rzecz dzieje się w roku 1995

____________



(...)



6.



– Proszę się skupić i jeszcze raz, dokładnie przypomnieć sobie moment wyjazdu. Może jednak zapomniał pan nakręcić śruby mocujące którąś z okiennic od wewnątrz?

Policjant przyglądał mi się uważnie znad swojego notatnika.

– Nie wiem, ile jeszcze razy będę to panu powtarzał – wytężałem siły, aby mój głos brzmiał jak najbardziej spokojnie. – Przecież mówiłem już parokrotnie, że niczego nie jestem bardziej pewien. Nie wyjeżdżałem na piętnaście minut, wiedziałem natomiast, że nie będzie mnie przez kilkanaście dni, więc przed wyjazdem dwa razy sprawdziłem, czy dom jest dobrze pozamykany. Wszystkie śruby mocujące okiennice były na swoim miejscu.

Policjant nabrał powietrza.

– Drzwi również sprawdziłem bardzo starannie – powiedziałem, zapewne uprzedzając jego pytanie.

– Aha… No tak – chrząknął nieco zbity z tropu. – I wracając zastał pan cały dom dokładnie pozamykany?

– Tak, panie komendancie. Kiedy tylko zobaczyłem, co się stało, pozamykałem dom i od razu pojechałem do was zgłosić zdarzenie – mówiłem dużymi literami mając nadzieję, że jednak mi w końcu uwierzy. – Potem wróciłem tutaj i czekałem, aż pan się pojawi.

Siedzieliśmy na taboretach, które pozostały jeszcze po poprzednim właścicielu. Moje rzeczy, które odjeżdżając pozostawiłem jak popadnie na środku pokoju, piętrzyły się przy jednej ze ścian sięgając niemal do sufitu.

Komendant, który jeszcze na posterunku przedstawił się jako Ryszard Kościuk, sprawiał wrażenie zakłopotanego. W sumie za bardzo się mu nie dziwiłem. Zapewne jako szef gminnej policji w Kostrzewie nie miał do tej pory styczności z takim przypadkiem.

– Dobrze – najwidoczniej dał za wygraną. – Podsumujmy… Jest pan przekonany, że wyjeżdżając zostawił pan dom dokładnie pozamykany…

– Nie – wszedłem mu w słowo – jestem tego absolutnie pewien.

– Uhm – powiedział znów i coś tam nabazgrał w swoim kajecie. – Jest pan tego pewien. Jest pan również pewien, że nic nie zginęło?

– Nic.

– Dobrze pan sprawdził?

– Bardzo dobrze. Miałem mnóstwo czasu, zanim pan przyjechał – odparłem z przekąsem. – Przez cztery godziny zdążyłem wszystko dokładnie obejrzeć.

– Staram się panu pomóc. Może darowałby sobie pan te uszczypliwości? – Popatrzył na mnie z nieukrywaną niechęcią.

– Przepraszam – postanowiłem jednak złagodzić ton. Ten wielki facet nie wyglądał na takiego, do którego można bezkarnie pyskować przez dłuższy czas. Bystre, ruchliwe oczy pociemniały pod gęstymi, zmarszczonymi brwiami. Odchrząknąłem i ciągnąłem dalej:

– Wiem, że to wygląda idiotycznie, ale proszę mnie zrozumieć. Wracam po dwóch tygodniach do własnego domu, drzwi i okiennice są nienaruszone – tłumaczyłem po raz kolejny – natomiast rzeczy, które porzuciłem byle jak, zastaję poskładane pod ścianą z pedantyczną dokładnością. Na dodatek nic nie zginęło. Nie potrafię tego wytłumaczyć, dlatego zgłosiłem się do was.

– Dobrze, panie… – zajrzał do notatnika – panie Leśniewski.

Moje kolejne cierpliwe tłumaczenie chyba trochę go udobruchało.

– Mam tu wszystko zanotowane. – Zamknął notatnik i pomachał mi nim przed nosem. – Postaramy się jakoś to wyjaśnić, choć muszę przyznać, że – delikatnie mówiąc – sprawa wygląda dość dziwnie. Nie ma szkód związanych z włamaniem, nie ma skradzionych przedmiotów. Jedyny zarzut, który można postawić, to naruszenie ładu… – zająknął się.

– Miru domowego – moja wiedza prawnicza na coś się przydała. – Proszę również pomyśleć o tym, że nie będę się teraz czuł tu zbyt bezpiecznie – powiedziałem. – Przecież to się może powtórzyć i tym razem włamywaczowi może nie chodzić o posprzątanie mi mieszkania. Poza tym, teraz przywiozłem kilka gadżetów, które bardziej mogłyby zainteresować złodzieja niż to, co zostawiłem poprzednim razem.

– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy – wstając, wypowiedział magiczną policyjną formułkę.

Prawie usłyszałem, jak taboret odetchnął z ulgą.

– W razie czego proszę nas informować. Podejdę jeszcze do pańskiego sąsiada, może on będzie miał coś do powiedzenia w tej sprawie.

Wiedziałem, że pocałuje klamkę. Zaraz po odkryciu tajemniczego włamania, a potem podczas czekania na policję, byłem u sąsiada chyba z pięć razy. Kościuk wrócił po kilku minutach.

– Zdaje się, że nikogo nie ma – oznajmił. – Postaram się zastać pana Jaszczuka innym razem.

Stałem w drzwiach wejściowych. Podszedł do mnie i uścisnął mi rękę. Odprowadziłem go do auta.

– Do widzenia panu – rzekł wsiadając do policyjnego poloneza. – W razie czego proszę dzwonić.

– Ciekawe czym? – miałem ochotę spytać, lecz samochód ruszył i pytanie nigdy nie zostało wypowiedziane na głos. Pomimo że na moim koncie spoczywało sporo pieniędzy, nie zamierzałem kilku tysięcy złotych wydawać na telefon komórkowy wielkości i ciężaru pokaźnej walizki. Tym bardziej, że pewnie w tej okolicy pewnie i tak nie było przekaźnika.

Tak oto zostałem sam na sam z myślami kotłującymi się gorączkowo w głowie. Po jaką cholerę ktoś właził do mojego domu? Po co zadał sobie tyle trudu i – przede wszystkim – jak to zrobił? Piwnicy nie było, niezagospodarowany strych nie miał okien. Jak to się stało, że wyszedł i zostawił dom dokładnie pozamykany? Postałem tak przez chwilę, łapiąc się na tym, że komicznie drapię się w czubek głowy.

– Duchy – powiedziałem. – Duchy jak nic.

W przedwieczornej ciszy mój głos nie zabrzmiał tak beztrosko, jak planowałem. Z gałęzi drzewa, pod którym stałem, poderwał się ciemny kształt. Rozpoznałem charakterystyczną sylwetkę nocnego ptaka – sowy, prawdopodobnie puszczyka. Cień przeleciał bezszelestnie tuż nad moją głową i zniknął w zieleni sadu, pozostawiając po sobie delikatny podmuch powietrza, wyraźnie odczuwalny na odsłoniętym karku. W jednej chwili, sam nie wiem dlaczego, przypomniałem sobie, że poprzedni właściciel zmarł w tym domu i jego ciało znaleziono dopiero po pięciu dniach. Durkacz Junior przed sprzedażą jakoś nie raczył o tym wspomnieć. Ale za to w pobliskiej gminie, podczas załatwiania spraw meldunkowych, życzliwa pani urzędniczka nie omieszkała ze szczegółami opisać, w jaki sposób jego ojciec pożegnał się ze światem.

Otrząsnąłem się z zamyślenia i pokręciłem z niedowierzaniem głową. Dorosły, wykształcony facet, a rozmyśla o duchach tak, jakby one rzeczywiście mogły istnieć. Przecież nigdy w takie głupoty nie wierzyłem i wcale nie miałem zamiaru tego zmieniać. Wierzyłem natomiast w to, że czasem ludziom przychodzą do głowy durne pomysły. Tak, wierzyłem w to tak mocno, jak dziewięćdziesięcioletnia babunia w odpust zupełny.

– No, panie Jaszczuk – odwróciłem się w kierunku sąsiedniego gospodarstwa – chyba będziemy musieli poważnie porozmawiać.



7.



(...)

Dodane po 5 minutach:

Ponieważ nie zmieścił się pełny tytuł zamieszczonej części, to - nietypowo dość - umieszczam go pod tekstem:



"Dom na wyrębach" [Suspens] fragment powieści (część 1, podrozdział 6)

2
Po prostu jestem zachwycony. Nie dopatrzyłem się żadnych " potwornych " błędów. Dialogi dobre, wszystko w jak największym porządku... ale ( zawsze musi być :P )

Fabuła u mnie leży. Nawiedzone domu po woli zaczynają byc straszliwe denne.


W jednej chwili, sam nie wiem dlaczego, przypomniałem sobie, że poprzedni właściciel zmarł w tym domu i jego ciało znaleziono dopiero po pięciu dniach.


Znowu ta sama śpiewka, ile ja się naczytałem książek i naoglądałem filmów o zmarłych mieszkańcach domów którzy potem nawiedzają... ale miło się czytało :)



Ogólnie bardzo mi się podobało, gdyby nie fabula.
Idę niby duch lub zjawa...

Idę stąpam bezszelestnie...

Idę stąpając na przekór wiatru...

Idę tańcząc jak promienie słońca na morzu...

Idę śmiejąc się do wspomnień...

Idę kpić z przykrości...

Idę nie martwiąc się o nic..

Idę, bo słońce oświetla mi drogę.

3
Czytało się przyjemnie. A dialogi... hmm, bardzo dobre - świetnie poprowadzone z dużą naturalnością. O temacie nie ma za wiele co pisać, bo też nie wiele tutaj zostało ukazane..., ale nawet z tak małego kawałka, można stwierdzić, że jest to ciekawe.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Dziękuję za poczytanie i komentarze.

Co do fabuły... Hmm... Najbardziej ogólnie rzecz ujmując powiedziałbym, że nie jest wykluczone, że czasem autor może sprowadzać Czytelnika na niewłaściwy tor rozumowania dla uzyskania określonego efektu (sam rodzaj prozy umieszczony w kwadratowych nawiasach może o tym dobitnie świadczyć). żeby nie psuć zabawy nie napiszę, że tak jest w tym przypadku. Ale może być... :)

5
co tu napisać?hmmm.... Zapowiada się ciekawie :) Napisane w sposób podobający mi się :) Hm... Mówiłem kiedyś,że nie lubię narracji pierwszoosobowej?Jeżeli tak to musiałem kłamać :) Trudno coś więcej powiedzieć bo to mały fragment,ale chyba zapowiada sie naprawdę nieźle.:)

Dodane po 1 minutach:

Nie chyba tylko zdecydowanie :) zapowiada się nieźle.Kawałek dobrego pisania :P i przyjemnego czytania toźe ;)

6
Krótki fragment, z którego mogę wywnioskować tylko tyle, że pisać potrafisz, że przychodzi Ci to lekko, a wychodzi zgrabnie (ale o tym chyba sam juz dobrze wiesz ;))



Błędów nie wychwyciłam, starannie napisane no i dialogi – może ich tu za wiele nie ma (bo i fragment krótki), ale naprawdę dobre. Naturalne dla ucha i oka.



Ale jeśli chodzi o fabułę... Wiadomo krótkie, więc trudno na ten temat cokolwiek powiedzieć. Na pierwszy rzut oka ogólny zarys może i wydaje się troszkę oklepany, ale ja akurat lubię takie klimaty, więc... ;)
The fact that no one understands you doesn't make you an artist.

7
Dziękuję Wam za dobre słowa.



Tak sobie myślę, że za jakiś czas dodam jeszcze jakiś fragment. Głównie po to, aby rozwiać obawy o to, że sprawa jest oczywista, a wątek "oklepany"...:)



Pozdrowienia!

8
Opowiadasz przejrzyście i lekko, fabuła może rozwinąć się w dowolny sposób, więc czytelnik ma prawo poczuć się zaintrygowany. Postacie naturalne i wiarygodne. Jeszcze nie rąbnąłeś po oczach, ale wyczuwa się między wierszami, iż rzecz rozwinie się w niebanalny sposób. Warsztatowo i stylistycznie dopracowane, widać, że przykładasz do tego dużą wagę - co, w moim przekonaniu, oznacza po prostu szacunek dla czytelnika. I dla swojej pracy.



Są i smaczki typu:


Prawie usłyszałem, jak taboret odetchnął z ulgą.
Dobre.



Trzymaj się!

9
Miło mi, że się podobało.



żyję nadzieją, że całość choć w jakimś stopniu "rąbie" ( :wink: ), ale tego raczej się nie da zawrzeć w krótkim fragmencie.





Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”