Witam. Chciałbym przestawić wam... jakby to nazwać... cykl o pewnym skrytobójcy. Wiem, opowiadanie nie jest na ' poziomie ' i nie dorasta waszym do pięt, lecz dopiero się uczę ( posiadam 12 lat )i w przyszłości chciałbym wydać książkę. Przepraszam za błędy.
Droga z której się nie zbacza
Elf z Dogrot
Zakapturzona postać weszła do karczmy. Od razu było widać że owa oberża nie była popularna. Mało ludzi, wszystko zgodnie z planem. Karczmarz podejrzliwie spojrzał na przybysza i zapytał donośnym, grubym:
- Co podać ? Może chce pan wykupić pokój ?
Mężczyzna nie odzywając się położył na blat sakiewkę o dość sporej zawartości.
- Mirvin z Dogrot - powiedział po cichu
Teraz mógł już się dokładnie przyjrzeć nieznajomemu. Był ubrany w ciemną szatę, z boku widniał ukryty w pochwie miecz. Twarz zakryta była kapturem więc nie mógł spojrzeć mu w oczy.
- Na górę i drzwi po lewej - wskazał karczmarz
Wchodził powoli bo drewnianych schodach, zbyt głośno, wiedział o tym. Jeżeli próbował by wchodzić jak najciszej nie potrzebnie wzbudzał by podejrzenie. Drzwi były lekko uchylone. Zajrzał do środka. W łóżku leżał elf. Nie spał, wpatrywał się w niego swymi błękitnymi oczyma i ku jego zdziwieniu w jego spojrzeniu nie było ani szczypty lęku lub zdziwienia.
- Wiem o tym, że masz na mnie zlecenie - zaczął elf - skrytobójco, a może źle cię nazywam ? Cóż za okropna nazwa, czy nie lepiej " przyjaciel bogaczy ".
Mężczyzna wyciągnął sztylet z cholewy, pełnym spokoju opanowanym ruchem.
- Czyli wiesz też, że Cię zabiję ? - rzekł skrytobójca kpiącym tonem.
Elf milczał przez chwile.
- Czy jesteś wystarczająco szybki, aby mnie zabić ? - Mirvin skoczył i błyskawicznym ruchem chwycił za łuk i kołczan. Z nadzwyczajną prędkością naciągnął strzałę na cięciwę. Brzdęknięcie w którym słychać było można śpiew, elfi śpiew. Strzała poszybowała wprost na niego. Skrytobójca zrobił unik i rzucił sztyletem. Trafił w szyję. Z ust elfa pociekła krew. Padł z łoskotem na ziemię, tworząc wokół siebie ciemną kałużę.
- Znajdą cię pewnie jutro rano - powiedział skrytobójca wyjmując sztylet z szyi Mirvina.
Zamknął za sobą drzwi i zszedł do karczmarza.
- Piwo proszę - zażyczył sobie głosem jak gdyby nigdy nic.
- Jak pan sobie życzy
Wyjrzał przez okno i dopiero teraz zdał sobie sprawę że już świta. Z góry rozległ się głośny kobiecy krzyk. Skrytobójca rozejrzał się wokół siebie i zobaczył że nikogo nie ma w karczmie oprócz mieszkających u góry. Będę głównym podejrzanym, myślał.
Karczmarz podał piwo.
- Dwa rondle się należy - oświadczył.
Zabójca nie zważając na niego rzucił się w ucieczkę.
Nim dobiegł do drzwi, dwóch strażników weszło do karczmy.
Kobieta z czerwonymi oczami od łez z krzykiem zeszła na dół.
- Tam ! - krzyczała. - Leży... leży martwy mężczyzna, cały we... we krwi
Skrytobójca szybko popchnął strażnika który zagradzał drzwi i począł uciekać.
Na dworze już wrzało od zapracowanych ludzi. Alarm już był wzniesiony. Jeden strażnik wymachując swym mieczem skoczył na uciekającego. Skrytobójca zrobił unik i wykorzystując okazję szybko dźgnął go sztyletem w brzuch, po czym z całej siły kopnął w rękojeść. Strażnik poleciał na ścianę jednego z domów. Uciekając zmierzał do północnej bramy. Biegnąc popychał stojących mu na drodze ludzi. Strażnicy biegli tuż za nim. Jeden wpadł na stragan z jajkami. Skrytobójca ciągle uciekał. Zrobił ostry skręt, zmuszając kolejnego do upaćkania się pomidorami i spotkania z rozzłoszczonym sprzedawcą.
- Stój diable nasienie ! - krzyczał strażnik - czeka cię kara powieszenia na szubienicy morderco !
Uciekinier zatrzymał się. Straż też. Odwrócił się ku nim i zaczął biec prosto na nich. Skoczył wyjmując miecz i odciął głowę jednemu ze strażników. On po prostu zaczął mordować. Mordować z okrucieństwem. Krzyk i wrzask strażników z czasem powoli cichły. Zostało tylko już dwóch. Cofali się ze strachów widząc jak wykańczał przebiciem na wylot mieczem w okolicach serca ich kolegę. Przechodnie uciekali krzycząc w przerażeniu. Skrytobójca schował miecz do pochwy i wyjął dwa długie sztylety. Rzucił jednym i trafił w głowę pierwszego strażnika.
Drugi w pośpiechu uciekł.
- Zlecenie wykonane – uśmiechnął się
życie jest takie krótkie
- Jest tu kto ? - pytał się zakapturzony mężczyzna waląc pięścią w drzwi drewnianego domu.
Dom był prawie cały obrośnięty winoroślą. Był strasznie stary.
- Chyba nikt od wieków tutaj nie zaglądał - mruczał pod nosem
Nagle drzwi otworzyła młoda dziewczyna.
- Szybko właź ! - powiedziała pół głosem
Miała długie blond włosy i duże błękitne jak Mialeńskie morze o poranku oczy. Ubrana była w schludną, białą bluzkę i w równie białe elfickie spodnie.
- Nie mogłaś wybrać lepszego miejsca, siostrzyczko - rzekł skrytobójca wchodząc do domu.
W środku było duszno meble były przykryte kurzem niczym kołdrą
- kolejne zlecenie ? - zapytał wypędzając pająka chodzącego po krześle porządnym pstryczkiem
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Znowu elf - oświadczyła siadając w fotelu - Tak znowu elf, Khilan
Przeszył ją znudzonym wzrokiem
- Dziwi mnie fakt, że w tych czasach elfy są tak znienawidzone - powiedział Khilan - Kiedyś było dużo więcej zleceń na krasnoludów, " łuskowatych ", czy nawet zwykłych ludzi.
- Czasy się zmieniają - westchnęła cicho
Skrytobójca dał pstryczka kolejnemu pająkowi.
- Dobra, biorę to. Podaj mi wszystkie informacje, które przekazał zleceniodawca
Ponownie się uśmiechnęła.
*
Było już ciemno. Pierwszy dom tuż przy pomniku księcia Larkana V. Skrytobójca podszedł do ich drzwi i przyłożył do nich ucho.
Już problem się komplikuje, elf ma ochronę, pomyślał. Ostrożnie wyciągnął rękę w kierunku zamka i z całej siły zacisnął dłoń. Zamek się otworzył.
Wyjął z kieszeni zwój i począł kreślić nań im palcami przeróżne runy, a następnie porostu go podarł. Oby kameleon zadziałał, rozmyślał.
Zadziałał. Stał się niewidzialny. Szybko, lecz jednocześnie jak najciszej otworzył drzwi. Wiedział bowiem że ma niecałe 5 minut na wykonanie zadania nim zwój przestanie działać. Wszedł do salonu. Elf siedział w fotelu. Koło niego stało dwóch uzbrojonych orków.
Powolnymi krokami zbliżał się do fotela. Jeżeli zaatakował by pochopnie któregoś z orków niepotrzebnie spowodowałby ucieczkę elfa więc postanowił przecinać się przez ochronę. Wyciągnął miecz. Załatwię ich wszystkich, myślał Khilan. Nagle zaklęcie przestało działać.
- Oj, przepraszam chciałem to załatwić szybciej ale się zamyśliłem - powiedział skrytobójca - To co ? Może najpierw wami się zajmę - mówiąc to skoczył na jednego i spróbował go dźgnąć. Ork powalił go jednym, krótkim uderzeniem w brzuch.
- No... nieźle - splunął krwią, wstał i przyjął pozycję do walki.
- Zgnijesz pod naszymi stopami - wydarł się ork
Khilan nie zwlekał dłużej, zamachnął się mieczem i rozciął mu udo. Ochroniarz zakwiczał z bólu i wyjął topór. Drugi rzucił się na niego z tyłu. Skrytobójca odskoczył posyłając w jego stronę dwa noże, które porostu odbiły się od jego grubej skóry. Khilan odbił się nogami od ściany i wskoczył na kark wciąż kwiczącemu orkowi.
Szybko wyciągnął sztylet z cholewy i wbił go w kark. Ork padł na ziemię brudząc podłoge swoją krwią. Drugi ork wpadł w szał. Rycząc skoczył na niego z wielkim toporem. Khilan uniknął ataku przez co topór wpił się w podłogę. Skrytobójca wykorzystując chwilową nie uwagę przeciwnika po prostu odciął mu głowę odciął. Głowa potoczyła się wprost pod siedzącego elfa.
- To już koniec - rzekł Khilan wyjmując sztylet z ukrytej kieszeni koło lewego uda. Podszedł do niego, powoli.
Siedzący w fotelu nie był celem. Skrytobójca ujrzał twarz nocnego elfa. I to było ostatnie co widział tej nocy.
Strach to tylko złudzenie.
Dziewczyna powoli wdrapywała się na wierzchołek wieży klasztornej. Przez napięcie słyszała jednynie własne bicie serce. Szata jej tańczyła wraz z wiatrem, a długie włosy grały w rytmie promieni czerwonego, zachodzącego słońca. Była już prawie na miejscu, gdy ujrzała wartownika stojącego tuż za jej ręką. Spróbuję go wykorzystać, pomyślała po czym złapała go za nogę i pociągnęła. Wartownik spadł na kościelne witraże, które pod wpływem ciężaru i uderzenia pęknięty. Martwe ciało spadło tuz pod ołtarz. Ludzie zaczeli krzyczeć i uciekać z klasztoru. To powinno odwrócić ich uwagę, zastanowiła się. Popełniła ogromny błąd. Lecz tego jeszcze nie mogła wiedzieć. Gdy już weszła na dobre. Rozejrzała się wokół próbując zlokalizować kolejne wartownie. Nagle poczuła mocne ukucie przy kręgosłupie. Całe ciało usztywniało ze strachu.
Nie wiedziała co zrobić. Wiedziała że igra ze śmiercią, tuż za nim stał mężczyzna, który przystawił swój sztylet do jej pleców. Jeden ruch i zginę, myślała z przerażeniem. Nie była w stanie zebrać myśli.
- I co teraz wielki skrytobójco, łajdaku, morderco - zaśmiał się mężczyzna
Dziewczyna wiedziała o co chodzi. Starała się przypomnieć czego ją uczył jej brat.
*
- Pamiętaj jeżeli zdarzy się taka sytuacja, że ktoś zaatakuje cię od tyłu bądź opanowana. - puczał Khilan swą siostrę - Spróbuj zebrać myśli i skup się na terenie wokół ciebie, zawsze jest jakieś wyjście.
Dziewczynka patrzyła się na niego swymi wielkimi oczyma i przynajmniej udawala, że rozumie.
- Pamiętaj strach to tylko złudzenie, siostrzyczko.
*
- Już rozumiem, bracie - szepnęła
Powoli wodziła oczami po deskach i ziemi, spostrzegła, że na stole leciutko tli się lampa.
Błyskawicznym ruchem kopnęła go i podbiegła do lampy.
- Nie jestem Skrytobójcą - powiedziała z lekkim uśmiechem, po czym rzuciła prosto na niego lampę naftową. Mężczyzna natychmiast zajął się ogniem. Zaczął wrzeszczeć, a w tym wrzasku było tyle bólu, tyle cierpienia. Patrząc na jego śmierć dziewczyna uświadomiła dopiero teraz sobie, że ten mężczyzna mógł mieć dzieci i czy nie lepiej było by gdyby to ona umarła. W końcu to on jest dobry, a ona zła. Mógł mieć rodzinę.
*
- Tatusiu, tatusi udało się ! Upolowałam jelenia zobacz ! - krzyczała ze szczęścia dziewczynka
- A teraz będziesz musiała go zjeść całego razem w kopytami - zażartował ojciec
Dziewczynka roześmiała się. Popatrzyła na niego i powiedziała przytulając go
- Kocham cię tatusiu
Nagle podbiegł do nich jakiś chłopak w dziwnej, czarnej szacie
- Musicie uciekać i sie gdzieś skryć - Wykrzyczał, minę miał jakby go ktoś gonił
- Synu mój, a więc to praw... - nie dokończył, zbliżało się do nich czterech strażników. - Szybko schowajcie się - mówiąc to ostatni raz uściskał córkę, na syna nawet nie spojrzał.
Zrobili jak ojciec kazał, pobiegli do lasu. Wiedzieli co się stanie z ich ojcem.
Dziewczynka patrzyła zza drzewa na swojego ukochanego tatusia. Strażnicy podeszli do niego.
- Gadaj psa synu gdzie on się ukrywa ! - wydarł się jeden przystawiając miecz do gardła
Milczał.
- łajno masz w uszach, czy co ?
- Kryjesz swoje dziecko ? Czyli to będzie ostatnie co w życiu zrobiłeś.
Poderżnął mu gardło. Dziewczynka widziała to. Nie wytrzymała. I Krzyknęła z płaczem " tatusiu " Strażnicy usłyszeli to i pobiegli w jej stronę.
Chłopak wziął siostrę na ręce i szybko uciekł w głąb lasu...
*
Rozejrzała się, powoli. Zobaczyła cel. Była nim młoda kobieta. Dreaninka, odziana w obdarty kubrak sznurowany po bokach. Dziewczyna dostrzegła też że cel miał na plecach tarcze, a w dłoni dzierżył włócznię. Dostrzegła też że akurat miała wartę. Bez wahania zaczęła lądować bełt na kuszę. Wymierzyła. Nie mogła chybić. Kusza drgała jej w rękach. Do Dreaninki podszedł jakiś człowiek. Było już za późno, wystrzeliła. Bełt przebił brzuch na wylot człowieka rozrywając po drodze jelita. Wzniesiono alarm. łucznicy natychmiast się przygotowali. Zbrojni okrążyły klasztor. Powoli zaczęli podchodzić do wieży klasztornej.
- No chodźcie tu obesrani puszko głowi - wydarła się
Nie musiała długo czekać.
Rana, która nigdy się nie goi.
Mężczyzna zdawał się spać. W komnacie było ciemno, poczuć można było nieprzyjemny zapach stęchlizny. Nina podeszła bliżej i zobaczyła że oczy ma otwarte.
- Spałeś przez dwa dni - powiedziała
- Co się stało ? - zapytał wyczerpanym głosem.
Dziewczyna podała mu miskę z zupą.
- Ktoś usiłował się ciebie pozbyć, Khilan
Nina mogła teraz ujrzeć jego oczy, które zazwyczaj były pod kapturem. Posiadał oczy piwne. W tych oczach była jakiś lęk. Nie lęk o siebie, lecz... lęk o kogoś mu bliskiego.
- Gdzie... Gdzie jest Lilian ? - zapytał Khilan, jego oczy teraz ukazywały obraz ogromnego przerażenia
Dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy.
- Ona zostanie jutro powieszona
Milczał. Po chwili jednak wstał, chwycił ją za szyję i przybił do ściany.
- Jeżeli coś jej się stanie, obiecuję, że własnoręcznie wszystkich was powybijam i nie odchodzi mnie że złamie regulamin waszego posranego nauczyciela.- płonął wściekłością Podszedł do stolika i zaczął zakładać swoją szatę a następnie zaczął szykować broń. Osiem noży do rzucania, dwa sztylety, jeden w cholewie tuż przy pasie, a drugi ukryty pod szatą i swój wykuty przez krasnoludy miecz.
Wyszedł z komnaty. Gdy szedł wszyscy na niego z zaciekawieniem, a jednocześnie żalem i lękiem. Nagle drogę zagrodziło mu dwóch skrytobójców, mieli takie same szaty jak on.
- To przez nas twoja siostra jest w wielkim zagrożeniu - zaczął jeden - Khilan traktuje cię jak własnego brata... i nie mógłbym się pogodzić z tym że nie mógłbym ci pomóc - oświadczył.
Koło niego stała kobieta. Khilan od razu poznał po bladej cerze, że to elfka.
- Ja też idę
*
Na dworze panował harmider. Całe miasto zebrało się wokół szubienicy zobaczyć jak umiera skazana. Więzień był ciężko chroniony.
to jedynie mógł dostrzec Khilan z północnej wieży wartowniczej.
- Trzeba załatwić to cichcem - rzekł przebierając się w zbroje jednego z zabitych wartowników. - Dracken, na co czekasz ? Nie rób głupich min i przebieraj się.
Mężczyzna poszedł w jego ślady.
- Nienawidzę nosić zbroi, mam do nich wstręt.
Khilan popatrzył się na niego ze zdziwieniem. Wskazał na elfkę.
- Idź na północno-wschodnią wartownię i osłaniaj nas z łuku
Skinęła głową.
Droga z której się nie zbacza... ( fantasy )
1Idę niby duch lub zjawa...
Idę stąpam bezszelestnie...
Idę stąpając na przekór wiatru...
Idę tańcząc jak promienie słońca na morzu...
Idę śmiejąc się do wspomnień...
Idę kpić z przykrości...
Idę nie martwiąc się o nic..
Idę, bo słońce oświetla mi drogę.
Idę stąpam bezszelestnie...
Idę stąpając na przekór wiatru...
Idę tańcząc jak promienie słońca na morzu...
Idę śmiejąc się do wspomnień...
Idę kpić z przykrości...
Idę nie martwiąc się o nic..
Idę, bo słońce oświetla mi drogę.