Kroki [obyczaj/psychologiczna]

1
Cześć!

To mój drugi tekst tutaj, mam nadzieję, że lepszy. :)

Tematyka dość dziwna chyba...





Kroki





Na pustej ulicy rozległy się kroki. Szybkie kroki. Zupełnie takie, jak gdyby ktoś zbliżał się truchtem, być może nawet biegiem. Takie same, jakie wydaje ulica, gdy jedno dziecko goni drugie podczas zabawy. Tylko teraz nikt się nie bawił. Nie było żywej duszy; pomijając owe kroki - panowała cisza. Samochody wydawały się zniknąć, ludzie w domach - zaszyć w samotności. Wszystko wokół zdawało się słuchać tych kroków.

Serce Marcina zaczęło bić szybciej, ale zacisnął pięści i szedł dalej, delikatnie stąpając. Odganiał natrętne myśli o ucieczce, przekonywał sam siebie, że albo odgłosy te to wytwór jego wyobraźni, albo ktoś biegnie, bo obiecał być wcześniej w domu. Nikt go nie goni, nikt nie miał ku temu powodów. Nagle usłyszał głos, bardzo blisko siebie. Czuł ciepły oddech na swojej skroni, mimo iż kroki zdawały się jeszcze przed chwilą dobiegać z daleka. Teraz umilkły.

- Jesteś inny. - Te dwa, wysyczane słowa wypełniły jego umysł jak trucizna. Nie rozumiał ich, ale podświadomie czuł, że nie oznaczają nic dobrego.

Odwrócił się, chcąc ujrzeć, kto do niego mówi. Nie było jednak nikogo. Mimo to dalej czuł oddech na skroni.

- Jesteś gejem.

Całe jego ciało zaprzeczało, jednak czuł, że to prawda. Ta myśl wykańczała go. To było gorsze, o wiele, wiele gorsze, niż ludzie, których nie widać, objawiający mu tę prawdę.

- Nie!

- Jesteś. Oboje o tym wiemy.

Ten aksamitny głos, jak brzytwa wbijał się w jego serce, w jego duszę. Chłopak nie mógł zaczerpnąć tchu, mimo iż nic go nie dusiło.

- NIE!

Ktoś zaczął się śmiać. Dołączyli do niego inni. Marcin słyszał jak grupa ludzi śmieje się, wołając "pedał, pedał!". Czuł na sobie ich spojrzenia, tak pełne pogardy.

Nie miał odwagi się rozejrzeć, zamknął więc oczy. Powtarzał tylko jedno zdanie załamanym głosem, coraz mniej wierząc we własne słowa.

- Jestem normalny... Jestem normalny... Jestem normalny...

Nagle wszystko umilkło. Znowu panowała głucha cisza. Otworzył oczy, chcąc sprawdzić, co się stało.

Wtedy przeraził się. Potem odetchnął z ulgą.

Był w swoim łóżku. Zlany potem, z trzęsącymi rękami, ale bezpieczny.

- To tylko sen. Jestem normalny - powiedział pełen przekonania. Wtedy w jego głowie rozległ się kpiący śmiech. Wróciły myśli, które władały nim jeszcze przed chwilą. "A jeśli...?"

Marcin wstał i poszedł do łazienki. Opierając ręce o krawędzie umywalki spojrzał sobie w oczy. Wtedy zaczął płakać...



***



Marcin bał się panicznie tylko dwóch rzeczy. Tego, że postać ze snu ma rację i tego, że ktoś odkryje, co robi, kiedy zatrzaskuje się w pokoju. Co, zresztą, było ze sobą ściśle powiązane.

Filmy pornograficzne oglądał przynajmniej raz w życiu chyba każdy nastolatek, który ma dostęp do internetu, tudzież ma dobrych kolegów. Wbrew temu, co mówią katecheci, księża i inni fanatycy - nie ma w tym nic złego. Oczywiście - dopóki się nie przesadza. Problem Marcina nie leżał jednak w tym, że uzależnił się od nich. Problemu szukać należało w samych filmach.

Oglądał głównie te, które przedstawiały brutalny, gejowski seks. Nic innego tak go nie podniecało. Odkrył to przypadkiem; początkowo walczył z tą prawdą, później próbował sobie wmówić, że nie ma w tym nic dziwnego, że pewnie nie on jeden ogląda takie filmy. Nie umiał w to wierzyć. Próbował zagłuszać własne myśli, nachodzące go za każdym razem, gdy umysł ponownie przejmował władzę nad ciałem. Wiele razy powtarzał sobie, że to już ostatni raz, nie potrafił jednak dotrzymać słowa danego sobie samemu.

Były momenty, gdy nienawidził siebie, gdy patrząc w lustro nie potrafił spojrzeć sobie w oczy, bo na ich dnie widział wypisaną prawdę, której nie przyjmował do świadomości. Udawał i miał nadzieję, że będzie mógł udawać do końca życia. Nadzieję bardzo kruchą, ale jak wiadomo - ona umiera ostatnia. Tylko Marcin nie wiedział, że wszystko inne, co mogłoby tę nadzieję utwierdzić, już dawno umarło. Możliwe nawet, że nigdy nie istniało.



Chłopak ze strachu przed własnym "ja" odsunął się od przyjaciół i znajomych. Jego kontakty z rówieśnikami ograniczyły się tylko do spotkań w szkole, a i tam starał się nie zbliżać do nikogo. Bał się, że jeśli nawiąże zbyt bliskie kontakty z chłopcami w swoim otoczeniu, może zacząć patrzeć na nich z pożądaniem, a to byłoby ostatecznym potwierdzeniem jego snów. Nie chciał tego. Wierzył resztkami wiary, że jest normalny, więc by zachować tę wiarę stał się odludkiem. Ze strachu przed jej utratą postanowił dmuchać na zimne i nie zbliżać się do nikogo. Cierpiał przy tym bardzo, ale podświadomie czuł, że to najlepsze wyjście.

By odreagować cały stres z tym związany zaczął samotnie spacerować wzdłuż brzegu rzeki, która płynęła przez jego miasto. Jej delikatny szum uspokajał myśli, pozwalał zapomnieć o rozterkach, dawał szansę na znalezienie odpoczynku. Nie mógł go zaznać w ogóle, od kiedy zaczęły nawiedzać go te sny. Wydawało mu się, że trwają od zawsze, tak samo jak i jego niepokój. Spacery dawały namiastkę spokoju, relaksu, tak bardzo potrzebnego Marcinowi po nocnych koszmarach i dziennej samotności. Zdarzało mu się spacerować, bądź siedzieć na brzegu, po kilka godzin; wielokrotnie obserwował wtedy zachody słońca. Były piękne. Od kiedy Marcin odkrył ich piękno zaczął utrwalać je na fotografiach. Stało się to jego pasją, a na dodatek było idealną wymówką do wieczornych spacerów - kiedy wychodził "po prostu" rodzice patrzyli na niego dziwnie. Stało się rutyną, że wychodzi codziennie, razem z aparatem; niejednokrotnie pokazywał zdjęcia rodzicom, co ich uspokajało i nie dawało powodów do zmartwień, dlaczego ich syn, zamiast spędzać czas z kolegami, chodzi na samotne spacery. W końcu - miał pasję.

Z jednej strony - mieli rację. Pokochał zdjęcia całym sercem, miał już kolekcję kilku tysięcy, z których kilka, tych najwspanialszych, wisiało nad jego biurkiem. Z drugiej jednak - nadal pozostawały wymówką do wieczornych spacerów. Nadal do życia potrzebował tych wycieczek niemal tak, jak tlenu, a zdjęcia były do tego tylko przyjemnym dodatkiem.

Czasem jeszcze lubił słuchać muzyki podczas tych spacerów. Zdarzało się to jednak zgoła rzadko - po wielokroć wolał dźwięki wydawane przez naturę, niż, bądź co bądź piękne, lecz sztuczne, dźwięki wydobywające się ze słuchawek. Zdarzało się jednak, że poznawał piosenki na tyle przejmujące i piękne, że leżąc w trawie wsłuchiwał się w nie, często uosabiając się z problemami tam opisywanymi...





***



Wydawało się, że czas stanął w miejscu. Lekki wiatr muskał twarz Marcina, na którą padały ostatnie promienie słońca, gdy on, wsłuchując się w delikatne dźwięki rzeki, leżał w trawie.

Nagle jednak coś przerwało tę nieskazitelną harmonię. Ziemia pod jego głową zaczęła delikatnie drżeć, a do jego uszu dotarł odgłos stłumionych kroków. Nie poczuł się jednak zagrożony - te były delikatne, subtelne. Tak różne od tych w snach. Podniósł się z ziemi i obejrzał.

Stanął przed nim chłopiec, o opadających na twarz złotych włosach i dużych, niebieskich oczach. Był mniej więcej w jego wieku. Nie mówiąc nic, usiadł obok Marcina.

Pałało od niego ciepło, zupełnie inne, niż znał do tej pory. Siedzieli przez chwilę w milczeniu, razem wpatrując się w koryto rzeki, po czym nieznajomy odezwał się aksamitnym głosem, chwytając delikatnie rękę Marcina w swoją dłoń.

- Nie bój się.

To zdziwiło Marcina. Przecież nie bał się, był jak najbardziej zrelaksowany w tej chwili. Chłopiec wzbudził w nim zaufanie, nie strach.

- Czego miałbym się bać?

- Siebie. Choć nie powinieneś.

Wtedy dotarło do niego o czym przybysz mówi. Niepewnym głosem odparł:

- Ale ja...

- Nie chcesz, wiem o tym - przerwał mu nieznajomy. - Tylko, że... - zawahał się na moment. - Ty nie chcesz, bo tak wpoił ci współczesny świat. Nie dlatego, że TY nie chcesz.

Zamilkł. Przez chwilę Marcin nie wiedział, co ma powiedzieć, w końcu jednak zapytał:

- Dlaczego nie mogę być taki, jak inni?

To pytanie dręczyło go najbardziej. Dlaczego nie mógł być taki, jak inni? Dlaczego musiał się różnić? Nie miał komu go zadać nigdy wcześniej i to chyba bolało najbardziej.

- Nie możesz, bo w głębi serca wcale tego nie chcesz, Marcin. Boisz się do tego przyznać, ale nie chcesz być taki jak inni. I nie jesteś. Nie bój się. Proszę, nie bój się.

Chłopiec uśmiechnął się niepewnie do Marcina, licząc na to, że chłopak wreszcie pogodzi się z prawdą i pokocha siebie takiego, jakim jest.

Marcin odwzajemnił uśmiech. To był znak, że zrozumiał, że przestał walczyć - a to był pierwszy krok by pogodzić się i pokochać. Brakowało już tak niewiele.

Przybysz zbliżył swoją twarz do twarzy Marcina. Spojrzał mu głęboko w oczy, szukając w nich potwierdzenia uśmiechu. Dopiero wtedy odważył się dotknąć ustami jego ust. O dziwo, chłopak nie zaprotestował. Ich języki splotły się, odgrywając wspólny taniec rozkoszy. Marcin wplótł swoje dłonie w lśniące włosy nieznajomego. Chwila ta, choć krótka, zdawała się trwać wieczność.

- Dziękuję - wyszeptał. Przybysz, odsunąwszy się, jeszcze raz się doń uśmiechnął. Potem zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu.

I choć Marcin nigdy nie dowiedział się kim był, ani skąd przybył, zrozumiał jedno - ucieczka przed samym sobą jest niemożliwa. Jej pozory natomiast tylko pogłębiają niechęć, czasem nawet nienawiść, do siebie. By być szczęśliwym trzeba pogodzić się ze sobą - a nie walczyć. Walka niszczy. Zawsze.
Trochę wolniej, po co gonić tak, w imię czego tracić głowę?

2
Przeczytałem. Jest to ciężkie, jak dla mnie, ale strawiłem. Przede wszystkim totalnie leży początek. narracja ziębi raczej, niż grzeje. Choć temat kontrowersyjny (wg. społeczeństwa) to w dalszych fragmentach potrafi wciągnąć (nie mylić z "zachęcić").



Przede wszystkim, w początkach zdań brakuje rekursyw na zachowania ludzkie. Zaczynasz bezpośrednio od tych zachowań, nie malując tychże emocji - to tak jakbyś pomijał składowe dramatu - a tym niewątpliwie jest Twoje opowiadanie...



W dalszej częsci, jakby dojżewasz, rośniesz i zdecydowanie, wychodzisz na przekór osądom. A to jest duży plus.



Ujmując słowo w ocenę: jest dobrze. ćwiczyć warsztat...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Będę komentować i czytać równocześnie. Nie będzie litości.


Samochody wydawały się zniknąć, ludzie w domach - zaszyć w samotności.
to zdanie funduje mi szok poznawczy. Cały pierwszy akapit jest ledwo ujadalny - maglujemy i maglujemy ten odgłos ale ok, masz do tego prawo. Natomiast to zdanie jest dziwne - jakby się nad nim zastanowić, to wygląda to tak, że są sobie te samochody i one się wydają być takimi, których nie ma :D Nie wiem - dla mnie to śmierdzi.


Nagle usłyszał głos, bardzo blisko siebie.
Czy tu jest potrzebny przecinek?


- Jesteś inny. - Te dwa, wysyczane słowa wypełniły jego umysł jak trucizna.
Zapis dialogów. Taki zapis jest na NIE :D jest tu jeszcze jedna perełka -> dlaczego u licha po "dwa" jest przecinek? O_o


Odkrył to przypadkiem; początkowo walczył z tą prawdą, później próbował sobie wmówić, że nie ma w tym nic dziwnego, że pewnie nie on jeden ogląda takie filmy. Nie umiał w to wierzyć. Próbował zagłuszać własne myśli, nachodzące go za każdym razem, gdy umysł ponownie przejmował władzę nad ciałem.
Powtórzonko :)


Były momenty, gdy nienawidził siebie, gdy patrząc w lustro nie potrafił spojrzeć sobie w oczy,
fajne zdanie(choć moim zdaniem powinno skończyć się w tym momencie - co nie zmienia faktu, że fajne :P)


By odreagować cały stres z tym związany zaczął samotnie spacerować wzdłuż brzegu rzeki, która płynęła przez jego miasto.
Po związany powinien być chyba ",". Tam było za dużo a tu za mało :D


Były piękne. Od kiedy Marcin odkrył ich piękno zaczął utrwalać je na fotografiach.
No, to akurat można było łatwo ominąć jakimś urokiem czy czymś :P (w ogóle we fragmencie o spacerach jest dużo spacerów -> ale wiem, to nieuniknione :P)


Czasem jeszcze lubił słuchać muzyki podczas tych spacerów.
Na tym zdaniu wywaliłam sie, przekoziołkowałam kilka metrów (w samochodzie pewnie bym dachowała) i ciągle się otrzepuję. Przeczytane w kontekście reszty budzi we mnie mordercze odruchy :P


Wtedy dotarło do niego o czym przybysz mówi.
Po niego przecinek? (ale ja tam nie wiem, interpunkcja to nie jest moja mocna strona)


- Ty nie chcesz, bo tak wpoił ci współczesny świat. Nie dlatego, że TY nie chcesz.
żeby podkreślić to TY -> nie chcesz, bo tak wpoił ci współczesny świat. Nie dlatego, że TY nie chcesz. :)

To był znak, że zrozumiał, że przestał walczyć - a to był pierwszy krok by pogodzić się i pokochać.
Hmm może "To był znak, że zrozumiał, że przestał walczyć a to z kolei pierwszy krok, by pogodzić się (może z sobą?) i pokochać." Po krok przecineczek.

Ich języki splotły się, odgrywając wspólny taniec rozkoszy. Marcin wplótł swoje dłonie w lśniące włosy nieznajomego.

Walka niszczy. Zawsze.
Drugi fajny fragment.



Więc tak, przecineczki, powtórzonka, to takie już typowe błędy, których wszystkich wyłapać nie wyłapałam. Jakichś takich ogromniastych błędów nie widzę.

Tematyka, no, jest psychologiczna, do bólu.

Nie lubię takich tekstów, męczą i podajemy wszystko na patelni. Jak już męczymy czytelnika, to zmuśmy go chociaż do głębszej refleksji. Jak z kolei podajemy wszystko na patelni, to niech się chociaż dobrze czyta.



Tu jest o szukaniu siebie w swoim sercu<!!!!!>(mdli mnie od takich tekstów), w ogóle typowo i naiwnie(a szkoda, nie robisz jakichś rażących błędów i po jakimś czasie mógłbyś/mogłabyś wypracować nawet niezły styl). Temat o szukaniu siebie można dużo lepiej wykorzystać. Dialogi(sytuacje tym bardziej) są sztuczne(całowanie się z jakąś zjawą? hę? O_o): "możesz ale w głębi serca tego nie chcesz, Marcin" -> czytałam wiele opowiadań ze sztucznymi dialogami ale wszyscy wystrzegali się takich banałów i wyświechtanych formułek. Ogólnie ten tekst przypomina mi przedstawienie, jakie robiliśmy z kołem teatralnym na dzień dziecka rok temu(dla dzieci w wieku 4-5 lat). Kij, o czym było przedstawienie ale dokładnie taki sam tekst tam padł. To tak tytułem podsumowania.
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

4
Zanim dam komentarz do tekstu, pytanie do komentującego Martinusa, a właściwie więcej niż jedno pytanie.

Martinus, co znaczy, że "narracja ziębi raczej, niż grzeje"? Jest to w kontekście zarzutu, a ja nawet nie wiem, co to jest grzejąca narracja. To jakaś nowomowa?

"w początkach zdań brakuje rekursyw na zachowania ludzkie. Zaczynasz bezpośrednio od tych zachowań, nie malując tychże emocji - to tak jakbyś pomijał składowe dramatu - a tym niewątpliwie jest Twoje opowiadanie..."

Tzn. co? Opowiadanie jest dramatem? Jakich rekursyw? Piszesz skrutami, które może dla Ciebie są czytelne, ale chyba tylko dla CIebie.



I przechodząc do opowiadania "Kroki"...



(krok po kroku jak Leo w reklamie piwa)



Trawestując myśl Waldemara łysiaka można powiedzieć tak: Oscar Wilde jest gejem, ale nie każdy gej jest Oscarem Wildem.



Rozumiem, że takie "szukanie i odnalezienie siebie" może być interesujące dla czytelnika magazynu gejowskigo pt. "Nie jesteś sam, dołącz do nas", ale co mnie, jako jakiegoś tam czytelnika to interesuje? Oczywiście mogłoby ciekawić, gdyby było pretekstem do powiedzenia innych rzeczy, a nie celu samego w sobie. Bohater niczym się nie wyróżnia, jego przemyślenia są pospolite (w sensie literackim - podkreślam), a na nich oparte jest całe opowiadanie - reszta staje się pretekstem do "przyznania się".

Już tradycyjnie nie czepiam się szczegółów, bo to rzecz do dopracowania (np. brzytwa tnie, a nie się wbija) itp.

5
Sposób prowadzenia narracji nie zachęca do czytania, w porównaniu do dialogów. Stąd też stwierdzenie, że "ziębi" (odpycha) niż "grzeje (zachęca). Dialogów zaś jest za mało... Ale chwila.. jam jest czytelnik, i co mnie tam interesuje co autor chciał przedstawić, skoro widzę, co widzę...





PS: Arrianna, a ja chciałem być taki (jak zawsze) łagodny w podejsciu do całości... a tu taka strzyga z Ciebie :p
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

6
Zacznę komentarz podobnie jak Ty opowiadanie. Szybko zacznę. Zupełnie jakbym zaczynał z miejsca albo nawet z biegu.



Brak warsztatu widać od samego początku aż po sam koniec. Nie unikasz niewyraźnych sformułowań - niemających wyrazistości, powtórzeń, które niekiedy wyglądają na celowe, ale w spotkaniu z tymi przypadkowymi wypadają blado i niepotrzebnie.

Tematyka jak tematyka, widziałem bardziej kontrowersyjne teksty dotykające tego samego tematu. Nawet były bardziej przyjemne w czytaniu.

Lecz nic nie szkodzi, nie od razu każdy musi pisać genialnie i obrazowo.

Masz jeszcze dużo czasu, a wierzę, że jak będziesz ćwiczyła to poprawisz warsztat.

Nic tylko pisać, czasem coś przeczytać i dalej pisać swoje.





PS: Kolejne komentarze do komentarzy znajdą inne zakończenie. Nie będę tego tolerował, jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości czy spostrzeżenia do oceniającego niech napisze mu na PW. Co autorkę tekstu obchodzi wasza rozmowa? Rzekłem.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

7
Hm. Przeczytałam zarówno Twoje opowiadanie, jak i komentarze. Część osób mówi o braku oryginalności - to racja. Tematyka może być "dziwna", ale za najważniejsze uznajemy sposób przedstawienia całości. Wiele jest opowiadań, które mówią o niczym, takie pitu-pitu, lecz nie można się od nich oderwać, u Ciebie jest odwrotnie: temat nie jest szczególnie wyeksploatowany, chociaż czytałam już dużo historii podobnych do Twojej.



Radziłabym Ci skupić się na klimacie. W porządku, ciemne uliczki, spacerki, niepewność, nieakceptowanie siebie: nie czułam tego, nie potrafiłam się wczuć, przeczytałam... Kolejny dzień z życia nastolatka, tak, szczerze mówiąc, odebrałam Twoje opowiadanie, a chyba nie o to chodziło.



ćwicz, ćwicz, skup się na uwiarygodnieniu bohaterów, obserwuj ludzi, wyciągaj wnioski, a potem przenoś je na kartkę.



Pozdrawiam i życzę powodzenia.
"Tymczasem zaś trzymajcie się ciepło i bądźcie dla siebie dobrzy".

Przedmowa - list do Czytelnika z "Zielonej mili" Stephena Kinga.



"Zawsze wiedziałem, że jestem cholernie wyjątkowy".

Damon Albarn
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”