Ostatnia modlitwa [Sensacja] Fragment tekstu

1




Jak co dzień włożyłem na siebie ten sam uniform.

Byłem go godny. Duma nie opuszczała także mnie samego. W końcu służba na Watykanie stanowiła nie lada zaszczyt. Największym powodem do chluby była jednak możliwość bezpośredniego obcowania z papieżem, Janem XXIV.

Jak co roku, powtarzając to od lat Ojciec święty wrócił z wakacji w Castel Gandolfo. Na samym starcie musiał rozwiązać konflikt. Tłumił go w samym zarodku tak, że wiadomość o jakimkolwiek sporze nie wydostawała się na zewnątrz, poza mury Stolicy Apostolskiej.



Teraz stałem przed drzwiami sam. Nikogo nie przydzielili mi do pomocy. Widocznie sprawa nie była tak poważna jakby się mogło wydawać. Zawsze w takich kwestiach wtajemniczało się najbardziej doświadczonych, a od czasu do czasu tych nieźle się zapowiadających. Oczywiście, wcześniej byli zobowiązani do złożenia indywidualnej przysięgi. Wierność i – jakby to określił biskup Acollino –plaster na usta. Tych, którzy rezygnowali ze składania przyrzeczeń skreślano na starcie. Wyraźnego znaku o zamknięciu bramy do kariery na Watykanie nie dawano. Po prostu, stopniowo tłumiono zapał kandydata, a po pewnym czasie przenoszono w inny rejon działania.

Drzwi na końcu korytarza otworzyły się. Wysoki mężczyzna, około czterdziestki wprowadził Papieża. Za nim podążała reszta świty. Uchyliłem czoła przed przechodzącym dostojnikiem. Odpowiedział mi lekkim gestem dłoni.

Otworzyłem kolejne drzwi. Jeden z ochroniarzy wszedł do środka.

Minęła długa chwila zanim wrócił z powrotem i zakomunikował, że właśnie teraz można wejść do środka.

Starałem się nie ruszać. Moje spojrzenie skupiło się na Ojcu świętym, który prosił, żeby nikt oprócz niego nie wchodził do Sali, która została przed chwilą sprawdzona.

Naczelnik, gruby mężczyzna z łysą głową i dobrze uprasowaną koszulą poinformował Papieża, że procedury na to nie pozwalają i w żadnym wypadku nie może się zgodzić.

  – To jest ważna sprawa bracie i nie mogę pozwolić na to, by ktoś tam jeszcze był oprócz mnie i skazanego – nalegał Ojciec święty.

Naczelnik po raz kolejny zademonstrował swoją dezaprobatę.

  – W takim wypadku proszę, żeby wszedł tam ze mną tylko jeden człowiek. Sam pan rozumie. On może wcale nie chcieć powiedzieć nam, o kogo, tak do końca chodzi. Wszyscy chcemy sprawiedliwości. Bóg daje nam tę właśnie możliwość. Proszę jej nie marnować – zaproponował Papież.

Zapadła chwila milczenia.

Przerwał ją głos naczelnika, który ruchem ręki zaprosił do siebie jednego z stojących zaledwie kilka metrów dalej mężczyzn.

Ochroniarz podszedł. To on właśnie wprowadzał papieża do pomieszczenia, w którym wszyscy się znajdowali. Naczelnik coś szepnął mu na ucho. Po chwili Papież wraz ze swoim indywidualnym opiekunem zniknęli za drzwiami.

Wszyscy czekaliśmy aż wrócą. Każdy koncelebrował tę chwilę w niezwykłym skupieniu. Sam naczelnik, oparty o ścianę wpatrywał się w to samo miejsce.

Taki porządek trwał kilkadziesiąt minut.

Mężczyzna, który wszedł z Papieżem do środka otworzył drzwi z całym impetem. O mały włos, a naczelnik zostałby nimi uderzony. Papież wyszedł jak zwykle, jako ostatni. Tym razem niezwykle skupiony i pogrążony w modlitwie. Jego głowa była schylona w ten sposób, że nie zauważyłem twarzy. Inni zapewne także. Ojciec święty pospiesznym krokiem w obstawie świty skierował się ku wyjściu.

Ta sama procedura.

Sprawdzenie terenu i odprowadzenie Papieża w bezpieczne miejsce. Sama bazylika świętego Piotra wraz z rozlokowaną ochroną tak do końca nie gwarantowała stuprocentowej pewności, że pewnego dnia nie wydarzy się coś niespodziewanego. Do tej pory nic takiego nie miało miejsca. Jednak wszyscy spodziewali się, że w historii Kościoła w końcu dojdzie do jakiegoś ekscesu.

Ostatni mężczyzna wchodzący w skład świty zamknął za sobą drzwi.

Znowu zapadła cisza. Zupełnie taka sama jak przed pojawieniem się Ojca świętego.

Miałem odczekać jeszcze kilkadziesiąt minut, aż do pojawienia się kolejnej zmiany.

Mój dyżur mieścił się w granicy dwóch godzin i miał nie opiewać w jakieś niewyobrażalne zajścia.

Czekałem cierpliwie.

Po pewnym czasie zjawił się szef ochrony wraz z moim zmiennikiem.

  – Poczekaj chwileczkę Franko. Musimy go jeszcze przesłuchać. Mamy pewne niejasności – rzucił pasywnie naczelnik.

  – Tak jest – odpowiedziałem. – Nie musi mi się pan tłumaczyć.

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.

Otworzyłem mu drzwi. Wszedł do środka.

Po chwili wybiegł z zupełnie inna miną niż do tej pory.

Spojrzałem na niego.

  – Co wyście mu zrobili? – krzyknął dowodzący.

  – Proszę pan, ja tu tylko pilnuję, żeby nikomu nic się nie stało. Nie zaglądałem do więźnia. Nie wchodziłem do jego celi.

  – Franko, macie poważny problem – przestrzegł.

  – Powtarzam, w niczym nie brałem udziału.

Bardzo się zaniepokoiłem zachowaniem dowodzącego, Botticellego. Na moim czole wystąpiły krople potu. Otarłem je.

  – Może i nie maczaliście w tym swoich paluchów, ale waszym zadaniem było zapewnienie bezpieczeństwa. Nie sprawdziliście się – oskarżył mnie Botticelli.

Mężczyzna, który towarzyszył Botticellemu po krótkiej chwili wyszedł z celi. Przypatrzył mi się. W jego oczach była pewna nuta współczucia.

Botticelli zbliżył się do mnie. Nasze oczy spotkały się na równi.

  – Lećcie zawiadomić biskupa Waltera – rzucił nagle.

Ruszyłem z miejsca, ale Botticelli przytrzymał mnie za rękę.

  – Nie wy – powiedział zaciskając swoją dłoń.

Popatrzył na drugiego mężczyznę. – Mówiłem do ciebie.

Ten natychmiast ruszył w kierunku wyjścia.

  – Powiedzcie mu, że skazany…, że skazany powiesił się w celi.

Te słowa uderzyły we mnie z całym impetem. Czytałem z ruchu ust Botticellego, kiedy wymawiał ostatnie zdanie, jakie padło tego popołudnia.

Botticelli poluzował uchwyt. Następnie mnie puścił.

Natychmiast skierowałem się do miejsca gdzie przebywał skazany.

Widziałem jak wisiał w kącie Sali trzymając w dłoni różaniec zupełnie tak, jakby przed śmiercią jeszcze się na nim modlił(…)



Najtrudniej nauczyć się tego, że nawet głupcy mają czasami rację. – Winston Churchill

2
Tam, Moi Drodzy, wtargnął jeden błąd taki drastyczny... Sali. Winno być sali. Po prostu z małej litery.



Dziękuję :D
Najtrudniej nauczyć się tego, że nawet głupcy mają czasami rację. – Winston Churchill

3
Znowu jestem wcześniej, niż zapowiadałam. Chciałam coś popisac ale muszę się przespac z własnym pomysłem, więc tymczasem objadę twój ;). Jestem zmęczona, czyli żadnej taryfy ulgowej<czepianka, czepianka - wykrzykuje, podskakując>


Byłem go godny. Duma nie opuszczała także mnie samego.
Nie widzę tu związku między owymi zdaniami. "także mnie samego" a kogo wcześniej nie opuszczała?



Watykan -> Anioły i Demony? swoją drogą jego najlepsza książka.
Jak co roku, powtarzając to od lat Ojciec święty wrócił z wakacji w Castel Gandolfo.
zmieniła bym trochę to zdanie, stylistycznie śmierdzi. Już nie mówiąc o tym, że znowu zaczynasz od "Jak co"

Tłumił go w samym zarodku tak,
to tłumił czy ukrywał? brak wieści o nim a jednocześnie to, że papież ma rozwiązac ten spór wskazywałyby, że jednak ten konflikt nie został stłumiony a ukryty. Po prostu ten zwrot wydaje mi się tu jakiś takiś niefortunny.

Minęła długa chwila zanim wrócił
długa chwila jakoś nie ten. Chwila zazwyczaj jest krótka, choc fakt, mówi się "dłuższa chwila".


Sam naczelnik, oparty o ścianę wpatrywał się w to samo miejsce.
to samo miejsce co kto? czy wpatrywał się w to samo miejsce cały czas? o 1 w nocy, po 8 godzinach pracy to może byc problematyczna kwestia :)



nadużywasz słowa "chwila"

otworzył drzwi z całym impetem.
nie musisz zaznaczac, że całym. A jak chcesz, to rozwiń to. Impet jednak zupełnie by tu wystarczył :)


tak do końca nie gwarantowała stuprocentowej pewności,
tak do końca wszystko psuje, jakby tego nie było, zdanie brzmiałoby dużo lepiej :)


nie wydarzy się coś niespodziewanego.
tu jest ok ale uważaj mój drogi na wielokrotne zaprzeczenia w języku polskim, bo on pod tym względem zupełnie nie trzyma się zasad logiki i można namieszac :)


Jednak wszyscy spodziewali się, że w historii Kościoła w końcu dojdzie do jakiegoś ekscesu.
znaczy spodziewali się niespodziewanego? hey! nie uprzedzaj faktów. pewnie chciałeś napisac, że dmuchali na zimne :P ale dziwnie to wyszło.


Zupełnie taka sama jak przed pojawieniem się Ojca świętego.
ale cisza była przed wyjściem papieża z sali a nie przed pojawieniem się. Przynajmniej nie ma tam nic o ciszy.


miał nie opiewać w jakieś niewyobrażalne zajścia.
znowu to robisz! przecież nikt sobie co dzień nie mówi " kurczaki, moje życie nie powinno się skończyc pod kołami autobusu" albo " jestem w pracy więc nie zdarzy się nic czego się najzupełniej niehehe spodziewam"


Po chwili wybiegł z zupełnie inna miną niż do tej pory.
ale ja nie wiem jaką miał do tej pory. Dla mnie równie dobrze mógł wybiec z bananem na twarzy


Powtarzam, w niczym nie brałem udziału.
udziału, udziału. Tak nie mówi ktoś, kto nie wie o co chodzi. Próbowałby raczej najpierw dowiedziec się co się stało.


Nasze oczy spotkały się na równi.
albo na krzywni i podały sobie ręce. Jakoś nie bałdzo.


z całym impetem.
lubisz ten cały impet, nie?


Czytałem z ruchu ust Botticellego, kiedy wymawiał ostatnie zdanie, jakie padło tego popołudnia.
właściwie dlaczego czytał z ruchu ust. był w szoku dopiero jak to zdanie już padło chyba? dla mnie to zawiłe :P muszę się wyspac.



podsumowanie:

Błędy: powtórzenia :) np: "chwila" i przecineczki. Nie wypisywałam ich ale kilku brakuje. Czasem składasz zdania dziwacznie ale każdy tak ma :P kwestia wprawy. Początek mi się nie podobał. Jakbyś nie miał pomysłu, jak to zacząc. Natomiast reszta jest spoko. Pomysł fajny(ja tam lubię Watykan), zaczynasz z grubej rury -> trupem <ah te początki rodem z książek Browna ;)> i stylistycznie też to jakoś lepiej wychodzi w dalszej części. Może się rozkręcasz. Początek jakiś taki bez ładu i składu ale potem już do rzeczy, właściwie czytało się nieźle. Zaczynanie od trupa to dobry sposób na wciągnięcie czytelnika ale potem są schody, bo trzeba trzymac poziom, ciągle go trzymac w napięciu. Ciekawe, czy planujesz dalszą częśc tego i jak to rozegrasz? Te wstępy są trochę krótkie i nie rozwijasz za bardzo pomysłu :)



Póki co może trochę interpunkcji<mi też by się przydało> i czytanie na głos swojej napisanej już pracy. Wtedy wychwycisz sam, co nie pasuje do całości. Ja o tej porze mogę już nic nie wychwytywac ;P





aha i jak już zdrabniac to - Arri ;)

Pozdrawiam serdecznie
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

4
Yup, widać wpływy mistrza Browna :D

Intrygująca fabuła :D

Hmmm, zgadzam się z przedmówczynią, nieco chaotyczne stylistycznie ale byście zobaczyli moje wcześniejsze powieści :P dałem jedną polonistce to chciała mnie usadzić!



Może odzywa się antychryst we mnie lub cuś ale ten papież mi nie przypasił ;P

Jeżeli zamierzasz pójść tropem koncepcji na książke Browna wedle mnie przy tym wisielcu powinno być coś, czego obecni nie będą w stanie rozszyfrować, coś, co daje do zrozumienia że coś co zaszło ma więcej niż jedno dno.



Rozbudowałbym również opisy, spróbuj słowami oddać przestrzeń, ja w swoich powieściach staram się jak mogę ułożyć kolejne słowa tak, by czytającemu same do głowy przychodziły wizje tego co czyta.



Niemniej moja ocena jest bardzo pozytywna, może lubie jak w watykanie ktoś publicznie ginie, ale myśle że to co innego.



Nieoszliwonany szafir, po drobnej obróbce zalśni pełnym potencjałem.
"Czasem żeby iść dalej musisz usiąść"

My motto.

"śmierć przechodzi wdzięcznie i gładko przez nasze palce, pozostając w oczach...nie zabijaj jeżeli nie musisz"

My ninde.

don't click this link...

5
Arianna bardzo ładnie wskazała potknięcia, choć była dość tolerancyjna.



Historia, póki co, nie robi wrażenia - zaczyna się bardzo pospolicie, oklepanymi motywami. Pisząc, zapomnij o Brownie, oczyść umysł, idź za swoim bohaterem, obserwuj go, podstawiaj mu nogę i przeżywaj po swojemu jego przygody. Nie wzoruj się, szukaj własnej ścieżki, swojego sposobu na czytelnika.



Lubię pierwszoosobową narrację. Odbiorca łatwiej identyfikuje się z postacią, jeśli ją polubi i podświadomie uzna za autentyczną, to jest Twój.



Trzymaj się!

6
Czas na weryfikację. Oceniam bez zaznajamiania się z innymi opiniami, na żywioł. Szykuj się.



"Duma nie opuszczała także mnie samego."

że niby, , co? Skoro narrator mówi "także", to ma na myśli coś poza sobą. Jak do tej pory wspomniany był jedynie skafander. łojezusicku, duma przepełnia uniform! Ubranie ma uczucia! Lecę się spytać moich koszul, czy ich czymś ostatnio nie uraziłem.



"Jak co roku, powtarzając to od lat Ojciec święty wrócił z wakacji w Castel Gandolfo."

Po pierwsze, przecinek między 'lat', a 'Ojciec'. Po drugie, nie wiem, po co napisałeś "powtarzając to od lat". Zdanie traci czytelność.



"Tłumił go w samym zarodkuPRZECINEK tak, że"



"Drzwi na końcu korytarza otworzyły się. Wysoki mężczyzna, około czterdziestkiTUTAJ TEż wprowadził Papieża."

Jedynym usprawiedliwieniem dla papieża przez P jest wielki szacunek narratora do głowy Kościoła. Chyba, że to błomd. Ale jeszcze nie taki wielbłomd, Niemcy każdy rzeczownik piszą od wielkiej litery. Jawohl.



"  – To jest ważna sprawaI TUTAJ bracieI TU i nie mogę pozwolić na to, by ktoś tam jeszcze był oprócz mnie i skazanego – nalegał Ojciec święty. "



"naczelnik, oparty o ścianę :devil: wpatrywał się "



"Jednak wszyscy spodziewali się, że w historii Kościoła w końcu dojdzie do jakiegoś ekscesu. "

Jakby wcześniej ich nie było...



"Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. "

Pod nosem mógł coś mruknąć, ale jeżeli chodzi o uśmiechanie się... Spróbuj się uśmiechnąć nad nosem.



" – Proszę pan, ja tu tylko pilnuję"

Literówka, jak mniemam?



Ogólnie jest OK. Nie mój klimat, nie zapłaciłbym za przeczytanie tego tekstu, ale powiedzmy, że jest to wprawka. W takim razie może być.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

8
Uch... nie wiem co mógłbym tu jeszcze dodać. Rzuciło mi się w oczy to:


Jeden z ochroniarzy wszedł do środka.

Minęła długa chwila zanim wrócił z powrotem i zakomunikował, że właśnie teraz można wejść do środka.


Drugie ,,do środka'' nie potrzebne.



Rzeczywiście od razu kojarzy się z Brownem. Moi poprzednicy słusznie zauważyli, że powinno być bardziej tajemniczo. Spraw żeby śmierć skazańca była bardziej interesująca np. oderwane nogi albo zmumifikowane ciało :twisted:



Powinieneś popracować nad tymi powtórzeniami. Też mam z tym problem więc wiem jakie to bolesne :cry:



Trzymaj się i nie przestawaj pisać. :)

9
Przeczytałem...



Jakby to powiedzieć (napisać raczej...), brakuje mi tutaj czegoś dodającego tajemniczości. Niby jest dialog, jest małe zaskoczenie (o tym, że się powiesił...), jednak wciąż jest to zbyt skrótowe, chaotyczne.



Ponieważ tekst został rozebrany w dość okrutny sposób, ja tylko dorzucę coś, co mnie rozbawiło...


gwarantowała stuprocentowej pewności,


gwarancja, stuprocentowa, pewność = nie dawała :D Taka śmieszna logika wynika z tego zdania.



Wiem, że próbujesz naśladować DB, ale uważam i takie moje niezmienne zdanie w tej i podobnych kwestiach, że jeżeli autor, nie ważne jaki, Tworzy (tak, T) coś swojego, to ma wyznaczony punkt, oraz wytyczoną drogę, przez którą wiedzie go (JEGO!) myśl. Myśl, którą rozumie, karmi aż w końcu przelewa na papier. Jest to efekt życia "życiem" swoich bohaterów. Naśladownictwo zawsze będzie kuleć, do momentu, kiedy Ty zaczniesz czuć jak Twój bohater, ale wówczas, on będzie Tylko i wyłącznie Twój, a wtedy przestaniesz naśladować - wtedy zaczniesz Tworzyć :D



Ale jak to drewiej mawiali - najważniejsza jest praktyka i nieustanna praca nad sobą.





PS: dobra rada do poprawy błędów. Nie używaj Worda do 3-4 czytania. Czytaj na forum, i poprawiaj co zobaczysz, w Wordzie ludziska skupiają się na podkreśleniach na czerwono, i nie raz ładne "krzaczki" wpadają tutaj. Jest to tez doskonała metoda poprawiania umiejętności pisania poprawną polszczyzną. Jak sprawdzisz 3-4 raz tutaj, to wtedy wklej do worda i zobacz ile zrobiłeś błędów.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”