'Flakon' [obyczaj-kryminał] mały fragment powie

1
Tekst niewątpliwie trzeba dopracować, jako autorka nie zauważam czasami oczywistych błędów itd. Mam nadzieję, że krytyka tylko mnie zmotywuje do dalszej pracy;]



Odnośnie powieści - pomysł kiełkuje od dawna, jednak dopiero wczoraj zabrałam się za przelanie go na papier. Mam dużo czasu i wiele chęci.Tytuł nie ma na razie wiele wspólnego z fragmentem, który tu zamieszczam. Póki co fabuła dużo się nie posunęła, jednak na wszystko przyjdzie odpowiednia pora.











Nie bez trudu podniosła lekko głowę, która natychmiast opadła z powrotem na twardą powierzchnię. Każdy skrawek ciała bezustannie pulsował bólem, jakby był z dziką, niewytłumaczalną wściekłością drażniony kłębkiem złożonym z drutu kolczastego i garści ostrych szklanych odłamków. Kto mnie tak nienawidzi? - pomyślała.

Otwarła oczy. Znów zakręciło jej się w głowie. Nie chciała ryzykować ponownym omdleniem i postanowiła, ze poczeka w tym stanie, póki nie poczuje, że może całkowicie zapanować nad swym ciałem.

Minuty jej się nie dłużyły, właściwie nie zdawała sobie sprawy, ile trwała ta bolesna bezczynność. Leżała na przykurzonym dębowym parkiecie, czując na ustach posmak woskowej pasty do polerowania drewnianych nawierzchni. Chciała zwilżyć spierzchnięte wargi, jednak język odmówił jej posłuszeństwa. Nawet gdyby miała nad nim władzę, nie zdałoby się to na nic, ponieważ czuła przeraźliwą suchość w ustach. Rozejrzała się powoli. Spoza ciemnych miękkich plam, które wirowały jej przed oczami dojrzała, że słońce już dawno zaszło za horyzont.

W pomieszczeniu panował półmrok. Nagle cienie ogromnych mebli zaczęły na nią nacierać. Była bezbronna, nie miała siły krzyczeć. Pokój począł żyć własnym życiem, nie zważając już na nią, jakby wiedział, że ona nie ma już na nic wpływu. Przez jej przytłumione zmysły przechodził tylko ułamek złowieszczego rozprężenia, przypominającego jej wszystkie lęki, które mściły się w ten sposób na niej za lata nierównej walki i ukrywanie słabości. Jakby korzystając z okazji, przybrały postać bardzo starych, masywnych mebli, nieczułych, jakby poczucie wdzięczności ich nie obowiązywało za niedawną renowację. Wyciągnięte kształty ruszyły na nią w milczeniu, ciągnąc za sobą rozchybotane cienie. Nadciągały ze wszystkich stron, coraz niżej i niżej, jak nadchodzi budząca trwogę burza, w napiętej ciszy rozrywającej bębenki, przerywanej nagłą kakofonią rozjuszonych grzmotów. Nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. Zamiast uciekać w popłochu, leżała bez ruchu pewien czas. Jakieś niezidentyfikowane wibrujące dźwięki dochodziły do jej świadomości ze zdwojoną siłą, by chwilę później nabrzmiała, lepka cisza rozsadzała w niej wszystko od środka, nadymając się w jej czaszce z głuchym przeciągłym jękiem, jakby nie wytrzymywała ciśnienia.

Leniwie zamknęła szkliste oczy. Wtedy ból eksplodował w niej z taką mocą, że stojący w przeciwległym kącie gustowny stołek zaskrzypiał żałośnie, jakby altruistycznie chciał przejąć na siebie tyle jej cierpienia, na ile pozwalały mu mahoniowe drzazgi. Kobieta obnażyła zęby, rozchylając suche wargi w apogeum udręki. światło drgało jej pod zaciśniętymi powiekami. Miała w głowie kompletną pustkę. Straciła świadomość w niemym, zbolałym okrzyku.

Gdyby to nie był jej parkiet, próbowałaby go ratować, ale teraz było jej wszystko jedno. Jasne promienie ulicznej latarni padały przez stylowe okno z ciemnego drewna na szkarłatną maź, wydobywając z niej mistyczny, perłowy blask. Krew powoli, jakby z rozmysłem wsiąkała w szczeliny nienagannie dopracowanej podłogi mieszając się z kurzem i lnianą sukienką nieprzytomnej kobiety.



***

Harper ocknął się. Ryk syren był nie do wytrzymania. Złapał się za głowę, jakby wierzył, że ten gest wygłuszy hałas. Zreflektował się, że musi być naprawdę wykończony, skoro obudził się dopiero teraz. Spojrzał na plastikowy tandetny zegar wiszący nad drzwiami. Dochodziła dwudziesta. Drzemał pół godziny. Rozejrzał się nieprzytomnie po obskurnym biurze. Urzędował w najgorszym pomieszczeniu w budynku. Wszystko miało tu jakiś defekt. Ze starego, nieszczelnego okna łuszczyła się olejna farba w kolorze przywodzącym na myśl zawartość publicznej toalety. Wieszak miał wybrakowane haczyki, fotel był zapewne niejednokrotnie przypalony papierosem w zamierzchłej przeszłości, natomiast biurko przypominało raczej zmurszały karton pokąsany przez korniki niż porządny mebel. Nawet pomieszczenie gospodarcze było przyjemniejsze dla oka. Podszedł do okna w sennym odrętwieniu i odsłonił je. Przytłumione, zmysłowe pomarańczowe światło przeszyło subtelnie drewniane żaluzje niczym pianka sito, oświetlając wypłowiałą szafirową tapetę. Harper wyjrzał przez okno mrużąc oczy, pozwolił delikatnym promieniom pieścić swą twarz. Nie był całkiem rozbudzony. Ulica była spowita gęstą mgłą, przez co Harperowi wszystkie widoczne krawędzie wydały się zmiękczone i rozmyte. Ciemne krzewy i zwaliste budynki naprzeciwko wyglądały tego wieczora groźnie i tajemniczo, miało się nieprzyjemne wrażenie, ze coś bardzo niebezpiecznego czyha w ciemnych zakamarkach ulicy, by dopaść swą ofiarę i nasycać się lubieżnie jej przerażeniem i zapachem strachu. Harperowi mimowolnie włosy zjeżyły się na karku. Skarcił się w duchu, zboczenie zawodowe, pomyślał, by się przed sobą usprawiedliwić. W dalszym ciągu drażniący dźwięk docierał do jego uszu i potęgował ból głowy. Detektyw Harper przymknął oczy i zmarszczył czoło z boleścią.

- Harper, może byś się łaskawie ruszył i odebrał? - rzucił mocno zirytowany głos Falca przez uchylone drzwi.

Detektyw poderwał się nagle, jakby rażony prądem. Starzejesz się, pomyślał. W jednej chwili wyostrzyły mu się wszystkie zmysły, napięły nerwy i poczuł przypływ energii. Podniecony stanął przy biurku, gotowy by stawić czoła nowemu wyzwaniu, jakby przed chwilą nie krzywił się z powodu migreny i zmęczenia. Znalazł telefon. Wraz z rozwojem rozmowy mina rzedła mu coraz bardziej. Właściwie to był monolog, którego nie był w stanie przerwać. Gdy niespodziewanie w słuchawce nastała pełna napięcia cisza, nie wykrztusił ani słowa. Rozmówca wyraźnie wyczekiwał, aż coś powie. Gdy się rozłączył, wyglądał starzej niż zwykle. Odwrócił znużoną twarz w kierunku okna. Pomarańczowe światło, które go natychmiast otuliło nie wydawało mu się już ani trochę tajemnicze. Raziło i irytowało go. Wszystkie krawędzie na zewnątrz wydały mu się tym razem ostro, wyraźnie zarysowane. Cofnął się w głąb pokoju. Cienie zatańczyły na wyblakłej tapecie muskając sufit.

Całe jego podniecenie już dawno uleciało w próżnię, zamiast niego wkradło się rozdrażnienie i niechciane wyrzuty. Rozeźlony wypił jednym haustem resztkę zimnej kawy ze śmietanką i podwójnym cukrem. Lura miała smak kawy zbożowej najgorszej jakości, nie dało się jej wypić bez wszelkich możliwych dodatków. Był spragniony, a nie było nic innego pod ręką. Automat w korytarzu nic ciekawszego nie oferował. Nie chciał pić wody z kranu, mdliło go po niej. Nie cierpiał tej kawy, choć pytany, czy jest dobra, niezmiennie odpowiadał twierdząco. Sam właściwie nie wiedział dlaczego, brzydził się kłamstwem, choć po tym drobnym kłamstewku nie pogarszał mu się humor. To było przecież bez znaczenia. Wybiegł trzaskając bezwiednie drzwiami, co doprowadzało do furii wszystkich jego współpracowników. Wszystko się zatrzęsło, szyby drgały niebezpiecznie niczym naderwane struny, balansując na granicy upadku. Odkrzyknął 'przepraszam' w odpowiedzi na oburzone głosy, choć ciężko było się doszukać skruchy w jego tonie.

Wsiadł do przestronnego srebrnego samochodu i przekręcił kluczyk. Silnik zarzęził smętnie i zgasł, jakby chciał utwierdzić swojego właściciela w przekonaniu, że nic mu dzisiaj nie wyjdzie. Harper przekręcił kluczyk ponownie. Motor zajęczał i sapnął, jak zawodnik sumo mobilizujący resztkę sił, choć z góry wiadomo, że na próżno. Detektyw zaklął i uderzył dłońmi w kierownicę. Ręka zsunęła mu się i niechcący zatrąbił. Podskoczył na fotelu, zaskoczony tym dźwiękiem, który w tępej ciszy zdawał się być zwielokrotniony. Spróbował odpalić samochód ostatni raz. Rzężenie silnika układało mu się w dychawiczne 'nieee-uuu-daa-czniik, nieee-uuu-daa-czniik'. Nie wiedział, czy drwi z niego jego własny samochód czy jego zmysły. Zamknął auto, podniósł kołnierzyk płaszcza i skierował kroki w górę ulicy.



***



- Dobra?

- Obrzydliwa - odparł wysilając się na słaby uśmiech i zdziwił się swoją odpowiedzią. Spojrzał na kobietę obok. Urodziwa brunetka odwzajemniła uśmiech. Miała bursztynowe oczy oprawione długimi rzęsami. Jej szczupłe, jędrne ciało gubiło się w zbyt dużej koszuli. Była najwyżej pięć lat młodsza od niego. Znali się już trzy dni. Harper wcale nie czuł do siebie obrzydzenia z tego powodu. Rzuciła go żona, z którą na dobrą sprawę już niewiele go łączyło. Być może to było przywiązanie. Czuł ukłucie żalu. Ale nie rozpaczał, właściwie to oficjalne rozstanie niewiele zmieni w jego życiu. Piętnaście lat temu byli zupełnie innymi ludźmi. Wyrzucała mu, że jest zimny, cyniczny, niczym się nie interesuje i nigdy nie ma go w domu. On po prostu zajmował się pracą. Nie pamiętał żadnych dat niezwiązanych z jego sprawami do rozwiązania. Zaskoczyła go, mówiąc mu, jakie to dla niej było ważne. Właściwie nie mówiąc, tylko histerycznie szlochając do słuchawki. Był zdziwiony, myślał, że ona nie potrzebuje takich szczeniackich nadgorliwości. Nie zauważał jej sugestii? Zauważał, ale nie bardzo wiedział, czego ona od niego oczekuje i przybierał postawę uprzejmego wyczekiwania. Więc to ją tak drażniło. Nigdy nie wpadł na to, by kupić jej jakiś drobiazg z okazji imienin czy nawet bez okoliczności. Nie lubił prezentów. Zwłaszcza niepraktycznych. Ani dostawać, ani wręczać. Czuł się wtedy skrępowany. Gdy jego żonę naszła ochota na kupno czegokolwiek - wsiadała w samochód i po to jechała. Więc uznał, że prezenty są zbędne. A to zaoszczędza mu niepotrzebnego zachodu i dyskomfortu podczas wręczania upominku. Nie pamiętał, by kiedykolwiek brakowało im pieniędzy. Alice nigdy nie była rozrzutna. Być może dlatego, że nie mieli wspólnego konta w banku. Oboje dążyli do niezależności. I chyba w ten sposób zaczęli się mijać.

Na początku ich znajomości Harper był energicznym młodzikiem, któremu było pstro w głowie. Potrafił zauroczyć kobiety, a w przypadku Alice nie musiał się zbytnio wysilać, ponieważ jego żona jest bardzo kochliwą i uczuciową osobą. Przypomniał sobie jej zgrabną figurę i wydatne wargi. Chwilę później przed oczami przemknął mu obrazek, na którym jego żona rzuca w niego szklankami w zimnej furii, a on uchyla się w ostatniej chwili, widząc kątem oka jak naczynia tkwią denkami do góry w gipsowej ściance działowej. Już nie pamiętał powodu jej wściekłości, zapewne był błahy jak w przypadku innych awantur. Jej wybuchy były krótkie i ostre jak trzaśnięcia batem. Często miała humory. Nie chciał jej wtedy wchodzić w drogę. Wychodził. Ach, poszło o mydelniczkę, przypomniało mu się. On nigdy nie potrafił ubrać w odpowiednie słowa swoich emocji, a elokwentna Alice często się obrażała z tego powodu, bo czegoś nie powiedział lub nie ujął tego tak, jak ona sobie zaplanowała. Chodziła wtedy z zaciśniętymi wargami lekceważąc go z wyższością, ewentualnie zaszczyciła go pogardliwym spojrzeniem, jakby była ponad to. Wtedy wychodził. Co miał z nią robić w takiej atmosferze? O seksie nie było nawet mowy. Może nie był dla niej wymarzonym mężem, ale nigdy nie dopuścił się zdrady i był jej szczerze oddany, choć ona twierdzi, że był nieczuły i obojętny. Jego rozważania przerwała Megan.

- Coś nie tak? - spytała z pewnym trudem. Zdmuchnęła kosmyk zadbanych włosów z bladego czoła. Miały kolor ciemnej czekolady. - Zadzwonić po pielęgniarkę?

- Nie, czuję się jak nigdy dobrze - rozpromienił się nagle Harper, co wypadło nieco sztucznie. Kobieta wybuchła perlistym śmiechem spoglądając na jego bandaże i zadrapania. Podniósł plastikowy kubek po kawie do ust, by ukryć zmieszanie. On był jednak rad, że przerwała jego rozmyślania. - Zamyśliłem się - usprawiedliwił się, posyłając kobiecie głębokie spojrzenie i uśmiechając się ujmująco. Był dobrym manipulatorem, wiedział to i nie był z tego powodu zawstydzony. Wzrok mimowolnie mu się ześliznął na piękne piersi brunetki, ledwie osłonięte zbyt szerokim dekoltem. Właśnie takie najbardziej mu się podobały, choć ta para była naznaczona wspomnieniem wielkich sińców.

Harper zawahał się. Przez moment poczuł do siebie wstręt. Spojrzał z ukosa na Megan.

Przy niej wyzbył się jednak wszelkich wątpliwości i flirtował w najlepsze, jakby nie miał nic innego na głowie. A ona nie opierała się i w dalszym ciągu prowadzili ze sobą tę niezobowiązującą grę w szpitalnych łóżkach, choć oboje wyczuli, że każde coś ukrywa.

2
Do wszystkich zaczynających przygodę z pisarstwem od napisania całej książki:

Piszcie opowiadania! Powieści i tak na na tym poziomie pewnie nie kończycie a co dopiero marzyć o wydaniu. W czasie pisania jednej powieści można napisać 50 opowiadań z czego być może uda się wydąć jedno a to zawsze 3 stówy w kieszeni :twisted: To już drugi wstęp powieści który będę dzisiaj męczyć dlatego tak się mądruje ...




Nie bez trudu podniosła lekko głowę, która natychmiast opadła z powrotem na twardą powierzchnię


Nie bez trudu niektórym napisać z trudem. :wink: Wybacz, żart oczywiście - to po prostu nie brzmi najlepiej i ciężko się czyta. Ponadto stawiasz dużo zaimków, postaraj się coś z nimi zrobić.


Chciała zwilżyć spierzchnięte wargi, jednak język odmówił jej posłuszeństwa.


Nie czytałaś tego co? Myślę że w ogóle za szybko go nam pokazujesz, tekst musi swoje odleżeć przed pokazaniem go publice i głębszą poprawą. To prawie tak jak z winem, musisz nad nim popracować najpierw fermentujesz a dopiero potem przelewasz do butelek.


Spoza ciemnych miękkich plam, które wirowały jej przed oczami dojrzała, że słońce już dawno zaszło za horyzont.


Strasznie ciężko się to czyta... Niektóre fragmenty to najczystsza łopatologia. Piszesz że słońce już zaszło - Czytelnik widzi zachód słońca. A dopiero potem piszesz że dziewczyna znajduje się w pomieszczeniu. To gdzie to słońce? Nie ta kolejność. Najpierw piszemy o miejscu potem o bohaterach bo inaczej czytelnik może poczuć się oszukany.



Przebrnąłem przez pierwszą cześć i z ręką na sercu powiem ci tyle nic nie rozumiem... Za to polecam ci opis zbolałego i zmęczonego człowieka z Kary mniejszej Huberata. Naprawde warto przeczytać i poduczyć się warsztatu przy okazji :P


Właściwie to był monolog, którego nie był w stanie przerwać. Gdy niespodziewanie w słuchawce nastała pełna napięcia cisza, nie wykrztusił ani słowa. Rozmówca wyraźnie wyczekiwał, aż coś powie. Gdy się rozłączył, wyglądał starzej niż zwykle. Odwrócił znużoną twarz w kierunku okna. Pomarańczowe światło, które go natychmiast otuliło nie wydawało mu się już ani trochę tajemnicze.


Bez jaj... Po co to w ogóle pisałaś. Ogólnie wypadało by przytoczyć ten monolog i wnieść nim coś do fabuły a tak wiemy tylko że stary pan detektyw się podniecił telefonem a potem mu przeszło... Równie dobrze by można wprowadzić sekretarkę z silikonowymi balonami i blond peruce - to było by ciekawsze a detektyw mógł by się nią tak samo podniecać :P



Ciężko się Ciebie czyta moja droga myślę ze nie czytasz za wiele, albo czytasz za mało :P W każdym razie musisz jeszcze wiele napisać bo nie jest najlepiej. Nie dotarłem dokońc ponieważ tekst mnie niestety nie zainteresował. Też musisz z tym coś zrobić :D

Ale jak by nie było plus dla ciebie że piszesz w 3os. wielu początkujących wybiera pierwszą a to dla mnie pójście na łatwiznę. Przynajmniej na samym początku. Warsztat wypracujemy najlepij w 3 :P

Pozdrawiam i mam nadzieje, że za mocno Cie nie uraziłem :twisted:
"Tworzenie od niweczenia.

Kres od początku,

Któż odróżni z całą pewnością?"

3
chyba faktycznie się pospieszyłam z publikacja, dopiero teraz dojrzałam sporo miejsc, w których bym coś zmieniła, jednak reszta to moj zamysł, spójny z nieopublikowaną resztą;]

szkoda, że ciężko Ci przebrnąć przez ten fragment, no trudno...:) może całość Cię przekona jak odleży swoje? ;>

4
Uhum mam nadzieję :)

Poprawioną wersje chętnie przeczytam. Mam nadzieje że moje wskazówki choć trochę pomogły :twisted:
"Tworzenie od niweczenia.

Kres od początku,

Któż odróżni z całą pewnością?"

6
Hmm... jestem tu nowa, więc nie zręcznie mi komentować. To co jest ciekawe, to umiejętność dogłębnego porównania różnych emocji.

Co prawda, też trochę się pogubiłam, ale będę czytać następne fragmenty Twoich powieści.
Do usług



Agnieszka

7
Liwia pisze:To co jest ciekawe, to umiejętność dogłębnego porównania różnych emocji.
cieszę się, że tak myślisz:)



mogłabyś mi nakreślić dokładniej dlaczego sie pogubiłas?

dzięki za odpowiedź.

8
Chodzi mi o te pieszczoty i podniecenie, to bardziej mi brzmi jak miłosna scena a nie zwykły zachwyt nad pięknem słońca i później radość z telefonu.

Troszkę pszesadzone.
Do usług



Agnieszka

9
Hmm, ogólnie Kristopher przybliżył Ci zdanie jakie może mieć statystyczny czytelnik o tym tekście.

Ja mam podobne.

Przyznam się bez bicia, że się znudziłem.

Pod koniec czytałem metodą skokową. Wybacz.

Dziwnie układasz zdania, czasem używasz szyku przestawnego przez co zdanie nabiera dwuznaczności, na pierwszy rzut oka można je odczytać zupełnie inaczej niż byś chciała. Dopiero następne zdanie wskazuje nam prawdziwy sens.

Kod: Zaznacz cały

jakby rażony prądem
Zdarzają się takie rzeczy. Tutaj chyba powinno być "jakby porażony prądem", ale bardziej pasuje "rażony gromem".



Ogólnie musisz doszlifować styl. Podnieść o poziom język. I znaleźć coś bardziej interesującego do opowiedzenia.

Jedyny sposób na to to ćwiczenie, pisanie krótszych form. Takie jest moje zdanie. I oczywiście czytanie, podpatrywanie jak to robią doświadczeni pisarze.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”