Jak wiemy, życie pisze najlepsze scenariusze, trzeba tylko je dostrzec... Sceneria została zmieniona, ale główne zdarzenie jest, niestety, prawdziwe. To opowiadanie, to przestroga dla tych, co są zbyt ciekawi działania urządzeń ich otaczających, a przy ich badaniu nie myślą zbyt intensywnie

Czytajcie i się strzeżcie...
Na podstawie prawdziwych wydarzeń, w większości z prawdziwymi bohaterami...
Czasem jest tak źle, że gdyby było „do dupy”, byłoby znacznie lepiej.
- To był trudny tydzień – westchnąłem ciężko, stojąc w progu pokoju i po chwili wahania rzuciłem na kanapę długi, szary płaszcz, wsadzanie go do szafy było ponad moje siły.
Przez rozsunięte żaluzje w oknie wbijały się ostatnie promienie zachodzącego słońca, a ja niczym niemowlęcie kładłem się do łóżka. Starość? Nie, raczej zmęczenie całotygodniowym nagrywaniem. ściągnąłem buty i jeszcze w ubraniu bezwładnie opadłem na mięciutką wersalkę. Zamknąłem z błogim westchnieniem oczy. Rzeczywistość natychmiast przestała mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie, zapomniałem też o głodzie. Jak to mówią, sen jest najlepszą metodą na jego zabicie.
To był naprawdę ciężki tydzień, zasypiając pomyślałem myśl ostatnią i wpadłem w cudowną pustkę.
Obudziło mnie łomotanie w drzwi. Najpierw uznałem, że to zwykła pomyłka, więc zignorowałem sprawę, starając się wrócić do krainy Morfeusza. Niestety. Natręt nie dawał za wygraną i z coraz większa siłą domagał się otworzenia.
To nawet nie było pukanie, a prawdziwy szturm na moje mieszkanie! Już zbierając się z łóżka słyszałem, jak zawiasy ledwie wytrzymują morderczy napór. Przeszedłem przez próg, łagodnie utonąłem w korytarzu, w połowie którego zatrzymałem się przed lustrem.
- O kurwa... – jęknąłem, widząc podkrążone oczy i bladą twarz. Zamiast puszystych włosów miałem suche patyki. Mlasnąłem nieciekawie ustami i poszedłem dalej.
Tuż przy drzwiach coś mnie zaniepokoiło. W przerwach między waleniem usłyszałem co najmniej zastanawiające sapanie. Zbliżyłem ostrożnie głowę do klamki, tam miałem najlepsze słuchanie na korytarz, nie wiem czemu i badałem sprawę w uważnym milczeniu, Judasz już dawno został skutecznie zaklejony gumą.
- Ach, to on – w końcu poznałem jęki kolegi. Wyprostowałem się i przekręciłem zamek. – Co ci od...
- Kurwa! Jak boli! – Tomek niczym burza wpadł na korytarz, mnie siłą rozpędu odepchnął, rzucając na ścianę i poleciał prosto do łazienki.
Mam niewielkie mieszkanie, ot, kuchnia, łazienka i dwa pokoje. I korytarz. Też niewielki. Obserwując ruchy przyjaciela zacząłem żałować, że nie ma przy nas komisji rekordów Guinessa, bo Tomek z pewnością pobił czas rozbierania się w najkrótszym korytarzu na świecie.
- O jasny chuj niemyty! Ja pierdolę, zaraz mi jaj urwie!
Chyba jeszcze przez to, że spałem i byłem w stanie totalnego wycieńczenia nie zareagowałem od razu tak, jak powinienem. Rzucony na ścianę odbiłem się od niej i w spokoju padłem na kufer.
Leżałem spokojnie chwilę na wieku.
- Co ci jest? – jego zachowanie zaczęło mnie jednak powoli intrygować. Poza tym, jako właściciel tego przybytku chyba mam prawo do wyjaśnień? – Tomek! – w końcu nie wytrzymałem. Wstałem i... zamarłem natychmiast. – Ja pierdolę... – mruknąłem. – Kurwa! Co ci?! – tym razem z uczuciem troski i przerażenia zapytałem przyjaciela. Ostrożnie do niego podszedłem, ale nawet nie zdążyłem go dotknąć, już dał radę wyskoczyć ze spodni i w majtkach wpadł do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Ja pierdolę! O kurwa!... – po chwili odezwała się woda. - Aghhhh... - syczał przez zaciśnięte zęby, a ja znalazłem się w sytuacji, których unikam, jak ognia, nie wiedziałem, co robić!
- O kurwa, o jasny chuj – przekleństwa zmieniły barwę z mocno zdenerwowanej na łagodnie przeżywaną rozkosz, co wprowadziło mnie w lekką konsternację.
- Tomek! żyjesz? Co ci jest? – przystawiłem ucho do drzwi, by wyłowić jak najwięcej dźwięków.
- O rany boskie... och... o kurwa, co za ulga... – odgłosy ewidentnie wskazywały na orgazm, ale coś mi nie pasowało. Woda lała się monotonnie na tym samym poziomie. Odruchowo zerknąłem przez ramię na ścianę z lustrem, obok którego wisiał junkers. Gaz się nie palił! Tomek lał zimną wodę!
- Hej, człowieku! Odezwiesz się, czy mam wyłamać drzwi?! – raz już tak zrobiłem, ale byłem wtedy pijany, a gościowi w łazience zachciało się robić basen w mieszkaniu. Drzwi musiały zostać sforsowane. – Skąd ta krew? – spojrzałem na spodnie leżące na ziemi. W kroczu miały wielka czerwoną plamę.
- O rany... to nie krew... O kurwa, jak dobrze...
- Jak to nie? Co ty tam robisz?
- Jaja sobie tylko poparzyłem... ufff... Zaraz wyjdę... Boże, co za ulga...
- Hmmmm, jak chcesz – Jaj sobie poparzył? Cóż, ostatecznie można przecież.
Sięgnąłem do spodni na dywanie i od razu poczułem ostry zapach jakiegoś chemicznego gówna. Aż mi łzy pociekły z oczu, w gardle zadrapało, a nosie nagle poczułem dziwną gulę wesoło skaczącą i smyrającą ścianki obu komór.
- Co to jest? – wyprostowałem ręce, oddalając ubranie od siebie. – Cholera. – Krew to na pewno nie była, zbyt sztuczny kolor i ten toksyczny zapach, więc?
Zostawiłem spodnie i poszedłem do kuchni. Skoro już się rozbudziłem, to pomogę sobie jeszcze kawą.
Minął kwadrans, nim swędzenie w gardle i inne objawy przeszły. Cholernie mnie intrygowało, co to może być? Jakaś farba, bo co naturalnego może zostawić podobny ślad? Ale kto wylewa sobie takie toksyny na spodnie? Na krocze w dodatku?!
Nagle woda ucichła i doszło mnie ciężkie sapanie Tomka, jakby przebiegł dwieście metrów z taczkami pełnymi ziemi. Dyszał dość długo, ale mu nie przerywałem, wątpiłem, by mi cokolwiek w takim stanie wyjaśnił. Naprawdę był zmęczony!
Wyszedł owinięty w ręcznik na biodrach. Włosy miał zupełnie suche, brzuch, piersi też. Oczywiście mógł się zwyczajnie wytrzeć, ale potrafię rozpoznać po skórze, kto przed momentem brał prysznic, a kto nie. Zdecydowanie wodę lał tylko od bioder w dół.
- Powiesz mi, co ci się stało? – zerknąłem na niego, popijając kawę.
- Kurwa, człowieku, co za ból – skrzywił się.
- To znaczy?
- To znaczy, że możesz sobie wylać wrzątek na jaja, a to i tak będzie przyjemne łaskotanie w porównaniu z tym, co przed chwilą przeżyłem
- Czyli? – nie dawałem za wygraną, w końcu musiał mi powiedzieć co i jak.
- Czyli sobie wora poparzyłem, no!
- Ale jak? Szedłeś ulicą i nagle wyskoczył krasnoludek z wrzątkiem i cię polał?
- Nie... – Usiadł na krześle, opierając głowę na rękę, wolną dłonią zaczął się masować po kroczu. – Cholera, człowiek jest głupi... Generalnie, już wiem, że jak nie wiem, jak coś działa, to zwyczajnie lepiej to zostawić.
- No... taka jest reguła, ale nie każdy musi o niej wiedzieć.
- Daj spokój – jęknął.
- Powiesz mi, co się stało?
- Wracam od Agnieszki – powiedział krótko, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
W pierwszej chwili mnie zatkało, w drugiej otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa widocznie potrzebowały jeszcze trochę czasu, bo ciągle milczałem.
- No co? Byłem u niej... moment.
Znałem Agnieszkę parę lat, może nie na stopie przyjacielskiej, ale czasem wyskoczyliśmy razem na małego browarka i wiedziałem doskonale, że ta kobieta sprawia tylko pozory spokojnej, tłumiąc w sobie piekielną energię. Na co dzień nauczycielka, a jak przyjdzie co do czego to... wzdrygnąłem się na tę myśl... urywa facetom jaja?
- Nie, ona mi nic nie zrobiła – machnął ręką, widząc moją minę. – Sam sobie strzeliłem.
- Strzeliłeś?!
- Nooooo, farbą.
- Ale...
- Daj spokój, zachowałem się jak gówniarz – pomasował zaczerwieniony nadgarstek. – Masz coś do picia?
- Kawa? Przed momentem zrobiłem – bez słowa zgody nalałem mu filiżankę.
- Dzięki... Mówiłem ci wczoraj, że dzisiaj mam wpaść do Agnieszki.
- No i wpadłeś, heh – uśmiechnąłem się mimowolnie.
- Taaaaa– pociągnął łyk czarnego napoju. – Hmmmm, sytuacja była opanowana do pewnego momentu, dokładnie, kiedy wychodziłem z samochodu i zobaczyłem to małe gówno w kieszeni drzwi.
- Czyli?
- Czyli zacząłem się bawić tym urządzeniem i strzeliłem sobie w jaja! – odburknął i odstawił filiżankę, z miną męczennika patrząc na krocze.
- Ale co to było?
- Jakiś straszak, nie wiem. Wygląda jak paralizator, małe, prostokątne... na początku myślałem, że to jakiś alkomat jest i zacząłem się tym bawić. Z jednej strony było zaokrąglone, z drugiej jak podkowa zakończone, miało tam dwa wyloty, tylko się nie domyśliłem, co to jest!
- I co? Samo z siebie tak strzeliło?
- Nie, no pewnie, że nie – zniżył ton głosu, jakby ktoś nas podsłuchiwał, a on nie chciał, by ta opowieść wydostała się poza ściany pokoju. – Po środku miało dziurę na palec, dziurę, którą blokowało niewielkie skrzydełko, więc... skrzydełko wygiąłem, wsadziłem palec, wyczułem jakiś przycisk i...
- Ha, ha, ha! Strzeliłeś sobie w jaja! Ha, ha, ha! – nie mogłem wytrzymać. Może i to bolało, ale sytuacja co najmniej komiczna. Oj, jak żałuję, że tego nie widziałem. – I poszedłeś tak do Agnieszki?
- No...
- Uha, ha, ha! Oj, nie mogę! – to była apokalipsa. Skoro do mnie wpadł z takim krzykiem, ciekawe, co sobie pomyślała ona, gdy go zobaczyła. – I co?
- Heh, no nic – wzruszył ramionami. – Powiedziała, żebym zaczekał w pokoju, bo kończy żurek, odwróciła się na pięcie i wróciła do kuchni. – Wyciągnął papierosa i mnie poczęstował.
- Ale... nie zauważyła?
- W pierwszej chwili nie, jakoś zakamuflowałem farbę. Ale już wtedy mnie zaczęło piec, jak czekałem na schodach aż mi otworzy. – Cały czas trzymał jedną rękę na kroczu, wolno je masując. - śmiej się, wiesz, co przeżywałem? W pewnym momencie zaczęło mnie jeszcze dusić...
- No dobra, ale co Agnieszka zrobiła? Przecież musiałeś jej to pokazać.
- Pokazałem... Wiesz, kiedy ona jadła żurek, ja czekałem w pokoju. Całe to chujstwo zaczęło działać dopiero po kilku minutach. Po samym strzeleniu czułem zwykły ból uderzenia, co dość szybko przeszło, miałem chwilę przerwy i nagle zaczęła mnie skóra swędzieć, później szczypać, a później... było z każdą sekundą gorzej. A Agnieszka, jak wpadła do pokoju, zobaczyła mnie wijącego się praktycznie po dywanie od razu panika – uniósł ręce do góry i zaczął nimi machać - Rany boskie, Tomek, skąd ta krew?! Co ci się stało?!
- Dziwisz się?
- Nie. Powiedziałem tylko, że to nie krew, że farba, i że później do niej zadzwonię, po czym szybko wybiegłem. Chciałem jak najszybciej pod prysznic się dostać, myślałem, że jak to z siebie zmyję, to będzie lepiej.
- I jest?
- Odrobinę, przynajmniej pierwsza fala przeszła.
- To dalej piecze? – wyciągnąłem z szafki słoik i postawiłem na stole. Jakoś nigdy nie mogłem się dorobić popiołki.
- Tak... ale już mniej, teraz to tak, jakbyś wsadził rękę w pokrzywy i czekał, aż cię popieką.
- Tak piecze?! – przecież poparzenie od pokrzyw wcale nie jest przyjemne, zwłaszcza, gdybym miał całą ręką tak krzywdzić... specjalnie, a on mówi, że to nic w porównaniu z tamtym. – To wcześniej jak było?
- Jak? Tak, że gdy jechałem, nie mogłem nóg na pedałach utrzymać, dosłownie latały mi po kierownicy. Na skrzyżowaniu jeden gość na chodniku nawet się zatrzymał i zaczął na mnie bezczelnie patrzeć... w sumie widok dość komiczny – uśmiechnął się do siebie. – Wiesz, koleś siedzi w aucie i macha nogami po kierownicy, prawie przy tym płacząc.
- To jak tu dojechałeś?
- Pffff, normalnie, gaz do dechy i pizda – wzruszył ramionami. – Wiedziałem jedno, że muszę jak najszybciej się dostać pod prysznic, więc... to było jak na filmach, wycisnąłem z mojego poldka maksimum mocy, byłem jak najlepszy olej napędowy na świecie, maksimum mocy, maksimum osiągów, he, he. Ty byłeś najbliżej, zanim bym się dostał na drugi koniec miasta do swojego mieszkania, chyba bym umarł.
- Skoro to było twoje auto, to skąd tamto urządzenie w nim?
- Nie mam pojęcia... chociaż czekaj, tato przecież w zeszłym tygodniu pożyczył ode mnie samochód, bo jego padł, może to on mi to podrzucił i zapomniał wziąć? – wykrzywił się.
- Może. A teraz jak? – spojrzałem na jego krocze.
- Piecze, ale już do wytrzymania, ból upierdliwy, ale znośny, nie to co przedtem. Echhhh, jak wpadłem pod prysznic, myślałem, że odlecę, człowieku, takiej ulgi w życiu chyba nie doznałem. Dobrze, że widziałem jaja, bo ich w ogóle nie czułem, były jak odmarznięte.
- Mogłeś je stracić przecież.
- Wiem. Ciekawe, czy mogę mieć dzieci?
- No... czytałeś instrukcję? Może coś tam piszą o tym? W razie kontaktu ze skórą na kroczu... masz przejebane.
- To by było dobre, chwila bólu i po ptokach. A jaka oszczędność na gumkach? Spokojnie kochanie, w młodości poparzyłem sobie jaja, jestem bezpieczny.
- W gruncie rzeczy, jednak by było przewalone.
- Noooo... Echhhh, czasem jest tak źle, że gdyby było do dupy, było znacznie lepiej. - Skiepował fajka w słoiku i wbił wzrok w podłogę.
Zapadła cisza. Sen ode mnie odszedł, wróciła energia do życia, ale u Tomka było chyba odwrotnie.
- A ty? Co tak wcześnie do łóżka się kładłeś?
- Skąd wiesz, że spałem? – zapytałem zdziwiony.
- Bo to widać.
- Hem, po próbach jestem. Cały tydzień nagrywaliśmy pieprzone sceny i teraz odpadam, dali nam niedzielę wolną, na regenerację sił.
- To... regenerujemy?
- A masz regenerator?
- A mam – uśmiechnął się lisio, wyciągając z kieszeni szkiełko.
- No to zapraszam do pokoju... ale nie wiem, czy to dobre – zerknąłem wymownie na jego krocze.
- Hmmmm, się okaże, ot co – wzruszył ramionami.
Cóż, różnie można spędzać sobotnie wieczory. Jedni tańczą, inni się kochają, a jeszcze inni parzą sobie jaja, specjalnie, niechcący, nie ważne, liczy się efekt. Zawsze najważniejszy jest efekt.
Po pokoju rozbiegły się gęste chmury oparów.
Czekaliśmy na efekt.