Nie zmieścił mi się gatunek więc dopiszę tu - profanacja, humoreska, parodia..?
Tekst powstał z nudów, w szpitalu, być może nie ma żadnej wartości (albo i napewno), ale dawno niczego nie zamieszczałem.
W pewnym lesie żył sobie niewdzięczny, czerwony kapturek. Był on, przepraszam, była ona trudnym dzieckiem. Matka nie wiedziała co z nią zrobić. Po cichu załatwiała skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Kapturek siedział właśnie w łazience i miał sobie zrobić nową sznytę żyletką, kiedy to mama zawołała go do siebie. Powiedziała, że babcia zachorowała i trzeba zanieść jej parę rzeczy. Czerwony Kapturek nie wykazał dużego entuzjazmu:
- Co mnie obchodzi ta stara purchawa. Nikt jej chorować nie kazał. Siedzi idiotka wieczorami przed chatą, szydełkuje jak opętana. To teraz niech zdycha! - matka Kapturka nie odpuszczała jednak i zaszantażowała córkę:
- Jak nie pójdziesz to zabiorę ci komórkę i wstrzymam kieszonkowe!
Kapturek musiał skapitulować wobec tej groźby, chwycił nerwowo koszyk i ruszył w drogę. Błyskawicznie w progu pojawiła się matka krzycząc:
- Kapturku! Nie zbaczaj z drogi leśnej i nie rozmawiaj z nieznajomymi!
W odpowiedzi usłyszała nieprzyzwoite słowo, zaczynające się na sp...
Kapturek szedł lasem, kiedy usłyszał szmer w krzakach.
- Wilku, to ty? Zabawiasz się znów sam ze sobą? - zapytał czerwony diabełek. Wilk natychmiast wyskoczył zza krzaka. Był to wielokrotny recydywista, skazywany głównie za rozboje z bronią, kradzieże, pobicia i groźby karalne. - Zrobiłeś sobie nowy tatuaż? - Kapturek był niesamowicie spostrzegawczy i zauważał nawet nowo wyrośniętą jagodę. - Taa, kumpel z kicia wydziergał mi.
- A wilku, nie masz tam może amfetaminki troszkę?
- Jasne, że mam. Wymienię się na nasionka bielunia.
- Wilku, nie zbierałam ostatnio bielunia, po ostatnim razie nie mogłam dojść do siebie.
- No to zawsze możesz zapłacić w naturze he, he.
- Wiesz przecież, że mam żelazną zasadę. żadnego seksu przed osiemnastym rokiem życia.
- Przecież ty nie dożyjesz osiemnastki, dziewczyno. Więcej pijesz niż mój wujas moczymorda z rodu białego kła.
- Co ty dajesz wilk. Mam tu butelkę wina dla babci, mogę ci dać.
- Ok, niech będzie, mam zjazd po wczorajszej nocy to se klina walne.
Wilk wymienił więc gram amfy za butelkę wina. Kapturek wpadł na pewien genialny pomysł: - Wilku, nie chciałbyś wyruchać mojej babci? Znów zachorowała i muszę zapieprzać z jakimś plackiem i lekami. Wilk odparł: - Od biedy mógłbym to zrobić bo mam ciśnienie.
- A zajebałbyś ją po wszystkim? To sobie zjemy razem placek.
- No ba, z przyjemnością. Tylko najpierw ją ukatrupię, a potem wykorzystam, bo lubie posuwać martwe.
- Jak tam chcesz stary dewiańcie.
Razem więc kroczyli ścieżką w lesie. Domek babci był na skraju lasu. Właśnie wysuwał się na horyzont i konsekwentnie przybliżał. Kapturek w końcu zapukał do drzwi. - Hasło! - babcia zawołała głosem starej dewoty. Kapturek na to: - W dupie trzasło! - rozległ się chrzęst zamka i w progu ukazała się pomarszczona babcia. W tym momencie zza rogu wyskoczył wilk i pchnął babcie. Ta upadła na ziemię i zaczęła krzyczeć. Wilk chwycił wazon, przygrzmocił prosto w babciną skroń. Ta oddała ostatnie tchnienie, a wilk odrazu wziął się do roboty. Wtem do chaty wpadł gajowy. Był niedaleko i usłyszał niepokojące dźwięki. Kapturek wystraszony zwiał przez okno. Gajowy długo się nie zastanawiając kopnął wilka w twarz. Ten zamroczony padł na drewniane panele. Gajowy przełożył shotguna i wystrzelił w brzuch wilka. Babcia nie żyła, wilk podzielił jej los. Kapturka znaleziono godzinę później, leżał nad strumykiem z podciętymi nadgarstkami. I tak oto mama Kapturka musiała pogodzić się z dwoma pogrzebami - swojej matki i córki. Odbyły się w jednym terminie. A dzień po owych pogrzebach, mama kapturka powiesiła się w domu. Gajowy, który niejedno widział, postanowił wyjechać do sanatorium na kilka miesięcy starając się o wcześniejszą emeryturę. W lesie jeszcze długo krążyła historia rodziny Kapturków, a służyła do straszenia dzieci.
Czerwony kapturek - historia jeszcze bardziej prawdziwa
1Tych wszystkich którzy upajają się zgiełkiem mass mediów, kretyńskim uśmiechem reklamy, zaniedbaniem przyrody, brakiem dyskrecji wyniesionym do rzędu cnót, należy nazwac kolaborantami nowoczesności.