
Ps. Limit znaków obowiązujący prace konkursowe, wynosił 5000, zaś rzecz traktowałem jak wprawkę. Jak widać słusznie

- Szybciej, szybciej, zaraz tu będzie! – rzekł do odzianej w kosztowną kreację, dzierżącą łopatę i w pocie czoła kopiącej przestronny dół, kobiety. Piecyk nie pomieści, piwnica do cna zapchana, więc padło na ogródek. Całość się przysypie, postawi koc i stworzy iluzję niedawno odbytego pikniku na łonie własnej posiadłości. Z pomocą drabiny wygramoliła się na zewnątrz i po chwili poświęconej nabraniu oddechu, oboje mocno chwyli za ręce i nogi, by na trzy pozbyć się ciężaru, który z głuchym trzaskiem zadomowił się na dnie.
- Tym razem pamiętaliśmy o wszystkim?
- No raczej ...
- Pewna jesteś?
Poczęła kolejno wyliczać. Trwało to do momentu, gdy ...
- Cholera.
- Co?
- Klapa!
Ku ich przerażeniu, w tej właśnie chwili, rozległ się ledwie słyszalny odgłos dzwonka. Oboje zwrócili twarze w kierunku skąd dobiegał.
- Biegnij! Biegnij co sił w nogach! – szeptał.
Więc zrobiła to. Biegła co sił w nogach. Jak mógł znów o tym zapomnieć? Jak ona mogła zapomnieć? Zresztą to już nieistotne. Większy problem stanowiła pozostawiona sama sobie dziura, która sama z siebie nie zniknie. Balkon, salon, korytarz, łazienka. Drzwi do niej prowadzące, były w zasięgu jej wzroku. Rozmowa [zechce się pan czegoś napić?]. Na szczęście można jeszcze na niego liczyć.
- Nie, dziękuję – odrzekł i dodał po chwili – aczkolwiek mam pytanie. Czy nie widział pan może mojego kolegi? Komisja wciąż nie otrzymała stosownego sprawozdania.
- A nuż się gdzieś zasiedział? – punkt pierwszy, rozluźnić atmosferę. Z udziałem perłowo białych zębów, robiących wrażenie [podobnie jak i suma, którą zażyczył sobie za to dentysta]. Odwzajemnił się tym samym gestem.
- Rozumiem. W takim pod jego nieobecność, pozwolę sobie przejąć jego obowiązek.
- Ależ naturalnie. Proszę śmiało wchodzić. Za chwilę zawołam małżonkę.
Nowoprzybyły nie tracił czasu. Z wewnętrznej kieszeni garnituru wyjął pozłacany długopis, oraz niewielki, oprawiony skórą notatnik, inicjując tym samym rozpoczęcie gry [start!]. Robił to na tyle sprawnie, iż nim jego gospodarz zniknął z pola widzenia, zdążył już opuszkiem palca, sprawdzić czystość na półce, gdzie zalegały sprowadzone na tą okazję, egzemplarze chińskiej porcelany dynastii Tang.
- Gdzie jesteś? – wyszeptał w pobliżu łazienki. W oczekiwaniu na jakikolwiek znak, sprawdził ostatnie niedociągnięcie, które było częścią składową tego, co zaszczyciło ogród. Wszystko tak jak należy. Ukojony tą myślą, mógł nareszcie powrócić do stanu racjonalnego myślenia. Kuchnia. Powrócił do salonu, gdzie jegogomość właśnie badał zawartość biblioteczki pod kątem zgromadzonej literatury, białych kruków, oraz sumy ich wartości merytorycznej, by na paluszkach przejść do miejsca, gdzie zgodnie z oczekiwaniami była. Uzupełniała nadjedzone wcześniej przekąski. Wszystkie znalazły się teraz na posrebrzanej tacy, i bezgłośnie udały się wraz z nią do salonu. Postawione na specjalnie zakupionym do tegoż celu, hebanowym stole. W tym przedstawieniu, wydatki nie załapały się na angaż.
- Oh, już pan przyszedł, nie zauważyłam – rzekła, przybierając ciepły ton głosu typowej, nieco zaskoczonej wizytą, kury domowej.
Szybko przytruptała w jego stronę, przeplatając radośnie nóżkami, jednocześnie wystawiając dłoń w jego kierunku.Ująwszy ją z najwyższą czcią i wyczuciem szarmancji, usta zmierzały ku pocałunkowi.
- Ale cóż to za grudka ziemi na pani sukni? – rzekł nagle, i zrezygnowaszy z aktu uprzejmości, chwycił za pióro, które bezlitośnie zanotowało jego wątpliwość. Korzystając z chwili nieuwagi okazji, skierowała głowę w stronę męża. Gdyby nie przybierająca delikatny odcień purpuru na jego twarzy, pomyślałaby, że nawet się na nią nie złości [pacan].
- Doprawdy nie wiem w jaki sposób się tu znalazła – odrzekła nieco zarumieniona, poddając się coraz to większej presji. Formą odpowiedzi którą w zamian otrzymała, było tylko ciche prychnięcie, oraz jeszcze bardziej zawzięte poszukiwanie dalszych nieścisłości. Pomiędzy inspekcją sytuacji rozgrywającej się pod dywanem, a sprawdzaniem czystości okien, pokusił się o skosztowanie jednej z wyglądających apetycznie, a przy tym tworzących dekoracyjny wzór, kozich serów pokrytych migdałem. Podczas gdy one pieściły jego podniebienie [o czym wcale nie miał najmniejszego zamiaru informować], jego błękitne oczy zwróciły baczną uwagę na sytuację mającą miejsce zaraz za oknem. Niedorzeczne. Doskonale zadbany ogród, który kontrastował się z przestronną dziurą w samym niemal jego centrum. Właściwie też trudno powiedzieć w jaki sposób dotarł tam tak szybko. Faktem jest jednak, iż nie dało się go powstrzymać.
- Na miłość boską, co to ma ... – uderzenie ciężkim szpadlem, nigdy nie jest przyjemne. Z tym, że przynajmniej znalazł kolegę z jury, a sam rozwiał wszelkie wątpliwości. Zgłosi to odpowiednim organom, a ich samych szybko sprowadziłby na samo dno rankingu. Gdyby nie to, że zasili ekosystem.
- Znowu? – zapytał beznamiętnie.
- Nie pozwolę, by Smithowie wygrali. Te mędy nie zasługują na tytuł najlepszego domu!
- Więc zakopmy to w końcu i dzwońmy po kolejnego ...