Sens zagubiony

1
No i zaczyna się jazda
wudu wuda krecha trawa
ah flaszka
okazja i odwaga do porymowania
wierszyki nie poezja
tak się skleja gdy wjeżdża na melanż ach
ah faza
wyżyję
się
na was
nie wystarczy enterów nawstawiać by powstał
wiersz by poetą się
nazwać
potrzebna metafora z drugiego dna słowa
mgła
i pył kosmiczny ubrać zza zasłony
ah czarną materią zbiór losów niesiony
ah
Kandydaci do Nobla
zobaczymy za 50 lat
czy to był żart z nas
w moich osobach psychika nie gotowa
na poważne słowa
to zwykłych schizofreników załoga jak ja
dawać hajs nie ja
otrzymać słowa które nie moje usta przemierzyły przez struny i takie tam
łapię się że wena konczy się ale przy klawiaturze potrwam
ja to mgła
nad śniegiem powstała
gdywiatrzawiał
może sb wyobrażasz
jestem w pozycji frunacych płatków śniegu
wśród zapkmnianych pól na których jezdził pociąg
ale miasto gdzie konczyła mu się trasa
wyludnione bo katastrofa je spotkała
zbudowane na bagnach
na przyszłych poległych w tragediach istnień ludzkich grobach
zaczeło się trząść w posadach
doszukując się dna tam
i opustoszone miasto
z nieużywaną stacją
zapomniane winno być
bo co się stało
przeraża
i Ciebie by przerażało
ran wkłutych
blizn wydżganych
krew lejąc się po betonie podłogi
chwiejne kroki
chwile trwogi to być winny
ten drgań kończyn taniec ostrzegał przed tym co się może stać
i usłyszane że się stanie
hamulec awaryjny zatrzymaj ten pociąg wysiądź
inaczej będziesz martwy
a tu grób wykopany
bezimiennych nienazwanych
pograzonych
pogrążonych w samozagłady
pojebanych pojebów
(wybacz stek wulgarnych słów inaczej nie nazwiesz więc no cóż rozumiesz już)
na głębokość gdzie jądro Gai Ziemi Planety Matki
spali nie tylko ciało ale i dusze
obyśmy nie wracali
ale nie uwolniony z samsary byt
nie w reinkarnacji ostatni jak hit pożądany spokój i blogie teraz już
nic
ale przeklęty los marnego xierpienia
wymodlony przez kolejnego już papieża
przez duchowych przywódców którzy się poznali
niech zazna karmy
i ujemną wartość czarnej materii której niech stanie się częścią
nieszczęście niech go gnębi
rany które cierpieli ich sztyletom nożom ciosom
słowom i czynom które w humanizm godzą
z wielką empatią wymierzonych zdań
które uderzały w duszę
ludzi których znał
i krzywdy i ból i spełnienie słów
niech cierpi bezimienny do końca wszechświatów i znów od początku nowych losów
dzięki Bogu za Aniołów tu
bo demony jak ten o którym mówię tu
stworzyły by piekło jeszcze za Życia
gdzie nikt by się nie smiał
nie śpiewał a muzyka to by był szloch rozpaczy z cierpienia jakie by ludzie doznawali
w oceany łzy by spadały spod
mmiliardówpowiek
a wszystko bo demonów nie widzi człowiek
mówił Jung
znaj swój cień
i obyś bał się człowieka którym być może się jest
ying i yang
dobro i zło
jesteśmy na wykresie po środku
wszystko bierze swój początek w człowieku
znajomość rzeczy
która nam dana
nie wszystkim się należy
ludź to dramat
też
oczywiście i szczęście po drugiej stronie
gdzie pójdzie człowiek to po jego stronie wyborze jak którą drogę
w tym lesie
nikt się z mapą nie rodzi przecież na nieszczęście
trzeba patrzeć uważnie
Bóg wysłał swoją armię
i na rozdrożach stawiają po drogowskazie
na Raj na Szczęście na Miłość
diabeł odwraca nam wzrok
i zaciera szlaki
każe nam na siebie tylko ważyć
ale czy to znaczy żyć
gdy ego a nie id czy duszy podszepty czy światło od anioła stróża co w około nas fruwa by nad nami czuwać
i wierzy że nam się uda
pokonać pokusy
nie tańczyć w około czarnego płomienia ogniska gdzie diabelskich skrzypków w fałszujące nuty uderzają struny
tylko gdzie Duch Święty co przyszedł ogniem ciepłym jasnym mądrym
wśród kwiatów wśród ptaków wśród drzew w lesie krajobraz łąki
ukrytej gdzieś ale dostępnej każdemu kto chce
byle by nie brał udziału w cierpieniu
popełniania grzechów
łamania przykazań
jak to najważniejsze
miłością obdarz każdego jak własna
Miłość
o to

oto
bezimienne miasto
które zburzone się budowało samo
bez pomysłów jak ruinę wznieść
wśród bagien i cmentarz gdzie nie leży nikt kto chce
kto chce leżeć na cmentarzy alejkach
zakopany na kilku metrach
na sąd na koniec czekać
kto umie się nie bać trafić gdzie może i coś być a może i nic nie ma
nie ma nic
jak żyć ze świadomością straty
koniec ma każdy zapisany lub z przypadku
czasem to wybór własnych wyborów rzecz podsumowana
ciesząc się z początku
zmierzających w stronę końca
a życie trwa
baw się baw
tańcząc i śpiewając
idź na całość
byle innym się nie dostało
idących od początku
zawsze w stronę końca
nieuchronna droga na Boga obraz stworzona istota
i wolna wola
i cud czlowieczenstwa
coś się kończy coś zaczyna
od atomu do wszechświatów niezliczenia


byłem ziarnkiem piachu
na plaży przy jeziorze
gdy przeszły po mnie stopy bose
ale o twardej podeszwie
jedne drugie i trzecie
roztarły w.pył jeszcze
i tak trwałem rozbity wśród innych ziaren piasku
na tej plaży wśród jeziora brzegów gdzie pełność szuwarów wsrod
wśród wiatru
i fal grała swą
melodię
i piasek i proszek
ja w około mnie kolejne historie których nieświadom nie opowiem
wśród pokoleń kolejno następujących
coraz więcej stóp ludzkich
rozdeptało mnie na atomy
o Boże coś stworzył
stajemy
sie kosmicznym pyłem
dla Ciebie wszystko
dla nas chwilę
nawet słońce gasnie ostatecznie
chyba nic we Wszechświecie nie jest
tak wieszne
jak Bóg
cud Boga
nas spotkał
że
zechciał zacząć od słowa
stworzyć oceany morza
ryby ptaki i stworzenia na lądach
a potem nagi człowiek pierwszy
mężczyzna
wśród tego co było dobre
i on dobry się stał
Bóg chciał jaki to fart
a mógł nie chcieć przecież
zadowolić się samoistnieniem
był przecież
czyms
czymś więcej niż wszelkie pojęcie
ale wybrał stworzenie
i Planetę i gatunek jeden wywyższył
niby jak siebie
i nuedoceniam tego zabijając sie codziennie zawinięty zochydzeniem
dziś do siebie wracam
dziś
wracam w potoku słów
czterdzieści lat później
czy to za późno już
jaki ze mnie Bóg Boże
jakie Twoje podobieństwo
jak żyłem raniąc i tworząc piekło
ślepo glucho śniąc mrzonką ego
Boże moj Boże czemu opuściłem Ciebie
I spadł z chmur piorun i uderzył w uszy grzmot
burza i kropli gęstych jak groch znad głów zgromadzonych popłynął jak rwący potok ocean wody
zaczął wszystko topić
sodomy i gomory zlekceważenie Boskiej woli
reset
z zalążkiem Ciebie
i tego który uwierzyl
zebrał w arce stworzenie po dwa z gatunku
paru ludzi
i wśród podróży powodzi
która zatopila góry czekał słońca
i nastąpiła chwila
i galazka oliwna
wina i wino
wina wina wina
moja bardzo wina
wiem

ps Gdzie jest sens jak to jest
o czym mówię co powiedzieć chce

ps2
tacy jak ja to
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja rymowana”