Witam po raz kolejny.
Mam nadzieje, że nikt nie będzie mi miał za złe tych wszystkich nawiązań.
Początek
All I see is terror
All I see is pain
All I see is mothers
Dragging children to their graves
I:Genesis
Koniec świata nastąpił dokładnie tak, jak go przewidywano(...). W połowie XXI wieku ludzkość owładnięta iluzorycznymi wartościami, takimi jak tolerancja, pacyfizm, demokracja, wolność słowa, czy prawa człowieka dotarła do kresu swojej wędrówki. Papieże postmodernizmu ze zdumieniem patrzyli, jak ich najskrytsze koszmary stają się rzeczywistością. Miłośnicy starego punk rocka włączali God save the Queen i z euforią krzyczeli No Future. Rządzący Chanatem Paryskim zwietrzyli szansę w powszechnej liberalizacji kultury i zaczęli prowadzić intensywne badania nad nowymi typami broni. W odpowiedzi przywódcy państw Europy środkowo-Zachodniej ogłaszali coraz to nowe programy kosmiczne i bredzili coś o pokoju za wszelką cenę. Zresztą i tak nie mogli zrobić nic innego, zmęczeni ciągłymi utarczkami z nieustannymi pielgrzymkami strajkujących i coraz częstszymi chuligańskimi wybrykami Europejskiej Złotej Młodzieży, jak nazywali ją członkowie Kasandry. O innych kontynentach nie warto nawet wspominać. W Ameryce Północnej Stany Zjednoczone pod przywództwem kolejnych czarnoskórych prezydentów wprowadzały w życie program zwany Precz z kulturą martwych białasów. Kraje trzeciego świata ze zdumiewającą skutecznością przepuszczały coraz większe sumy darowane im przez tzw. Kraje Rozwinięte, które jakiś spec od marketingu nazwał chwytliwie Tymi, którym powiodło się lepiej. Arabowie nadal tkwili w XII stuleciu(...). Jedynie azjaci jakoś dali sobie radę. W Polsce, która w międzyczasie dorobiła się miana XVII RP prezydentem został znany działacz , Józef Borzyk, który pomiędzy kolejnymi koncertami w koszarach(pod hasłami Ten system musi upaść i Nigdy więcej zabijania) znalazł czas na rządzenie. Pierwszą jego ustawą była całkowita likwidacja armii. Wyrzuceni na bruk zawodowcy chwycili za broń i zaczęli zbrojnie dochodzić swoich praw. Kraj, tak jak cała reszta świata pogrążył się w chaosie. Nikogo już nie obchodziły takie sprawy jak niezbywalne prawo do życia, czy ochrona życia poczętego. Arabowie w tym czasie eksterminowali ostatnich opornych w krajach zachodu(...)
Nie wiemy kto uderzył pierwszy. Faktem jest, że pierwsze bomby uderzyły w Japonię i Chiny. Później z niebywałą regularnością zaczęły uderzać w co większe kraje świata. Kto przeżył wybuch ginął od promieniowania, albo z rąk innych ocalałych. Ktoś uwolnił wirus WWE, który natychmiastowo powodował u każdego, kto nie był odporny niewiarygodny rozrost ciała, przy jednoczesnym skurczeniu mózgu. Bandy bezmyślnych osiłków pustoszyły, zabijały i niszczyły to, co jeszcze dało się spustoszyć, zabić lub zniszczyć. Członkowie Kasandry schronili się w nowoczesnym bunkrze rządowym w południowo wschodniej Polsce. Szczęśliwcy, którym udało się znaleźć jakiś Fallout Shelter na wiele lat odcięci od światła słońca wiedli swoje ubogie życia pod ziemią.(...) Tylko karaluchy i szczury były zadowolone z takiego obrotu spraw. W roku 2221 Kasandra zadecydowała wprowadzić w życie plan Rozpoczęcia na nowo(znany też jako plan Baranieckiego). Potrzebowaliśmy jednak więcej współpracowników(...)
Marian Baranowski, Głowa Kasandry.
Fragment artykułu, który ukazał się
22 III 2342 w czasopiśmie Kasandra.
A curse as old as time an armageddon misery
Spectators of a World in ruins
Hypnotised I'm staring at
Impossible Brutality
Is all there was is all there'll ever be
II:Renesans
Teodor Strangelove miał już dość wojny. Mimo iż nigdy nie zaznał niczego innego, to miał jakieś niejasne przeczucie, że wszystko byłoby lepsze od biegania w Power Armorze i zabijania ludzi, których jedyną winą było to, że nie chcieli potulnie dać się zabić. Teodor nie chciał się do tego przyznać, ale czuł, że oni mają dużo większe prawo do życia niż on, który był tylko jednym z wielu klonów wielkiego wojownika. Oni mieli cel życia inny niż tylko likwidować każdego, kto się nawinie i nie nosi Power Armora, on był tylko wyhodowaną maszyną do likwidacji. Zawsze można było się zbuntować, przeciw dowództwu, ale po co? Stałby się tylko kolejnym celem dla pozostałych Teodorów. Szedł więc przed siebie, szukając kolejnych przeciwników. Usłyszał strzały. Pobiegł w ich kierunku. Jacyś ludzie zajadle bronili się przed atakiem innych ludzi. żołnierzy. Nigdy nie widział takich mundurów, ale na pewno nie byli przyjaźnie nastawieni. Obserwował. Napastnicy byli zbyt liczni i zbyt dobrze wyposażeni, aby tamci mogli im stawić skuteczny opór. Kiedy bitwa się skończyła żołnierze przeszukali całą wioskę. Interesowały ich głównie dzieci. Zabierali je do jakiegoś wehikułu i wieźli ze sobą na wschód. Teodor ruszył za nimi. Mniej więcej w połowie drogi usłyszał jakiś szmer. Schował się za drzewem i obserwował. Zobaczył biegnącego chłopca. Uciekał. Dwóch żołnierzy już go doganiało, kiedy Strangelove wyszedł z kryjówki.
- Stop!
Zgodnie z przewidywaniami, nie zatrzymali się, lecz zaczęli przygotowywać broń. Nie zdążyli. Teodor z właściwą sobie szybkością wpakował w nich dwie kulki z OICW. A chciał im zadać jeszcze parę pytań.
- Damn it!
Kątem oka zauważył, że chłopak próbuje uciec. Skierował broń w jego kierunku.
- Stay here! –Zakrzyknął, ale to nie było konieczne. Dzieciak zobaczywszy wylot lufy granatnika stracił ochotę na ucieczkę.
- What’s your name?-Zapytał Strangelove. Bez rezultatu. Czy w tym cholernym kraju nikt nie rozumie po angielsku? Skierował palec wskazujący w kierunku swojej piersi.
- Teodor.
Chłopak dalej stał patrząc na niego jak na pajaca. żołnierz nie rezygnował. Po dziesięciu minutach wydurniania się osiągnął swój cel.
- Kamil.
Strangelove jeszcze przez jakiś czas próbował wyciągnąć z niego jakieś informacje, ale bez rezultatu. Zadecydował, że bezpieczniej będzie się oddalić. Wyciągnął rękę w stronę Kamila i machnął głową wskazując kierunek, w którym będą iść.
- Come.
Dzieciak z ociąganiem chwycił jego dłoń. Teodor ze zdziwieniem zauważył, że ma po sześć palców u rąk. Wojna zbierała swoje żniwo.
Może kilometr dalej żołnierz tknięty jakimś przeczuciem kazał małemu się schować. Upewnił się, że jest bezpieczny i poszedł sprawdzić okolicę. Wpadł w zasadzkę. Grupa uzbrojonych mężczyzn grzała do niego ze wszystkiego, co było dostępne. Power Armor jest wytrzymały, ale nie do tego stopnia, żeby wytrzymać kilka trafień z RPG. Teodor upadł. Zdawało mu się, że trwa to całą wieczność. Zdawało mu się, że śni. Widział śmierć przechadzającą się pod rękę z Pożogą. Jakieś dwa kroki za nimi szedł Głód, o zamglonych oczach. Nad nimi wszystkimi lewitowała wyszczerzona w szaleńczym uśmiechu Wojna.
Teodor Strangelove umarł. Nigdy miał się nie dowiedzieć, kim byli żołnierze, przed którymi ocalił Kamila.
A byli to po prostu żołnierze Kasandry, szukający nowych współpracowników.
All I see is violence
All I see is hate
All I see is tyrants dragging servants on a chain
A curse as old as time an armageddon misery
Spectators of a World in ruins
Paralysed I'm staring at
Impossible Brutality
Is all there was is all there'll ever be
III:Quest
Kamil śnił ten sam od lat koszmar. Jak przez mgłę widział zdarzenia sprzed dziesięciu lat. Najpierw żołnierzy, którzy napadli na jego wioskę i wymordowali wszystkich, których znał. Później robala, który uratował mu życie. Kurtza, wypytującego go o imię i wiek. Koszmar zawsze kończył się tak samo. Widział śmierć przechadzającą się pod rękę z Pożogą. Jakieś dwa kroki za nimi szedł Głód, o zamglonych oczach. Nad nimi wszystkimi lewitowała wyszczerzona w szaleńczym uśmiechu Wojna. Kamil zdecydowanie nie lubił nocy. Nie chciał wracać do tego snu, co przysporzyło mu poszanowanie wśród pozostałych. Zawsze był chętny, do wzięcia dodatkowej warty, byle uciec od koszmaru. Nigdy mu się nie udało. Im dłużej go unikał, tym silniejszy był atak.
Obudził go krzyk.
- Robale! Robale w pobliżu!
Każdy w tym schronie wiedział, co to oznacza. Atak. Kamil wziął G36 oraz Barret M82A1 i poszedł na pozycję. Shelter, przez który przechodził był miejscem wyjątkowo paskudnym. Nie chodziło nawet o odrapane ściany i nie dające się zmyć ślady krwi i ekskrementów. Chodziło o zepsutą wentylację i smród. W schronie brakowało światła. Nie na tyle, żeby nie móc odnaleźć drogi, ale wystarczająco, by przy wyjściu na zewnątrz doświadczyć nieprzyjemnego uderzenia w oczy i na jakiś czas stracić wzrok. Odczekał chwilę, aby znów widzieć i poszedł dalej. Położył się na wzgórzu i przygotował Barreta do strzału. Obok siebie położył G36, na wypadek, gdyby coś się nie powiodło. Poprawił Pięć-Siódemkę. Czekał. Zobaczył dwa robale, jakieś półtora kilometra od niego. Blisko. Strzelił. Trafił.Jeden z Power Armorów stracił procesor ruchu i zaczął chaotycznie wymachiwać kończynami, rozrywając na strzępy żołnierza, który siedział w środku. Drugi zaczął uciekać. Kamil strzelił znowu. Zbroja eksplodowała z hukiem. Wojna. Wystrzelić pocisk za kilkaset dolarów, żeby zestrzelić sprzęt wart kilka tysięcy dolarów. Nie człowieka. życie ludzkie nie jest warte tych kilkuset dolarów. Kamil naprawdę marzył o tym, żeby ci, którzy siedzieli sobie w cieplutkich bunkrach zostali kiedyś zagonieni do boju. Nie dlatego, że był przeciwny wojnie. Kochał ją i uważał, że jest jedynym zajęciem godnym prawdziwego mężczyzny. Nie wyrobił też w sobie zrozumienia dla tego idiotycznego pojęcia, jakim jest sprawiedliwość. Po prostu miałby więcej szans na przeżycie. Kamil uśmiechnął się do swoich myśli.
-Musisz się wysypiać przyjacielu, bo zaczynasz gadać całkiem od rzeczy.
Przyłożył oko do lunety i profilaktycznie omiótł spojrzeniem okolicę. Czysto. Zebrał broń i wrócił do schronu.
Zameldował o akcji Kurtzowi i wrócił do swoich codziennych zajęć. Rutyna oczyszczała umysł i pomagała zapomnieć. Dzień, jak setki innych minął mu na nauce, czyszczeniu broni i poznawaniu uzbrojenia oraz taktyki przeciwnika. Wieczorem Kurtz wezwał go do siebie. Przerwał czytanie o Railgunie i poszedł do pokoju dowódcy. Przez niedomknięte drzwi zobaczył, że tamten rozmawia z kimś przez Kryptonet. Na ekranie widać było niesamowicie wyraźny i czysty obraz. Kamil widział taki po raz pierwszy. Nawet Krypciarze nie mieli takiego czystego sygnału. Z czystej ciekawości przyglądnął się rozmawiającemu. Po dokładniejszym obejrzeniu munduru zauważył, że ma takie same oznaczenia, jak ci, którzy dziesięć lat temu ścigali go po lesie. Człowiek żyjący w normalnym świecie poczułby się zapewne zdradzony. Ale nie on. Jedynymi uczuciami jakie był w stanie odczuwać były rezygnacja i obojętność. Kiedy Kurtz zakończył, wszedł do środka.
- Witaj Kamilu.-Powiedział. - Usiądź.- Wskazał ręką na krzesło. Kamil usiadł.
- Wiesz, dlaczego cię tu wezwałem?
- Nie.
- Jak zapewne wiesz naszą walkę prawie w całości sponsoruje Krypta J38200.
- Wiem, chociaż nazwałbym to raczej wymianą.
- Do rzeczy. Jutro przyślą do nas człowieka. Historyka.
- Po co? żeby spisywał nasze chwalebne czyny dla potomności? Jeśli tak, to możesz im powiedzieć, żeby nie tracili czasu.
- Facet będzie wyjaśniał wszystkie luki w tym, co wiemy. Będzie chodził od krypty do krypty i zbierał od wszystkich informacje. Zdajesz sobie sprawę, co ten człowiek może zrobić?
- Co?- Bez cienia ciekawości zapytał Kamil.
- On może zakończyć wojnę! Rozumiesz? Zakończyć wojnę! Chy...
- Do rzeczy.-Przerwał mu Kamil.- Co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
- A jak myślisz? Czy zwykły krypciarz ma szansę przetrwać na zewnątrz? Kazali mi wyznaczyć kogoś dla ochrony.
- Mnie.
- Dokładnie. Kamil, jesteś moim najlepszym człowiekiem, a do tego jako jedyny z nas znasz angielski. Jeśli ktoś może tego dokonać, to właśnie ty.
- Dobrze. Kiedy wyruszamy?
- Jutro.
Następnego dnia Kamil poznał Alexa.
How much more can you take
Propaganda mind control
From the cradle to the grave
Poisoned fruits to kill the soul
The weak following the blind
Fearfull hearted empty eyed
In this mortal plane of slaves
Life's opressors can not be destroyed
IV:Rite de passage
Podróżowali już od paru miesięcy. Alex zebrał już wszystkie informacje, których potrzebował, kiedy dostał informację o jeszcze jednym schronie w okolicy. Musieli wrócić tam, skąd wyruszyli i podążyć na wschód.
- Wiedziałem, że tam musi być jakaś cywilizacja.- Podsumował Kamil.
Krypciarz nie odpowiedział. Zajęty był porządkowaniem czegoś w swoim komputerze. Kiedy skończył, wsiadł do samochodu.
- Tak jak myślałem.- Powiedział żołnierz.
- Jedziesz?
Kamil westchnął. Zajął miejsce obok kierowcy i w milczeniu pojechali.
Po paru dniach dotarli do Krypty J38200.
- Home, sweet home- Powiedział Alex i poszedł w kierunku włazu. Nadzorca powitał ich serdecznie. Po obowiązkowych badaniach pokazał Kamilowi jego pokój. Sześciopalcy wziął długi prysznic. Kiedy skończył padł jak bez życia na łóżko. Poleżał chwilę. Zaczęło mu czegoś brakować. Wstał i poszedł po broń. Heckler und Koch G36. Jego najlepszy przyjaciel. Wziął go w ręce i położył się znowu. Obok łóżka. Niektórych nawyków nie da się wyplenić. Zasnął od razu. Po raz pierwszy od lat bez koszmarów.
Obudziły go odgłosy walki. Sprawdził broń i wybiegł na korytarz. Szukał Alexa. Znalazł go biegnącego do wyjścia. Z abakanem w ręku. Wycelowanym w niego. Złapał za lufę i wytrącił karabin z ręki krypciarza.
- Rozumiem, że można się wystraszyć, widząc mnie w ciemnym korytarzu, ale żeby od razu strzelać.
Alex w odpowiedzi zaczął rozcierać nadgarstek.
- Musimy biec..- Wysyczał.
- I dać się zabić. Mam lepszy pomysł.
- Jaki?
- Można się stąd jakoś dostać do twojego samochodu. Inaczej niż przez to.- Głową wskazał na kierunek, z którego dochodziły strzały.
- Tak. Przez...
- Prowadź!- Kamila naprawdę nie obchodziło, którędy będą iść, byle nie przez pole bitwy.
- Co chcesz zrobić?- Spytał Alex.
- Sprowadzę posiłki. No nie patrz tak na mnie, jedziemy po Kurtza.
Biegli. Byli już prawie u celu, kiedy zaskoczyło ich paru napastników. Zanim Kamil zdołał zareagować postrzelili Alexa. żołnierz posłał im dwie serie i wsadził krypciarza do samochodu. Kiedy odjechali na bezpieczną odległość wyciągnął go i opatrzył. Ruszył dalej. Kiedy zbliżył się do bazy Kurtza coś było nie tak. Wszedł do środka. Pusto. Rozglądnął się po kwaterach. Ani żywej duszy. Poszedł w kierunku pokoju Kurtza. Nikogo tam nie było. Wyszedł na korytarz. Już miał opuścić bunkier, kiedy coś przykuło jego uwagę. W miejsce słów Our motto is: Apocalypse now. Ktoś napisał krwią: Your time is over. I trochę niżej: We are the Future. Kamil znał miejsce, gdzie Kurtz trzymał materiały wybuchowe. Sprawdził w komputerze Alexa lokalizację krypt i odjechał.
Był pewien, że wybuch zniszczył wszystko.
And as your World collapses
I'll watch it die in silence
I wish this day would come now
Await it's dawning without fear
(Kreator- Impossible Brutality)
V:Apokalipsa
Kamil śnił. Widział koniec. Ludzkość, która zniszczyła samą siebie. Zgliszcza starej cywilizacji, na nowo zasiedlane przez ludzi. Widział odbudowę. Ludzi w pocie czoła odbudowujących zrujnowany świat. Widział dzieci, bawiące się w ruinach i dorosłych, pracujących nad tym, by miały świetlaną przyszłość. Potem ujrzał sprawiedliwość społeczną. Nigdy nie miał straszniejszego koszmaru. Później śnił o ludziach w mundurach Kasandry decydujących o eksterminacji rasy ludzkiej. Zanim jeszcze udało się odbudować zniszczenia spowodowane przez pierwszą wojnę atomową, nastała druga. Po niej, na świecie nie było już nikogo. Wtedy właśnie Kamil pokochał Kasandrę. Ale sen trwał dalej. Widział śmierć tańczącą tango z Pożogą. Wychudzony Głód przygrywał im na puzonie. Wojna nie rozpaczała po zniszczeniu całej rasy ludzkiej. Odpoczywała, by nabrać sił. Wiele lat później powstała nowa cywilizacja. Kamil kochał Kasandrę. Ale jeszcze bardziej kochał szczury.
Obudził się. Czekał. Nadchodzący Alex był jak wybawienie. Od kiedy zawiózł go do krypty Kasandry, zachowywał się jakoś dziwnie. Sześciopalcy podniósł głowę.
Wystrzał.
Kamil umarł z uśmiechem na ustach.
I tak minął wieczór i poranek- dzień siódmy.
Koniec
Wszelkie podobieństwo tego do owego, a tamtego do niczego jest nieprzypadkowe i popełnione z premedytacją.
2
I ja też krzyczę to samo! Stop!Teodor Strangelove miał już dość wojny. Mimo iż nigdy nie zaznał niczego innego, to miał jakieś niejasne przeczucie, że wszystko byłoby lepsze od biegania w Power Armorze i zabijania ludzi, których jedyną winą było to, że nie chcieli potulnie dać się zabić. Teodor nie chciał się do tego przyznać, ale czuł, że oni mają dużo większe prawo do życia niż on, który był tylko jednym z wielu klonów wielkiego wojownika. Oni mieli cel życia inny niż tylko likwidować każdego, kto się nawinie i nie nosi Power Armora, on był tylko wyhodowaną maszyną do likwidacji. Zawsze można było się zbuntować, przeciw dowództwu, ale po co? Stałby się tylko kolejnym celem dla pozostałych Teodorów. Szedł więc przed siebie, szukając kolejnych przeciwników. Usłyszał strzały. Pobiegł w ich kierunku. Jacyś ludzie zajadle bronili się przed atakiem innych ludzi. żołnierzy. Nigdy nie widział takich mundurów, ale na pewno nie byli przyjaźnie nastawieni. Obserwował. Napastnicy byli zbyt liczni i zbyt dobrze wyposażeni, aby tamci mogli im stawić skuteczny opór. Kiedy bitwa się skończyła żołnierze przeszukali całą wioskę. Interesowały ich głównie dzieci. Zabierali je do jakiegoś wehikułu i wieźli ze sobą na wschód. Teodor ruszył za nimi. Mniej więcej w połowie drogi usłyszał jakiś szmer. Schował się za drzewem i obserwował. Zobaczył biegnącego chłopca. Uciekał. Dwóch żołnierzy już go doganiało, kiedy Strangelove wyszedł z kryjówki.
- Stop!
[Nine ociera czoło chusteczką]
W tym jednym akapicie poznajemy głównego bohatera, wraz z całą jego nieskomplikowaną psychiką, dowiadujemy się, jak mniej więcej wygląda świat, główny bohater słyszy, biegnie, ukrywa się, obserwuje, w następnym zdaniu napastnicy (jacyś ludzie) zabijają całą wioskę (innych ludzi), po bitwie zauważa, że ktoś kogoś porywa, biegnie, słyszy szmer, chowa się za drzewem...
Whoa. Za szybko. Za dużo.
O wieeele, wiele za dużo.
Nie czytam dalej.
Po wystrzałowym, fajowym intrze serwujesz nam rozdziały długości półtorej strony. Troszku zabrakło Ci opisów. Wygląda to raczej jak szkic powieści, niż jak opowiadanie.
Ten jeden akapit powinien zając minimum 10 stron płynnej narracji.
W takiej formie nie da się tego czytać. Niestety, bo klimacik intrem stworzyłeś naprawdę niezły, a i te te nawiązania do Fallouta też sympatyczne. Nie ma nic złego we wzorowaniu się, o ile nie ściemniamy, że to nasz pomysł.
Cóż, nie bardzo wiem, co z tym tekstem począć. Tu po prostu brakuje narracji.
3
Dzięki za ocenę, myślałem, że będzie gorzej.
I miałeś rację co do tego, że to fragment większej całości.
A tak btw. Jakbyś przeczytał całość to wiedziałbyś, że Teodor nie jest głównym bohaterem.
I miałeś rację co do tego, że to fragment większej całości.
A tak btw. Jakbyś przeczytał całość to wiedziałbyś, że Teodor nie jest głównym bohaterem.
Skowronem nadziei jesteś o brzasku, kiedy ostatnie tchnienie zmarłej kury dotyka sklepienia alabastrowego grobowca usłanego rzeżuchą...
Czesław Wapno - "Skowron Nadziei"
Miłość jest jak coca cola w zielonych butelkach - już jej nie produkują
Alan Moore - "Watchmen
Why so serious?
Czesław Wapno - "Skowron Nadziei"
Miłość jest jak coca cola w zielonych butelkach - już jej nie produkują
Alan Moore - "Watchmen
Why so serious?
4
Nie podoba mi się. A chciałbym, żeby było inaczej. Postnuklearyzm uwielbiam, ale Ty zaserwowałeś go w sposób nie przystępny, chaotyczny i nieschludny.
Początek (Tak! Już sam początek) jest fatalny. Piszesz, że nie warto o czymś wspominać, po czym właśnie to robisz. Nazwy ugrupowań (czy co to w ogóle jest?) są nachalne, nielogiczne. Wytłumaczenie początku wojny jest nader banalne i razi sztampą, która nawet nie udaje czegoś innego. Im dalej w tekst, tym gorzej: ten wirus WWE i wytłumaczenie jego działania jest straszny. Naprawdę!
Fallout'a znam na wylot, ale wlepianie (kalki!) tego do tekstu, zamiast inspiracji to żenada! Power Armor, Quest? Nie. Nie. I jeszcze raz nie. Nie przeczytałem dalej, bo nie warto.
Przepraszam, za TAK surową ocenę, ale nie mogłem tego nie napisać.
Początek (Tak! Już sam początek) jest fatalny. Piszesz, że nie warto o czymś wspominać, po czym właśnie to robisz. Nazwy ugrupowań (czy co to w ogóle jest?) są nachalne, nielogiczne. Wytłumaczenie początku wojny jest nader banalne i razi sztampą, która nawet nie udaje czegoś innego. Im dalej w tekst, tym gorzej: ten wirus WWE i wytłumaczenie jego działania jest straszny. Naprawdę!
Fallout'a znam na wylot, ale wlepianie (kalki!) tego do tekstu, zamiast inspiracji to żenada! Power Armor, Quest? Nie. Nie. I jeszcze raz nie. Nie przeczytałem dalej, bo nie warto.
Przepraszam, za TAK surową ocenę, ale nie mogłem tego nie napisać.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
5
Ale mi z tymi nawiązaniami chodziło w mniejszym stopniu o fallouta, a bardziej o "Głowę Kasandry". Co do samego tekstu to faktycznie widzę sporo błędów, ale miałem się zmieścić w tych paru stronach i stąd ta nieprzystępność. Dziękuję bardzo szanownemu Martiniusowi za to, że nieustępliwie po mnie jedzie, mimo iż nie zgadzam się z najczęstrzym zarzutem: chaosem.
Skowronem nadziei jesteś o brzasku, kiedy ostatnie tchnienie zmarłej kury dotyka sklepienia alabastrowego grobowca usłanego rzeżuchą...
Czesław Wapno - "Skowron Nadziei"
Miłość jest jak coca cola w zielonych butelkach - już jej nie produkują
Alan Moore - "Watchmen
Why so serious?
Czesław Wapno - "Skowron Nadziei"
Miłość jest jak coca cola w zielonych butelkach - już jej nie produkują
Alan Moore - "Watchmen
Why so serious?
6
Nie chciałem Cie urazić: ale proszę, wyobraź sobie taką oto sytuację...
Wchodze na to forum. Wiem, co kto pisze (tak mniej'a'więcej). Przeglądam świeże teksty i widze coś "apo". Zacieram ręce - wszak teraz będę czytelnikiem. Otwieram wybrane opowiadanie i czytam. I chociaż zawsze jestem spokojny o zawartość tego forum, to tym razem zdziwiłem się (zawiodłem?). Może dlatego, że miałem odmienne oczekiwania... Sam nie wiem. Nie spodobało mi się i to napisałem.
Jeżeli piszesz dla siebie, i wg Ciebie jest ok - to w porządku. Jeżeli jednak piszesz dla czytelnika, a ten powie Ci, że jest chaos - widocznie coś w tym jest
Wchodze na to forum. Wiem, co kto pisze (tak mniej'a'więcej). Przeglądam świeże teksty i widze coś "apo". Zacieram ręce - wszak teraz będę czytelnikiem. Otwieram wybrane opowiadanie i czytam. I chociaż zawsze jestem spokojny o zawartość tego forum, to tym razem zdziwiłem się (zawiodłem?). Może dlatego, że miałem odmienne oczekiwania... Sam nie wiem. Nie spodobało mi się i to napisałem.
Jeżeli piszesz dla siebie, i wg Ciebie jest ok - to w porządku. Jeżeli jednak piszesz dla czytelnika, a ten powie Ci, że jest chaos - widocznie coś w tym jest

„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
7
Przeczytałem. Całość. I mam mieszane uczucia, bo z jednej strony widać pomysł, a z drugiej, że wykonanie leży. Zarys akcji wygląda na szkic. Brakuje opisów - bardzo brakuje.
Chaosu to ja raczej nie widzę, ale za cholerę nie rozumiem wymowy końcówki.
Pomysł jest, wykonanie nie za bardzo. Ale jeśli dopracujesz, to wyjdzie porządny, dobry tekst.
Chaosu to ja raczej nie widzę, ale za cholerę nie rozumiem wymowy końcówki.
Pomysł jest, wykonanie nie za bardzo. Ale jeśli dopracujesz, to wyjdzie porządny, dobry tekst.