Metro[Urban Fantasy]Początek powieści?

1
Tak rzucam z zapytaniem czy jest sens to ciągnąć. Iodrazu mówie - to nie ma nic wspólnego z najnawszymi "Powieściami z Narni"



Metro



Wieczór zapadał już nad miastem, kiedy opuściłem teren szkoły. Szedłem powoli. Nie było przecież gdzie się spieszyć, metro jeździ co kilka minut, na pewno więc złapie jakiś pociąg. Poza tym byłem zmęczony. Klasówka i trzy kartkówki nie wpłynęły dobrze na kondycje umysłową, a perspektywa kilku godzinnej nauki w domu wcale nie napełniała minie radością. Do tego facet na WF-ie znowu dał nam wycisk... Ech, szkoda gadać.

Szedłem powoli. Nie było powodu, by się spieszyć. Bo tak naprawdę, tylko przez tę krótką chwile pomiędzy szkołą a domem mogłem być po prostu sobą. Jedynie teraz, z dala od ulicznego tłumu i gwaru, mogłem pogrążyć się we własnych myślach. I zachwycić pięknem przyrody. Albowiem widok rzeczywiście był piękny, w ten wczesny, listopadowy wieczór. Słońce schowało się już co prawda za budynkami, ale nie zaszło jeszcze całkowicie, rzucając swą pomarańczową poświatę na cały krajobraz. Na bloki, na drzewa, na asfalt. I na liście, które pokrywały cały praktycznie chodnik pod moimi stopami. Wieczorna zorza zdawała się pomnażać jeszcze ich niezliczone barwy, sprawiając, że mieniły się one wszelkimi odcieniami żółci, czerwieni, brązu, zieleni i złota. Szedłem więc przez ten kolorowy, bajeczny dywan, szeleszczący przy każdym kroku. Wsłuchiwałem się w ten szelest. Równy, rytmiczny powtarzający się. Jak muzyka.

Szedłem powoli. Nie było sensu się spieszyć. Nawet panujący na dworze chłód, nie był dotkliwy, ale rześki i pobudzający. Przyjemny. Jak cała otaczająca mnie natura; piękna, dostojna i majestatyczna. Napawała mnie, mimo wszystkich szkolnych trosk i problemów, radością. I szczęściem.

Przyspieszyłem nieco na schodach. Robiłem to zawsze, odkąd tylko pamiętam, sam nie wiem dlaczego. Nadało mi to rozpędu i postanowiłem już nie zwalniać. Nie było sensu się ociągać, bajeczny pejzaż zostawiłem dość daleko w tyle. żwawym krokiem, aby nie myśleć o utraconym raju, pokonałem bramkę wypadają na stacje.

I usłyszałem. Długi, przeciągły i melodyjny dźwięk nadjeżdżającego metra. Odgłos ten fascynował mnie od pierwszej przejażdżki koleją podziemną. Dziwny i tajemniczy, jakby śpiew niezidentyfikowanych istot z innego świata. Wsłucham się w jego łagodną dźwięczącą melodie. I zrozumiałem. Głos, spokojny i przeciągły, zaczął stopniowo układać się w przetłumaczalne słowo.

-Choooooooooooćć...

Poszedłem, przestąpiłem jeden czy dwa kroki. I zawahałem się.

-Choooooooooooćć... – powtórzył hipnotyczny głos. Poszedłem. Ciekawość zwyciężyła nad rozsądkiem, dlatego bez namysłu przekroczyłem ostrzegawczą linię i ruszyłem z stronę nadjeżdżającego pociągu. Wpatrzyłem się w światło przedniego reflektora. I zupełnie utonąłem w jego blasku.

-Choooooooooooćć... Poczułem silne uderzenie w bark. Zatoczyłem się. I odpłynąłem w otchłań. Nie było już teraz nic oprócz światła i śpiewu. A śpiew zamienił się w przeraźliwy pisk.

-Choooć do naaasss!

Poszedłem

* * *

Mocne gruchnięcie w plecy powoli rozbudziło wszystkie moje zmysły. Dotyk zarejestrował, iż to w co walnąłem, było wąską, metalową i przeraźliwie zimną rurą. Nos poczuł wokół świeże, chłodne powietrze. Słuch odebrał odgłosy równych, rytmicznych uderzeń. Jakby kół pociągu. Równowagę zaburzały miarowe podskoki podłoża Smak nie miał nic do dodania. A wzrok obudził się najpóźniej. Mleczna biel światła stopniowa gasła, rozpływała się niczym poranna mgła, odsłaniając krajobraz. Po bokach rozciągały się jedynie bezkresne łąki, pokryte wiosennymi kwiatami. A przede mną był pociąg. A dokładniej – tył pociągu. Sporo czasu zajęło mi zauważenie tego, że znajduje się na końcu ostatniego wagonu. I że nie jestem sam.

Mężczyzna, który stał obok mnie, był nienaturalnie wysoki, mierzył na oko ponad dwa metry. Jego ubranie było białe, przeplatane niekiedy srebrem i różnymi odcieniami beżu. Nieznajomy nie posiadał żadnych włosów ani zarostu. Był także bardzo szczupły, a w jego oczach dało się widzieć jakiś dziwny blask. Jakby światło reflektorów.

- Witaj Here n’ara. – odezwał się obcy, a jego głos był melodyjny i miękki.

-Jak mnie nazwałeś? – zapytałem zdziwiony.

-Here n’ara, znaczy Ten Który Poznał.

-Poznał co? – zapytałem niepewnie.

-Mobiliediane. – powiedział mężczyzna bardzo powoli i spokojnie. Tak, jakby Mobiliediana była dla mnie czymś normalnym i powszechnie znanym – Zaświaty Maszyn.

-Zaświaty Maszyn – powtórzyłem z niedowierzaniem w głosie.

-Właśnie tak – rzekł nieznajomy – bo maszyny, musisz to wiedzieć, także mają dusze. Które mogą przenikać do świata materii. Jeśli chcą.

-Ale po co... – bąknąłem całkowicie już zbity z tropu – Po co przenikać... do... i w ogóle?

-A po co duchy ludzi przenikają do waszego świata? – powiedział obcy nieco karcącym tonem. – Aby przekazywać wiadomości, to chyba jasne.

-Aha... – odpowiedziałem już trochę pewniej. Ale tylko trochę. – A jaką informację macie dla mnie? I w ogóle po cholerę żeście mnie tu ściągnęli?

-Nie ściągnęliśmy cię. My tylko wysłaliśmy zaproszenie. A ty przyszedłeś tu sam. I samego siebie spytaj, po co. I dlaczego. – głos mężczyzny był spokojny, monotonny. I zarazem zagadkowy.

-I co? – nieznajomy zdecydował się przerwać ciszę która zawisła między nami. – Znasz już powód

-Mniej więcej – rzekłem spokojnie i stanowczo. Chwilę przerwy w dyskusji wykorzystałem nie tylko na znalezienie dość krótkiej i lakonicznej odpowiedzi, która nawiasem mówiąc brzmiała : „z ciekawości” ale także na uspokojenie się i otrząśnięcie z szoku. – Ale zachowam to dla siebie.

-Jak wolisz, w końcu jesteś tu gościem.

-Ty zaś, powinieneś wyjaśnić mi, czemu wysłaliście to zaproszenie.

-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. A ten, pocieszę cię, nadejdzie już wkrótce. Najpierw jednak... –obcy zająknął się na chwile. A potem całkiem prozaicznie i bezceremonialnie zakończył. – Jestem Metron.

-Miło mi poznać – wykrztusiłem po chwili, siląc się na grzeczność. – Ja nazywam się...

-Nieważne – przerwał Metron. – Jesteś Here n’ara i to mi wystarczy. A teraz chodźmy, nie ma na co czekać.

Gdy mężczyzna uchylił drzwi wagonu, ciekawość znów wzięła górę nad pragnieniem sprawiedliwości i rezygnując z dalszych prób przedstawienia się, podążyłem za nim.

Pierwszą rzeczą, która przywitała nas w środku, był potworny smród. Woń przywodząca na myśl mieszaninę odchodów z rozkładającym się drewnem, wypełniała całe wnętrze. Wydawało mi się, ze zgniłe było nawet powietrze. O ile w tym wagonie było jeszcze powietrze. Odruchowo zakryłem rękawem nos i rozejrzałem się dookoła. Nie było tam praktycznie nic: ani przedziałów, ani krzeseł, ani nawet oświetlenia – jeśli nie liczyć dziur w ścianach i dziesiątek jarzących się oczu. A wszystkie one zdawały się patrzeć prosto na mnie. Podłoga usłana była mieszaniną trocin, ściana, odchodów i Bóg jeden wie, czego jeszcze.

„Jeśli tak wyglądają ludzkie zaświaty, to nigdy nie chciałbym umierać.” – pomyślałem.

Metron prowadził. Aby nie zgubić się w tłumie, musiałem złapać go za rękaw. Szliśmy więc dalej, a mijani pasażerowie podnosili na mnie głowy, patrzyli się długo, nieraz bardzo długo, ale żaden z nich nie przemówił. Czasem tylko któryś jęknął lub zaklął pod nosem, kiedy nadepnąłem na jego kończynę. A nie było o to trudno, gdyż wszyscy byli równie wysocy jak Metron, jak również tak samo łysi i tajemniczy. Jedynym, co pozwalało ich odróżnić, były kolory strojów, w śród których dominowały: żółć, biel, czerwień, zieleń i srebro, we wszystkich chyba możliwych odcieniach. Oczy każdego pasażera jarzyły się światłem podobnym do reflektorów samochodowych. I kolejowych. Mimo tego w wagonie panował półmrok, którego nie mogły rozświetlić nawet te wszystkie blaski. Wilgoć była wszędzie, zdawała się kapać ze ścian.

W końcu doszliśmy do celu. Metron zatrzymał się w rogu, koło dwóch odzianych na czerwono osobników, który siedzieli tam w samotności. Na nasz widok podnieśli się i stanęli na baczność. Wszystkie trzy duchu wymieniły kilka zdań w swoich dziwnym języku. Mimo, iż z całej dyskusji zrozumiałem tylko dwa słowa: Here n’ara, doskonale wiedziałem o czym - a raczej o kim – była rozmowa.

-Good morning Here n’ara – odezwał się jeden z tych czerwonych – nice to meet you. My name is Subwey.

-And I am Undergroung – dodał jego towarzysz – It’s really pleasure to see you.

-Welcome lords – powiedziałem, nie bez wysiłku walcząc ze smrodem, który ogarnął mnie po odsłonięciu twarzy. – I am...

-You’re Here n’ara. – przerwał dość niegrzecznie Subwey –and that is enought. – Znowu to samo. Zaczynało mnie to denerwować. Po co oni mnie tu ściągnęli jeśli nawet nie interesuje ich moje imię?

-Nadszedł czas – powiedział rzeczowo Metron – aby wyjaśnić Ci wiele spraw.

-Ooo... – powiedziałem sucho i nieco ironicznie – właśnie miałem o to prosić.

-Nie tu – powiedział po angielsku Undergroung – No, chyba że bardzo chcesz...

-Nie – zaprzeczyłem szybkim ruchem głowy. Myśl, aby wydostać się w tego okropnego miejsca, była silniejsza niż wszystko inne. Trzy duchy podeszły więc do drzwi. I zatrzymały się przez nimi.

-Co jest? – spytałem podirytowanym tonem. – Czemu nie otwieracie?

-Nie możemy – odrzekł przeraźliwie spokojnie Metron – zabrania nam... Dowiesz się później co. A teraz wypuść nas stąd.

Otworzyłem drzwi, które prawie nie stawiły oporu. Wyszliśmy. I niemal przenieśliśmy się do innego świata. światło dzienne, o ile w zaświatach istniały dni i noce, oślepiło mnie zupełnie. Zakrztusiłem się także świeżym powietrzem, i gdyby nie ręka Subwey’a z pewnością spadłbym z wąskiego łącznika pomiędzy wagonami. Po krótkiej chwili przyzwyczaiłem się jednak do nowych warunków i przeszedłem do następnej części pociągu.

Reakcja pasażerów śmierdzącego wagonu była dosyć dziwna. Być może sprawił to czas, który spędzili w ciemności i zaduchu, być może „to coś” o czym wspominał Metron, grunt, że grupa nie zerwała się od razu i nie popędziła z stronę wyjścia. Zamiast tego pozostałe duchy przez dłuższy jakby czas budziły się z letargu. Wierciły się, przeciągały, przecierały oczy i dopiero potem zwolna ruszyły z stronę drzwi. Ale nie dane było im opuścić wagonu. Ponieważ Undergroung zatrzasnął wrota, i nie zwracając uwagi na moje zdziwione spojrzenia, poszedł dalej.

* * *

-Jak ja dawno nie siedziałem na fotelu! – powiedział Metron rozkosznym tonem.

-Ja też – dodał Subway w języku wyspiarzy. – ostatnim razem robiłem to przed buntem.

-Tak, tak – dodał z lekko amerykańskim akcentem Undergroung. – ale może lepiej zacznijmy od początku?

-Zacznijmy od początku. – powtórzył stanowczo Metron – I pozwólcie panowie, że ja będę mówił, jako najlepiej władający polszczyzną.

W przedziale zapadła cisza. Nikt nie zaprotestował. Dlatego polski duch zdecydował się przerwać milczenie.

-Mimo, iż Mobiliediana jest światem Duchów, nie jest ona bynajmniej rajem. A przynajmniej ta jej część. Znajdujemy się bowiem w Mobiliedianie środkowej, w której przebywają dusze działających jeszcze maszyn. Każdy rodzaj urządzenia ma w tym świecie swój sektor, stworzony na obraz i podobieństwo własne. I tak na przykład my jedziemy pociągiem, samochody w samochodach, a samoloty w samolotach. Nadążasz?

-Raczej tak – przyznałem z uśmiechem – To w sumie proste.

-A wiec kontynuuję. Na tym świecie odbywa się prawdziwe „życie” maszyn. Tutaj mamy własne uczucia i pragnienia, które możemy do pewnego stopnia zaspokajać. Tutaj nie rządzą nami ludzie. Ale i tak nie jesteśmy całkowicie wolni.

W tym momencie drzwi przedziału otworzyły się i wkroczył Paren. Był on naszym gospodarzem, przywitał nas zaraz po wejściu do wagonu. Do Wagonu Pociągów Parowych. Nie był on może jakiś super luksusowy, ale przynajmniej nie czuło się tu takiego smrodu i zaduchu. Ich miejsce zajęły natomiast przedziały w fotelami i półkami na bagaże. ściany były okute metalem i wytapetowane, podobnie jak podłoga. Przez okno wpadało też trochę światła, a na suficie wisiała nawet lampa elektryczna.

-I jak panowie żyjecie? – powiedział gospodarz swym śmiesznym głosem, przywodzącym na myśl pracę tłoków kolejowych. – Potrzeba wam czegoś? Nie zimno wam tu? Nie za duszno? Może coś do jedzenia dam? Może herbatę przyniosę?

-O tak, poproszę – odpowiedziałem z radością w głosie, albowiem od długiego czasu nic nie miałem w ustach, a od tych wszystkich emocji gardło wyschło mi na wiór.

-A wy, panowie? życzycie sobie czegoś? Napitku, jadła, może czego innego? – Dusze pociągów podziemnych zaprzeczyły ruchami głowy. A Paren mimo to uśmiechnął się.

-W takim razie idę i już nie przeszkadzam. – było to tak oczywiste, że szkoda nawet suszyć zęby aby wypowiedzieć te słowa. Przecież wszyscy widzieliśmy, jak gospodarz wychodził i w sposób naturalny przeszkadzać już nie mógł. Ale Paren mówił dużo, zwykle znacznie więcej, niż było potrzeba. Widocznie lubił gadać, a robił to tak zabawnie, że wielkim wysiłkiem było powstrzymywanie się od śmiechu.

Gospodarz był, jak to mówią, puczysty. Jego wzrost nie odbiegał od normy, jak z przypadku moich towarzyszy. Za to jego masywna głowa była pokryta siwymi włosami i zarostem. Wąsów nie nosił i być może właśnie to sprawiało, że jego twarz była sympatyczna i przyjacielska. Jak już wspominałem, dużo mówił. A mówiąc często gestykulował, gwizdał i sapał, buchając z ust kłębami pary. Bardzo się też przy tym emocjonował, albowiem im więcej mówił, tym bardziej stawał się czerwony i wypuszczał z siebie tym więcej pary, wyglądając przy tym iście komicznie.

-A zatem – głos Metrona wyrwał mnie z rozmyślań – kontynuuję.

Mężczyzna rozejrzał się podejrzliwie, ukradkiem sprawdził czy gospodarz na pewno się oddalił i nie podsłuchuje, a następnie ciągnął dalej.

-Jak już wspomniałem nie jesteśmy całkowicie wolni. Rządzi nami bowiem legendarna Lokomotywa, którą niewielu widziało. Ona to właśnie przydziela dusze do danych pociągów i przekazuje nam różne komunikaty.

-Czy ta cała Lokomotywa – zapytałem niepewnie – to kobieta?

-U nas – Metron uśmiechnął się krzywo – nie ma płci. Wszystkie duchy są jednakowe. Ale na skutek częstych kontaktów z ludźmi przejęliśmy od nich wiele rzeczy. W tym i odmienne formy gramatyczne.

-Częstych! – krzyknąłem poekscytowany – Czyli ja nie jestem tu pierwszym człowiekiem w tym miejscu?

-Nie – odpowiedział Metron po chwili ciszy – było jeszcze kilku. Ale bardzo niewielu. Bo twój dar jest niezwykle rzadki, Here n’ara. Nasze kontakty z ludźmi ograniczały się głownie do słuchania ich rozmów na dworcach. Ale mniejsza o to.

W tym momencie drzwi znów otworzyły się i stanął w nich Paren z herbatą i ciastem.

-Już, już panowie, już wychodzę, tylko tacę postawie – mówił rozkładając stoliczek – A o czym to panowie tak rozmawiają, jeśli można wiedzieć?

-O ważnych sprawach – odrzekł sucho Metron – Których szczegóły wolimy zachować dla siebie. Nie obraź się Parenie, ale tak będzie lepiej. Być może opowiemy ci o tym później, gdy przyjdzie odpowiednia pora.

-Ach tak! – bąknął gospodarz w ze słabo ukrywanym rozczarowaniem – Ważne sprawy, tajne rozmowy. Rozumiem, rozumiem! Tak tak, tajemnica, konspiracja. Kto by tam dopuszczał do takich wiadomości niedołężnego starca? Przecież ja nic nie pomogę, nic nie poradzę. Nikomu nie jestem już potrzebny, nikomu nie przydatny. Co ja tam mogę? Nadaje się tylko do… - resztę jego słów zagłuszyły drzwi, które za sobą zatrzasnął. Było mi go trochę żal, w końcu gościł nas tylko przez grzeczność, a Metron nie pozwalał mu nawet przysłuchiwać się rozmowie. Doprawdy oburzające!

Ale nie było sensu się oburzać. Ciekowość była silniejsza, a Metron ciągnął dalej.

-Jak już jesteśmy przy ludziach, to trzeba wspomnieć i o tym, że większość pociągów ich nie lubi. I generalnie trudno im się dziwić. Kolei jest chyba pierwszym wymyślonym przed człowieka pojazdem, nie licząc tych napędzanych siłą zwierząt. Jednocześnie jest to najbardziej zniewolony środek transportu. Ludzie dali nam małe kółka, nie sposób na nich pojechać nawet po płaskiej łące, a co dopiero w trudniejszym terenie. Samochody czy statki, jeśli bardzo chcą, mogę zawsze zboczyć z kursu i poruszać się samopas. A my, pociągi musimy przemieszczać się tylko i wyłącznie po ściśle wyznaczonych torach. I wielu z nas się to nie podoba. Dlatego właśnie Lokomotywa nakazała przygotowanie się do buntu.

-Pięknie! – parsknąłem – Znowu rebelia maszyn! Ile to już razy było ćwiczone co? W ilu już filmach i książkach pojawiał się ten motyw? Czy to wszystko, nie jest czasem wytworem mojej wyobraźni, rozbudzonej wczorajszym oglądaniem „Terminatora”? Co ty na to Metronie?

Metron odpowiedział wyjątkowo mocnym kopnięciem w piszczel. Cios był na tyle silny, że ból aż przeszył mnie na wylot.

-Boli? – spytał duch głosem tak piskliwym, że aż przewiercającym uczy. – Jeśli tak, to wiesz już, że to się dzieje naprawdę! A teraz zamknij się i słuchaj!!! – pisk był już nie do wytrzymania. I przypominał hamowanie pociągu.

Metron dyszał przez chwilę, a jego mina była tak, wściekła, jak mina ojca podpisującego dziesiątą uwagę w tygodniu. W końcu jednak opanował się i kontynuował opowieść.

-Lokomotywa nakazała bunt – ciągnął – ale nie wszyscy zgadzali się z jej decyzją. Przecież ludzie nie są wcale tacy źli. Owsem, zniewalają nas, używają jako służbę, ale gdyby nie oni, w ogóle nie zaczęli byśmy istnieć. To człowiek nas wynalazł, wyprodukował i produkuje dalej, to on reperuje i unowocześnia nasze powłoki. Bo dusza pociągu powstaje z momencie powstania pojazdu i trwa tak długo, jak długo istnieje jej, jak wy to mówicie „ciało”.

Subwey i Undergroung drzemali, z cicha pochrapując. Historię znali bardzo dobrze, prawdopodobnie brali w niej udział i słuchali już wielokrotnie. Woleli cieszyć się wygodą foteli, co było zrozumiałe, po długim czasie spędzonym w bydlęcym wagonie.

-W każdym razie – mówił Metron, który zdawał się zupełnie nie zwracać na to uwagi. – Duża część pociągów sprzeciwiła się decyzji Lokomotywy. Były to głównie wykształcone dusze, potrafiące dostrzegać takie rzeczy, jak przydatność człowieka, o której mówiłem przed chwilą. Założyły one tajną organizację, którą nazwały Podziemiem. A my jesteśmy jej ostatnimi członkami.

Undergroung i Subwey niespodziewanie przebudzili się na dźwięk słowa „Podziemie”. Prawdopodobnie był to jedyny wyraz, który rozumieli w szlachetnej mowie Piastów.

-Nie trudno się domyślić, jaka była reakcja naszej „pani”. Gdy tylko dowiedziała się o sprzeciwie, wpadła w istny szał. Wszystkich należących do organizacji uznała za zdrajców i wymierzyła im straszliwą karę.

Metron zamilkł. Najwyraźniej wspomnienie było dla niego ciężkie. Cisza trwała bardzo długo. Dla rozładowania atmosfery nalałem sobie herbaty, ugryzłem kęs ciasta. Było całkiem dobre. Pociągnąłem trochę z filiżanki i czekałem. Anglosasi też milczeli w oczekiwaniu Długo, bardzo długo. W końcu wydało mi się, że Metron już nie przemówi. Ale myliłem się.

-Lokomotywa dokonała Przetasowania Dusz. To niezwykle trudna sztuka, która nie powiodła się nikomu innemu, ani wcześniej, ani później. – mężczyzna mówił powoli, z ogromnym trudem wyrzucał z siebie kolejne słowa. – Umieściła całą organizację w ciałach pociągów podziemnych. Takie ma, cholera, poczucie humoru. A nasze dusze zamknęła z ostatnim wagonie, w Wagonie Karnym. Uwięziła nas na zawsze…

Znowu zapadła cisza. Tym razem trwało to jeszcze dłużej. Nikt się nie odezwał. Dopiłem herbatę. Była słodka i mocna. Pobudzająca.

-Czyli to właśnie dlatego – tym razem ja postanowiłem przerwać panujące milczenie – właśnie dlatego nie mogliście otworzyć tamtych drzwi. Właśnie dlatego byłem wam potrzebny. Mam rację?

-Mniej więcej. – powiedział spokojnie Metron. Zmiana tematu przyniosła mu wyraźną ulgę. – Ty zaś byłeś i wciąż jesteś nam potrzebny do bardzo wielu rzeczy. Ponieważ nie jest to wcale koniec tej historii. Mimo iż byliśmy zamknięci, nie poddawaliśmy się. Dyskutowaliśmy, planowaliśmy ucieczkę i zemstę. Przez pewien czas. Potem wielu załamało się. żyli już tylko z dnia na dzień, a ich głównym zmartwieniem, stały się, bardzo resztą rzadkie, dostawy jedzenia...

-Jak to jedzenia! – przerwałem gwałtownie – Czy duchy, w dodatku duchy maszyn, mogą w ogóle spożywać posiłki?

-Oczywiście, że mogą – powiedział Undergroung po angielsku, odgryzając duży kęs ciasta.

-Mogę także pić – dodał ze śmiechem Subwey, nalewając sobie herbaty, do filiżanki. – A do tego zbliża się piąta, tak więc nadszedł „tee-time”.

Duchy parsknęły. Ich humory wyraźnie się poprawiły. A ja przed długi czas nie mogłem otrząsnąć się ze zdziwienia. Byłem powiem zaintrygowany nie tylko ostatnią informacją, ale i całą rozmową. Ujawniło się to dopiero teraz, bowiem wcześniej całkowicie wypełniała mnie ciekowość i chęć poznania całej historii.

-No co? – zapytał wesoło Metron , widząc moją minę. – Nie zastanawiałeś się wcześniej, skąd Paren miałby herbatę i słodycze? Przedmioty w tym świecie są wytworem zbiorowej świadomości duchów. Przenosimy do niego wszystkie te elementy, które znamy z jak to mówicie „rzeczywistości’. A jedzenie niewątpliwie do nich należy.

Zrozumienie tego wywodu zajęło mi dłuższą chwilę. Przez ten czas dusze pociągów podziemnych pochłonęły resztki prowiantu i rozparły się wygodnie na fotelach. Metron westchnął.

-Wracając do tematu, – zaczął ponownie – jesteś nam potrzebny do wielu rzeczy, Here n’ara. Ucieczka z Karnego Wagonu była oczywiście podstawą, ale nie celem samym w sobie.

-Co więc nim jest? – zapytałem przejęty.

-Zemsta – powiedział beztrosko Metron – Urzeczywistnienie idei Podziemia i obalenie Lokomotywy. A także ukaranie jej za popełnione zbrodnie.

-Ale, jak ja mogę wam w tym pomóc?

-Normalnie. Co czterech, to nie trzech, a poza tym... Gdyby misja się nie powiodła, tobie najłatwiej będzie uciec i powiadomić ludzi o planowanym buncie.

-Nikt mi nie uwierzy.

-To nieważne – przerwał Metron – zawsze się znajdzie ktoś, kto uwierzy. Będziesz musiał odszukać innych Here n’ara i razem uratujecie świat. A raczej ludzką cywilizacje. Co dla was na jedno wychodzi. Ale tym będziemy się martwić później. Na razie jednak, ruszajmy.

Duchy wstały, aby popuścić przedział, ale zatrzymałem je gestem.

-A wasi kompanii? Nie uwolnicie ich? Sam mówiłeś, że im więcej tym lepiej więc…

-Do pewnego stopnia. Jeżeli byłoby nas zbyt wielu, nie zdołali byśmy przemknąć się niepostrzeżenie. Zresztą, nasi towarzysze stracili ducha…

-Odzyskanie wolności może im go przywrócić! – krzyknąłem stanowczo.

-Może, ale nie musi. Duchy maszyn zmieniają się tak jak ludzie – w bardzo równy sposób. Niektórzy, być może, ruszyli by z nami. Inni zapewne, dawno już porzuciwszy nadzieje, pozostali by tutaj. A byli by prawdopodobnie i tacy, którzy sprzedali by nas w zamian za amnestię. Zdradzili by w kluczowym momencie i poświęcili powodzenie całej akcji dla własnej korzyści. I dlatego bezpieczniej będzie, jeśli przynajmniej na razie…

-Zostawicie ich w niedoli. Poświęcicie towarzyszy dla dobra sprawy! Czyż tak?

-Dokładnie! – głos Metrona stawał się coraz bardziej piskliwy. – Zrobimy to dla dobra sprawy, którą jest uratowanie twojego zarozumiałego ludu! I jeżeli dalej będziesz się tak zachowywał, to przestaniemy o to walczyć! Bo to jest WASZA wojna!

-Wybacz… - orzekłem w zakłopotaniu. – nie chciałem was urazić, ale…

-Po naszych kompanów, jak to ująłeś, wrócimy po wykonaniu misji…

-A jeśli nie wykonamy zadania?

-I właśnie takiego gadania się boje. Dlatego zostawiliśmy resztę. żeby nam nie psuli morale.

-A może chociaż – spytałem po chwili milczenia. – Wpuścić ich do tego wagonu, aby odpoczęli…

-Odpada – rzekł z stanowczo Metron – tutaj czasem zapuszczają się Konduktorzy – słudzy Lokomotywy. Jeśli zobaczyliby zbiegów podnieśliby alarm i nici z tajnej operacji.

-Naprawdę – dodał mężczyzna otwierając drzwi – najlepiej będzie, jak zrobimy to z czwórkę!

-W piątkę! – powiedział z naciskiem Paren, który nagle wyłonił się zza drzwi. – Idę z wami!

Naszą jedyną odpowiedzią, były miny wyrażające niepomierne zaskoczenie. Wobec czego Paren kontynuował.

-Słyszałem waszą rozmowę, panowie i wiem już co i jak. Wyście mi nie chcieli powiedzieć, mimo iż was gościłem narażając się na poważne konsekwencje związane z ukrywaniem zbiegów. Ale ja już i tak swoje wiem. – z każdym zdaniem Paren stawał się coraz bardziej czerwony, wydzielał też więcej pary. – a wierzcie mi że ja też nie pałam miłością do Lokomotywy. Cały ten wagon spokojnej starości, który nam dała, to bardziej luksusowe od Więźniarki miejsce zesłania. Pozwólcie mi iść ze sobą! Nie przeszkodzę, zapewniam was, a być może i pomogę. Znam pociąg lepiej niż wy, umiem też załatwiać sprawy z Konduktorami. Proszę, przyjmijcie mnie do drużyny. Chciałbym jeszcze raz poczuć się potrzebny, przydatny. Jeszcze jeden, ostatni raz pragnę zrobić coś dobrego dla ludzi, zanim przetopią mnie na złom. Proszę…

Metron powiódł oczami po nas całej kompani, a wszyscy jak jeden mąż potwierdziliśmy kiwaniem głowy.

-No dobrze – powiedział lekko zniecierpliwionym głosem duch warszawskiego metra – Ruszajmy więc. Bo daleka droga przed nami.
Wery fany, Wery importent, Wery fikatorium

2
Okej.



Kolejny tekst, i chyba zaczynam łapać Twoje mocne i słabe strony.



Sposób narracji



Zdecydowanie lepiej Ci wychodzi opowiadanie o wydarzeniach w trzeciej osobie, jak w "Złotej Klatce".

Tak to już jest, że z pisaniem w pierwszej osobie jest trudniej. Trzeba skupić się nie na tym, co myśli w danej chwili główny bohater, ile raczej na tym, co z tego, co myśli główny bohater może być interesujące dla czytelnika. I pisać tylko to.



Inna rzecz - pisząc w ten sposób sprawiasz, że Twój tekst nabiera cech szkolnego wypracowania. Wszystkie informacje podajesz na talerzu, podczas gdy warto pozostawić czytelnikowi sporo miejsca na własne domysły. Wydaje mi się, że lepiej pozostawić morze niedopowiedzeń, niż spuścić czytelnikowi na głowę ulewę narzuconych interpretacji.



Dalej - rytm. Za szybko. Wydarzenia dzieją się natychmiast, od razu. Nie dajesz odetchnąć czytelnikowi. Nie zdążył się zdziwić jeszcze na dobre przeniesieniem do innego świata, a tu już przechodzimy do codzienności.... za szybko. Każdy pomysł, każde wydarzenie musi najpierw zamajaczyć, wreszcie nastąpić, a potem rozwinąć się i przebrzmieć.



Brakuje tego przebrzmienia.

W takiej formie narracyjnej, w jakiej serwujesz ten tekst, to, co napisałeś, powinno zająć co najmniej ze 30 stron.



Więc albo stonuj to trochę, i rozwiń w powieść na jakieś 200 stron, albo... Zmień sposób narracji. Chcesz przedstawić czytelnikowi Zaświaty Maszyn (pomysł zresztą bardzo fajny)? To czemu nie wrzucić go na głęboką wodę?



Niech ten chłopak z premedytacją ucieknie z lekcji, żeby odprężyć się w Zaświatach. Niech zna już trochę tamtejsze realia. Niech tam bywa. Przedstawiaj wydarzenia, jakby były normalne dla niego - Underground i inni to jego znajomi. Gość wymyka się czasem, i znika na stacjach metra, aby pobyć w swoim świecie.



Będzie ciekawie, a i nie będzie trzeba rozwlekać tekstu, żeby wprowadzać czytelnika powoli w sytuację.



Pomysł



Hej, ja uwielbiam takie motywy. Trochę jak Gaimanowscy "Amerykańscy Bogowie". Urban fantasy pełną gębą. Póki co, nie mam nic do zarzucenia, a wręcz przeciwnie - to pomysł i realia, w których doskonale się odnajduję.



Błędy



Dwie rzeczy wołające o pomstę do nieba: Ten zew winien brzmieć CHODź, nie "choć". "Choć" to skrót od "chociażby", "choćby" i nie oznacza przywoływania kogokolwiek. To słowo brzmi "chodź", od "chodzenia". To musisz zapamiętać.



Druga, to angielski.
Good morning Here n’ara – odezwał się jeden z tych czerwonych – nice to meet you. My name is Subwey.

-And I am Undergroung – dodał jego towarzysz – It’s really pleasure to see you.
Nie wiem, czy te pomyłki przy imionach to zamierzone zniekształcenia, czy błędy. (Subway i Underground)



Dialog po angielsku odrobinę kuleje, ale chyba z tego samego powodu, co zwykłe dialogi. O tym niżej.



Dialogi



Aaargh!



- Jak to się, kurde mówi? - spytał Nine.

- King rzecze: "Ludzie tak nie mówią", Panie Nine - odparła Muza Winky. Kozica miała ostatnio zdecydowanie zbyt dużo wolnego czasu.

Szlajała się więc po pustawych korytarzach Weryfikatorium strasząc nowych niespodziewanym beczeniem zza winkla, czy jakie to tam dźwięki wydają kozice.

- Otóż to. Ludzie tak nie mówią, Tashi.

- Ale jak nie mówią? Konkrety! - Tashi skrzyżował ręce na piersi.

- Pełnymi zdaniami. To raz. Dwa - tekst poboczny to zło konieczne. Twoi bohaterowie mówią, jakby recytowali teatralne kwestie. A dialog, kurde ma być żywy! Ma być naturalny.



Człowiek raczej powie: "O w mordę" niż "czyż nie jest to zaprawdę niezwykły widok?". Dialogi musisz czytać na głos w całości. I póki nie brzmi on tak, że rozmawiający zdają się być normalnymi ludźmi, póty jest źle. Skracaj też. Nie wyjaśniaj.



- I właśnie wtedy... cholera wszystko wzięła - mruknął Underground.

- Cholera?

- Lokomotywa.

- Jaka lokomotywa?

Underground pochylił się i wysmarkał lekceważąco w kraciastą chustkę.

- Nie lokomotywa, tylko Lokomotywa - zaznaczył Subway.

- Co z nią?

- Przetasowała dusze - wzrok Undergrounda nie pozostawiał wątpliwości, że była to mało miła część tej historii.



I tak dalej. Dialogi to serce Twojego tekstu. Są najważniejsze. I muszą brzmieć naturalnie. Bo możesz to powyższe streścić oczywiście jednym poprawnym zdaniem:



-Lokomotywa dokonała Przetasowania Dusz. To niezwykle trudna sztuka, która nie powiodła się nikomu innemu, ani wcześniej, ani później. – mężczyzna mówił powoli, z ogromnym trudem wyrzucał z siebie kolejne słowa.



Pierwszy dialog jest dłuższy, ale ciekawszy. Drugie, to sucha informacja, (nie jest zresztą taka zła), i to po części przez te krótkie, zdawkowe, zbyt informacyjne wypowiedzi akcja pędzi za szybko do przodu.



Tyle na razie. Poczekamy na czyjś inny feedback.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

3
Te zniekształcenia są celowe, bo pomyślałem, że jak polski duch jest Metron to inne też trzeba trochę przekształcić. Ale sam już nie wiem, co lepszę.



I wobec twojego postu wypadałoby napisać opowiadanie jeszcze raz, tylko trochę inaczej. Czyż nie?
Wery fany, Wery importent, Wery fikatorium

4
Lekko zmienione są dobre. Sam lubię nazywać bohaterów jak miasta, często lekko zmienione w wymowie lub pisowni.



Ale tu chyba pasowałyby bardziej prawidłowe. I tak przy okazji: Ten z Anglii powinien się nazywać "Tube", bo tak tam popularnie nazywają pociąg podziemny.



Poczekajmy jeszcze, co powiedzą inni. Ale owszem, moim zdaniem napisałbym to od początku. Jeśli chcesz, żeby to była pełnoprawna powieść, to musisz niestety akcję nieco rozciągnąć. Ale jeśli chodzi Ci raczej o nowelkę, czy długie opowiadanie (polecam. Długa forma jest marna do ćwiczeń) - to lepiej wrzuć czytelnika od razu w znany głównemu bohaterowi świat. Niech czytelnik wszystkiego dowiaduje się z rozmów między postaciami. Będziesz mógł od razu złapać czytelnika na haczyk ciekawego świata.



I postaraj się o więcej ciekawych opisów. Niech Warszawskie Metro ma piskliwy głos, nieco ruskie rysy (bo są stare, rosyjskie wagony i nowe, inne)... Postaraj się przenieść cechy pojazdów na tych gości. Wysoki wzrost i lśniące oczy są dobre, ale to za mało.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

5
Może by się też ktoś inny wypowiedział (taka pokorna prośba)



z góry dzięki
Wery fany, Wery importent, Wery fikatorium
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”