Ciekawie ta zbroja wygląda. Niby staroświecka, z XVI wieku. Ale jakby… Nowa? W sensie, niedawno używana.
Niby zrozumiałe. Zabytek, to zabytek. Muszą przecież odświeżać jakoś te eksponaty. Trudno, żeby wszystko spowiły kilkusetletnie pajęczyny.
Ale mimo to… Klaudia spojrzała na podobną zbroję stojącą po drugiej stronie korytarza… Coś tu jest dziwne. Ta druga zbroja jakby bardziej zakurzona. Dłużej nieużywana. Niedotykana.
Dlaczego ta jedna zbroja się tak wyróżnia na tle całego korytarza i wszystkich zabytków wystawionych dookoła? Różnica jest subtelna, ale mimo to jakoś rzucająca się w oczy.
W sumie nieważne. Dziwne, ale nieważne. Wycieczka już zdążyła się zbytnio oddalić. Zniknęła już z oczu. Trzeba się dołączyć do reszty, nazbyt łatwo się zgubić w labiryncie korytarzy.
Klaudia energicznie ruszyła tam, gdzie ostatni raz widziała swych towarzyszy.
Dziura pod nogami‽
Klaudia poczuła, że spada. Spojrzała pod siebie. Tafla wody była dość daleko, jakieś dwadzieścia metrów, ale coraz bliżej. Była chwila na przygotowanie się, ale tylko chwila. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i zatrzymała powietrze.
Bogu chwała, dno było dość głęboko pod poziomem wody. Dzięki temu Klaudia nie połamała sobie nóg ani nie rozgniotła się w marmoladę. Pozostało więc tylko wypłynąć na powierzchnię.
Spojrzała w górę. Wyglądało na to, że była uwięziona. Nie zdoła się wspiąć dwudziestu metrów po gładkiej ścianie! Czy ma tutaj czekać w tej studni, aż umrze z wychłodzenia‽ Strach przygniótł serce.
Zaczęła gwałtownie obracać głową. Jednak nie, nie była uwięziona. Dostrzegła otwór w ścianie, jakieś pół metra nad poziomem wody. Na szczęście. Tam wespnie się bez problemu.
Już na kamiennej posadzce, ociekając wodą, zaczęła się zastanawiać, co właściwie się stało. Wyglądało na to, że w korytarzu, po którym szła, była zapadnia. Jakby celowo zastawiona pułapka, ale kto zastawiałby pułapki na wycieczkę zwiedzającą stary zamek przerobiony na skansen‽ A nawet, jeśli starodawni budowniczowie twierdzy celowo pokryli ją pułapkami, to przecież obsługa skansenu powinna była wszystkie takie cuda wykryć i zabezpieczyć przed wpuszczeniem gości!
Klaudia spojrzała w górę. Pod zapadnią rozciągał się kwadratowy szyb, którym spadła. Teraz najprawdopodobniej znajdowała się już pod ziemią, więc być może była to studnia. Bez problemu dostrzegła w czystej wodzie kamienne dno. Nie wyglądało zachęcająco: nie widać, by pod wodą studnia była połączona z jakimiś kanałami, przez które można by przepłynąć i się stąd wydostać.
Na szczęście istniał korytarz przecinający studnię nad poziomem wody, ten, w którym Klaudia właśnie stała. Za sobą widziała tylko zardzewiałą metalową kratę, ale po drugiej stronie szybu korytarz ciągnął się dalej. Można było przeskoczyć otwór i się tam dostać.
…Dlaczego nie krzyknęła‽
W tej chwili Klaudia zaczęła przeklinać w myśli własne cechy charakteru, z których do niedawna była tak dumna. Brak odruchowej reakcji na niebezpieczeństwo. Miała to od maleńkości, jeszcze pamiętała, jak lekarze nad nią w dzieciństwie dziwowali z tego powodu. Dotąd uważała to za zaletę: nie drzeć się odruchowo, nie zaciskać oczu, nie tracić zimnej krwi wydawało jej się być unikalną dla niej siłą, niedostępną większości innych. Zresztą, czy właśnie nie uratowało jej to życia? Zdołała szybko oszacować sytuację i się dostosować.
Ale gdyby odruchowo krzyknęła, jak inni, to może ktoś by ją usłyszał.
Teraz pewnie już jest za późno, ale spróbować nie zaszkodzi.
— Ratunku‼
Nic. Tylko echo, dość niesympatycznie brzmiące w obecnych okolicznościach.
— Pomocy‼
Dalej nic. Ech, chyba nikt jej stąd nie wyciągnie… A przynajmniej nie prędko.
W tym momencie Klaudia przebytą jeszcze tego ranka dyskusję z kierownikiem wycieczki. Chociaż w zasadzie dużo bardziej przypominało to monolog kierownika, niż dyskusję. Klaudia musi brać ze sobą telefon komórkowy, to wymóg bezpieczeństwa. Jeśli się zgubi lub ulegnie wypadkowi, to jedyny sposób na wezwanie pomocy. Są w samym środku rezerwatu, daleko od cywilizacji. Nic kierownika nie interesuje, że ludzie dawniej obywali się bez komórek, ani Klaudii poglądy na temat współczesnego uzależnienia od technologii. Co z tego, że podała w końcu swój numer telefonu, kiedy potem tego telefonu nie zabiera z pensjonatu.
Ale Klaudia była nieugięta. Nie zamierzała odejść od swoich zasad i postawionego przed sobą wyzwania: używać technologii tylko do tego, do czego technologia jest bezpośrednio niezbędna, i żyć tak wbrew światu próbującego tę technologię w nią wmusić. Skoro Christopher Nolan i Jarosław Kaczyński mogą się obejść bez technologii, to ona też powinna móc, chociażby w nieco mniejszym zakresie. Ponieważ telefon komórkowy – wbrew modzie na smartfony stara Nokia 3310 – nie jest bezpośrednio niezbędny do zwiedzania starego zamczyska, więc został na dnie plecaka w pensjonacie, nie wyjmowany stamtąd aż od wejścia do autokaru. W kieszeni Klaudia miała tylko atrapę, zabraną po to, by kierownik wycieczki się od niej odczepił.
Przypływ wściekłości na samą siebie złagodniał przez to, że po tej kąpieli telefon komórkowy i tak byłby pewnie bezużyteczny.
Chociaż z drugiej strony, kto wie? Nokia 3310 jest słynna ze swej wytrzymałości, może by dalej działała?
Ale przecież to idealna chwila na to, żeby jednak postawić na swoim. Ostatecznie Klaudia niczego sobie nie zwichnęła i nie jest uwięziona. Jakieś wyjście z tego zamku musi być.
Będzie kluczyć korytarzami tak długo, aż nie znajdzie się jakoś na zewnątrz, potem znajdzie pensjonat i tryumfalnie do niego wkroczy, wbrew rwącej sobie włosy z głowy obsługi wycieczki. Rwącej sobie włosy obłudnie, bo przecież nie z tego powodu, że Klaudia zaginęła, ale z obawy przed trudnościami i złym PR-em, który z tego powodu by dla nich wyniknął.
⁂
Gdziekolwiek Klaudia się pojawiała, tam zawsze zwracała na siebie uwagę swoim rzucającym się w oczy wyglądem.
Wysportowana sylwetka. Widoczny wpływ treningu siłowego, choć bez muskułów rozwiniętych do stopnia wyglądającego dziwnie na kobiecie. Zdrowa ilość tkanki tłuszczowej, bez nadwagi ale i bez wychudzenia, do którego nierzadko doprowadzają się dziewczyny dbające o swój wygląd albo stawiające tylko na trening kardio. Przy tym widoczna zwinność, będąca niewątpliwym skutkiem szeroko zakrojonego, nie jednostronnego treningu sportowego. Z takim ciałem dwudziestoparoletnia Klaudia wyglądała na okaz zdrowia.
Jędrne, naturalnie duże piersi, w zasadzie gdyby były jeszcze większe, to wyglądałyby już groteskowo. Niezgodne z prawdą sugestie i plotki, wedle których Klaudia powiększyła piersi, dawały jej pewien rodzaj satysfakcji. Przy tym uparta odmowa noszenia stanika, za wyjątkiem aktywności sportowej.
Regularna, niebrzydka twarz. Inteligentna, refleksyjna.
Bujne, proste, czarne włosy, których Klaudia uporczywie nie ścinała, więc urosły do kostek. Wiele kobiet chcących mieć długie włosy nie może zapuścić ich poniżej bioder; Klaudia mogła, co było kolejnym elementem utwierdzającym ją w przekonaniu o swej wyjątkowości. Z dumą zatem znosiła codzienne niewygody związane z posiadaniem tak długich włosów i tak dużych piersi.
Całokształt sprawiał wrażenie samicy alfa, ulepionej z lepszej gliny niż inni. Całkowity brak makijażu i biżuterii oraz prosty ubiór – np. T-shirt, dżinsy – tylko podkreślały to wrażenie. Reszta kobiet musiała się stroić. Klaudia nie musiała.
⁂
Za zardzewiałą metalową kratą znajdował się pokoik ze skrzynią, jeszcze jedną zbroją i biblioteczką. Skąd biblioteczka w takim miejscu? Może do użytku dla personelu? To tym lepiej, szansa na to, że ktoś Klaudię tu znajdzie, rosną.
Ale krata była zamknięta. Trudno, trzeba skakać przez dziurę i pójść w drugą stronę.
Krótki rozbieg i skok.
Oj. Do takiej aktywności jednak stanik by się przydał.
Oddalając się od studni Klaudia z rosnącym zdziwieniem obserwowała wystrój korytarza.
A raczej brak wystroju. Gołe ściany ociekające wilgocią. Smród stęchlizny. Biblioteczka w tych warunkach wyglądała mocno nierealistycznie. Mało prawdopodobne, żeby w takim otoczeniu personel skansenu robił sobie przerwy na kawę i książkę.
Z drugiej strony, oświetlenie zapewniały przymocowane do ścian świeczniki. A zatem ktoś jednak musiał to miejsce niedawno przygotować. Chociażby wymienić świece. Ale jeśli ten korytarz też był eksponatem, to co robiła tam biblioteczka?
No nie!
Korytarz okazał się być ślepą uliczką. Za zakrętem zakończył się ceglaną ścianą.
Przecież to absurd. Jeśli nie ma przejścia, to kto zapalił świece?
Nic nie rozumiejąc Klaudia przystanęła przed ścianą. Pomacała ją ręką, jakby nie do końca dowierzając własnym oczom.
Po chwili dopiero, nieco poirytowana, odwróciła się i zaczęła wolno podążać z powrotem w kierunku studni. Szła bez celu; w tym momencie nie za bardzo wiedziała, co ma robić. Jej wzrok padł na kolejną zbroję, ustawioną między zakrętem a ścianą. Eksponat ten rzucał się w oczy, jako jedyny element łamiący monotonię skądinąd pustego korytarza.
Gdy dziewczyna była tuż obok zbroi, dobiegł jej uszu groźnie brzmiący metaliczny chrzęst.
W ostatniej chwili zdążyła zorientować się, co się działo. Postawiona obok zbroi halabarda spadła. Gdyby Klaudia wykazała się mniejszym refleksem, gdyby nieco później wykonała unik, ostrze białej broni wbiłoby jej się w ciemię.
Już drugi raz tego dnia Klaudia poważnie się zastanowiła, czy jej brak motywowanych strachem odruchów był tak pozytywną cechą, jak jej się wcześniej zdawało. Jej czas reakcji był za wolny. Człowiek kierowany instynktem uskoczyłby szybciej.
Niezależnie, sytuacja zaczęła wyglądać wręcz schizofrenicznie. Dziewczyna nie mogła oprzeć się wrażeniu, że halabarda spadła szybciej i z większym impetem, niż powinna, gdyby obsunęła się samoistnie. Zamek duchów, czy jak‽
Dopiero teraz Klaudia zauważyła drewniany kuferek umieszczony za zbroją. Niby logiczne: dotychczas kuferek był zasłonięty zarówno przez nagolenniki jak i przez drzewce halabardy. Broń, spadając, odsłoniła kawałek skrzyneczki, a i Klaudia dopiero dzięki temu wypadkowi zmuszona była przyjrzeć się także dolnej części zbroi, a nie tylko temu, co od razu widoczne na poziomie oczu.
Ale kuferek był dziwny. Nie miał zamka ani kłódki. Jak go otworzyć?
Dziewczynie wpadł do głowy pomysł, by rozbić skrzynkę.
Sama się sobie dziwiła, skąd w ogóle przyszło jej to na myśl. Przecież to absurd. Kuferek pewnie jest jakimś eksponatem, zniszczenie go byłoby aktem bezsensownego wandalizmu, za który Klaudii przyjdzie później odpowiedzieć przed ochroną skansenu albo i policją. Co taki czyn ma w ogóle dać?
Jednak intuicja nie odpuszczała. Im bardziej Klaudia próbowała odsunąć od siebie tę myśl, tym bardziej przemożna stawała się chęć otworzenia kuferka za wszelką cenę.
W końcu poszła na swego rodzaju kompromis z niedorzecznym pomysłem: „Jeśli kuferek jest pusty, pójdę stąd i nie będę o nim więcej myślała”. Podniosła więc skrzyneczkę i potrząsnęła nią. Jednak coś się tam w środku kołatało. a zatem tak łatwo się nie wywinie…
Z irytacją Klaudia odłożyła pojemnik na ziemię. Przed zbroję, zamiast za zbroją, gdzie było jego miejsce. Dziewczyna wciąż walczyła z absurdalnym pomysłem, ale jej opór był coraz słabszy.
„Raz kozie śmierć… Ta sytuacja jest już i tak dość dziwna” — postanowiła w końcu.
Chwyciła halabardę i zdecydowanymi ruchami rozrąbała kufer. Skoro już musi to zrobić, to niech ma ten czyn już za sobą.
Metalowy klucz. Stary, duży, zaśniedziały.
Wrażenie, jakoby Klaudia w podobnych sytuacjach już się kiedyś znajdowała i w związku z tym wie, jak się zachować, przybrało na sile. Tym razem intuicja oczekiwała od swej właścicielki, żeby poszła z tym kluczem do metalowej bramy i spróbowała ją nim otworzyć. I Klaudia poszła tam szybkim krokiem już bez wahania. Świadomie, racjonalnie nie rozumiała nic. Nie wiedziała nawet, z czym obecna sytuacja jej się tak usilnie kojarzyła. Z braku lepszych pomysłów może więc podążyć za swą intuicją, szczególnie skoro ta intuicja tak uporczywie jej się narzuca.
Klucz… pasował do zamka w kracie i krata ustąpiła. Otworzenie jej nastręczało dużo mniej trudności, niż można się było spodziewać po stanie obu tych przedmiotów. Czyżby ktoś naoliwił mechanizm?
W klitce za kratą Klaudia dokładnie przejrzała zbroję, ale nic ciekawego tam nie znalazła. Na wszelki wypadek odłożyła halabardę na ziemię i dopiero wtedy zajęła się resztą pomieszczenia.
Skrzynka nie miała zamka. Czyżby trzeba było wracać po halabardę? Nie, jednak ona w ogóle nie była zamknięta, wystarczyło podnieść wieko. Niestety, nic to nie dało: Skrzynka była pusta.
Jednak przeświadczenie o celowości ostatniego ciągu wydarzeń nie ustępowało. Skoro ślepy zaułek, zbroja, halabarda, kuferek i klucz doprowadziły Klaudię do tego pokoiku, to znaczy, że w tym pokoiku Klaudia musi coś znaleźć i już.
Pozostała biblioteczka pełna książek Agathy Christie. W polskim przekładzie Wydawnictwa Dolnośląskiego. W obcym kraju. Wrażenie nierzeczywistości i oniryzmu sytuacji wzmogło się jeszcze bardziej.
Klaudia zaczęła gwałtownie wyrzucać wszystkie książki na podłogę. Jakieś sekrety ta biblioteczka musi kryć. I rzeczywiście, za książkami znalazła się karteczka. Ktoś na niej nabazgrał: „Okładka”, znowu po polsku. Dziwny charakter pisma, tak koślawy, że aż sztuczny.
„Okładka”. Ale której książki‽ Pewnie tej, za którą była karteczka. Tymczasem wszystkie książki zostały już zrzucone na podłogę. Ilość błędów, jakie Klaudia popełniła tego dnia, naprawdę była już irytująca.
W przykucu Klaudia gapiła się na hałdę książek, którą sama stworzyła. W jakiej kolejności zrzucała powieści z półek? Gdzie mniej więcej może się znajdować ta, za którą leżała notatka?
W końcu zdecydowała się na „Entliczek pentliczek”. Ceglana ściana na okładce skojarzyła się jej z ceglaną ścianą blokującą korytarz. Wybita szyba w tej ścianie także pasowała do ogólnej obskurności otoczenia.
Dzięki dokładniejszemu przejrzeniu książek wyszło na jaw także i to, że jedna z nich – „Przyjdź i zgiń” – miała zakładkę. Na oznaczonej stronie dziewczyna ujrzała zakreślony ołówkiem numer pokoju hotelowego: 413. Akurat Klaudia pamiętała tę książkę i fakt, że numer pokoju był tam nawiązaniem do godziny 4:13.
Ceglana ściana i 4:13. Nasuwa to pewien pomysł. Trudno powiedzieć, czy trop jest właściwy; pomysł budzi wątpliwości, ale sprawdzić można.
Trzynasty rząd od góry. Czwarta cegła w rzędzie od lewej. Czy różni się czymś od innych na tej nieszczęsnej ścianie? Nie widać. Opukiwana daje też mniej więcej taki sam dźwięk, jak inne.
Czyżby kolejna ślepa uliczka?
Można sprawdzić jeszcze jedną możliwość. Klaudia zaparła się nogami i popchnęła cegłę z całej siły.
Cegła jakby drgnęła?
A więc trzeba próbować dalej. Pchać. Ciągle z całej siły. Potem walić nadgarstkiem. Wreszcie drzewcem halabardy.
Po kilku minutach intensywnego wysiłku fizycznego się udało. Cegła wyleciała na drugą stronę ściany. W jej miejscu widniał otwór, niczym judasz w drzwiach.
Wtem cała ściana się z hukiem zwaliła. Kolejny raz Klaudia zdążyła uskoczyć w ostatniej chwili, inaczej któraś z lecących cegieł rozbiłaby jej głowę.
Ale przejście dalej stało otworem.
Dotąd Klaudia uważała siebie raczej za osobę mało wrażliwą, silną psychicznie, ale w tym momencie była spocona i drżała. Jednak zbyt dużo się działo w zbyt krótkim czasie.
Co czuła? Zmęczenie, strach? Też. Ale – co sama musiała przyznać przed sobą – także tryumf i satysfakcję. Bo pokonała trudności i przeszła dalej.
Ze zdziwieniem, a nawet pewną odrazą do siebie zorientowała się, że po części wcale nie marzy tylko o tym, by „to wszystko się skończyło”, jak powinna w takiej sytuacji. Wyglądało na to, jakby ktoś poddawał ją testowi. Sprawdzał jej siłę, determinację, inteligencję, zręczność, refleks. Egzamin był jakby skrojony dokładnie na nią: trudny, ale możliwy do przejścia. A ona właśnie zaliczyła pierwszą część.
Satysfakcja z tego faktu sprawiała, że dziewczyna częścią siebie chciała właśnie brnąć dalej i przejść całość. Fakt, że niektóre pułapki były śmiertelne, dodawał pikanterii. Klaudia nie ucieknie. Podejmie wyzwanie i pokona je. Nie, żeby miała jakikolwiek wybór.
Wreszcie się zorientowała, co jej to wszystko przypominało. Przecież to logika gier komputerowych, którym od czasu do czasu zdarzało się jej oddawać. Zadania polegające na znalezieniu klucza, rozwiązaniu łamigłówki, co otwiera drogę dalej. Stare zamczysko, częste miejsce akcji. Wyświechtana klisza. Absurdalne sytuacje: kto trzyma klucz do bramy w kuferku pod zbroją? Granie na emocjonalności gracza: satysfakcja z pokonania poziomu sprawia, że chce się brnąć dalej.
Z drugiej strony, żadna gra nie pozwoliłaby dostać się do klucza poprzez rozwalenie skrzyneczki. Musiało być jeszcze jakieś zadanie, które pozwoliłoby dostać się do zawartości mniej brutalnym sposobem. Tylko że Klaudia je przeoczyła i niechcący wybrała drogę na skróty. Opuściła jakąś wskazówkę, jakiś trop: to się może później jeszcze zemścić.
A może ona już wariuje? Przecież nie mogła zostać żywcem przeniesiona do świata gier komputerowych. Nie jest też bohaterką tandetnej powieści albo filmidła, by została porwana przez szaleńca więżącego ją i poddającego takim testom. Ta czwarta cegła w trzynastym rzędzie to musiał być przypadek. Klaudia doszukuje się logiki i celowości tam, gdzie jej nie ma. Prawdopodobnie gdyby pchała dowolną inną cegłę, też zdołałaby rozwalić ścianę. Po prostu ściana była bardzo słaba. Teraz już tego nie może sprawdzić, a szkoda.
W każdym razie teraz jest tylko jedna możliwość: Iść naprzód. Drogą, która właśnie się otwarła.
Rozdział pierwszy: viewtopic.php?f=93&t=23721