„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

1
Zawiera wulgaryzmy.

Nie będę krył, że podejście 3 różni się od 2 niemal jedynie i wyłącznie próbą uporządkowania czasów gramatycznych. Z tego, co zrozumiałem, problem z czasami był na tyle istotny, że chyba upoważnia mnie do wstawienia nowej wersji.

Wiem, że to nie jest usprawiedliwienie, ale naprawdę silnie przypuszczam, że z tym konkretnym tekstem zakociłem się na być może niezbyt sensownych założeniach. Kierunek, w jaki mi się sugeruje, bym naprawiał dalej tekst, przeczy tym założeniom. W tych warunkach wydaje mi się, że sensowne będzie odejście od tego tekstu przynajmniej na chwilę i wzięcie na warsztat jakiegoś innego fragmentu, w którym nie będę tak zasugerowany własną wizją. Kolejne rozdziały starałem się już pisać inaczej, dlatego być może przeskoczenie do nich będzie dobrym pomysłem.
Alfred wskazał palcem na zdjęcie czegoś, co wyglądało jak owsianka. Potem stuknął w szklankę z kolorowym płynem.
Nic nie zrozumiał z tego, co mówiła mu ekspedientka. Wlepił więc wzrok w kasę fiskalną. Dopiero po chwili wreszcie dostrzegł cyferki z ceną. Wtedy wyciągnął i pokazał kartę płatniczą.
Pojawiła się przed nim taca ze śniadaniem. Zabrał ją i zaniósł na pierwsze wolne miejsce.
Mieli w tym zamku nawet niezły bar mleczny, musiał to przyznać.
Zjadł. Opuścił bar. Ale nie wiedział, którędy na dwór? Brak jasnych oznakowań go zirytował.
Przypadkiem znalazł jakiegoś pracownika. Trudno mu się było dopytać, skoro nie znał języka. Rozmawiali na wpół na migi, na wpół łamaną angielszczyzną.
Jednak wreszcie się udało dowiedzieć. Dwa razy prosto, potem w lewo i jeszcze raz w lewo. Chyba. Ruszył naprzód.
Zobaczył portiera. Więc pewnie szedł dobrą drogą.
Udało się. Znalazł się na dworze. Mógł zapalić.
Skierował się na parking. Rozejrzał się, ale ciągle nie znalazł busa. Trudno, trzeba było czekać.
Papieros wypalony. Co zrobić z petem? Nie było w pobliżu żadnego śmietnika.
Przecież Alfred miał być już grzeczny. Nie wolno mu było rzucić śmiecia na ziemię.
Ale ile można szukać jakiegoś kubła? Tym bardziej, że zaczęło kropić.
Rozejrzał się dokładnie na wszystkie strony. Eee, nigdzie nie było ochroniarza. Nikt nie mógł zauważyć. Rzucił peta na ziemię i zadeptał.
Skierował się do środka.
Zaraz. Chyba znowu zgubił drogę. Którędy z parkingu do wejścia‽ Chyba skręcił w lewo, a miał skręcić w prawo.
Trzeba było zawrócić. Obejść zamek. W deszczu.
Zwrócił uwagę na jakiegoś gówniarza, pałętającego się w pobliżu. Instynkt go ostrzegł. Coś tu było nie tak.
Gówniarz rzucił się do biegu i to prosto na Alfreda. W dawnych czasach Alfred by dzieciaka po prostu staranował. Ale teraz miał już przecież być grzeczny. Spróbował się usunąć, ustąpić drogi.
Nie udało się. Gnojek i tak na niego wpadł. Przeprosił i pobiegł dalej. To znaczy chyba przeprosił, bo słowa niezrozumiałe.
Dobre sobie! Alfred nerwowo przeszukał kieszenie. No tak. Oczywiście puste.
Nie znalazł: komórki, karty płatniczej, dowodu, numerka do szatni, kluczyka do szafki z plecakiem, gotówki w lokalnej walucie. Najgorszy był chyba brak kluczyka, bo w szafce były wszystkie inne jego rzeczy.
Wezbrała w nim furia. Złodziej jebany!
Zawahał się. Był przecież na warunku. Nie wolno mu było naruszyć prawa, ani trochę. Kurator powiedział wyraźnie: Jedno wykroczenie i Alfred wraca za kraty.
Ale Alfred musiał odzyskać swoje rzeczy! Zanim by przyjechała policja, gnój dawno by uciekł. Szczególnie na tym zadupiu.
Zresztą jak Alfred miał dzwonić na policję bez komórki? Niby mógł próbować rozmawiać z obsługą skansenu. Ale nie znał języka. Nie dogadałby się.
Decyzja. Dogoni złodzieja i odbierze mu rzeczy. Nikt nie zdąży się zorientować.
Alfred nigdy nie prowadził żadnych głębszych rozważań. Nigdy też nie interesował się tym, co wolno, a czego nie wolno. Chciał, to brał. Jak ktoś mu się naraził, to wpierdol. Jak ktoś czegoś się od niego domagał – na przykład nauczyciel w szkole w latach chłopięcych – to ni chuja.
Z taką mentalnością szybko trafił do młodzieżowego gangu. Tam szanował silniejszych od siebie, pastwił się zaś nad słabszymi.
Dalsze lata to ciągłe przechodzenie z ulicy do poprawczaka, potem znowu na ulicę, potem do więzienia i znów na ulicę. W więzieniu z nudów trenował stale na siłowni.
Aż w końcu, mimo jego odporności na wszelkie argumenty, na licznych terapiach, resocjalizacjach i tym podobnych wtłuczono mu do głowy, że jeśli przestanie bez przerwy wchodzić w konflikt z prawem, to przestanie też wracać za kraty i może sam dojdzie do wniosku, że to nowe życie będzie dla niego lepsze.
Niech im będzie. Spróbuje.
Ale powierzchowność bandyty ulicznego została. Solidne mięśnie, wyglądające cokolwiek groteskowo przy niskim wzroście. Łysa głowa, za to zaniedbana szczecina na brodzie. Bruzdy na twarzy sprawiały, że trudno było uwierzyć, że miał tylko dwadzieścia parę lat. Grubo ciosana szczęka, głęboko osadzone oczy, spojrzenie spode łba.
Ludzie na jego widok często przechodzili na drugą stronę ulicy. Cóż, przyzwyczaił się.
Jakież było jego zdziwienie, gdy pewnego dnia zawitali do niego policjanci i niemal siłą zawlekli do suki. Przecież się na tym warunku naprawdę starał! Przetrząsał w myślach ostatnie miesiące swego życia, starając się przypomnieć sobie, kiedy to mógł znów uchybić prawu, lecz żadnej podobnej sytuacji nie znajdował.
Tymczasem zamiast standardowej formuły wygłaszanej przy aresztowaniu Alfred usłyszał, że w nagrodę za niezwykle długi – jak na niego – okres dobrego sprawowania, w ramach resocjalizacji, ma być wysłany na wycieczkę do zabytkowego zamczyska w samym środku rezerwatu, przerobionego na skansen, i to jeszcze w obcym kraju. Przecież to nonsens, nawet on to wiedział. Ale jak ma się kłócić z mundurowymi? Sądzi, że to tylko szyderstwo i zaraz znowu dowiozą go do celi.
Jednak nie. Samochód jechał i jechał przez całą noc. Alfred przysnął, na chwilę tylko się obudził, kiedy przekraczano granicę. I rzeczywiście, o świcie policjanci wysadzili go pod jakimś zamkiem. Kazali czekać na autokar z wycieczką, do której miał dołączyć. I pojechali.
Cóż więc miał robić? Zdążył zgłodnieć. Zaczął więc szukać, gdzie może coś zjeść.
Gnój był szybszy, niż początkowo wyglądało. Skoczył przez mur. Alfred skoczył za nim i znalazł się w samym środku zagrody dla psów. Tymczasem dzieciak był już na dachu kojca. No tak: on wiedział, gdzie skacze. Alfred nie wiedział, więc wpadł w pułapkę. Ale uratował się, podążając za złodziejem. W ostatniej chwili wspiął się na kojec.
Niedaleko psiarni stał ochroniarz. Chłopak odstawił przed nim scenę. Coś krzyczał w swoim języku, pokazywał na Alfreda. Wykrzywiał twarz w udawanym strachu. Ochroniarz spojrzał na Alfreda groźnie.
Kurwa. Tyle z resocjalizacji. Tyle z warunków. Tyle z życia poza kratami. Przynajmniej niech gnój za to zapłaci.
Ochroniarz spróbował zatrzymać Alfreda. A więc Alfred rozumiał, że teraz już nie było co się pierdolić. Czas na stary, brudny, wypróbowany chwyt. Palec w oko, kolano w krocze. Już po chwili goryl leżał i kwiczał. Na nic mu była pałka i gaz pieprzowy przy pasie.
Złodziej wbiegł do jakiejś dziury. Alfred za nim. Ale trudno mu się było wcisnąć.
Jakoś zdołał wpełznąć. Ale za wolno. Złodzieja już nie było widać. Musiał nawiać.
Alfred, tkwiąc ściśnięty, zastanawiał się, co dalej.
Niewesoło to wyglądało. Warunek pewnie przejebany. Gówniarza nie dogoni. Nic nie miał.
Twarz kamienna. W środku furia. Nauczył się tego w życiu. Trzeba umieć połknąć wściekłość. Zachować ją na później. Gdy będzie można się zemścić.
Ale tymczasem musiał sam wiać. Zanim go zgarną. Znowu.
Spojrzał w dół. Był w jakimś szybie. Mógł zejść po drabince, a potem skoczyć. Ale to by była droga w jednym kierunku. Wpadłby do dużego pomieszczenia, z którego już nie zdołałby wrócić na górę. Co prawda pomieszczenie wyglądało na puste, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Gdzieś mogli być ochroniarze. Gdyby go tam dopadli, już by im nie uciekł.
Więc jednak musiał się cofnąć. Ale było za ciasno. Nie mógł się obrócić.
Sczołgnął się trochę w dół. Prawie opuścił szyb. Zaraz spadnie na łeb, na szyję. Chwycił się ręką najniższego szczebla drabinki. Spadał, ale nie spadł. Zawisł na tej ręce.
Podciągnął się. Z trudem wspiął się na drugą stronę. Może uda mu się nawiać z zamku. Skryć w rezerwacie. Co dalej, się zobaczy.
Prawie na wierzchu.
Co takiego‽ Otwór szybu zasłonił się kratą‽ Tę chwilę, zanim Alfred zdążył wypełznąć.
To ten gnojek. Z paskudnym uśmieszkiem zamknął kratę na klucz.
Przekleństwa cisnęły się Alfredowi na usta. Ale z trudem się powstrzymał i nie bryznął błotem. Ktoś mógłby to usłyszeć.
Alfred gramolił się znowu na dół. Teraz już nie miał wyjścia. Musiał skakać. Znów zawisł na jednej ręce, ale tym razem się puścił.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Na prawo był korytarz. Na lewo był kanał, ale zakratowany. Oprócz tego tylko szyb i ściany. Nie było innego wyjścia, trzeba było iść korytarzem.
Korytarz przecinał szeroki i głęboki dół. Studnia jakaś? Nad dołem przebiegał mostek, ale łatwo było z niego spaść. Jeszcze wyżej, nad mostkiem, po prawej, było wyjście na powierzchnię. Otwarte. Co prawda nie było za wysoko, ale jednak było za daleko. Z mostku nie można tam było sięgnąć.
Korytarz po drugiej stronie mostku to był właściwie kanał. Woda spływała przez niego do studni, ale jej nie wypełniała. Był odpływ na dnie. Alfred nie miał innej drogi, więc zaczął brnąć tym kanałem, brodząc po kolana. W brudnej i śmierdzącej wodzie.
Kanał kończył się kratą. Nie można było iść dalej. Czy Alfred był uwięziony?
Przecież było wyjście. Na górze. Nie dało rady sięgnąć. Ale wyjście było.
Siadł, by myśleć. Myślenie przychodziło z trudem. Złodziej musiał jakoś wyjść, tylko jak?
Obok leżał duży głaz. Alfred ciągle wraca do niego myślami. Sam nie wiedział, dlaczego. Głaz wydawał się mieć znaczenie, ale jakie?
Wreszcie pomysł. Zatkać odpływ dołu głazem.
Ciężki głaz. Ciężka praca go turlać. Co gorsza, kanał kończył się progiem. Trzeba było przerzucić głaz przez próg. To jeszcze trudniejsze.
Alfred zaparł się nogami, ze wszystkich sił starając się poderwać kamień.
Wreszcie się udało. Głaz znalazł się w dole. Ale nic się nie stało. Woda się nie podnosiła. Dlaczego?
Alfred wytrzeszczył oczy. Już znalazł przyczynę. Głaz był w kształcie półkuli. Niedokładnie zatykał odpływ. Ale ta płaska strona wydawała się być dziwnie wyrównana, jakby ktoś celowo to zrobił. Tak samo podłoga studni. Trzeba było spróbować obrócić głaz na płaską stronę, może się uda. Ale jak zejść?
Można było tylko skakać. Na kamień, bo najwyższy. Skoczył więc.
Au. Jednak zabolało. Ale chyba nic sobie nie zwichnął.
A zatem znów musiał poderwać głaz. Bardzo ciężka praca.
Chyba się udało. Poziom wody zaczął się podnosić. Nic się nie poradzi, trzeba było czekać. Utrzymać się na powierzchni.
Wreszcie woda dotarła na poziom obu korytarzy. Odpływała tym korytarzem, z którego Alfred przyszedł. Nie było szans, by się więcej podniosła.
Spojrzał w górę. Czy można już było sięgnąć otworu na suficie? Trochę wysoko, ale powinno się udać.
Za drugą próbą się udało. Dłonią chwycił się krawędzi. Podciągnął się. Wyjrzał ostrożnie. Czy nikt nie mógł go zauważyć? Chyba nie.
Było tam patio, otoczone murem ze wszystkich stron. Dziwne. Czy można się tam było dostać tylko z kanałów?
Alfred się zawahał. Nie był pewien, czy powinien wyjść teraz, czy czekać do nocy. Instynkt kazał czekać do nocy. Ale woda lała się drugim korytarzem. Tam, gdzie nie powinna. Ktoś mógł to zauważyć.
Zatem Alfred nie miał wyjścia. Musiał uciekać co prędzej. Wylazł na patio.
Obejrzał mury. Stare, kamienne. Winorośl na jednym z nich. Może przykrywała jakąś furtkę?
Chwila. Musiał być ostrożny. Co mogło być po drugiej stronie muru? Którędy najbliżej do wyjścia? Alfred już stracił poczucie kierunków.
Zaczął się wspinać po winorośli. Na górze się rozejrzy i przekona.
Winorośl nie wytrzymała, gdy Alfred był już prawie na górze. Spadł.
Spadł znowu pod ziemię‽
Nastawiał się, że znajdzie się na trawie. Ale nie. Leżał znowu w jakiejś komnacie. Nawet się nie potłukł. W pierwszej chwili nie rozumiał, co się stało.
Spojrzał w górę. Wszystko powoli stało się jasne. Pod winoroślą była kolejna dziura w ziemi, tym razem zamaskowana. Wleciał w nią.
Ale na czym leżał? Wyglądało to na stertę pierza. To dlatego nic go nie zabolało. Ale kto wyściela wilczy dół pierzem‽
Nieważne. Dziwne, ale nieważne.
Z powrotem na górę się Alfred już nie mógł dostać. Za wysoko. Ale od komnaty odchodził korytarz.
A więc trzeba było iść dalej. Drogą, która właśnie się otwarła. Korytarzem.
Ale za chwilę. Był zmęczony. Posiedzi chwilę. Zapali. Odpocznie. Potem pójdzie.
Kurwa. Papierosy zamokły.
Podejście drugie: viewtopic.php?f=93&t=23712
Podejście pierwsze: viewtopic.php?f=93&t=23683
Awatar: Mirounga leonina.jpg (wykadrowany i ze zmniejszoną rozdzielczością przeze mnie) Autor oryginalnego zdjęcia Serge Ouachée, (CC BY-SA 3.0)

„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

2
gaazkam pisze: (ndz 11 gru 2022, 22:30) Nie znalazł: komórki, karty płatniczej, dowodu, numerka do szatni, kluczyka do szafki z plecakiem, gotówki w lokalnej walucie. Najgorszy był chyba brak kluczyka, bo w szafce były wszystkie inne jego rzeczy.
Znaczy ten dzieciak mu to buchnął wszystko na raz, czy że wszystko było w szafce? Jeśli to pierwsze, byłoby dziwne, gdyby kid przyszedł z pustymi, a odszedł z pełnymi garściami, wyładowany jak św. Mikołaj, a zwyrol, który wychowywał się na ulicy i siedział w pace, nawet nie odnotował utraty wagi w kieszeniach. Potrzebne doprecyzowanie / uwiarygodnienie.
gaazkam pisze: (ndz 11 gru 2022, 22:30) Gówniarz rzucił się do biegu i to prosto na Alfreda. W dawnych czasach Alfred
Pomyśl nad pseudonimem, nazwiskiem, albo cechą wyglądu, którą mógłbyś skutecznie wykorzystać zamiast imienia (nie wiem: jednooki, łysy, mańkut, koks), aby w kółko nie powtarzać Alfred -- źle brzmi. Chyba najlepiej spisują się ksywki. Nie wyobrażam sobie, abyś stosował "Alfred" przez całą powieść.
gaazkam pisze: (ndz 11 gru 2022, 22:30) Spojrzał w dół. Był w jakimś szybie. Mógł zejść po drabince, a potem skoczyć.
A nie utknął w przejściu? Doprecyzować.
gaazkam pisze: (ndz 11 gru 2022, 22:30) Sczołgnął się trochę w dół.
Raczej przeczołgał się.
gaazkam pisze: (ndz 11 gru 2022, 22:30) Więc jednak musiał się cofnąć. Ale było za ciasno. Nie mógł się obrócić. Sczołgnął się trochę w dół.
Podciągnął się. Z trudem wspiął się na drugą stronę. Może uda mu się nawiać z zamku. Skryć w rezerwacie. Co dalej, się zobaczy.
Sporadyczna siękoza, ale taka zaleta szeregu zdań prostych.
gaazkam pisze: (ndz 11 gru 2022, 22:30) Na prawo był korytarz. Na lewo był kanał, ale zakratowany. Oprócz tego tylko szyb i ściany. Nie było innego wyjścia, trzeba było iść korytarzem.
Plejada powtórzeń.
gaazkam pisze: (ndz 11 gru 2022, 22:30) Rozejrzał się po pomieszczeniu. Na prawo był korytarz. Na lewo był kanał, ale zakratowany. Oprócz tego tylko szyb i ściany. Nie było innego wyjścia, trzeba było iść korytarzem. Korytarz przecinał szeroki i głęboki dół. Studnia jakaś? Nad dołem przebiegał mostek, ale łatwo było z niego spaść. Jeszcze wyżej, nad mostkiem, po prawej, było wyjście na powierzchnię. Otwarte. Co prawda nie było za wysoko, ale jednak było za daleko. Z mostku nie można tam było sięgnąć. Korytarz po drugiej stronie mostku to był właściwie kanał. Woda spływała przez niego do studni, ale jej nie wypełniała. Był odpływ na dnie.
Ten fragment gubi. Za dużo szczegółów, za dużo chcesz powiedzieć na raz. Wymaga konkretyzacji.
__
Tyle ode mnie, tym razem. :mrgreen: Wciąż podtrzymuję, że tekst mało estetyczny (akapity), ale akcja i tajemnica pociąga czytanie naprzód. Sorki, że dopiero w trzecim podejściu wychwytuję pewne rzeczy, ale za każdym razem widzę coraz więcej.

Masz rację, podaj drugą część. Tutaj już wiem co się dzieje i nie ma efektu pierwszego wrażenia (a nie liczyłbym, że przygodny czytelnik spojrzy parę razy). Sam jestem ciekaw czy wytrzymam dłuższe czytanie w takiej formie. :P

„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

3
Max pisze: (pn 12 gru 2022, 00:31) Znaczy ten dzieciak mu to buchnął wszystko na raz, czy że wszystko było w szafce?
Buchnął mu komórkę oraz portfel zawierający kartę, dowód, numerek do szatni, gotówkę i kluczyk. Wiem, ukraść jednocześnie komórkę i portfel nie jest łatwo, ale spoiler alert: ten kid to niekoniecznie był przeciętny kieszonkowiec, tylko ktoś dużo lepiej wyszkolony, przerastający Alfreda o głowę.
Pomyśl nad pseudonimem, nazwiskiem, albo cechą wyglądu, którą mógłbyś skutecznie wykorzystać zamiast imienia (nie wiem: jednooki, łysy, mańkut, koks), aby w kółko nie powtarzać Alfred -- źle brzmi. Chyba najlepiej spisują się ksywki. Nie wyobrażam sobie, abyś stosował "Alfred" przez całą powieść.
Tak. I pseudonimy się pojawią, ale dopiero wtedy, gdy postaci zaczną się spotykać. Ponadają sobie te pseudonimy nawzajem. Każdy o innych może myśleć w różnorakie sposoby: za pomocą imienia, ksywek lub cech charakterystycznych, ale o sobie każdy myśli tylko imieniem... Protagoniści spotykają się dopiero w rozdziale szóstym, a więc w pierwszych pięciu rozdziałach muszę spamować imiona? Chyba, żeby zamienić czasem imię na "mężczyzna" albo co.
Awatar: Mirounga leonina.jpg (wykadrowany i ze zmniejszoną rozdzielczością przeze mnie) Autor oryginalnego zdjęcia Serge Ouachée, (CC BY-SA 3.0)

„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

4
gaazkam pisze: (pn 12 gru 2022, 12:44) Wiem, ukraść jednocześnie komórkę i portfel nie jest łatwo
Jak chcesz, ale moim zdaniem potencjalny redaktor w tym miejscu się uśmieje. Tym bardziej, że profesja kieszonkowca jest idealna dla karła, nie dla dryblasa, którego widać z kilometra. I też mało prawdopodobne, że powiedzie się taki manewr w sytuacji jeden na jeden, a nie w tłumie. Niech zwędzi Alfredowi tylko portfel, a telefon może być rozładowany, wszak jechali całą noc (może grał w Tetrisa). Potem telefon może zamoknąć -- Afred w stresie po prostu o nim zapomni -- jeśli koniecznie chcesz wyeliminować łączność na amen.
gaazkam pisze: (pn 12 gru 2022, 12:44) Protagoniści spotykają się dopiero w rozdziale szóstym
I do tego czasu zamierzasz wyłącznie alfredować? :roll: Być w więzieniu z takim imieniem i nie mieć ksywki?! :hm: Dziwne.

„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

5
Max pisze: (pn 12 gru 2022, 18:46) Tym bardziej, że profesja kieszonkowca jest idealna dla karła, nie dla dryblasa, którego widać z kilometra.
Przerastającym o głowę w sensie umiejętności, a nie wzrostu.

Massive spoiler alert...
Uwaga! Spoiler!Kid nie jest amatorem, nie jest nawet profesjonalistą w sensie profesjonalnego złodzieja ulicznego. Kid to zupełnie inna liga, on został wyszkolony przez specsłużby i jest ich agentem. Jego zadanie jest jedno i tylko jedno: zmusić Alfreda do pościgu za sobą i przez to wprowadzić go do kanałów. Stąd musi go postawić pod ścianą. A w tym momencie jeszcze Alfred próbuje być grzeczny, by nie wrócić do więzienia. Gdyby nie zabrał mu komórki, Alfred by pewnie gdzieś próbował dzwonić, zamiast gonić kieszonkowca.

Jeśli to aż takie niepodobieństwo, to będę musiał pokombinować bardziej... chociaż przyznaję bez bicia, że gdzie wprowadzam specsłużby, tam dużo mniej dbam o jakikolwiek realizm. Trochę nie mam wyjścia ze względu na (zrozumiały) brak kompetencji. Ale czy to musi być złe? Korzystam z tej samej licencji poetycznej, z której pełnymi garściami czerpie James Bond.
Max pisze: (pn 12 gru 2022, 18:46) I do tego czasu zamierzasz wyłącznie alfredować?
Nah, pierwszych pięć rozdziałów wyłącznie przedstawia protagonistów, każdy rozdział na innego protagonistę. Alfred wróci dopiero w rozdz. 7. A zatem w drugim rozdziale będzie potop Klaudii, w trzecim będzie potop Andź i tak dalej ;/
Max pisze: (pn 12 gru 2022, 18:46) Być w więzieniu z takim imieniem i nie mieć ksywki?! :hm: Dziwne.
Masz rację. Ale olałem to jako niemające wpływu na moją opowieść. Chciałem pozwolić bohaterom samym ponadawać sobie nawzajem ksywki. Wprowadzając jego dawną ksywkę utrudniłbym to sobie. Ale może dałoby się tu mieć ciastko i zjeść ciastko. Może rzeczywiście trzeba będzie to poprawić.
Awatar: Mirounga leonina.jpg (wykadrowany i ze zmniejszoną rozdzielczością przeze mnie) Autor oryginalnego zdjęcia Serge Ouachée, (CC BY-SA 3.0)

„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

6
gaazkam pisze: (pn 12 gru 2022, 19:09) Gdyby nie zabrał mu komórki, Alfred by pewnie gdzieś próbował dzwonić, zamiast gonić kieszonkowca.
Myślę, że to bardzo prawdopodobne, że zacząłby gonić, zamiast składać zeznania na jakiejś dojcz komendzie i wypełniać protokół. Nogi niosłyby go same. Z jego stresorem... :) Poza tym, gonić złodzieja to czyn słuszny. W razie konieczności można by to doprecyzować. Przykładowo: Alfred pobiegł za złodziejaszkiem. Dlaczego? Nie wiedział. Odruch. Przecież miał być grzeczny, a znów zachował się nieasertywnie. :mrgreen:
gaazkam pisze: (pn 12 gru 2022, 19:09) Nah, pierwszych pięć rozdziałów wyłącznie przedstawia protagonistów, każdy rozdział na innego protagonistę. Alfred wróci dopiero w rozdz. 7. A zatem w drugim rozdziale będzie potop Klaudii, w trzecim będzie potop Andź i tak dalej
Skoro tak, to może ujdzie. Ale proza ogólnie nie lubi powtórzeń. :hm:

Spojlerami się nie martw, jak trzeba, to trudno. Jesteśmy na warsztacie, nie w czytelni. Ale wolałbym nie wiedzieć. :P

No nic, czekam na kolejną część.

„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

7
A to nie jest tak, że jak już kogoś wypuszczają na ten warunek, to dopiero wtedy, gdy już mu przepiorą odpowiednio mózg? Zakładałem, że Alfred musi być przeprany, inaczej to nie będzie miało sensu.

Czekaj, ale może można mieć ciastko i zjeść ciastko?
Zwrócił uwagę na jakiegoś gówniarza, pałętającego się w pobliżu. Instynkt go ostrzegł. Coś tu nie tak.
Gówniarz rzucił się do biegu i to prosto na Alfreda. W dawnych czasach Alfred by dzieciaka po prostu staranował. Ale teraz miał już przecież być grzeczny. Spróbował się usunąć, ustąpić drogi.
Nie udało się. Gnojek i tak na niego wpadł. Przeprosił i pobiegł dalej. To znaczy chyba przeprosił, bo słowa niezrozumiałe.
Dobre sobie! Alfred nerwowo przeszukał kieszenie. No tak. Oczywiście nie ma portfela. A z portfelem nie ma: karty płatniczej, dowodu, numerka do szatni, kluczyka do szafki z plecakiem, gotówki w lokalnej walucie. Najgorszy jest chyba brak kluczyka, bo w szafce są wszystkie inne jego rzeczy.
Wezbrała w nim furia. Złodziej jebany!
Zawahał się. Był przecież na warunku. Nie wolno mu było naruszyć prawa, ani trochę. Kurator powiedział wyraźnie: Jedno wykroczenie i Alfred wraca za kraty.
Ale Alfred musiał odzyskać swoje rzeczy! Zanim by przyjechała policja, gnój dawno by uciekł. Szczególnie na tym zadupiu.
Ale jednak nie. To jest stare myślenie. Tłumaczono mu przecież wielokrotnie: Jeśli ktoś się wobec niego zachowa agresywnie, nie wolno mu brać spraw we własne ręce. Musi się odwołać do odpowiednich instytucji.
Niepewnie wyciągnął komórkę. Nie wiedział, gdzie dzwonić ani jak rozmawiać. Nie znał nawet języka. Jak może się dogadać?
Wtem usłyszał kroki za sobą. Odwrócił się gwałtownie. To ten sam złodziej! Alfred się spostrzegł o ten ułamek sekundy za późno. Komórki także już nie miał.
Teraz to już naprawdę koniec zabawy. W dupie ma gadania psycholożek. Dogoni gnoja i odbierze mu swoje rzeczy zanim ktokolwiek to zauważy.
Awatar: Mirounga leonina.jpg (wykadrowany i ze zmniejszoną rozdzielczością przeze mnie) Autor oryginalnego zdjęcia Serge Ouachée, (CC BY-SA 3.0)

„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

8
Rozwiązanie trochę jak z kreskówki i chyba przystopowało tempo akcji. :hm:

Wolałbym, żeby Alfred rozstrzygał dylematy warunkowego kiedy już biegnie np. że musi być grzeczny, że nie zna języka, więc i tak nie ma gdzie zadzwonić. W myślowej zawierusze wpada na tego ochroniarza i zostaje jakby wciągnięty w sytuację bez wyjścia. To dobra scena, swoją drogą.
___
...
Ruszył w pościg. Nie wolno mu było naruszyć prawa, ani trochę. Kurator powiedział wyraźnie: Jedno wykroczenie i Alfred wraca za kraty. Ale Alfred musiał odzyskać swoje rzeczy! Wyciągnął telefon. Gdzie dzwonić? jak rozmawiać? Nie znał nawet języka.

Gnój był szybszy, niż początkowo wyglądało. Skoczył przez mur. Alfred za nim i znalazł się w samym środku zagrody dla psów. Tymczasem dzieciak był już na dachu kojca. No tak: on wiedział, gdzie skacze. Alfred nie wiedział, więc wpadł w pułapkę. Ale uratował się, podążając za złodziejem. W ostatniej chwili wspiął się na kojec.

W pobliżu psiarni stał ochroniarz. Chłopak odstawił przed nim scenę. Coś krzyczał w swoim języku, pokazywał na Alfreda. Wykrzywiał twarz w udawanym strachu. Ochroniarz spojrzał na Alfreda groźnie.

Kurwa. Tyle z resocjalizacji. Tyle z warunków. Tyle z życia poza kratami. Przynajmniej niech gnój za to zapłaci.

...
___
Jak na mój gust, zazębiałoby się, a przy tym akcja nie byłaby spowolniona. Tutaj niestety musisz sam zdecydować jak to rozwiązać. :)

„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

9
Fajnie gazkamie, że tyle uwag wziąłeś sobie do serca, że się nie zrażasz i wprowadzasz poprawki. Twoja determinacja mnie cieszy. Doceniam.

Ja bym teraz Ci zalecała, w przeciwieństwie do Maxa, niekoniecznie wrzucanie co tydzień nowych fragmentów ( bo nas tu zasypiesz jak śnieg tej zimy), a na spokojnie zabranie się do korekcji i do pisania czyli samotne popracowanie nad tekstem przez choćby kilka tygodni, no bo wiesz już na co zwracać uwagę, co poprawiać, czego unikać itd.

Brutalna prawda jest taka, że większość pracy trzeba wykonać samemu. Więc ja trochę sobie zrobię odpoczynek od korekcji i wskazówek u Cebie, dużo ich już dostałeś, ode mnie i od innych. :)

„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

10
gaazkam pisze: (pn 12 gru 2022, 23:15) A to nie jest tak, że jak już kogoś wypuszczają na ten warunek, to dopiero wtedy, gdy już mu przepiorą odpowiednio mózg?
Statystycznie większość osadzonych wychodzi przed końcem wyroku, więc pranie mózgu musiałoby mieć charakter powszechny i masowy, w co wątpię. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby twój Alfred był więźniem specjalnym, ofiarą jakiegoś eksperymentu, czy cokolwiek sobie wymyślisz.
gaazkam pisze: (pn 12 gru 2022, 23:15) Zakładałem, że Alfred musi być przeprany, inaczej to nie będzie miało sensu.
Nie zakładaj, że czytelnik to założy. Daj mu do zrozumienia, że z Alfredem jest coś nie tak. Nie musisz od razu walić prosto z mostu. Bohater może mieć np. dziwne koszmary, albo irracjonalne lęki. To są co prawda straszne klisze, ale to tylko przykłady, jak można takie wątki wprowadzić do fabuły i zaciekawić czytelnika.
gaazkam pisze: (pn 12 gru 2022, 23:15) Ale jednak nie. To jest stare myślenie. Tłumaczono mu przecież wielokrotnie: Jeśli ktoś się wobec niego zachowa agresywnie, nie wolno mu brać spraw we własne ręce. Musi się odwołać do odpowiednich instytucji.
Kryminalista, taki z wyboru, jak Alfred, nawet zresocjalizowany, nie będzie nigdzie dzwonił kablować, bo jak się zdarzy, że wróci do więzienia, to będzie musiał tyłem do ściany chodzić ;) Niech będzie, że Alfred zepsuł telefon podczas zabawy w Indiana Jonesa w kanałach, w końcu paczkę fajek też zamoczył.

„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

13
Ondraszek pisze: (wt 13 gru 2022, 16:11) Statystycznie większość osadzonych wychodzi przed końcem wyroku, więc pranie mózgu musiałoby mieć charakter powszechny i masowy, w co wątpię. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby twój Alfred był więźniem specjalnym, ofiarą jakiegoś eksperymentu, czy cokolwiek sobie wymyślisz.
Nic podobnego. Żaden eksperyment medyczny ani coś. Niepotrzebnie użyłem hiperboli z tym praniem mózgu.

Moje pojęcie na temat rzeczywistości w tym zakresie jest mniej więcej takie:

- Oczywiście kryminaliści myślą na sposób prywatnoprawny. Tak jak piszesz, odwoływanie się do policji jest w tamtym środowisku najsurowiej zabronione i grozi koniecznością chodzenia tyłem do ściany. Jakakolwiek agresja, potwarz, brak szacunku zobowiązuje obrażonego / zaatakowanego do zemsty pod rygorem utraty honoru.

- Tak zresztą myślą nie tylko kryminaliści, w ogóle niektórzy ludzie mają tendencję do myślenia w ten sposób. Ale u kryminalistów jest to wręcz wymagane.

- Jednak to myślenie jest dokładną odwrotnością zasady publicznoprawnej obowiązującej w państwie prawa, zgodnie z którą ludzie nie mają prawa do dochodzenia sprawiedliwości na własną rękę i w ogóle nie wolno im używać przemocy za jedynym wyjątkiem sytuacji obrony koniecznej, definiowanej jako użycie minimalnej siły koniecznej do odparcia ataku, który jest (a) bezpośredni (b) natury fizycznej i (c) poważny. W szczególności jeśli zaatakowany może uciec albo oddać własność, by uniknąć przemocy, to musi tak postąpić; zaatakowany może sam zacząć używać przemocy wyłącznie wtedy, gdy nawet ucieczka ani oddanie portfela mu nie zapewni bezpieczeństwa fizycznego. (Prawodastwa poszczególnych krajów mogą wprowadzać wyjątki od tej reguły, np. w niektórych stanach USA obowiązuje castle doctrine, na podstawie której wolno zawsze stosować przemoc celem odparcia nielegalnego wtargnięcia do domu, ale ogólna reguła nadal pozostaje taka, jak piszę).

- Stosowania zasady publicznoprawnej opisanej wyżej wymagają sądy i do jej stosowania ludzi usilnie nakładaniają psychologowie, socjologowie oraz (prawdziwi, a nie niekompetentni wariacji) specjaliści w sprawach przemocy. Zakłada się bowiem, że danie obywatelom prawa do dochodzenia sprawiedliwości na własną rękę to będzie otwarcie puszki Pandory. (a) Po pierwsze: Ogromna większość ludzi, którzy uciekają się do przemocy, uważa, że mają do tego prawo i słusznie postepują celem odparcia czyjegoś ataku. Gdyby tak nie uważali, to nie stosowali by tej przemocy, a mimo wszystko względnie mało ludzi to socjopaci, którzy napadają na innych z pełną świadomością, że wina jest wyłącznie nich, bez żadnego oszukiwania siebie. Tym samym danie obywatelom prawa do samodzielnego dochodzenia sprawiedliwości za pomocą przemocy de facto pozwoli na każdą przemoc. (b) Bardzo wiele przypadków ekstremalnej przemocy, takiej, że ludzie się pozabijali, zaczyna się niewinnie. Jeden powiedział coś drugiemu niezbyt uprzejmie, drugi się obraził i użył obelgi, więc pierwszy odpowiedział jeszcze gorszą obelgą, więc drugi pierwszego spoliczkował... i tak to eskaluje, aż nagle będzie trup. Kto jest winny? Według mentalności obecnie obowiązującej obaj w równym stopniu. A wszystko dlatego, że obaj sądzili, że muszą odpowiedzieć agresją na agresję. (c) Historia pokazuje, że pozwolenie czy nawet obowiązek dochodzenia sprawiedliwości na własną rękę prowadzi do notorycznych wojen prywatnych i w zasadzie chronicznej, tlącej się jatki. Nieprzypadkowo taki kodeks etyczny jest najpopularniejszy właśnie w grupach przestępczych i nieprzypadkowo młodzież szkolna prezentująca takie podejście kończy nierzadko wśród gangów ulicznych.

- Na warunek wypuszcza sie tylko tych, którzy "dobrze rokują". W szczególności oznacza to, że wypuszczony musi zmienić swe poglądy w sprawie odpowiadania przemocą na czyjąś agresję. Dalsze hołdowanie etyce nakazującej zemstę czy samodzielną obronę granic przy użyciu przemocy bardzo źle rokuje, gdyż niemalże gwarantuje, że wypuszczony na wolności dalej będzie popełniał brutalne przestępstwa. Dlatego też podczas resocjalizacji będzie się im tłukło do głowy zasady obowiązujące w państwie prawa, że tylko policja ma prawo do stosowania przemocy i tak dalej, i tak dalej. Oczywiście, inteligentny przestępca bardzo często będzie umiał oszukać psycholożki i sprawić wrażenie, że zmienił swe podejście mimo, iż w głębi serca pozostaje nadal dokładnie taki sam, jak wcześniej - dlatego też istotnie jest częstym problemem, że wypuszcza się z więzień przestępców, którzy dalej stanowią zagrożenie dla społeczeństwa (np. pierwsze co zrobi po wyjściu to zemści się na swej dawnej ofierze, która poszła na policję i tym samym wtrąciła go do więzienia).

- Ale Alfred nie jest człowiekiem zdolnym manipulować innymi czy oszukać psycholożki, że się zmienił, mimo że tak nie jest. Alfred jest po prostu za głupi na to. Stąd wniosek, że jeśli już go wypuścili, to on musiał zmienić swoje podejście w tym zakresie. Gdyby w odpowiedzi na czyjąś agresję dalej jego pierwszą reakcją było dać wpierdol, to siedziałby dalej, bo nie zostałby pozytywnie zaopiniowany.

- Stąd też, jeśli czyimś celem jest zmusić Alfreda do porzucenia tych zasad i pościgu i użycia pięści - a taki właśnie jest cel złodzieja, kradzież jest tu tylko narzędziem, a nie celem - no to ten ktoś naprawdę musi postawić Alfreda pod ścianą. Potem, gdy Alfred pierwszy raz złamie te zasady, to istotnie cała resocjalizacja może runąć jak domek z kart, bo wróci do swych starych przywyczajeń (co się zresztą stanie w kolejnych rozdziałach) - ale żeby tak było, to najpierw konieczny jest silny impuls do tego prowadzący.

Rozumiem, że to, co napisałem wyżej rozmija się z rzeczywistością? Jeśli tak, to bardzo prosiłbym o skorygowanie błędów :)
Awatar: Mirounga leonina.jpg (wykadrowany i ze zmniejszoną rozdzielczością przeze mnie) Autor oryginalnego zdjęcia Serge Ouachée, (CC BY-SA 3.0)

„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

14
Nie no dobra, miałam iść, ale jak na kobietę, która zmienną jest, stwierdzam, że j tu zostaję , w tym wątku jest ciekawiej niż na czacie.
gazakm chyba ma tajny plan wykończeni ludzi pytaniami, że też niejeden złoczyńca mógłby się od niego uczyć...

A tak poważnie już mówiąc, to zbyt wybiórczo bierzesz/rozumiesz niektóre rzeczy, nie odwołujesz się do pewnych kontekstów.

Przykra prawda jest taka, że więzienie nie będzie resocjalizować, bo w większości, więźniowie, to grupa (złapanych) degeneratów i frustratów zarazem o podwyższonej agresji i socjopatii jarająca się dominacją i władzą, chcąca rządzić sobą nawzajem. Żeby tam przetrwać musisz stać się taki jak oni, bo cię te prymitywy nie będą szanować, Musisz być równie bezwzględny i pokazać im, że jesteś jak oni, że nie masz słabości, co wyrabia nawyk reagowania przemocą na przemoc. Nawyk staje się naturą. Więc po odsiadce w więzieniu ludzie raczej robią się gorsi, bardziej przebiegli i okrutni. Jakby ktoś pytał, skąd wiem, to nie siedziałam, ale rozumiem te zjawiska :p Rozumem jak ludzka psychika działa.

Dodano po 5 minutach 10 sekundach:
Ps. jeśli uczyniłbyś swojego bohatera aspergerem, to wtedy on może mieć problem, bo nie będzie rozumiał tych niepisanych zasad, a bardziej dosłownie brał rady niezbyt przystające do rzeczywistości, w której się znajduje.
A jak już zrozumie te zasady po iluś tam latach rozkminy tego łez padołu, to i tak stwierdzi, że ma je w ... d. bo są nielogiczne i głupie. Ale właśnie czasem racjonalne zasady i postepowanie zgodnie z logiką są najgorsze w świecie ludzi neurotypowych czyli tzw. mugoli.

„Zamek” (1. Wtorek rano, Alfred) + Przygoda + Wulgaryzmy + Podejście 3

15
gaazkam pisze: (śr 14 gru 2022, 01:55) Nic podobnego. Żaden eksperyment medyczny ani coś. Niepotrzebnie użyłem hiperboli z tym praniem mózgu.
Spoko, omylnie zinterpretowałem to pranie mózgu, myśląc, że chodzi o coś bardziej inwazyjnego w psychikę. I chcę zaznaczyć, że ogólnie nie uważam, że pisząc powinno się dążyć do jak największego realizmu. Taka scena z kradzieżą najpierw portfela, a zaraz potem komórki przez tego samego gagatka: rozwiązanie takie se, ale gdyby to dobrze opisać, to czemu nie? Gdyby dać czytelnikowi poczuć to wkurwienie bohatera, że dał się ograć jak młody....
Nawet poczytne książki pełne są nielogiczności, idiotyzmów, uproszczeń, deus ex machina. Zwykle jest tak, że gdy lektura nie porywa, nie ma chemii między czytelnikiem a ksiażką, to dopiero wtedy zaczyna się wytykanie tego typu błędów. Z tego powodu wydaje mi się, że trzeba przede wszystkim pracować nad warsztatem, a rozwiązania fabularne zawsze zdążą wpaść do głowy w taki czy inny sposób.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron