Na prawo las, na lewo las, na wprost lasu ni ma. Droga.
A może to piekło?
Więc w tym sosie byłem, taplałem się, krzyczałem, taplałem się i krzyczałem, i tak w kółko.
Mamusia kroi chleb, a ja patrzę na jej dłonie i czerwone paznokcie odcień 341 - odpryski tylko czasem, tylko przy zadrapaniu - super wytrzymały materiał i super błyszczący. Mamuśki oczy także błyszczą i wargi - masło naturalne 82 procent tłuszczu, brak błyszczyka.
Jedziemy na wycieczkę, mówi tatuś, a mamuśce oczy zaczynają wirować. Tatuś poprawia pas, naciąga na siebie koszule, zapina ją wolno i chce założyć krawat, ale mamuśka woła: no co ty, do lasu krawat! ściągaj tę białą koszulę, wrzeszczy i dolatuje do tatusia, a tatuś mówi, że przecież koszulą jagód nie będzie zrywał, że zapali, popatrzy na drzewa, na las, na grzybki, a mamuśka mu na to, że nie ma mowy, że na jagody, to na jagody.
No to sobie jemy śniadanko. Mamusia oblizuje wargi, niby zalotnie zerka na tatusia, tatuś na mnie patrzy i szturcha mamusię w rękę, mamusia lizania zaprzestaje. Kroi kolejną kromkę i maże ją masłem, a ja jem kiełbasę i pytam, w przerwach miedzy gryzieniem i łykaniem, czy za długo pojedziemy, gdzie jedziemy, po co właściwie jedziemy, kiedy jagody można kupić na każdym rogu i że taniej, i że daleko do lasu, i że benzyny stracimy furę, i że przecież, ani tatuś ani mamusia nie lubią się schylać. Na co tatuś burczy: synek, ty się w tatusia plany nie wtrącaj, tatuś wie co i jak. Mamusia do tego uśmiech dorzuca, dorzuca ten uśmiech i smaruje kolejną kromkę, jakby to smarowne mało zasmarować wszystkie nasze zgrzyty; to, że tatuś mnie kopnął pod stołem, to, że pokazałem mu język, a on potem kazał mi usta otworzyć i walnął mnie łyżeczką w ten mój niewyparzony język mówiąc: synek, ty się w tatusia plany nie wtrącaj! Ty się nie wtrącaj! Mamusia daje tatusiowi kolejną kromkę i mówi: Janku, zjedz więcej, bo droga długa, a tatuś burczy, że zżarł już cztery kromki i że nic mamusi do jego brzucha, na co mamusia znowu do smarowania się bierze, a tatuś krzyczy: no co ty tyle tych kromek smarujesz, nie jesteśmy armią, na co mamusia znowu chce smarować kromkę, bo się zdenerwowała, ale ręka staje jej w połowie masła 82 procent tłuszczu i 80 procent zużycia. Została jedna piąta nie rozsmarowana, nie zagospodarowana, i co mamusia ma teraz zrobić? ręce załamać? spojrzeć na tatusia? zamknąć oko prawe czy lewe? A może iść śiku zrobić? Mamusia wybiera czwarty wariant, ale wariant sikania zdaje się być wariantem robienia kupy. Coś mamusi długo nie ma, mówi tatuś, a potem dorzuca: zbieraj się stara, bo nam jagody wyzbierają! Na te słowa mamusia zbiera się w sobie, wychodzi ze sracza, brzydko mówiąc (tylko do was, bo w obecności mamusi i tatusia nie można) usta zaciska, pochodzi do stołu i pakuje kromki; tatuś poprawia pasek i chrząka głośno. Ja też bym chciał chrząknąć, ale tatuś podpala papierosa i zaciąga się mocno; a tak zaciąga się tylko wtedy, kiedy jest ciut, ciut zły, wiec niczego nie robię, siedzę sztywno jak jakiś sztywniak i czekam aż mamusia te wszystkie kromki zapakuje, a tatuś się wychrząka i wyzaciaga papierosem z filtrem 7,50 za paczkę.
Wtem przed naszym domem pojawia się jakaś grupka. Goście, marynary, okulary, but błyszczący marka szuru-szuru. Tatuś podchodzi do okna. Obserwuje. Poprawia pas, wąsa też chce poprawić, ale się orientuje, że go ni ma. Złości się, bo wąsa zgolił w przypływie impulsu i teraz ilekroć się zastanawia, zaduma, przyprawia do dumy, chce wąsa poprawić, ale go ni może, bo ni ma. Więc się złości. Ech, mówi tatuś, że też tego wąsa ni mam, takie nerwy we mnie wezbrały, a ja wąsa ni mam. Mamusia mówi, że wąs lada moment odrośnie, bo chce tatusiowi poprawić humor, ale tatuś trupie nóżką, co mu się często zdarza i krzyczy, że wąsa chce i już i teraz i już, i już i już.
I już jesteśmy na drodze. Nie wiem jak to wszyko tak szybko przeleciało. Mamusia patrzy na drogę, tatuś też, bo prowadzi, to oczywiste; a ja na mamusi i tatusia głowy zerkam. Tatusia łysa pała, jeden włos na dwa albo trzy na cztery, szkli się w promieniach porannego słońca, mamusi kok trochę się rusza, kiwa, podskakuje, kiedy tak na dziurach skaczemy. Bo polskie drogi do dupy, mówi tatuś, na co mamusia kiwa głową, bo tatusiowi trzeba przytakiwać, i trzeba baczyć, i uspokajać, bo przecież, jak się tatuś zdenerwuje, to na gaz naciska, a jak na gaz naciska, to się podnieca, a jak tak szybko jedziemy to tatuś jeszcze bardziej na gaz naciska i osiągamy niebotyczne prędkości, na co mamusi robią się mdłości i palpitacje serca. W końcu, jesteśmy pod laskiem. Ptaszki, wiewióreczki, drzewka, sówki, mamusia, tatuś i ja. Gromada nie lada. Prowaiancik w łapki i piknięcie automatu – to tatuś zamyka autko, marka Mercedes, skórzane siedzenia, radio jakość pierwsza, przyciemniane szyby… Cudo, nad cudami, mówi tatuś i patrzy w drzewa. Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal, mówi mamusia, na co tatuś mówi: ty stara kwoko, toć to nie morze. Ona, że może sobie tak powiedzieć, bo jak patrzy na rozkołysane drzewa, to przypomina jej się morze i że zapach ładny i że ptaszki ładne i że cudnie jest, i w ogóle i w szczególe… no cudnie, mówię ja, a tatuś mnie w plecy - cap. Coś ty synek, nie gadaj, że cudnie tylko idź jagódki zbierać, idź i jagódki zbieraj. Mamusię mdli, bo mamusię zawsze mdli kiedy tatuś mnie samego w świat wysyła, ale mamusia milczy, wargi zacisnęła, chciałaby ręką poruszać, przyrządzić potrawę jakąś albo chleb posmarować coby się odstreswała, ale nie może, bo tu kuchni ni ma. Wiec tylko wargi zaciska i łzę wycisnęła i mi w uszko szepce, żebym za bardzo się nie oddalał. Idź se, synek, za drzewo, niby na niby, niby na jagódki, idź se i mniej nas na oku, nie odchodź za daleko. Co mamusia synkowi szepcze? mówi tatuś, bo widzi, że mamusia się nachyla nade mną, a mamusia, że nic, że nic. Poprawiam mu porteczki tylko, porteczki poprawiam i mnie w dupkę cap: idź synek i zbieraj jagódki i zbieraj…
I zbieraj, i zbieraj, i zbieraj, echo niesie się lasem, a ja idę i patrzę a tu jagódek ni ma. I szukam, i idę dalej coby coś znaleźć, bo tatuś się zdenerwuje i będzie krzyczał i będzie nóżką tupał, a tu jagódek ni ma i samochodu ni ma i mamusi ni ma i tatusia ni ma i zagubiłem się i spanikowałem i wiruje mi w głowie i szumi w uszach i biegnę przed siebie i biegnę jeszcze i biegnę i się zabiegałem i runąłem na ziemie zdyszany, ze łzami na policzkach, z językiem na wierzchu… leże i ledwo dycham.
W końcu się unoszę, bo coś nade mną się nachyla. Ni to sowa, ni to zwierz, ni to drzewo. Stwór jakiś za rękę mnie bierze i prowadzi a ja z mim idę, a ja z nim biegnę. Biegnę mimo, że sił nie mam to biegnę, a wolałbym nie biec i wolałbym nie widzieć tego stwora i tego jego zapachu nie czuć i tego strachu i tego podniecenia i tego zabiegania, ale czuje… i zabiegamy i patrzymy jak tatuś mamusie w udo, potem w rękę, potem w głowę, potem w nogę i w brzuch. Wali ją i wali, a mamusia pada. Potem tatuś sprawdza czy mamusia się rusza, nogą ją popycha, a potem z auta wyjmuje coś i znowu mamusię tym razem w głowę - cap, a mamusia się nie rusza, a tatuś jeszcze i jeszcze i jeszcze… i wali i wrzeszczy i mnie nie widzi, a potem widzi - odwraca głowę - a ja w krzyk, a ja w nogi, a ja w głęboki las. Uciekam. A tatuś za mną hyc. A ja pędź, pędź, a tatuś wrzeszczy: już cię mam! a ja: nie! a tatuś: tak! a ja: nie! a tatuś: tak! I ja pac. I nic. I pusto. Tatusia ni ma, leśnego stwora ni ma, mamusi ni ma, auta ni ma. Droga. Wiruje w głowie, ptaszek tu, ptaszek tam, i tak tylko ptaszków wrzaski, ludzi ni ma, pustka, las, las, las i las. I droga i las.
2
Nie jestem jeszcze na tyle doswiadczona, by skomentowac rzetelnie ten tekst pod wzgledem jezykowym... Calosc napisana zostala jezykiem nieliterackim.... Nie jestem zwolenniczka tworzenia literatury za pomoca jezyka mowionego (choc nie jestem w tej kwestii fundamentalistka i uwazam, ze odrobina dodaje tekstowi lekkosci). Coz, byc moze literatura ewoluowala w te strone.
Troche mi ten tekst absurdem przypomina "Ferdydurke", tyle ze tu kromki zamiast cukierkow. Powracajac jeszcze do jezyka, taki sposob ekspresji ma oczywiscie swoj pozytywny aspekt - a mianowicie rozsmieszajacy i tak ja niezle sie usmialam, czytajac:
Tak jakos smiesznie to wyglada, szczegolnie gdy czyta sie szybko.
Po tym fragmencie nastepuje opis owego incydentu i tu rozbawionego czytelnika wprowadzasz w stan... zdumienia, badz zdegustowania. Sama nie wiem, jak to nazwac. To reakcja, ktora mozna przedstawic za pomoca "eeee !", badz "leee !" (przepraszam, ale nie mam polskich liter wgranych na komputer). Czy to wada, czy to zaleta, nie powiem, nie mam pojecia, zalezy od tego, co chciales wywolac w czytelniku. Ja po prostu zdaje Ci relacje z moich czytelniczych
reakcji. Dobry tekst na chwile rozprezenia.
Pozdrawiam.
Troche mi ten tekst absurdem przypomina "Ferdydurke", tyle ze tu kromki zamiast cukierkow. Powracajac jeszcze do jezyka, taki sposob ekspresji ma oczywiscie swoj pozytywny aspekt - a mianowicie rozsmieszajacy i tak ja niezle sie usmialam, czytajac:
I zbieraj, i zbieraj, i zbieraj, echo niesie się lasem, a ja idę i patrzę a tu jagódek ni ma. I szukam, i idę dalej coby coś znaleźć, bo tatuś się zdenerwuje i będzie krzyczał i będzie nóżką tupał, a tu jagódek ni ma i samochodu ni ma i mamusi ni ma i tatusia ni ma i zagubiłem się i spanikowałem i wiruje mi w głowie i szumi w uszach i biegnę przed siebie i biegnę jeszcze i biegnę i się zabiegałem i runąłem na ziemie zdyszany, ze łzami na policzkach, z językiem na wierzchu… leże i ledwo dycham.
Tak jakos smiesznie to wyglada, szczegolnie gdy czyta sie szybko.

Po tym fragmencie nastepuje opis owego incydentu i tu rozbawionego czytelnika wprowadzasz w stan... zdumienia, badz zdegustowania. Sama nie wiem, jak to nazwac. To reakcja, ktora mozna przedstawic za pomoca "eeee !", badz "leee !" (przepraszam, ale nie mam polskich liter wgranych na komputer). Czy to wada, czy to zaleta, nie powiem, nie mam pojecia, zalezy od tego, co chciales wywolac w czytelniku. Ja po prostu zdaje Ci relacje z moich czytelniczych

Pozdrawiam.
Lodowka jest przyczyna, dla ktorej wywoluje wojne cynikom.
3
Trudno się wędruje przez tak zagęszczoną narrację. Narrator nie może złapać oddechu, tym bardziej czytelnik. Ale sama wspomniałaś, że to eksperyment, więc dobrze, czasem dobrze pobiegać. Zadyszka rzecz naturalna.
To jeden z tych tekstów do recytacji, czyta się ciężko, natłok bodźców utrudnia percepcję i wizualizację. Myślę, że na małej scenie wypadłby całkiem soczyście. Mimika, mowa ciała, pauzy, w czasie których widz może się pośmiać pod nosem lub unieść brwi - tak, to jest to!
Sama fabuła nie zainteresowała mnie szczególnie, ale materiał na fajną humoreskę jest. Aktorka, nawet amatorka, mogłaby wygrać wiele smaczków.
Trzymaj się!
To jeden z tych tekstów do recytacji, czyta się ciężko, natłok bodźców utrudnia percepcję i wizualizację. Myślę, że na małej scenie wypadłby całkiem soczyście. Mimika, mowa ciała, pauzy, w czasie których widz może się pośmiać pod nosem lub unieść brwi - tak, to jest to!
Sama fabuła nie zainteresowała mnie szczególnie, ale materiał na fajną humoreskę jest. Aktorka, nawet amatorka, mogłaby wygrać wiele smaczków.
Trzymaj się!
4
Zdałoby się powiedzieć coś ciekawego nt. Twojego tekstu, ale większość stwierdził już Jacek.
Rzecz niezbyt trudna, jakiś tam swój klimacik ma, ale, faktycznie, cały czas miałam wrażenie obcowania z konceptem na skecz. W związku z tym, nie wiem, czy dobrze wyglądałaby w tym miejscu klasyczna lista poprawek, "a tu przecineczek, a tu kropeczka". Powiedzmy, że było trochę literówek, ale nie utrudniały one szczególnie czytania, parę brakujących przecinków, jednak Twoja praca też mi się lepiej widzi w czyjejś luźnej interpretacji, także...
Ogólnie: całkiem pozytywnie.
Pozdrawiam.
Rzecz niezbyt trudna, jakiś tam swój klimacik ma, ale, faktycznie, cały czas miałam wrażenie obcowania z konceptem na skecz. W związku z tym, nie wiem, czy dobrze wyglądałaby w tym miejscu klasyczna lista poprawek, "a tu przecineczek, a tu kropeczka". Powiedzmy, że było trochę literówek, ale nie utrudniały one szczególnie czytania, parę brakujących przecinków, jednak Twoja praca też mi się lepiej widzi w czyjejś luźnej interpretacji, także...
Ogólnie: całkiem pozytywnie.
Pozdrawiam.
5
"Powiedzmy, że było trochę literówek…" - oj literówek było co niemiara. Szybka akcja - szybkie pisanie, no a potem wiele poprawiania. Bo i takiego tekstu inaczej pasać się nie da. Poza tym chciałam sprawdzić jakby wyglądało takie pędu-pędu. Co do absurdu to, no cóż… nawet kiedy nie chcę to w tekst wplatają mi się absurdy - tak już mam. A pana Witolda kocham.
Twoje zdanie, Jacek, przeczytałam na początku tak:
Autorka, nawet amatorka, mogłaby wybrać wiele smaczków.
No i stworzyć coś zjadliwego
To tak a propos literówek.
Dzięki wielkie.
Trzymajcie się ciepło.
Twoje zdanie, Jacek, przeczytałam na początku tak:
Autorka, nawet amatorka, mogłaby wybrać wiele smaczków.
No i stworzyć coś zjadliwego

To tak a propos literówek.
Dzięki wielkie.
Trzymajcie się ciepło.