Przyrzekam, to już naprawdę mój ostatni post w tym temacie i ostatnie słowa, jakie kieruję w ogóle na Wery do osób, których palcem wskazywać nie będę.
@ Mary Ann May
Mary Ann May pisze: (śr 27 kwie 2022, 10:32)
Po pierwszysm akapiciePW skasowałam. za dużo w tym negatywnych emocji
No, coś podobnego. Przecież ty mi tylko naurągałaś, wymawiałaś wyimaginowaną arogancję (gdy postanowiłem po prostu nie przyjmować w pokorze oczywiście nieprawdziwych "zarzutów") i dałaś do zrozumienia, że tylko ty jedna wyznaczasz standardy, co wolno w science-fiction wymyślać, a co nie. Jak ja śmiałem się w tej sytuacji zdenerwować?
To, że teraz jeszcze na moją wiadomość reagujesz na zasadzie zapożyczonej od Maksa z "Seksmisji" (czyli - zatykam uszy i wołam "la, la, la! Nic nie słyszę!") pozostawię bez komentarza.
@ jak
jak pisze: (śr 27 kwie 2022, 11:11)
wydaj swoją twórczość w 100 egzemplarzach, skoro profesjonalne wydawnictwa nie chcą jej drukować i ciesz się sławą pisarza
Tak naprawdę to
nie wiem czy profesjonalne wydawnictwa nie chcą moich wypocin drukować. Z tego prostego powodu, że ja tego nie wysyłam do wydawnictw. Swoją powieść (konkretnie "Niebo i piekło") wysłałem do wydawnictwa (Fabryki Słów, gwoli ścisłości) tylko raz i to było wszystko. Aha, i były jeszcze wysyłane do dwóch wydawnictw "Bramy Neoterry", ale tę pozycję pominę milczeniem, bo dzisiaj sam nie zgodziłbym się na jej wydanie nawet gdyby znaleźli się chętni. Czyli - porównując z wydanymi drukiem pisarzami, którzy zapewne wysyłali swoje teksty gdzie popadnie, nim w końcu się udało - można powiedzieć, że nie próbowałem wcale. Widocznie - wbrew oszczerstwom co niektórych - wcale nie mam na tyle wysokiego mniemania o swoich wypocinach, by sądzić, że
już nadają się do druku. Stąd wciąż ślę toto do "zwykłych" odbiorców i zbieram opinie. Ale odnoszę coraz silniejsze wrażenie, że tracę czas, bo zadowolić wszystkich po prostu się nie da. A jak co niektórzy mają silną potrzebę znalezienia zarzutów pod adresem czyjegoś tekstu, to znajdą je tak czy inaczej.
jak pisze: (śr 27 kwie 2022, 11:11)
Bo twoje komentarze do komentarzy są dłuższe niż twoje utwory
Sprawdziłem. Mój poprzedni komentarz - wliczając cytaty z komentujących - zajmuje wszystkiego trzy strony w Wordzie. "Matnia" to opowiadanie na czterdzieści sześć stron, a to, co tutaj jak na razie zamieściłem, to około jednej czwartej całości. Tak więc rzeczywiście, długie te moje komentarze, jak ta lala.
Jeśli zaś nie podoba ci się długość TEGO komentarza, to pretensje zgłaszaj do innych komentujących, którym muszę przykładowo tłumaczyć - jak krowie na rowie - coś, co wprost wynika z tekstu, a mimo to tego nie zrozumieli, albo nawymyślali jakichś bzdur (ale mimo to czują się uprawnieni do komentowania!).
Dodam jeszcze, że mam naprawdę bogate (zbyt bogate, jeśli mam być szczery) doświadczenie z indywiduami na forach, które próbują mnie pogrążyć pseudoargumentem, że moje wypowiedzi są jak na ich gust za długie. Za dużo internetowych memów się oglądało? Głowa teraz boli od przeczytania więcej, niż paru linijek? Napisany przeze mnie całkowicie na gorąco tekst - ze słownictwem, którym posługuję się swobodnie w realu na co dzień - to dla co niektórych coś tak skomplikowanego, że muszą nad tym mocno myśleć tudzież imputować mi arogancję i popisywanie się elokwencją? Oni pogrążają co najwyżej siebie, nie mnie. Przy czym to zjawisko jest dla mnie zrozumiałe na "zwykłych" forach tematycznych, gdzie bynajmniej nie zbierają się osoby lubiące (i umiejące) wyczerpująco się wypowiedzieć, ale na forum literackim? Co ty tu w ogóle robisz, skoro głowa od czytania boli?
jak pisze: (śr 04 maja 2022, 15:42)
Można pisać prosto, dla przeciętnego czytelnika, ale nie prostacko bo to obraza dla czytelnika.
Jak na razie, odnoszę wrażenie, że bynajmniej nie piszę prostacko - wręcz przeciwnie, ewidentnie oczekiwałem od was zbyt wiele. I że to wasze uwagi obrażają moją inteligencję.
@ slacker
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
To nie znaczy, że ma być pozbawiony jakichkolwiek interesujących cech.
Proszę bardzo. Przedstawię zatem charakterystykę postaci dla podstawowiczów na przykładzie Kosa.
Kos jest po prostu poczciwy, ma dobre chęci - nie to nawet, że próbuje pomóc ludziom, on nie żywi nawet uprzedzeń rasowych względem Sorevian czy innych obcych (co
wcale nie jest normą w moim uniwersum - to nie Star Wars, gdzie w każdej knajpie siedzi cała plejada przedstawicieli różnych ras) i irytuje się na komentarze kumpli pod ich adresem - ale jednocześnie jest impulsywny, ma tendencje do działania pod wpływem emocji i dopiero później zastanawia się nad konsekwencjami własnych decyzji (co widać nie tylko wtedy, gdy wyładowuje frustrację na Sanukodem, ale i później, gdy na przykład decyduje się zaangażować swoich ludzi do obrony miasta, kierowany urażoną dumą). Do tego kiepsko znosi presję i widać, że nie czuje się komfortowo w roli przywódcy, odpowiedzialnego za ten cały bałagan.
Jeszcze jakieś rzeczy, które potrzeba wytłumaczyć, jak krowie na rowie?
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
Tylko, że POV to coś innego niż jedna scena.
Dzięki za to cenne spostrzeżenie, Captain Obvious. W dalszym ciągu nie wiem, jak to się ma do rozwlekłości, ale za spostrzeżenie dzięki.
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
Nic takiego nie napisałem
Owszem, napisałeś. Nawet teraz sugerujesz, że "współdziałanie" to jest takie coś, że każdy rodzaj wojska wykonuje swoje zadanie całkowicie samodzielnie, ale przenigdy nie pojawiają się razem na polu bitwy. Ma to się absolutnie nijak do praktycznie każdej rzeczywistej bitwy, o której czytałem bądź którą widziałem na nagraniach w filmach dokumentalnych. Niech zgadnę - przeczytałeś gdzieś, że taktyka blitzkriegu polegała ogólnie na tym, że przodem parły czołgi i przełamywały linie wroga, a za nimi postępowała piechota, umacniała pozycje i poszerzała wyłom - i na tej podstawie doszedłeś do śmiesznego wniosku, że te czołgi i ta piechota
dosłownie działały całkowicie niezależnie od siebie i przenigdy nie współpracowały bezpośrednio (i jeszcze, że ta piechota dosłownie gnała za czołgami na piechotę)?
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
A nie, że piechota idzie obok czołgów i strzelają razem xdddd
Zaprawdę powiadam ci, scharakteryzowałeś sposób współdziałania pojazdów pancernych i piechoty w terenie miejskim w sposób godny prawdziwego znawcy. Bez ochyby, na plażach Normandii w czerwcu 1944 roku - na ten przykład - czołgi Sherman DD (te nieliczne, które nie potopiły się w kanale i dotarły do brzegu) też współpracowały z piechotą w ten sposób, że wszyscy szli lub jechali obok siebie i razem strzelali. Co prawda Anthony Beevor zdradził mi, że owe czołgi po prostu jeździły po plaży wte i wewte po otwartym terenie i dawały w ten sposób żołnierzom osłonę przed ostrzałem - "czołgi nas uratowały", jak skwitował to krótko jeden z ocalałych z plaży Omaha - ale na pewno kłamał i w ten niecny sposób podsunął mi (oraz tony innych osób, za pośrednictwem których przez lata poznawałem realia rzeczywistych pól bitewnych) śmieszną ideę, że taki pojazd pancerny może dać osłonę piechocie również w innym terenie, na przykład miejskim. Stąd w "Matni"
Tal'envaie niewątpliwie zdążyły już uratować sporo auveliańskich piechurów, którzy w przeciwnym wypadku mogliby zginąć, na przykład, od nagłego ostrzału z któregoś okna. Sami żołnierze piechoty ze swojej strony niewątpliwie też osłaniają czołgi we własnym zakresie - w końcu pojedynczy czołg, nawet z tymi wszystkimi cudownymi systemami wykrywania i namierzania, nie zdoła odeprzeć ataku z kilku stron naraz. Jeden wrogi żołnierz odciąga uwagę atakiem z frontu, drugi czai się gdzieś w bocznej uliczce z wyrzutnią rakiet, trzeci na wszelki wypadek też ma wyrzutnię rakiet i kryje się gdzieś z tyłu... ale rozmieścić żołnierzy piechoty i oni udaremnią takie próby. Pojazd pancerny jest -
nomen omen - opancerzony, do jego zniszczenia nie wystarczy zwykła broń przeciwpiechotna, więc jego obecność sama w sobie zdecydowanie odbiera kryjącym się gdzie popadnie żołnierzom Kosa ochotę do odpowiadania ogniem wrogiej piechocie, która jest już na ich broń wrażliwa. A gdyby nawet mieli pod ręką wyrzutnię rakiet (której akurat nie mają), to ci wszyscy żołnierze dzięki swojej liczebności mogą tym skuteczniej kłaść ogień zaporowy na ich pozycje i uniemożliwić użycie tej broni. W końcu - czołg jest jeden, żołnierzy piechoty jest dużo.
Jak rany... tu nie trzeba nawet jakiejś szczególnej znajomości taktyki wojskowej - wystarczy odrobinę pomyśleć...
Wciąż pamiętam to autentyczne nagranie bodaj z walk ulicznych w Hue (wojna w Wietnamie), gdzie marines postępowali dosłownie wraz z czołgami - bez dawanej przez nie osłony, ewidentnie zostaliby po prostu wystrzelani. Jako jedną z głównych przyczyn fiaska operacji w Mogadiszu (tej, którą w miarę - choć nie do końca - wiernie zobrazowano w filmie "Black Hawk Down") podaje się właśnie to, że Amerykanie wparadowali do miasta bez żadnych wozów opancerzonych i postanowili polegać na (kompletnie pozbawionych pancerza) łazikach HMMWV oraz zwykłych ciężarówkach. To tylko takie kolejne przykłady z wierzchu głowy, ale mógłbym je mnożyć bez końca.
A ty, mój "znawco", przychodzisz tutaj i opowiadasz jakieś dyrdymały, które dosłownie obracają do góry nogami absolutnie wszystko, co do tej pory mi mówili tak dokumentaliści, jak i zawodowi żołnierze. Olać ich, ty wiesz wszystko najlepiej! Przypomina mi się dyskusja, jaką miałem nieszczęście odbyć dawno temu z innym "znawcą" - ten z kolei, w temacie poświęconym filmowi mocno inspirowanemu twórczością Orwella, przekonywał mnie, że tak naprawdę nie traktuje on (a co za tym idzie - również twórczość Orwella, że już nie wspomnę o autentycznych wydarzeniach, do których nawiązuje) wcale o totalitaryzmie, tylko o despotyzmie. Olać wszystko, co do tej pory wiem ja i reszta świata... już nie nawet o tematyce dzieł Orwella, ale i o charakterystyce rządów Hitlera, Stalina i każdego innego znanego historii dyktatora - on jeden odkrył "prawdę" i stwierdził, że to żadne państwo totalitarne ani żadni dyktatorzy - to był despotyzm!
A ty próbujesz mnie przekonywać do oczywistej bzdury, że bezpośrednia współpraca między różnymi rodzajami wojsk na jednym polu bitwy jest bez sensu - mimo że konstatacji takiej przeczy dosłownie każda rzeczywiście mająca miejsce bitwa, o której jestem w stanie pomyśleć - a kiedy czytasz opowiadanie, gdzie taki scenariusz ma miejsce, jedyna taktyka jaka przychodzi ci na myśl, to "idą obok siebie i razem strzelają".
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
Jeśli ktoś czerpie wiedzę z RTS-ów, a dochodzi do słusznych wniosków, to tym bardziej ktoś, kto chełpi się riserczem, a pokazuje taki paździerz jest na straconej pozycji. Nie ma co się chełpić
Jak na razie jedynym, który się chełpi, jesteś ty. Ja próbowałem tylko napisać konkretne opowiadanie w tematyce military science-fiction, gdzie stosowana przez postaci taktyka mieści się w granicach rozsądku z punktu widzenia znanej sztuki wojennej i ogólnie militariów. To ty przylazłeś tutaj po to, aby udawać wielkiego znawcę, który lepiej rozumie strategię niż cała reszta świata.
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)Deteksrory.
Wyciąć, oprawić w ramkę i powiesić. To jedno słowo jest jak dla mnie kwintesencją poziomu twojej "argumentacji". Jakiś istotny niuans nie pasuje ci do wymyślonego na siłę "zarzutu"? Olać i wykpić. Tak jest najprościej.[/quote]
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
Każdy sensor da się zakłócić. Nawet w tym opowiadaniu jest wóz do walki radioelektroniczej.
Ja cię nie mogę. To przecież całkowicie zmienia postać rzeczy - skoro jakiejś technologii można przeciwdziałać, znak to, że jest
kompletnie bezużyteczna! Jak tylko wynajdą wehikuł czasu, przenieś się do pierwszej połowy ubiegłego wieku i powiedz ludziom pracującym nad radarem, żeby dali sobie spokój. W końcu w przyszłości - oznajmij - powstaną takie cuda, jak technologia stealth czy inne metody przeciwdziałania. Niech więc nie tracą czasu, niech wiedzą od razu, że ten cały radar to badziew, którzy w
żaden sposób nie wpłynie na losy wojen!
Przepraszam, ale nagle nabrałem ochoty, żeby się upić...
Owszem, każdy sensor da się zakłócić - dlatego właśnie, choć pojazdy opancerzone w moim uniwersum są zdecydowanie mniej bezradne w środowisku miejskim, niż dziś, w dalszym ciągu polegają na wsparciu piechoty. Kolejny istotny niuans, który postanowiłeś najzwyczajniej w świecie olać. Skoro już przy tym jesteśmy, w momencie gdy czynisz wzmiankę o wozie walki elektronicznej, jest szczególnie jaskrawo widoczne, jak ty przez cały czas bezczelnie i złośliwie przeinaczasz, przekręcasz, ignorujesz lub w pokrętny sposób interpretujesz wszystko, co dzieje się w tym tekście, żeby koniecznie go zgnoić i nagiąć tę fikcyjną rzeczywistość do swoich prywatnych teorii. Czołgi walczą w mieście ze wsparciem piechoty? Udajesz, że piechoty nie ma i biadolisz, jak to głupoty piszę, że czołgi w mieście walczą (a kiedy ci się to wypomni, spłaszczasz, że "oni tylko idą razem i razem strzelają"). Tajna przesyłka jest odbierana przez oddziały specjalne? Też udajesz, że ich nie ma i narzekasz, że czymś takim powinny się zajmować siły specjalne. Zmagania toczą się w mieście, gdzie niezależnie od używanej technologii, walki będą się odbywały na krótkich dystansach? Czujesz w takiej sytuacji potrzebę narzekać na nieużywanie środków do prowadzenia walki na dużą odległość.
Et cetera, et cetera. Nieudolna to praktyka, potwornie wręcz nieudolna.
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
A to ten gąsienicówki będą wiozły tę przesyłkę?
Tak, będą. Nie bez racji pojawiły się właśnie w momencie - "z idealnym wyczuciem czasu" - kiedy Sanukode omawiał kwestię wywiezienia przesyłki. Nie bez racji są osłaniane przez wspomniane oddziały specjalne. Nie bez racji zostały wyodrębnione od wozów bojowych, takich jak transportery piechoty czy czołgi. Nie bez racji jest też ich fonetyczne podobieństwo do zwykłych "ciężarówek". Nie bez racji jadą w czymś, co jest jednoznacznie określone jako "konwój". Uznałem, że zastosowałem wszystkie możliwe sygnały - bez potrzeby wyjaśniania jak krowie na rowie - czym są te gąsienicówki i po co tu przyjechały.
Ale nie po raz pierwszy przekonuję się, że za dużo wymagam od takich, jak ty - i że w ogóle nie nadążasz za tym, co się właściwie dzieje w tym opowiadaniu (ale i tak czujesz się uprawniony do jego krytykowania - efekt Krugera-Dunninga się kłania?).
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
Ten Sanukode to chyba jednak przyjechał odeprzeć atak
O ja pier... niczę. Ty
naprawdę w ogóle nie nadążasz za tym, co się dzieje. Co ma Sanukode do gąsienicówek? On dowodzi batalionem pancernym, złożonym z czołgów i piechoty na transporterach opancerzonych. Gąsienicówki w ogóle nie są częścią tej jednostki i pozostają pod nadzorem zupełnie odrębnego oddziału, dowodzonego przez oficera wyższego od Sanukodego rangą i należącego do sił specjalnych. Na jakiej podstawie ci się ubzdurało, że gąsienicówki mają cokolwiek wspólnego z rolą Sanukodego w odparciu ewentualnego ataku?
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)Nie, nie ma.
Kolejna kwintesencja poziomu twojej "argumentacji", która nadaje się do oprawienia w ramki. Nie masz absolutnie żadnych racjonalnych elementów ani nawet zrozumienia tematu, więc będziesz tylko negował wszystko, co powiem, na uniwersalnej zasadzie "nie, bo nie".
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
Całe opowiadanie straszysz nadejściem potężnej armii, bo leży na trasie głównej ofensywy
Do czekoladowych piegusków z rodzynkami - ty naprawdę W OGÓLE nie przeczytałeś tego opowiadania ze zrozumieniem, mam rację? Im więcej gadasz, tym dobitniej pokazujesz, jak głęboko nie masz pojęcia, co się tu dzieje!
Nie, nigdy nie straszyłem nadejściem potężnej armii ani nie twierdziłem, że miasto leży na trasie głównej ofensywy. Jest dokładnie odwrotnie - było wyraźnie mówione (i to kilka razy, więc widać jak ty "czytałeś" to opowiadanie), że miasteczko Nova Livigno
nie leży na trasie głównej ofensywy, ani nawet w pobliżu takowej. Stąd obie walczące strony specjalnie ściągają mniejsze oddziały z głównego odcinku frontu. Skoro taki oddział, wysłany przez Auvelian, właśnie został przez soreviański batalion odparty, to jest oczywiste, że Auvelianie wyślą - zapewne w niedługim czasie - kolejny nieduży oddział, ale tym razem większy, niż ów batalion. Kos się tego spodziewa i właśnie dlatego wolałby, żeby Sorevianie nie zostawiali go na pastwę losu, co ewidentnie zamierzają zrobić.
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
Dwa, jeśli duża armia idzie, a obrona nie jest przygotowana do stawienia oporu to się wycofuje obrońców, a wroga kolumna po prostu zajmuje miasto i ustanawia posterunek. A mieszkańcom, zanim do tego dojdzie, mówi się - pakujcie się do samochodów i uciekajcie.
Patrz wyżej. Żadna "duża armia" nie idzie, Nova Livigno stoi sobie gdzieś tam na uboczu i absolutnie nikt nie spodziewał się tego ataku. A nawet gdyby się spodziewał - w tekście jest wyraźnie mówione, że Auvelianie nie mają w zwyczaju rozwalać cywilnych zabudowań i mordować mieszkańców. Toteż nikt tam nie wyczuwał potrzeby, aby zawczasu wycofywać obrońców, ani też by zarządzać ewakuację. Nawet teraz, gdy do ataku już doszło, decydenci na wysokich szczeblach nie uznają za celowe ewakuować miasta - z powodów, które na razie są okryte tajemnicą - a wszelkie w tym kierunku próby mają charakter raczej lokalnej, spontanicznej inicjatywy, aniżeli odgórnej decyzji i zaplanowanej akcji.
Naprawdę... wystarczy po prostu przeczytać moje opowiadanie - proste przecież - ze zrozumieniem. Ale jak zamiast czytać ze zrozumieniem, wymyśla się bzdury z księżyca, bredzi trzy po trzy i szuka okazji do przechwalania się swoją własną "ekspertyzą", to efekty są, jakie są.
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
Trzy - tego czasu chyba aż tak mało nie ma, jak Sanukode się pakuje do pojazdu i będzie robił rekonesans.
I znowu - nie rozumiesz, co się dzieje. Na dobrą sprawę bohaterowie
nie wiedzą, ile mają czasu (ale na pewno więcej, niż te paręnaście minut, które zajmie Sanukodemu objazd miasteczka) - w końcu Auvelianie muszą wydzielić z głównych sił i odesłać do Nova Livigno
ad hoc kolejne zgrupowanie, w miejsce tego właśnie odpartego. Nie wiadomo, kiedy to nastąpi, bo po stronie Auvelian to też nie jest efekt odgórnego planowania. Jedynym pewnikiem jest to, że Sorevianom wyznaczono godzinę na odebranie "przesyłki" i opuszczenie miasta - i po owej godzinie już ich nie będzie, a Terranie znów będą zdani na siebie. To, kiedy drugi atak Auvelian faktycznie nastąpi - oraz to, że Sanukode wykorzystuje okres bezczynnego oczekiwania na zrobienie nie tyle rekonesansu, co małej, osobistej inspekcji oddziału - ma się kompletnie, absolutnie nijak do tego, ile im zostało czasu.
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
Największy zarzut to właśnie dyletanctwo jeśli chodzi o wojskowość.
Jak na razie udało ci się zaprezentować tylko swoje własne dyletanctwo. Nie tylko w dziedzinie wojskowości, ale także elementarnej logiki i czytania ze zrozumieniem. A to, co napisałeś poniżej, wygląda mi już na jawne popisywanie się swoim rzekomym "znawstwem". Jak na razie widziałeś tylko krótką scenę batalistyczną, odbywającą się w ściśle określonych warunkach pola walki - ale zaiste, powinienem był w tym krótkim czasie opisać absolutnie każdy system uzbrojenia, jaki komukolwiek by przyszedł do głowy. Nieważne, czy jego użycie w danych warunkach faktycznie ma wewnętrzne uzasadnienie, czy nie.
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
Nie trzeba się uciekać do subatomówek (xD)
Powiem wprost - wasze zarzuty pod adresem subatomówek uważam za żałosne (a ten emotikon w nawiasie, to miało być zastosowanie w praktyce sentencji
risus abundat in ore stultorum w twoim wykonaniu?). Jak świat światem, fantastyka naukowa zna całe mnóstwo fikcyjnych technologii i w porównaniu do większości z nich, rzeczone subatomówki są czymś absolutnie przyziemnym. Określenia "fuzja subatomowa" użył już przede mną na ten przykład Frank Herbert - i w jego wypadku miało to nieporównywalnie mniej sensu, niż u mnie. Ja tylko wykorzystałem faktycznie istniejące zjawisko (fuzję cząsteczek), natomiast u Herberta "fuzja subatomowa" to efekt zetknięcia wiązki lasera z polem siłowym (które bazuje na całkowicie fikcyjnym, niemającym absolutnie żadnego oparcia w znanej fizyce, wymyślonym przez Herberta zjawisku zwanym "efektem Holtzmana", którego zasada działania nigdy nie zostaje nawet wyjaśniona). Ani jedno, ani drugie, nie ma absolutnie nic wspólnego z reakcjami nuklearnymi - skąd tu nagle jakaś "fuzja subatomowa"? A mimo to każdy czytelnik z minimum rozsądku niewątpliwie machnął na to ręką i czytał dalej.
A wy przychodzicie tutaj i myślicie, że mnie pogrążycie, naśmiewając się z tych "głowic subatomowych" i przebaczając w niezmierzonej hipokryzji o wiele bardziej absurdalnym pomysłom innych autorów? Gruba pomyłka. Wy raczej sami się pogrążacie.
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
Wystarczy opisać już opracowywane rodzaje inteligentnej amunicji do niszczenia wojsk pancernych (np. pociski CSS, które same wyszukują sobie cele),
Takie pociski (samodzielnie wyszukujące cele) jak najbardziej w moim uniwersum istnieją i pojawiają się na przykład w opowiadaniu "Wilcze stado", jak również w samej "Matni" (tyle, że w tym drugim wypadku ich zasada działania nie jest opisana wprost - ino, że są kierowane). Ale w tej początkowej scenie się nie pojawiły, bo nie widziałem żadnego powodu, dla którego miałyby się pojawić.
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
I nie trzeba wyjeżdżać z za węgła i razić z odległości kilkudziesięciu metrów xD, bo można uderzyć z odległości 10 kilometrów
Tak. Albowiem w środowisku miejskim - gdzie na drodze dalekosiężnej amunicji (wyjąwszy oczywiście artylerię dalekiego zasięgu i tym podobne typy broni) stoją takie przeszkody, jak cywilne zabudowania, strzelanie z tak dużych odległości jest taktyką wręcz wymarzoną. Ani chybi, tamten czołg nie powinien był strzelać zza węgła, tylko strzelić z tych dziesięciu kilometrów - a wystrzelony przezeń pocisk przeniknąłby po prostu przez te wszystkie ściany, dzielące go od celu, niczym duszek Casper.
Nie waż się mówić mi, że tematy związane z obronnością mogą być fascynujące, bo ja się tym interesuję dosłownie od dziecka. Doskonale wiem, że te tematy potrafią być fascynujące. Ale w odróżnieniu od ciebie, jestem jeszcze w stanie samodzielnie pomyśleć o ich praktycznym zastosowaniu na polu bitwy - i dążę do przedstawienia konkretnej, wiarygodnej sytuacji, zamiast stwarzać na siłę warunki do użycia każdej "cool" broni tylko po to, by pochwalić się swoim znawstwem.
slacker pisze: (ndz 01 maja 2022, 14:29)
W tym opowiadaniu żadnych interesujących detali nie ma, jest zmyślanie o subatomówkach.
I jeszcze systemy wykrywania, namierzania i celowania u dosłownie każdego żołnierza, które pozwalają dostrzec wroga, wycelować i strzelić w ułamku sekundy - tak, że nawet taki żółtodziób, jak Kos, sprzątnąłby doświadczonego gromiarza czy operatora SEALs, zanim ten zdążyłby w ogóle zareagować. I jeszcze bezłuskowa broń balistyczna, która wystrzeliwuje pociski za pośrednictwem pola magnetycznego, a nie energii gazów prochowych (tyle że nie mogę ich nazwać wprost "karabinami Gaussa" czy "działami Gaussa", bo to broń produkcji soreviańskiej - a Sorevianie nigdy nie słyszeli o Gaussie). I jeszcze wewnętrzny system łączności, dzięki któremu każdy pojazd, każdy kombinezon pojedynczego piechura, komunikują się między sobą i tworzą sieć bojową, wysyłając sobie nawzajem informacje o swoim stanie i ułatwiając tak orientację na polu bitwy, jak i dowodzenie. I jeszcze systemy zagłuszania wspomnianej łączności - czasem nawet w postaci podręcznych środków, takich jak "granaty", które nie eksplodują, tylko przez krótki czas emitują sygnały zakłócające całą elektronikę wroga. I jeszcze czołgi wyposażone w (a to niespodzianka!) różne rodzaje amunicji, które (cóż za zbieg okoliczności!) operator uzbrojenia może wybierać, dotykając po prostu odpowiedniego "przycisku" na holograficznym panelu sterowniczym. I jeszcze wszechobecność detektorów i systemów wykrywania, dzięki którym taktyki dzisiaj skuteczne - jak wykorzystywanie osłon terenowych do uniknięcia wykrycia - w tej odległej przyszłości na niewiele się zdają. I jeszcze wszechobecność systemów maskowania, które w mniejszym lub większym stopniu utrudniają wykrycie rzeczonymi sensorami - żołnierze oddziałów specjalnych w tym uniwersum są niczym żywe, naziemne samoloty stealth. I jeszcze systemy obrony bezpośredniej, w tym działka i lasery do zestrzeliwania pocisków, dzięki którym nawet pojedynczy czołg z osobna może obronić się przed wymierzonym przeciwko niemu atakiem artyleryjskim, a nawet przed rakietą wystrzeloną przez piechura. Mnóstwo, całe mnóstwo technologii, które wymyślałem - często czerpiąc inspiracje właśnie z najnowszych, współczesnych technologii wojskowych - przez całe lata budowania tego uniwersum.
Co, że część spośród opisanych cudów
jeszcze nie zdążyła się pojawić w opowiadaniu? Albo nie opisałem ich wprost, bo w końcu nic tak nie spowalnia akcji, jak ekspozycje
non sequitur w samym środku bitwy? Albo nie miały szans zabłysnąć, no bo przecież wróg miał środki przeciwdziałania? Cóż, sądziłem że to wszystko logiczne konsekwencje tego, że do tej pory mieliśmy tylko jedną, krótką scenę batalistyczną - pisaną w dodatku z konkretnej perspektywy - i jeszcze nie doszło do decydującej bitwy. Jak widać, to jeszcze jedna rzecz, która dla pewnych osób nie jest dostatecznie logiczna.
Fakt zaś, że w tym uniwersum zwykła kumulacyjna głowica przeciwpancerna ma moc miniaturowej bomby wodorowej, to zaiste drobiazg niewart uwagi.
Nie mam ci już nic więcej do powiedzenia. Odpowiedź na powyższy post - jak również ewentualne komentarze pod dalszymi częściami "Matni" - zwyczajnie sobie daruj, bo i tak nie zaszczycę ich przeczytaniem. Do tej pory udało ci się udowodnić tylko tyle, że twoim jedynym celem jest zgnojenie tego opowiadania za wszelką cenę i wykorzystanie okazji do popisywania się swoim rzekomym znawstwem (otóż wiesz, że istnieją inteligentne pociski, że czołgi mogą niszczyć cele z odległości kilku kilometrów i że mają do dyspozycji kilka typów amunicji - a wiesz jeszcze, że dzieci
wcale nie przynosi bocian?). Lekceważysz sobie ów tekst tak dalece, że nie chciało ci się nawet przeczytać go ze zrozumieniem - bez przerwy wypisujesz tu jakieś brednie, które w opowiadaniu w ogóle nie miały miejsca, albo ignorujesz istotne niuanse po to, by stworzyć sobie kolejny wyimaginowany "zarzut". Snujesz tezy o dyletanctwie, które usiłujesz nieudolnie poprzeć dyrdymałami mającymi się absolutnie nijak tak do tekstu, jak i do rzeczywiście mających miejsce w historii bitew. Ciągle muszę ci tłumaczyć, jak krowie na rowie, coś co dostateczne jasno wynika z tekstu, ale mimo to przyznajesz sobie prawo do krytykowania tego opowiadania za wiarygodność świata przedstawionego. Krótko mówiąc, usłyszałem już dość. Twoją opinię uważam za kompletnie bezwartościową. A ciebie - za osobę absolutnie niezdolną do merytorycznej oceny tekstu. Jaki tupet trzeba mieć, żeby nie rozumieć tego, co się czyta, a mimo to krytykować?
Żegnam zatem. Amen. I cały ten szajs.
@ Medea33
O, witam ponownie.
Long time no see.
Medea33 pisze: (śr 04 maja 2022, 06:19)
A sam tekst przeczytałam nawet z pewną przyjemnością (choć to nie do końca mój ogródek

) Co mi się podoba, to płynność czytania i strona obyczajowa. Podobają mi się główni bohaterowie, przedstawienie charakterów i zachowań postaci, ich emocje. Jako zawiązanie historii daje spore pole do popisu dla dalszej części, ciekawi mnie co będzie z nimi dalej. I tak, w paru miejscach można by poprzestawiać akcenty czy sytuacje, ale może właśnie ta „niedoskonałość” dodaje realizmu? Świat rzadko jest logiczny
Powiedziałbym, że sprawia mi to pewną ulgę, no bo... w gruncie rzeczy to opowiadanie to było kolejne ćwiczenie łamane-przez eksperyment. Tym razem usiłowałem między innymi przemycić te wszystkie ekspozycje odnośnie świata przedstawionego poprzez uczucia bądź przemyślenia postaci - żeby nie były tylko i wyłącznie suchymi danymi - tudzież zarysować rzeczony świat oraz jego warstwę obyczajową przez różne drobiazgi. Jak choćby ten, że kosmiczny jaszczur, kiedy jest zdenerwowany, wymachuje ogonem jak wielki kocur. Ale nie byłem pewien, na ile mi to wyszło.
Medea33 pisze: (śr 04 maja 2022, 06:19)
To mi też zgrzytnęło. Po prostu z całego tekstu nie wynika, że nigdy przedtem nie brał udziału w prawdziwej bitwie. Jego zachowanie w ogóle na to nie wskazuje. Zabrakło jakiegoś wcześniejszego napomknięcia, chociażby o nowym dla niego zapachu krwi wymieszanym z czymś tam, czy że na szkoleniach to było inaczej…
To byłby już kolejny raz, gdy po raz pierwszy w życiu słyszę - ku mojej niezmierzonej konsternacji - że jakaś cecha bohatera
koniecznie musi być wyłożona od razu, jak tylko bohater się pojawi. Dlaczego, niby? Do czego jest ci potrzebna natychmiastowa wiedza, że Kos to żółtodziób?
Oczywiście mógłbym zawrzeć wzmiankę, że na szkoleniu wyglądało to inaczej (o zapachu krwi raczej nie - protagonista nosi hełm i kombinezon, nie czuje smrodu), ale to też kwestia przyszłych opowiadań, jakie miałbym napisać. Bohater może być opisany naprawdę wieloma cechami, nie da się ich wszystkich przedstawić od razu. Skąd mam wiedzieć, którą z nich czytelnik X uzna za taką, o której chciałby wiedzieć natychmiast?
Medea33 pisze: (śr 04 maja 2022, 06:19)
Zgadza się. to tak jakbyś pisał książkę o Saharze nie wspominając ani słówkiem, że tam jest piasek. Nie musi tu być jakiś osobny wątek, wystarczyłoby coś napomknąć, i to wcześniej niż w tym kawałku o którym wspominasz, i o ludziach „teraz”, a nie co było kiedyś. Jakaś sylwetka uciekającego człowieka, myśl o mieszkańcach ukrywających się w podziemiach, zwłoki na ulicach, ktoś kogo może znał.
Jak już mówiłem w odpowiedzi na tamtą uwagę, obecność cywili jest wyraźniej zarysowana w dalszej części tekstu - możesz później przeczytać i ocenić. Natomiast w początkowym fragmencie uwagę Kosa zajmuje w pierwszej chwili walka o własne życie i życie swoich żołnierzy - dopiero później, jak ochłania, stara się ogarnąć sytuację i wtedy wątek cywili nabiera znaczenia.
Medea33 pisze: (śr 04 maja 2022, 06:19)
Tu była słuszna uwaga – panika już jest, To raczej chodzi o sam zapis – „ale nawet nie chcę sobie wyobrażać, jaki zrobi się z tego bałagan, kiedy podczas tej ucieczki dojdzie do wybuchu paniki”. I proszę cię, nie mów w tym miejscu, że semantyka. Jeśli jakieś wyrażenie przeszkadza w czytaniu i rozumieniu, a inne je ułatwia, to chyba należałoby się jednak zastanowić.
Też można, ale w tym wypadku uznałem, że jest dostatecznie oczywiste, iż skoro delikwent mówi o bałaganie podczas ewakuacji, to mówiąc w tym kontekście o wybuchu paniki, raczej nie neguje faktu, że nastroje mieszkańców miasta są w obecnej sytuacji... no, nienajlepsze.
Medea33 pisze: (śr 04 maja 2022, 06:19)
Ta uwaga chyba raczej odnosi się do Auvelian? Że po kiego wysłali takie duże siły i niwelują całe miasteczko zamiast spuścić komandosów by się tym profesjonalnie zajęli? I z tym bym się zgodziła, ale - a ktoś mówił, że wojna jest logiczna? Może ich głównym zadaniem nie było „znalezienie” przesyłki, ale prewencyjne jej zniszczenie, przy okazji łącznie z całym miasteczkiem? Zresztą to by było zakładanie, że my (Terranie, czy Sorevianie) wiemy co sobie myśli obcy wróg. A może sobie myśleć cokolwiek.
Tu akurat było dość jednoznacznie stwierdzone (co prawda w formie teorii Kosa, ale w tym wypadku teoria jest słuszna), że Auvelianie po prostu nie wiedzieli, gdzie konkretnie znajduje się owa "przesyłka" - tylko, że w Nova Livigno jest coś bardzo cennego. Do którego zatem budynku mieliby wysłać komandosów? Więc woleli wszystko zniszczyć prewencyjnie - licząc, że pod gruzami jednego z tych budynków natkną się na to, czego szukali. Owszem, ciężko uznać podobną decyzję za szczególnie rozsądną - można było wstrzymać się z jakimikolwiek akcjami do czasu, aż uzyskaliby dokładniejsze dane wywiadowcze - ale mogło to być podyktowane takimi względami, jak pośpiech. Skąd bowiem wiadomo, że wrogowie - powodowani zwykłą ostrożnością - nie zdecydują się przemieścić owej "przesyłki" w inne, bezpieczniejsze miejsce? Zresztą, dalsze fragmenty sugerują, że ktoś tam na wysokich szczeblach mógł wiedzieć, że doszło do przecieku. Tyle że nikt ewidentnie nie spodziewał się, że Auvelianie zaatakują tak nagle i tak brutalnie (stąd miasto nie zostało już wcześniej ewakuowane, ani nie zasilono lokalnego garnizonu).
Medea33 pisze: (śr 04 maja 2022, 06:19)
Tu bardziej ogólna myśl. Wydaje mi się, nie wiem, czy właściwie, że zdarza się taki styl „scenariuszowy” i że to może być z powodu obecnego „wizualnego” widzenia świata, gdzie same gesty mogą tworzyć fabułę. I chyba nic na to nie poradzimy, siła wyższa, świat po prostu się zmienia.
Nie jestem pewien, jak mam się do tego odnieść. Faktycznie piszę na tej zasadzie, że wyobrażam sobie akcję, jakbym oglądał film - i usiłuję opisywać to, co ujrzałem oczami wyobraźni. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle - w każdym razie, był jeden taki, co to zwyzywał moją pisaninę od szmiry, co to nie przypomina wcale tekstu literackiego, tylko scenariusz filmu klasy Z. Byli też tacy, którzy chwalili toto, twierdząc, że czytając moje wypociny, sami widzą oczami wyobraźni ów "film". Zgaduję, że to po prostu kolejna kwestia gustu, ale niemniej sugestia, że moja tfu-tfu-tfurczość nie jest "prawdziwą" literaturą, jest cokolwiek bolesna...
Medea33 pisze: (śr 04 maja 2022, 06:19)
I ogólnie, wciąga. A chyba właśnie o to chodzi
No cóż... pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że kolejne fragmenty będą w twoim przekonaniu równie udane.