Dwa Królestwa - opowiadanie fantasy, fragment 1- przemoc, brutalne opisy, 18+

1
Uwaga- brutalne opisy, przemoc, zaburzenia psychiczne - sugestia
To jest stare opowiadanie, które kiedyś tam pisałam na konkurs. Był limit znaków. Mam do niego pewien sentyment. Jeżeli się Wam będzie chciało czytać, to wkleję kolejne części. Jestem ciekawa Waszych wrażeń.

„Dwa królestwa”

Pan Lasu znużony oparł głowę na dłoni i westchnął. W promieniach popołudniowego słońca, przebijającego przez koronę wiekowego dębu, jego broda miała kolor miodowo złoty, ale nawet z odległości kilkunastu kroków Pustułka widział wyraźnie pasma siwizny, jakich jeszcze nie było tam kilka miesięcy temu.
- Nie przynosisz dobrych nowin, mości ptaku – wymruczał starzec zmartwiony.
- Takiż los, Panie Lasu. Mrok. Pożogę zwiastować – Pustułka przekrzywił lekko głowę i zamrugał szybko. - Milcząc, jakie bym dał ostrzeżenie? Pragnę, by w pamięć zapadło. A że zwiastunem wojny, sromoty się stanę, trudno – dodał, kłaniając się władcy. Jego płaszcz, przetykany ptasimi piórami, zamiótł opadłe liście, szeleszcząc miękko.
- Jesteś pewien, że to on? Nie ma nadziei? Nie ma nikłej nawet szansy pomyłki? – Zapytał starzec słabym głosem, kurczowo zaciskając dłoń na rzeźbionym totemie jelenia, zawieszonym na szyi.
- Wzorce krwi potwierdziły jego tożsamość. Na własne oczy rytuał widziałem.
- Ach, zatem próba oszukania losu się nie powiodła. Na nic nasz podstęp, na nic starania. Oto zaginiony syn wrócił i wiedzie swój lud ku zwycięstwu…
- Co uczynisz, panie? – Pustułka znów przekrzywił po ptasiemu głowę.
Jego rysy ostre, surowe, upodabniały go do drapieżnego ptaka, ruchy miał szybkie, zręczne, a w spojrzeniu jakąś dzikość, jakby nazbyt częste podróżowanie w ciele zwierzęcia odbiło trwałe piętno. Do uszu władcy doszły nie raz i nie dwa plotki, że jego zaufany posłaniec woli mięso surowe, krwawe, a charakter miewa gwałtowny. Patrząc na jego pełną niecierpliwości postawę można by sądzić, że lada moment zerwie się do lotu.
- Jakże to, tak pilno ci wracać do walki?
- Panie – druid poruszył lekko ramionami, strosząc pióra zdobiące jego płaszcz – nie jest to czas na rozmowy. Morscy palą nasze zagajniki i z dnia na dzień posuwają się bardziej ku sercu lasu. Tu może jesteśmy bezpieczni, ale jak długo? Trzeba nam walczyć! Moi bracia są gotowi, panie – zapewnił żarliwie. – W najbliższą pełnię możemy zainicjować kilkuset młodych, by zasilić nasze szeregi. Dołączą do Sióstr Pazura i razem uderzymy na główny obóz wroga, nim dotrą do nich posiłki.
- A książę?
Druid sposępniał, stał przez moment zakrzywiając palce na kształt szponów, jakby próbował coś lub kogoś rozszarpać.
- Jeżeli byłaby z nami Muriel z Pazura…- rzekł cicho, wbijając spojrzenie w starca na dębowym tronie.
- Sam mówisz, że jest niepokonany, zabija samym dotykiem i chcesz najwyższą kapłankę narazić na bezpośrednie starcie z nim?!
- Panie! Jego miecz jest czarny i nasi wojownicy padają od niego niczym ścięta trawa, lecz jest tylko człowiekiem! Krwawi! – Wykrzyknął Pustułka. - Z pomocą kapłanki moglibyśmy przełamać demoniczny czar, którym otulił się niczym opończą i zranić go. Jedna kropla krwi pozwoliłaby nam stworzyć truciznę, zabójczą i pewną. Jedna kropla! A bez niego Morscy załamią się i wycofają. Czy nie warto?!
- Mój żądny krwi ptaku, może i tak będzie. A może nie.
- Jakże to – wyrwało się druidowi, ale urwał gwałtownie, bowiem władca nagle wyprostował się na swym tronie, spotężniał, unosząc głowę.
- Nie po to mam tyle wiosen na karku, by pisklę zamiast mnie losem ludu kierowało - zagrzmiał. – Twe ostrzeżenie wysłuchane zostało. Czekaj mych rozkazów. Zrozumiano?
- Tak, najczcigodniejszy – młody druid skłonił się, w geście poddaństwa dotykając dłońmi ziemi.
- Wróć o świcie.
Władca patrzył za oddalającym się Pustułką czując niebywały smutek. Oto kolejne pokolenie związane zostało złym losem wojny. Nagle korona, zdobiona porożem jelenia, zaciążyła mu bardziej niż kiedykolwiek dotąd. Westchnął.
- Słyszałeś?
- Nie uroniłem ni słowa, mój panie – cichy głos dobiegł spomiędzy korzeni drzewa, wśród których stało rzeźbione krzesło tronowe. Po chwili wyłonił się płowy lis. Sierść jego w wielu miejscach srebrzyła się, zwierzę było wiekowe.
- I cóż mi powiesz? – Zapytał władca, gładząc w strapieniu brodę.
- Ach, niewiele mam do dodania. Zawsze była możliwość, że wróci. Nie chciałeś go zabić.
- Nie morduję dzieci!
- Jakże łaskawie – zgodził się lis. – Miast tego przeznaczyłeś mu los niewolnika, skazanego na żywot i śmierć w kopalniach Kamieniożerców – dodał z ironią.
- Lepiej mi było krew przelać?
- Kto wie – lis machnął ogonem, co mogło być odpowiednikiem wzruszenia ramion. – Teraz wrócił, otulony zapachem nienawiści i zemsty, uzbrojony w zabójczą magię. I cóż, trudno odmówić mu słuszności.
- Wiesz dobrze, że nie miałem wyboru. Przepowiednia…
- Najwyraźniej do nas wróciła. Możliwe, że coś przeoczyliśmy – lis ziewnął, po czym leniwie się przeciągnął.
- Trzeba to sprawdzić. Udam się do Wyroczni…
- A w międzyczasie młody książę spali twój las i zaora kraj, ha! – Lis szczeknął cicho, co mogło być parsknięciem śmiechu, wywołując tym pełne irytacji zmarszczenie brwi władcy.
- Bawi cię to!
- Słyszę jak koła losu obracają się, wracając na swoje tory. Niemądrym było sądzić, że możemy przechytrzyć Trójcę i zmienić bieg rzeczy. A jednak… - zwierzę zawahało się w sposób bardzo ludzki, w jego głosie zabrzmiała tęsknota.
- A jednak?
- Nic, nic. Wezwij lepiej swe córy. Decyzja zapadła, czy nam się to podoba czy nie. W powietrzu wietrzę zapach wojny.
Starzec ukrył twarz w dłoniach.

***

Nikua stał półnagi w namiocie i spoglądał na odbicie w misie. Kosz z żarem dawał zbyt słabe światło, by mógł ujrzeć swoją twarz, widział jedynie zarys, ciemną plamę możliwości. Jakie było jego oblicze? Zmęczone? Poorane zmarszczkami cierpienia i lęku przed samotnością? Pełne brutalności? Przystojne? Kiedyś kobiety patrzyły na niego z fascynacją, nie z lękiem. Czy to rysy się zmieniły? Czy stały się już doskonałą maską, obcą i nieprzeniknioną?
Wiesz, wystarczyłoby spojrzeć w lustro. Ale nie, ty po prostu lubisz pławić się w samo użalaniu.
Nikua zignorował cichy głos i zanurzył dłonie w wodzie. Obmył twarz. Dzisiejszy dzień był ciężki, stracił ludzi w trakcie przeprawy przez rzekę, jednak ani ostrzał z lasu, ani bojówki Dzikich, nie powstrzymały ich marszu naprzód. Ogień i machiny czyniły spustoszenie. Patrząc na spalone, sterczące ku niebu czarne kikuty drzew, Nikua zastanawiał się czy to, co robi, jest słuszne.
To wszystko dawno przekroczyło granice słuszności, prawda?
I tym razem nie zareagował, tylko siadł na stołku i powoli zaczął rzuć ciemny, ziarnisty chleb, popijając go wodą. Miał w zwyczaju nigdy nie pijać wina ani innych trunków.
Nagły szelest przerwał jego posiłek, odruchowo sięgnął po miecz, gotów dobyć go w mgnieniu oka. Rozejrzał się. Tuż przy brzegu namiotu dostrzegł małą polną mysz. Stanęła słupka węsząc, jej czarne jak paciorki oczka lśniły w ciepłym poblasku żarzących się drew. Mężczyzna ułamał kawałek pajdy i powoli nachylił się w stronę gryzonia, upuszczając chleb na ziemię. Obserwował jak mysz ostrożnie węszy, przebiera małymi łapkami, by szybciutko dopaść smakołyka. Nadgryzła mały kawałek. Przyglądał się zwierzątku z rozbawieniem, gdy nagle poczuł mrowienie całej skóry.
To druidka, ty idioto! Wykrzyczał głos w jego głowie, ale było już za późno.
Mysz skoczyła ku niemu, w locie rosnąc przeraźliwie, małe oczka rozszerzyły się i napęczniały, lśniąc złowrogo w mroku, łapki uzbroiły w pazury sięgające gardła Nikuy. Szarpnął się do tyłu, spadając ze stołka i przewracając kosz z żarem. Buchnęły iskry, w nagłym rozbłysku ognia ujrzał całkowicie przekształconą już pumę. Zasyczała i skoczyła ku niemu, ale on już zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Zdążył go dobyć i niewiele więcej, ale sama obecność nagiego ostrza szarpała magię napastniczki. Słyszał mantrę składającą się na jej przemienioną postać, zagłuszaną teraz przez dziki chór pełnych nienawiści głosów w jego głowie:
Szarpać! Pożerać! Wysysać! Rwać! Palić! Ciąć! Miaaaażdżyć!
Puma wbiła pazury w jego pierś, ale nim zagłębiły się w ciało, przeobraziły się z powrotem w dłonie. Ostre kły dzikiego kota stępiały. Kurczowo zaciskając dłoń na rękojeści miecza, Nikua drugą ręką chwycił kobietę za włosy i usiłował odciągnąć od swego gardła. Siedziała na nim okrakiem, drapiąc go zbrukanymi krwią palcami, prychając i parskając niczym prawdziwe zwierzę. Ogień przygasł, rozrzucone węgle trzaskały iskrami.
Tatuaże na przedramionach Nikuy ożyły. Sięgnęły ku gibkiej, kobiecej postaci. W półmroku namiot wypełnił się tańczącymi cieniami. Rozbrzmiał dziecięcy chichot. Wysnute z niby-cienia ręce dotknęły skóry kobiety. Szarpnęła się, z jej ust wyrwał się okrzyk strachu. Skoczyła w stronę wyjścia, zostawiając kłąb rudobrązowych włosów w garści Nikuy, ale z każdym dotykiem widmowych dłoni jej ruchy stawały się powolniejsze, bardziej niezborne, jakby słabła. Małe, cieniste rączki niemalże pieszczotliwie dotykały skóry, która szarzała, marszczyła się, więdła. Kobieta uporczywie usiłowała się wyrwać, potrząsając głową i jęcząc cicho, tymczasem pasemka siwizny poprzetykały jej włosy. Mężczyzna patrzył zafascynowany, jak druidka pełznie, walcząc o życie, choć jej los był przypieczętowany w momencie, gdy dobył broni. Miecz nie bez powodu nosił imię Pocałunek Śmierci.
Ten moment zamyślenia sporo go kosztował, bo Dzika agonalnym zrywem wyrwała się na zewnątrz namiotu, czarne cienie powiewały za nią niczym upiorny welon. Wybiegł za nią, nie zważając na okrzyki zaskoczonych wojowników dookoła. Doskoczył, tnąc tak, by rozpłatać gardło. W tym samym momencie ziemia zadrżała i uniosła się, wybrzuszona potężnymi korzeniami, które zamknęły druidkę w swym kokonie i zapadły się w czeluść pod ich stopami. Nikua zachwiał się, wytrącony z równowagi, ale nie upadł. Splunął, czując na wargach grudki ziemi zmieszane z krwią. Popatrzył na swój tors. Ślady po pazurach niemalże zniknęły, tatuaże powoli wpłynęły na jego przedramiona, lśniąc z zadowolenia głęboką czernią.
- Jakim cudem uciekła? – Warknął.
Ktoś jej pomógł, to oczywiste, prawda? Nie mogła sama tego zrobić, wyssaliśmy jej magię razem z życiem – wyjaśnił głos w jego głowie lekko kpiącym tonem.
Wyssaliśmy! Zjedliśmy! Zabraliśmy! – Zawtórowały mu inne.
Poza tym nasz dotyk pozostał, dopadniemy ją po drugiej stronie - dodał ten sam głos z pewnym zadowoleniem.
Dopadniemy! Dopadniemy! Wyssiemy – przytaknął mu chór innych.
- Wystarczy – mruknął Nikua. Dookoła zebrała się spora grupa wojów, większość uzbrojona, najwyraźniej zwabionych nagłym zamieszaniem. Poszukał wzrokiem swojego zastępcy, Hakiego, przywołał go gestem:
- Spuścić psy. Druidka i ktokolwiek jej pomógł muszą być gdzieś w zasięgu wzroku – burknął, zakładając maskę kruka podaną mu przez sługę. Tatuaże wiły się na torsie Nikuy, przyciągając wzrok mężczyzn dookoła.
Na ich twarzach malowała się mieszanina strachu i podziwu. Nikua zdał sobie sprawę, że dotychczas nie widzieli ich w działaniu, zawsze nosił skórzaną zbroję. Trzeba było zająć ich uwagę czymś innym.
- W pogoń, bracia! Krew Dzikich czeka – krzyknął, unosząc w górę zaciśniętą pięść.
Odpowiedział mu ryk z setek gardeł.

***
Deirdre z niedowierzaniem spoglądała na zniszczoną twarz siostry. Zmarszczki pobruździły i zniekształciły jej rysy, włosy zblakły, ciało skurczyło się, wyschło. Muriel leżała na boku, oddychając ciężko, chrapliwie, łapczywie piła wodę ze zwiniętego w rożek liścia.
- Jeszcze – wychrypiała.
Deirdre posłusznie napełniła prowizoryczne naczynie wodą i podała siostrze. Tym razem musiała przytrzymać go przy jej ustach, bowiem ręce Muriel drżały niekontrolowanie, palce powykrzywiały się niczym szpony. Skóra była cienka jak pergamin, niemalże przeźroczysta, pokryta szarymi plamami na kształt drobnych dłoni.
Deirdre wzdrygnęła się.
- Za późno… Za późno… - wyjęczała Muriel niczym w gorączce.
Straszliwa siła, która wyssała z niej moc i młodość, nie zakończyła jeszcze swego dzieła, wciąż kradnąc drobiny życia. Druidka starzała się w oczach, włosy stały się kruche, łamliwe, wypadały, odlatując na lekkich podmuchach wiatru niczym białe dmuchawce. Straciła zęby, wypluwając je w próżnej próbie wykrztuszenia wyjaśnienia czy przestrogi. Poruszała bezzębnymi dziąsłami, starając się uformować ostatnie słowa:
- Mo… potęga… nie jego. Lud… dał… pakt – W spojrzeniu Muriel widać było determinację,
dlatego pomimo dławiącego obrzydzenia, Deirdre nachyliła się, by złapać niesione ostatnim tchnieniem słowa. Ale z ust Muriel wydobył się tylko świst, dziwne sapnięcie i już. Koniec. Oczy, wytrzeszczone w straszliwym wysiłku, powoli zaszły bielmem, a skóra zaczęła się zapadać, rozsypywać.
Deirdre odsunęła się, spoglądając na ten proces w szoku, nie mogąc uwierzyć, że nie zostało nic, nawet najmniejsza kosteczka, którą mogłaby zabrać do Drzewa Przodków i pochować w jego korzeniach. Nic, tylko pył, który rozwiał wiatr.
Stała tak przez moment, z dłońmi zaciśniętymi w pięści, zagryzając wargi aż do krwi, by nie wyrwał się spomiędzy nich okrzyk żalu. Słyszała o straszliwym wynaturzeniu, jakie przyniósł ze sobą zaginiony książę. Słyszała, że potrafi zabić samym dotykiem. Słyszała, ale nie wierzyła. Aż do teraz.
W oddali ujadały psy. Całkiem możliwe, że jeżeli zostanie tu zbyt długo, wpadną na jej trop. Z trudem zwalczyła palące pragnienie rozerwania kilku gardeł, rozszarpania ciał na kawałki. To nie miało znaczenia. Miała ważniejsze zadanie.
Zamknęła oczy i skoncentrowała się, głęboko wciągając powietrze. Chwilę potem pomykała lasem, jako smukła, długonoga łania. Pod językiem czuła twardą skórę woreczka wypełnionego kawałkami kory nasączonymi krwią księcia. Muriel zapłaciła najwyższą cenę za jej zdobycie.
Być może to wystarczy.
Musi.

***
Stracili dzisiaj wielu wojowników. Część z nich nadal chodziła, rozmawiała, piła, ale była już martwa. Trójniak, jad, którym dzicy smarowali groty strzał, zabijał w czasie pełni Kościanego Brata. Teraz wąski sierp księżyca widniał na nieboskłonie. Ubywało go i niedługo będzie w nowiu, a gdy dojrzy kolejnej pełni, przyjdzie im wyprawić wiele pogrzebów.
Nikua w milczeniu przyglądał się obozowi, zastanawiając się, co jego ludzie robią. Śpią? Śmieją się i bawią? Piszą ostatni list do rodziny? Jak perspektywa nieuchronnej śmierci wpływała na ich morale?
Strach to skuteczna broń. Ale koszt tej przyjemności również jest wielki – zamruczał głos. Był całkiem przyjemny dla ucha, chłopięcy, pozbawiony charakterystycznej innym nutki szaleństwa. Jednak miast zanurzać się w melancholijnym dumaniu, zaplanuj swój ostatni dzień na tej ziemi. Najwyraźniej postanowiłeś nas rozczarować i zwyczajnie umrzeć.
- Nie planowałem dać się zranić. Nie wyobrażałem sobie, że mogą poświęcić całe siedlisko po to jedynie, by trafić mnie strzałą – westchnął rozdrażniony Nikua. Potarł zabandażowane ramię. Piekło i mrowiło. Podobno z czasem będzie drętwieć, aż ta drętwota dojdzie do serca i wtedy pieczenie nie będzie miało znaczenia.
- I na cóż mi cała wasza potęga, skoro nie potraficie mnie ochronić?
Aleź potrafimy. Ale nie na to się umawialiśmy, plawda? Nie chciałeś nieśmieltelności ani psyjemnego zywota, cud, miód i ozeski, co? – zadrwił inny głos, sepleniąc po dziecinnemu. – Wylaźnie pamiętamy pakt. I pilnujemy, by wypełnić nasą cęść.
Na dodatki mogłoby cię nie stać - dodał rozbawiony pierwszy i oba zachichotały.
- I co teraz? Mam wygrać wojnę, która ciągnie się od kilku pokoleń, w kilkanaście dni?
To się nazywa odpowiednia motywacja.
- Potrzebuję więcej czasu. Do serca lasu został nam jeszcze kawał drogi.
W czym problem? Czy nasze maszyny nie działają?
Nie palą, nie niscą, nie sieją zniscenia?
Czy nie spijamy krwi twych wrogów?!
Czy nasze ogary nie tropią, węszą, gryzą, rozszarpują?!
A rany? Nie leczymy ran?!
A nase wizje! Nie ostsegają?
Właśnie! Czy nie szepczą o pułapkach, zasadzkach i niebezpieczeństwach? - Zawył chór głosów, jedne przekrzykiwały drugie. Przez moment Nikua był tak zdezorientowany, że zapomniał gdzie jest i co robi. Chwycił się za głowę, próbując opanować ten chaos.
- Dość! Zamilknijcie! - krzyknął.
- Owszem, jest jak mówicie. Ale to nie wystarcza. Każdą piędź ziemi okupują krwią, walczymy o każdy pagórek, kamień, strumyk. Z zarośli siecze w nas setka strzał, a gdy one się skończą, lecą kamienie, a gdy i tych zabraknie, są zęby, pazury i kły. Obłęd! – Wydyszał.
I tak rzeczywiście było. Nie był pewien, kto wygrywa. „A może wybijemy się nawzajem?”, pomyślał cynicznie. „I to będzie rozwiązanie, koniec wojny gwarantowany. Gdy nie będzie już miał kto komu do gardła skakać.” Tylko, że to go nie zadowalało. Nie chciał wyniszczenia. Jednak zakończenie wojny okazało się trudniejsze niż jej wygranie.
Zawsze możesz po prostu ich wszystkich pozabijać. Pomożemy ci – kusił głos.
- I co by to dało? Wtedy zawsze będzie następna wojna. Kolejny podbój. Śmierć. Mnóstwo śmierci. Ciągłe życie cieniu nienawiści i żalu. Nie, to się musi skończyć. Ja to muszą skończyć – stwierdził stanowczo Nikua.
Możliwe, że potrzebne ci inne podejście.
- Inne? Jak inaczej mogę spełnić przepowiednię?
Ach, tak. Przepowiednia. Kto wierzy, ten związany. Kto nie wierzy, ten skazany – zadrwiły głosy.
- Jeżeli znacie inne rozwiązanie, słucham.
Ach, ale nie możemy. Musisz sam na to wpaść. Zwrócimy jednak twoją uwagę na fakt, że być może w przepowiedni nie chodzi bezpośrednio o ciebie.
- Bezsens. Zamiast bełkotać, powiedzcie, jak przełamać truciznę.
Całkiem proste. Musisz znaleźć tego, kto ją stworzył i pożreć jego serce.
- Subtelne, co? – mruknął Nikua, nagle znużony.
Możesz zamiast tego umrzeć ze świadomością porażki. Nie będziemy płakać.
- Nie, nie uda się wam tak łatwo – syknął. – Przynieście mi to serce. A jeśli mnie nie uleczy, przypomnę wam nasz pakt. Bardzo dokładnie.
To może potrwać chwilę. Zanim go wytropimy – wyznały głosy, teraz już dużo pokorniej.
- Nigdzie się nie wybieram.
Musimy się nakarmić przed podróżą. Zadbaj o to.
Nikua westchnął. Znów miał kogoś zabić. W sumie cały czas kogoś zabijał. Wcześniej, zabijał, aby przeżyć, teraz, by nadać swemu życiu jakiś sens. Jakby wojna mogła mieć sens. Powtarzał sobie, że robi to dla swego ludu. Ale widział tylko sterty ciał i krew. Spojrzał na Pocałunek Śmierci, bezpiecznie tkwiący w pochwie.
- Już się cieszysz, co?

***
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

Dwa Królestwa - opowiadanie fantasy, fragment 1- przemoc, brutalne opisy, 18+

3
Wiesz co? To jest chyba trochę zbyt reportażowe. Może przez ten limit znaków. Brakuje mi magii w magii. Dziwności w opisach. Ona się pojawia w słowach, w wypowiedziach postaci, ale niezbyt ją widzę w świecie przedstawionym. Wydarzenia niby czarodziejskie, a opisane całkiem zwyczajnie. Może taki był zamysł - przecież w tym świecie magia to norma - ale mam przez to poczucie jakiegoś braku, którego sama fabuła nie rekompensuje. Dodałabym więcej klimatu niesamowitości w opisach i może warto je też troszkę rozbudować w niektórych miejscach.

A tu:
Caroll pisze: (śr 28 paź 2020, 22:23) powoli zaczął rzuć ciemny
byk.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Dwa Królestwa - opowiadanie fantasy, fragment 1- przemoc, brutalne opisy, 18+

5
Kłopotliwy przypadek z tym tekstem. Na poziomie takiej bazowej poprawności jest okej. Można by się czepiać jakichś drobiazgów, ale generalnie nad słowem panujesz. Thana złapała jakiegoś byka, mnie się jedna rzecz jeszcze rzuciła w oczy, więc odhaczmy ją szybko:
Caroll pisze: (śr 28 paź 2020, 22:23) Puma wbiła pazury w jego pierś, ale nim zagłębiły się w ciało, przeobraziły się z powrotem w dłonie.
Trochę kolejność opisu bez sensu - najpierw piszesz, ze wbiła pazury, a potem się okazuje, że jednak nie wbiła, bo przekształciły się wcześniej w dłonie.

I przejdźmy od technikaliów do ogólniejszej oceny. Bo niestety, mimo że niby jest okej, to jednak czytało mi się średnio i nie zainteresowało.

Miałam poczucie pewnej niespójności klimatu, braku równowagi między scenami. Raz brzmi to wszystko podniośle, uciekasz się do rozbudowanych didaskaliów, liczy się każde spojrzenie, szelest piór, chrząknięcie i gest, opisujesz każdy drobiazg wieloma przymiotnikami... A zaraz mamy szybką akcję, opisaną (Thana to dobrze określiła) reportażowo, w której wcześniejszy nastrój umyka i brakuje miejsca tak naprawdę na pokazanie czytelnikowi, o co chodzi. A potem "cud, miód i orzeszki" i coś, co brzmi jak przekomarzanka. I byłoby spoko - wiadomo, przecież tekst nie może lecieć non stop jednym tempem czy jednym tonem - ale mam wrażenie, że więcej pokazałaś czegoś, co tak naprawdę jest mało angażujące, a przemknęłaś przez coś, co pokazuje magię tego świata, trzęsący nim konflikt itd. w działaniu. Przez to fragmenty, którymi czytelnik powinien się przejąć (walka i poświęcenie druidki) przemykają gdzieś przywalone długimi dialogami o tym, że będzie wojna, rzeź i rąbanka (co w zasadzie i tak pokazujesz). Może dalsza część opowiadania to jakoś uzasadnia, ale na razie skutek u mnie jako odbiorcy jest taki, że mało co mnie tutaj obchodzi. Nie rozumiem, o co strony się biją i dlaczego. Nie wiem, czy komukolwiek kibicuję, bo nie za bardzo mi się pokazał z charakteru... Widzę, że gdzieś pod spodem jest fajny świat (klimatyczne są te tatuaże, druidzi, jest zarys jakichś przepowiedni, jakiegoś społeczeństwa itd.), ale nie za bardzo mam czas się w niego zagłębić.
Pewnie większy limit znaków by tu pomógł, ale też zdaje mi się, że można by pokombinować z kompozycją.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Dwa Królestwa - opowiadanie fantasy, fragment 1- przemoc, brutalne opisy, 18+

6
Adrianna pisze: (wt 03 lis 2020, 20:09) Bo niestety, mimo że niby jest okej, to jednak czytało mi się średnio i nie zainteresowało.
Bardzo dziękuję za twój komentarz. Jest to taki tekst, który z jednej strony wydawał mi się emocjonujący a z drugiej jakiś płaski. Nierówny. Kiedy czytam uwagi to zaczynam mieć chęć dalej nad nim popracować, żeby bardziej świadomie angażować czytelnika. Podzieliłam go na 3 części i po kolei wrzucę, bardzo zależy mi na Waszych uwagach - jeżeli wytrwacie w czytaniu.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

Dwa Królestwa - opowiadanie fantasy, fragment 1- przemoc, brutalne opisy, 18+

7
Może to jeszcze będzie jakoś pomocne: po kilku dniach od lektury nadal pamiętam scenę z myszką. Podkradająca się myszka i bohater kruszący chleb zostają w pamięci bardziej niż późniejszy atak dzikiego kota. Może warto rozważyć, dlaczego tak jest.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Dwa Królestwa - opowiadanie fantasy, fragment 1- przemoc, brutalne opisy, 18+

9
Hej!

Podobało mi się i chętnie przeczytam, co dalej. Ciekawe postaci i świat też; mocno mi się to wszystko kojarzy z nocnymi elfami z Warcrafta (co niekoniecznie jest zarzutem). Opowiadanie poszło już w świat, więc tylko ogólnie powiem, że moje główne zastrzeżenie dotyczy konsekwencji w użyciu języka – to archaizowanego, to znów bardzo współczesnego, zatrącającego czasami o gazetowy.
Caroll pisze: (śr 28 paź 2020, 22:23) W promieniach popołudniowego słońca, przebijającego przez koronę wiekowego dębu, jego broda miała kolor miodowo złoty, ale nawet z odległości kilkunastu kroków Pustułka widział wyraźnie pasma siwizny, jakich jeszcze nie było tam kilka miesięcy temu. - Nie przynosisz dobrych nowin, mości ptaku – wymruczał starzec zmartwiony.
Na samym początku nie jest wyraźnie zaznaczone, że Pan Lasu jest starcem. Potem dowiadujemy się, że w brodzie pojawiły się pasma siwizny, których wcześniej nie było, co jeszcze nie znaczy, że jest starcem, aż tu nagle – "wymruczał starzec zmartwiony". Trochę mnie to skołowało, bo wyglądało to przez chwilę, jakby się pojawiła jeszcze jedna postać.
Caroll pisze: - Nie przynosisz dobrych nowin, mości ptaku – wymruczał starzec zmartwiony. - Takiż los, Panie Lasu. Mrok. Pożogę zwiastować – Pustułka przekrzywił lekko głowę i zamrugał szybko.
"Takiż los" wygląda trochę dziwnie, bo czyj to los w końcu? Mamy do czynienia z dwiema postaciami. Może "taki mój los"?
Caroll pisze: Jego rysy ostre, surowe, upodabniały go do drapieżnego ptaka, ruchy miał szybkie, zręczne, a w spojrzeniu jakąś dzikość, jakby nazbyt częste podróżowanie w ciele zwierzęcia odbiło trwałe piętno. Do uszu władcy doszły nie raz i nie dwa plotki, że jego zaufany posłaniec woli mięso surowe, krwawe, a charakter miewa gwałtowny.
Ciekawa i nastrojowa charakterystyka. Uwaga na częste powtarzanie tej samej konstrukcji: "rysy ostre, surowe", "ruchy [...] szybkie, zręczne", "mięso surowe, krwawe".
Caroll pisze: - Tak, najczcigodniejszy – młody druid skłonił się, w geście poddaństwa dotykając dłońmi ziemi.
Podobnie jak z wiekiem Pana Lasu, tutaj też wyskoczyła na mnie ta młodość Pustułki zupełnie z zaskoczenia. Jakoś nie spodziewałam się, żeby zaufany posłaniec władcy był młody, tym bardziej że kilka linijek wcześniej mowa o inicjacji "kilkuset młodych".
Caroll pisze: Nikua stał półnagi w namiocie i spoglądał na odbicie w misie. Kosz z żarem dawał zbyt słabe światło, by mógł ujrzeć swoją twarz, widział jedynie zarys, ciemną plamę możliwości. Jakie było jego oblicze? Zmęczone? Poorane zmarszczkami cierpienia i lęku przed samotnością? Pełne brutalności? Przystojne? Kiedyś kobiety patrzyły na niego z fascynacją, nie z lękiem.
A co z facetami – bo może dalej patrzą z fascynacją? To znaczy, że jeszcze nie wszystko stracone! A tak przy okazji, podoba mi się imię Nikua, o wiele bardziej oryginalne niż Muriel i to drugie.
Caroll pisze: Dzisiejszy dzień był ciężki, stracił ludzi w trakcie przeprawy przez rzekę, jednak ani ostrzał z lasu, ani bojówki Dzikich, nie powstrzymały ich marszu naprzód. Ogień i machiny czyniły spustoszenie.
Te dwa zdania wydają się dziwnie oderwane od siebie. Co za ogień, czyje machiny? Czy spustoszenie było czynione w szeregach wroga, czy w jego własnych szeregach? Nie jest to jasne, bo jeżeli Nikua stracił ludzi w trakcie przeprawy przez rzekę, to ja zaczynam podejrzewać, że nie idzie mu zbyt dobrze...
Caroll pisze:Miał w zwyczaju nigdy nie pijać wina ani innych trunków.
= Nie miał w zwyczaju pijać wina ani innych [mocnych] trunków. Uwaga na słowną watę typu nigdy, zawsze, zazwyczaj, niemalże – warto im się przyglądać z dużą dozą podejrzliwości, bo mają tendencję do wkradania się gdzie nie trzeba i zabierania cennego miejsca!
Caroll pisze: Poruszała bezzębnymi dziąsłami, starając się uformować ostatnie słowa: - Mo… potęga… nie jego. Lud… dał… pakt – W spojrzeniu Muriel widać było determinację, dlatego pomimo dławiącego obrzydzenia, Deirdre nachyliła się, by złapać niesione ostatnim tchnieniem słowa.
Zaskoczyła mnie reakcja Deirdre. Obrzydzenie? Siostra umiera na jej oczach, a ona czuje obrzydzenie? Możliwe, że gdzieś na drugim, trzecim planie jest i obrzydzenie, czemu nie. Ale tak bezceremonialnie nazwane jako główne uczucie Deirdre w tym konkretnym momencie... nie nastraja mnie do niej szczególnie pozytywnie.
Caroll pisze: Był całkiem przyjemny dla ucha, chłopięcy, pozbawiony charakterystycznej innym nutki szaleństwa.
Caroll pisze:„I to będzie rozwiązanie, koniec wojny gwarantowany.
Caroll pisze: Zwrócimy jednak twoją uwagę na fakt, że być może w przepowiedni nie chodzi bezpośrednio o ciebie.
To są przykłady tego zbyt współczesnego, czasami wręcz niezgrabnego języka, który mnie chwilami wyrywał z nastroju. Ale jak już powiedziałam, czytałam z zainteresowaniem. Opisy są żywe i plastyczne, styl wszędzie tam, gdzie odrzuca tę współczesną, quasi-reporterską manierę, jest gładki, potoczysty i dynamiczny. Moje ulubione postaci to Lis i Pustułka (uwielbiam wszelkiego rodzaju posłańców, pośredników, królewskich doradców), chociaż i Nikua zapowiada się ciekawie.

Mam nadzieję, że moje uwagi się na coś przydadzą, i czekam na dalszy ciąg.

:orcs-cheers:

F
"[...] niema tego rodzaju pisma, do którego język Polski nie byłby zdolnym." – Maria Wirtemberska Malwina, czyli domyślność serca, 1816
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”