Uwaga! Spoiler! Jest to fragment opowiadania. Zakiełkował kiedyś, jako pomysł napisania zbioru opowiadań skupionego wokół emocji. Każde opowiadanie miało dotyczyć kolejnego uczucia. (miłość, radość, nienawiść, strach itp.). Kto wie, może kiedyś nabierze życia i powstanie jako skończone dzieło. Wrzucam, ponieważ jestem ogromnie ciekawy Waszych opinii. Słowo o wulgaryzmach - zazwyczaj nie jestem fanem wrzucania wulgaryzmów w teksty, jednak tutaj zwyczajnie nie mogłem się ich pozbyć.
- Prawie zabiłem człowieka. Zapłacili mi za to dziesięć tysięcy złotych. Rozwaliłem mu czaszkę, bijąc łbem o chodnik. Normalnie, otworzyła się jak pęknięty arbuz. Do dziś pamiętam, jak mózg mu pulsował. Stałem przed swoim rozmówcą, zaszokowany tym, co właśnie usłyszałem. Patrzyłem przed siebie, próbując nie okazywać emocji. Zastanawiałem się, czemu w ogóle zacząłem z nim gadać. Przechodziłem przez obskurne, osiedlowe podwórko, skracając drogę do domu, kiedy go zobaczyłem. Chodził jak nakręcony, w tę i z powrotem. W ręku trzymał niedopite piwo. Na pobliskim murku stały już cztery puste puszki, ułożone starannie w równiutkim rzędzie. Krzyczał coś do siebie, nie pamiętam co. Szczerze mówiąc, nie potrafię sobie nawet przypomnieć, jak dokładnie wyglądał. Nie wyróżniał się raczej niczym szczególnym. Ot, koleś jakich co chwilę mija się na ulicy. Na jego widok coś w mojej głowie przeskoczyło. Pojawił się pomysł: podejdę, zapytam, czym jest dla niego nienawiść. Wyglądał w końcu, jakby potrafił doskonale ją pielęgnować. Nie myśląc wiele, zrealizowałem swój zamiar. Brak instynktu samozachowawczego tylko mi w tym pomagał.
- Cześć. Wybacz, że niepokoję, ale zajmę ci tylko chwilę. Widzę, że jesteś mocno zdenerwowany. Chciałbyś mi może odpowiedzieć na jedno pytanie? Powiesz, co myślisz i już mnie nie ma. Czym jest dla ciebie nienawiść? - Wypaliłem niemal jednym tchem, uśmiechając się do gościa, najsympatyczniej jak tylko umiałem.
Przystanął nagle i zamrugał zdziwiony, otwierając usta. Mętne oczy podjęły próbę odnalezienia źródła mojego głosu. Kiedy zauważył, gdzie stoję, zbliżył się o parę kroków. Poczułem, jak ogarnia mnie woń na wpół przetrawionego alkoholu.
- A ty co, kurwa, dziennikarz jakiś? - powiedział, przyglądając mi się z ukosa. - W gazecie będę?
Obcy uśmiechnął się, niemal sympatycznie.
- Nie, nie jestem dziennikarzem. Po prostu ciekawi mnie, jak ludzie odbierają mocne emocje. Na przykład ta, o którą pytam. Zaskakujące, że każdy na moje pytanie odpowiada zupełnie inaczej. Chciałbym poznać twoje zdanie, jeśli można. - odrzekłem.
- No, bo myślałem, że jesteś reportażyną, co kieszeń sobie chce napchać cudzym kosztem. Kręcił się tu kiedyś jeden. Zaraz mordę mu obili. Nie lubimy tu takich! - splunął na chodnik, podkreślając ostatnie zdanie. - Nie wygląda mi na to, żebyś kłamał, a znam się na ludziach. Powiedz mi tylko, po co ci to, koleżko, co?
- Ciekawy jestem. Po prostu. - odpowiedziałem krótko, wesołym tonem.
- Proszę, proszę. Ciekawy jesteś, po prostu. - powtórzył, zamyślając się na chwilę. - Dobrze trafiłeś. Jestem Maximus. - wyciągnął rękę, żeby się przywitać. Wymieniliśmy uścisk dłoni. Podałem swoje prawdziwe imię. Stwierdziłem, że obcując z ludźmi takimi jak on, warto postawić na szczerość. - Słyszałeś kiedyś o mnie? Hę?
- Maximus? Jak ten gladiator? - zapytałem.
- O, to, to. - zacmokał, biorąc łyk piwa. - Mówią tak na mnie, bo nie ma na mnie chuja, co by ze mną mógł zadrzeć. Każdego pokonam. - wyprostował się z dumą, rozkładając ręce. - Dwa razy większych od siebie potrafię poskładać. Ludzie mi płacą, kiedy ktoś im podpadnie. Wystarczy, że się do niego przejdę i zaraz problem z głowy. Dobry układ, mówię ci. Możesz się wyżyć i jeszcze zarobisz. Tylko, że siada na łeb. Codziennie tu stoję i piję, żeby się uspokoić. Po piątym browarze huk w głowie robi się nieco lżejszy. Bez tego nie umiem już żyć. Mówię ci, nie chciałbyś być w mojej bani.
- Zarabiasz na tym, że bijesz ludzi? - Zapytałem ostrożnie. Dopiero teraz zaczynałem się niepokoić tym, że stoję sam na sam z pijanym mężczyzną, który dopiero co chodził w kółko, wydzierając się najgłośniej jak umiał. To jednak nie był najlepszy z moich pomysłów. Starałem się rozejrzeć ukradkiem za ewentualną drogą ucieczki. Zaczynało robić się ciemno. Poza nami, podwórko było całkowicie puste. Paręnaście metrów dalej ludzie spokojnie spacerowali deptakiem, zajęci własnym życiem. Gdyby coś mi się stało, nie miałem co liczyć na jakąkolwiek pomoc. Zanim go zaczepiłem, Maximus krzyczał, zdzierając gardło, a jednak z ulicy nic nie było słychać. Niedobrze. Jakby co, będę wiał w tamtą stronę, postanowiłem.
- A jak! Skumałem się z jednym gościem, który prowadzi klub nocny. Tutaj, niedaleko. Ma hajsu jak lodu. Polecił mnie kiedyś jeden z moich ziomków, który teraz garuje. Chcesz wiedzieć, czym jest dla mnie nienawiść? Ja ci, kurwa powiem, czym jest. Nienawiść to coś, co pozwala mi żyć. Gdyby nie ona, nie miałbym roboty.
- Nie sądzisz jednak, że to uczucie, które potrafi zniszczyć człowieka?
- Filozof, kurwa, się znalazł. - Prychnął, parskając piwem, które właśnie przełykał. - Czy potrafi zniszczyć człowieka? No, niejednego nawet, ci powiem. Wiesz, jaką miałem swoją pierwszą robotę? Prawie zabiłem człowieka. Zapłacili mi za to dziesięć tysięcy złotych. Rozwaliłem mu czaszkę, bijąc łbem o chodnik. Normalnie, otworzyła się jak pęknięty arbuz. Do dziś pamiętam, jak mózg mu pulsował. Dziesięć koła, rozumiesz? Byłem tak podjarany, że nieco przesadziłem. Chcieli dowodu, że przestanie bruździć. Trochem się tam cykał, że mi morda wykituje, nie powiem. Ale przeżył. Zdobyłem szacunek i jeszcze miesiąc za to balowałem. Zapamiętaj to imię. Maximus. Jeszcze o mnie usłyszysz. - machnął ręką tak mocno, że puszka wypadła mu z ręki. Złocisty płyn rozlewał się, wsiąkając w ziemię. - Tylko ten huk we łbie. Od tamtego czasu cały czas go słyszę. Nienawiść niszczy ludzi. Dobre to, co powiedziałeś. Nie tylko jego zniszczyła, naprawdę. Nie tylko jego... Ten pieprzony huk nie daje mi żyć. Często jak siedzę na chacie, wraca do mnie obraz tego pulsującego mózgu. Jedno uderzenie więcej i bym go załatwił. Czaisz? Jedynie browary mi pomagają. Dobrze, że mam jeszcze parę. - powiedział, wyciągając z kieszeni kurtki kolejne piwo. - Chcesz może jednego? - zaproponował.
- Nie dziękuję. W zasadzie już będę się zbierał. - wybąkałem, cofając się małymi krokami w kierunku ulicy.
- A ty dokąd? Przecież nie skończyliśmy rozmawiać! - krzyknął Maximus. - Wiesz, tak mnie teraz naszło, że najebany powiedziałem ci o parę słów za dużo. Co jak mnie sprzedasz? - zmrużył oczy, podejrzliwie.
- Nie no, coś ty... - odrzekłem cicho, uciekając wzrokiem. - Przecież mówiłem, że to tylko dla mnie. Muszę się zbierać. Naprawdę, długo rozmawiamy, aż zapomniałem, że jestem umówiony.
- Nie ściemniasz, stary? Wydajesz się spoko, nie chce rozbijać też twojej dyńki. - Zbliżył się nieco, chowając browar z powrotem do kurtki.
- Nie ściemniam, Maximus. Patrz. Mam tu bilet godzinny. Jeszcze jest ważny. Serio, muszę uciekać na tramwaj. - pokazałem mu przedmiot, uwiarygadniający moją wymówkę. Serce biło mi jak szalone. Pomyśli tylko, że go oszukuję i już po mnie. - Dziękuję za to, co powiedziałeś. Naprawdę pouczające. Trzymaj się! - uniosłem rękę w geście pożegnania. Kiedy się odwróciłem, żeby uciec, złapał mnie za kołnierz. Znieruchomiałem ze strachu.
- Hola, hola. Niegrzecznie tak uciekać w połowie rozmowy. Miło się gawędziło. Niewielu kompanów w tych paskudnych czasach. Weź chociaż jedno na drogę, chłopak. Ja mam jeszcze cztery. Jestem Maximus, pamiętaj. I wspomnij tam kiedyś o mojej dobroci, panie dziennikarz. - wcisnął mi puszkę w dłoń. - Trzymaj się, nara.
- Cześć, Maximus. - wychrypiałem przez wysuszone gardło. Miałem wrażenie, że cudem udało mi się ujść z życiem. Odwróciłem się i wybiegłem prosto na ulicę. Widok ludzi nieco mnie uspokoił. Popędziłem na przystanek i wsiadłem w pierwszy lepszy tramwaj. Podarowane piwo zostawiłem na ławce. Komuś innemu na pewno się przyda.
Od tego czasu nie pytałem już nigdy nikogo obcego o nienawiść. Zamiast tego, zastąpił ją strach.