Ostatni pojedynek [fantasy]

1
Cześć, dawno nic tu nie wrzucałem. Fragment napisany tylko żeby ćwiczyć pisanie, a nadal jestem na początku tej drogi.

................................................................................................................................................................................................................................

Świat przesłonięty szarością jesiennego wieczora wypełniał nozdrza zapachem padliny i rozkładających się ciał. Jasne obłoki mgły unosiły się swobodnie nad traktem, którym się poruszał. Kregor wraz z pozostałymi jeźdźcami zmierzał ku skupisku chaotycznie porozrzucanych w dole doliny głazów oraz kamieni, które kiedyś tworzyły ściany splądrowanej przez Upadłych wartowni. Z oddali widział płonące pochodnie, wskazujące miejsce spotkania. Poczuł niepokój na ich widok. Gdy przejeżdżali przez szczyt wzniesienia zobaczył tysiące ognisk, ciągnących się wzdłuż głównego nurtu, daleko od ruin.
- Buntowników przybywa z dnia na dzień – odezwał się jego towarzysz Malek, świeżo pasowany rycerz. Jeszcze kilka tygodni temu służył mu jako giermek. Był szczupły jak łuk, ubrany w nabijaną ćwiekami płachtę, która zakrywała kolczugę. Odgarnął z czoła kosmyk złotych włosów, odsłaniając bliznę biegnącą poziomo nad oczami.
- Dzisiejsze spotkanie zmniejszy ich zapał do walki – Kregor poruszył się niespokojnie na koniu, który zarżał lekko. Obejrzał się do tyłu, aby upewnić się, że chłop z wozem nadal z nimi jedzie. Ciało położone na sianie przykryte zostało białą tkaniną. – Nasz ładunek złamie im ducha, a bez niego będą zgubieni.
U podnóża zbocza natrafili na mały strumyczek, który spływał z położonych niedaleko gór. Wyglądał jakby płynęła w nim gęsta smoła. Kładka, która umożliwiała przekroczenie cieku, zadrżała pod ciężarem końskich kopyt i wozu.
Dalsza część traktu przebiegała przez spalone pola i sady. Kregor pamiętał jak jeszcze rok temu to miejsce tętniło życiem. Chłopi uprawiali ziemię oraz zbierali plony, a dzieci biegały beztrosko po trakcie, prosząc przejeżdżających rycerzy o opowieści i chwilę uwagi. Była to jednak przeszłość. Upadli nastawili wieśniaków przeciwko koronie. Stali się oni krnąbrni oraz nieufni, aż zaczęli pomagać banitom i ich kryć. Król Alenal w akcie kary rozkazał zabrać im większą część zbiorów niż zazwyczaj. Jeden z rycerzyków doszedł do wniosku, że podpaleniem pól, zaskarbi sobie sympatię władcy. To był cholerny błąd – pomyślał Kregor. Bez chłopów Upadli mieli związane ręce. Byli traktowani jak wrogowie.
- Myślisz, że dobrze robimy? – zapytał Malek. Niepewność malowała się mu na twarzy. – Co jeśli to pułapka?
- O Lordanie można powiedzieć wiele – mężczyzna odwrócił głowę w kierunku swojego towarzysza i spojrzał mu prosto w oczy. – Jest zdrajcą i dezerterem, ale ma honor.
Wspominanie byłego przyjaciela z Gwardii Króla Alenala zawsze przychodziło Kregorowi z trudem. Razem wstąpili w szeregi tej elitarnej formacji i przeżyli tysiące przygód. Wspólne godziny spędzone przy pilnowaniu monarchy oraz jego dworu, sprawiły, że znali się niczym bracia. Zdrada Lordana zachwiała wszystkim w co Kregor dotychczas wierzył. Dlaczego musiałeś odejść? – pomyślał. Wojna, która wkrótce wybuchła sprawiła, że mężczyźni kilkakrotnie skrzyżowali ze sobą miecze. Zawsze jednak ich starcia pozostawały nierozstrzygnięte.
Mężczyzna westchnął głośno, spoglądając w dal. Gwiazdy były prawie niewidoczne, ich widok zawsze pokrzepiał rycerza. Były piękne.
Po dłuższej chwili dotarli do brzegu Gilgi, która była szeroką i pełną meandrów rzeką. Ruszyli wzdłuż brzegu, kierując się w stronę światła pochodni, które zbliżały się z każdą chwilą. Jechali naprzód, podczas gdy wokół robiło się coraz ciemniej. Kregor miał wrażenie, że otaczająca ciemność zaraz ich pochłonie. Z zamyślenia wyrwał go głos towarzysza.
- Jesteśmy prawie na miejscu.
Rycerz spojrzał bystro przed siebie. Ruiny wartowni oświetlone zostały przez płomienie pięciu pochodni ustawionych niedaleko siebie w linii prostej. Za nimi rozciągał się ponury las, który wydawał się nie mieć końca.
Lordan uśmiechnął się na widok przybyszy i stanął pomiędzy pochodniami. Miał na sobie zużytą kolczugę i ciemne spodnie. Cień jego barczystego ciała, rozciągający się przed rzędem pochodni wyglądał jakby czekał na nich olbrzym. Niebieskie oczy nie spuszczały wzroku z przybyszy. Były gwardzista pogładził ręką burze krótkich, brązowych włosów, które w połączeniu z kilkudniowym zarostem, sprawiały, że Kregor prawie nie poznał dawnego przyjaciela.
- Minęło trochę czasu – Lordan wyjął miecz z pochwy, leżącej za rzędem pochodni. – Twoja wiadomość bardzo mnie zasmuciła – mężczyzna uśmiechnął się ponuro. – Nie chce z tobą walczyć.
Kregor zsiadł z konia i zbliżył się ku swojemu przeciwnikowi.
- Ale chcesz zabić króla, którego przysięgaliśmy strzec – jego głos zadrżał, co zaskoczyło samego Kregora. – Gdzie Twój świadek? Moim jest sir Malek. Wedle umowy – mężczyzna spojrzał na swojego towarzysza, który opierał się o wóz. Woźnicy już z nimi nie było, opuścił miejsce spotkania od razu po zorientowaniu się, co zaraz nastąpi.
- Mój świadek wkrótce tu dotrze – Lordan skierował wzrok na pobliską pochodnie i zamknął na chwilę oczy. – Możemy zacząć bez niego. – Ciepło ognia oświetliło twarz mężczyzny, na której Kregor zauważył liczne blizny i zadrapania. – Co więc proponujesz, bracie?
- Nie jesteśmy braćmi odkąd stałeś się jednym z Upadłych – powiedział Kregor gniewnym tonem. Również wyciągnął miecz z pochwy. – Pojedynek na śmierć. Jeden na jednego. Jeśli Cię zabije, Upadli stracą swojego dowódcę, jeśli Ty mnie, gwardia króla Alenala straci pierwszy miecz.
Lordan otworzył oczy i uśmiechnął się lekko.
- Upadli, Truposze, Buntownicy, nie brzmi to tak dobrze jak Błogosławiona przez Pięciu Bogów Gwardia Królewska – mężczyzna skierował wzrok w niebo, na którym gwiazdy robiły się coraz bardziej widoczne. – Wiesz, że zabicie mnie nie sprawi, że przestane być dowódcą moich ludzi.
Teraz to Kregor się uśmiechnął. Rozciągnął usta w najszerszym uśmiechu, na który było go stać.
- Wiem – odparł. – Dlatego postanowiłem wyrównać szanse.
Ruszył w kierunku wozu i zerwał leżącą na nim płachtę. Oczom wszystkich ukazało się ciało martwej kobiety, ubranej od stóp do głów w czerń. Miała na sobie luźną suknię z jedwabiu ciemnego jak samo piekło. Rozcięcie rękawów sięgające aż do łokci, ukazywało ukrytą pod spodem ciemnoniebieską tkaninę o barwie nefrytu. Jej idealnie ułożone włosy miały barwę miedzi wymieszanej z siwymi kosmykami. Blada i gładka skóra zdawała się być biała w porównaniu do otaczającej wszystkich ciemności.
Lordan milczał dłuższą chwilę, wpatrując się zimnym wzrokiem na wóz. Kregor odezwał się ponownie.
- Nie żyje – powiedział dźwięcznie. – Jest martwa, a to znaczy, że nie sprowadzi Cię z powrotem.
Były gwardzista westchnął głośno. Przejechał wzrokiem ciemność, która była za plecami przybyszy.
- Inea była ostatnią kapłanką ze swojego rodzaju. Nawet nie wiesz z czym postanowiłeś zadrzeć.
Kregor zrobił krok do przodu, szurając nabijanym ćwiekami butem.
- Była wiedźmą, która zabierała ludzi z objęć śmierci. Bez niej Upadli już nigdy nie powstaną z martwych.
Lordan szybko niczym rwisty wiatr, obrócił się wokół osi, zataczając szeroki łuk. Stal uderzyła o stal z przerażająco głośnym w nocnej ciszy szczękiem. Kregor zdążył na czas sparować uderzenie, po czym odskoczył do tyłu.
- Umierałeś tysiąc razy – przeszył byłego przyjaciela pełnym gniewu wzrokiem. – Ten będzie ostatni.
Przywódca Upadłych runął momentalnie na niego z orężem, siła uderzenia prawie wytrąciła miecz z ręki gwardzisty. Zablokował kolejne uderzenie i odskoczył.
- Z każdą kolejną śmiercią tracisz siły – przerzucił miecz z prawej ręki do lewej. – Kiedyś takim uderzeniem rozłupałbyś mi głowę.
- Za chwilę będziesz żałował, że się tu przywlokłeś – Lordan splunął na ziemie i cofnął się za rząd pochodni, tak że nie widać było połowy jego sylwetki. – Był czas, gdy byliśmy braćmi. Szanowałem Ciebie, a Ty mnie. Ale król którego mieliśmy bronić nie zasługuje na swoją koronę!
Kregor pamiętał dobrze dzień, w którym jego przyjaciel zaatakował monarchę. Stanął wtedy pomiędzy nimi i rozbroił napastnika.
- Uciekaj – wysapał cicho.
Lordan zbiegł, a Kregor miał nadzieje, że usłyszy od niego jakieś wyjaśnienia. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Gdy spotkali się następnym razem stali już po dwóch przeciwnych stronach w czasie ataku na mury miejskie. Wtedy jego były przyjaciel zginął po raz pierwszy. Widziało to mnóstwo walczących, wszyscy twierdzili, że miecz przeszył serce mężczyzny. Kilka dni później Lordan ponowił atak. Od tego czasu do uszu Kregora docierały wieści o kolejnych śmierciach dawnego współtowarzysza. Żadna jednak nie zakończyła jego życia na dobre. Ale teraz gdy wiedźma nie żyje, nikt nie wyszarpie duszy poległego z objęć śmierci.
- Tak, byliśmy - te słowa przyszły Kregorowi z trudnością, wykrztusił je jednak. – Ale zdradziłeś nasze królestwo, króla oraz lud. Ale dziś dopełni się sprawiedliwość.
- Sprawiedliwość – Lorden prawie zadławił się niepohamowanym chichotem, który był mieszanką śmiechu i wściekłości. – Wiesz czym ona jest? To tylko środek do utrzymania władzy – mężczyzna zatoczył łuk za pochodniami, a gniew w jego głosie przybierał na sile. – Coś co obiecuje wam zepsuty król. Nie ma sprawiedliwości ani prawa poza tym, które mu odpowiada, aby trzymać was na smyczach.
Kregor stanął na chwile w bezruchu. Dlatego odszedłeś? – pomyślał. Nie zdążył jednak zadać tego pytania.
Lorden ujął miecz w obie ręce i ruszył na przeciwnika. Zasypywał Kregora ciosami, sprowadzając go do defensywy i uniemożliwiając odzyskanie równowagi. Oręż wyglądał jakby ożył w jego dłoniach. Gwardzista królewski parował jednak każdy cios. Gdy jedno uderzenie udawało mu się odeprzeć, natychmiast musiał blokować kolejne. Kregor odskoczył błyskawicznie na bok, następnie sam zaczął wymierzać ciosy w kierunku rywala, raz za razem, aż Lorden przy każdym sparowanym ataku dyszał głośno. Buntownik wyprowadził jednak niespodziewany cios, który udało się Kregorowi zablokować, ale miecz rywala otarł się o jego czoło i krew zalała mu oczy. Wypuścił mimowolnie miecz z ręki. Upadł na kolana i zaczął szybko je przecierać, a Lorden zbliżył się do niego i uniósł oręż do góry, chcąc wykonać ostatnie cięcie. Kregor błyskawicznie wstał z kolan i przebił szyję rywala sztyletem, który miał ukryty w rękawie kolczugi. Krew trysnęła i jeszcze bardziej zalała oczy mężczyzny. Usłyszał on odgłos ciała upadającego na ziemie.
- Zabiłem Cię – wydyszał. – Jesteś martwy.
Poczuł, że ktoś podał mu kawałek materiału. Wytarł twarz i powoli otworzył oczy, które lepiły się od krwi. Osłupiał.
- Śmierć nie musi oznaczać końca – wiedźma Inea stała obok niego. Uśmiechała się z politowaniem. Czarna suknia, którą miała na sobie pogniotła się na wozie i łopotała na wietrze. Kregor nie widział rany, którą ją zabił.
Poczuł wtedy silne uderzenie od tyłu i upadł na kolana. Ostry koniec miecza popieścił go po plecach.
- Odegrałeś swoją rolę w planie tak jak ja – głos Maleka brzmiał jak zza grobu. Chłopak docisnął ostrze bliżej ciała swojego mistrza.
- Malek – wydyszał Kregor. – Co się tu do diabła dzieje? – krzyknął wściekle. – Zabiłem ją, pomogłeś mi. To niemożliwe! – poruszał niespokojnie głową z miejsca w miejsce. – Niemożliwe!
Wtedy dopiero go ujrzał. Lorden leżał przed rzędem pochodni w kałuży krwi. Inea klęknęła przy mężczyźnie i dotknęła jego serca. Zaczęła szeptać coś w niezrozumiałym języku. Kregor postanowił wykorzystać moment i próbował szybko wstać, ale Malek zdzielił go rękojeścią miecza po głowie. Gwardzista upadł na ziemie, a w ustach poczuł smak piachu.
Poczuł gwałtowne szarpnięcie, Malek ustawił go w poprzedniej pozycji. Kolana zaczęły mu drżeć.
- Zabiłeś mnie tysiąc pierwszy raz – Lorden stał pomiędzy pochodniami a Ineą, a po ranie na szyi nie było śladu. – Nadal nie był to ten ostatni.
Kregor złapał się za głowę, a łzy napłynęły mu do oczu.
- To.. to szaleństwo – wbił paznokcie w okolicy skroni i plunął krwią. Spojrzał na swoją klatkę i zobaczył miecz wystający pomiędzy żebrami. Poczuł chłód w jego okolicy. Uderzenie Maleka było precyzyjne. Serce Kregora przestało bić, a ciało padło bezwładnie na ziemie.
Gdy otworzył oczy, pierwsze co usłyszał to bicie serca. Światło go oślepiało. Po chwili zorientował się, że jest przywiązany do drzewa. Rozejrzał się niepewnie. Przed nim ukazały się trzy znajome twarze. Lorden ubrany w pomarańczowy, znoszony wams i czarne spodnie, podrapał się po rozwianych włosach.
- Teraz jesteś jednym z nas – w jego głosie słuchać było serdeczność, której Kregor nie słyszał od miesięcy. – Upadli wzbogacili się o dobry miecz.
Kregor nadal nie wiedział co się dzieje, chciał się wyrwać z więzów, ale bezskutecznie.
- Umarłem? – zapytał, patrząc na Inee. Zimny wzrok kobiety przeszył go niczym ostrze.
- Jak my wszyscy – spojrzała na swoich towarzyszy. – I wróciłeś jak my.
- Zgodnie z planem – dodał Malek. Były giermek miał na sobie podartą płachtę i kaptur naciągnięty na głowę.
- Jaki plan? – zapytał oszołomiony Kregor. Zaczynał odzyskiwać czucie w dłoniach i stopach.
- Większy plan – wyszeptał Lordan.
- Nigdy do was nie dołączę – krzyknął Kregor, rozglądając się niepewnie, szukając wzrokiem czegoś co pomogłoby mu uciec.
- Dobrze – Inea uśmiechnęła się złośliwie. – Prawie nic się dla Ciebie nie zmieni. Będziesz gwardzistą jak dotąd. Powrócisz do miasta, mówiąc, że nic nie upolowałeś. Jak wiemy z nikim poza Malekiem nie podzieliłeś się celem swojej podróży – kobieta uśmiechnęła się do świeżo pasowanego rycerza i ponownie spojrzała na Kregora. – Różnica będzie tylko taka, że przez moje zaklęcia jedna myśl nie będzie mogła opuścić twojej głowy. Będzie ona tak silna, że wolałbyś się zabić niż myśleć, że jej nie wykonałeś. Zapytasz co to za myśl? – Inea zbliżyła się i przyłożyła usta do jego ucha, po czym zaczęła szeptać. Odpłynął.

Ostatni pojedynek [fantasy]

2
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48) Gdy przejeżdżali przez szczyt wzniesienia zobaczył tysiące ognisk, ciągnących się wzdłuż głównego nurtu,
Nurtu czego?

Tutaj ogólnie mam problem. Brakuje mi kompetencji, by ocenić ten akapit - bo w każdym zdaniu coś mi się gryzie (np. świat wypełniający nozdrza, nieznany podmiot domyślny w drugim zdaniu) ale gdy zaczynam pisać co, dochodzę do wniosku, że nie mam racji.
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48) . Jeszcze kilka tygodni temu służył mu jako giermek

Czy "mu" konieczne? Poza tym - kto komu służył? "On" (Kruger) służył "mu" (Malekowi) czy "on" (MAlek) służył "mu" (Krugerowi)? To nie jest duży błąd, bo kontekst wskazuje rozwiązanie, ale czasami warto czytelnikowi ułatwiać i napisać albo "służył Krugerowi" albo po prostu "służył".

Szczupły jak łuk? Hm. Łuk od razu budzi skojarzenie z krzywym. Ubrany w ... płachtę??? Hm.
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48) odsłaniając bliznę biegnącą poziomo nad oczami.
Kreślić.
TobStaPioBor pisze: Ciało położone na sianie przykryte zostało przykrywała białą tkaniną.
Bezosobowe unikać.
TobStaPioBor pisze: Upadli nastawili wieśniaków przeciwko koronie. Stali się oni
Upadli się stali?

Dalej "aktem kary" niezręcznie.
TobStaPioBor pisze: Jeden z rycerzyków doszedł do wniosku, że podpaleniem pól, zaskarbi sobie sympatię władcy. To był cholerny błąd – pomyślał Kregor. Bez chłopów Upadli mieli związane ręce. Byli traktowani jak wrogowie
Niejasne. Tzn można po zastanowieniu zrozumieć, że chodziło o niepotrzebne wepchnięcie upadłych w łapy chłopów, ale właśnie chodzi o to, by nie trzeba się było zastanawiać.
TobStaPioBor pisze: Gwiazdy były prawie niewidoczne, ich widok zawsze pokrzepiał rycerza.
Bliskie powtórzenie, no i troszeczkę niezręczność.

Skonsultuj interpunkcję, czasami chyba kuleje.
TobStaPioBor pisze: pełną meandrów rzeką. Ruszyli wzdłuż brzegu, kierując się w stronę światła pochodni, które zbliżały się z każdą chwilą. Jechali naprzód, podczas gdy wokół robiło się coraz ciemniej. Kregor miał wrażenie, że otaczająca ciemność zaraz ich pochłonie.
Rzeka pełna meandrów? W sensie, w środku rzeki były meandry? Dalej - zobacz skojarzenia. Oni kierują się w stronę pochodni, a pochodnie się zbliżają. Skojarzenie, że są ruchome. Dalej. "Jechali naprzód" nic nie daje, już wiemy, że jechali. Wokół robiło się ciemniej, ciemność - blisko powtórzenia słowa. Niezręcznie dla mnie to "robiło się coraz ciemniej, otaczająca ich ciemność ich pochłonie"
TobStaPioBor pisze:przez płomienie pięciu pochodni
Aliteracja. Dalej - ciemno, mało co widzą, a i tak wiedzą, że las wydawał się nie mieć końc. Z jakiej perspektywy to widzą? Bo jak jadą to widzą parę drzew z przodu (las) i tyle, i nie wiadomo, skąd to skojarzenie, że końca brak.
TobStaPioBor pisze: Cień jego barczystego ciała, rozciągający się przed rzędem pochodni wyglądał jakby czekał na nich olbrzym
Cień wyglądał jakby czekał na nich olbrzym? Niezręcznie.

Dalej swoich, swojemu zastanów się, czy potrzebne. Jego głos zadrżał, co zaskoczyło samego Krugera powoduje też potknięcie, bo znowu czytelnik musi na ułamek sekundy się zastanowić, czy aby na pewno wie, kto wypowiada (opozycja jego głos zadrżał- zaskoczyło to Krugera). To niekoniecznie błędy, ale sprawiają, że czytelnik zamaist gnać do przodu, musi przystanąć.
TobStaPioBor pisze: Jeśli Cię zabije, Upadli stracą swojego dowódcę, jeśli Ty mnie
Nie ma potrzeby dużych liter, to nie list.
TobStaPioBor pisze: Lordan szybko niczym rwisty wiatr, obrócił się wokół osi, zataczając szeroki łuk. Stal uderzyła o stal z przerażająco głośnym w nocnej ciszy szczękiem.
Po grzyba się obracał? Grimzon, gdzie jesteś, by coś takiego wypunktować... Poza tym - skoro zatoczył Lordan szerok łuk, to myślimy: WTF? Nagle sie obrócił i pobiegł po łuku? A potem nagle jakaś stal w stal uderza?!
TobStaPioBor pisze: Przywódca Upadłych runął momentalnie na niego z orężem, siła uderzenia prawie wytrąciła miecz z ręki gwardzisty. Zablokował kolejne uderzenie i odskoczył.
Zawsze można zdanie źle odczytać, a więc lepiej pisać tak, by czytelnikowi uniemożliwić złe odczytanie. A więc: Kruger zablokował, i wtedy czytelnik na sto procent nie pomyi się, że to Przywódca zablokował.
TobStaPioBor pisze:Kregor stanął na chwile w bezruchu
chwilĘ.

Rany, on jest KREGOR nie Kruger! :D

Ogólnie - nie, to jeszcze nie jest poziom druku. Ale tragicznie nie jest. Masz plastyczną wyobraźnie, i chociaż nie zawsze potrafisz wizję przekuć w fajny opis, widać, że trochę ćwiczeń i powinieneś dać radę. Sama treść - no nie wiem. Mnie nie poruszyła, ale nie jest to też nic złego.

Ostatni pojedynek [fantasy]

3
Nie będę powielać uwag Szopena; powiem tylko, że ze wszystkimi się zgadzam.
Opisy i dynamizm dialogów - to chyba to, na czym najbardziej traci ten tekst. Pomysł zdaje się już gdzieś widziany, znany, ale każdy pomysł można dobrze napisać, opisać go na nowo, po swojemu. Tutaj raczej brakuje tej "swojości" (błąd zamierzony) w opisach, spostrzeżeniach, przez co fabuła nie zostaje w pamięci na dłużej.
Literaturę tworzy język, a jeśli on jest nie do końca dopracowany, brak mu plastyczności i tego klimatu, który każdy autor z czasem wytwarza, to niestety, "nie, to jeszcze nie jest poziom druku", jak napisał Szopen.
Ćwiczenie małych, wybranych cząstek składowych opowiadania lub powieści, czyli dialogów, opisów, dynamiki akcji, plastyczności opisu świata, to dobry trop. Droga będzie długa i tak naprawdę nigdy się nie skończy, ale warto nią pójść. :)
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Ostatni pojedynek [fantasy]

4
Jest w tym tekście pomysł na konflikt i to mocny konflikt – przyjaciele po dwóch stronach barykady. To jest dobre i z tego można sporo wycisnąć. Niestety, ten potencjał nie został w pełni wykorzystany. Wyczytałam mnóstwo informacji o relacjach między postaciami, o tym, ile razy kto ginie, natomiast zabrakło emocji, trudno wczuć się, że ta walka i cała sprawa ma dla bohaterów osobiste znaczenie. Zwłaszcza, że ilość wcześniejszych śmierci i potyczek jest, jak dla mnie, zbyt wyolbrzymiona. Czy bohaterowie, którzy nie pierwszy raz stają przeciw sobie, dyskutowaliby podczas walki tak informacyjnie? Przecież oni już się spotykali na ubitej ziemi, mieli więc czas, żeby sporo sobie powiedzieć lub wykrzyczeć. Widać, że ten dialog jest informacją dla czytelnika. Jest jeszcze kwestia samej dynamiki walki. Machają mieczami, mówiąc całkiem sporo – niezbyt mi się to zgrywa w czasie, ruch ręki jest szybki, a mowa dekoncentruje.
Końcowa zdrada Maleka, to fajny zwrot, ale w tej chwili sprawia wrażenie deus ex machina. Przydałaby się krótka wątpliwość wcześniej jako zapowiedź.
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

Ostatni pojedynek [fantasy]

5
Jeśli chodzi o treść, fantasy z rycerzami to nie moje klimaty, więc nie oceniam :)
Historia nie dzieje się w próżni, tylko faktycznie w jakimśtam królestwie, które ma swoje problemy. Udało ci się wpleść dużo informacji na temat świata bez nachalnej ekspozycji. Za to masz plusa.
Technicznie przyczepię się do dwóch rzeczy. Pierwsza to powtórzenia. Jest ich sporo, ale wrzucę tylko te nieoczywiste:
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48)Mężczyzna westchnął głośno, spoglądając w dal. Gwiazdy były prawie niewidoczne, ich widok zawsze pokrzepiał rycerza. Były piękne.
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48)Teraz to Kregor się uśmiechnął. Rozciągnął usta w najszerszym uśmiechu, na który było go stać.
"Uśmiechnął się" i "rozciągnął usta w najszerszym uśmiechu", oprócz powtarzania słowa "uśmiech", powtarzają też informację. Czasem można tak zrobić, jeśli zależy ci na odpowiednim rytmie, ale tutaj - do wywalenia.
Drugi problem to kulejąca interpunkcja w dialogach.
Tu jest ok:
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48)- Wiem – odparł. – Dlatego postanowiłem wyrównać szanse.
Tutaj nie:
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48)- Upadli, Truposze, Buntownicy, nie brzmi to tak dobrze jak Błogosławiona przez Pięciu Bogów Gwardia Królewska – mężczyzna skierował wzrok w niebo, na którym gwiazdy robiły się coraz bardziej widoczne. – Wiesz, że zabicie mnie nie sprawi, że przestane być dowódcą moich ludzi.
...Gwardia Królewska.Mężczyzna skierował wzrok w niebo...
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48)- Z każdą kolejną śmiercią tracisz siły – przerzucił miecz z prawej ręki do lewej. – Kiedyś takim uderzeniem rozłupałbyś mi głowę.
...tracisz siły.Przerzucił miecz...
Ostatnia sprawa. To w sumie nie jest błąd, tylko sugestia: jeśli da się coś powiedzieć jednym słowem, nie trzeba używać kilku.
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48)- Umierałeś tysiąc razy – przeszył byłego przyjaciela pełnym gniewu wzrokiem. – Ten będzie ostatni.
...razy. Przeszył... ;)
Prościej będzie napisać, że "przeszył byłego przyjaciela gniewnym wzrokiem". A w sumie jak przeszył, to wiadomo, że raczej niezbyt przyjazny był ten wzrok, więc samo "przeszył byłego przyjaciela wzrokiem" wystarczy.
Tylko to też jest kwestia wyczucia. Czasem lepiej jest nawrzucać więcej szczegółów, czasem postawić na płynność tekstu.

Ostatni pojedynek [fantasy]

6
Opowiadanie fabularnie interesujące, a narracyjnie całkiem plastyczne. Naprawdę mnie zaciekawiło.

Jakbym miał być złośliwy, to wytknąłbym Ci takie dziwne kwiatki stylistyczne jak :
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48) Były gwardzista pogładził ręką burze krótkich, brązowych włosów, które w połączeniu z kilkudniowym zarostem,

Jedną burzę, czy kilka burz? Bo jeżeli jedną, to powinno być - która w połączeniu z kilkudniowym...
Pomijam fakt, że "burza włosów" raczej kojarzy się z długimi, kręconymi, ew. zmierzwionymi. Do krótkich nie za bardzo pasuje.
TobStaPioBor pisze: Upadł na kolana i zaczął szybko je przecierać, a Lorden zbliżył się do niego i uniósł oręż do góry, chcąc wykonać ostatnie cięcie. Kregor błyskawicznie wstał z kolan i przebił szyję rywala sztyletem,

Niby można unieść oręż w bok, ale dalej brzmi to trochę jak "cofać się do tyłu". "Uniósł do góry" dziwnie brzmi.
Do tego logika całego zadania - Lorden idzie z mieczem gotowym do ciosu, a Kregor zdążył upaść, otrzepać kolana, wstać i wbić mu sztylet w szyję. Coś mi się tu nie zazębia :D

Ostatni pojedynek [fantasy]

7
Nawet się czyta, ale postanowiła podzielić się przemyśleniami na temat walki.
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48) Buntownik wyprowadził jednak niespodziewany cios, który udało się Kregorowi zablokować, ale miecz rywala otarł się o jego czoło i krew zalała mu oczy.
Skoro był niespodziewany (domniemanie, że był to zwód) to jak go sparował? Skoro go zablokował to dlaczego miecz - otarł się o jego czoło?
Chyba nie tylko otarł - zapewne ostrze rozcięło skórę, skoro krew zalała mu oczy.
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48) Wypuścił mimowolnie miecz z ręki.
Tego to się nie robi w walce, dlaczego wypuścił miecz z ręki? Dla dramatyzmu?
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48) Upadł na kolana i zaczął szybko je przecierać
Zaczął przecierać kolana? Uważaj na podmiot domyślny. Generalnie po co upadł na te kolana, to chyba najbardziej beznadziejna pozycja, no można jeszcze się położyć i dać zabić:)
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48) a Lorden zbliżył się do niego i uniósł oręż do góry, chcąc wykonać ostatnie cięcie. Kregor błyskawicznie wstał z kolan i przebił szyję rywala sztyletem, który miał ukryty w rękawie kolczugi.
Miałeś kiedyś na sobie kolczugę? Powodzenie w chowaniu sztyletu w rękawie :D No i dystans w walce! Ruch jaki trzeba wykonać by wstać z kolan - wyciągnąć sztylet- skrócić dystans - w tym czasie tym mieczem można wykonać co najmniej dwa cięcia. Czemu tamten mu pozwolił na to? Jakieś uzasadnienie tego się należy.
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48) Krew trysnęła i jeszcze bardziej zalała oczy mężczyzny.
Ale skąd trysnęła? Ta z gardła? Na oczy Kregora? Strasznie pechowo :)
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48) Ostry koniec miecza popieścił go po plecach.
Eee co?
TobStaPioBor pisze: (wt 29 wrz 2020, 22:48) Poczuł gwałtowne szarpnięcie, Malek ustawił go w poprzedniej pozycji.
Co zrobił? Gość właśnie dostał ostro w głowę, pewnie niełatwo go podnieść, może bardziej szarpnięciem podniósł niż ustawił?

Generalnie czyta się. Jest dynamicznie i ten ostatni kawałek jest emocjonalny mimo językowych trudności. Brakuje mi może trochę jak on tak bardziej personalnie przeżywa tą zdradę? Nie tylko slogany zdrada królestwa i ludu, ale tak osobiście?
No i więcej emocji, myśli co się dzieje z bohaterem, gdy nagle wszystko staje na głowie i staje się bezradny? Powodzenia w pisaniu!
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”