4
autor: minerwa
Szkolny pisarzyna
przepraszam że ja tak tu wklejam bo może nie wolno, ale chciałam edytować mój poprzedni post i nie mogłam znaleźć odpowiedniej opcji. Mianowicie poprawiłam część pierwszą wklejonego wyżej tekstu (poprawki to moje hobby) i podaję ją poniżej:
Rozdział I
Na ulicy Dallas zapaliły się latarnie, rozjaśniając jesienny mrok. Maria Viveses podeszła do okna i odsunęła lekko zasłonkę. Uczyła się do jutrzejszego sprawdzianu z historii i od długiego wpatrywania się w drobne litery rozbolała ją głowa. Liczyła na to, że chłodne jesienne powietrze zadziała jak środek przeciwbólowy i pomoże jej się odprężyć.
światło ulicznych lamp wydobywało z cienia zarysy budynków, ich dachy były widoczne na tle ciemniejącego nieba. Maria przyłożyła czoło do zimnej szyby. Nagle w zasięgu jej wzroku pojawiła się zwarta kolumna ludzi. Maszerowali szybko, dziewczyna nie mogła dostrzec szczegółów, a jedynie połyskujące hełmy na ich głowach oraz trzymaną broń. Nieoczekiwany widok bardzo ją zaniepokoił. Do tej pory takie rzeczy widywała tylko w filmach, potajemnie zarejestrowanych nagraniach, odtwarzanych gdzieś w garażu przy zasłoniętych oknach. Pochód przeciął jezdnię i zniknął w mroku, a Maria poczuła, że dręczący ją ból głowy jeszcze się nasilił.
Od kilku dni ludzie mówili tylko o spodziewanym wybuchu wojny. Już prawie pięćdziesiąt lat Scaluendiye znajdowała się pod zaborem sąsiedniego królestwa, Rechington. W związku z tym nikogo nie dziwiła obecność uzbrojonych ludzi w zielono-złotych mundurach. Dzień i noc wojska rechingtonskie patrolowały ulice skalendyjskich miast, nie można było wychodzić z domu po godzinie dwudziestej drugiej wieczorem ani przed piątą rano. Zakazy i nakazy skutecznie prowadziły ludzi na manowce zagubienia, nie ukazywały się żadne czasopisma, a media nie nadawały nic oprócz nudnych i ckliwych filmów lub słuchowisk. Oczekiwana wojna miała przynieść wolność, ale do tej pory nikt jej jeszcze właściwie nie wypowiedział; była złym widmem krwawej przyszłości. Maria miała jednak przeczucie, że zbrojni, których widziała na ulicy, wcale nie należeli do rechingtonskiej gwardii. Wyjrzała jeszcze raz przez okno, ale nie dostrzegła już niczego niepokojącego.
Z głębokim westchnieniem wróciła do rozłożonych na biurku podręczników. Trzy lata temu z konieczności zaczęła naukę w Liceum Rozszerzonym nr 189 w Acamo, stolicy Scaluendiye, i trafiła do klasy o ścisłym profilu. Po pewnym czasie szkoła okazała się przyjaznym miejscem. Dziewczynie nie przeszkadzało to, że nauczyciele byli surowi i wymagający. Lubiła się uczyć matematyki, fizyki i chemii, z przyjemnością poznawała obce języki, potrafiła znaleźć coś interesującego nawet w książce do ojczystego języka. Była pewna, że mogłaby znieść nawet historię, gdyby nie to, że przedmiotu tego uczyła panna Rose Fazzincut, zwana w skrócie Fazą, najbardziej niesympatyczna istota pod słońcem.
W tym roku nauki uczniowie korzystali z ocenzurowanego podręcznika na specjalne okazje i innego woluminu, który niczego nie ukrywał. Nawet najbardziej oporne na wiedzę jednostki dostrzegały zalety pełnej wersji książki, ponieważ była to jedna z nielicznych okazji do poznania prawdziwych wydarzeń, jakie miały miejsce w niedalekiej przeszłości. Maria osobiście uważała historię za bardzo nudny przedmiot. Szeregi dat, różne nazwiska, nazwy miejscowości i wydarzenia mogły stanowić hobby Fazy, ale Marię przyprawiały wyłącznie o ból głowy. Nauczycielka miała je wszystkie w małym palcu, nie umiała jednak przekazać uczniom swojej wiedzy. Na lekcje przynosiła materiały źródłowe, wygłaszała długie wykłady i uwielbiała odpytywać. Niestety, przyjmowała tylko pewną wersję wydarzeń – odrębną od tej, sugerowanej przez zaborcę i tej, przedstawianej w tajnych podręcznikach. W dodatku była złośliwa, a zdaniem wielu uczniów na złośliwość nie starczało jej inteligencji. Stawiała jedynki za brak wiedzy, za niewystarczającą wiedzę i za poglądy niezgodne z jej własnymi. Przy okazji wyśmiewała uczesania i ubiór uczniów, szczególnie dręcząc żeńską część klasy. Maria przypuszczała, że takie zachowanie nauczycielki wynikało z jej niezadowolenia ze swojego wyglądu. Faza miała rude, rzadkie i lekko kręcone włosy, które wiązała z tyłu głowy w nobliwy koczek. W takiej fryzurze jej blade oczy wydawały się wyłupiaste, a pociągła twarz znacznie się wydłużała. Usta, pomalowane różową pomadką, stanowiły wąską kreskę. Co odważniejsi uczniowie od czasu do czasu wywieszali na ścianach szkolnych korytarzy rankingi na najbardziej wrednego nauczyciela. W tych zestawieniach Faza zajmowała (ex equo z Ethanem, który uczył przedmiotów z bloku ścisłego) pierwsze miejsce lub czasami drugie. I o ile Ethan swoje prowadzenie w tabelach traktował jako rzecz zwykłą i wręcz oczekiwaną, tak Faza wydawała się być tym zawsze zaskoczona. Szła na skargę do dyrektora i przez pewien czas uczniowie, dotknięci karzącą ręką Władzy Najwyższej, zachowywali się w miarę spokojnie. Mówili nawet „Dzień dobry” kiedy Faza w swoich niebotycznych szpilkach wspinała się po schodach. Sytuacja taka nie mogła jednak trwać zbyt długo: najczęściej tylko do najbliższego sprawdzianu lub powtórzenia wiadomości.
„Obecną przewodniczącą Rady Głównej Neilami jest Intrixia Mizantree, królowa Rechington” – przeczytała głośno Maria, krzywiąc się jednocześnie. Jak większość mieszkańców Scaluendiye, reagowała wręcz alergicznie na dźwięk nazwiska wrogiej królowej. Raz w życiu widziała ją z bliska – kiedy podczas narodowego święta Rechington Intrixia przyjechała do Acamo i w otoczeniu świty wybrała się na spacer po ulicach miasta. Kobieta zachwycała urodą i elegancją, uśmiechała się, pozdrawiała dłonią zgromadzony tłum. Marii nie mieściło się w głowie, jakim cudem tak piękna istota może być jednocześnie tak okrutna. Przecież te wszystkie aresztowania, tajemnicze zniknięcia niektórych ludzi, łapanki na ulicach były jej zasługą, o tym wszyscy wiedzieli. Rzecz równie dziwną stanowił fakt, że była siostrą Filangisty – królowej Scaluendiye. Intrixia potrafiła wypowiedzieć wojnę własnej siostrze i wziąć jej kraj w niewolę! Maria skrzywiła się jeszcze raz i przewróciła kartkę.
„Rada Główna zrzesza wszystkie królestwa w Neilami. Przyjmuje się, że reprezentacja każdego królestwa powinna składać się z czterech osób...”
Właściwie dzisiejszy temat mogła sobie darować – przecież Ethan był w Radzie Głównej, a każdy aspekt dotyczący Ethana Maria zwykła analizować dogłębniej, niż zalecał to jakikolwiek podręcznik do historii. Kiedyś do takich wątków przystępowała z wielkim entuzjazmem, teraz jednak rany w jej sercu były zbyt dotkliwe – w końcu myśląc o Ethanie nie mogła nie wspominać Kaasa, a Kaas... Cóż, już wszystko skończone.
Odłożyła książkę na biurko. Jej związek z Kaasem rozpadł się kilka miesięcy temu. Na początku płakała, jakby łzy mogły cokolwiek zmienić. Później coś w niej pękło. Zdaniem najbliższej przyjaciółki, zrozumiała „jak to jest” i wydoroślała. Maria nie chciała się sprzeczać, ale chwilami było jej z tą dorosłością bardzo, bardzo źle. Tak jak teraz.
Zgasiła światło w pokoju i położyła się na łóżku. Wspomnienia ułożyły się w ciąg obrazów i przesuwały się jej przed oczami jak dobrze znany film.
I must say I'm disappointed in your progress. I imagined you would be here sooner.