Russell (fragment - lekki romans) 18+ [P]

1
Moi Drodzy,
przedstawiam Wam fragment mojej powieści i proszę o rzetelną ocenę. Z góry zaznaczam, że mam problemy z błędami językowymi.
Krótkie streszczenie (aby lepiej zrozumieć, o co chodzi we fragmencie):
Do małej parafii ewangelickiej w Polsce przyjeżdża ekipa filmowa by nakręcić film o Janie Kalwinie. Ekipa postanawia przy okazji przeprowadzić eksperyment społeczny, który polega na tym, iż każdy aktor ma swoją asystentkę, która pomaga mu nie tylko na planie filmowym, ale też mieszkają razem w jednym baraku. 35-letnia Annie, spokojna i z pozoru nieśmiała zostaje asystentką gburowatego i agresywnego 56-letniego Russella. Nie przypadają sobie do gustu, a wręcz pałają do siebie niechęcią. Russell nie docenia pracy Annie i znęca się nad nią psychicznie. Ona jednak stara się go ignorować (z różnym skutkiem) i nie zamierza rezygnować przez niego z pracy. Kiedy podczas kolejnej kłótni Russell wyzywa ją od dziewczynek ze schroniska (Annie jest sierotą), ta go policzkuje. Od tej pory bohaterowie zaczynają ze sobą rozmawiać, poznawać się i zbliżają się do siebie. Zaczyna się między nimi rodzić przyjaźń, która z czasem przeradza się w coś więcej. Jednak przyjaciółka Annie, Hana, nie może zaakceptować wyboru przyjaciółki (chociaż sama ma na planie romans) i swata ją z przystojnym Richardem.

Po skończonych zdjęciach udaliśmy się jak zwykle do naszego baraku, aby w spokoju zjeść kolację. Patrzyłam na rybnego kotleta z warzywami i stawał mi kołkiem w gardle. Zjadłam zaledwie kilka kęsów. Patrzyłam na podzióbaną rybę i myślałam, że zupełnie oddaje mój stan ducha. Patrząc, jak za oknem trwały przygotowania do balu i słysząc z oddali muzykę, sama rozpadałam się na kawałki. Tak, jak na rozpoczęcie, tak i teraz asystenci nie mogli iść sami, bez swoim mentorów. Z doświadczenia wiedziałam, że nie mam na co liczyć, że nie ma co sobie robić nadziei, a jednak było mi przykro. Spojrzałam na Russa. Zmęczony zdjęciami w ciszy kończył swój posiłek. Przez moment chciałam go zapytać, poprosić, abyśmy poszli choć na chwilę, ale sama siebie zganiłam za te myśli. Wolałam go nie prowokować. Posprzątałam więc po kolacji, wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w luźny strój i szykowałam do wieczornego czytania, gdy nagle Russ chwycił mnie za rękę.
- Chodź ze mną. – poprosił łagodnie.
Zdumiona, ale i ciekawa poszłam z nim. Prowadził mnie w stronę garderoby. Po drodze widziałam, jak inne asystentki w towarzystwie eleganckich mężczyzn, w pięknych wieczorowych sukniach, suną po trawniku w stronę pałacu, gdzie w Sali Balowej odbywał się bal. Minęliśmy też Hanę z Lukiem, która rzuciła mi pytające spojrzenie, na co tylko wzruszyłam ramionami. Wyglądała obłędnie. Długa, złota suknia i bajecznie wysokie szpilki w tym samym kolorze dodawały jej seksapilu i uwydatniały jej i tak egzotyczną urodę. Luke prezentował się równie elegancko, w dobrze skrojonym garniturze i zaczesanymi do tyłu włosami, błyszczącymi od nadmiaru brylantyny.
Weszliśmy do garderoby. Na manekinie wisiała cudowna koronkowa suknia w kolorze fuksji. Bez pleców, z głębokim dekoltem, zwężana w pasie i biodrach, rozszerzała się ku dołowi, tworząc syreni tren. O niebotycznym rozcięciu na boku nie wspomnę. Obok stali moi znajomi asystenci, makijażystka Suzanne i fryzjer Pol.
Spojrzałam zdumiona na Russa, który stał obok mnie dumny i wesoły, cały czas trzymając mnie za rękę.
- Widzimy się za pół godziny. – odparł rozbawiony i zniknął za drzwiami.
- Co to wszystko ma znaczyć? – nie wierzyłam własnym oczom.
- Idziesz na bal, kochana! – Suzanne uśmiechnęła się szeroko widząc moje zdumienie.
- Ja? Na bal? Ale… - zaczęłam się jąkać.
- Nie ma żadnego „ale”. – wtrąciła. – Russell zabiera cię na bal! – wykrzyknęła radośnie.
- Russell… zabiera… na bal… o ja pierdole. – szepnęłam. – To jakaś bajka… sen… to wszystko zniknie jak się obudzę. – powiedziałam już na głos.
- Bajka na pewno, ale nie sen. – wtrącił Pol rozczesując mi włosy. – I dosyć gadania, bo mamy mało czasu.
Kiedy skończyli ledwo poznałam siebie w lustrze. Jeszcze nigdy nie wyglądałam tak dobrze. Patrzyły na mnie drapieżne oczy, mocno podkreślone kredką z odrobiną brokatu, aby złagodzić to spojrzenie. Dla kontrastu usta były ledwie muśnięte cienistą szminką i błyszczykiem. Róż uwydatniał kości policzkowe, a tony tuszu sprawiały, że moje rzęsy sięgały nieba. Na głowie miałam lekkie upięcie, a opadające po bokach loki dodawały aury romantyczności. Jednym słowem, wyglądałam zajebiście. Ucałowałam i uściskałam Suzanne i Pola, a w oczach z wdzięczności zaświeciły się łzy.
- Tylko nie rycz! – krzyknęli jednocześnie. – Bo rozmażesz makijaż! – pogroziła mi palcem Suzanne.
- Dziękuję. Nadal nie mogę w to uwierzyć. – wyszeptałam, na co Pol machnął tylko ręką.
W tym czasie w drzwiach pojawił się Russell. Gdy do nas wyszedł, aż odjęło mi mowę. Z wrażenia nie mogłam oddychać. Wyglądał cudownie. Czarny jak noc smoking wyszczuplał jego sylwetkę, a mucha w tym samym kolorze zawiązana pod szyją, uwydatniała jego wypielęgnowaną brodę. Włosy miał zaczesane do tyłu, choć pojedyncze kosmyki niesfornie spadały na czoło. I te oczy. Tak ciemne, jak smoking, który miał na sobie. Ale nie zimne. Czarne i tajemnicze, a na wpół przymknięte powieki tylko dodawały mu uroku i takiej chłopięcej niewinności.
- Pięknie wyglądasz. – wychrypiał, a jego niski basowy głos jak dreszcz przeszył moje ciało. – Idziemy? – zapytał wesoło i podał mi swoje ramię, na co tylko skinęłam głową. Z wrażenia i zdumienia nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa.
- Widzimy się na balu! – krzyknęli niemal jednocześnie Pol i Suzanne odprowadzając nas wzrokiem.
Przed wejściem do pałacu ułożony został czerwony dywan, a ten w środku pełen był eleganckich ludzi. Dominowały długie czarne suknie i misternie ułożone koki. Dookoła sali stały stoły tworząc szwedzki bufet. W oddali znajdował się bar. W rogu zaś stał okazały fortepian, lecz muzyka sączyła się z postawionych za nim głośników. Kelnerzy wśród gości roznosili szampana. Byłam pod ogromnym wrażeniem. Pierwszy raz byłam na tak eleganckim przyjęciu. Kątem oka spojrzałam na Russa. Wiedziałam, że nie lubi takich przyjęć, że to go przytłacza. Choć jest wielką gwiazdą, woli prostotę i zwyczajne życie na swojej farmie, w luźnym podkoszulku i z gitarą w ręku. Tym bardziej doceniałam jego poświęcenie, że mnie dzisiaj tu zabrał. Bo, że zrobił to dla mnie, nie miałam najmniejszej wątpliwości. Nie chciałam nadużywać tej dobroci, więc skierowałam się w stronę bufetu, abyśmy mogli stanąć trochę z boku od tego zgiełku, lecz Russell chwycił mnie za rękę i poprowadził na sam środek sali. W tym czasie wybrzmiały pierwsze takty „Perfect”. Uniósł moją dłoń ku górze, ucałował i porwał w ramiona. Tańczyliśmy. Początkowo powoli i niepewnie. Ed Sheeran śpiewał „…Znalazłem dziewczynę, piękną i słodką. Oh, nigdy nie wiedziałem, że ty jesteś tym kimś, kto na mnie czeka…” a my sunęliśmy po parkiecie. Nie miałam pojęcia, że Russell jest takim dobrym tancerzem. Prowadził mnie pewnie, choć z taką lekkością. Zupełnie jakby nagle wszystkie nadliczbowe kilogramy zniknęły. Z głośników dudniło „…Kochanie, tańczę w ciemnościach, z Tobą w moich ramionach…” a on prowadził mnie po parkiecie i patrzył głęboko w oczy. Boże… w tamtym momencie utonęłam w jego spojrzeniu. Kiedy zabrzmiało ciche „…znalazłem kobietę, silniejszą niż ktokolwiek kogo znam…” wokół nas tłum zgęstniał. Nikt nie tańczył. Zgromadzeni goście otoczyli nas wokoło i obserwowali. Już samo nasze pojawienie się na balu wywołało nie małe zdumienie, ale taniec pobił to na głowę. Myślę, że większość z nich widziała Russa w tym wydaniu po raz pierwszy, nie mówiąc już o jego talencie tanecznym. Kiedy muzyka zabrzmiała głośniej, a Ed prawie krzyczał „…walcząc ze wszystkimi przeciwnościami, wiem, że tym razem będzie dobrze. Ukochana, tylko chwyć moją dłoń, bądź moją dziewczyną, ja będę Twoim mężczyzną. Widzę moją przyszłość w Twoich oczach…”, Russell chwycił mnie mocno w pasie, uniósł nad ziemię, zataczając koło, po czym postawił na parkiecie i kołysał dalej w swych ramionach. Wywołało to zachwyt i gromkie brawa zgromadzonych. Ani razu nie spuścił ze mnie wzroku. Był skupiony i poważny, a jednocześnie w jego oczach tańczyły wesołe iskierki. Mimo swego wieku, wyglądał tak uroczo chłopięco. Gdy piosenka dobiegała ku końcowi i wybrzmiały ostatnie słowa „…kiedy zobaczyłem Cię w tej sukience, wyglądającą tak pięknie, nie zasługuję na to, kochanie. Wyglądasz idealnie tego wieczora…” jego oczy pociemniały i napięły się mięśnie twarzy. Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. W tym momencie rozległy się gromkie brawa. Zawstydzona i zdezorientowana ukłoniłam się Russellowi dziękując za taniec, a następnie wszystkim zgromadzonym. Napotkałam wzrok Hany. Była nie mniej oszołomiona niż ja. Staliśmy tak jeszcze chwilę zbierając gratulacje i słowa uznania, gdy usłyszeliśmy „Just give me a reason”. W tym momencie Russ nie wytrzymał, chwycił mnie za rękę i wyprowadził z sali. Zbiegaliśmy schodami w dół, a za naszymi plecami Pink śpiewała swym ochrypłym głosem „..Od początku byłeś złodziejem, skradłeś moje serce i jestem twoją uległą ofiarą…”. Wychodząc z bramy, słyszałam jeszcze jak razem z Natem Ruess’em krzyczą ostatnie takty „…Po prostu daj mi powód, wystarczy nawet malutki…” i zniknęliśmy w ciemności.

Przeszliśmy przez maleńką furtkę w betonowym murze i z przerażeniem uświadomiłam sobie, gdzie jesteśmy.
- Cmentarz… - wydyszałam.
- Nie, to lapidarium. Nie bój się. – ścisnął mnie mocniej za rękę.
- Jedno i to samo. Tam i tu groby. – rozglądałam się dookoła, spoglądając na pomniki i płyty nagrobne.
- Na cmentarzu leżą trupy, a tutaj są same nagrobki. To taki symbol. Nikt tu nie jest pochowany. – odpowiedział i pociągnął mnie dalej w głąb. Kluczyliśmy nocą pomiędzy nagrobkami, aż zorientowałam się, że przecież już tu byłam. W dzień mojego chorobowego i rzeczywiście nikt tu nie został pochowany, a cmentarz znajduje się w lesie. Szliśmy wzdłuż betonowego ogrodzenia, aż znaleźliśmy się pod budynkiem przypominającym kaplicę.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? – czułam jak wzbiera we mnie strach.
- Połóż się. Tutaj na trawie. Tuż przy wejściu. – pociągnął mnie w dół. – Widzisz?
Wytrzeszczyłam wzrok, lecz nic nie widziałam.
- Dlaczego karzesz mi leżeć przy kaplicy? – zapytałam zdumiona.
- To nie kaplica, tylko mauzoleum. Taki grobowiec w formie miniatury kościoła. Powstał w XIX wieku. Podczas wojny jednak Hitlerowcy zbezcześcili to miejsce. Ludzkie szczątki pochowano na cmentarzu, a tutaj zgromadzono pamiątki parafialne. – odparł wesoło.
- Imponująca wiedza, ale nadal nie rozumiem po co mnie tutaj przyprowadziłeś. – odwróciłam ku niemu twarz.
- Bo to najciemniejsze miejsce w całej okolicy. Odgrodzone od pozostałych domostw i ulicy wysokim murem. – odpowiedział z powagą, a ja poczułam jak przechodzi mnie dreszcz. Nie wiedziałam czy uciekać, krzyczeć, czy wzywać pomocy. Uświadomiłam sobie jednak, że nikt mnie tu nie usłyszy, a poza tym Russ cały czas ściskał moją dłoń.
- Nadal nie rozumiem… - wydyszałam cicho.
- Ciii…. Spójrz w górę. – szepnął i przysunął się bliżej mnie. Uderzył mnie zapach jego wody kolońskiej, aż zakręciło mi się w głowie. Leżeliśmy na wilgotniej trawie ocierając się o siebie i nadal trzymając za ręce. Czułam jego oddech na mojej szyi, a w oczach widziałam pożądanie. Boże… patrzył na mnie tak namiętnie, a ja znów tonęłam w jego oczach. Nagle nic nie miało już znaczenia. Zamknęłam oczy i rozchyliłam lekko usta, a on mnie pocałował. Najpierw delikatnie muskając moje wargi, aż natarł z całą siłą. Jego język tańczył w moich ustach, a ja chciałam więcej i więcej. Odwzajemniłam pocałunek przyciskając się do niego bliżej i wplatając wolną rękę w jego włosy. Cicho jęknął, gdy go za nie pociągnęłam i natarł na mnie jeszcze mocniej. Otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie, że leży nade mną, wsparty na łokciach. Czułam na sobie jego ciało i byłam zaskoczona, że jest tak zwinny i lekki. Wiedziałam co się za chwilę stanie i nie zamierzałam się wzbraniać. Pragnęłam go, a on pragnął mnie. Patrzył mi głęboko w oczy, jakby czekając na pozwolenie, a jego falująca klatka piersiowa uderzała rytmicznie o mój biust. Na udzie czułam buzującą w nim erekcję i to podnieciło mnie jeszcze bardziej. Ponownie zamknęłam oczy i wygięłam ciało w łuk. Nie potrzebował więcej. Jednym sprawnym ruchem zdarł ze mnie sukienkę i zaczął całować po szyi, powoli schodząc w dół. Był delikatny, czuły i namiętny. Jego pocałunki na zmianę parzyły i ziębiły moje ciało, a broda delikatnie łaskotała. Wiłam się pod nim z rozkoszy zapraszając po więcej. Gdy mimowolnie złapałam się za piersi i zaczęłam je delikatnie pieścić, jęknął głośno i wszedł we mnie bez ostrzeżenia. Cudowna fala napięcia ogarnęła całe moje ciało. Dawno nikt nie kochał się ze mną z takim namaszczeniem i delikatnością. Jedną ręką podtrzymywał mnie za pośladek podnosząc lekko do góry, a drugą delikatnie błądził po moim ciele. Nie przestawał przy tym całować i pieścić mojej szyi i ust. Nacierał na mnie mocniej i mocniej, a ja czułam, że orgazm jest blisko. Kiedy zagryzł zęby na moim uchu i lekko pociągnął, krzyknęłam głośno i wpadłam w ciemność. Zakrył moje usta pocałunkiem i dysząc w nie ciężko, skończył we mnie, po czym opadł obok.
- Chciałem pokazać ci niebo, ale to było lepsze niż tysiące gwiazd. – powiedział po chwili i uśmiechnął się nonszalancko.
- Niebo? – wydyszałam zaskoczona.
- Tak. Mówiłem, że to najciemniejsze miejsce w całej okolicy. Stąd najlepiej widać gwiazdy. Nie przyćmiewa ich światło latarni. – nie przestawał się uśmiechać. – Ale jedna właśnie spadła wprost w moje ramiona. – uniósł się i delikatnie pocałował mnie w usta.
Leżałam półnaga, wtulona w jego ramiona i patrzyliśmy w gwiazdy oddychając miarowo. Czułam rytm jego serca. Biło spokojnie, choć chwilę wcześniej waliło jak oszalałe. Opowiadał mi o trzech najjaśniejszych gwiazdach, jak Deneb w Łabędziu, Altair w Orle i Wega w Lutni, a ja słuchałam zauroczona. Choć mówił z przejęciem, miał taki spokojny ton głosu. Był rozluźniony, wesoły i taki chłopięcy. Był taki jakiego go sobie wyobrażałam, a nawet lepszy. I był tu ze mną.

- Annie! – Hana wrzeszczała z przejęciem do mojego ucha, a ja myślami byłam daleko. Była niedziela. Wolny dzień po balu. Większość osób odsypiała wczorajszą zabawę, ale nie moja przyjaciółka, która przed południem wyciągnęła mnie z baraku pod pretekstem joggingu. Ostatecznie jednak wylądowałyśmy w sadzie i spacerowałyśmy między jabłoniami.
- Jak ty go przekonałaś?! Czy ja dobrze widziałam, czy miałam omamy, że wy tańczyliście?! On cię pocałował! Dlaczego uciekliście?! Annie!!! – wrzeszczała mi do ucha zasypując mnie gradem pytań. – No dobra, powiedz szczerze, coś ty mu dosypała do kolacji? – spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Hana, ja właściwie sama nie wiem, co się wydarzyło. Mam wrażenie, że to wszystko to sen, z którego zaraz się obudzę. – odparłam rozmarzona.
- To ja śnię razem z tobą. – przewróciła oczami i uszczypnęła mnie w ramię. Zabolało. – Widzisz, to nie sen. Opowiadaj!
- Cóż mam ci powiedzieć? Jedliśmy kolację, a potem zaprowadził mnie do garderoby, gdzie czekała na mnie Suzanne z Polem. Uczesali mnie, ubrali i umalowali, a potem pojawił się Russell… - przerwałam i głośno westchnęłam na samo wspomnienie.
- … i zabrał cię na bal! – Hana wrzasnęła radośnie.
- Tak. – uśmiechnęłam się pod nosem. – Zabrał mnie na bal. – szepnęłam. Nawet jak o tym mówiłam, brzmiało to niesamowicie nierealnie. Cały czas nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło poprzedniej nocy.
- No dobra Annie, a ten taniec? Ten pocałunek? – dopytywała.
- No co ja mam ci powiedzieć? Nie planowałam tego. – wzruszyłam ramionami i spłonęłam rumieńcem na samo wspomnienie. Jak nastolatka.
- Ale też nie wyrwałaś się i nie dałaś mu w twarz. – zauważyła rzeczowo.
- No nie. – uśmiechnęłam się pod nosem, co nie umknęło uwadze Hany.
- Czy ja o czymś jeszcze nie wiem? – spytała konspiracyjnie.
- No nie wiesz. – mówiłam nieśmiało oglądając swoje umalowane paznokcie u dłoni, jakby było to dzieło sztuki.
- Annie! – zrobiła krok w przód i złapała mnie za ramiona. – Opowiadaj! – zaczęła mną potrząsać.
- Pod jednym warunkiem. – spojrzałam na nią błagalnie.
- Jakim?
- Nie będziesz na mnie krzyczeć, wyzywać, ani nie dostaniesz ataku głupawki. – pogroziłam jej palcem.
- Postaram się. – przybrała harcerską postawę i patrzyła na mnie wyczekująco.
- Spałam z nim. – wzięłam głęboki oddech i powiedziałam to na głos. Momentalnie moja twarz pojaśniała i pojawił się na niej szeroki uśmiech. W przeciwieństwie do Hany, która stała skonsternowana nie wiedząc co powiedzieć.
- To już wiem. Zasnęłaś kiedyś w jego łóżku… - zaczęła powoli.
- Nie, Hana. Takich akcji było jeszcze kilka jak ciebie nie było, ale wczoraj po balu… kochaliśmy się. – wyjaśniłam nieco speszona, ale szczęśliwa.
- Chcesz mi powiedzieć, że… ty i on… że sex?! – dukała. Pierwszy raz widziałam, jak kompletnie odjęło jej mowę. Na twarzy malowało się zdziwienie i zdumienie, które z czasem przechodziło w przerażenie i złość.
- Przecież on mógłby być twoim ojcem! – krzyknęła. – On ma z 50 lat!
- Dokładnie 56. – sprostowałam.
- A ty 35! – patrzyła na mnie przerażona.
- Prostą matematyką mamy 21 lat różnicy. – odparłam łagodnie.
- I tobie to nie przeszkadza? – była coraz bledsza.
- Widzisz Hana, ani trochę. – odpowiedziałam z uśmiechem.
- A co z Richardem? – z wrażenia usiadła pod jedną z jabłoni.
- Nic. Richard po bójce nie odezwał się do mnie, a wręcz odniosłam wrażenie, że mnie unika. Chyba miałam być zabawką na jedną noc. – wyjaśniłam.
- A skąd pewność, że dla Russa nią nie jesteś? – spytała już spokojniejsza.
- Takiej pewności nigdy mieć nie będę, ale Hana… to jest prawdziwy mężczyzna… wiesz, jak ja się czuję w jego ramionach… - rozmarzyłam się.
- Annie! Przecież on jest obleśny, tłusty i ma ogromny brzuch, a Richard nie dość, że jest przystojny, to jeszcze wysportowany. Widziałaś jego klatę? Istny kaloryfer! A Russ, co? Beczka na wodę. – skwitowała lekko obrażona. Odniosłam wrażenie, że poczuła się dotknięta tym, iż nie walczyłam o kandydata, którego sama mi nagabywała.
- Wolę przytulać się do poduszki, niż do kamieni. – odcięłam się krótko.
- Annie, ale on jest okropny! Czy ty nie widzisz jak on teraz wygląda? – próbowała mnie przekonać do swoich racji.
- Doskonale widzę! – krzyknęłam zniecierpliwiona. – Ma seksowne szerokie ramiona, umięśnione ręce i piękną klatę. Tak, jest wielki, ale uwielbiam w tej wielkości tonąć. No i oczy! Hana, czy ty tego nie widzisz? Jak on się śmieje, śmieje się całe jego ciało. Jak patrzy na mnie znad wpół zmrużonych powiek, przez moje ciało przechodzi dreszcz. I jak całuje! Boże, Hana! Kiedy dotyka mojego ciała, kiedy delikatnie łaskocze mnie zarostem, kiedy całe moje ciało przeszywa na zmianę ciepło i zimo, to jedyne czego pragnę by nie przestawał. A sex? Nawet nie masz pojęcia jaki ten wielki człowiek potrafi być delikatny i namiętny! Czy ty kiedykolwiek przeżyłaś coś takiego? – mówiłam przejęta i szczęśliwa.
- Ty się zakochałaś? – spojrzała na mnie wielkimi oczami i z trudem łapała powietrze.
- Nie wiem Hana, ale czuję się jak nastolatka! – odrzekłam szczerze. Sama nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale czułam się, jakbym znów miała 18 lat i przeżywała pierwszą nastoletnią miłość.
- Właśnie widzę, bo banan nie schodzi ci z twarzy. – skwitowała, cały czas zszokowana i przerażona.
- Oh Hana… tak bardzo chcę by to nie było tylko snem… - usiadłam obok i oparłam głowę o jej ramię.
- Ale naprawdę nie wolałabyś Richarda, albo nawet Russella, ale takiego, jaki był kiedyś? Umięśniony, wysportowany, chudszy? – próbowała jeszcze do mnie dotrzeć, ale te argumenty do mnie nie przemawiały.
- Właśnie nie! O Richardzie nawet nie chcę rozmawiać, ale jeśli chodzi o Russa, to to, co mówisz, to było 20 lat temu. Nie można wymagać, aby ktoś przez 20 lat się nie zmieniał, zwłaszcza aktor. Wtedy grał takie role i musiał tak wyglądać, a teraz gra takie role i wygląda inaczej. Kiedyś nie musiał mieć zarostu, teraz ma. I co z tego? To cały czas ten sam facet, tylko starszy, większy i z bagażem doświadczeń. I wiesz co? Zdecydowanie wolę go w tej wersji, bo jest naturalny, prawdziwy i dla mnie cholernie męski. W tamtym wydaniu mogłabym jedynie zawiesić na nim oko, ale nie chciałabym się z nim wiązać. Dla ciebie może być obleśny i tłusty, a dla mnie jest po prostu piękny. – mówiłam z przekonaniem i z każdym słowem byłam coraz szczęśliwsza. Miałam nadzieję, że to wszystko nie okaże się tylko snem, czy jednorazową zabawą.
- Oj Annie… - jęknęła.
- No co? – spojrzałam na nią z wyrzutem. – Czy ja komentuję twój romans z Lukiem? – spytałam z pretensją.
- Luke mnie nigdy nie skrzywdził. – warknęła, a mnie odebrało mowę. – Przepraszam, po prostu się o ciebie martwię. – dodała łagodnie i mnie przytuliła.
- Jestem dorosła, Hana, i mam prawo popełniać błędy. Proszę cię, zaakceptuj tą sytuację, dobrze? A jeśli mnie skrzywdzi, pierwsza się o tym dowiesz. Wypłaczę się na twoim ramieniu, upijemy się, zaplanujemy zemstę, a potem życie będzie się toczyło dalej. Co ty na to? – mówiłam jak do dziecka, na co Hana przytuliła mnie jeszcze mocniej. To był nasz stały rytuał, po rozstaniach. Nocne rozmowy, morze alkoholu i plan zemsty, a potem nadchodził nowy dzień i żyło się dalej, bez wracania do przeszłości, bez rozdrapywania ran i z głową wysoko uniesioną do góry.

Pragnę jeszcze nadmienić, że całość można przeczytać na wattpad.
„Kiedy pisarz nie pisze jest smutny, kiedy pracuje – obłąkany”

~Katarzyna Bonda

Russell (fragment - lekki romans) 18+ [P]

2
[quote="AnnieJ"] Po skończonych zdjęciach udaliśmy się jak zwykle do naszego baraku, aby w spokoju zjeść kolację. Patrzyłam na rybnego kotleta z warzywami i stawał mi kołkiem w gardle. Zjadłam zaledwie kilka kęsów. Patrzyłam na podzióbaną rybę i myślałam, że zupełnie oddaje mój stan ducha. Patrząc, jak za oknem trwały przygotowania do balu i słysząc z oddali muzykę, sama rozpadałam się na kawałki. Tak, jak na rozpoczęcie, tak i teraz asystenci nie mogli iść sami, bez swoim mentorów. Z doświadczenia wiedziałam, że nie mam na co liczyć, że nie ma co sobie robić nadziei, a jednak było mi przykro. Spojrzałam na Russa. Zmęczony zdjęciami w ciszy kończył swój posiłek. Przez moment chciałam go zapytać, poprosić, abyśmy poszli choć na chwilę, ale sama siebie zganiłam za te myśli. Wolałam go nie prowokować. Posprzątałam więc po kolacji, wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w luźny strój i szykowałam do wieczornego czytania, gdy nagle Russ chwycił mnie za rękę.
- Chodź ze mną. – poprosił łagodnie.
Zdumiona, ale i ciekawa poszłam z nim. Prowadził mnie w stronę garderoby. Po drodze widziałam, jak inne asystentki w towarzystwie eleganckich mężczyzn, w pięknych wieczorowych sukniach, suną po trawniku w stronę pałacu, gdzie w Sali Balowej odbywał się bal. Minęliśmy też Hanę z Lukiem, która rzuciła mi pytające spojrzenie, na co tylko wzruszyłam ramionami. Wyglądała obłędnie. Długa, złota suknia i bajecznie wysokie szpilki w tym samym kolorze dodawały jej seksapilu i uwydatniały jej i tak egzotyczną urodę. Luke prezentował się równie elegancko, w dobrze skrojonym garniturze i zaczesanymi do tyłu włosami, błyszczącymi od nadmiaru brylantyny.
Weszliśmy do garderoby. Na manekinie wisiała cudowna koronkowa suknia w kolorze fuksji. Bez pleców, z głębokim dekoltem, zwężana w pasie i biodrach, rozszerzała się ku dołowi, tworząc syreni tren. O niebotycznym rozcięciu na boku nie wspomnę. Obok stali moi znajomi asystenci, makijażystka Suzanne i fryzjer Pol.
Spojrzałam zdumiona na Russa, który stał obok mnie dumny i wesoły, cały czas trzymając mnie za rękę.
- Widzimy się za pół godziny. – odparł rozbawiony i zniknął za drzwiami.
- Co to wszystko ma znaczyć? – nie wierzyłam własnym oczom.
- Idziesz na bal, kochana! – Suzanne uśmiechnęła się szeroko widząc moje zdumienie.
- Ja? Na bal? Ale… - zaczęłam się jąkać.
- Nie ma żadnego „ale”. – wtrąciła. – Russell zabiera cię na bal! – wykrzyknęła radośnie.
- Russell… zabiera… na bal… o ja pierdole. – szepnęłam. – To jakaś bajka… sen… to wszystko zniknie jak się obudzę. – powiedziałam już na głos.
- Bajka na pewno, ale nie sen. – wtrącił Pol rozczesując mi włosy. – I dosyć gadania, bo mamy mało czasu.
Kiedy skończyli ledwo poznałam siebie w lustrze. Jeszcze nigdy nie wyglądałam tak dobrze. Patrzyły na mnie drapieżne oczy, mocno podkreślone kredką z odrobiną brokatu, aby złagodzić to spojrzenie. Dla kontrastu usta były ledwie muśnięte cienistą szminką i błyszczykiem


Straszni z nich wzrokowcy... :)



W tym samym fragmencie kilkanaście razy ałam dużo za dużo, to robi z tekstu gimnazium :)

Posprzątałam więc po kolacji, wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w luźny strój i szykowałam do wieczornego czytania, czy nie sądzisz, że to za dużo informacji, jak na jedno zdanie.

W mojej ocenie jesteś gdzieś pośrodku, pomiędzy źle a dobrze :)
Co do tematu fragmentu się nie wypowiadam, bo sukienki i girls in love mało mnie ciekawią...
Niezły debiut i czekam na kolejne, może lepsze teksty :)

Russell (fragment - lekki romans) 18+ [P]

3
Szczerze?

Przeczytałam streszczenie, a potem przeskanowałam tekst spojrzeniem, by zorientować się mniej więcej, na jakim poziomie stoi język oraz co to za rodzaj literatury.

Powiem tak: sukcesu nie osiągniesz, nisza "polskie 50 twarzy Greya" została już zaklepana, ale jako, że na świerszczyki dla kobiet popyt nigdy się nie wyczerpie to... kto wie?

Przy czym nie ma się co martwić o poprawność czy styl, bo target i tak nie odróżnia przynajmniej od bynajmniej.

Russell (fragment - lekki romans) 18+ [P]

4
AnnieJ pisze: Z góry zaznaczam, że mam problemy z błędami językowymi.
No masz. Nie są to rzeczy, z którymi redaktor sobie nie poradzi, choć oczywiście nie napisze za Ciebie - dlatego warto popracować. Na przykłąd, żeby nie robić powtórzeń, żeby opisy nie uwzględniały tylko jednego zmysłu, żeby postaci nie mówiły "papierowo" (tym samym stylem). I na sens zdan, bo na przykład tutaj:
AnnieJ pisze: Na udzie czułam buzującą w nim erekcję
- "nim" odnosi się do uda czy do Russela? I czy erekcja może w kimś (czymś?) buzować?

Jeśli chodzi o elementy takie typowego romansu - czytadła to masz je wszystkie: zagraniczne imiona, duzo blichtru i ciuchów, konflikt, dominującego faceta, seks. To się sprzedaje.
Jeśli Twoja powieść jest w topce na Wattpadzie to podejrzewam, że będziesz mieć sporą szansę na jej wydanie.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Russell (fragment - lekki romans) 18+ [P]

5
Dziękuję za wszystkie uwagi. Mój warsztat jest słaby i zdaję sobie z tego sprawę, dlatego napisałam lekki romans z elementami erotyki, niewymagający, zdecydowanie nie dla koneserów ambitnej literatury. Muszę więcej pisać, pracować, a kiedyś będzie lepiej i będę mogła napisać coś dobrego.
„Kiedy pisarz nie pisze jest smutny, kiedy pracuje – obłąkany”

~Katarzyna Bonda

Russell (fragment - lekki romans) 18+ [P]

8
tomek3000xxl - uwagi te absolutnie mnie nie zniechęcają, a wręcz motywują do poprawy :)

Tomek Bordo - inspiracją była realna osoba, która w ostatnim czasie bardzo przytyła i zmieniła się wręcz "nie do poznania", za co spotkała ją ogromna fala hejtu. Dlatego mój bohater nie jest wizualnie atrakcyjny. Chciałam pokazać, że nie liczy się wygląd, lecz charakter. A zagraniczne imię dostał na jego cześć. Dlatego pozostała część bohaterów też nosi zagraniczne imiona. To tak w wielkim skrócie.
A co do obrzydliwych elementów - zacytowałam akurat przełomowy fragment, gdzie bohaterowie "dochodzą do zgody", natomiast w całej książce "tych" fragmentów jest aż 5.
„Kiedy pisarz nie pisze jest smutny, kiedy pracuje – obłąkany”

~Katarzyna Bonda
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”