Rozmowy Barowe - psychologia?

1
Doczytałam na forum, że Fanfiki również są poddawane ocenie, dlatego bardzo proszę o zweryfikowanie Rozmów. Jest to fik do serii Harry Potter, jednakże z samym kanonem serii niewiele ma wspólnego. Wykorzystałam tylko trzy postacie oraz niektóre fakty. Ktoś się może skrzywić: toż to powieść dla dzieci... Owszem, ale czytana przez dorosłego człowieka nabiera innych cech.

Aby nie było posądzenia o kradzież informuję, iż opublikowane są w necie na forach poświęconych fandomowi HP.

Proszę o niemiłosierną krytykę. I jasną wiadomość czy jest sens wklejać dalej czy tzw. wyszłam przed szereg.



Czy dwoje dorosłych zgorzkniałych ludzi, którzy spotykają się przypadkowo w barze, ma sobie coś do powiedzenia?



Rozdział pierwszy.



Wpatrywał się w bursztynowy płyn w szklance. Jeszcze ze dwie takie porcje i osiągnie błogosławiony stan zobojętnienia. Rzadko używał alkoholu jako środka znieczulającego, ale dziś miał ochotę się napić. Wszedł do pierwszej lepszej knajpy, zamówił whisky i usiadł w najciemniejszym kącie sali. Pogrążony w myślach, od czasu do czasu podnosił wzrok i obrzucał nielicznych gości ponurym spojrzeniem.



życie cuchnie, nie pamiętał gdzie to słyszał, ale trafnie oddawało sytuację, w której się znalazł. Jego życie cuchnęło na kilometr. Od ostatniego starcia ukrywał się w mugolskim świecie. Jak nisko upadłem. Przeklęty Dumbledore i ten genialny plan. Tym rozmyślaniom towarzyszył szmer przyciszonych rozmów i sącząca się z głośników cicha muzyka. Nie przeszkadzało mu to.



Wzrokiem bez wyrazu przyglądał się kobiecie, która właśnie weszła. Ruchy jakby znajome. Kiedy zamawiała drinka, usłyszał jej głos… Głos z przeszłości – denerwujący, natrętny. Granger. Ze wszystkich miejsc na ziemi musiała trafić właśnie tutaj. Diabli nadali, zarejestrowała trzeźwa część jego umysłu.



Wsunął się głębiej w kąt swojego boksu. Nie chciał, aby go zauważyła. Dostrzegł, że wybrała jakiegoś idiotycznego kobiecego drinka. Odprężył się lekko, kiedy omiotła salę spojrzeniem i skierowała do stolika. Po chwili znowu zesztywniał. Wybrała najbliższy wolny stolik i wbiła w niego wzrok. Niech to szlag!



Zerkał na nią ukradkiem, zastanawiając się, co u diabła robiła w mugolskim Londynie w podrzędnej knajpie. Najbystrzejszy umysł Hogwartu. To, że jej nie znosił nie przeszkadzało mu doceniać jej inteligencji. Przymrużonymi oczami patrzył jak wstaje i kieruje się w jego stronę. Psiakrew, trzeba się jej pozbyć.



***

Hermiona wracała z pracy. Była rozgoryczona. Ten stan utrzymywał się już od prawie roku. Dokładnie od zakończenia wojny z Voldemortem. I na dodatek zaczyna padać. Jak pech, to pech, pomyślała zrezygnowana. Weszła do najbliższej knajpy i zdecydowała się napić czegoś mocniejszego. Posiedzi, przeczeka deszcz i pomyśli. Chwila refleksji dobrze jej zrobi.



Rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego stolika. Na ułamek sekundy zatrzymała wzrok na wtapiającym się w panujący w pomieszczeniu półmrok mężczyźnie. Zajmował boks w najciemniejszym kącie sali i przyglądał się jej. Ta sylwetka wyglądała znajomo. Odebrała od barmana zamówionego drinka i skierowała się do stolika, z którego miała najlepszy widok na ciemną postać.



Powoli popijała swoją margeritę i usiłowała przypisać sylwetkę do twarzy. Gesty, ten ruch głową, profil! Snape. Nie, to nie możliwe. On nie żyje. Potrząsnęła głową. Ale… nigdy nie znaleziono ciała, tylko połamaną różdżkę i zakrwawione szaty. Ukrywa się. Dlaczego? Przecież… Przed oczyma stanęła jej jedna scena.



***



- To pismo Severusa – mówiła do niej i do Remusa profesor McGonnagall. Trzymała w ręku krótką notkę informującą o najbliższych planach Voldemorta. Chwilę wcześniej poprosiła ich, by po zebraniu Zakonu pozostali dłużej. Chciała im coś pokazać. Wojna z Tym - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać trwała już dwa lata i właśnie wchodziła w decydującą fazę, kiedy sowy zaczęły przynosić Minerwie anonimowe listy, zawierające informacje o planowanych akcjach Voldemorta.



Wyjaśniła, że z początku nie brała ich poważnie. Już nie ufała Snape’owi. Podejrzewała podstęp, ale dotychczas wszystko się zgadzało. Wybrała więc dwie osoby, które, jak wiedziała, były w stanie zaakceptować prawdę. Ta wiadomość wstrząsnęła nimi. Przecież Harry opowiedział im ze szczegółami, co zdarzyło się tamtej nocy, kiedy zginął Dumbledore. Tak jak wszyscy, uważali, że Snape to zdrajca.



Tego wieczoru długo debatowali, czy ujawniać źródło informacji. Hermiona była temu przeciwna. Uważała, że bezpieczniej będzie zachować tożsamość informatora w tajemnicy. Były mistrz eliksirów wśród członków zakonu był równie znienawidzoną osobą jak Voldemort – gorzej – myśleli, że jest zdrajcą.



Notki przychodziły regularnie do końca wojny i to między innymi dzięki nim zdołali pokonać Voldemorta. Zawsze wyprzedzali go o krok. A potem okazało się, że Snape zginął…



***



Nie, nie zginął, otrząsnęła się ze wspomnień, chyba, że po dwóch drinkach mam halucynacje.

Ponownie utkwiła oczy w czarnowłosym mężczyźnie. Zastanawiała się, czy do niego nie podejść, ale nie wiedziała jak on zareaguje. Z pewnością mnie rozpoznał. Zaczęły pocić się jej dłonie, a przecież nigdy nie była tchórzem. Jeszcze chwilę siedziała nieruchomo, po czym zabrała swoją szklankę i podeszła do boksu, w którym siedział Snape.



- Profesorze?



- Odejdź, Granger.



Postawiła drinka na stole i usiadła naprzeciw byłego nauczyciela.



- Nie boisz się, Granger? – usłyszała zachrypnięty od alkoholu i nadmiernej ilości papierosów głos. Pominęła to milczeniem i tylko obrzuciła Snape’a ironicznym spojrzeniem. Prychnął zniecierpliwiony – Jestem mordercą, śmierciojadem, zapomniałaś? – uniósł szklankę w geście toastu – Twoje zdrowie, szlamo!



Zabolało, szczególnie, że padło z ust szanowanego niegdyś profesora – Nie zmienił się pan – skomentowała. Była pewna, ze chciał się jej pozbyć. – Myśleliśmy, że pan nie żyje.



Wykrzywił się szyderczo – Ja nie żyję, Granger. Dotarło? Chyba, że gryfońska Wiem –To- Wszystko wie lepiej – zasyczał.



Słysząc te słowa, dziewczyna zamilkła. Kolejnego drinka wypili w kompletnym milczeniu. Ciszę między nimi przerywał tylko szczęk zapalniczki, kiedy przypalał jednego papierosa za drugim.



Snape przypatrywał się dziewczynie poprzez siwy dym. Również na niej wojna odcisnęła swoje piętno. Zewnętrznie w ogóle się nie zmieniła, ale twarz miała tę prawie niezauważalną dojrzałość, którą mają tylko osoby znające smak ludzkich tragedii. W oczach czaił się cień, charakterystyczny dla tych, co za dużo widzieli i przeżyli. Jeszcze nie nauczyła się tego ukrywać.



– Mugolski Londyn, Granger? A co ze wspaniałym czarodziejskim światem? - zdecydował się przerwać tę wygodną ciszę.



Nie wyczuła w jego głosie zainteresowania, tylko obojętność. Ciekawe ile zdążył już wypić, zastanowiła się. Wzruszyła ramionami – Z wielu powodów, profesorze – nie miała ochoty rozmawiać z nim akurat na ten temat – A pan? – w chwili wypowiadania tych słów, wiedziała, że to najgłupsze z możliwych pytań. Przygotowała się na zjadliwy komentarz.



Snape obrzucił ją tylko pustym spojrzeniem – Z wielu powodów, Granger.



Znowu zapadła cisza. Rozmowa najwyraźniej im nie wychodziła. Wyglądało na to, że dobrze im się razem milczy. Pogrążeni, każde w swoich myślach, powoli popijali swoje drinki.

Po jakiejś godzinie, Snape stwierdził, że ma już dość. Jest wystarczająco zalany by zasnąć bez problemu, a jednocześnie na tyle trzeźwy, aby dotrzeć do mieszkania. Podnieśli się równocześnie. Widocznie ona też ma już dość.



- Panie przodem – przesadnie szyderczym gestem przepuścił ją przed sobą. Nie zwróciła na niego uwagi i po prostu podeszła do baru. Zapłaciła za swoje koktajle i nie oglądając się na niego wyszła na zewnątrz. Zdążyła zrobić trzy kroki, kiedy poczuła na ramieniu ciężką dłoń.



- Tylko pamiętaj, Granger, nie widziałaś mnie. Umarłem, zrozumiałaś? – owionął ją oddech o zapachu whisky.



Wzruszyła ramionami i tylko kiwnęła głową, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego mieszkania. Obróciła się tylko raz. Nadal stał przed pubem i patrzył jak odchodzi.

Wtopiona w noc sylwetka szpiega.



Rozdział drugi.



Cały następny tydzień Hermiona zastanawiała się, czy tamten wieczór nie był snem. Wydawał się taki nierealny. Przypadkowe spotkanie z umarłym przy drinku. Rozmyślając nad tym, ani przez chwilę nie pomyślała, aby komuś opowiedzieć o tej dziwnej rozmowie – nie rozmowie. Pod tym względem doskonale rozumiała byłego mistrza eliksirów.



Sama coraz bardziej oddalała się od angielskiego czarodziejskiego świata. Powojenna rzeczywistość ją rozczarowała. Voldemort zginął z ręki Harry’ego, ale nic ponadto się nie zmieniło. Pozostały stare układy, waśnie, kumoterstwo i potęga galeonów. Dla co poniektórych nadal pozostanie nic nie wartą szlamą. A może oczekiwała zbyt wiele? Teraz mieszkała w mugolskim Londynie, studiowała transmutację oraz eliksiry poprzez sowią pocztę i starała się ułożyć sobie życie na nowo. Zastanawiała się nad wyjazdem z kraju.



Utrzymywała jeszcze tylko sporadyczne kontakty z Remusem i Minerwą. Złota Trójca odeszła w niebyt. Wzajemny widok sprawiał im ból. Przypominał o każdej niepotrzebnej śmierci. Szczególnie Harry’emu. Ginny zginęła, broniąc Hermiony. Dziewczyna wiedziała, że przyjaciel tak naprawdę nigdy jej tego nie wybaczył. Jeden głupi błąd i jedno życie mniej. Podejrzewała, że wyrośli już z wiary w idealną przyjaźń. Rzeczywistość okazała się zbyt brutalna. To bolało. Wołała leczyć swoje rany w samotności. Skupiła się na nauce.



Była świadoma tego, że wojna bardzo ją zmieniła. Kiedyś miała książki i przyjaciół, swój mały zamknięty świat, teraz pozostały jej tylko książki. świat zamienił się w mikrokosmos. Nigdy łatwo nie nawiązywała przyjaźni, a wojna jeszcze bardziej ją do tego zniechęciła. To było zbyt ryzykowne. Jednego dnia miało się przyjaciela, drugiego uczestniczyło w jego pogrzebie. Zbyt dużo widziała takich sytuacji.



Do dziś pamięta pogrzeb Ginny i wyrzut w oczach Harry’ego. Skierowany w jej stronę. To jej wina, że przyjaciółka zginęła. Gdyby była bardziej uważna. Gdyby…

Nigdy nie była wylewną osobą, a po tym jeszcze bardziej zamknęła się w sobie.



Ron… nie mogła nazwać go największą pomyłką życia, bo nią nie był. Spędzili ze sobą wiele przyjemnych chwil zanim to wszystko się posypało. Ron zawsze był Ronem. Ciepłym, nieporadnym na pozór, wiernym przyjacielem. U niego zawsze to, co w sercu, to na języku. Tak emocjonalny jak ona chłodna. Dopóki byli nastolatkami nie zwracali na to uwagi. Dopiero później Ronowi zaczął przeszkadzać jej dystans.



W miarę jak wkraczali w wiek dorosły, coraz mniej ją rozumiał. W końcu dotarło do niej, że żyją w dwóch różnych wszechświatach. Jej był wyciszony, pełen skupienia i ostrożności, jego barwny, żywiołowy, nawet po wojnie. W ten sposób radził sobie z bólem, Hermiona tak nie potrafiła. Rozstali się wśród wzajemnych wyrzutów. Dla nich pod tym względem nie było kompromisów. Od tego czasu z nikim się nie związała, uważała, że jest zbyt zimna i nie ma nic do zaoferowania. Jakby jej pozytywne emocje zostały wyparte przez gorycz.



Długo trwało, zanim wrócili do w miarę normalnych rozmów. Jednak to już nie było to samo. Cała trójka stała się bardzo ostrożna we wzajemnych kontaktach. Za wiele ich łączyło i to, paradoksalnie, sprawiało, że oddalali się od siebie. Między nimi było zbyt dużo bólu i tragedii. Nie byli już beztroskimi dziećmi. Zresztą, nigdy nimi nie byli, ale wcześniej mieli to złudne poczucie względnego bezpieczeństwa i całe pokłady zaufania.



Wtedy chyba tylko do Harry’ego docierało w pełni, że to wszystko było jak domek z kart. Dmuchniesz i się rozsypie.



świadomie odizolowała się od wszystkich. Angielski czarodziejski świat nie miał jej już nic do zaoferowania. Kiedy opadły powojenne emocje na wierzch wypłynęła cała hipokryzja. Mimo iż Czarnego Pana już nie było, jego idee żyły nadal. Nic nie znaczyły jej wyniki w nauce, jej inteligencja, a nawet to, że przyczyniła się do pokonania potwora. Subtelnie dawano jej do zrozumienia, że nadal, dla co poniektórych jest szlamą. O dobrej pracy mogła zapomnieć. Wszystkie stanowiska zajęte przez „pełnowartościowych” czarodziei.



Potrząsnęła głową, aby odpędzić smutne wspomnienia. Wróciła myślami do profesora. Kiedy tak siedzieli w milczeniu, zdążyła mu się dokładnie przyjrzeć. Jedyną zewnętrzną oznaką przeżyć była niewielka blizna po lewej stronie szczęki i przyprószone siwizną skronie. Wewnętrznych blizn mogła się tylko domyślać. W oczach przeważała pustka. Czasem mignął cień jakiegoś niezidentyfikowanego uczucia.



Ten człowiek zawsze doskonale ukrywał swoje emocje. A choć na potrzeby wojny opanowała Legilimencję i Oklumencję, to nie chciała stosować ich na nim. Był mistrzem. Wolała nie ryzykować. Szkoda, że nie umiałam z nim porozmawiać. Tyle pytań. To najbardziej inteligentny człowiek, jakiego kiedykolwiek znałam. Prawdopodobnie już nigdy nie będę miała okazji.



***



Severus Snape przez większość życia był szpiegiem. Opanował tę sztukę do perfekcji. Nawet w stanie mocno chwiejnym był skuteczny. Granger nie miała pojęcia, że kryjąc się w cieniu, odprowadził ją pod same drzwi. Nie mógł jej pozwolić tak po prostu odejść. Był już zmęczony ciągłymi przeprowadzkami i musiał się upewnić, że ta głupia dziewczyna nie poleci z donosem.



Już widział reakcję Pottera - zbawcy. Ten szczeniak go nienawidził, zresztą z wzajemnością, a Snape nie miał zamiaru jeszcze umierać. Bezczelny gówniarz – przyznawał to niechętnie – był potężnym czarodziejem. Od lat nadstawiał za niego karku, a ten nawet o tym nie wiedział. Poświęcił wszystko i nic nie otrzymał w zamian. Nawet wolności. Kiedyś jeszcze go to obchodziło. Teraz nie miało znaczenia.



Szpiegując Czarnego Pana i wysyłając te notki, ryzykował. Ale wtedy nie czuł przypływu adrenaliny, czy strachu, już nie. Miał wrażenie, że stał się ludzkim automatem. Szpiegiem doskonałym. Pod koniec wojny nie czuł już nawet bólu, który innych mógł doprowadzić do utraty świadomości. Istniał i nic więcej. Wygrali tę przeklętą wojnę – oni. On nie. Nadal tylko istniał. Blokował tę resztkę uczuć, która mu pozostała, pozwalał sobie tylko na gorycz. Nie czuł, chyba że na granicy snu, kiedy człowiek budzi się z koszmaru. Wpół świadomy nie panował nad myślami. Same wślizgiwały się do umysłu.



Nie chciał pamiętać, nie chciał czuć. Stłamsił swój gniew, swoją rozpacz; szyderczo przypominały mu, że jeszcze nie wszystko się w nim wypaliło. Chciał mieć tylko święty spokój. Odciął się od świata, całkowicie. Spłacił już swój dług. Może kiedyś znowu nauczy się żyć. Tylko że nie pamiętał jak się żyje.



Będzie więc obserwować Granger. To potrafi. Jeden najmniejszy sygnał, że wypaplała, a gorzko tego pożałuje.



Obserwował ją przez miesiąc. Zdążył dokładnie poznać jej zwyczaje. Nic szczególnego, szczerze mówiąc. Dowiedział się, że studiowała transmutację i eliksiry – co dziwne, sowią pocztą – oraz dorabiała jako kelnerka w kafejce mugolskiego uniwersytetu. Uderzyło go to, iż nie utrzymywała żadnych kontaktów z przyjaciółmi. Mugolski Londyn nawet był w stanie zrozumieć, wiedząc, co dzieje się w czarodziejskim świecie, ale odcięła się także od przyjaciół.



Przechwytywał jej sowy i otwierał listy. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Przecież go nie miał. Ani jednej, nawet krótkiej notki. Raz od McGonnagall, w którym namawiała dziewczynę do powrotu, i same materiały do nauki. Jeden jedyny raz odwiedził ją ten przeklęty wilkołak. Czyżby z niedorajdy Weasleya przerzuciła się na zwierzęta? Po raz pierwszy od dawna coś go zaintrygowało. Dlaczego jest sama? Istniał tylko jeden sposób, aby się dowiedzieć.



***



Hermiona zdążyła już zapomnieć o spotkaniu z byłym nauczycielem. Miała ważniejsze sprawy niż snucie domysłów. Ostatnio sowy dolatywały do niej z opóźnieniem. Musiała więc wybrać się na uniwersytet i dowiedzieć się, co jest grane. Niestety, nie potrafili udzielić jej konkretnej odpowiedzi. Sami nie mieli pojęcia, dlaczego.



Któregoś dnia, kiedy otwierała listy ze skryptami, z jednego podręcznika wypadła pojedyncza kartka. Znajomym pismem napisane na niej było tylko jedno zdanie: „ Dziś, ten sam bar o tej samej porze” Brzmiało to jak rozkaz. Snape. Ale… ale jak… skąd? Przez głowę dziewczyny przelatywały bezwładne myśli. Weź się w garść, Hermiona. To szpieg i na dodatek doskonały w tym, co robił, opamiętała się.



Jeszcze raz spojrzała na notkę i nagle do niej dotarło. Otwierał moje listy! Zatrzęsła się z wściekłości. To dlatego sowy się spóźniały! Szpiegował mnie. Jak śmiał! Potrzebowała dłuższej chwili, aby się opanować. Zdecydowała, że pójdzie na to spotkanie tylko po to, aby wygarnąć mu, co o nim sądzi. Były nauczyciel czy nie, nie miał prawa. Zastanawiało ją też, czego może od niej chcieć. Jeżeli mnie obserwował to wie, że nikomu o nim nie powiedziałam.



***



Wchodząc do pubu od razu go zauważyła, siedział w tym samym miejscu, w którym spotkała go pierwszy raz. Nie spiesząc się podeszła do baru i zamówiła drinka. Przyda jej się dziś wieczorem. Na to, co chciała powiedzieć Snape’owi, potrzebowała dodatkowej odwagi. Nawet tej sztucznie wykreowanej.



- Siadaj, Granger.



- Też się cieszę, że pana widzę, profesorze – odcięła się zgryźliwie i usiadła. – Przyszłam tu tylko po to, aby powiedzieć, co o panu myślę!



- Nie rozpędzaj się tak, Granger – przerwał jej szyderczo. – Nie interesuje mnie twoje zdanie. Naprawdę myślałaś, że to tak zostawię? Musiałem być pewny, że będziesz trzymała buzię na kłódkę.



Czemu mi to mówi? Przecież nigdy nikomu się tłumaczył. – To nie usprawiedliwia grzebania w cudzych listach i prywatnym życiu! Wystarczyło zapytać!



- Jak zapewne dobrze wiesz, Granger, bezgranicznie ufam ludziom – odparł ironicznie i przypalił papierosa.



No tak, cały Snape. Postanowiła chwilowo zostawić ten temat. Była też ciekawa, czego od niej chciał – Co jest powodem tego, jakże uprzejmego zaproszenia? – spytała z przekąsem. Nie czuła się w obowiązku być grzeczna i zwracać się do niego z szacunkiem. Nie była już małą pannicą Wiem –To- Wszystko, czującą trwożny szacunek do mistrza eliksirów. Była dorosłą kobietą, która zbyt wiele przeżyła, aby się go bać.



- Powód? Najbanalniejszy na świecie, Granger, ciekawość. – Znowu ta obojętność w głosie. – Jak każdy człowiek jestem ciekawy, a moja dodatkowa… profesja tylko ją podsyciła.



Niezwykłe, właśnie przyznał się, że w ogóle ma ludzkie uczucia. To na pewno Snape? – Emocje i pan? Te pojęcia wzajemnie się wykluczają – wymknęło jej się zanim zdążyła ugryźć się w język.



Uniósł brew – Nie wierz plotkom, jestem tylko człowiekiem.



Coś tu wyraźnie było nie tak. Spojrzała na profesora ze zdziwieniem. W końcu znała go tylko jako budzącego strach nauczyciela i doskonałego szpiega. A tacy muszą posiadać zdolność ukrywania emocji. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się, jaki był jako Severus Snape – człowiek. A może należało?, przemknęło jej przez myśl.



- Cóż więc w moim, życiu pana tak zaciekawiło? – zaczęła ostrożnie i uniosła szklaneczkę do ust.



- Miesiąc wcześniej nie udzieliłaś właściwej odpowiedzi na moje pytanie. Chcę ją usłyszeć teraz. Czemu jedna trzecia Złotej Trójcy opuściła czarodziejski świat? – W jego głosie pobrzmiewała kpina. – Czyżby zmęczyły cię, Granger, hołdy składane twojej osobie? Przyjęcia na cześć zwycięzców nie dawały się wyspać?



Zamurowało ją na chwilę. Przyjęcia, hołdy? – Ośmielę się zauważyć, że minął już prawie rok od zakończenia wojny. Poza tym, nie walczyłam dla sławy i zaszczytów. Są o wiele ważniejsze rzeczy, niż nikomu nie potrzebne przyjęcia i idiotyczne ceremonie. Pan powinien wiedzieć to najlepiej – mówiła coraz bardziej gorączkowo. – W tej wojnie zginęło wielu wartościowych ludzi, a inni nie docenili ich ofiary. Czarodziejski świat niczego się nie nauczył. Pozostały te same uprzedzenia. – Zamilkła w obawie, że powiedziała zbyt wiele.



Kiedy mówiła, przyglądał się jej znad szklanki whisky. – Rozgoryczona, jak widzę. Taki bystry umysł, a nie domyślił się, że niektóre rzeczy się nie zmieniają. Bez względu na wszystko. Nie tłumaczy cię, Granger, nawet twój młody wiek. Przecież po pierwszej wojnie z Voldemortem byłaś już czarownicą. Nic do ciebie nie dotarło? – charakterystyczny uśmieszek.



Po tych słowach odstawiła drinka na stolik, wstała i nachyliła się nad nim – Może dla pana to było oczywiste, ale niektórzy posiadali jeszcze coś takiego, jak wiara w ideały. Wasz świat skutecznie mnie z tego wyleczył. Po pana pierwszych słowach myślałam, że da się z panem normalnie porozmawiać. Myślałam, że wojna zmienia ludzi, niestety, zapomniałam, z kim rozmawiam. Zawsze pozostanie pan zgryźliwym dupkiem. żegnam! - Odwróciła się i prawie wybiegła z knajpy.



Nazwała go dupkiem! Ma dziewczyna odwagę, zresztą tej nigdy jej nie brakowało. Niektórzy umierali za te słowa. Snape jeszcze przez chwilę siedział nieruchomo, wpatrując się w drzwi pubu.





Rozdział trzeci.



Wracając do domu, Hermiona zżymała się w duchu. Co ja sobie myślałam? To jest Snape! Z nim nie da się porozmawiać bez ochronnej tarczy. Co ciekawe, z początku wydawało jej się, że w jego zgryźliwości dostrzegła szczeliny. Przyznał się do typowo ludzkiej słabości - ciekawości. Zwolniła krok. Sama zareagowała chyba zbyt gwałtownie, kiedyś potrafiła się lepiej kontrolować. I nazwałam go dupkiem! Przesadziła, krótko mówiąc.



Przez kilka następnych dni dziewczyna myślała nad słowami profesora. Miał rację, pozostała naiwna nawet po tym, czego była świadkiem. Nie musiał tylko tak brutalnie jej tego uświadamiać. Z drugiej strony jednak, nie podała mu wszystkich powodów swojej decyzji. Prześlizgnęła się po temacie. A te, które mu prawie wykrzyczała, nawet teraz w jej uszach brzmiały głupio.



Postanowiła, że znowu pójdzie do tego pubu, w ten sam dzień i o tej samej porze, ale tym razem nie da się wyprowadzić z równowagi. Jeżeli się dobrze domyślała, to Snape nadal ją obserwował. Zrozumie jej wiadomość.



***

Co ona wyprawia? - myślał Snape, patrząc jak wchodzi do tej knajpy, zamawia drinka i siada w jego boksie. Ewidentne zaproszenie. Tylko czego chce? Po tej ostatniej parodii rozmowy wybiegła wściekła. Przecież powiedział jej tylko prawdę. A że zrobił to w taki, a nie inny sposób… Uczył ją na tyle długo, że powinna wiedzieć, jak zareaguje na tak idiotyczną argumentację.



Stał w bramie po drugiej stronie ulicy i zastanawiał się, czy wejść do środka. Nie miał ochoty użerać się z rozhisteryzowaną pannicą. Nigdy taka nie była, uświadomił sobie po chwili. Po paru minutach podjął decyzję.



- Znowu zamierzasz się na mnie wydzierać, Granger - Hermiona, pogrążona w myślach, nie zauważyła jak wszedł, dopóki nie usłyszała przy uchu jego jedwabistego szeptu - a po usłyszeniu paru słów prawdy obrazić i wybiec w pośpiechu?



Wzdrygnęła się. - Witam, profesorze i przepraszam za wcześniejsze zachowanie. Miał pan rację.



- Powinnaś się do tego przyzwyczaić - sarknął i usiadł. - Zawsze ją mam.



Spojrzała na niego z wyrzutem, ale nic nie powiedziała.



- Co tu robisz, Granger?



Wzruszyła ramionami. - Chciałam porozmawiać. Mam tyle pytań.



- Dlaczego sądzisz, że właśnie tobie udzielę odpowiedzi?



- A komu innemu, profesorze? Tylko ja wiem, że pan żyje. Sam pan powiedział, że jest tylko człowiekiem, a ludzie potrzebują rozmowy. Nawet tacy jak pan.



Zaskoczyła go tym stwierdzeniem. Nie zastanawiał się nad tym, ale słowa dziewczyny pomogły mu coś zrozumieć. Podświadomość zdecydowała za niego. Zamiast zmienić miejsce pobytu, jak byłoby najprościej, zaczął ją szpiegować. No cóż, nigdy nie lubiłem łatwych rozwiązań. Rozmowa; Tak długo z nikim nie rozmawiał, że prawie nie pamiętał, jak się to robi. Granger nie jest głupia, przypomniał sobie.



- Co chcesz wiedzieć? - spytał dziwnym tonem. - Zapamiętaj jednak, że odpowiem tylko na te pytania, na które ja będę chciał.



W oczach Hermiony pojawiło się zaskoczenie, jakby oczekiwała, że po tej przeciągającej się ciszy raczej wstanie i wyjdzie, niż coś powie. - Jak udało się panu przeżyć? Znaleźliśmy tylko zniszczoną różdżkę i szaty.



Zanim odpowiedział, przypalił papierosa. - Czystym przypadkiem. W jednym z ostatnich starć jakiś świeżo upieczony auror miał szczęście. źle rzucone zaklęcie uderzyło mnie zamiast Rookwooda i straciłem przytomność. Spadłem do pobliskiego rowu. Kiedy się ocknąłem, było już po wszystkim. Zdecydowałem, że będzie lepiej, jeśli wszyscy uznają mnie za zmarłego. - Wzruszył ramionami.



- To dość lakoniczny opis.



- A czego się spodziewałaś, Granger? Melodramatycznych opisów, fruwających zaklęć? - rzucił zimnym tonem. - Byłaś tam, widziałaś, co się działo.



Sięgnęła po drinka. - Tak - przez twarz dziewczyny przemknął cień - widziałam.



- Teraz podaj mi prawdziwy powód, dlaczego żyjesz tutaj. Moje powody znasz, nie muszę ich wyjaśniać.



Westchnęła. - Dzieci nie powinny brać udziału w wojnach. Okazałam się zbyt słaba psychicznie, to wszystko. Niektóre rany są zbyt głębokie.



- Bzdury, Granger.



- Dlaczego, profesorze? To, że pan jest pozbawiony głębszych uczuć, nie znaczy, że inni też - podniosła głos i zaraz się zreflektowała. - Przepraszam, to było niepotrzebne.



- Gryfoni nigdy nie wiedzieli, kiedy ugryźć się w język - stwierdził sucho. - Więc?



W powietrzu między nimi znowu unosił się siwy dym. Przyglądał się dziewczynie uważnie i czekał na odpowiedź. Stanowczo za dużo pali, pomyślała.



- Profesorze, a czy to ważne? - Czuła się nieswojo patrząc w czarne, przypominające niekończące się tunele oczy. Były jak lustro, tylko odbijały, nie wpuszczając do środka. – Pan ma swoje powody, ja swoje. Rozgrzebywanie tego nic nam nie da.



Miała wrażenie, że przenika ją na wskroś intensywnym spojrzeniem, i czuje jej strach. Strach przed odsłonięciem.



Bała się! Zdradziła ją niepewność w oczach i lekkie drżenie dłoni, kiedy sięgała po szklankę. Zawsze umiał z ledwo uchwytnych sygnałów odczytać ludzkie emocje. Mógł ją zastraszyć i wyciągnąć z niej wszystko. Nadal był w tym mistrzem.



- Profesorze Snape? - spytała ostrożnie po przeciągającej się ciszy.



Zastanowił się nad odpowiedzią. Siedziała sztywno i wyraźnie czekała na jakiś komentarz z jego strony. Grzebanie w uczuciach. Zawsze się tego brzydził. Interesowały go fakty, a nie emocje. A u niej fakty powiązane są z emocjami. Zdecydował się odłożyć tę kwestię na bliżej nieokreśloną przyszłość. Wiedział, że to nie będzie ich ostatnie spotkanie.



- Kolejne pytanie, Granger.



Zszokowany wyraz jej twarzy sprawił mu satysfakcję. Po chwili opanowała się i odkaszlnęła.



- Czy profesor Dumbledore…



- Nie - przerwał jej zimnym tonem.



- Ale profesorze…



- Przypomnij sobie, Granger, co powiedziałem na początku tej jakże pasjonującej rozmowy. To ja wybieram pytania, na które odpowiem.



Pat. Siedzieli naprzeciw siebie i mierzyli się wzrokiem. W spojrzeniu Hermiony rozczarowanie walczyło z gniewem. Czarne oczy mężczyzny patrzyły obojętnie. Jak wtedy, gdy sięgał po drinka, czy zapalał papierosa. Po chwili Hermiona spuściła wzrok na swoje dłonie oplatające szklankę. Westchnęła i wzruszyła ramionami.



- Pana wybór.



Zaśmiał się chrapliwie. - To nigdy nie był mój wybór, Granger.



Zdumiona, gwałtownie poderwała głowę. To wyglądało prawie jak odpowiedź na jej pytanie. Może nie do końca, ale jednak. Intensywnie wpatrywała się w bezdenne oczy, szukając choćby najmniejszego cienia emocji. Nic. Jak on to robi? Zniechęcona, zdusiła pragnienie, aby nim potrząsnąć. To nie ma sensu. Cała ta rozmowa nie ma sensu. Pytania bez odpowiedzi.



Milczeli, oboje świadomi niechęci drugiego. Hermiona spokojnie dopiła swojego drinka i podniosła się. - Do widzenia, profesorze.



Powoli, bez słowa kiwnął głową.



***



Kolejna rozmowa i kolejne fiasko. Jeszcze mi się to nie zdarzyło. Co z tą dziewczyną? Gryfoni zawsze mieli uczucia na wierzchu, a ona jest jak jeż. Tylko ją dotknij, a wystawi kolce. Zmieniła się z przemądrzałej Wiem - To - Wszystko w ostrożną kobietę. Widział jej zaskoczenie, kiedy odmówił odpowiedzi. Czekał, na jakąś reakcję z jej strony. Nie doczekał się. Szybko zrezygnowała, zbyt szybko. To do niej niepodobne. W szkole, kiedy coś ją interesowało, to nie ustąpiła, dopóki się nie dowiedziała. Teraz już wie, że prawda nie zawsze jest najlepsza. Wypił ostatniego drinka i wrócił do mieszkania.



Ludzie potrafią nas zaskoczyć jeśli im na to pozwolimy. A on wolał być przygotowany. Będzie musiał znowu wybrać się na Pokątną i powęszyć wokół jej przyjaciół. Dobrze, że zostało mi jeszcze trochę włosów do eliksiru wielosokowego, ale trzeba będzie uzupełnić zapasy.



***



Cały następny miesiąc Hermiona zastanawiała się, gdzie podział się czas. Zbliżały się egzaminy semestralne, więc większość dnia spędzała nad książkami. Na domiar złego jedna z kelnerek zachorowała i ktoś musiał ją zastąpić. Tym kimś była oczywiście Hermiona.



Dni zlewały jej się w jedno; do południa nauka, potem do północy praca. Wracała do domu wykończona, z myślą by jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Właściwie cieszyła ją ta sytuacja - nie miała czasu myśleć o sprawach, o których nie chciała. Była na to zbyt zmęczona.



Zaczynała przypominać własny cień. Podkrążone z niewyspania oczy, blada cera. Zawsze, kiedy przygotowywała się do egzaminów, zapominała o jedzeniu; stres wiązał jej żołądek w supeł. Funkcjonowała na hektolitrach kawy i pospiesznie nadgryzionych hamburgerach w pracy. Zmizerniała.



To tylko ten miesiąc, powtarzała w duchu, spoglądając rano w lustro i krzywiąc się na widok swojego odbicia. Wiedziała, że po sesji wszystko wróci do normy. Odetchnie.



Siedziała na zapleczu kafejki i masowała obolałe łydki. Jeszcze tylko godzina i fajrant, westchnęła i wróciła na salę. Bolące łydki czy nie, klient nasz pan. Albo raczej jego pieniądze, pomyślała z goryczą.



Nienawidziła być uzależniona od czegokolwiek, ale po śmierci rodziców musiała sobie jakoś radzić. Oszczędności, które jej zostawili, starczyły na opłacenie studiów i zakup skromnego mieszkania, o resztę musiała starać się sama.



Automatycznie, z obowiązkowym uśmiechem przyklejonym do twarzy, wykonywała swoje czynności. Podeszła do stolika w kącie sali, aby przyjąć zamówienie, i zamarła. Snape. Co on tu robi?



Zmierzył wzrokiem jej sylwetkę wciśniętą w obowiązujący w pracy strój - dość ciasną bluzeczkę oraz prostą spódniczkę przed kolana - i uniósł ironicznie brew. Obróciła się na pięcie i wyszła na zaplecze. Po kiego diabła tu przyszedł? Opanowała zdenerwowanie. Muszę tam wrócić. Zrobiłam z siebie idiotkę! Odetchnęła głęboko, wytarła o fartuszek spocone dłonie i weszła na salę. Zniknął. Na brodę Dumbledore’a, o co tu chodzi?



Wracając do domu rozglądała się na boki w nadziei, że dostrzeże profesora. Bez rezultatu. Raz wydawało się jej… nie, to tylko cień. Otwierając drzwi mieszkania, czuła na plecach jego wzrok. Nie oglądając się, weszła do środka. Zanim położyła się spać, postanowiła, że pomyśli o tym jutro.
W powszechnym mniemaniu manipulacja jest domeną kobiet.

2
Hermiona pijąca drinki? Coś mi tu nie pasuje! :? Ale to fanfik... Muszę siedzieć cicho.



Nie wiedziałam też, że Snape pali :wink:


Teraz mieszkała w mugolskim Londynie, studiowała transmutację oraz eliksiry poprzez sowią pocztę i starała się ułożyć sobie życie na nowo. Zastanawiała się nad wyjazdem z kraju.
Och tak, wiem, że to fanfik, ale jokoś mi to do Hermiony nie pasuje.


sporadyczne kontakty z Remusem


Rozumiem, że opowiadanie to było napisane po przeczytaniu części 6, ale przed 7 :wink: Albo to po prostu taka myśl, by zmienić tom 7.




Złota Trójca odeszła w niebyt. Wzajemny widok sprawiał im ból. Przypominał o każdej niepotrzebnej śmierci. Szczególnie Harry’emu. Ginny zginęła, broniąc Hermiony.
Co??? Nie... Nie może być! :wink: Czuje sie, jakbym cyztala hereyje.



Wzbacy, ale nie moge tego dalej cyztac. To znaczy moge, ale nie potrafie sobie wzobrazic takiego rozwoju wypadkw. Tak negatywnego...



W kazdym razie piszesz okey. Czyta sie plynnie i nie widze jakis zgrzytow. Szkoda tylko, ze to fanfik (w dodatku tak udziwniony), a nie twoj wlasny tekst. Pisz wiecej wlasnych ryeczz, bo generalnie wychodzi ci to (tzn. pisanie), a szkoda marnowac umiejetnosci na takie rzeczy (fanfiki).

Powodzenia!

Dodane po 2 minutach:

I przepraszam za takie dziwne wzrazy, y pozjadanzmi literami, ale klawiatura mi sie popsualała :(
Strona autorska: http://zalecka-wojtaszek.pl

Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.

3
Fanfik? HP? Tfuj.

To mój pierwszy kontakt z HP w całym życiu (mam nadzieję, że ostatni). Nie lubię zjawiska potteryzmu.



Nie wiem ile w tym Twojego pomysłu ile ściągniętego z Pottera. Nie ocenię dlatego pomysłu, bo nie miałoby to zupełnie sensu. O wykonaniu też zbyt wiele nie powiem gdyż jest zdominowana przez pomysł.

Otóż nie jest najgorzej, ale najlepiej też nie jest.

Pełno w tekście sformułowań tego typu:
Przed oczyma stanęła jej jedna scena.
Wybacz sarkazm, ale machnęła do niej i powiedziała: "Cześć"? Zbyt wiele zdań, do których można się doczepić. Nie masz płynności w pisaniu, jeszcze.



Odrzuć fanfiki, zajmij się spisywaniem własnych pomysłów. Pisz dużo, myśl nad treścią, nad każdym wyrazem żeby nie był jak styropianowa ściana, a jak najlepszy fundament na zrobienie czegoś z pisaniem.



Tym razem nie podobało mi się, w przypadku pomysłu i wykonania, ale pisz dalej. Może następnym razem będzie lepiej.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

4
Fanfiki to nie najlepszy materiał, ale wiele osób od tego zaczyna - uważają chyba, że łatwiej jest pisać o tym, co ktoś już wymyślił.

Ogólnie nie przepadam za tym gatunkiem - istnieją oczywiście chwalebne wyjątki - dwa lub trzy zdarzyło mi się przeczytać. Twój niestety należy do tych słabych.



Wyraźnie widać braki warsztatowe, braki które możesz szybko nadrobić jeśli weźmiesz się za "częste" pisanie - tym razem jednak postaraj się stworzyć własną fabułę.



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”