[W] Niewolność twórcza (opowiadanie być może pesymistyczne)

1
Niewolność twórcza.
To było jak błysk flesza w samym środku mózgu. Zastygł w bezruchu, z ręką wyciągniętą w kierunku skrzynki z ogórkami szklarniowymi, próbując uchwycić blednący obraz, który pojawił się na chwilę w wyobraźni. Miał pomysł.
Stojąca obok starsza pani, która również chciała kupić ogórki, przyglądała mu się zdziwiona.
Kolejne błyski nie były już takie paraliżujące, ale nadal tkwił w bezruchu. Obraz zaczął nabierać wyrazistości i pojawiały się kolejne fragmenty. To wciąż był tylko ogólny zarys, ale z każdym szczegółem nabierał coraz większego sensu. Poczuł mrowienie w końcach palców.
Starsza pani przeniosła wzrok z ręki wciąż wiszącej nad skrzynką, na jego twarz. Znali się z widzenia, mieszkała dwie klatki dalej, mówili sobie dzień dobry, ale nie wiedział jak miała na imię. W tej chwili jej nie zauważał, w głowie kotłował mu się pomysł. Samotna kobieta na życiowym rozdrożu, samotna kobieta z dzieckiem, kobieta potrzebująca oparcia. I dziecko, dziecko potrzebujące ojca. I mężczyzna. Wielka niewiadoma, czy będzie dobrym mężem, czy zaakceptuje dziecko, czy sprawdzi się jako ojciec?
To musiał być skutek przemyśleń, które miał ostatnio. Przyszedł już czas, żeby spróbować napisać coś na poważnie. Do tej pory mierzył się z różnymi gatunkami, ale to wszystko była zabawa, ćwiczenia i wprawki, którymi sprawdzał swoje możliwości. Teraz postanowił napisać coś na serio, wykorzystać wszystkie doświadczenia i porady, i zmierzyć się z bestią oko w oko.
Odrzucił kryminał chociaż lubił zagadki i doskonale zdawał sobie sprawę, że tajemnica potrafi przykuć uwagę. Problem polegał jednak na tym, że morderca powinien być sprytny, a rozwiązanie przewrotne. Nie był w stanie obudzić w sobie geniusza zła dość przebiegłego, żeby wymyślić atrakcyjną zbrodnię, o genialnym detektywie, który rozwikłałby intrygę nie było mowy tym bardziej.
Fantastyka kusiła od dawna, ale skreślił ją z listy. Roboty czy elfy, oto jest pytanie. O fizyce miał umiarkowane pojęcie, zbyt małe by tworzyć światy zgodne z jej prawami, zbyt małe, żeby te prawa świadomie łamać. Futurystyka też odpadała. Jedyne filozoficzne przemyślenie, jakie miał na temat przyszłości sprowadzało się do tego, że wszystko musi kiedyś runąć, bo w ten sposób dłużej już świat nie pociągnie. To chyba trochę za mało, no i był problem z oryginalnością. Kiedy był nastolatkiem, jego ojciec wyraził podobną opinię, choć bez zbędnej dyplomacji. Z tego co mówiła babcia, dziadek również w swoim czasie tak twierdził. Wszystko to wyszło podczas jednej wieczornej awantury, kiedy jako szesnastolatek po raz pierwszy wrócił do domu pod wpływem alkoholu. Fantasy odradzali fachowcy. Elfy, mapki, skarby. Podobno piszą to wszyscy, trudniej wymyślić nowy świat niż poznać ten istniejący.
Została proza współczesna.
Komedia nie wchodziła w grę. Ostatni raz rozśmieszył kogoś, kiedy na studiach próbował zaprosić koleżankę na randkę. Romans? Wykreślony z podobnych względów. Z tym akurat wiązało się dodatkowe ryzyko, mogło się udać. Zostanie wtedy zaszufladkowany i zdeprecjonowany jako autor romansideł. Tak, pisanie romansu było jak przenoszenie uzbrojonego pocisku moździerzowego. Erotyk? W tej kategorii miał pewną wiedzę, ale czerpaną przede wszystkim z kinematografii adresowanej do mężczyzn. Zdawał sobie sprawę, że większość znanych mu książek erotycznych była pisana przez kobiety i o kobietach. Nie miał startu.
Pozostawał dramat. Współczesny dramat społeczny, coś z życia, takie tematy są na wyciągnięcie ręki, wystarczy codziennie czytać gazetę. Tak zdecydował i tak się nastawił. I ten pomysł teraz, to musiał być skutek.
Starsza pani ze zniecierpliwionym spojrzeniem dźgnęła go palcem w ramię. Na szczęście nie była zniedołężniała, bo gdyby miała laskę, pewnie zdzieliła by go przez plecy.
Chyba przeprosił, zapomniał o ogórkach i ruszył w stronę wyjścia, gnany przez natchnienie. Zostawił wózek koło stoiska z warzywami, przepchnął się obok kolejki, nie zwracając uwagi na podejrzliwe spojrzenie kasjerki i ochroniarza, wsiadł w samochód i wrócił do domu. Pomysł po drodze rozrastał się w głowie, niczym jakieś pnącze. Pojawiły się pierwsze, obrazy, wypowiedzi, może dialogi, pierwsze spostrzeżenia i refleksje.
W domu otworzył laptopa i uruchomił edytor tekstu. Utworzył nowy dokument tekstowy, do tego etapu wszystko miał świetnie opanowane. Ustawił marginesy i odstępy między akapitami. Zmienił czcionkę na bardziej książkową. Domyślna może nadawała się do biura, ale nie dla prawdziwej literatury. Ustawił wcięcie dla pierwszego wiersza.
I zastygł w bezruchu.
Doskonale wiedział dlaczego tak robił, chciał zyskać na czasie. Ale nic więcej nie zostało już do ustawienia. Drażniący niepokój zaczął się wspinać po kręgosłupie, żeby osiedlić się w okolicach karku. Czysta biała kartka terroryzowała go znowu swoimi oczekiwaniami, a kursor migał natarczywie. Słowa, które jeszcze niedawno brzmiały tak obiecująco w głowie, nie chciały zamienić się w wyrazy nasycone znaczeniami i podtekstami, w błyskotliwe i poetyckie frazy, w zdania pełne refleksji i jednoznacznych dwuznaczności, w przenikliwe przemyślenia i odkrywcze wnioski. Miał wrażenie, że cokolwiek napisze, będzie jak zeznanie złożone pod przysięgą, które w przyszłości stanie się podstawą aktu oskarżenia wytoczonego jego artystycznemu ego.
A jeśli tekst się nie spodoba, jeśli to nie ma sensu, jeśli ten pomysł jest głupi? Może lepiej nie pisać? Odgonił zamaszystym ruchem ręki wątpliwości. Rolą autora nie jest oceniać, rolą autora jest przedstawiać, zadawać pytania, rolą autora jest pisać. Będzie pisał.
Tylko jak? Może coś w rodzaju, że to był słoneczny dzień? Albo deszczowy. „Dzień był pochmurny”. Nie, żaden dobry tekst się tak nie zaczyna. Kogo interesuje pogoda. Trzeba w to wejść jakoś inaczej, subtelniej. Jak pada, to trzeba napisać, że zmokła, jak słonecznie, to że jest jej gorąco. Najważniejsze, żeby jej to dokuczało, jest w trudnej sytuacji i powinno jej być źle. Trzeba od początku odpowiednio nastawić czytelnika.
Co wybrać, gorąco czy deszczowo? Właściwie to wszystko jedno, ale to jeszcze gorzej, bo jak wtedy wybierać. Może powinien zacząć od opisu, na przykład, że była średniego wzrostu i miała kręcone włosy. I jakieś imię by się przydało. Nie wymyślił jeszcze imienia. Nie, nie może zacząć od opisu. Potop nie zaczyna się od radiowego listu gończego za Kmicicem. Trzeba wejść z butami w akcję.
Pusta kartka nadal wpatrywała się w niego, a kursor denerwował niecierpliwością.
Kawa, trzeba napić się kawy i ułożyć plan działania. Na spokojnie. Samotna kobieta z dzieckiem i w trudnej sytuacji życiowej daleko nie ucieknie. Poszedł do kuchni i włączył ekspres. Wszyscy to powtarzają, pisanie to praca, nawet jak ci nie idzie to pisz, wyrabiaj limit znaków. Pisanie to praca, a w pracy pije się kawę. Prawdziwi pisarze artyści pewnie piją whisky. On też będzie pił, taki miał plan. Jak tylko zarobi na pierwszej książce, kupi sobie butelkę dobrej whisky. Kiedyś już kupił, ale taką z najniższej półki w markecie. Miała zapach odpustowych perfum na starej ciotce. Oddał ją pijaczkowi na osiedlu, który potem omijał go z daleka. Prawdziwi artyści nie piją takiej whisky.
Ale teraz pora na kawę. Usiadł z kubkiem przy oknie i wypił kilka pierwszych łyków starając się nie myśleć o niczym. Trzeba wyczyścić umysł. Błękitne niebo, zielona trawa, białe chmury.
Porady. Przecież w Internecie jest pełno porad, przecież nie jest pierwszym, który chce coś napisać. Niektórym się podobno udaje. Musi zebrać porady i się do nich zastosować. Wyciągnął z kieszeni telefon i uruchomił przeglądarkę. Musi zorganizować sobie stanowisko pracy, musi mieć harmonogram pisania, musi mieć plan swojej opowieści, musi poznać swoją bohaterkę. Da się to zrobić.
W kubku pokazało się dno. Zrobił sobie jeszcze jedną kawę. Normalnie nie pił aż tyle, ale potrzebował alibi, żeby jeszcze nie wracać do klawiatury, żeby uspokoić oddech i myśli. Musi mieć kontrolę nad sytuacją.
Pierwsza sprawa to miejsce pracy. Przy stole w pokoju zawsze były problemy, może jest tam jakaś żyła wodna, albo coś? To miejsce w kuchni wydawało się dobre. Niebo, drzewa i niewygodne krzesło. Pisarz nie może tworzyć w komfortowych warunkach. Sprawdził to osobiście przesypiając wiele wieczorów w fotelu, z laptopem na kolanach. Pisarz musi pisać w pozycji, która go uwiera, która mu dokucza jak samo życie, tylko wtedy będzie szczery. Przyniósł laptop i położył go na parapecie okna. Przysunął sobie proste drewniane krzesełko, które skrzypiało niepokojąco za każdym razem, kiedy się opierał.
Teraz harmonogram. Dwugodzinne sesje, chyba, że będzie się dobrze pisać. W weekendy po dwie, na tygodniu jedna, po pracy. No to teraz trzeba ułożyć plan. Biała kartka na ekranie nie wydawała się już tak potężnym przeciwnikiem, to będa tylko punkty, nie ma się czego bać.
Dlaczego ona jest sama? Może zmarł tragicznie? Nie, zbyt melodramatycznie, a jeśli się kochali, to nie poleci od razu do innego. Coś bardziej społecznego. Może odszedł z młodszą? Oklepane. Emigracja, to będzie to, temat aktualny i prawie każdy się z tym zetknął. Wyjechał do pracy i związek się rozpadł z powodu rozłąki, ogień wygasł. Nie chce wracać, złamał przysięgę, nie zdradził w sensie fizycznym, ale przestał kochać. O tak, bolesne i osobiste. Czy ona jeszcze zaufa jakiemuś mężczyźnie? No to mamy pierwszy punkt. Brakuje środków do życia, problemy wychowawcze z dzieckiem, które potrzebuje autorytetu ojca. Wszystko powoli, subtelnie, bez krwiożerczego komornika na karku. Sytuacja jest skomplikowana, ale bez desperacji. Do tego serce pragnące ciepła i czułości.
Taki pomysł mu się podobał, miał poczucie, że sam się już wzrusza.
No to teraz pora na pierwszy zwrot. Poznaje jego. Jest przystojny i ujmujący, wygląda na dobrego człowieka. Serce chce więcej, ale głowa mówi nie. Powinien być bogaty? Lepiej nie, wyjdzie harlequin. Taki może przeciętny, ale z inicjatywą. Tylko przeciętnych jest sporo w życiu, w końcu dlatego są przeciętni. Trzeba go ulepić chociaż z paru marzeń, żeby miał w sobie coś przyciągającego. Więc niech będzie lepiej ustawiony no i oczywiście jednak przystojny. A co tam, może być nieco wyidealizowany, typ inkasenta z elektrociepłowni odpada. Może jakiś przedsiębiorca, albo wysoko postawiony pracownik dużej firmy? Mógłby czasem wyjeżdżać w delegacje za granicę, żeby podbić napięcie. Dopracuje się go później.
Konflikt. Potrzebny jest konflikt. Zakocha, nie zakocha to za mało. Czy ona z nim ogóle powinna być? Na czym oprzeć dylemat. Gdyby byli w konkurencyjnych gangach, sprawa byłaby prostsza, albo ona była elfem, a on człowiekiem. Gdzieś już czytał coś takiego. A może ich byłoby dwóch? Może niech rywalizują ze sobą o nią, momentami może być nawet zabawnie. Tylko żeby nie zrobić z tego Bridget Jones, jeden czy dwa lekkie żarciki dla rozładowania napięcia, ale ogólnie to poważnie i na serio.
Wstał na chwilę, żeby rozprostować plecy. To było to, w końcu kartka zaczęła się zapełniać. Opłaciło się przeczytać porady w Internecie, wszystko zaczęło się jakoś układać. Teraz trzeba coś napisać o konkurentach. Skoro jest ich dwóch, to jeden może być bogaty, willa, Porsche, dom na mazurach. Chociaż nie, jak poleci na niego, to wyjdzie, że dla kasy, albo zrobi się z tego tanie romansidło. Porsche odpada. Bardziej coś w stylu dwuletniej poleasingowej Skody Superb za gotówkę. Tylko czy grupa docelowa zrozumie o co w tym chodzi? Trzeba jakoś prościej, oni się muszą różnić zasadniczo. Jeden gwarantuje stabilność materialną, drugi uczuciową. Jeden musi być bogatszy, niech będzie tak na poziomie dobrego Volvo i jednak z willą pod miastem. Drugi ma dobrą posadę.
Za dużo było wątpliwości i niejasności. Postanowił zostawić tę kwestię na później, z czasem wyjaśni się sama. Wrócił do bohaterki. Potrzebowała dobrego wejścia. Może niech pakuje rzecz po zdradzieckim mężu, będzie i opis postaci, i zarys sytuacji. Może niech pojawi się syn. Może być już nastolatkiem, takim w najgorszym wieku. Sprawia problemy wychowawcze, potrzebuje silnego autorytetu i wzorca. Trochę oklepane, ale życiowe więc na początek wystarczy.
Potem ten pierwszy zaprasza ją na randkę. Znają się od lat, ale nigdy nie patrzyła na niego w ten sposób. Czuła, że on ma dla niej szczególną sympatię, ale nic nie robił, bo miała męża. Jest uczciwy i zasadniczy. Dobry punkt zwrotny. Potem pojawia się ten drugi, a w końcu dowiadują się o sobie. Ona nie wie kogo wybrać, a oni rywalizują trochę ze sobą, ale bez masakry. W końcu nie wiedzą na czym stoją i zaczynają się niecierpliwić, z czasem wywierają presję, żeby któregoś wybrała.
Kogo ma wybrać?
Lęk znów zaczął pełzać w okolicach karku. Przecież to jest kluczowe pytanie, bez tego całe opowiadanie nie ma sensu. Kim oni są, co sobą reprezentują? To nie może być wybór pomiędzy biednym, a bogatym, zbyt naiwne. Miłość, a stabilność? Taka rozważna i romantyczna w pigułce. Może jednego lubi dziecko, a drugiego ona? Odłożył to na później, w końcu się wyjaśni.
Gapił się przez chwilę w ekran i znów zaczął panikować.
Kawa. Zrobił sobie kolejną i zaczął chodzić po mieszkaniu. Musi popatrzeć przez okno, wyczyścić umysł. Przecież musi być jakieś wyjście. Czuł się jakby ustawił na szachownicy pionki zgodnie z instrukcją, ale zapomniał nauczyć się zasad gry.
Może to był dobry pomysł? Niech oni tak bardzo się nie różnią, niech ona ma więcej uczuć do jednego, a chłopak bardziej przywiązuje się do drugiego. Matki często poświęcają się dla swoich dzieci, to trafi w target.
Pociągnął głęboki łyk i uśmiechnął się do siebie. Ale lęk nie ustępował, z karku zszedł na klatkę piersiową i utrudniał oddychanie. A jeśli to zły pomysł, jeśli się nie spodoba? Opublikuje to w Internecie i zostanie zjechany, że banalne, że oklepane, że nie zna realiów. Nigdy nie był samotną matką, jak ma to napisać wiarygodnie? Nigdy nawet nie był dzieckiem porzuconym przez ojca.
Położył się na kanapie, oddychając ciężko. Może jednak ten pomysł nie był taki dobry, jak się wydawał na początku? Łatwiej jest pisać fikcję, zawsze można się wytłumaczyć, że w moim świecie tak właśnie miało być. Dwóch gości pobije się o księżniczkę i tyle, nie będzie żadnego syna, zrobi się otwarte zakończenie i niech sobie czytelnicy wymyślają o co chodzi. Może powinien zostawić tę historię i pozwolić jej dojrzewać, może jest za wcześnie, żeby to pisać?
Kolejny błysk w głowie pojawił się jak zwykle niespodziewanie. Wrócił do laptopa i wpatrywał się przez chwilę w kartkę, ale już bez lęku. Był gotów, zostawił plan i ruszył. Wszystko nagle stawało się jasne i oczywiste.
Ona pakuje resztę jego rzeczy. Ubrania, drobiazgi, resztki dni, które spędzali wspólnie raz na dwa miesiące przez ostatnich parę lat. Żal miesza się ze strachem i wściekłością. Nie zostawił jej dla młodszej, nie wpadł w szpony nałogu. Zdradził w najgorszy możliwy sposób, ot tak, bez wyraźnej przyczyny. Przestał kochać. Ona ma na imię Anna. To imię pasujące do każdej kobiety, księżnej, prowincjuszki, pani prezes i jej asystentki. Ma długie, lekko falujące włosy i kanarkową sukienkę. Właśnie tak, kanarkową. Nie żółtą, nie cytrynową, ale kojarzącą się jednocześnie z ptakiem, symbolem wolności i klatką, symbolem niewoli. Ma około trzydziestu pięciu lat. Jest jeszcze młoda i pełna energii, ale czuje już presję zbliżającej się czterdziestki.
Słowa wpływały z palców rwącym potokiem, kartka zapełniałą się w zawrotnym tępie. Czuł się jak prorok, jak antena odbierająca fale nadawane przez samą Melpomenę, jak przepowiednia podczas wizji. Ignorował kolorowe wężyki, błędy i literówki będzie poprawiał potem, teraz nie może stracić natchnienia. Palce znów przyjemnie mrowiły.
Rzeczy są już spakowane. Nie zamierza ich odsyłać czy trzymać w piwnicy, pójdą na śmietnik. Ten rozdział jest zamknięty i pora usunąć wszelkie ślady. To dobry moment na wejście syna. Wraca ze szkoły. Jest zdolny, nie sprawia kłopotów wychowawczych, przynajmniej nie większe niż inni w jego wieku. Chce się uczyć. Jest dla niej całym życiem, kocha go miłością czystą, macierzyńską, bo to jedyny mężczyzna na całym świecie, który nigdy jej nie zdradzi. Jest tego pewna. W szkole właśnie organizują wycieczkę do muzeum techniki i trzeba wpłacić pieniądze. Ona się zgadza, chociaż nie zapłaciła jeszcze wszystkich rachunków w tym miesiącu. Może mama zgodzi się trochę pomóc, ale boi się do niej dzwonić. Nie chce znów wysłuchiwać, że gdyby była dobrą żoną, to nadal miałaby męża. Może weźmie chwilówkę? Może jego ojciec coś wyśle? Nie robi tego już od trzech miesięcy, a ona nie ma ochoty na kolejną kłótnię.
To dobry kryzys i dobre miejsce na wejście pierwszego kandydata. To ktoś, kogo znała od dawna, przyglądał się jej już wcześniej. Jaki on jest? Trzeba go jakoś opisać i przedstawić, ale tak, żeby grał odpowiednio z tym drugim, z konkurentem który pojawi się później. Odrzucił stylizację romansową, żadne wille i Porsche. Obaj w jakiś sposób podobni do siebie, ludzie z dnia codziennego, przystojni i solidni, obaj z wadami. Różnica musi być subtelna, musi być podstawą wyboru, nie może być podana na tacy.
Nic więcej nie przychodziło mu do głowy. Wyciągnął ręce do góry, żeby rozprostować plecy, bo ból między łopatkami robił się dokuczliwy. Postukał znów palcem w parapet. Raz, drugi, dwudziesty. Wciąż nic. Musi wyczyścić umysł. Zapatrzył się w niebo i oddychał głęboko. Po pustce, którą miał w głowie hulał wiatr, przeganiając z konta w kont resztki niepotrzebnych myśli.
Może zostawi to na później? Może.
Ale nie było już później. Musi jakoś opisać tę postać, tu i teraz. To krótkie opowiadanie, w takich nie ma za dużo miejsca dla „później”, w nich wszystko dzieje się tu i teraz. Nie rozkręca się powoli, nie wyjaśni się pod koniec, trzeba pisać zwięźle i na temat. Albo się wie o czym się pisze, albo nie.
Potwór znów wypełzł i wspinał się po kręgosłupie. Zanim doszedł do karku, ścisnął pierś utrudniając oddychanie. To wszystko jest bez sensu. Nagle dotarło do niego to, co powinno być jasne od początku. Pośrodku tej misternej intrygi ziała ogromna, wypełniona mrokiem dziura, z której niezmierzonej głębi dobiegał śmiech. Irytujący, natarczywy, drwiący, natrętny i przytłaczający prostacki rechot. Zerwał się na równe nogi. To była prawda, wychynęła z tej czarnej otchłani i śmiała mu się prosto w twarz.
To wszystko jest bez sensu, mój drogi. Nie znasz swoich bohaterów, nie masz pojęcia czym się różnią. A bez różnicy nie ma konfliktu, a bez konfliktu nie ma intrygi, a bez intrygi nie ma przekazu. A bez przekazu to wszystko co robisz, nie ma najmniejszego sensu. To wszystko jest bez sensu. Doświadczasz tę biedną kobietę skazując ją na porzucenie, pozbawiasz dorastającego chłopca ojcowskiego autorytetu, rozkochujesz tych dwóch nieszczęśników i każesz im z siebie robić idiotów, kiedy starają się o jej względy. Na koniec wprowadzasz toksyczną atmosferę, kiedy naciskają, żeby wybrała. Maltretujesz ich uczucia i dusze, i nawet nie wiesz po co. Co z ciebie za autor? Co z ciebie za człowiek?
Prawda już się nie śmiała, tylko z drwiącą i pogardliwą miną krzyczała mu prosto w twarz. To wszystko jest bez sensu. Pomysł może był dobry, ale wykonanie jest do niczego.
Mrożący dreszcz przebiegł mu po całym ciele. Wybiegł do pokoju, skulił się na kanapie i przykrył cały kocem. Naciągnął go na głowę.
Tak właśnie powiedzą, że pomysł jest niezły. Dobrze wiedział co byłoby dalej. Poprawiłby literówki i przecinki. Stoczyłby nierówną walkę z ortografią, przeklinając Reja i Parkoszowica, i sadystyczne skłonności ich wyznawców, a potem pokazałby to w sieci, opublikował na jakimś forum i siedział, czekając aż pojawi się jakiś komentarz. Wymyśliłby sobie jakieś zajęcie, żeby nie odświeżać co chwilę przeglądarki, ale w końcu by się poddał. Minuty trwałyby godzinami, a cisza tykałaby jak bomba zegarowa.
I w końcu ktoś by to napisał, ktoś otworzyłby bramy. „Pomysł niezły, ale wykonanie...” Potem ruszyłaby lawina. Prawdziwa kobieta by tak nie zrobiła, za często oglądasz Bridget Jones, realia wyssane z palca, nie masz pojęcia o ludzkich emocjach. W końcu do wodzirejów dołączyłaby reszta. Literówka, brakuje średnika, wolałbym inny wyraz, bo ten się powtarza, pisz krótsze zdania, pisz dłuższe wyrazy. Na koniec do tego bombradowania i ostrzału altyreryjskiego dołączyłaby piechota. Słabe, źle się czyta, nie podoba mi się.
W akcie desperacji zatkał uszy, ale nie pomagało. Głosy lęgły się w głowie i przekrzykiwały, tak że ciężko je było już zrozumieć. Pisz tak, pisz śmak, pisz inaczej. Nie pisz wcale.
Nie. Próbował je zagłuszyć. Nie muszę tak pisać, wcale nie muszę tak pisać. Nie muszę pisać, rozumiecie?
Nie muszę pisać.
I głosy ucichły. Nagle i zupełnie. Zniknęły wszystkie pozostawiając go w absolutnej ciszy, w ciszy, który przyniosła spokój.
Zsunął koc i usiadł. Powtórzył to jeszcze kilka razy. Wcale nie musi pisać.
Ucisk klatki piersiowej zniknął, a chłód z pleców gdzieś odpełzł. Siedział tak dłuższą chwilę delektując się spokojem, czuł się jak Budda, który właśnie doznał oświecenia. Nie mógł uwierzyć, że to takie proste. Wszystko jest „takie proste” chwilę po tym, jak się zrozumie. I zrozumiał.
Wcale nie musi pisać.
Wrócił do kuchni, złożył laptopa i schował go do szafki. Świat się nie skończył, niebo się nie rozstąpiło, głos z góry nie skarcił go i nie przeklął. Usiadł na swoim fotelu i nie był w stanie pohamować uśmiechu. Czuł się taki lekki, taki swobodny, czuł się wolny.
Zaskoczenie powoli ustępowało miejsca świadomości tego, co właśnie odkrył. Wcale nie musi pisać, tylko tyle, przecież są inne zajęcia na świecie. Nagle okazało się, że nie ma zmartwień, za to ma wolne popołudnie. Nie był prymusem z matematyki ale szybko obliczył, że właśnie dostał osiemnaście godzin w każdym tygodniu. To mnóstwo czasu i może z nim zrobić co zechce. Przecież miał różne plany, zainteresowania, hobby. Musi sobie to wszystko przypomnieć.
Wziął prysznic, żeby zmyć z siebie resztki poprzedniego życia, potem zadzwonił do rodziców i przegadał z ojcem prawie dwie godziny. Przez ostatnie miesiące rzadko ze sobą rozmawiali i wymieniali tylko standardowe uwagi o pogodzie i zdrowiu. Obiad zjadł w niewielkim barze na osiedlu, a potem poszedł do kina.
Obejrzał dwa filmy jednego popołudnia. Jeden chciał zobaczyć już od paru tygodni, ale jakoś się nie składało, na drugi poszedł trochę z rozpędu, ale nie żałował. Oglądał je dla przyjemności, nie zastanawiał się gdzie kończą się akty, kto jest protagonistą, a kto antagonistą i jakie może być zakończenie. Po prostu je chłonął. Wieczorem obejrzał w domu mecz, umilając sobie czas dwoma piwami.
Tej nocy spał dobrze, nie było żadnych koszmarów, ani dziwnych wizji. Obudził się wyspany i zrelaksowany, i po raz pierwszy od miesięcy nic go nie bolało. Rozpierała go energia. Na śniadanie zjadł jajecznicę i wypił sok. Wyciągnął z szafy sportowe buty i komplet do biegania, który leżał tam przez ostatni rok. Przydałoby się go odświeżyć w pralce, ale nie chciał czekać. Czuł się taki wolny, czuł że może wszystko. Zadba znów o siebie, pobiega, wróci na siłownie, będzie jadł więcej warzyw i owoców. A w poniedziałek zaprosi Ewę z technicznego do kawiarni na rynku. Spotykają się w biurze prawie codziennie, miło im się rozmawia, on lubi ją, ona jego też. Oboje czują, że to coś więcej, ale żadne nie ma odwagi zrobić pierwszego kroku. Nie ma na co czekać.
Pod blokiem ruszył lekkim truchtem, tak dla rozgrzewki. Z naprzeciwka szła znajoma staruszka. Ukłonił się i uśmiechnął na powitanie. Odpowiedziała lekkim skinieniem głowy, ale zamiast uśmiechu uraczyła go podejrzliwym spojrzeniem. Był pewien, że kiedy ją minął odwróciła się i obserwowała go, aż zniknął za rogiem bloku.
Poranne powietrze było chłodne i orzeźwiające. Pobiegł do parku i zrobił dwie rundy wokół oczka wodnego. Godzinka jak na pierwszy raz była wystarczająca.
Kiedy wracał znów spotkał staruszkę. Zbliżała się akurat do swojej klatki i trzymała w ręce wypchaną siatkę, która wyraźnie jej ciążyła. Uśmiechnął się do niej i podbiegł, żeby pomóc. Złapał ręką za klamkę drzwi i zastygł w bezruchu.
Flesz błysnął paraliżująco w środku głowy. Różnica między konkurentami nie ma większego znaczenia, bo to ona jest najważniejsza. Nie wybierze żadnego, zostanie sama i weźmie los w swoje ręce. Anna jest dojrzałą kobietą, która potrafi zadbać o siebie i swojego syna. Rozstanie zmieni ją na lepsze.
Palce znów zaczęły niepokojąco mrowić szukając zaspokojenia.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

Niewolność twórcza (opowiadanie być może pesymistyczne)

2
Tytuł rekapituluje treść całą, ale trzeba zastrzec, że charakteryzowana niewolność (btw, neologizm o wiele celniej odnosi się do desygnatu aktu pisarskiego niż utarta niewola) dotyczy dominującego typu twórców, takich 'poukładanych', z nadzieją napisania czegoś solidnego, mocno przejmujących się krytycznym odbiorem, za mocno:)

Przewrotne sprawozdanie z jednej doby pisarza. Od złotego strzału pomysłu, poprzez zwycięstwa i klęski jego realizacji, aż do ponownego flesza weny.
Stan umysłu zapełniającego literki bardzo szczegółowo nakreślony. Optymizm czy pesymizm... a to już zależy, jak mocno jest ktoś zaangażowany w proces pisania, zależny zresztą od wielu czynników, nie tylko tych przedstawionych w Twoim autotematycznym opowiadaniu. Nie mylić z autobiograficznym:)
Właśnie, owo auto- , czy nie wiarygodniej wybrzmiałaby tu narracja pierwszoosobowa? Sądzę, że zdecydowanie tak.

I jeszcze jedno, hm, mając odrobinę empatii nie można pastwić się nad ułomnościami opka, jego ewentualna krytyka jest wpisana w "Niewolność twórczą", nawet faktycznie występujące uchybienia interpunkcyjne, zostały przewidziane:)
Smaczkiem są wątki nawiązujące do Wery, wywołały uśmiech. I wiesz co, Seener? Całe opko czytam jak mega dobrą humoreskę.
Niech żyje wolność pisania! :D

Niewolność twórcza (opowiadanie być może pesymistyczne)

3
Temat mój nieulubiony, ale uratowany dobry wykonaniem. Podobał mi się ten niewymuszony humor i ogólna płynność tekstu -- nic nie zgrzyta, nic nie trzeszczy. Mimo, że to tekst o tekście, to ma pewną tradycyjną strukturę narracji, przez co wchodzi raczej bezproblemowo. No i zakończenie niezłe.

Ogólnie Seener, piszesz fajnie, tylko bym wolał, byś napisał o czymś innym :P
Strona autorska.

Niewolność twórcza (opowiadanie być może pesymistyczne)

5
Początek odebrałam jako właśnie taki błysk, oślepiający, nagły.
Dalej to wrażenie "nagłego olśnienia" trochę słabnie, lecz klimat pozostaje. Moim zdaniem to bardzo dobre opowiadanie.
Dziękuję za ciekawą lekturę. :)
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Niewolność twórcza (opowiadanie być może pesymistyczne)

6
Leszek Pipka pisze: Dla postronnych chyba za mało zwarte, za mało interesujące, zwroty akcji :P czytelne raczej dla wtajemniczonych.
A ja mam wrażenie, że tu akurat twórcze dylematy zostały tak opisane, iż nawet niewtajemniczeni zrozumieją. Dla zweryfikowania tej tezy trzeba by przeprowadzić eksperyment na jakimś niewinnym hydrauliku. :twisted:

Natomiast mnie (wtajemniczoną raczej) zaskoczył trochę ten fragment:
Seener pisze: a potem pokazałby to w sieci, opublikował na jakimś forum i siedział, czekając aż pojawi się jakiś komentarz. Wymyśliłby sobie jakieś zajęcie, żeby nie odświeżać co chwilę przeglądarki, ale w końcu by się poddał. Minuty trwałyby godzinami, a cisza tykałaby jak bomba zegarowa.

I w końcu ktoś by to napisał, ktoś otworzyłby bramy. „Pomysł niezły, ale wykonanie...” Potem ruszyłaby lawina. Prawdziwa kobieta by tak nie zrobiła, za często oglądasz Bridget Jones, realia wyssane z palca, nie masz pojęcia o ludzkich emocjach. W końcu do wodzirejów dołączyłaby reszta. Literówka, brakuje średnika, wolałbym inny wyraz, bo ten się powtarza, pisz krótsze zdania, pisz dłuższe wyrazy. Na koniec do tego bombradowania i ostrzału altyreryjskiego dołączyłaby piechota. Słabe, źle się czyta, nie podoba mi się.
Ludzie naprawdę aż tak się denerwują publikacją w necie czy to przerysowane? Bo mnie się wydało wręcz karykaturalnie przerysowane, ale może niektórzy rzeczywiście aż tak bardzo przeżywają, co tam jakaś Thana albo inny Niunio515 pod tekstem napisali? A może to tylko Twój bohater taki nerwowy? Rety, przecież to mu na serce zaszkodzi! I jeszcze tyle kawy!

Przy okazji, literówki dwie:
Seener pisze: bombradowania i ostrzału altyreryjskiego
bombardowania i ostrzału artyleryjskiego
Seener pisze: Stoczyłby nierówną walkę z ortografią,
Khem, khem... To ja pomogę. 8)
Seener pisze: dom na mazurach
na Mazurach

Pisownia marek samochodów (kilka razy masz w tekście, różne) - zasada:
http://www.rjp.pan.pl/index.php?option= ... Itemid=145
Seener pisze: Doświadczasz tę biedną kobietę skazując ją na porzucenie,
W konstrukcjach typu robiąc coś, ktoś robi coś (lub na odwrót) zawsze w środku jest przecinek. Czyli:
Doświadczasz tę biedną kobietę, skazując ją na porzucenie
Seener pisze: Nie, nie może zacząć od opisu. Potop nie zaczyna się od radiowego listu gończego za Kmicicem.
Dobre! Słyszę ten komunikat uszami wyobraźni! :) Ale "Potop", czyli tytuł, powinien być w cudzysłowie.
Seener pisze: zmierzyć się z bestią oko w oko.
Frazeologia. Albo stanąć z bestią oko w oko, albo zmierzyć się z bestią. A tu masz dwa grzybki w barszcz.
Seener pisze: zdzieliła by
Razem. Zdzieliłaby.
Seener pisze: gnany przez natchnienie.
gnany natchnieniem chyba będzie lepiej.
Seener pisze: Może niech pakuje rzecz po zdradzieckim mężu,
rzeczy
Seener pisze: kartka zapełniałą się w zawrotnym tępie.
zapełniała się w zawrotnym tempie Tempo od tempus - czas.
Seener pisze: hulał wiatr, przeganiając z konta w kont resztki niepotrzebnych myśli.
z kąta w kąt, bo konta to te bankowe.

To jest fajny tekst. Życzę Ci wolności. Twórczej i nietwórczej. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

[W] Niewolność twórcza (opowiadanie być może pesymistyczne)

7
Dzięki za przeczytanie. I dzięki za korektę.
Oczywiście opowiadanie jest z ukłonem w stronę Wery, ale to tylko opowiadanie... nie biografia :)
Thana pisze: Bo mnie się wydało wręcz karykaturalnie przerysowane, ale może niektórzy rzeczywiście aż tak bardzo przeżywają, co tam jakaś Thana albo inny Niunio515 pod tekstem napisali?
No jest tu trochę rzeczy zdecydowanie mocniej zarysowanych. Siła natchnienia, porzucenie zakupów, poczucie presji oceny.
Ale chyba w każdym "światów tworzycielu" jest jakiś pierwiastek się podobania? Na jednym ramieniu siedzi ten co uważa, że pomysł jest fajny i trzeba go zapisać, na drugim ten, który się zastanawia czy aby na pewno. No i oni się czasem spierają pozostawiając autora w rozkroku.
Z moich obserwacji wynika, że tylko Gombrowicz i paru nieopierzonych żółtodziobów było w stanie obstawać przy pozytywnej wartości swojej twórczości i to wbrew krytyce, aczkolwiek z różnym skutkiem ;)
Ten autor nie ma sprawdzonej metody na radzenie sobie z krytyką, a z drugiej strony natchnienie nie odpuszcza.
Tak się zastanawiam czy taki Mozart byłby w stanie zignorować swój dar i zostać... bo ja wiem... stolarzem?
Pewnie i tak jakby rżnął jakąś deskę, to pogwizdywał by sobie pod wąsem.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

[W] Niewolność twórcza (opowiadanie być może pesymistyczne)

8
Seener pisze: paru nieopierzonych żółtodziobów było w stanie obstawać przy pozytywnej wartości swojej twórczości i to wbrew krytyce, aczkolwiek z różnym skutkiem
No bo "obstawanie" to chyba drugi biegun tego samego zjawiska. Albo: "wszyscy mają rację, tylko nie ja" (nawet jeśli ci "wszyscy" mają sprzeczne opinie) albo: "ja mam zawsze rację i nigdy nikt inny". A tak naprawdę, to nie ma reguły przecież. Czasem komentujący ma rację, a czasem jej nie ma. Trzeba przemyśleć, o co mu chodzi, żeby to rozstrzygnąć.
Seener pisze: Ten autor nie ma sprawdzonej metody na radzenie sobie z krytyką, a z drugiej strony natchnienie nie odpuszcza.
OK. Ale nerwica już na niego czyha za drzwiami przy takim podejściu. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”