[W] Nasz mały koniec świata [fragment, powieść obyczajowa, romans]

1
No dobrze, a więc przedstawiam wam początkowy fragment mojej powieści. Pisanie jeszcze nie idzie mi zbyt (wcale) gładko, ale ta historia strasznie mnie męczy i gdybym jej nie spisała, wywierciłaby mi dziurę w brzuchu. :)

Siedzę w jasnym, małym pomieszczeniu. Jestem tak zdenerwowana, że nawet nie zauważam krwi, która zaczyna pojawiać się na zagryzanej przeze mnie wardze. Po raz tysięczny sprawdzam godzinę na drogim zegarku, który dostałam od Phila. Babcia powinna być tu już od kilku minut. Głośno wzdycham i opadam na oparcie twardego krzesła. Tania lampa na suficie, co chwilę mruga, rzucając mgliste światło na metalowy stolik. Zamykam oczy i jeszcze raz analizuje w myślach wydarzenia z ubiegłego dnia. To po prostu nie może być prawdą. To jest zbyt absurdalne! Moja rodzina zawsze była do obrzydzenia nudna i zwyczajna. Moi rodzice odkąd pamiętam, są kucharzami w niewielkiej restauracji, mieszkamy też z babcią, która przed emeryturą pracowała w bibliotece. Nic nadzwyczajnego. Każdy dzień był jedną, wielką rutyną. Był. Wczoraj jedliśmy niedzielny obiad, co teraz wydaje się absurdalne. Było spokojnie i miło, snuliśmy luźne plany, co do mojego ślubu z Philem, który całe szczęście, w końcu nie przyszedł nas odwiedzić. Mama pierwsza usłyszała zbliżającą się syrenę policyjną. To nie był jeden dźwięk, zupełnie jakby jechało ich więcej. Robiło się coraz głośniej i głośniej. To było szczególnie dziwne jak na taką spokojną dzielnicę. Kiedy zatrzymali się na naszej ulicy, syreny stały się wręcz nieznośnie. Strasznie się wtedy spięłam. Nagle dźwięk się wyłączył, ale mimo to do domu wpadało przez firanki
kolorowe światło. Spojrzałam po rodzinie, kiedy zrozumiałam, że stoją na naszym podjeździe. Tata podniósł się pierwszy. Ruszył powoli do okna, chcąc sprawdzić, co się dzieje. Do tej pory byłam pewna, że coś się stało u sąsiadów. U którychkolwiek. Na pewno nie chodziło o nas. Wtedy rozległo się głośne walenie do drzwi.
- Otwierać, policja – zawołał męski głos. Serce mi zamarło, trzeźwe myślenie całkowicie się wyłączyło. Instynktownie chciałam uciekać. Przeszło mi przez głowę, że chodzi o moich klientów, którąś ze skończonych spraw. Żałuję, że nie spojrzałam wtedy na babcie, chciałabym wyczytać coś z jej miny. Tata otworzył drzwi, a do środka wpadło dwóch policjantów. Przez szparę w wejściu, zobaczyłam, że na podjeździe stoją dwa samochody, a kolejne dwa większe zamykają drogę po obu stronach. Tęższy policjant, o surowej twarzy i sądząc po mundurze – wysokiej randze, wystąpił na przód.
- Pani Naya Haddad? - babcia podniosła się od stołu. - Aresztujemy panią pod zarzutem zdrady stanu podczas trzeciej wojny światowej.
- To jakieś szaleństwo – wyrwała się mama. Dokładnie pamiętam, jak się wtedy trzęsła. Mimo że udawała, że jest zła, to z pewnością było wywołane paniką. - Moja matka nie jest żadną kryminalistką.
- Obawiam się, że nie ma pani pojęcia, kim tak naprawdę jest pani matka. Chyba że znała pani już wcześniej jej prawdziwe imię. Wtedy również panią musimy aresztować.
- Oczywiście, że wiem, jak się nazywa! I to wcale nie jest żadna Naya Haddad, tylko... - babcia przerwała jej gestem ręki. Z przerażającym spokojem podeszła do funkcjonariusza i podała ręce, ułożone już do skucia w kajdanki.
- Nie rozumiem… Mamo!
Babcia odwróciła się do mamy, która zaczęła płakać.
- Nie mogłam ci powiedzieć, kochanie. Nie byłabyś bezpieczna, jako córka Nayi.
Otworzyłam oczy, gdy nagle uchyliły się drzwi, a do pomieszczenia weszła babcia w towarzystwie dwóch strażników. Usiadła na krześle naprzeciwko mnie i pozwoliła strażnikowi przypiąć się do metalowego stolika. Nie mogłam przestać przyglądać się ostrej pomarańczy jej stroju.
- W razie czego, jesteśmy za drzwiami – powiedział do mnie jeden ze strażników. Rzuciłam mu rozzłoszczone spojrzenie. To wszystko było jakąś maskaradą. Czy oni naprawdę myśleli, że moja babcia, która uczyła mnie czytać, zszywała moje pluszaki i co rano zaprowadzała do szkoły, mogłaby zrobić mi krzywdę? Właściwie – komukolwiek?
- Jeśli to jest dla ciebie niekomfortowe, nie musimy tego robić.
- Być twoją prawniczką? - uniosłam brwi, aż zmarszczyła się skóra na moim czole.
- Tak.
- Tak, jest. Wszystko jest niekomfortowe, bo to jakiś absurd. Muszę jednak udowodnić im, że to głupia pomyłka. Zabierzmy się więc do pracy i skończmy tę maskaradę jak najszybciej.
- Isobel – głos babci, był śmiertelnie poważny. - Ale ja jestem winna.
- Nie, nie jesteś. Może i zrobiłaś podczas wojny coś nie do końca moralnego, ale znam cię. To na pewno nie było nic tak złego, jak myślisz. Jesteś dobra i dlatego tak ci się wydaje. Podczas wojny działy się różne rzeczy.
- Isobel, słyszałaś o Nayi Hadid – to nie było pytanie. Każdy o niej słyszał. Każdy znał całą jej mrożącą krew w żyłach historię.
- Ty nią nie jesteś. Ona nie żyje, babciu — starsza kobieta rzuciła mi zniecierpliwione spojrzenie.
- Może po prostu ci wszystko opowiem, dobrze? W końcu i tak musisz poznać moją historię, żeby mnie bronić. Później, na sam koniec ustalisz, czy mi wierzysz i jak oceniasz moje działania.
Skinęłam twierdząco głową. Jaki miałam wybór? Wyciągnęłam z torby magnetofon i położyłam go na środku blatu.
- Zaczynajmy. Chcę, żebyś opowiedziała mi wszystko od wybuchu wojny. Ze wszystkimi szczegółami.
- Oczywiście. Ze wszystkimi szczegółami. Powinnam jednak zacząć kilka miesięcy wcześniej, żebyś mogła lepiej mnie zrozumieć. To był rok dwa tysiące dwudziesty pierwszy, a ja właśnie zaczęłam ostatnią klasę liceum. Mieszkałam na zamożnych obrzeżach niewielkiego miasta w Wirginii. Doskonale pamiętam pierwszy dzień szkoły, tego roku. Był piękny, słoneczny poranek, a ja wyczekiwałam tej chwili, całe tygodnie. Wybiegłam z domu, kiedy tylko usłyszałam klakson motoru.
- Jedźcie ostrożnie! - Zawołała za mną Barbra, nasza gosposia, ale już jej nie słuchałam. Nie widziałam Michaela całe lato, które spędził z rodziną w ich letnim domu w Europie. Stał beztrosko oparty o swojego Harleya, z kaskiem w ręce i łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Wyglądał jeszcze lepiej, dzięki mocniejszej opaleniźnie i lekko zapuszczonych włosach, które mimo wiatru układały się idealnie. W przeciwieństwie do moich, które zaraz zaczęły chłostać mnie po twarzy. Zignorowałam to i rzuciłam się Mike’owi na szyję. Ucałowałam go w policzek, co spowodowało u niego salwę śmiechu.
- Naprawdę nie możesz beze mnie żyć, Naya – powiedział, po czym zaraz usiadł na motorze. Zajęłam miejsce za nim i mocno go objęłam.
- Ma się rozumieć, w końcu taka moja rola.
Zdjęłam swój kask, gdy tylko dotarliśmy na szkolny parking. Michael nieskutecznie powstrzymał śmiech, kiedy zobaczył moją fryzurę napuszoną przez wiatr i ciasne nakrycie głowy.
- Wyglądam aż tak źle?
- Źle to nieodpowiednie słowo. Raczej jakbym cię przed chwilą przeleciał.
- Uważaj na słowa, Lewis – odezwał się głos za naszymi plecami. Zarumieniłam się, gdy zobaczyłam minę dziadka. Właśnie mijał nas, wchodząc do szkoły i oczywiście, akurat to zdanie musiał wyłapać. Był dyrektorem w naszej szkole. Do drugiego semestru zeszłego roku to z nim codziennie jeździłam i wracałam. Nie było to najlepsze dla mojej reputacji. Taka drobnostka, a nie przestaje bawić prawie wszystkich znajomych. Na całe szczęście Mike też mieszkał na przedmieściach. Kiedy licytowaliśmy się podczas tworzenia naszego udawanego związku, to była pierwsza rzecz na mojej liście. Oczywiście odkąd zaczęłam prowadzać się z najbardziej pożądanym chłopakiem w szkole, moja pozycja skoczyła tak wysoko, że nie musiałam się martwić, o to z kim jeżdżę. Jednakże za bardzo polubiłam te nasze przejażdżki. Jazda motorem była zdecydowanie bardziej emocjonująca niż samochodem, a już zdecydowanie Michael był zabawniejszy od mojego dziadka.
- Przepraszam panie Haddad! - Mike zawołał za dyrektorem, który już wchodził do szkoły. - A tak w ogóle to rodzice pytają, czy widzimy się wieczorem!
Kilkoro uczniów, którzy akurat byli w pobliżu, ryknęło śmiechem. Dziadek posłał Michaelowi groźne spojrzenie i ruszył do swojego gabinetu.
- Jak to jest, że z nas dwóch to ty czujesz się przy nim swobodniej?
- Bo ja zdążyłem już zauważyć, że twój staruszek to spoko gość. Też mogłabyś spróbować.
Wywróciłam ostentacyjnie oczami. Mijając próg szkoły, szatyn splótł palce naszych dłoni. Przedstawienie czas zacząć.
- Też masz teraz matmę?
- Zaczekaj, sprawdzę – wyciągnęłam z kieszeni sweterka papierowy plan zajęć. Mike wybałuszył oczy i wyrwał mi go z ręki.
- Cholera. Czemu tego jest tyle? Zapisałaś się na wszystkie możliwe zajęcia?
- Mówiłam ci, że traktuję ten rok śmiertelnie poważnie. Chcę się dostać na Stanford.
- Słyszałem to milion razy, ale to jest jakieś szaleństwo.
- Dam radę.
- Jeśli nie ty, to kto? - Nagle Michael zmarszczył brwi. - Znowu zapisałaś się na korepetycje z matematyki?
Wzruszyłam ramionami. - To moja pięta achillesowa, bez nich nie dam sobie rady.
- Profesor Murphy przeszła w tym roku na emeryturę, nikt nie zna nowego nauczyciela. Nie boisz się, że będzie okropny?
- Może być nawet połączeniem najgorszych nauczycieli na świecie, i tak go potrzebuję.
- Już to sobie wyobrażam – twarz szatyna rozpromieniła się w rozmarzeniu. - Idealna mieszanka Browna i Lawsona. Widzisz go oczami wyobraźni, tak wyraźnie, jak ja, Naya? Ma siwe włosy rosnące tylko pojedynczymi plackami i ohydną marynarkę, białą od łupieżu.
Zaśmiałam się głośno, słuchając przyjaciela. Nawet moja opinia pupilki nauczycieli, nie była w stanie powstrzymać mnie od dodania swoich dwóch groszy. - Pewnie tłuszcz, aż rozciąga jego koszulę.
- I ciągle grzebie w nosie…
- Swoimi wielkimi, włochatymi paluchami – żadne z nas nie mogło już opanować głośnych salw śmiechu.
- Na pewno też nie umie wymówić twojego nazwiska.
- I chrapie, kiedy udaje, że pilnuje nas na testach.
- A jego zezujące oczka… - Mike nie zdążył dokończyć zdania, bo wtedy właśnie otworzyły się drzwi od sali matematycznej. Ze zdziwienia, aż otworzyłam buzię. Nie mogliśmy się bardziej mylić co do pana Johnsona, to było pewne.
- Zapraszam do sali – oznajmił na tyle, głośno, żeby wszyscy czekający w okolicy, mogli go usłyszeć.
Michael nachylił się i wyszeptał do mojego ucha, tak cicho, żebym tylko ja mogła go usłyszeć – Nagle się ucieszyłem, że mamy teraz tę matematykę.
Wszyscy siadali, jak w zeszłym roku, więc poszłam w ich ślady. Zajęłam miejsce w pierwszej ławce, Mike tuż za mną. Nauczyciel stanął na środku i się przedstawił. Dokładnie wiedziałam, o czym mówił mój przyjaciel. Harry Johnson był po prostu bajeczny. Stał tam, mniej niż dwa metry przede mną, jak gdyby nigdy nic. W tym swoim jasnym, lnianym garniturze z rozpiętą marynarką, w błękitnej koszuli bez ostatniego guzika. Mówił z tym swoim cudownym, brytyjskim akcentem i raz na jakiś czas przeczesywał palcami jasnobrązowe włosy. Jak to możliwe, że mógł robić to wszystko tak beztrosko, podczas gdy ja z chwili na chwilę byłam bardziej zadurzona.
- Chciałbym dzisiaj zobaczyć, na jakim jesteście poziomie i przy okazji może zapamiętać, chociaż kilka imion. Może najpierw… Haddad Naya.
Wstałam z krzesła, już czując się zażenowana. Byłam absolutnie pewna, że zaraz się zbłaźnię. Modliłam się w myślach, żebym chociaż dostała bardzo trudny przykład, wtedy moja klęska byłaby łatwiejsza do zrozumienia. Kiedy jednak spojrzałam na pierwsze zadanie z kartki, przygotowanej przez Johnsona, odetchnęłam z ulgą. Tydzień temu zaczęłam się już uczyć i zdążyłam przerobić dokładnie taki sam przykład. Grzebiąc w odmętach pamięci, bez problemu rozwiązałam zadanie na tablicy.
- Świetnie – ruszyłam z powrotem do swojej ławki, a kiedy mijałam siedzącego na skraju biurka pana Johnsona, mrugnął do mnie wesoło. - Nie było po co się zamartwiać, prawda?
Może dla niego był to zwykły, beztroski gest, ale ja przez resztę lekcji, nie mogłam skupić się na niczym innym.
- Musisz się trochę opanować, bo ludzie przestaną wierzyć w nasz związek – szepnął do mnie Mike, kiedy wychodziliśmy z sali. Z jego twarzy nie schodził rozbawiony uśmieszek.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- Ach tak? Nawet nie zauważyłaś, że chciałem cię o coś spytać.
- Może nie usłyszałam.
- Stukałem cię ołówkiem po ramieniu – słysząc to, strasznie się zarumieniłam.
- Dobra, dobra. Przestań już – zatknęłam dłonią usta chłopaka, żeby przestał o tym paplać. - Zaraz to ty nas wydasz.
- W porządku! Nic już nie mówię. Tylko nie ciesz się za bardzo, dzisiaj będziemy u was na kolacji. To oznacza, że będę miał dobre kilka godzin na torturowanie cię.
- Michael! Naya – zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, podbiegły do nas dwie dziewczyny. Lisa i Marie, obie szaleńczo piękne i popularne. Zanim zaczęłam chodzić z Mikiem, nawet na mnie nie spojrzały, a teraz łasiły się jak jakieś zwierzątka. Odruchowo zawiesiłam się szatynowi na ramieniu. Mimo że wiedziałam, że nie mam żadnych powodów do zazdrości, nienawidziłam, kiedy te wszystkie dziewczyny robiły do niego maślane oczy. Lisa z obrzydzeniem opuściła wzrok na miejsce, gdzie obejmowałam Michaela. Szybko podniosła na mnie oczy i uśmiechnęła się słodko, jakbym nic nie zauważyła. - Będziecie dziś u mnie? Organizuję imprezę z okazji początku szkoły.
- Niestety. Mamy już plany…
- Idziemy na randkę – dokończył za mnie Mike. - Mamy sześciomiesięcznice. Następnym razem wpadniemy.
Kiedy odeszliśmy, trzepnęłam przyjaciela w ramię.
- Serio? Sześciomiesięcznica? - Zaśmiałam się. - Jesteś beznadziejny w udawaniu hetero.

- Trochę się pogubiłam – przyznałam, przerywając babci. - Michael był gejem?
Babcia przytaknęła, kiwając głową.
- W takim razie stworzyliście udawany związek, żeby nikt o tym się nie dowiedział i żebyś stała się popularniejsza?
- To duże uproszczenie. Ja miałam z tego wiele korzyści, ale głównie chodziło o niego. Kiedy dorastałam, sytuacja osób homoseksualnych miała się już w miarę dobrze na całym świecie. W tamtym czasie jednak znalazła się silna partia polityczna, która była bardzo przeciwko postępowi. Na świecie działo się coraz gorzej, a oni umieli to wykorzystać, żeby przeciągnąć ludzi na swoją stronę.
- Czytałam o tym. Na samym początku lat dwudziestych dużo ludzi wróciło do przekonań, odbierających kobietom ich prawa i uznających osoby innej orientacji za chore.
- Było o wiele gorzej – głos babci przejął się bólem. - Ludzie cofnęli się o co najmniej pięćdziesiąt lat. Takich jak Michael, uznawano za zboczeńców, szefowie wyrzucali kobiety z kierowniczych stanowisk, nawet rasizm ogromnie się pogorszył…
Babcia długo milczała, a ja bałam się odezwać. Czułam, że nad czymś mocno się zastanawia. Każdy ruch mógł ją spłoszyć.
Nagle do pomieszczenia wparowali strażnicy, którzy oznajmili, że nasz dzisiejszy czas się skończył. Nie mogłam uwierzyć, że minęło już tyle czasu. Mężczyźni wyprowadzili babcię z sali. Jeszcze w progu, zdążyła się zatrzymać na chwilę i odwrócić do mnie.
- Jeśli chcesz się dowiedzieć o tym więcej, zajrzyj do słownika ortograficznego.
Nic z tego nie rozumiałam, ale nie zdążyłam już spytać o nic więcej. Wracając do domu, musiałam naprawdę bardzo się starać, żeby skupić się na drodze. Czułam, że całkowicie zmarnowałam ten dzień. Z opowieści babci nie wynikało, na razie zupełnie nic. Nawet nie miałam pojęcia, do czego może dążyć. Kiedy dojechałam do domu, zauważyłam na podjeździe auto Phila. Po zgaszeniu silnika przez dłuższą chwilę siedziałam w ciemnym garażu. Ostatnie, na co miałam dziś siłę to jego towarzystwo. Za nic nie powiedziałabym tego którejkolwiek z moich przyjaciółek. Miały już wystarczająco dużo powodów do narzekania na niego. Nienawidziły naszego związku od początku. „Nudny, nie romantyczny, przeciętny z wyglądu i charakteru, możesz o wiele więcej”. Prawdą było to, że nasz związek nigdy nie był ekscytujący, a Phil nigdy nie doprowadził mnie do osławionych motylków w brzuchu, ale tam, gdzie one widziały przywary, ja dostrzegałam zalety. Był miły, cierpliwy, miał dobrą pracę i z pewnością nigdy by mnie nie zdradził. Nie był typem flirciarza, nie spędzał dużo czasu poza domem, nie miał wielu znajomych. Nie musiałam być zazdrosna. W końcu wyszłam z pojazdu i poszłam do domu. Phil siedział z rodzicami w salonie i pomagał im ustawić coś w telewizorze.
- Hej.
- Jak było? - mama od razu do mnie podeszła. Widziałam, jak bardzo była zdenerwowana. - Dowiedziałaś się czegoś?
- Na razie prawie niczego – westchnęłam, siadając na kanapie obok Phila. Narzeczony objął mnie ramieniem. Pachniał tanią wodą kolońską. Nienawidziłam jej. On jednak nie widział sensu w wydawaniu pieniędzy na drogie kosmetyki. Gdy raz kupiłam mu Hugo Bossa na urodziny, zwrócił go do sklepu. „Wolę wydać te pieniądze na nasze przyszłe mieszkanie” powiedział. - Ta sytuacja jest dla mnie strasznie dziwna. Babcia wydaję mi się być taka… Obca.
- Chyba wszyscy mamy teraz podobne odczucia, kochanie – odezwał się tata.
- Isobel – odezwał się Phil, kiedy zostaliśmy sami. - Myślałem, że może wybierzemy dziś kościół i salę weselną.
Nie udało mi się powstrzymać głośnego westchnienia. Mężczyzna posłał mi urażone spojrzenie.
- Przepraszam, Phil. Po prostu ta cała sprawa mnie wykańcza… Marzę już tylko o pójściu spać.
- To ciekawe. Do tej pory wszystkie procesy przychodziły ci lekką ręką. Może chodzi o to, że nie chcesz myśleć o tym ślubie, co? Zawsze masz jakąś wymówkę. Ból głowy, zmęczenie, ważniejszy temat. Jesteśmy zaręczeni już prawie rok, Isobel.
- Naprawdę nie widzisz różnicy między tą sprawą a moimi innymi klientami? - z trudem powstrzymywałam gniew.
- Spałaś jak dziecko nawet przy najbardziej paskudnych procesach, które mnie doprowadzały do koszmarów!
- Nie musisz mi przypominać, Phil, jaka bezduszna jestem – podeszłam do drzwi od pokoju i otworzyłam je na oścież. - Chyba już na ciebie pora. Zrobiło się późno.
- Bardzo dojrzale – rzucił na pożegnanie. Już po chwili usłyszałam warkot jego odjeżdżającego samochodu.
Mimo że nie kłamałam i naprawdę byłam zmęczona, długo nie mogłam zasnąć. To nie była wina Phila. Jego słowa wcale mnie nie dotknęły. Co więcej, byłam dumna z tego, jak profesjonalnie podchodzę do procesów i że praca nie wpływa na moje życie osobiste. Problem tkwił w tym, że gdy znalazłam się sama w pokoju, w mojej głowie znów pojawił się głos babci. W końcu nie wytrzymałam i poderwałam się z łóżka. Było już po drugiej w nocy. Najciszej jak mogłam, zeszłam do salonu. Po kilku minutach znalazłam wielki słownik ortograficzny. Nie miałam pojęcia, co właściwie robię, ale chwyciłam go pod pachę i wróciłam do sypialni. Usiadłam wygodnie na łóżku i zapaliłam nocną lampkę. Książka, sama otworzyła się na środku. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To nie był zwykły słownik. To była tajna skrytka! W wyciętej dziurze tkwił niewielki, stary dziennik, oprawiony w błękitną, popękaną skórę. Delikatnie go wyjęłam. Wydawał się niezwykle kruchy, a jego kartki były mocno pożółkłe. Już po kilku stronach zdałam sobie sprawę z tego, co trzymam w rękach. Pamiętnik Michaela Lewisa.

Nasz mały koniec świata [fragment, powieść obyczajowa, romans]

2
Pattie pisze: Po raz tysięczny sprawdzam godzinę na drogim zegarku, który dostałam od Phila
uważaj na wypowiedź w 1 osobie, wszystkie am, a trochę ich tu jest, robią z tekstu szkolne wypracowanie... spróbuj tak;
Po raz tysięczny patrzę na zegarek, który podarował mi Phil.
Pattie pisze: Głośno wzdycham i opadam na oparcie twardego krzesła
Zaczęłaś, że siedzisz, a teraz opadasz na krzesło? Siedzisz w sensie w więzieniu, czy siedzisz, bo siedzisz na krześle... Niby nic, a wytrąca z czytania.

Zauważyłem, że używaż różnych czasów. Teraz kiedy siedzisz w tym pokoju i gdy opowiadasz o przyjeździe policji. Uważaj z tym, bo łatwo się pogubić... :)
Pattie pisze: Spojrzałam po rodzinie,
co zrobiłaś?
Pattie pisze: szparę w wejściu
Przez szparę to raczej tego wszystkiego nie mogłaś zobaczyć.
Jest historia i można to czytać :)
Poracuj nad stylem, bo niektóre kawałki, zdania są napisane mocno łopatologicznie i ma się wrażenie, że napisała je nastolatka :)
Słownik synonimów się kłania :) Powtórzenia źle wyglądają w tekście.
Przeczytaj bardzo powoli swój tekst i wywalaj wszystkie tak zwane upiekszenia.
Nie jest źle, ale musisz pracować nad warsztatem i stylem :)

Nasz mały koniec świata [fragment, powieść obyczajowa, romans]

3
Będzie trochę łapanki, trochę uwag ogólnych.
Tekst ma plusy i minusy. Trochę niestety mnie znużył, choć widać w nim pomysł, który ma potencjał. Skąd więc znużenie? Cóż... Przegadujesz trochę. Rozwodzisz się nad tym, kto jak usiadł, wstał, spojrzał, obrócił się itd. itp. Pozwalasz bohaterom rozwodzić się nad jakimiś elementami, które dla nich są oczywiste, dla czytelnika nic nie wnoszą... Tekst od tego puchnie, klimat niestety się nie poprawia, a wydarzeń brak. Z czasem nabierzesz wyczucia, co warto rozwijać, a co niekoniecznie, więc to po prostu kwestia do wyćwiczenia. Niemniej tutaj trochę przeszkadzała.

Ogólna uwaga do łapanki jest taka, że musisz być bardziej uważna poprawiając tekst. Powtórzenia i ogonki to coś, co zawsze może uciec, ale jak ucieka za często, to znak, że trzeba się na nich bardziej skupić ;)
Poza tym wpadają czasem koślawe zdania czy dziwne opisy. Tu trochę przykładów:
Pattie pisze:
Siedzę w jasnym, małym pomieszczeniu. Jestem tak zdenerwowana, że nawet nie zauważam krwi, która zaczyna pojawiać się na zagryzanej przeze mnie wardze.
Logika. Jeśli nie patrzysz w lustro trudno zauważyć krew na swojej wardze. Bardziej "nie czuję, że przegryzam sobie wargę do krwi" czy coś w tym stylu.
Pattie pisze: Zamykam oczy i jeszcze raz analizuje w myślach wydarzenia z ubiegłego
"analizuję" - uważaj na ogonki
Pattie pisze: To po prostu nie może być prawdą. To jest zbyt absurdalne! Moja rodzina zawsze była do obrzydzenia nudna i zwyczajna. Moi rodzice odkąd pamiętam, są kucharzami w niewielkiej restauracji, mieszkamy też z babcią, która przed emeryturą pracowała w bibliotece. Nic nadzwyczajnego. Każdy dzień był jedną, wielką rutyną. Był. Wczoraj jedliśmy niedzielny obiad, co teraz wydaje się absurdalne. Było spokojnie i miło, snuliśmy luźne plany, co do mojego ślubu z Philem, który całe szczęście, w końcu nie przyszedł nas odwiedzić. Mama pierwsza usłyszała zbliżającą się syrenę policyjną. To nie był jeden dźwięk, zupełnie jakby jechało ich więcej. Robiło się coraz głośniej i głośniej. To było szczególnie dziwne jak na taką spokojną dzielnicę.
Ten fragment ma dwa problemy. Po pierwsze - jak na tak krótki tekst liczba odmian "być" jest zdecydowanie za duża. Zwyczajnie brzmi to nieporadnie. Niemniej - poprawa tego to kwestia zauważenia i przemeblowania paru zdań.
Drugi problem jest trochę bardziej kłopotliwy, mam wrażenie. Mniej oczywisty. Twoja bohaterka, jak rozumiem, siedzi i w emocjach na kogoś czeka. Natomiast te jej myśli prowadzisz jako nużącą relację dla czytelnika. Pokazuje to zdanie zaznaczone kursywą. Ona przecież nie musi sobie w głowie powtarzać, co jej rodzice i babcia robili. Ona wie, co dla niej znaczy "do obrzydzenia nudna i zwyczajna rodzina" (co więcej czytelnik tez sobie coś pod tym hasłem spokojnie wyobrazi). Więc te rozkminy dalej brzmią niewiarygodnie z perspektywy emocji postaci i sprawiają wrażenie łopatolgicznego wykładu dla czytelnika. Jak temu zaradzić?
Po pierwsze zastanowić się, czy te informacje są teraz czytelnikowi potrzebne. Czy to ma znaczenie, czy mama pracuje w restauracji czy w biurze? Może na razie można to przemilczeć? Jeśli nie, to pokombinuj nad przemyceniem ich w relacji. Nie wiem... "Rodzice wrócili ze swojej zmiany w restauracji, jak zwykle ponarzekali na klientów i usiedliśmy do obiadu" czy coś. Kombinuj :)
Pattie pisze: Spojrzałam po rodzinie, kiedy zrozumiałam, że stoją na naszym podjeździe
Koślawe zdanie.
Pattie pisze: Tata podniósł się pierwszy. Ruszył powoli do okna, chcąc sprawdzić, co się dzieje. Do tej pory byłam pewna, że coś się stało u sąsiadów. U którychkolwiek. Na pewno nie chodziło o nas. Wtedy rozległo się głośne walenie do drzwi.
Za dużo tych "się". Problem, z którym walczy chyba każdy piszący... Zwróć na to uwagę przy korektach swoich tekstów.
Pattie pisze: Żałuję, że nie spojrzałam wtedy na babcie
"babcię" - Uwaga na ogonki.
Pattie pisze: Przez szparę w wejściu, zobaczyłam, że na podjeździe stoją dwa samochody, a kolejne dwa większe zamykają drogę po obu stronach.
To musiała być duuuuża szpara. Pomyśl nad tym opisem. Czy w ogóle to ważne, jak stały samochody? Może przemilczeć?
Pattie pisze: - Nie mogłam ci powiedzieć, kochanie. Nie byłabyś bezpieczna, jako córka Nayi.
Otworzyłam oczy
Przyznam, że w tym miejscu w pierwszej chwili się zgubiłam. Nie zorientowałam się, że to koniec retrospekcji. Przynajmniej jakiś podział na akapity by się przydał.
Pattie pisze: Nie mogłam przestać przyglądać się ostrej pomarańczy jej stroju.
Pomarańcza to owoc. Pomarańcz to kolor. "Ostremu pomarańczowi jej stroju" jeśli już - ale to jak na moje nie brzmi.
Pattie pisze: - Być twoją prawniczką? - uniosłam brwi, aż zmarszczyła się skóra na moim czole.
Trochę przekombinowujesz z opisami czasem. Tu na przykład starczyłoby "zmarszczyłam czoło". Wiadomo, że skórę, każdy sobie spokojnie tę mimikę wyobrazi. Nie trzeba całego procesu, który do tego wyrazu prowadzi.
Pattie pisze: Właśnie mijał nas, wchodząc do szkoły i oczywiście, akurat to zdanie musiał wyłapać. Był dyrektorem w naszej szkole.
Powtórzenie się wkradło.
Pattie pisze: Mijając próg szkoły, szatyn splótł palce naszych dłoni.
Pamiętaj, ze to teraz opowiada babcia. Mówi o tym chlopaku per "szatyn"? Chyba nie. Pilnuj spójności w wypowiedziach postaci. Tu się wkrada momentami ton takiego typowego, zewnętrznego narratora.
Pattie pisze: Już to sobie wyobrażam – twarz szatyna rozpromieniła się w rozmarzeniu. - Idealna mieszanka Browna i Lawsona. Widzisz go oczami wyobraźni, tak wyraźnie, jak ja, Naya? Ma siwe włosy rosnące tylko pojedynczymi plackami i ohydną marynarkę, białą od łupieżu.
Zaśmiałam się głośno, słuchając przyjaciela. Nawet moja opinia pupilki nauczycieli, nie była w stanie powstrzymać mnie od dodania swoich dwóch groszy. - Pewnie tłuszcz, aż rozciąga jego koszulę.
- I ciągle grzebie w nosie…
- Swoimi wielkimi, włochatymi paluchami – żadne z nas nie mogło już opanować głośnych salw śmiechu.
- Na pewno też nie umie wymówić twojego nazwiska.
- I chrapie, kiedy udaje, że pilnuje nas na testach.
- A jego zezujące oczka… -
Ten dialog brzmi co najwyżej gimnazjalnie. Jak na rozmowę siedemnastolatków - mało prawdopodobnie.
Poza tym... po co babcia to wszystko opowiada tak słowo w słowo? Nie widzę totalnie tego jej monologu do wnuczki. Nie brzmi to zbyt wiarygodnie, czytelnika mało obchodzi... trochę niepotrzebnie rozpychasz tekst.
Pattie pisze: - Było o wiele gorzej – głos babci przejął się bólem.
W głosie babci zabrzmiał ból... Czy coś... głos się "przejąć bólem" raczej nie może.
Pattie pisze: Nagle do pomieszczenia wparowali strażnicy, którzy oznajmili, że nasz dzisiejszy czas się skończył. Nie mogłam uwierzyć, że minęło już tyle czasu.
Powtórzenie.
Pattie pisze: Nic z tego nie rozumiałam, ale nie zdążyłam już spytać o nic więcej.
I znowu.

Fajny pomysł z tą skrytką w słowniku ortograficznym :)

Ogólnie czytało mi się średnio, ale po solidnym czyszczeniu, przycięciu tu i ówdzie i szlifie byłoby ok. Nieźle dozujesz informacje, stopniowo rozwijasz fabułę - to dobre. Zastanów się, co zrobić, żeby Twoje bohaterki nie były takimi "gadającymi głowami". Żeby te opowieści nie były taką sztywną relacją dla czytelnika, tylko miały jakiś rys, zdradzający, że narratorka ma osobowość. Bo to trochę ucieka.
No i pisz, czytaj. Większość tych problemów, które łapałam powyżej, znika w miarę ćwiczenia.

Powodzenia!
Ada

Zatwierdzam jako weryfikację. M79
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Nasz mały koniec świata [fragment, powieść obyczajowa, romans]

4
W zasadzie Adrianna i tomek3000xl wyłapali wszystko z tego tekstu, dodatkowo u niego pojawił się zarzut, że niektóre fragmenty są jakby pisane przez nastolatkę. I w sumie może to nic złego...? Też odniosłem wrażenie, że jesteś bardzo młoda - tematyka, amerykańskie imiona, lekko romansowy styl pisania. Jeśli jesteś przed 20. rokiem życia, to pisz i ćwicz, nie jest źle :)

Nasz mały koniec świata [fragment, powieść obyczajowa, romans]

5
Nagle dźwięk się wyłączył, ale mimo to do domu wpadało przez firanki kolorowe światło.
Może lepiej brzmiałoby "ucichł", ewentualnie "został wyłączony".
- Ty nią nie jesteś. Ona nie żyje, babciu — starsza kobieta rzuciła mi zniecierpliwione spojrzenie.
Podobny przykład jak ten z szatynem, na który zwróciła uwagę Adrianna.
nawet rasizm ogromnie się pogorszył…
To brzmi trochę tak, jakby z rasizmem było gorzej, a nie o to przecież chodzi.

Nie jestem też przekonany do tej historii Nayi. Bardziej przypomina życie nastolatki z filmu +13 niż faktyczną codzienność w szkole, a to głównie przez sceny z dwiema popularnymi dziewczynami i naśmiewania się z wyglądu nauczycieli.
Ogólnie dobrze mi się czytało, podoba mi się tempo i zdobyłaś moją ciekawość. Czekam na dalszą część :D

Nasz mały koniec świata [fragment, powieść obyczajowa, romans]

6
Ja mam parę uwag do realiów zaprezentowanych w tym fragmencie.
Pattie pisze: Jestem tak zdenerwowana, że nawet nie zauważam krwi, która zaczyna pojawiać się na zagryzanej przeze mnie wardze.
W takim razie - KTO zauważa tę krew, skoro narratorka jednak o niej pisze?
Pattie pisze: Przez szparę w wejściu, zobaczyłam, że na podjeździe stoją dwa samochody, a kolejne dwa większe zamykają drogę po obu stronach.
I to wszystko po jedną starą kobietę, która wcześniej pracowała w bibliotece? Obawiali się, że ma moce jak Superman? Przecież funkcjonariusze, którzy ją zatrzymali, doskonale musieli wiedzieć, jaki tryb życia teraz prowadzi. A jeśli podejrzewali, że babcia organizuje u siebie jakieś przestępcze spotkania, to cała ta dyskoteka, jaką opisujesz ciut wcześniej, byłaby najlepszym sygnałem ostrzegawczym dla uczestników.
Pattie pisze:- Pani Naya Haddad? - babcia podniosła się od stołu. - Aresztujemy panią pod zarzutem zdrady stanu podczas trzeciej wojny światowej.
Taki zapis wskazuje, że to babcia zadaje pytanie. prawidłowo powinno być:
- Pani Naya Haddad?
Babcia podniosła się od stołu.
- Aresztujemy panią pod zarzutem zdrady stanu podczas trzeciej wojny światowej.
Tak się zastanawiam: po co Tobie ta trzecia wojna światowa? Świat, który przedstawiasz, jest bardzo podobny do dzisiejszego, a tymczasem po wojnie, która - licząc od "dziś" - rozegrała się w przyszłości, zdążyły dorosnąć już dwa pokolenia (dzieci babci i jej wnuczka). To bardzo duży skok w czasie, plus jeszcze ten światowy kataklizm po drodze (wojna jądrowa? W powszechnym przekonaniu, jak najbardziej mozliwa, wręcz nieunikniona). Takie wydarzenia bardzo zmieniają świat i społeczeństwo. Nie twierdzę, że musisz osadzać akcję w rzeczywistości postapo, lecz kiedy zaczniesz się wgłębiać w przestępczą działalność babci, będziesz musiała poświęcać coraz więcej uwagi realiom wojennym. Nie bardzo to widzę. Jak na moje wyczucie, babcia mogłaby być raczej aktywną rewolucjonistką czy terrorystką, winną jakiejś zbrodni nie podlegającej przedawnieniu. Takie grupy działają w wielu państwach i w każdym czasie, nie potrzeba do tego wojen na skalę światową.
Pattie pisze: To był rok dwa tysiące dwudziesty pierwszy, a ja właśnie zaczęłam ostatnią klasę liceum. Mieszkałam na zamożnych obrzeżach niewielkiego miasta w Wirginii.
Tak zaczyna się opowiadanie babci. I z nim wiąze się pewien problem. Babcia opowiada wnuczce o tym, co się zdarzyło jakieś pięćdziesiąt lat wcześniej. Tymczasem Ty podajesz dosłowny zapis całych dialogów pomiędzy uczestnikami tamtych zdarzeń. Słowo po słowie, co kto powiedział, jak przy tym się zachował, jak zareagowali koledzy... Niestety, nikt tak nie mówi, to nie jest tryb opowiadania. Narracja powieściowa, owszem, daje rozmaite możliwości, jeśli chodzi o takie retrospekcje, lecz u Ciebie wypada to niezręcznie, narracja wnuczki zlewa się w jedno z narracją babci, bo obie opowiadają w pierwszej osobie. Zamiana fragmentu retrospektywnego na w miarę naturalnie brzmiącą opowieść starszej kobiety może być trudna, proponowałabym więc wyraźne wydzielenie tej części, poprzez wprowadzenie podrozdziału opatrzonego datą: rok 2021, początek roku szkolnego albo podobnie. Oczywiście, w ten sam sposób powinny być oznaczone także fragmenty, w których narrację przejmuje wnuczka.
Pattie pisze: Kiedy dorastałam, sytuacja osób homoseksualnych miała się już w miarę dobrze na całym świecie. W tamtym czasie jednak znalazła się silna partia polityczna, która była bardzo przeciwko postępowi. Na świecie działo się coraz gorzej, a oni umieli to wykorzystać, żeby przeciągnąć ludzi na swoją stronę.
Oj. Jedna partia polityczna, ale coraz gorzej działo się na całym świecie, chociaż przedtem na tymże świecie było już w miarę dobrze. Z tego wynika, że to jednak nie była sprawa jednej partii. To się nazywa silny wzrost tendencji konserwatywnych, chociaż babcia pewnie nazwałaby je reakcyjnymi.

Jest w tym fragmencie pomysł, jest zadatek na ciekawą akcję, ale fabuła wymaga jednak przemyślenia niektórych detali. Sporo niezręczności językowych też się wkradło. Ogólnie jednak - przeczytałabym kolejną część.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Nasz mały koniec świata [fragment, powieść obyczajowa, romans]

7
Ja tu tylko z taką małą uwagą – długość zdań. Zauważyłam, że często używasz zdań podobnej długości To trochę denerwuje, zwłaszcza gdy są dość krótkie i wtedy brzmi to sztucznie, jakby z karabinu. Np.:
Mama pierwsza usłyszała zbliżającą się syrenę policyjną.
To nie był jeden dźwięk, zupełnie jakby jechało ich więcej.
Robiło się coraz głośniej i głośniej.
To było szczególnie dziwne jak na taką spokojną dzielnicę.
Kiedy zatrzymali się na naszej ulicy, syreny stały się wręcz nieznośnie.
Strasznie się wtedy spięłam.
Postaraj się to trochę urozmaicić. Zasada jest taka, że zdania krótkie pomiędzy długimi działają jak podkreślenie, jak zaznaczenie czegoś ważnego. Tak jak teraz, to jest jak czytanie listy zakupów.
Dream dancer

Nasz mały koniec świata [fragment, powieść obyczajowa, romans]

8
Witaj,

Odniosę się do zjawiska, które najbardziej rzuciło mi się w oczy. Musisz popracować nad zapisywaniem dialogów.
- Zaczekaj, sprawdzę – wyciągnęłam z kieszeni sweterka papierowy plan zajęć. Mike wybałuszył oczy i wyrwał mi go z ręki.
Narracja nie odnosi się tutaj do wypowiedzi bohatera i dlatego po 'sprawdzę' zdanie należy zakończyć.

Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”