Wracała ze szkoły jak zwykle, wzdłuż szosy. Trochę nadkładała drogi, jednak lepiej nie kusić losu, jak mówiła jej mama. Był taki skrót, przecinką przez las, ale czasy przecież dziwne, wariatów coraz więcej, i psycholi.
Ściemniało się szybko, jak to w grudniowe pochmurne popołudnie. Śniegu znowu nie będzie, tylko szaruga i błoto. Święta nowych czasów.
- Nie boisz się sama chodzić? – usłyszała z boku.
Nie zauważyła go wcześniej, szosa skręcała w prawo długim łukiem, musiał stać za jakimś drzewem na wlocie leśnej drogi.
- A pan? Nie boi się w obcym lesie, bez samochodu, o zmroku? – Przystanęła.
Obcy roześmiał się. Przyjrzała mu się bliżej. Widziała go kilka razy w tym miesiącu, chyba w sklepie, i zdaje się przed kościołem. Długi czarny płaszcz, charakterystyczna czapka nasunięta na uszy, ręce w kieszeniach.
- Chcesz się licytować na odwagę? – zapytał.
- Dorosłym się ciągle wydaje, że dzieci nie mogą być od nich odważniejsze.
- Ale dorośli są odważniejsi. Szczególnie od wiejskich dziewczynek.
Nie powinna rozmawiać z nieznajomymi – przypomniała sobie. A szczególnie wsiadać do samochodu, gdyby ktoś chciał ją podwieźć. Tyle, że ten pan nie był taki zupełnie obcy. No i nie miał samochodu.
- Bzdura – powiedziała. – To tylko takie gadanie.
- Mam na imię Mikołaj. A ty?
- Święty? – zachichotała. – Jestem Wiktoria.
- Nie ma Świętego Mikołaja, przecież wiesz. Masz fajne imię, pewnie twoja mama wybrała. Podobno wybór imienia ma wpływ na to, jakim się jest w życiu.
- To też bzdura. Skąd pan je bierze? Z internetu?
- Ale to prawda jest. Chcesz sprawdzić, kto z nas ma większego stracha? Możemy zrobić test nawet tutaj, w tej chwili. Stanę na środku drogi z opaską na oczach i nawet nie drgnę przed nadjeżdżającym autem. Albo się zatrzyma przede mną, albo mnie ominie, bez znaczenia.
- To głupi test.
- Każdy test na odwagę musi się opierać o ryzyko. Inaczej jak sprawdzisz czy ktoś jest odważny?
Zastanawiała się chwilę.
- Muszę iść. Mama na mnie czeka – powiedziała ruszając.
- A masz prezent dla mamy na święta? – Usłyszała. Zwolniła kroku. Problem prezentu męczył ją od kilku dni.
- Jeśli udowodnisz mi, że nie czujesz strachu jak ja, dam ci stówę – dodał mężczyzna. – Nie wierzę w to, że jesteś odważniejsza. Zresztą, ty masz odblaski na tornistrze a ja nie mam.
Przejechał kolejny samochód. Na zakręcie było ograniczenie do siedemdziesięciu, nie wszyscy kierowcy się stosowali. Widziała już niejednego szaleńca. Propozycja prezentu była jednak bardzo kusząca. Kochała swoją mamę nad życie, nigdy jej jeszcze niczego nie kupiła.
- Zgoda, ale pan pierwszy – powiedziała wracając powoli. – Za dwie stówy zdejmę tornister.
Ucieszyła się w duchu ze swojego sprytu. W rodzinie wszyscy ją zawsze chwalili, że taka rezolutna, i że w życiu to sobie ona poradzi. Nieznajomy znów się uśmiechnął. Wyjął czarną grubą opaskę, poczekał aż przetoczy się tir z przyczepą.
- Dobra. Jeden samochód. Zaczynam – powiedział. Wszedł na środek prawego pasa, założył opaskę na oczy.
Po chwili srebrny ford wypadł zza zakrętu, błysnął długimi, zatrąbił, przyhamował ostro. Serce jej mocniej zabiło, gdy samochód zatrzymał się jakieś trzy metry przed nieznajomym. Poleciały przekleństwa zza otwartej szyby.
- Sorry! – zawołał Mikołaj zdejmując opaskę i schodząc z drogi. Podniósł rękę w przepraszającym geście.
Ford ruszył dalej trąbiąc jeszcze kilka razy.
- I co? Stać cię na to czy pękasz? – zapytał stając przy niej. – Pozwolę ci użyć czapki do zasłonięcia oczu.
Zawahała się, zamyśliła. W końcu zdjęła tornister. Już chciała wyjść, gdy chwycił ją za ramię.
- Poczekaj! – przytrzymał ją na poboczu. – Pokażę ci najpierw pieniądze, że nie ściemniam.
Przejechał kolejny samochód. Mężczyzna przyłożył rękę do lewego ucha, jakby chciał się podrapać.
- A zresztą, później. Wchodź. Miej to za sobą.
Stanęła w tym samym miejscu co on i zsunęła czapkę. Słyszała zbliżający się pojazd, nie była jeszcze pewna czy to osobówka, czy coś większego. Bardzo chciała być dzielna, strach jednak zwyciężył i otworzyła oczy. Przez gruby materiał przedarł się strumień światła. Zaryczała syrena litewskiego tira, zagłuszając jazgot zblokowanych hamulców.
Może gdyby to była zwykła osobówka, zdążyłaby odskoczyć. Ostry dźwięk fanfar sparaliżował ją, ściął mięśnie w żelaznym uchwycie, unieruchamiając na środku drogi. Nawet nie poczuła uderzenia.
Mikołaj już wcześniej cofnął się w głąb lasu. Odwrócił się i pobiegł leśną drogą jakieś sto metrów aż do krzyżówki. Srebrny ford dojechał z lewej strony na postojowych. Wsiadł prawie w biegu, ruszyli.
- I jak? – zapytał Brajan, kierowca forda. – Wisisz mi dodatkową stówę. Następnym razem ubierz coś jaśniejszego.
- Chyba za mocno uderzył. Jakiś debil na litewskich blachach – powiedział Mikołaj zapinając pas. Zdjął czapkę i wyjął słuchawki z uszu.
- Nie gadaj, nasi czasem też tak jeżdżą.
- Cholera, a tak dobrze szło. Fabian to spieprzył, miał wypuścić na osobówkę.
Dojechali lasem do szosy, zaczekali dwie minuty.
- Nic z tamtej strony nie jedzie – stwierdził kierowca forda. – Chyba się zatrzymał.
- No, ale skąd wiadomo, że przeszczep się przyjmie – Brajan pogłośnił techno z podkręconymi basami. – Badasz im jakoś krew?
- Grupa krwi to za mało. Jest taka baza dawców szpiku. Wiesz, teraz jest taka moda, żeby pomagać chorym.
- No. Ty też pomagasz – zarechotał kierowca.
- Jeśli genotyp mamusi jest bliski biorcy, to córka będzie się nadawać i wtedy jest prawie pewne. No i musi być grupa, wiek też jest ważny.
- I tak nie kumam tego.
- Karetka już powinna jechać, mają przecież blisko – denerwował się Mikołaj.
- Co zrobisz jak z tego nic nie wyjdzie?
- Dwie wsie dalej jest druga kandydatka. Chyba rodzina. Tylko będzie trudniej, bo dojeżdża autobusem a mieszka tuż przy przystanku.
- Nie boisz się, że będziesz się za to smażył w piekle?
- Jeśli piekło istnieje, to Bóg już tam zajął całą powierzchnię, za to, co zrobił ludziom.
Ruszyli powoli w stronę centrum małej miejscowości. Dopiero po pewnym czasie zobaczyli zbliżające się, niebieskie błyski ambulansu.
- Potrzebujesz obie nerki czy tylko jedną? – zapytał kierowca zatrzymując się na poboczu, przy stojącym chłopaku. – Wsiadaj Fabian z tyłu! – powiedział przez otwarte okno.
- Zlecenie jest na nerkę i wątrobę. Przeszczep wielonarządowy.
Fabian wskoczył na tylne siedzenie, trzasnął drzwiami.
- Popieprzony jest ten świat – stwierdził filozoficznie Brajan, ostro ruszając.