Grępołek [P]

1
Czas wracać. Minęło południe, przypiekało Słońce, zmęczenie dawało o sobie znać, wypełnione grzybami wiadro ciążyło coraz bardziej. Las trwał w bezruchu i zadumie, najmniejszy powiew nie zakłócał wszechobecnego spokoju. Koleiny piaszczystej drogi wskazywały kierunek. Westchnąwszy z rezygnacją, ruszyłem powoli, usiłując nie patrzeć na boki; wystarczy, dzisiejszy zbiór był aż nadto okazały. Korony drzew i wędrująca nad nimi puszysta biel nielicznych obłoków oferowały zmęczonym oczom tak potrzebne wytchnienie.
– Zaczekaj.
Rozejrzałem się. Oczywiście wokół nie było i nie mogło być nikogo, dawno bym zauważył lub usłyszał każdego w promieniu kilkudziesięciu metrów. Częste leśne wędrówki wyrabiają niezbędny instynkt. Odruchowo przystanąłem jednak. Błądzący wzrok dotknął ziemi. Głęboki, rembrandtowski brąz okazałego kapelusza przyspieszył bicie serca. Prawdziwek! Schyliłem się, ponaglany miłym dreszczykiem emocji.
– Gdzie z łapami! Zostaw!
Dłuższą chwilę trwałem w nienaturalnej, zgiętej pozycji, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu, usiłując uporządkować myśli i wrażenia, jednak w miarę racjonalny światopogląd nie pozostawiał wątpliwości. On mówił.
– I czego tak sterczysz nade mną? Odsuń się trochę. O, tak lepiej. Mam sprawę.
No cóż, należało ulec rzeczywistości, lub temu, co przybrało jej postać. Przykucnąłem.
– Jaką? – Pytanie zadałem odruchowo.
– Zerwałeś mojego młodszego braciszka. Nieładnie. Musisz go oddać. – Ton był stanowczy, prawie władczy, niedopuszczający sprzeciwu.
– Muszę? – Przynajmniej mógłby poprosić.
– Jeśli chcesz wrócić do domu...
Kolejny wstrząs. Niewiarygodne. Groźba! Od grzyba?
– A co mi zrobisz? – Poczułem lekkie rozbawienie, rozładowujące napięcie nerwów.
– Ja, to nic. Ale poproszę starsze siostry i któraś może ci się zwalić na durny łeb.
Odruchowo podniosłem głowę, uważnie lustrując wzrokiem otaczające mnie sosny. Chyba o nich mówił. Dziwne, ale nagle wydały się podejrzane, nawet niebezpieczne.
– I co? Tak nagle, bez powodu upadnie?
– Burza nadchodzi, pogłębia szarość ciężkiej chmury, nie widzisz jej, bo one zasłaniają. Wiatr będzie wyjątkowo silny. A do domu droga daleka.
Rzeczywiście, blask Słońca przygasł i pierwsze niespokojne podmuchy wzbudziły szmer wśród koron drzew, gdzieś w oddali przechodząc w groźnie narastający pomruk. Może to sen? Ale nie, niemożliwe, pamiętam długi ciąg następujących po sobie, spójnych zdarzeń, teraz rozważam taką możliwość, więc powinienem móc się obudzić, a przynajmniej kontrolować i kształtować ciąg wypadków. A tu nic z tego. Wszystko wskazuje na jawę. Trudno, trzeba negocjować.
– Jeśli go uwolnię, to nie będzie burzy?
– Pójdzie bokiem albo zaczeka.
– I nic nie walnie?
– Nic.
– Mam ci wierzyć?
– Nie masz wyjścia. Sobie nie wierzysz, że to się dzieje naprawdę, to może spróbuj mnie. – Ironia w tonie przekazu była zauważalna.
Wyjątkowo bezczelne grzybisko, chociaż gada logicznie. Co mi szkodzi, mogę wyjąć jednego, niewielka strata. Byłem przekonany, że tylko ciekawość i uprzejmość, a w żadnym razie strach, nakłoniły do oddania jedynego prawdziwka. Małego wprawdzie. Cała reszta to podgrzybki i niegdaczące kurki. A ten był na samym dnie. Przeszedłem na drugą stronę drogi, siadając wśród zieleni mchu i traw porastających wznoszącą się tam skarpę i ostrożnie wysypując zawartość wiadra. Znalazłszy co, a może raczej kogo trzeba, wróciłem do gadającego plechowca i delikatnie położyłem braciszka obok.
– Zadowolony?
– Tak, dzięki.
– Ale przecież on już zerwany, nie żyje.
– Potrafię reanimować.
Oczywiście. Że też na to nie wpadłem. Powinienem, uwzględniając okoliczności. No nic. Chmury jakby gdzieś się skryły, poczułem ogarniające mnie ciepło słonecznych promieni. Sosny umilkły, zastygając w bezruchu. Teraz wyglądały przyjaźnie.
– Ale ten wiatr mógłby zostać – rzuciłem – trochę gorąco.
– Niech ci będzie.
Powiało. I co teraz? Właściwie można by pogadać, nie co dzień trafia się taka okazja. Chociaż... jeśli o tym napiszę, to i tak nikt nie uwierzy.
– Jakim cudem umiesz mówić? – zacząłem ostrożnie.
– Żaden cud. Ciekawsze, że ty umiesz słuchać. Z reguły ludzkie osobniki są tak prymitywne, że nie potrafią nawiązać z nami kontaktu. Ewolucja obeszła się z wami bardzo surowo lub może Najwyższy nawalił, zresztą nie tylko w tym świecie. Albo was nie lubi, nie wiem dokładnie.
– Ależ my mamy cywilizację! – Moje oburzenie było szczere.
– A co to takiego? – Jego zdziwienie również brzmiało szczerze.
– No... jakby to powiedzieć... żyjemy w zorganizowanym społeczeństwie, na bieżąco wymieniającym różne informacje...
– My też – przerwał.
– Nie żartuj, przecież...
Dorodna szyszka boleśnie uderzyła mnie w głowę.
– Chcesz jeszcze jedną? – zapytał prawie życzliwie.
– Ee... – Na wszelki wypadek przeszedłem kilka kroków. – Budujemy domy, miasta.
– Przestań łazić, szkoda nóg i rozmawiać trudno. Wyluzuj, usiądź. Tylko pamiętaj o tym kopcu mrowiska za sobą. To tak w kwestii miast. W porównaniu, wasze wieżowce są skrajnie prymitywne. Muszą pobierać energię aby się ogrzać, wentylować, doświetlać. A wy nawet na dwudzieste piętro nie macie siły wbiegać samodzielnie, tylko takie klatki muszą was wozić. Po co je w ogóle stawiacie?
– Rozwinęliśmy różne gałęzie nauki, matematyka, fizyka... – Skwapliwie zmieniłem temat.
– Tak, tak, wiem. – Znów nie dał dokończyć. – Nie uwzględniają tylko podstawowej zmiennej w swoich równaniach. Waszej własnej świadomości. Jakby nie istniała, a przecież stanowi podstawę wszystkiego. Owszem, działają w zakresie jednej rzeczywistości, ale dzięki temu ograniczeniu nie potraficie poza nią wytknąć nosa. Czasem, gdy ktoś stamtąd ma interes, to wam w tym pomoże.
– Tak jak ty?
– Tak jak ja.
– Znaczy, jestem w innym, nie w swoim świecie? – Bez wątpienia pytanie trącało naiwnością, ale w tamtej chwili nie zauważałem tego.
– A w twoim grzyby gadają?
– No nie. – Prostota tego stwierdzenia była zaskakująca. Że też na to nie wpadłem.
– Sam widzisz. Nawet nie możesz się połapać, gdzie jesteś, a chwalisz się jakąś cywilizacją. Trochę pokory. Grzyby w jakimś zakresie opanowały kilkaset miliardów sąsiadujących ze sobą realności. A wy ile?
Milczałem. Pytanie było retoryczne. Obaj o tym wiedzieliśmy. Ciszę zakłócał jedynie łagodny szum drzew otulony dalekim świergotem nienazwanego ptaka. Gęste, szaro białe obłoki zakłócały błękit nieba, włażąc na siebie wzajemnie i zmieniając postrzępione twarze i pękate brzuszki. Uparcie trwały jednak nad nami, jakby oczekując czegoś, co nieuchronnie musiało nadejść.
– Uhu! – Nagle zza pleców dobiegło basowe, głośne wołanie.
Odwróciłem się. Siedziało na trawie, wyglądem przypominało puchacza, tylko w miejscu szponów niewielkie, kocie łapki, a zamiast piór krótkie, ciemnozielone futerko, przypominające wykładzinę podłogową. I wpatrywało się we mnie wielkimi, mądrymi oczyma.
– Kto to jest?
– Grępołek. W twoim świecie dawno wyginęły.
– Uhu!
Zielony rozpostarł skrzydła, podfrunął i usiadł na mojej ręce, którą instynktownie wyciągnąłem w obronnym geście. Pogłaskałem, rzeczywiście, w dotyku przypominał wykładzinę, ale bardzo wysokiej jakości.
– Uhu!
– Chyba cię polubił. Chce się zaprzyjaźnić. Możesz go ponieść do swojego świata, nie jest wymagający, zje to, co ty, łatwo się aklimatyzuje i będziesz miał z kim pogadać, zwłaszcza w długie, bezsenne noce.
– Pogadać? – Kolejne zaskoczenie.
– Tak, za kilka dni dostroi się do twoich myśli. Ludzki język ma opanowany. Dużo czytał. Uwielbia Platona, Augustyna i mistyków nadreńskich. Wiesz, Mistrz Eckhart, Tauler. Nie znam wszystkich, ale on na pewno.
– Uhu! – Radośnie potwierdził Grępołek, wycierając dziób o rękaw mojej koszuli.
– Widzisz? Mówiłem. Ja wolę Stagirytę, choć przyznaję, że swoją zasadą sprzeczności otumanił was na dwa milenia.
– Uhu!
– A co powiem rodzinie, znajomym? – zapytałem, jakby to właśnie było najważniejsze.
– Słowa zastępują fakty, materialną i duchową rzeczywistość. Najczęściej nieudolnie. On natomiast po prostu będzie, więc co tu tłumaczyć. Muszą sami wytworzyć w swoim umyśle jego obraz, zaakceptować i znaleźć mu miejsce w postrzeganym przez siebie świecie. Niewykluczone, że to przerośnie możliwości ich pojmowania, gdyż z reguły każdy doświadcza i akceptuje wyłącznie bodźce mieszczące się we własnym schemacie percepcji, a reszta po prostu nie ma prawa istnieć. Wtedy nie będzie tematu.
– Ale...
– Słowa, to pojęcia, które sztucznie odbijają jedną stronę czy jeden aspekt każdej istoty, jej cechy i jeszcze je uogólniają, rzecz jasna przy okazji zniekształcając. Tworzą myśli, które wtórnie klasyfikują realność. Bergsona nie czytałeś?
– Jakoś nie – przyznałem, usiłując ukryć zmieszanie; żeby grzyb mnie uczył filozofii...
– Oprócz tego każdy wybiera określony schemat postrzegania, jakby instalował w mózgu pewien program, najczęściej ukształtowany przez wychowanie, kulturę czy religię i przyjmuje wszystko przez ten filtr, a co przez niego nie przechodzi – nie istnieje. Szczelny, zamknięty system. Rodzaj Urobosa pożerającego samego siebie. Tylko z tym odradzaniem problem, bo ciągle tłucze się w tej samej klatce, którą sam zbudował. We własnym, jednostkowym wszechświecie.
– Chyba można pokazać nowe możliwości, horyzonty, przekonać, nauczyć – zacząłem niepewnie.
– Ludzie dzielą się na tych, którzy rozumieją, i tych, którzy nigdy rozumieć nie będą. Jednym i drugim żadne wyjaśnienia nie są potrzebne.
– Uhu! – przytaknął Zielony, zręcznie wygrzebując z kieszeni koszuli ostatni cukierek.
– Hm. – Nie byłem przekonany, ale może i tak.
– Grzyby możesz zabrać – kontynuował Prawdziwek – również tutaj podgrzybki i kurki nie mają rozwiniętej świadomości. Życzę smacznego. I lepiej już idź, burza się niecierpliwi, myśli o wyładowaniu, błyskawice ją łaskoczą. Ja też chętnie zażyję kąpieli, gorąco jest.
– A jak trafię do siebie?
– Bez problemu, wystarczy, że wyrazisz życzenie. Powodzenia!
Czas wracać. Ciemniało. Wiatr ożył, wyniosłe sosny potrząsały gałęziami, strosząc igły i mrucząc coś między sobą. Zaszeleściły pobliskie zarośla, wypłaszając szarość nieznanego zwierzątka. Głuchy grzmot zahuczał w oddali, wzbudzając ostrzegawczy krzyk drapieżnego ptaka lub demona. Schwyciłem wiadro, kiwnąłem głową na pożegnanie i z uniesionym ramieniem, na którym puchaczopodobne stworzenie wyskubywało coś ze swego gęstego futra, pospiesznie odszedłem piaszczystą drogą.
Aleksander Litto Strumieński

Grępołek [P]

3
Świetnie napisane. Więcej takich, to nasiąknę. W końcu.
"Im więcej ćwiczę, tym więcej mam szczęścia""Jem kamienie. Mają smak zębów."
"A jeśli nie uwierzysz, żeś wolny, bo cię skuto – będziesz się krokiem mierzył i będziesz ludzkie dłuto i będziesz w dłoń ujęty przez czas, przez czas – przeklęty."

Grępołek [P]

4
Czarna Emma pisze: Niezłe te grzybki. :)
Podobało mi się, lubię taki absurd.
Absurd powiadasz? Niekoniecznie...
Miło, że się podobało.
P.Yonk pisze: Świetnie napisane. Więcej takich, to nasiąknę. W końcu.
Dzięki.

Grępołek [P]

6
Gorgiasz pisze:Dłuższą chwilę trwałem w nienaturalnej, zgiętej pozycji
Widzę to. I tylko oczy chodzą :D
Gorgiasz pisze:Ale poproszę starsze siostry i któraś może ci się zwalić na durny łeb.
Ze starszymi siostrami nie warto zadzierać kimkolwiek by nie były

Rozgadany ten prawdziek, taki filozof taki:) mądraliński, miejscami aż za bardzo :hm:

Dobre czytanie bracie_Gorgiaszu

Robiłem ostatnio miniaka gdzie u Norwegów po grzybkach podobnych podobnych do kurek rozmawiałem z trollami. Czy tamte Twoje to aby na pewno kurki?

Grępołek [P]

8
Ponoć największym i bardzo wiekowym organizmem na Ziemi jest pewna grzybnia o powierzchni ponad stukilometrowej, więc czemuż przemądrzałemu grzybiskowi z opka nie dać dać kredytu zaufania? Cóż przy jego podglebiu znaczy pojedyncza ludzka istota? :)

Stylistycznie - perfect, ale do tego przyzwyczaiłeś swoich czytelników.
Forma dialogowa, świetnie rozpisuje temat główny, śmiem nawet twierdzić, że najważniejszy, najczęściej pojawiający w Twojej twórczości - światy alternatywne, równoległe.
Ten tutaj z dużą dozą humoru, szczególnie w cechach Grępołka.

Mam mega zastrzeżenie natury etycznej istoty wieloświata (o czym wiesz), bo znosi totalnie aksjologię, dając zielone światło każdej opcji.
I dlatego bliżej mi do reinkarnacji jednej duchowej osobowości w wielu materialnych ciałach.
Pozdrawiam.

Grępołek [P]

10
brat_ruina pisze: Co nie? To stary diabeł jest a niby taki kotek taki:)
A Ty Ruin, to niby lepszy? Mnie taki kurak to prawie na śmierć zadzibał, jak sześć lat miałem i nawet dwa ich było. A Ty tu sobie wklejasz takie bohomazy i jeszcze ten mały ze szlugiem. :)
A co do tekstu autora, to ile razy mam pisać, że Gorgiasz, to miszcz nad miszczami i mało kto tu umie pisać jak on. Tekst oczywiście rewelacyjny i bezkonkurencyjny :) <3

Grępołek [P]

11
Dziękuję wszystkim za wizytę i uwagi.
Ponoć największym i bardzo wiekowym organizmem na Ziemi jest pewna grzybnia o powierzchni ponad stukilometrowej
Też spotkałem się z taką informacją.
bo znosi totalnie aksjologię, dając zielone światło każdej opcji.
Trzeba jednak uwzględnić, że aksjologia dotyczy nie tylko sfery etycznej czy moralnej, ale również utylitarnej i poznawczej. Tego drugiego obszaru (jak rozumiem) Twoja uwaga nie obejmuje. Natomiast w pierwszym przypadku odnosi się przecież wyłącznie do sfery naszego świata i wszelkie wartości zostały w nim ukształtowane i ukonstytuowane. Mogą, ale nie muszą, odnosić się także do innych rzeczywistości. A tamte systemy wartości nie muszą (bo zostały stworzone w innych warunkach) korelować z naszym (aczkolwiek podejrzewam, że w wielu wypadkach są podobne). Zresztą, moje wypowiedzi (w tekście) opierają się i wynikają ze współczesnej fizyki, która jako nauka ścisła niczego nie wartościuje z punktu widzenia etyki czy moralności, ale stwierdza fakty (oczywiście tak, jak je postrzega).
I dlatego bliżej mi do reinkarnacji jednej duchowej osobowości w wielu materialnych ciałach.
Sądzę, że jedno nie wyklucza drugiego, czego wprawdzie nie potrafię jednoznacznie uzasadnić. Mógłbym próbować, ale to temat na dłuższa i bardziej szczegółową dyskusję.

Grępołek [P]

12
Znam tę hipotezę. Fakt, że cząstka elementarna może, będąc identyczną, tożsamą, zajmować dwa różne miejsca w przestrzeni - mocno zastanawia. Ale to jedyny mocny fakt. Reszta wiąże się wg mnie ze światopoglądem interpretujących fizyków. Alternatywą dla świadomej kreacji wszechświata od dawna jest pogląd o przypadkowości jego zaistnienia. Ale jak można ograniczyć przypadkowość? Aby, jakby nie rozważać, ateistyczna opcja miała ręce i nogi, wszechświatów przypadkowych musi być multum, wystarczy wszak jedna, bardzo nieznaczna zmiana warunków (ciąg przyczynowo-skutkowy działa wszędzie) tworzy nowe światy.

A co do mojej niezgody, sprawa jest bardzo pragmatyczna, życzeniowa:), po prostu nie chcę gdzieś tam w innym świecie być np. rzeźnikiem lub władcą imperium. Nie mam oczywiście nic przeciwko światom o pogłębionej świadomości (patrz ---> Twoje sympatyczne opowiadanie), byle nie kazały mi być kimś zupełnie innym.

Grępołek [P]

13
Pomysł dobry, powiało Lemem, ale do perfekcji zabrakło jednak odrobiny kreatywności przy tworzeniu wykładu grzybka. Takie treści da się przekazać ciekawiej, zabawniej, tak, by forma bardziej pasowała do humorystycznego rysu całości. Widać, że idziesz w dobrą stronę (np. nie mogą wytknąć nosa poza rzeczywistość), ale mimo to grzybek momentami jest jeszcze zbyt akademicki.
Ogólnie jednak gratuluję pomysłu i wykonania.

Grępołek [P]

15
Przeczytałem Gorgiasz.
Dla mnie (subiektywnie zupełnie) szkoda pomysłu.
Coś tu jest, lub było, ale umknęło zanim zdołałem zatrzymać to w swoim peryferyjnym polu widzenia.
Napisane ładnie. Fakt.
Powtarzam z uporem idioty – szkoda pomysłu. Przebacz.

Pozdrawiam.
Wiem, że oni nigdy tego nie zrozumieją, ale pod moją maską sarkazmu wspomnienia żyją.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron