Mechanical Robot (fragment)

1
Wskoczyli do środka budynku. Wokoło było pełno porozrzucanych rzeczy, połamanych mebli, porozbijanych oprawek do zdjęć. Z wszystkiego dookoła biła przeszłość minionych lat, które nigdy nie miały już powrócić. Po wyjściu z pierwszego pokoju udali się do głównych korytarzy, aby przeszukać pomieszczenia i znaleźć cokolwiek, co można było sprzedać i na tym zarobić.
— Nie myślałem, że chcesz tutaj naprawdę wejść.
— A czy ja kiedykolwiek żartowałem.
Radek spojrzał na swojego przyjaciela, takim wzrokiem, jakby ten miał za chwile paść trupem. Michał cofnął się o krok.
— Niektórzy nie mają tak dobrze, jak ty i twój stary.
Michał skierował wzrok w ziemię. Poczucie winy to jedyne co wtenczas czół.
— Gdyby twój stary nie został zakwalifikowany, jako obywatel kategorii A, też byś musiał w ten sposób żyć.
Po Wielkim Umieraniu, na ziemi Główna Korporacja zaczynała dzielić innych na podgrupy, aby jak najlepiej wykorzystać potencjał swoich obywateli. Ojciec Michał miał odpowiednio dobre geny, dające możliwość powiększenia możliwości ogółu, był wykształconym obywatelem na stanowisku.
Radek nienawidził mówić o swojej kategorii. To właśnie przez nią musiał teraz narażać swoje życie, aby dostać się do zakażonej strefy i wydostać stąd cokolwiek, co nadawałoby się do sprzedaży na czarnym rynku.
— Zresztą, zawsze zastanawiało mnie, dlaczego ktoś taki jak ty, chadza z podczłowiekiem po zrujnowanym mieście.
— Nie mów tak.
— Czyli jak?
— Że jesteś kimś gorszym. Gdyby nie ty, nie poradziłbym sobie w Akademii. To ty nauczyłeś mnie jak się bić.
Radek prychnął.
— Jest to jedna z rzeczy, których nie rozumiem.
— To znaczy?
— Ja musiałem się nauczyć bronić, aby nie skończyć z nożem w plecach, a wy robicie to dla zabawy. Pierzecie się po mordzie jak jakieś dzikusy.
Michał znowu zgłupiał. Nie miał pojęcia, co ma odpowiedzieć na zarzut, który wystosował w jego kierunku Radek. Zdawałoby się, iż ten nastolatek miał więcej rozumu niż nauczyciele w Akademii. Do obrony nie było mu to potrzebne. Centralnego Miasta broniły Mecha*. Ojciec mówił mu, że robiono to, aby wyrobić w nich charakter.
— Patrz.
Radek podbiegł do jednej z kupek i wyciągnął z niej stary i zardzewiały karabin szturmowy.
— Dużo to warte?
— Całe pewnie nie, ale jakby rozłożyć go na części i trochę przeczyścić, to kto wie, czy nie starczy na tydzień.
Michał uśmiechnął się i klepnął kolegę w plecy.
— Rodzice się ucieszą.
— Nie specjalnie. Ojciec jak by się dowiedział, skąd biorę pieniądze, to bym tego żałował. Do zakazanej strefy nikomu nie pozwala wchodzić.
— To po co to robisz?
Radek spojrzał na Michała.
— A co mam robić? Zatruwać się toksynami w fabryce, tak jak mój brat, tylko po to, aby tacy jak ty nie musieli bać się Akume*?
— Nie o to mi chodziło.
— A o co? Traktujesz te wypady jak wycieczkę turystyczno-krajoznawczą. Myślisz, że robiłbym to, gdybym miał tyle kasy co ty?
— Ja nie mam nic kasy. To mój ojciec ją ma.
— Jeden chuj. Nie musisz głodować. Wracajmy już, bo twój stary żandarmerie wyśle za tobą.

* * * * *

Idąc ulicami Miasta Centralnego, Michał nie mógł pozbyć się wrażenia, że wszystko co go otacza, całe jego życie, jest wielką pomyłką. Nie wybierał sobie swoich rodziców, miał po prostu trochę więcej szczęścia od innych. Jednakże to, na co pozwalali sobie ludzie z kategorii A, było czymś przerażającym. Kiedy inni umierali, w Centralnym Mieście panował klimat zabawy i beztroski.
Kiedyś próbował porozmawiać o tym z ojcem. Ten wzruszył tylko ramionami.
— Tak już jest Michał. Wiem, że nic nie jest to w porządku. Cieszę się, że to widzisz. Właśnie dlatego zezwalam ci na przyjaźń z Radkiem. Tyle że nie ważne co byś chciał zrobić i tak tego nie zmienisz.
To było najgorsze. Nie on przydzielał kategorię. Nie posiadał najmniejszego wpływu na to, co się stanie z jego przyjacielem. Czy czasami nie zostanie zabity, gdzieś po tamtej stronie, ryzykując życie po to, aby przeżyć?
— Michał, Michał!
Odwrócił się. Zobaczył swoich kolegów z Akademii, sączących jakieś napoje.
— Choć do nas!
Podszedł.
— Nieźle sprałeś naszego instruktora. Gość nawet nie miał pojęcia co się z nim dzieje.
— Nic wielkiego.
— Chłopie, cała akademia o tym teraz trąbi.
— No właśnie, gość chadza sobie teraz w okularach przeciwsłonecznych.
Michał to nie bawiło.
— Jutro egzaminy. Jak myślicie, damy radę.
— My... nie mam pojęcia. Nasz farciarz ma je w kieszeni.
Michał spoglądał na swoich przyjaciół z dziwnym uprzedzeniem. Nie czuł się, akurat w tym momencie skory do rozmów.
— Muszę spadać.
— Czekaj, napij się z nami.
— Ojciec mnie zabije, jak nie wrócę na czas.
— Ty masz Michał przepierdolone.

* * * * *

Czyszczenie broni nie należało do najprzyjemniejszych zajęć. Karabinu szturmowego nie dało się „o tak” rozkręcić, potrzebne były do tego specjalistyczne narzędzia, których Radek nie posiadał. Mógł tego dokonać jedynie za pomocą ręcznego lasera. Przecinając następne elementy broni ryzykował, iż ta eksploduje mu tuż przed twarzą. Starał się więc robić to, jak najprecyzyjniej potrafił.
Przeciął lufę na pół. Część, która upadła na ziemię potoczyła się pod stół. Była niepotrzebnym złomem. Radek poświecił sobie latarką i zajrzał do środka broni. Mechanizm laserowy nie nadawał się do niczego. We wnętrzu można było jednak znaleźć akumulator napędzający cały mechanizm. Wyglądał jak nowy. Radek delikatnie porozcinał obudowę, tak aby dostać się do środka. Akumulator był nienaruszony. Nie wiele, ale zawsze coś.
Kiedy oglądał część do sprzedaży, dostrzegł małą, czarną kulkę, która wyleciała z lufy karabinu. Podniósł ją i zaczął oglądać. Po co była ona w karabinie o mechanizmie laserowym? Było to dobre pytanie.
W pewnym momencie kulka ożyła zlepiając mu palce, a następnie zaczęła się rozrastać. Błyskawicznie zaczynała pochłaniać następne części jego ciała, przylegając do skóry. Najpierw dziwna substancja zakryła palce, rękę, bark, klatkę piersiową i głowę, a wreszcie i nogi. Po chwili zaczęła trawić nastolatka, aż pochłonęła całe ciało. Po pewnym czasie z samego Radka nie pozostało dosłownie nic. Na ziemi leżała tylko czarna kulka.

* * * * *

Egzamin miał odbyć się na linii frontu. Kiedy Michał się o tym dowiedział, przeraził się. Myślał, że osoby, które przed nim przyszły zarejestrować się żartują. Wręcz przeciwnie. Kazano im ubrać się w kombinezony bojowe i przydzielono broń. Następnie podstawiono wojskowe transportery powietrzne i obstawiono teren tak, aby żaden z uczniów nie mógł się wydostać poza teren Akademii.
Tuż przed odlotem dyrektor stanął tuż przed nimi i jak co roku zaczął wygłaszać tę samą mowę.
— Witam was wszystkich. Wybrano was z najlepszych, wyszkolono i nauczono jak przetrwać w najtrudniejszych warunkach. Wiem, że teraz może brzmieć to, jak frazes, jednakże wiedzcie, iż umiejętności, które do tej pory zyskaliście, nieuchronnie doprowadzały was właśnie do tej chwili. Macie możliwość pokazać, że jesteście pełnoprawnymi obywatelami Centralnego Miasta. Waszym zadaniem będzie przedostać się na teren wroga i zabić Akume B47. Osoba lub też osoby, którym uda się tego dokonać, wrócą do domu. Całą resztę czeka śmierć. Podobnie jak wasi rodzice i dziadkowie jesteście poddawani próbie, która ma udowodnić, że w odpowiednim momencie Centralne Miasto będzie mogło na was liczyć i dokonacie tego, do czego zostaliście wyszkoleni. Powodzenia i szczęśliwego powrotu.
W transporterze wszyscy patrzeli na siebie z niepokojem. Nikt się nawet słowem nie odezwał. Silniki pracowały na pełnych obrotach, a w metalowej konserwie, w której się znaleźli, można było dostrzec tylko czerwone światło, pochodzące z żarówki umieszczonej nad wejściem.
Wstrząs oznajmił im, że znaleźli się nad miejscem zrzutu. Transporter wylądował, otworzył się właz z tyłu transportera.
— Dalej, wyłazić, bo nas ustrzelą.
Wszyscy jak jeden mąż po odpinali się i zaczęli wybiegać. Tuż po wyjściu z helikoptera w ziemię uderzył olbrzymi snop światła, wyrzucając całą grupę w powietrze. Michał upadł kilka metrów dalej i uderzył z olbrzymią siłą w ziemię. Obejrzał się za siebie. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą stała maszyna, była wielka dziura.
— O kurwa! — krzyknął ktoś.
Michał wstał i zaczął zygzakiem biec w stronę najbliższego schronienia. W końcu schował się za płachtą blachy, wyrzuconej przez jedną z eksplozji. Ukląkł i wziął głęboki oddech, następnie wychylił się zza osłony.
Miejsce lądowania wojska wyglądało niczym powierzchnia księżyca. Roiło się od mnóstwa kraterów, gdzieniegdzie leżały pozostałości transporterów desantowych. Zwłoki leżały dosłownie wszędzie. Poodrywane od ciał głowy, korpusy bez nóg i rąk. Po spalane ciała.
Michał spojrzał do góry. Zobaczył olbrzymią postać w czarnej szacie i olbrzymimi skrzydłami. W dłoni trzymała włócznię, z której końca miotała olbrzymim promieniem. Gdy trafiał w ziemię, wbijał się na jakieś dziesięć metrów w głąb.
Schował się z powrotem i odbezpieczył broń. Miał tylko jedną szansę i nie mógł spudłować. Postanowił wykorzystać sytuację, gdy Akume odwróci się w innym kierunku. Wycelował i właśnie wtenczas usłyszał krzyk w swojej głowie.
— Nie!
Krzyk był tak silny, iż wywołał olbrzymi ból. Michał instynktownie pociągnął za spust karabinu. Strumień lasera wyleciał w niewiadomym mu kierunku. Zemdlał.

* * * * *

Ocknął się dopiero w szpitalu. Podniósł się i usiadł na łóżku. Do ręki miał przyczepiony wenflon, a na głowie bandaże. Musiał nieźle oberwać. Bolała go dosłownie każda część ciała. W dodatku czuł się niebywale otępiały.
Przez chwilę ujrzał flashback*. Zwłoki. Olbrzymia ich ilość. Siebie, zakopanego pod ciałami kolegów. Kogoś, kto go z tego koszmaru wyciągnął. Żył. Inni nie. Dlaczego?
— Witamy wśród żywych — usłyszał. Zaraz powiadomimy o twoim przebudzeniu się dowództwo i twoich rodziców. Masz na coś ochotę.
— Nie. Inni też tu są?
— Już wyzdrowieli. Jesteś ostatni.
— Jak długo byłem nieprzytomny?
— Tydzień.
— Ilu ocalało?
— Z tobą? Trzech.
Michał nie wiedział co powiedzieć. Z siedemnastu tysięcy uczniów, jakich wysłano w misje samobójcza, ocalało ich tak nie wielu? Po co ich wysłano? Co było tak ważnego, iż poświęcono tyle istnień.

* * * * *

Przysłano po niego od razu, gdy tylko stanął na nogi. Odział wojskowy eskortował go do samego transportera. Kiedy przejeżdżał przez miasto, zaczęło do niego dochodzić, jak bardzo zmieniło się jego życie, odkąd wysłano ich na front. Nagle z powierzchni ziemi wyparowali wszyscy przyjaciele, a ze starego świata pozostały tylko zgliszcza. Rodzice byli dziwni. Kiedy przyszli do niego, nie wypowiedzieli praktycznie słowa. Ojciec tylko mu rzekł, iż ich drogi od tej pory się rozchodzą i nie będzie miał dla niego czasu.
Co było z nim nie tak? I co to był za przeklęty głos w jego głowie? Przeszył jego umysł niczym błyskawica, pozostawiając po sobie mętne wspomnienia z przeszłości. Niby sen, który przebijał się do realnego świata. Może rzeczywiście śnił, a wszystko, co go spotkało do tej pory, było zwykłym urojeniem? Rzeczywistości zaczęły mu się mieszać. Nie miał już pojęcia kim jest i jakie jest jego miejsce.
Z zamyślenia wytrącił go dźwięk klaksonu. Spojrzał przez okno. Ujrzał olbrzymi kompleks wojskowy, rozciągający się na wiele kilometrów. Pośrodku niego stały trzy olbrzymie, stalowe sześciany. Czym były?
— Przepustka.
Kierowca podał małą, plastikową kartę. Strażnik sprawdził ją za pomocą czytnika, po czym oddał kawałek plastiku i przepuścił ich.
Więc to tak miała wyglądać jego nowa przyszłość?
Po wyjściu z samochodu przywitał go komitet powitalny, złożony z trzech uzbrojonych po zęby wojskowych. W pewnym momencie zaczął zastanawiać się nad tym, co takiego zrobił. Zabił? Był tak niebezpieczny, że musieli wysłać po niego wyszkolonych zabójców.
— To dla twojego bezpieczeństwa. Nie naszego mój drogi — powiedział dowódca, zupełnie tak jakby czytał w jego myślach.
— Mojego?
— Byś nie robił głupstw.
Co to do cholery miało znaczyć?
Po przejściu przez olbrzymi korytarz, po którego bokach dostrzec można było drzwi do masy najróżniejszych pomieszczeń, weszli do olbrzymiego hangaru. Przeszli przez metalową kładkę i weszli do pomieszczenia dowodzenia. To właśnie wtedy po raz pierwszy zobaczył olbrzymiego Mecha stojącego w komorze ze szkła pancernego.
Nie wyglądał on zwyczajnie. Po pierwsze w odróżnieniu od tych, które broniły miasta, nie był zwyczajną armatą z nogami. Jego humanoidalny kształt, był dość osobliwy. Do pleców miał podłączony olbrzymi kabel służący do ładowania akumulatorów. W ręku zaś trzymał potężny karabin. W przeciwieństwie do tych, które można było zobaczyć na murach miasta, wyglądał bardziej jak olbrzymiej wielkości zbroja.
— Wspaniały prawda?
Podszedł do niego starszy mężczyzna i podał mu dłoń.
— Nazywam się profesor Kowalczuk i jestem odpowiedzialny za ten projekt. Długo nam zajęło wytypowanie odpowiednich ludzi do tego zadania, jednakże teraz, możemy ruszyć dalej.
— Projekt?
— Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie mój drogi. Na razie przejdź się po kompleksie i pozwiedzaj. Niestety na razie będziesz musiał być pod stałą obserwacją i ochroną. Nie możemy pozwolić, aby stała się tobie jakaś krzywda.
— Co to za maszyna, nigdy takiej nie widziałem.
— To Mecha DT45, jeden z najnowszych prototypów broni, mającej za zadanie obronić nas przed Akume. Projekt ma już kilkadziesiąt lat i powstał za nim ty w ogóle się urodziłeś. Prototyp ten nie należy więc do modelów standardowych. Naszym jednak zdaniem, będzie pierwszym, samodzielnym robotem, który da radę zabić Akume. Poprzednie generacje tych robotów potrzebowały wsparcia lotniczego i artylerii.
— Macie już pilota?
— Tak. Stoi przede mną.

* * * * *

W roku 2070 na ziemię przypuściły atak potwory zwane Akume. Nie wiadomo dlaczego zaczęły zlatywać się na nią, niszcząc wszystko dookoła. Podczas pierwszej inwazji obcych zginęło prawie jedna czwarta ludności na ziemi. Był to niezwykle trudny okres dla ludzi. Aby przetrwać, państwa wszystkich krajów złączyły siły w projekcie, który miał ocalić ich przed całkowitym unicestwieniem.
Projekt „Ocalenie” okazał się strzałem w dziesiątkę. Mechy stworzone przez ludzi doskonale nadawały się do obrony, a co więcej wydawało się, iż powoli pokonują przeciwników. Z roku na rok coraz mniej przedziwnych istot przybywało na ziemię, a te, którym jakimś cudem udało się przedrzeć przez barierę ochronną, otaczającą planetę, błyskawicznie niszczono.
W przeciągu ostatnich dwudziestu siedmiu lat, ataki Akume nasiliły się, a ludzie znów stanęli przed wielkim wyzwaniem. Właśnie wtenczas postanowiono zrewidować wiedzę na temat uzbrojenia i walki z obcymi, by stworzyć nowego rodzaju broń. Nową generację Mecha o skrócie bojowym DT.

* * * * *

— Więc to dziś — powiedział do siebie Michał.
Po raz pierwszy miał być podłączony do nowego Mecha. Trochę zdziwił go sama jego obsługa. Według profesora Kowalczuka sterować miał nim za pomocą ruchów, a nie jak do tej pory, mechanizmu sterującego. Było to możliwe dzięki kombinezonowi, który podłączony bezpośrednio z systemem neuronowym maszyny, umożliwiał poruszanie nim. Maszyna z układem nerwowym wydawała się mu istną fikcją naukową. Zastanawiało go to, w jaki sposób funkcjonowała i czy czasami nie była żywą istotą. A jeżeli tak?
Ubrany w kombinezon wszedł do hangaru, tuż przy pomieszczeniu dowodzenia. Ku jego zdziwieniu na cały eksperyment nie czekał tylko on. Pozostali piloci, także przyszli na testy.
— Jak się czujesz? — spytała Kasia.
— Dziwnie. Myślicie, że to żyje?
— Skądże. To zwyczajna maszyna jak każda inna. Choć z dość dziwnym sterowaniem.
Spojrzał w stronę Pawła. W przeciwieństwie do Michała pochodził z wojskowej rodziny. Według ekipy osiągnął najwyższy stopień synchronizacji z wszystkich uczestników.
— Jak wam poszło?
— Ja miałem siedemdziesiąt pięć procent synchronizacji. Kaśka siedemdziesiąt dwa.
— To sporo?
— Mówiąc szczerze, sam nie mam pojęcia.
— Według załogi obsługującej nie jest wcale tak źle. Z tego, co się dowiedziałam, jesteśmy i tak trochę ponad przeciętną.
— To znaczy, że testerów było więcej — stwierdził Michał.
— Sam projekt ma podobno z jakieś dwadzieścia lat.
— Ciekawe czy coś mi grozi.
Kasia i Michał spojrzeli na siebie.
— Pewne ryzyko istnieje. Słyszeliśmy, że nie każdemu synchronizacja wyszła na dobre.
— To znaczy?

* * * * *

Dziesięć lat wcześniej.
Nie była to pierwsza próba, w której brał udział i może dla tego zdawał sobie sprawę z tego, iż ponoszą olbrzymie ryzyko. Góra nie chciała go jednak słuchać, upierając się przy pozostawieniu Kacpra Lumieszke w programie. Przeczucie podpowiadało mu, że się to źle skończy, czy jednak miał wybór?
— Rozpocząć procedurę.
Profesor Kowalczuk spojrzał na główne monitory, przedstawiające dane z kokpitu Mecha DT13. Już na samym początku dostrzegł, iż proces konsolidacji psychicznej przechodzi zbyt wolno. Połączenia neuronalne maszyny odrzucały próby połączenia się z nim przez pilota. W momencie, gdy chciał wcisnąć guzik bezpieczeństwa, stojący przy nim generał wojska, złapał go za dłoń.
— On zginie.
— Nie bredź staruszku, to tylko maszyna.
— Synchronizacja na poziomie trzydziestu dwóch procent.
— Eksperyment powinien zostać przerwany.
— Nic mu się nie stanie. To tylko maszyna.
Naukowiec doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż nie do końca. Głównym mechanizmem kontrolującym maszynę był mózg obcego, a raczej jego genetyczny odpowiednik. Dzięki połączeniu neuronalnemu bestią dało się sterować. Mecha zyskiwał dzięki temu szybkość, siłę i zwinność niemożliwą do osiągnięcia dla zwykłych maszyn. Problem polegał na tym, że osoba pilotująca go, musiała spełniać odpowiednie warunki. Po pierwsze musiała zostać napromieniowana przez Akume. Tylko osoby o tym samym spektrum energetycznym mogły bez obaw nimi sterować. Po drugie pilot musiał przejąć psychiczną kontrolę nad mózgiem robota. Syn Bernarda Lumieszke, jednego z założycieli kompleksu, nie spełniał ani jednego warunku.
Mecha poruszył się. Na ustach generała pojawił się uśmiech, który równie szybko znikł, gdy maszyna naładowała karabin nabojami i zaczęła strzelać w komorę.
— Włączyć mechanizmy obronne, wyłączyć zasilanie.
Wokoło komory robota pojawiło się pole siłowe, natomiast kabel zasilający odpadł. Maszyna wyłączyła się wręcz natychmiast. Za nim jednak proces dezaktywacji dobiegł końca, z karabinu wyleciał cały magazynek pocisków. W zamkniętej komorze zaczęły one rykoszetować, aż w końcu wszystkie wylądowały w ciele robota. Posiatkowana kupa złomu runęła na ziemię. Pilot nie przeżył.

* * * * *

Tłumaczenie się przed najbardziej wpływowym człowiekiem w mieście nie było najmilsze. Profesor nie miał wyboru. Stał przed inwestorem, w jego gabinecie i spoglądał mu prosto w twarz.
— Chcę znać winnego śmierci mojego syna! Ma odpowiedzieć za to, co zrobił.
Kowalczuk przez chwilę zastanawiał się, jak rozwiązać całą sytuację. Nie mógł w końcu pozwolić, aby główny inwestor odszedł. W końcu to właśnie od niego zależało to, czy centralne miasto przetrwa. Z drugiej jednak strony, czy miał inny wybór.
— Jest pan tego pewien?
Bernard spojrzał na niego zdziwiony.
— Czy robi pan ze mnie idiotę?! — krzyknął. — Mój syn nie żyje, a pan pyta się mnie czy jestem tego pewny?!
— Skoro tak, to musi się pan sam wsadzić do więzienia. Od samego początku mówiłem, że pana syn nie jest gotowy do tego. Pana upartość i chęć zaistnienia doprowadziła do tragedii.
— Co pan bredzi!
— Mecha nie są tylko bezmyślnymi maszynami. Ich jednostki centralne zbudowane są na bazie sieci neuronalnej obcych. To właśnie dzięki tkance Akume, maszyna ta jest o wiele lepsza od standardowych Mecha. By móc ją kontrolować, trzeba przejąć psychiczną kontrolę nad obcym. Pana syn w wyniku presji, jaką na niego nałożono, nie wytrzymał psychicznie i to maszyna przejęła nad nim władzę. Wyraziłem się wystarczająco jasno?
Bernard skulił się niczym małe dziecko karcone przez rodzica.
— Chce pan powiedzieć, że skazałem syna na śmierć?
— Nic dodać, nic ująć.
Profesor poprawił okulary i odwrócił się na pięcie, pozostawiając Lumieszke samego z własnymi myślami.

Mecha* - skrót od „Mechanical” oznaczającego olbrzymie, mechaniczne roboty sterowane przez ludzi lub humanoidalne maszyny. Termin ten jest angielskim odpowiednikiem słowa japońskiego „Meka”. Mecha stanowi nie tylko maszynę, ale także oddzielny gatunek w japońskiej mandze oraz anime.
Akume* - z japońskiego „demon”. Jednakże bliżej mu do odpowiednika greckiego Dajmona, niż tego co potocznie rozumiemy za demona w kulturze judeo - chrześcijańskiej
Flashback* — w psychologii mimowolne cofnięcie się wspomnieniami w czasie, niezależne od osoby go doznającej. Bardzo często skutek zespołu stresu pourazowego (PTSD).

Mechanical Robot (fragment)

4
Ajaj. Po pierwsze, wrzucanie fragmentów mija się z celem Zwłaszcza jeżeli związek między nimi jest skromny lub żaden. A fajnie byłoby zobaczyć co z czego wynika.
Np kuleczka z 3-go. Sam w sobie pomysł nie taki zły, ale co potem? Jakie są dalsze losy kuleczki? Albo Radka, o ile nie był to faktycznie jego koniec?
Po drugie, błędów jak mrówków. A wystarczy odleżakować tekst, przeczytać po paru dniach na spokojnie, wyłapać babole których nie chwyci spellcheck. Np:
Pan Nikt pisze: — A czy ja kiedykolwiek żartowałem.pytajnik
Poczucie winy to jedyne co wtenczas czół.
Ojciec Michał ksiądz?miał odpowiednio dobre geny, dające możliwość powiększenia możliwości ogółu
Mechanizm laserowy nie nadawał się do niczego. We wnętrzu można było jednak znaleźć akumulator napędzający cały mechanizm.zasilający. I 2x mechanizm.
Do pleców miał podłączony olbrzymi kabel służący do ładowania akumulatorów. W ręku zaś trzymał potężny karabin. W przeciwieństwie do tych, które można było zobaczyć na murach miasta, wyglądał bardziej jak olbrzymiej wielkości zbroja.
Zobaczył olbrzymią postać w czarnej szacie i olbrzymimi skrzydłami. W dłoni trzymała włócznię, z której końca miotała olbrzymim promieniem.
Za nim jednak proces dezaktywacji dobiegł końca,
No i wreszcie (to nie wszystko oczywiście) kupytrzymanie świata.
Mamy wycacanych młodzieńców kategorii A. Dobre geny, powiększenie możliwości ogółu, etc etc
I bierzemy siedemnaście tysięcy tychże (jaki to % populacji w wieku rozrodczym?) i za pomocą Akume przerabiamy w krwisty befsztyk. Kategorii trzeciej, pomieleni ze zbrojami i oporządzeniem. Celem czego?
Jeśli to pierwszy raz - czemu nikt z rodziców kategorii A nie podniósł rabanu?
Jeśli kolejny - czemu Michał nie przypominał sobie szeptanych ukradkiem wzmianek o Próbie/ Wielkiej Ofierze (niepotrzebne skreślić).
Poza tym, miasta bronią Mecha, chyba właśnie po to żeby nie było ataków typu Human Wave.
Pan Nikt pisze: — Ja miałem siedemdziesiąt pięć procent synchronizacji. Kaśka siedemdziesiąt dwa.
— To sporo?
— Mówiąc szczerze, sam nie mam pojęcia.
Wyobraź sobie że pakują Gagarina do Wostoka nie mówiąc mu absolutnie nic o misji. Siedź i naciskaj przyciski, które się zapalą. Coś tu nie tak, prawda?
Pan Nikt pisze: Mecha poruszył się. Na ustach generała pojawił się uśmiech, który równie szybko znikł, gdy maszyna naładowała karabin nabojami i zaczęła strzelać w komorę.
— Włączyć mechanizmy obronne, wyłączyć zasilanie.
Wokoło komory robota pojawiło się pole siłowe, natomiast kabel zasilający odpadł. Maszyna wyłączyła się wręcz natychmiast. Za nim jednak proces dezaktywacji dobiegł końca, z karabinu wyleciał cały magazynek pocisków. W zamkniętej komorze zaczęły one rykoszetować, aż w końcu wszystkie wylądowały w ciele robota. Posiatkowana kupa złomu runęła na ziemię. Pilot nie przeżył.
- To próba, tak?
- Oczywiście.
- Pierwsza?
- Oczywiście.
- To dajmy mu ostrą amunicję! Co może pójść źle?
Swoją drogą skoro szkło kuloodporne plus pole siłowe odbija pociski a pancerz robota już nie, to coś jest nie tak z robotem.

I jak dla mnie inspiracja Pacific Rimem przekroczyła granice inspiracji na terytorium zrzyny.
Pan Nikt pisze: Akume* - z japońskiego „demon”
A tu mam zagwozdkę, szukałem pukałem po internetach. I w jakiego translatora bym nie wrzucał "akume", wyświetla mi "orgazm"
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Mechanical Robot (fragment)

5
Ok. Dzięki, a Pacyfic Dom to zrzyna z Anime japońskiego :P Dokładnie Neon Genezis Ewangelion :P

Added in 14 minutes 26 seconds:
No o ile nie liczyć do tego Aqariona, Last Exile i całej rzeszy innych anime. Podałem tylko 2 najpopularniejsze. Zastanawia mnie tylko czy dałoby radę stworzyć Mecha w literaturze. Mecha to nurt. W Japonii masz multum takich filmów. W Polsce nie słyszałem by ktoś coś takiego próbował :) Najwyraźniej da radę.

Mechanical Robot (fragment)

6
Last Exile, które swoją szosą lubię, to nie mecha.
Ale widzisz, im coś było bardziej szczegółowo dopracowane (jak NGE) to IMO trudniej sprzedać w temacie coś nowego, coś co będzie nowym podejściem a nie fanfikiem.
Więc zamiast wzorować się na jednym z konceptów, albo mieszać z kilku, spróbuj stworzyć nowy od podstaw. Tak, żeby się (w miarę) kupy trzymał.
No i warsztat też do poprawy. Na samym pomyśle daleko nie zajedziesz. Supermana zna każdy, a Ogon Bat?
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Mechanical Robot (fragment)

7
Nie wiem czy wiesz, ale jak zauważył Umberto Eco to "Książki piszą książki". Nic co napisane zostało, nie jest oryginalne :P Nie ważne co weźmiesz do ręki, wiedz że ktoś już na ten temat napisał :P Jedyne co możesz zrobić to przedstawić własną historię w własny sposób. Sapkowski jest np. dość nudny, jak ktoś zna mitologię słowiańską i odrobinę literatury polskiej. Na zachodzie zaś jest to coś innego, oryginalnego, bo ilu znasz ludzi którzy wiedzą czym są utopce? Sam Sapkowski też nie wymyślił niczego oryginalnego. Mitologizacja prozy to choćby Tolkien, który napisał "Władcę Pierścieni" w oparciu o mitologię Celtycką. To samo C.S Lewis zrobił z "Opowieściami z Narni" :P Można by tak wymieniać, wymieniać i wymieniać.

Added in 1 minute 24 seconds:
A warsztat, warsztatem, to da się poprawić. Samego wnętrza powieści już nie :P

Mechanical Robot (fragment)

8
Pan Nikt pisze: A warsztat, warsztatem, to da się poprawić. Samego wnętrza powieści już nie
Nie? Przecież ty jesteś autorem więc możesz, a nawet powinieneś. Po to właśnie wrzucamy na Wery by coś sprawdzić, zmienić, udoskonalić.
Po Wielkim Umieraniu, na ziemi Główna Korporacja zaczynała dzielić innych na podgrupy, aby jak najlepiej wykorzystać potencjał swoich obywateli. Ojciec Michał miał odpowiednio dobre geny, dające możliwość powiększenia możliwości ogółu, był wykształconym obywatelem na stanowisku.
No i właściwie to by było na tyle. I co to za "wielkie umieranie?" I czy taka mikroinformacja jest naprawdę, i akurat w tym miejscu potrzebna? Może tu zostawić niedopowiedzenie a resztę wstawić np. do: Jednakże to, na co pozwalali sobie ludzie z kategorii A,...
Zdawałoby się, iż ten nastolatek miał więcej rozumu niż nauczyciele w Akademii. Do obrony nie było mu to potrzebne. Centralnego Miasta broniły Mecha*. Ojciec mówił mu, że robiono to, aby wyrobić w nich charakter.
Mój tok myślenia przy czytaniu: Zdawałoby się, iż ten nastolatek miał więcej rozumu niż nauczyciele w Akademii. Do obrony nie było mu to – ten rozum? potrzebne. Centralnego Miasta broniły Mecha*. Ojciec mówił mu, że robiono to – ale co? Mecha? , aby wyrobić w nich – ale w kim? Charakter ? To obrona przez Mecha ma wyrabiać charakter? Trzeba dopiero cofnąć się do dialogu by to załapać :? .
Jednakże to, na co pozwalali sobie ludzie z kategorii A, było czymś przerażającym. Kiedy inni umierali, w Centralnym Mieście panował klimat zabawy i beztroski.
Hę?? Jak umierali? Jak już to wspomniałeś to byłoby dobrze rozwinąć, bo nie łapię, np.: Kiedy inni w pozostałych dzielnicach miasta umierali z głodu i ciężkiej pracy / kiedy inni umierali w walce broniąc mieszkańców …
No i, czy ludzie z kategorii A naprawdę sobie pozwalali? Bo to trochę głupie. Bo by stać się pełnoprawnymi obywatelami Centralnego Miasta musieli przejść przez akademię (tak to wynika z tekstu) a tam ludzie ginęli jak muchy. Więc w mieście żyją tylko ci co przetrwali. I co, pozwalają sobie?
Tuż przed odlotem dyrektor stanął tuż przed nimi i jak co roku zaczął wygłaszać tę samą mowę.
Co?? To co roku ginęły dziesiątki kadetów (jeśli wygłasza tę samą mowę)? To do kogo on to właściwie mówi jak wszyscy nie żyją? Chyba, że ten pogrom, który opisałeś był wyjątkiem, ale jakoś to nie wynika.
Całą resztę czeka śmierć.
A oni sobie spokojnie jadą w transporterze czując tylko lekki niepokój? Półgłówki jakieś czy co?

Wspomniano ci już kalkę. I tak właściwie to słusznie się oburzyłeś. Ja też uważam, że ściąganie wątków od innych nie powinno być z góry uważane za błąd, bo to jest już obecnie nie do ominięcia. Wszystko już było. Ale – można wziąć znany temat i przerobić go na własny, oryginalny sposób. A ty tego nie zrobiłeś. Wziąłeś tylko wątki z kilku Mang i po prostu wrzuciłeś je do jednego worka. I zrobił się bałagan.

Np. wątek z kulką w karabinie, taki ni z gruszki ni z pietruszki, ale rozumiem, że to jeszcze wypłynie w dalszej części. Jupii! Jest się na co cieszyć. Bo z Mechami to już przecież skończyłeś, nieprawdaż? Wszystko zostało już powiedziane i wytłumaczone, w dodatku „łopatologicznie”. Że prototyp, ze ma sieć neuronów i to nie od byle kogo (oj było to już, było) i że sterować nimi mogą tylko wybrańcy, i to wszystko wyłożone w zasadzie w jednym akapicie. Koniec. Kropka. Wszystko jasne. Żadnego zaskoczenia, żadnej tajemnicy. A przecież właśnie to jest w tym wszystkim najważniejsze – ten szok, ta walka dusz, człowieka i demona. Bohaterzy powinni odkrywać to powoli, fragmentarycznie i z różnych stron, z niedomówień, z czyichś wyrzutów sumienia, a nie tak po prostu, prosto z mostu. Zabiłeś ten temat i to jest mój główny zarzut. Bo szkoda.

Poza tym, wydaje mi się, że za dużo różnych wątków chciałeś naraz zmieścić w tym jednym, zbyt krótkim fragmencie. Rozbij je może na osobne części, większe rozdziały, poświęć im trochę czasu i uwagi, nie spiesz się tak. I pomyśl, czy wszystkie muszą się znaleźć właśnie tutaj, i w takiej kolejności? Np. dialog profesora z Lumieszką umieściłabym na początku, ale jako coś w rodzaju teatru cieni, tylko dialog, bez dodatkowych informacji, i zakończenie:
- nie był odpowiednim kandydatem. Do tego potrzeba kogoś wyjątkowego.
I tu zaczyna się kawałek z Michałem i Radkiem. Aluzja, niedopowiedzenie: czy może któryś z nich jest tym wyjątkowym? To budzi ciekawość.
Zarys historii pewnie już masz w głowie. Rozpisz go na osobne wątki, zastanów się jak je spleść, w jakiej kolejności i co zdradzić wcześniej a co zostawić na później. Napisałeś streszczenie. Teraz z tego można by napisać powieść. ;)
Dream dancer

Mechanical Robot (fragment)

9
Po pierwsze jest to fragment, a nie całość. Po drugie wstawiłem to tylko po to, bo sam nie wiedziałem czy to ciągnąć dalej. Po trzecie na wszystko są odpowiedzi, ale nie w tym tekście, bo to fragment :( Nie rozumiem po co analizować w ten sposób kawałek tekstu. Choć ochotka wzrasta i chyba to pociągnę. Po czwarte sam warsztat nie czyni artystą/pisarzem :P

Radził bym obejrzeć za nim artyzm ktokolwiek zacznie mylić z warsztatem:
https://narutoboruto.wbijam.pl/boruto-033.html

Added in 5 minutes 15 seconds:
I sam trzpień opowieści chyba zostawię. Zrezygnuje tylko z maszyn.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron