Rytm ulicy [opowiadanie]

1
Tokio. Tysiące samochodów, które na zdjęciach tworzą rozmyte smugi kolorów, przejeżdża obojętnie obok plakatu, znajdującego się na tafli jednego z budynków. Miliony przechodniów, które na zdjęciach tworzą jedynie cienką linię, przechodzą obojętnie obok kolorowej, szerokiej na co najmniej trzy metry, a wysokiej na dwa kolorowej kartki papieru; anonimowy autor chciał przez nią coś pokazać. Być może to prawda, że tutaj żyje się kilka razy szybciej. Być może to prawda, że większość mieszkańców tego miasta stanowią pracoholicy. Być może to miasto nie istnieje. Skupmy się jednak na rzeczach pewnych, na czystych, niezaprzeczalnych faktach. Obok plakatu, po jego prawej stronie, obrócona twarzą do przechodniów, stoi około dwudziestoletnia dziewczyna. Pasuje do futurystycznego dzieła, którego treść jest dla nas w tym momencie nieistotna; wygląda jak jego autorka. Patrząc na nią, przychodzi nam do głowy, że ma na imię Michi. Być może to nieprawda, ale to nie czas na tego typu rozmyślenia. Ma na sobie krótką beżową spódniczkę i czarną marynarkę. Poza tym niczym specjalnym nie wyróżnia się spośród innych japońskich dziewcząt. Nagle czujemy, że coś ogranicza nasze pole widzenia, zostajemy odsunięci od sytuacji. Michi prawie wtopiła się w żywą nić sunącą po chodniku, lecz my wpatrujemy się uważnie, aby nie stracić jej z oczu. Po około minucie pojawia się obok niej druga postać. Wytężamy wzrok... To chyba mężczyzna. Jest wysoki i ma szerokie ramiona... Na pewno mężczyzna. Zaczynamy obawiać się o dziewczynę. Tak jakby to mogło pomóc, wyciągamy zegarek i mierzymy czas. To odruchowe, jak krzyczenie „uważaj” w kinie. Rozmawiają dokładnie przez trzy minuty i czterdzieści trzy sekundy. Nie dostrzegamy w rozmowie niczego niezwykłego, jednak niepokoi nas, że nie widzimy wszystkiego wyraźnie. Oboje odchodzą, lecz każdy w swoją stronę. Michi znika w luce między dwoma wieżowcami.



Skupiamy się więc na mężczyźnie, który dołącza się do głównego nurtu ulicy. Nadaliśmy mu imię Keiji. Obraca się w naszą stronę, łapiemy jego wzrok. Daje nam tym samym pozwolenie na podążanie za nim i przybliżenie się. Jesteśmy teraz na tyle blisko, że możemy poczuć się częścią tego płynącego tłumu. Widzimy łupież na głowie mężczyzny idącego przed nami, zaraz obok Keijiego. Czujemy słodki zapach mandarynki. To definitywnie damski zapach. Obracamy się. Z tyłu idzie ubrana w żakiet kobieta w ciemnych okularach. Nie wiemy, gdzie patrzy, lecz mamy wrażenie, że śledzi naszego nowego bohatera. Zapach perfum zaczął się powoli mieszać z dziwnym smrodem. Na rzece, którą płyniemy, pojawia się nagle wodospad. Woda wlewa się z hukiem do wąskiego kanału. To metro. Z dużą prędkością schodzimy w dół. Falujący tłum, klaustrofobicznie niewielka w porównaniu z nim stacja i okropny odór przyprawiają nas o mdłości. Zamykamy oczy, wiedząc, że i tak dotrzemy tam, gdzie mamy dotrzeć. Oszukujemy świadomość, odtwarzając w myślach ulubiony kawałek. Jest wyjątkowo wyraźny, zdaje się być z innego świata, nie pasuje tu... Przecież mamy obserwować tego mężczyznę! Otwieramy oczy, jesteśmy na innej stacji. Smród pozostał, trochę tylko zmieniony. Zniknęli natomiast niemal wszyscy ludzie. Keiji idzie więc swobodnie, powoli, możemy się mu dokładnie przyjrzeć. Ma na sobie jeansy i skórzaną kurtkę, pod którą niewątpliwie coś trzyma. Wskazuje na to wybrzuszenie na piersi. Nagle podbiega do niego młody chłopak, na oko ma osiemnaście lat. Gestykuluje intensywnie i prowadzi, najwyrażniej, swojego znajomego do jednego z wielu wyjść. Wychodzimy na ulicę. Przez chwilę czujemy ulgę, iż widzimy czyste niebo, lecz już po chwili orientujemy się, w jak paskudnym miejscu się znaleźliśmy. Obskurne budynki, a przed nimi całe mnóstwo nieletnich prostytutek. Na popękanym asfalcie dwoje dzieci bawi się kijami w samurajów. Jeden z nich bierze zamach, jednak nie zdąża uderzyć, gdyż dostaje od swojego kolegi w głowę. Upada na twardą powierzchnię. Wygrany chłopiec biega po całej ulicy, krzycząc zapewne coś w stylu: „Każdemu rozwalę łeb! Każdemu!”. Przechodzi nam przez myśl - nic dziwnego, że Keiji został przestępcą, wychowując się tu. Kto powiedział, że on jest przestępcą i że wychował się tu? Znowu przyłapujemy się na odwróceniu uwagi od obiektu naszych obserwacji. Odwracamy się, szukając wzrokiem dwóch kumpli. Nie ma ich! Musieli wejść do któregoś z budynków. Czekamy więc cierpliwie, obserwując ulicę. W pewnej chwili nadjeżdża radiowóz. Wysiadają z niego dwaj policjanci. Jeden z nich jest biały. Przechodzą obojętnie obok pobitego chłopca i podchodzą do jednej z dziewcząt w krótkiej spódniczce. Na początku dziewczynka jest bardzo zdenerwowana, lecz po chwili wyraźnie nabiera pewności siebie. Więc nie o jej zajęcie chodzi. Pokazuje policjantom budynek; ci niezwłocznie udają się w jego stronę. Po pięciu minutach wychodzą z Keijim i jego kolegą. Wsiadają do radiowozu. Samochód rusza. Nie możemy za nim nadążyć, więc już po kilku metrach poddajemy się.



Czekamy w miejscu na dalszy ciąg wydarzeń. Nie obchodzą nas już niegrzeczni chłopcy i jeszcze bardziej niegrzeczne dziewczynki. Zaczyna robić się ciemno i zimno. Chcemy zostać wciągnięci w wir wydarzeń, jednak stoimy w miejscu. Jesteśmy niewidzialni dla obu światów, zupełnie jak operator filmowy. Możemy w zamian za to obracać kamerę w dowolnym kierunku. W obecnej sytuacji najlepszym wydaje nam się obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Wykonujemy go. Patrzymy teraz w stronę wejścia do metra i budynku, powiedzmy numer 143, z którego wyszedł Keiji. Po dłuższym czasie stagnacji na naszym ekranie pojawia się stary motyw. Widzimy prostytutkę, tę samą która rozmawiała wcześniej z policjantami. Od razu staje się głównym elementem obrazu, więc, chcąc nie chcąc, podążamy za nią. Schodzi do metra. My schodzimy również. Teraz dopiero widzimy, jak bardzo nie pasuje do niej wulgarny makijaż i ubranie, którego prawie nie widać na nagim ciele. Drobna dziewczynka, która nie zna jeszcze swojego ciała, wystawia je na sprzedaż. Zupełnie jakby sprzedawać złoty zegarek po cenie plastikowych podróbek. Ale skąd te przypuszczenia? Może jej wygląd nie idzie w parze z doświadczeniem życiowym? Może jest nad wiek dojrzała, a do tego odważna i chce swój życiowy cel osiągnąć każdym kosztem? Nie wiemy tego. Po prostu podążamy za nią. Wsiadamy do metra, tym razem nieco mniej przepełnionego i wysiadamy na jakiejś stacji. Jest tu sporo ludzi. Gdy wychodzimy na powierzchnię, okazuje się, iż jesteśmy w dzielnicy, w której zobaczyliśmy Michi. To prawdopodobnie bardzo blisko centrum. Jak widzimy na cyfrowym wyświetlaczu jednego z budynków, jest dwudziesta trzecia. Nie spodziewaliśmy się, że upłynęło aż tyle czasu. Prostytutka, której nadajemy imię Rei, idzie pewnie i bardzo szybko przed siebie. Ledwie możemy za nią nadążyć. Mimo to, rozglądamy się zaciekawieni wokół. To miejsce zmienia się wieczorem w wielki dom uciech. Pełno jest kasyn, na ścianach budynków pojawiają się ekrany wyświetlające reklamy nocnych klubów, dziewczyny polują na klientów. Rei zatrzymuje się. Stoi dokładnie w miejscu, w którym wcześniej stała Michi. Nie ma tu już jednak plakatu, zamiast tego wisi reklama firmy, której nazwa jest dla nas w tym momencie nieistotna. Patrzymy na dziewczynę, perspektywa się oddala. Podjeżdża samochód, przez rozświetlające miasto kolorowe neony nie jesteśmy w stanie określić jego barwy. Rei podchodzi, rozmawia przez chwilę z kierowcą, wsiada i odjeżdża.



Wodzimy wzrokiem po ulicy. Dostrzegamy ciekawie wyglądający baner. Stoi pod nim mężczyzna w białej marynarce. Ma na imię Seiryo...biznesmen Takao... aktorka Hitoshi...Chika, Aya, Takuji, Inoe, Sosuke, Eiko, Yo, Saburo, Kinuyie...



Ci ludzie idą i znikają, plączą się między nogami lub wybijają ponad przeciętność... Być może są wybitnie uzdolnieni , inteligentni, odważni lub po prostu głupi. Być może cierpią z powodu nieszczęśliwej miłości, być może cieszą z największego sukcesu w życiu. Być może nie istnieją. Nieważne. Skupmy się na faktach. Są tylko rozmazaną linią na ulicy w Tokio.
I've got the lot to burn...

2
Czasem zastanawiam się ile jest ludzi obdarzonych talentem, których jeszcze nie znam. Ilu z nich mijam na ulicy? Myślę o tym jak pachnie jej skóra, czemu lubi kolor zielony? Czemu gdy ją mijam spuszcza wzrok? Nieśmiałość? Niechęć?

Wiesz, takie rozmyślania ma każdy z nas. Nie ważne czy pod wpływem zdjęć, na których ludzie wyglądają jak mrówki lub jak linia złożona z punktów.

Z jednej strony podobało mi się. Nie było w nim niczego, co by mnie zachwyciło, ale na pewno coś, co mnie zastanowiło, a przynajmniej przypomniało coś.

Drażniło mnie nie tyle miejsce akcji, co imiona. Jakoś nie przepadam za Japonią, podobają mi się nieco niektóre krajobrazy. Mimo tego nie potrafię zrozumieć tej fascynacji tym krajem lub ogólnie orientalizmem.

Ogólnie czytało się średnio, momentami było ciężko, a przynajmniej wolniej niż w innych. Tak jakby rytm opowiadania czasem się gubił.

Czegoś mi tu brak. Może jakiegoś głębszego zastanowienia, większej ilości filozofii bym mógł lepiej zrozumieć co autor chciał przekazać przez tekst.

Nie wiem. Może to tylko moje błędne odczucie.

Pozostawię bez zagłębiania się w tekst. Jakoś nie mam spostrzeżeń. Później postaram się nadrobić, jeśli coś mi przyjdzie do głowy.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
Tokio po prostu wydało mi się najodpowiedniejsze jako jedno z najgęściej zaludnionych miast świata...

A brak zrozumienia dla fascynacji Japonią da się wytłumaczyć w jeden sposób: nie oglądaniem anime w dzieciństwie :P
I've got the lot to burn...

4
Przez cały czas miałam wrażenie, że słyszę monotonny głos. Szeptał mi do ucha słowa, które czytałam, a przed oczami pojawiały mi się zwierzęta zamiast ludzi, jakby leciał nudny film przyrodniczy z gatunku tych do prania mózgu :?


Wiesz, takie rozmyślania ma każdy z nas. Nie ważne czy pod wpływem zdjęć, na których ludzie wyglądają jak mrówki lub jak linia złożona z punktów.


Może nie konkretnie takie.



Czytałam wiele podobnych tekstów i żadne z nich mi się nie podobało.

W zdecydowanej większości narrator wszczepia nam do umysłu swoje własne myśli:


Patrząc na nią, przychodzi nam do głowy, że ma na imię Michi.
A co, jeśli właśnie to mi do głowy nie przyszło? Może chciałabym, aby miała na imię Yi?



Często narrator twierdzi, że mamy pewne odruchy:


wyciągamy zegarek i mierzymy czas. To odruchowe, jak krzyczenie „uważaj” w kinie.
Nie, nie mogę stwierdzić, że wyciągnęłabym zegarek i nie mogę stwierdzić, abym krzyczała coś w kinie.



Jednocześnie narrator narzuca nam pewne czynności:


Skupiamy się więc na mężczyźnie, który dołącza się do głównego nurtu ulicy.
Ale ja nie chcę się na nim skupiać! Nie można mnie do tego zmusić. Może wolałabym wciąż obserwować tą dziewczynę, albo podumać nad starcem, siedzącym pod jakimś sklepem z wyciągniętą do przechodniów puszką z jedną tylko monetą w środku?



Przy okazji narrator uważa, że wie, co czujemy:


Nie obchodzą nas już niegrzeczni chłopcy i jeszcze bardziej niegrzeczne dziewczynki.
Może kogoś to obchodzi? A raczej kogoś to powinno obchodzić. Może jest to dobry temat na opowiadanie, może nawet powieść, albo na wiersz.?



Dla niektórych ciężko czyta się taki tekst. Nie można komuś narzucać sposobu patrzenia na coś. To krępuje wolną wolę. O wiele łatwiej czytałoby się, gdyby była to opowieść widziana oczami jednej osoby (ja pomyślałem, ja mam odruchy, wykonuję pewne czynności lub coś poczułem).

Poza tym mało jest tekstów poświęconych kontemplacji nad nieznanymi, odległymi kulturami, a dużo jest właśnie takich, jak ten powyżej. Owszem, aby stworzyć tekst o tym nieznanym społeczeństwie trzeba coś na ten temat wiedzieć, ale wysiłek może się opłacić :)



I to na tyle tych wielkich rozważań.

5
Dzięki. Pewnie niektórym rzeczywiście ciężko czyta się taki tekst, bo trzeba się na pewien czas przestawić na odbiór, a dopiero na koniec wszystko przemyśleć. Ale przecież nie ma książki/opowiadania, która podoba się każdemu.

Co do tekstów o innych kulturach, to uwierz mi, że gdybym miała okazję taką poznać, to pewnie pojawiło by się coś o tym traktującego. Oczywiście nie tylko o tym, bo pisanie reportaży na razie mnie niezbyt interesuje.
I've got the lot to burn...

6
znajdującego się na tafli jednego z budynków
budynki nie mają tafli, tylko ściany.



twój tekst przypomina mi raczej komentarze i opisy w jakiejś grze, a nie opowiadanie. Zdecydowanie niefortunnie dobrałeś sposób narracji.

Nie mogę również powiedzieć aby fabuła była wciągajaca, bo w sumie wcale jej tu nie widać. Tylko "ciągasz" czytelnika za przypadkowymi(?) ludźmi. jak już się wydaje, że jednak coś nam chcesz przedstawić, zmieniasz bohatera tekst się kończy a my nie wiemy, o co tak naprawdę chodziło.



Jęsli natomiast miało to być tylko filozoficzne pokazanie nas jak wiele historii dzieje się w okół nas, o których nic nie wiemy - to zabrakło tu jakiegoś przesłania.

Styl w miarę poprawny, ale tekst zdecydowanie do mnie nie przemawia.



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

7
Lan pisze: budynki nie mają tafli, tylko ściany.
Chodziło mi o budynki, których ściany są zrobione ze szkła, dlatego 'tafla'.



Dzięki za opinię.
I've got the lot to burn...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”