[W] Wyzwanie

1
Kiedy para grubasów zza ściany pieprzyła się jak opętana, on siedział na skraju łóżka i patrzył na siebie w wygaszonym ekranie laptopa. Jego oczy i zmęczona twarz, mówiły, że ma dość takiego życia.
Miał trzydzieści lat, był alkoholikiem, a wytatuowane potężne przedramiona, nie pozwalały mężczyźnie zapomnieć w jaki sposób kiedyś, zarabiał pieniądze. Szedł przez swoje teraźniejsze dni jak samotnik skazany przez własne sumienie na pokutę. Nie umawiał się od miesięcy z kobietami, a pojedyncze łóżko oprócz nieświeżej pościeli pokrywał tylko krzyk zdumienia wielu z nich, kiedy po seksie kazał im się wynosić nie tylko z pokoju, ale i z jego życia.
Przez pierwsze kilka minut nie zwrócił uwagi na krzyki rozkoszy wydawane przez Julię. Dopiero gdy w szale seksualnego uniesienia, zaczęła uderzać dłonią w gipsową ściankę, rozdzielającą dwa pokoje, twarz Marcina zapłonęła gniewem. Kilka lat temu po prostu wszedłby do pomieszczenia kochanków razem z drzwiami, a twarzy Jarka, chłopaka Julii, nikt nie rozpoznałby przez kolejne tygodnie. To była przeszłość i mężczyzna nie robił i nie chciał już robić takich rzeczy.
Wstał z łóżka i ponurym wzrokiem patrzył na swój majątek, który zmieścił się w niedużym pokoju. Stary rower, laptop i dwie pary półbutów, plus kilka ciuchów, żeby nikt się nie przyczepił, że chodzi goły po ulicy. Kiedyś jeździł nowym bmw, na każdym ramieniu wisiała mu apetyczna modelka, a teraz ledwo wiązał koniec z końcem. Nie robił już co prawda tych wszystkich złych rzeczy co kiedyś i jego sumienie było czyste, ale była za to cena. Pracował w parszywym pubie na zadupiu Londynu i coraz mnie mu się to podobało. Dawniej był królem miasta. Kolacje w restauracjach, długie godziny spędzane w kasynach. Miał szacunek u innych gangsterów, mówił sędziemu, jaki ma wydać wyrok, a teraz zazwyczaj użerał się facetami w dziwnych czapkach na głowie, o to, jak upiec ciasto czekoladowe.
Kiedy zatruty organizm upomniał się o jedzenie, Marcin Kwis wiedział, że nie będzie to proste. Niby najzwyczajniejsza w świecie czynność była teraz torturą. Atakowany przez wiele dni mocnym alkoholem pusty żołądek był tak wrażliwy, że łyk ciepłej herbaty wykręcał go na drugą stronę, a silne bóle odbierały chęć do życia. Pomimo tego, postanowił zejść do kuchni i coś zjeść.
- Spuściłeś mi się do środka? Ty debilu!
Płaczliwy głos Julii zza drzwi w korytarzu odgonił zły humor. Marcin zszedł na parter domu i otworzył drzwi lodówki.
- Chyba znów cię poniosło, co?
Głos dobiegał zza uchylonych drzwi, wychodzących na ogród. Marcin zmrużył oczy, próbując dojrzeć, kto do niego mówi.
- Nie dość, że pijaczyna, to jeszcze ślepy.
Dziewczyna zgasiła papierosa i weszła do kuchni. Wyglądała na młodszą od niego, a z jej oczu biła pewność siebie.
- Lepiej wypić niż gmerać drugiej babce między nogami — odgryzł się i wyszczerzył zęby.
Mierzyli się wzrokiem przez kilka sekund, aż w końcu nie wytrzymali i oboje wybuchnęli śmiechem.
- Jak było w szpitalu? - Dziewczyna włączyła elektryczny czajnik i wskazując palcem na słoik z Nescafe, spojrzała pytająco na rozmówcę.
- Super - odparł. - Pielęgniarki tym razem nie zaliczyłem, ale te ich kroplówki to wypas. Przywracają do życia lepiej niż "koks "
Dziewczyna miała na imię Zośka, przyjechała do Londynu spod lubelskiej wsi i zamiast umawiać się z chłopami, wolała obściskiwać londyńskie dziewuchy. Marcin szczerze ją lubił. Za prostolinijność graniczącą z chorobą psychiczną oraz za jej talent do wyrywania lasek, dużo od niej atrakcyjniejszych. A, że sporo z tych panienek grało na dwa fronty, więc przystojny sąsiad też czasem na tym korzystał.
Zośka zalała kubki z kawą gorącą wodą i usiadła przy stole. Drgnęła nerwowo, kiedy wrzask Julii rozległ się w całym domu. Tym razem zarzucała swojemu chłopakowi kupno zbyt tanich i szmelcowatych prezerwatyw.
- Skąd się tacy ludzie biorą? - spytała nostalgicznie, patrząc, jak Marcin przygląda się jej nowemu pierścionkowi.
- Noo, może i tak. - dziewczyna lekko się zaczerwieniła.
- Co ty Zośka pierdolisz! Ty i małżeństwo. Za bardzo kochasz świeże cipki, żeby się hajtać.
Dziewczyna westchnęła z tęsknotą w głosie. Przyglądała się uważnie twarzy ulubionego współlokatora. Skrzywiła się z niesmakiem, widząc, jak straciła swój blask po kilku dniach odkręcania butelek z mocnymi trunkami.
- A ty co? Całe życie zamierzasz się tak upijać? - rozłożyła bezradnie ręce. - Masz już trzydzieści lat i chyba czas dorosnąć.
- Po co? - Pokręcił głową i zaklął pod nosem, kiedy kawa okazała się zbyt gorąca na struty wódką żołądek. - Jest dobrze, jak jest. Zresztą...
Nie dokończył, bo do uszu obojga dobiegł odgłos pukania w drzwi wejściowe domu.
- Kogo tam cholera niesie? - Zośka spojrzała zaskoczona na kumpla. Ten tylko wzruszył ramionami. - Pójdę otworzyć, może jakaś paczka z Polski... z pierożkami albo bigosem. - dodała ze śmiechem.
Marcin został sam i jego wzrok spoczął na nożu do chleba leżącym na desce do krojenia.
Zdawał sobie sprawę, że niedługo będzie musiał zacząć szukać nowej pracy. Miał jeszcze co prawda kilkaset funtów na koncie, ale na długo to nie mogło wystarczyć, więc znów czekała go przymiarka do nowej pracy.
- Pieprzony gangster co zarabia na życie krojeniem kiełbasy! - wymamrotał z rezygnacją w głosie i dmuchnął na kubek z kawą.
Z przedpokoju dotarł do niego zdziwiony ton Zośki. Rozmawiała z kimś w drzwiach i była całkowicie zaskoczona.
Trzydziestolatek ociężale podniósł się z krzesła i wolno ruszył w stronę koleżanki.
- Z kim ty tam nawijasz? - spytał wesoło, mając nadzieję, że to jakiś natręt i będzie mógł się trochę rozerwać, dając mu w pysk.
Zośka odwróciła się w stronę Marcina i przesunęła się lekko w bok przedpokoju. W drzwiach stała mała dziewczynka i trzęsąc się z zimna, ocierała dłonią zapłakaną twarz.
Zośka podeszła do kolegi i nagle podniesionym głosem, wypluła z siebie jednym tchem.
- Ona mówi, że jesteś jej tatą i masz się nią zaopiekować, bo mama wyjechała z wujkiem za granicę.
- Co, kurwa! - Marcin zrobił kilka kroków do przodu. Miał dość słaby wzrok, a twarz dziewczynki, stojącej tyłem do latarni na ulicy, była dla niego niezbyt dobrze widoczna.
- Madzia? - teraz już całkiem zaskoczony, rozdziawił usta na całego. - Boże kochany, dziecko, co tu robisz?
Dziewczynka nie odpowiedziała. Wpatrywała się w twarz Marcina zapłakanymi oczami. Po chwili odwróciła się w stronę otwartych drzwi i odezwała się cicho, wskazując ręką na pustą ulicę.
- Mamusia pojechała samochodem z panem i powiedziała mi, że już nie wróci. - Ręka Madzi opadła bezwładnie i rozbeczała się na dobre.
- Boże przenajświętszy, Kwis! Z jakimi potworami ty się zadajesz?
Zośka chwyciła dziesięciolatkę za dłoń i obie ruszyły w stronę kuchni. Zdjęła z małej przemoczoną już trochę letnią kurtkę i kazała założyć własną bluzę od dresu.
Marcin Kwis wciąż stał w przedpokoju, nie mogąc w dalszym ciągu zrozumieć, co się właściwie stało. W końcu się ocknął i gwałtownym ruchem otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz domu, potykając się o sportową torbę stojącą na wycieraczce. Patrzył na przejeżdżający samochód, mając nadzieję, że to jakiś koszmarny żart i matka dziewczynki pojawi się zaraz przed domem.
Po kilku minutach listopadowy ziąb dał znać o sobie i były gangster zatrząsł się z zimna. Podniósł z wycieraczki torbę i wrócił do kuchni.
Madzia przestałą już płakać i dmuchając nieporadnie na kubek z gorącym kakao, przyglądała się Kwisowi z zaciekawieniem. Zośka czytała coś z karki trzymanej w dłoni. Kiedy skończyła, posłała mężczyźnie zrezygnowane spojrzenie i podała mu kartkę papieru.
Marcin
U mnie w porządku, choć wiem, że i tak byś nie spytał o to.
Poznałam cudownego faceta i muszę i chce z nim wyjechać.
Jared niestety nie chce zaakceptować Magdy, która też nie jest bez
winy, bo wcale nie stara się polubić mojego chłopaka.
Muszę tak postąpić i wszystkim to wyjdzie na dobre. Moja
własna córka i tak bardziej woli ciebie, bo cały czas o tobie mówi, a mnie się w ogóle nie słucha. Nie bądź na mnie zły i ciesz się z życia.
Patrycja

Kwis zgniótł list i wcisnął do kieszeni spodni. Usiadł przy stole, patrząc na przemian, to na Zośkę, to na Magdę. Wyjął papierosa z paczki leżącej obok kubka z kawą i chciał zapalić, lecz karcący wzrok kumpeli powstrzymał go.
Wstał i bez słowa wyszedł przed dom. Zimny powiew wiatru sprawił, że poczuł się lepiej. Zaciągał się powoli papierosem, patrząc przed siebie i nie zwracając kompletnie uwagi, co dzieje się wokół. Sytuacja, w jakiej się znalazł, całkowicie mężczyznę przerosła. Jak on, miłośnik wódeczki, były bandzior z całą listą złych rzeczy popełnianych przez lata, mógł zaopiekować się małą dziewczynką. Wyjął telefon ze spodni i wpisał numer Patrycji. Po kilku sygnałach usłyszał abonent czasowo niedostępny. Spróbował jeszcze kilka razy dzwonić, ale bez rezultatu. Cała ta sytuacja była dla niego absurdalna. Teraz dopiero sobie uzmysłowił, że nie potrafi przypomnieć sobie twarz Patrycji. Po pięciu latach razem jej zdradach i kilkudniowych zniknięciach mózg mężczyzny musiał próbować pozbyć się obrazu kogoś, kto dał mu tyle powodów do cierpienia.
Wrócił do kuchni i ze zdziwieniem zauważył, że małej nie było przy stole.
- Poszła zrobić siku — wyjaśniła Zośka.
Kwis otworzył lodówkę i bez moralnych rozterek wyjął butelkę Whisky. Nie zdążył jednak nalać nic do szklanki, kiedy Zośka zabrała mu trunek.
- Chyba kpisz! - Pogroziła mu palcem i dodała ironicznie. - Teraz jesteś pan tata, to zachowuj się jak ojciec.
- Ale do cholery, to nie jest moja córka! - Miał ochotę wyrżnąć pięścią w stół, ale się powstrzymał.
Marcin nie zamierzał tak łatwo odpuścić i chciał odebrać butelkę, ale do kuchni wróciła Madzia.
- Ty też już mnie nie chcesz? - Dziewczynka usiadła przy stole, kilka razy zerkając na Kwisa.
- Jasne, że chce, przecież mieszkaliśmy razem przez pięć lat, ale to technicznie niemożliwe. - Pogłaskał dziewczynkę po włosach.
- Kretyn! - Zośka w swoim stylu oceniła wypowiedź kolegi i ciekawa jego reakcji spojrzała na dziewczynkę ściągającą z siebie jej bluzę.
- A te siniaki to, skąd się wzięły? - Wstała z krzesła i stanęła obok dziesięciolatki, przyglądając się uważnie zmianom skórnym.
- Mama się na mnie gniewała, bo nie chciałam zjeść kolacji. - Magda szybko założyła bluzę i unikała wzroku Marcina.
Ten coraz bardziej czerwony na twarzy, podszedł krzesła, na którym siedziała Zośka i podniósł z podłogi butelkę ze złocistym trunkiem. Wylał kawę do zlewu, wypłukał kubek i nalał połowę. Wychylił wszystko jednym haustem.
- Zatłukę kurwę i będzie po sprawie. - odezwał się spokojnym głosem.
- Marcin! - krzyknęła Zośka.
Wzięła butelkę z rąk mężczyzny i wylała całą zawartość do kwasiaka.
- To ci nie będzie potrzebne. Masz większy problem do rozwiązania - mówiła wolno i wyraźnie, a na koniec wyrżnęła Kwisa pięścią w bark.
Przyjął tę fizyczną wiadomość z pokorą i cierpliwością, a rozrywający ból w jamie brzusznej udowodnił, że dziewczyna miała rację.
- Co się stało z mieszkaniem? - spytał, siadając na krześle obok Magdy. Miał jeszcze nadzieję, że ta sytuacja z dzieckiem, to tylko próba Patrycji na ściągnięcie Kwisa z powrotem do jej mieszkania. Przeżyli ze sobą przecież kilka lat i nawet po rozstaniu, kobieta cały czas namawiała go do powrotu.
Dziesięciolatka uśmiechnęła się i rozłożyła pociesznie ręce.
- Nie ma. Wujek sprzedał.
Marcin nie mógł pozbyć się wrażenia, że mała cały czas go obserwuje. Było to dla niego dość dziwne, bo z lat spędzonych z Patrycją pamiętał jak Magda zwykle tolerowała tylko obecność matki. To ona była wyrocznią w każdej sprawie i pomimo chłodnego traktowania córki tylko kobieta mogła dotrzeć do wnętrza dziewczynki.
- Głodna jesteś? - spytał, nie wiedząc co zrobić z ciągle obserwującą go dziewczynką. Był tak bezradny w takiej sytuacji, że tylko ucieczka w inne zajęcie, mogła przynieść mu ulgę.
- Makaron z serem... hmm na słodko, poproszę.
Kwis dopiero teraz sobie przypomniał, że w zasadzie, to nie ma nic do jedzenia. Bez żadnego oporu zaczął, więc otwierać wszystkie szafki, próbując znaleźć makaron. Nie miało znaczenia czy to jego szafka i rzeczy, czy któregoś z lokatorów domu. Na półce należącej do kochliwej Julii, dumnie leżała paczka muszelek. Marcin złapał za nią bez zastanowienia i zaczął szukać garnka, by ugotować kolację.
- Panie Kwis! - Głos Zośki znów przybrał niebezpiecznie groźny ton. - To zdaje się nie twoje.
Marcin, balansując ostrożnie pomiędzy poważnym wkurwieniem i nietykalnością kobiet, po prostu wylał wodę przez uchylone okno.
- Ja brałam coś bez pytania, to mama na mnie krzyczała. - Madzia złapała za telefon Kwisa i schowała za plecy. Następnie robiła wielkie oczy, udając, że została złapana na gorącym uczynku.
- Nie kradnę, tylko pożyczam - Marcin odpowiedział urażonym głosem i spojrzał na dziewczynkę rozzłoszczony. - A tobie co tak wesoło? Za mamusią już nie tęsknisz?
Zośka miała już dość wrażeń, jak na jeden wieczór i po prostu wyszła bez słowa, dziewczynka wyleciała z płaczem do łazienki, krzycząc, że znów musi siku, a Kwis opadł na krzesło i schował głowę w otwartych dłoniach, słusznie domyślając się, że palnął coś głupiego.
Siedział tak przez dwie lub trzy minuty, aż w końcu podniósł się z krzesła i poszedł do łazienki. Zapukał, ale nikt nie otworzył. Słyszał małą szlochającą w środku i nie miał bladego pojęcia jak się zachować. Co mógł jeszcze zrobić? Nie mógł pozbyć się tej myśli z ogromnego bałaganu, który miał teraz w głowie.
- Jak będziesz się tak mazać, to mikołaj w tym roku na pewno cię nie odwiedzi.
Czekał przez chwilę, ale Magda milczała. Znów zapukał, lecz bez odzewu, więc gwałtownie chwycił za klamkę. Drzwi były otwarte.
- Musisz mi wybaczyć. - Głaskał Magdę po włosach i mówił tak spokojnie, jak tylko mógł. - Trochę się od ciebie odzwyczaiłem, a wiesz dobrze, że ze mnie niezły nerwus.
- I to jak cholera. - Dziesięciolatka otarła łzy i patrzyła.
Potężna dłoń byłego bandziora wsunęła się pod kran w umywalce. Odkręcił wodę, poczekał, aż osiągnie przyjemną dla ciała temeperaturę i obmył twarz dziewczynki.
- Idziemy do sklepu, po makaron i ser - odezwał się dobrodusznie. - Później ugotuję ci ten makaron z serem.
Przeraził się, kiedy zdał sobie sprawę, że Magda chce go pocałować w policzek. Nie był gotowy na takie emocjonalne czułości i zerwał się na równe nogi.
- Ale cukier to będziesz musiała sobie ukraść sama z którejś szafki, bo mam w głębokiej pogardzie przemysł deserniczy.

Wyzwanie

2
Kurde, jest w tym coś. Pomimo sypek licznych, naści dobre słowo.
Ale żeby tak różowo nie było, poprzyczepiam się.
tomek3000xxl pisze: a wytatuowane potężne przedramiona, nie pozwalały mężczyźnie zapomnieć w jaki sposób kiedyś, zarabiał pieniądze.
To warunkowo kupuję, ale niemal stawiasz znak równości muskuły+dziary = bandzior.
tomek3000xxl pisze: Dawniej był królem miasta. Kolacje w restauracjach, długie godziny spędzane w kasynach. Miał szacunek u innych gangsterów, mówił sędziemu, jaki ma wydać wyrok, a teraz zazwyczaj użerał się facetami w dziwnych czapkach na głowie
Jakoś mi to nie pasuje do byłego bossa, bo opis pasuje do bossa a nie szeregowego żołnierza mafii. Mafia o swoich dba. Chyba że właśnie był karkiem, pokpił sprawę, ale nie na tyle żeby zarobić sześc gramów ołowiu. Odsiedział dwa czy trzy i radź se sam.
Ewentualnie miał jakieś katharsis, powiedział dziękuję pi***lę, ale - przydałaby się wzmianka o tym.
tomek3000xxl pisze: Przywracają do życia lepiej niż "koks "
cudzysłów zbędny.
tomek3000xxl pisze: Wyglądała na młodszą od niego, a z jej oczu biła pewność siebie.
Nie "wyglądała" tylko "była" bo przecież ja zna.
tomek3000xxl pisze: A, że sporo z tych panienek grało na dwa fronty, więc przystojny sąsiad też czasem na tym korzystał.
A, że od kilku miesięcy łóżko stygnie tedy znają się dłużej niż rok, prawda?
tomek3000xxl pisze: Tym razem zarzucała swojemu chłopakowi kupno zbyt tanich i szmelcowatych prezerwatyw.
To się kłóci z, pardą, spuszczeniem do środka. Tym torem bardziej by pasowało "nie poczułeś że pękła?"
tomek3000xxl pisze: Zimny powiew wiatru sprawił, że poczuł się lepiej.
Przed chwilą trząsł się z zimna. Może teraz, podenerwowany, nie zwracał uwagi na zimno czy cuś?
tomek3000xxl pisze: Teraz dopiero sobie uzmysłowił, że nie potrafi przypomnieć sobie twarz Patrycji. Po pięciu latach razem jej zdradach i kilkudniowych zniknięciach mózg mężczyzny musiał próbować pozbyć się obrazu kogoś, kto dał mu tyle powodów do cierpienia.
W drugim zdaniu dla odmiany brakuje przecinka. I patrząc na nakreślony uprzednio profil Kwisa - po pierwszej zdradzie powinno jej brakować symetrii nosa i paru zębów.
tomek3000xxl pisze: Marcin
To, co boldem, należałoby kursywą.
tomek3000xxl pisze: Kwis otworzył lodówkę i bez moralnych rozterek wyjął butelkę Whisky
whisky z małej
tomek3000xxl pisze: - Panie Kwis! - Głos Zośki znów przybrał niebezpiecznie groźny ton. - To zdaje się nie twoje.(...)Zośka miała już dość wrażeń, jak na jeden wieczór i po prostu wyszła bez słowa
Tu też mam dysonans, Zośka najwyraźniej wie że w niektórych kwestiach pojmowania jest o dwa-trzy poziomy wyżej od Kwisa, a na szali leży komfort przerażonego dziecka - a tu takie coś? Chociaż oczywiście, logika ludzkich zachowań (a czasem jej brak) jest niewyobrażalna.
Ale podobają mi się kreacje Madzi i Zośki. Jest postęp.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Wyzwanie

3
Bardzo się cieszę, że wrzuciłeś ten tekst. Nie ukrywam, że od początku podobał mi się.
„Ludzie myślą, że ból zależy od siły kopniaka. Ale sekret nie w tym, jak mocno kopniesz, lecz gdzie”. - Neil Gaiman

Wyzwanie

5
tomek3000xxl pisze: ponurym wzrokiem patrzył na swój majątek
Majątek - jak dla mnie zbyt "obszerne" słowo. Może lepiej dobytek.
tomek3000xxl pisze: bo mam w głębokiej pogardzie przemysł deserniczy
Dobre, muszę to zapamiętać.

Tekst ma w sobie ciężkość. Czytając, chciałoby się wejść głębiej, np.: do głowy dziewczynki i poznać jej myśli. Podoba mi się.

Wyzwanie

6
Ja się zgłaszam w jednej tylko sprawie. Chodzi mi mianowicie o sposób, w jaki prezentujesz - i dalej prowadzisz - swoich bohaterów. A jest tu trochę do poprawienia.
tomek3000xxl pisze: on siedział na skraju łóżka i patrzył na siebie w wygaszonym ekranie laptopa.
Nie ma sensu ukrywać, że on to Marcin Kwis. To jest odpowiedni moment, zeby podać jego imię i nazwisko albo tylko imię. No i oczywiście patrzał nie na siebie, lecz na swoje odbicie.
tomek3000xxl pisze: wytatuowane potężne przedramiona, nie pozwalały mężczyźnie zapomnieć w jaki sposób kiedyś, zarabiał pieniądze.
Nie pozwalały mu zapomnieć,... Cały czas piszesz w rodzaju męskim, nie ma więc potrzeby dodawać, że to mężczyzna wspomina swoje życie.
tomek3000xxl pisze: - Chyba znów cię poniosło, co?
Głos dobiegał zza uchylonych drzwi, wychodzących na ogród. Marcin zmrużył oczy, próbując dojrzeć, kto do niego mówi.
- Nie dość, że pijaczyna, to jeszcze ślepy.
Dziewczyna zgasiła papierosa i weszła do kuchni. Wyglądała na młodszą od niego, a z jej oczu biła pewność siebie.
Warto byłoby dodać, że to kobiecy głos dobiegał zza drzwi. To od razu ukierunkowuje uwagę czytelnika, sugerując mu, kogo może się spodziewać. Informacja o zgaszeniu papierosa nie ma sensu, podobnie jak uwaga, ze dziewczyna "wyglądała na młodszą" od Marcina. Oboje dobrze się znają, z pewnością wiedzą, ile które z nich ma lat, więc Marcin nie musi domyślać się po wyglądzie, czy dziewczyna jest młodsza od niego, czy starsza.
tomek3000xxl pisze: - Jak było w szpitalu? - Dziewczyna włączyła elektryczny czajnik i wskazując palcem na słoik z Nescafe, spojrzała pytająco na rozmówcę.
Dlaczego wskazała palcem na słoik, a nie po prostu wzięła go z półki? Podkreslone - zbędne. Nie warto dopowiadać, ze dziewczyna zapytała, to jasno wynika z pierwszego zdania.
tomek3000xxl pisze: Marcin szczerze ją lubił. Za prostolinijność graniczącą z chorobą psychiczną oraz za jej talent do wyrywania lasek, dużo od niej atrakcyjniejszych. A, że sporo z tych panienek grało na dwa fronty, więc przystojny sąsiad też czasem na tym korzystał.
Przystojny sąsiad Marcina?
Masz dwie osoby, które ze sobą rozmawiają: facet i kobieta. Piszesz, ze Marcin ją lubił, wiec przyjmujesz jego punkt widzenia. Czy Marcin moze myślec o sobie per "przystojny sąsiad"? To brzmi tak, jakby pojawila się (we wspomnieniu) nowa, trzecia osoba. Napisz zwyczajnie: wiec on też czasem na tym korzystał. Lepiej użyć zwykłego zaimka, zamiast wykonywać jakieś wygibasy.
tomek3000xxl pisze: - Skąd się tacy ludzie biorą? - spytała nostalgicznie, patrząc, jak Marcin przygląda się jej nowemu pierścionkowi.
- Noo, może i tak. - dziewczyna lekko się zaczerwieniła.
- Co ty Zośka pierdolisz! Ty i małżeństwo.
Czegoś mi tu brakuje, choćby prostego: - Zaręczynowy? Dziewczyny noszą pierścionki bez żadnej szczególnej okazji, więc sam pierścionek na palcu nie jest dowodem na nic. Lepiej się upewnić.
tomek3000xxl pisze: Z przedpokoju dotarł do niego zdziwiony ton Zośki. Rozmawiała z kimś w drzwiach i była całkowicie zaskoczona.
Trzydziestolatek ociężale podniósł się z krzesła i wolno ruszył w stronę koleżanki.
Nie powtarzaj informacji z poprzedniego zdania.
Czy wiek Marcina ma w tej chwili jakiekolwiek znaczenie? Pamietaj, że w jezyku polskim istnieje coś takiego, jak podmiot domyślny. Tzn. nie musisz pisać, kto coś robi, skoro to jasno wynika z samej sytuacji. Tu całkowicie wystarcza: Ociężale podniósł się z krzesła...
tomek3000xxl pisze: Zośka chwyciła dziesięciolatkę za dłoń i obie ruszyły w stronę kuchni.
Po wyglądzie dziecka często niełatwo jest rozpoznać, ile ma lat. Lepiej tu napisać małą albo dziewczynkę, a sprawę wieku wyjaśnić później, choćby przez pytanie: - A ile ty masz lat?
CDN
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Wyzwanie

7
O mój Boże...
Im dalej w las, tym trudniej :) Sprawy tak proste dla Ciebie dla mojej jednej fałdki na mózgu sa strasznie skomplikowane. Jednak z radością zauważyłem, że, czytaj tekst ze zrozumieniem,
nabiera mocy i czytanie tego, co już napisałem po kilka razy mam sens. Pod choinkę kupię sobie podręcznik gramatyki dla gówniarzy i wtedy może zacznę rozumieć, co znaczy pisać po polsku.
Dziękuję Rubia za komentarz. :)
Słowołapacz dzięki za komentarz :)
W nastepnych rozdziałach wkradnę się bardziej do głowy dziewczynki.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”