Un passo falso [P]

1
(fragment powieści „W cieniu arkad”)

Zmierzchało, śnieg padał wolno, wyjątkowo dużymi płatkami. Spojrzała w górę, osiadające na twarzy chłodne drobinki delikatnie i przyjemnie łaskotały. Podziwiając ich wyszukane, unikatowe, jedyne w swoim rodzaju kształty, jak zahipnotyzowana stała w kręgu złocistego światła ulicznej latarni, śledząc ich majestatycznie rozkołysany taniec. Przymknęła oczy, rozłożyła ramiona i poddała się urokowi chwili. Kiedy już była gotowa radośnie zawirować razem ze śnieżynkami, poczuła na ramieniu dotknięcie. Spłoszona, otworzyła oczy, napotykając spojrzenie stojącego przed nią mężczyzny. Nie zauważyła, kiedy podszedł, ale jego twarz nie wydawała się obca. No tak, przecież czasami widywała go w szkole. Był znajomym nauczyciela chemii, tego przystojniaka, w którym podkochiwała się większość szkolnych koleżanek. Na dodatek znał jej imię. Przez głowę błyskawicznie przebiegła myśl - może już nie jestem tym ostatnim brzydactwem, patyczakiem, jak nazywają mnie siostry, ze zdecydowanie zbyt kanciastymi, przydługimi i chudymi kończynami?
Zaskoczoną zaprosił do kawiarni. Patrzyła na niego zdumiona, nie wiedząc, jak reagować. Chciała czmychnąć, ale wtedy pomyślała o minach przyjaciółek. Jutro w szkole opowie o tym nadzwyczajnym wydarzeniu. Już widziała te ich miny. Jakże będą zazdrościć! Całkiem dorosły mężczyzna zwrócił na nią uwagę! Opowie, jak to była z nim w kawiarni „Pod Arkadami” (do której jeszcze nie wolno im chodzić), jak na jakiejś najprawdziwszej, dorosłej randce. No, no! To ci nowina! Oczywiście, przyjęła zaproszenie, wszak nie jest na tyle głupia, aby przegapić tę nadzwyczajną okazję. Drugi raz może się nie przytrafić, a już cieszyła się przyszłym widokiem spojrzeń - pełnych niedowierzania, a może także podziwu - zazdrosnych koleżanek.

Kolejny krok w - ciągle tajemniczą i bardzo pociągającą - dorosłość.

Przed wejściem do kawiarni z głowy zdjął jej szkolny beret oraz oderwał z rękawa tarczę. Pełna konspiracja - istny ubaw!. Pili kawę, taką niby „po turecku”, parzoną z fusami, w szklance. Nie mogła sobie przypomnieć o czym rozmawiali. To zresztą nie miało większego znaczenia, w myślach już i tak był jutrzejszy dzień oraz rozmowa z dziewczynami. I to nie jakaś zwykła rozmowa. To ona - po raz pierwszy - znajdzie się w centrum uwagi. Nareszcie… zaistnieje. I to jak zaistnieje! Ale ma szczęście! W pewnym momencie na stoliku pojawiła się butelka czerwonego wina. I nawet wtedy nie zapaliła się równie czerwona, jak to wino, lampka. Niczego nie przeczuwała, niczego się nie bała, o niczym złym nie myślała. Bo i skąd? Tematy dotyczące spraw damsko-męskich były tabu. Tyle wiedziała, co usłyszała od bardziej uświadomionych koleżanek. A w ich opowieściach przecież nie było nic zdrożnego. Wprost przeciwnie, były pełne niedomówień, półsłówek, jednym słowem tajemnic, do których tęskni każda normalna dziewczyna. Więc czego miała się bać? Jeszcze nigdy nie piła alkoholu. Kolejna rzecz, jaką robi pierwszy raz w życiu.

Kiedy wyszli z kawiarni była oszołomiona i nieco pijana. Płatki śniegu, już nie spadały majestatycznie, ale wirowały, pływały, nurkowały, jakoś tak, zabawnie i zadziornie. No, i chyba jeszcze figlarnie mrugały - stwierdziła z rozbawieniem.

Obiecał odprowadzić ją do domu. Nie pamięta, jak w ten mroźny, śnieżny wieczór znaleźli się w parku. Martwiła się, gdzie są skrzypce, ale na szczęście on je miał. Jak wytłumaczy się mamie ze spóźnienia oraz swojego stanu? Zaczęła się niepokoić – co powie mama? Musi szybko wrócić do domu oraz wymyślić jakieś sensowne usprawiedliwienie. Nawet wtedy, gdy zaczął ją całować nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Odepchnęła go, powiedziała, że wcale nie chce tych pocałunków, że jest jej niedobrze, i, że koniecznie, bez żartów, musi iść do domu.

Kiedy w końcu zrozumiała co jej grozi, było już za późno. Leżała na ośnieżonej, zamarzniętej ławce, z wykręconymi nad głową rękoma. Podczas szamotaniny zgubiła okulary i przez to jeszcze bardziej czuła się bezbronna oraz zniewolona. Zaczęła krzyczeć, ale wtedy zatkał usta zerwanymi z niej majtkami. Dusiła się, z oczu leciały łzy, Aż po czubek głowy przeszył ją nagły ból. Jakby w brzuchu eksplodował granat. Już wiedziała co to gwałt. Ból, krew i rozdarcie... nie tylko ciała. Ból i odraza. Ból, odraza i poczucie winy. Jej winy! Zapadła się w sobie. Bezradna, zbezczeszczona, potępiona. To ona do tego doprowadziła! Jest winna i nic jej nie usprawiedliwia. Jest zła, zepsuta do szpiku kości, niewarta niczyjej uwagi; każdy może po nią sięgnąć, użyć i wyrzucić.

Kiedy wstała, była już sama. Pomyślała o skrzypcach. Leżały obok w zaśnieżonym futerale. Zachwiała się, skurczony żołądek wyrzucił swoją zawartość. Wymiotowała całym brudem tego, co się dokonało. Zgarnęła ustami śnieg, wypluła go. Z trudem odzyskała równowagę, odszukała leżące pod ławką okulary, doprowadziła ubranie do jako takiego porządku. Rozejrzała się bezradnie dookoła. Już nie szumiało w głowie, a nawet, podziwiane wcześniej – w innym, minionym życiu - płatki śniegu skuliły się do zacinających ostrymi ukłuciami podmuchów. Ledwo widoczne niebo, przybrawszy sino stalowy kolor, zamykało się przed nią, a ciemne drzewa z dezaprobatą kołysały konarami. Dezaprobatą? Nie, raczej z wyraźnym potępieniem. Cicho jęknęła, i… poszła. Każdy krok sprawiał ból. Na udach czuła zastygającą krew oraz jeszcze coś lepkiego, ohydnego. Zanurzyła dłoń w zaspie i śniegiem zaczęła usuwać z siebie tę hańbę. Tarła, i tarła, dygocąc z zimna oraz odrazy. Świat, znany, bezpieczny, świat, obiecujący same tajemnicze, piękne, pociągające rzeczy skończył się.

To było to, co Los dla niej przygotował?
Więc to już wszystko?
Koniec?

Musi jednak wrócić do domu, nie ma innego wyjścia. I nikomu nie powinna powiedzieć o tym, co ją spotkało. Po pierwsze – to bez wątpienia była jej wina. Po drugie - nie może o tym powiedzieć rodzicom. Wykluczone! Po trzecie - gdyby jednak im powiedziała, a oni wyrzuciliby ją z domu, byłoby to sprawiedliwe. Tak to czuła. Tacie, zarabiającemu na całą siedmioosobową rodzinę nie wolno było zawracać głowy. Mama, dobra, dbająca o wszystkie jej siostry oraz malutkiego brata, ciągle zapracowana, bardzo religijna, nie powinna się o tym dowiedzieć. Nie może jej zawieść i zranić. Nie, mamie nie wolno złamać serca. Tym bardziej, że ciągle słyszała, iż wszystko co cielesne jest grzeszne i zakazane.

Strach przed odrzuceniem oraz wykluczeniem z rodziny był większy niż nieszczęście, jakie ją dotknęło. Więc nigdy, i z nikim, nie będzie o tym rozmawiać. Wymaże imię tego mężczyzny i nigdy go nie wypowie. Wymaże to co się stało, cofnie czas, usunie ten dzień. Nigdy nic się nie zdarzyło! Nie było tego dnia, nie istnieje ten człowiek! Przecież potrafi to zrobić. Nie będzie o tym myślała. Nigdy! Albo... albo go zabije. Tak, zabije go. Zabije! To jedyne wyjście by ocalić siebie, skoro nie da się cofnąć czasu. A ona to potrafi, na pewno potrafi!

Nazajutrz, nie poszła do szkoły, a zaplamione prześcieradło wytłumaczyła miesiączką; tak długo wyczekiwaną, pierwszą w życiu. Udało się! Nikt niczego nie zauważył. Nie zauważono także tego, że stała się inną osobą; naznaczoną, gorszą, obcą.

A jednak, kiedy zjawiła się w szkole, wydawało się, że wszyscy na nią dziwnie patrzą, że wszystko wiedzą, że wytykają palcami, że śmieją się i szydzą. A może nawet słyszą jej wewnętrzny skowyt. Obawiała się, że zdradza ją chód. Stąpała bowiem jakoś tak niepewnie, ostrożnie…

I to był koniec jej dzieciństwa. W strachu, wzgardzie oraz upokorzeniu.

Dopiero po latach zrozumiała, że im młodsza, zgwałcona kobieta, tym bardziej winy upatruje w sobie. Przede wszystkim obwinia właśnie siebie. Zrozumiała, dlaczego sama, bez pomocy z zewnątrz, nie była w stanie uporać się z traumą. Dlaczego całe lata tak nisko siebie ceniła, a także uważała, że nie jest warta niczyjej miłości i zainteresowania. Dlaczego, a priori, odrzucała każdą ewentualną, mogącą przecież narodzić się - miłość.

Un passo falso [P]

2
Cześć.
Co jakiś czas pojawiają się tu opowiadania, które odnoszą się w jakiś sposób do gwałtu i zawsze się zastanawiam, co skłoniło autora do tego, żeby sięgnąć po taki temat.
Zerknąłem trochę w Internet i widzę, że "W cieniu arkad" to trochę bardziej rozbudowany temat.
Od razu zaznaczam, że dla mnie ciężki, ale postaram się nie być zbyt stronniczy.

Pierwszy akapit jakoś tak odstaje od reszty. Miałem wrażenie, że jest napisany trochę takim "monumentalnym" językiem.
nebbia pisze: Zmierzchało
nebbia pisze: chłodne drobinki delikatnie i przyjemnie łaskotały
Dobór wyrazów, szyk... mam wrażenie, że autor się powoli rozkręcał, a jak już skoncentrował się na treści, to antyczna osiemnastowieczna szafa została zastąpiona funkcjonalnym nowoczesnym meblem w skandynawskim stylu.
I nie twierdzę, że ze stratą dla tekstu.
Kolejna sprawa, to sama historia opisana w tej części. Jeśli nie jest to krótkie opowiadanie a fragment dłuższej historii, to może warto potraktować traumę, która ustawia bohaterkę na resztę życia trochę głębiej, popisać dłużej.
Z jednej strony historia jest bardzo sztampowa. Zdaję sobie sprawę, że może być życiowa, ale... używając filmowego porównania, nie wystarczy zrobić filmu o śmierci prezydenta w katastrofie lotniczej, żeby było z tego arcydzieło.
Tutaj jest motywacja-przebieg-konsekwencja. Trochę taki sprint jak na wycieczce promem rzecznym po mieście. Po lewej widzicie państwo zakompleksioną nastolatkę, po prawej jest scena gwałtu, a na wprost konsekwencje. Za zakrętem zobaczycie alkoholika, który zapił się na śmierć. Przypominam, że w bufecie czeka darmowy poczęstunek.
Mam jeszcze mieszane odczucie co do części z "konsekwencją". Nie powiem nikomu, bo się wstydzę i myślę, że to moja wina, ale zmienię się wewnętrznie i już nigdy nie będę tak ajak byłam. Mam wrażenie, że czytam jakiś popularny artykuł streszczający typowe konsekwencje traumatycznej krzywdy. Za chwilę redaktor doklei coś o modnych sałatkach ze świeżych warzyw.
Nie wiem jaka jest rola tej sceny dla całości, ale może warto nadać jej trochę głębszy charakter, wydłuższy. I "podsumować" sytuacjami opisującymi zmiany w zachowaniu bohaterki a nie takim "łatwym" obrazkiem.
nebbia pisze: Strach przed odrzuceniem oraz wykluczeniem z rodziny był większy niż nieszczęście, jakie ją dotknęło.
nebbia pisze: Wymaże to co się stało, cofnie czas, usunie ten dzień.
nebbia pisze: A jednak, kiedy zjawiła się w szkole, wydawało się, że wszyscy na nią dziwnie patrzą, że wszystko wiedzą, że wytykają palcami, że śmieją się i szydzą.
nebbia pisze: Dopiero po latach zrozumiała, że im młodsza, zgwałcona kobieta, tym bardziej winy upatruje w sobie. Przede wszystkim obwinia właśnie siebie. Zrozumiała, dlaczego sama, bez pomocy z zewnątrz, nie była w stanie uporać się z traumą.
Nie wiedziała jak się pokazać w domu spóźniona i na bani, a jak doszedł do tego gwałt, to wróciła, nie poszła na drugi dzień do szkoły i jeszcze przekonała domowników, że przeżyła po raz pierwszy miesiączkę. Masz w tym masę materiału na ciekawe sceny, trzymające w napięciu, pokazujące wnętrze bohater, środowisko. Może warto to wykorzystać. Jakieś kontrastowe sceny w szkole przed i po gwałcie.
Dla mnie to bardziej "Szpital", "Szkoła", albo inne "Pamiętniki z wakacji". Nie przepadam za tym. Podczas czytania na pierwszym miejscu nie było wielkiego współczucia dla bohaterki tylko pytanie: "Dlaczego głupia flondro poszłaś po lekcjach z obcym, sporo (jak mniemam) starszym facetem i nie protestowałaś kiedy podał ci alkohol? Po pierwsze, pomijając gwałt, już wtedy trzeba się było zastanowić jak wytłumaczyć matce, że wracasz nawalona wieczorem ze szkoły muzycznej. Po drugie... to chyba zawsze się tak odbywa." W świetle tego co napisałem wcześniej, możliwe jest, że druga uwaga jest bardziej do autorki niż bohaterki.
No dobrze, pora napisać też coś pozytywnego:)
Pomijając pierwszy akapit, wydaje się być dość sprawnie napisane. Nie podejmuję się oceniać ortografii i interpunkcji, natomiast czytało się gładko. Zdaje się, że nie masz problemów z wyrażaniem myśli, a to znacznie ułatwia pracę nad tekstem. Zwłaszcza przepisywanie i poprawianie.
Generalnie nie jest to napisane źle, na tyle na ile amator potrafi to powiedzieć, ale historia coś więcej by się przydało.

Zatwierdzam jako weryfikację. M79
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

Un passo falso [P]

3
Jak się tylko chce, to każdy tekst można ośmieszyć, strywializować, wykpić, czy uczynić z niego groteskę. Dla w miarę sprawnie posługującej się piórem osoby… to nic trudnego.
To nie znaczy, że odbieram ci prawo do takiej oceny zamieszczonego fragmentu, „wyłuskanego” że znacznie większej całości (jak na razie, ponad 300 stron), co zresztą na samym wstępie zaznaczyłam.

Bardzo proszę, to twoje niezbywalne prawo. Ale i ja mam takie samo – mogę z nim się zgodzić, albo i nie. I ja się z nim stanowczo nie zgadzam. Co nie znaczy, że wdam się w jakąkolwiek „słowną przepychankę”.

Może tylko niewielkie wyjaśnienie. Opisany fragment dotyczący jednej z bohaterek powieści (wówczas trzynastoletniego dziecka), dzieje się ponad pół wieku temu. Być może założyłeś, że akcja toczy się obecnie i odnosi do dzisiejszej nastolatki, mającej nieograniczony dostęp do współczesnych mediów. Ale - jak się ma psychika oraz świadomość nastolatki (i nie tylko tak młodych dziewcząt, ale i trochę starszych) z lat sześćdziesiątych XX wieku, na dodatek mieszkającej w małym miasteczku, do wiedzy i uświadomienia współczesnej młodzieży?

I jeszcze pytanie, ciekawi mnie co znaczy to ten wyniebieszczony fragment:
Seener pisze: Zatwierdzam jako weryfikację. M79

oraz nieśmiała prośba o wyjaśnienie tego – łaskawego dla mnie - zdania, bo gubię się w interpretacjach:
Seener pisze: Generalnie nie jest to napisane źle, na tyle na ile amator potrafi to powiedzieć, ale historia coś więcej by się przydało.

Chodzi mi o człon ale historia coś więcej by się przydało, jako że niemal automatycznie nasuwa mi się (w nawiązaniu do powyższego, rozbudowanego komentarza) takie rozumienie: Ale historia – boki zrywać! - coś więcej by się przydało.

Miłego dnia
n

Un passo falso [P]

4
nebbia pisze: I jeszcze pytanie, ciekawi mnie co znaczy to ten wyniebieszczony fragment:
Zatwierdzam jako weryfikację. M79
Ten fragment oznacza, że jeden z Weryfikatorów - w tym wypadku Misieq79 - uznał komentarz użytkownika (Seener) za wartościowy i merytoryczny, więc postanowił go zatwierdzić jako weryfikację. W tym momencie Twój tekst jest traktowany jakby otrzymał jedną, oficjalną opinię Weryfikatora.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Un passo falso [P]

5
nebbia pisze: Jak się tylko chce, to każdy tekst można ośmieszyć, strywializować, wykpić, czy uczynić z niego groteskę.
Przede wszystkim nie jest i nie było moim celem ośmieszać ani kpić z tekstu.
Ma on, moim mało ważnym zdaniem, pewne braki.
Oczywiście każdy ma prawo do swojego zdania i ja Twoje, autorko, szanuję.
Być może nie jestem grupą docelową i dlatego pewne elementy w tekście mi nie odpowiadały.
Moim zdaniem, mimo że traktuje o bardzo poważnej sprawie, jest napisany bardzo naiwnie. Ale to tylko moje zdanie.
nebbia pisze: Może tylko niewielkie wyjaśnienie. Opisany fragment dotyczący jednej z bohaterek powieści (wówczas trzynastoletniego dziecka), dzieje się ponad pół wieku temu.
nebbia pisze: Przed wejściem do kawiarni z głowy zdjął jej szkolny beret oraz oderwał z rękawa tarczę.
nebbia pisze: W pewnym momencie na stoliku pojawiła się butelka czerwonego wina.
Jak dla mnie pewne rzeczy tu grają, a pewne nie. Trzynastolatka ze starszym facetem w restauracji przy butelce wina. Zakładam, że jakieś lata siedemdziesiąte (plus minus, bo nie wiem czy ma to jakieś znaczenie w tym kontekście). Wydaje mi się, że zerwanie tarczy z rękawa nie czyni ich niewidzialnymi.
nebbia pisze: Ale historia – boki zrywać! - coś więcej by się przydało.
Mój błąd, dosłownie.
Miało być: ale (tej) historii coś więcej by się przydało.
nebbia pisze: Strach przed odrzuceniem oraz wykluczeniem z rodziny był większy niż nieszczęście
Czy tak mówi trzynastolatka? Wiem, że to element narracji, ale gdyby napisać go językiem bardziej pasującym do wieku i stanu osoby, której dotyczy, mógłby się z tego zrobić przejmujący kawałek tekstu, bardziej osobisty, poruszający.
Przeczytaj na przykład to zdanie z zamkniętymi oczami. Ja nie widzę skrzywdzonej nieodwracalnie niewinności tylko kanapę z pseudo ekspertem w telewizji śniadaniowej.
nebbia pisze: Dopiero po latach zrozumiała, że im młodsza, zgwałcona kobieta, tym bardziej winy upatruje w sobie. Przede wszystkim obwinia właśnie siebie. Zrozumiała, dlaczego sama, bez pomocy z zewnątrz, nie była w stanie uporać się z traumą. Dlaczego całe lata tak nisko siebie ceniła, a także uważała, że nie jest warta niczyjej miłości i zainteresowania. Dlaczego, a priori, odrzucała każdą ewentualną, mogącą przecież narodzić się - miłość.
Do tego zdania mógłbym zaproponować podobny komentarz jak poprzednio. Tyle, że tym razem widzę fragment z referatu na poprawkowe zaliczenie jednosemestrowego kursu psychologii na studiach zaocznych.
Jeżeli jest to dłuższa historia, a bohaterka (jak rozumiem jedna z wielu) ma w niej jakąś istotniejszą rolę to wydaje mi się, że jest miejsce na to, żeby pewne zdania zamienić na sceny. A z pewnością napisać je bardziej "osobiście".
Choćby to:
nebbia pisze: To było to, co Los dla niej przygotował?
Więc to już wszystko?
Koniec?
Czego koniec? Jakie marzenia miała przed, które gwałt obrócił w popiół? Nie zakocha się w mężczyźnie, nie pozwoli sobie na intymne zbliżenie, nie będzie mogła mieć dzieci, jakieś inne "nie"? Dopuść czytelnika trochę bliżej bohaterki, jeśli chcesz, żeby się do niej przywiązał, żeby mu zależało.
I jeszcze jedno.
nebbia pisze: Tacie, zarabiającemu na całą siedmioosobową rodzinę nie wolno było zawracać głowy. Mama, dobra, dbająca o wszystkie jej siostry oraz malutkiego brata, ciągle zapracowana, bardzo religijna
Zastanawiam się czy takie rodziny częściej występują w literaturze/filmie czy w realnym świecie. "Religijna surowa matka" powinna mieć gdzieś na świecie pomnik.

To, co mnie przeszkadza w tym tekście, to właśnie "łatwe i szybkie" potraktowanie tematu. Jeśli nie jest to szczególnie istotny element całej fabuły to może rzeczywiście nie ma sensu zamieniać niektórych zdań na sceny, ale napisanie ich mniej po reportersku, a bardziej po ludzku, w sposób pasujący do bohaterki mogłoby pomóc.

Pozdrawiam.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

Un passo falso [P]

6
Piszesz, że tekst, który tutaj umieściłaś, to fragment powieści. W informacji dla czytelników dobrze byłoby również zaznaczyć, że bohaterka wspomina wydarzenie sprzed wielu lat, albo trochę zmienić sam początek. Fragment zaczyna się bowiem tak, jakby czas akcji był tożsamy z czasem narracji, potem natomiast pojawiają się sformułowania, które zakłócają to wrażenie. Np. "nie pamiętala, o czym rozmawiali", "i nawet wtedy nie zapaliła się równie czerwona, jak to wino, lampka" wyraźnie wskazują na dystans czasowy pomiędzy opisywanym wydarzeniem i relacją o nim. W narracji bazującej na wspomnieniach jest to, oczywiście, zabieg zrozumiały, lecz bez tej dodatkowej informacji brzmi jak zgrzyt.
Z oceną fragmentów jest zawsze ten kłopot, że nie wiadomo, co zostało powiedziane już wczesniej. Dlatego nie zgłaszam pretensji, że bohaterka w pewnym momencie kłopocze się o skrzypce, choć nie wspomniałaś ani słowem, że je miała ze sobą. Przełknęlam równiez fakt, że nie podałaś jej wieku, co w opisywanej sytuacji ma niebagatelne znaczenie. W komentarzu do postu Seenera napisałaś, że dziewczynka miała 13 lat. To mnie jednak zaskoczyło. Trzynastoletni "patyczak", czyli jakieś chuchro, a tu wystarczy beret zdjąć i oderwać tarczę, żeby uchodziła za pełnoletnią? Znajomy chemika musiał mieć chyba bardzo dobre relacje z obsługą, która postanowiła nie widzieć, komu serwuje wino. Powiedzmy, że to jednak drobiazg.
Drobiazgiem nie jest natomiast prześlizgnięcie się nad kwestią powrotu do domu. Nikt niczego nie zauwazył? Tutaj naprawdę przydałoby się choćby najprostsze wyjaśnienie, w rodzaju, ze ojciec tego dnia pracował na drugą zmianę, a mama poszła do sąsiadki, więc Twoja bohaterka miała dość czasu, żeby wemknąć się najpierw do łazienki, a potem pod kołdrę. To jest przecież jeden z węzłowych momentów opowiadanej historii: stanąć oko w oko z rodzicami. Dziewczynka doskonale o tym wie. Nie wykorzystujesz potencjału takiej konfrontacji, więc chociaż wyjaśnij, dlaczego jej nie było. Nie uwierzę, że matka albo ojciec, czekający z niepokojem na dziecko, które się spóźnia, nie dostrzegliby, że córka wróciła do domu pijana i roztrzęsiona.
Opowiadanie o jakimś wydarzeniu po latach sprawia oczywiście, że rozmaite detale zacierają się w pamięci, lecz nie mogą to być szczegóły budujące dramaturgię tekstu. W ogóle, ta opowieść wydaje mi się dość zdawkowa i pospieszna, bardzo sprawozdawcza. Mężczyzna znał imię Twojej bohaterki. Skąd? Dziewczynka nie wiedziała, lecz mogła zapytać. "Nie pamiętała, o czym rozmawiali" - a mogli rozmawiać choćby o tym, jaką muzykę ona lubi. Byłaby jakaś nić porozumienia między nimi, nie tylko naiwna chęć przeżycia czegoś niezwykłego. Przeciez gwałt nie staje się mniej brutalny, jesli gwałciciel sprawiał sympatyczne wrazenie, starał się czyms zjednać dziewczynkę, a nie tylko wlewał w nią alkohol.
Ale może domagam się zbyt wiele.
I jeszcze taka sprawa: Zakonczenie czyta się jak tekst publicystyczny, fragment artykułu w czasopiśmie popularnonaukowym albo wywiadu z psychologiem na temat traumy po gwałcie. "Moja pacjentka dopiero po latach zrozumiała, że..." Literatura kończy się wraz z końcem dzieciństwa Twojej bohaterki.
A jeśli chodzi o początek: różnorodności i niepowtarzalności kształtów płatków śniegu nie da się dostrzec, kiedy wirują w powietrzu. To jest sprawa wiedzy, nie zaś bezpośredniej obserwacji :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Un passo falso [P]

7
Nie ukrywam, tak wnikliwe pochylanie się nad tym niewielkim fragmentem, mile łechce moją próżność. Chociaż czytam i rozumiem także to, że komentarz do tekstu uważany jest za bardziej wartościowy oraz wyżej oceniany, niż sam tekst, co - z godnością - „przyjmuję na klatę”.

To nie jest tak, że nie czytam i nie zastanawiam się nad uwagami odnoszącymi się do tekstu. Wprost przeciwnie. Uważnie, z należnym szacunkiem każdą sugestię biorę „na warsztat” oraz rozważam nad jej słusznością/lub nie, w odniesieniu do omawianego fragmentu.
I jeszcze jedno, nie mam żadnego problemu z przyznaniem się do błędu, a nawet winy. Bywa i tak, że jak, np. nie znam odpowiedzi na pytanie zadane mi podczas wykładu (czy kuratorskiego oprowadzania po muzealnych zbiorach), mówię to wprost, bez wymigiwania się od odpowiedzi, czy zbaczania z tematu.

Tak więc, dziękuję za wszystkie powyższe uwagi, które bezstronnie postaram się przeanalizować oraz spojrzeć, jak też się mają do całości (co najważniejsze!) tego rozdziału mojej powieści.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”