Pewnego razu bóg Słońca zapragnął skosztować owoców przydrożnych malin. Gdy zjadał je, posuwając się coraz głębiej w chaszcze, zorientował się, że zabłądził. Szamotał się, próbując oswobodzić się z oplatających go kolczastych pędów. Wtem zauważył, że obserwuje go dziewczyna. Chciał ją zawołać, ale uciekła. Ruszył za nią, a chruśniak rozstępował się przed nim. Uznał, że to znak.
Wkrótce ożenił się z dziewczyną. Mieli dom i potomstwo, którego głowy rozświetlały złociste korony.
Lecz bóg Słońca przypomniał sobie, że jego miejsce wcale nie jest w Malinach. Bez słowa opuścił rodzinę.
Do dziś tylko nieliczni wiedzą, dlaczego słoneczniki tęskno wykręcają głowy w stronę Słońca.