Sześć dni aktywności we Wrocławiu plus wolna niedziela

1
Plan jest prosty: mam zamieszkać we Wrocławiu. Po co, się pytam. Nic z ludzi tam żyjących nie mam i nie lubię wiecznie rozwrzeszczanych tłumów w bezzaciszu ludzi-mrówek, więc po co mi te całe przenosiny, na cóż mi one?
Połowa roju to samiczki, to znaczy kobiety, a ja żadnej nie szukam, nie pragnę żadnej. Pierwsze – że za stary jestem na łabędka, drugie – że wybrałem samotność, życie pustelnicze, a choć pustelnicze, to jednak w miarę wygodne, co akurat nie jest tutaj aż takie istotne. I ta połowa mi damska odpada. Zmierzchowiskiem trzynastego zebrałem je wszystkie i strąciłem do Odry, jak jakiś okrutny i mściwy Bóg starotestamentowy. I potopiły się kobietki, a wiatr zanucił requiem i niebo zapłakało deszczem. I padało jednomyślnie.
Są też w mieście wielkim bardzo seniorzy: jedna trzecia, jedna czwarta populacji zdaje się. I ona odpada również. Lubię co prawda z ludźmi rozmówić się niekiedy, ale wolę milczeć przeważnie i prowadzić monolog wewnętrzny święty nieśmiertelny. I ci starzy nie są do szczęścia tak znowu potrzebni. Po południu czternastego zebrałem więc wszystkich i strąciłem do Odry, jak jakiś okrutny i mściwy Bóg starotestamentowy. Wkrótce się utopiły dziadki i nawet drewniane laski im nie pomogły, a wicher tylko zawył requiem i niebo załkało ulewnym deszczem. I padało jednomyślnie.
No i jest młodzież rozwrzeszczana kochana. Ona odpada jako pierwsza, bo w ciszy się zabujałem na amen i już. A zatem zebrałem dziatwę piętnastego i, niby snopkiem siana, cisnąłem w odmęty modrej mej pospołu, jak jakiś okrutny i mściwy poskramiak tudzież Bóg starotestamentowy. Wkrótce się potopiło to pokolenie internetowe niewydarzone, a wiatr zaintonował requiem i deszczem czarne niebo zaryczało, i deszczem niebo czarne zabeczało, gdyż padało, a padało jednomyślnie.
Odpadają miłośnicy motoryzacji, bo wszędzie na piechotę chodzę i nie lubię spalin, i nawet nie znam nikogo, kto lubi, więc zrobiłem tak oto szesnastego: zebrałem i zdmuchnąłem. A potem: zapiłem i zapomniałem, a zapiłem, bo po prostu padało jednomyślnie.
Podobnie uczyniłem siedemnastego z karierowiczami i biznesmenami: chóralnie ich potraktowałem i Odrze kochanej pięknej darowałem, bo pokorne i skromne życie bardziej pachnie i nawet więcej i lepiej smakuje. A ich nie lubię, tych w garniturach i z ulizanymi fryzami. I z nimi nie jest mi po drodze: na uczelni, w pracy, korporacji i urzędzie. Słowem: zawsze i wszędzie, to znaczy zawsze i nigdzie, no więc… A potem już padało jednomyślnie.
Ale – uwaga – pośród tych wszystkich mrówczych zastępów ludzkich znajduje się oto politykująca hołota, z którą nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego, więc powiem krótko: do rzeki Odry z hołotą, po południu osiemnastego! Jednomyślnie? Jednomyślnie!
A jakby tego wszystkiego było mało, to znajdują się w tym mieście wielkim Wrocławiu fanatycy, w tym również religijni. Ja rozumiem: paciorek z rana jak śmietana i z wieczora „Aniele, Boże, stróżu mój”, a tak w ogóle to dewiza „Bóg, Honor, Ojczyzna” jeszcze nikomu nie zaszkodziła. I przeciwko religii nic nie mam, bo jej sprawy są mi obcymi pośród obcych i kosmitami wśród kosmitów, a w tak zwanego Boga nie wierzę, choć do kościoła latam, bo: raz – że tradycja, i dwa – że chodzimy z kumplem po mszy na piwo. Ale już jednak bliżej mi do braterskiego uścisku księdza, aniżeli do całowania się z córami islamu w raju dla dżihadystów.
Powtarzam więc raz jeszcze dobitnie złotą myśl świętą przenajświętszą: na daleczyznę dolnośląską mam iść, tam dokładnie, gdzie Ostrów Tumski się znajduje, ale za Chiny Ludowe nie chcę! Nie, choć – z drugiej strony – teraz to zupełnie inne miasto jest przyjazne i nieraz nawet najprzyjaźniejsze pod słońcem i księżycem, więc może jeszcze zmienię zdanie, może się jeszcze na Wrocław nawrócę. I nawet mają tam taką długaśną rzekę jedną, co zwie się Odra i w której to rzece Odrze można się czasem popluskać i zrelaksować, gdy na głowę nie kapie tak okrutnie, tak jednomyślnie. Po sześciu dniach morderczej aktywności należy mi się chyba niejaki wypoczynek, czyż nie? A niech ktoś powie, powie jednogłośnie, że nie!

Sześć dni aktywności we Wrocławiu plus wolna niedziela

3
A mi się podoba. Świetnie naśladujesz sposób mówienia osoby chorej psychicznie. Temat też ciekawy, bo taki plan anty-stworzenia jak najbardziej mógł się komuś uroić.

Do stylizacji nie pasuje tylko "zabujać" i "długaśna". Pewnie dlatego, że takich lekko stukniętych gawędziarzy - demiurgów spotyka się zazwyczaj wśród osób starszych.

No i największy problem. Jednogłośnie lub jednomyślnie może zrobić coś tylko grupa. Rada, ława przysięgłych, zarząd, jury. To wszystko rzeczowniki w liczbie pojedynczej, ale oznaczają grupę odrębnych indywodduów, z których każde zadecydowało to samo. Pojedynczy byt nie może niczego zrobić jednomyślnie, zwłaszcza, jeśli jest to jakieś bezosobowe domyślne "to" jak w zdaniu "Padało."
Jeśli to był celowy zabieg, to go nie rozumiem.

Sześć dni aktywności we Wrocławiu plus wolna niedziela

4
Cześć!
Robię, co mogę, Bracie, i staram się czytać kilka razy przynajmniej. :)
Cieszę się, że Ci się w miarę podobało, Margot. Usunę te dwa niepasujące słowa. Co do niepoprawnego wyrażenie "padało jednomyślnie", to cóż... mam słabość do Stachury: "Grosz miałem uczciwy, świeżą bieliznę, na dworze padało jednomyślnie" E. Stachura.
I jeszcze jedno: to nie jest tylko plan anty-stworzenia. Gdyby zastąpić wszystkie strącone do Odry i Bogu ducha winne grupy, Galeriami Krakowskimi i Dominikańskimi, uliczkami prywatnymi i przestrzeniami sprywatyzowanymi czy też autostradami Kulczyka oraz stojącymi za tym sprywatyzowaniem ludźmi, to wychodzi z analizowanego tekst coś nieomalże patriotycznego, coś, co zmusza do różnych, nawet najbardziej nieoczywistych interpretacji. Krótko mówiąc: udało mi się stworzyć szablon (monolog chorej psychicznie osoby), stanowiący przyczynek do lepszego jakiegoś pomysłu (anty-stworzenie, tekst patriotyczny plus zapiski chorego psychicznie i sam nie wiem, co jeszcze). Ów szablon miał brzmieć i brzmi niczym słowa piosenki rapowanej (albo i nawet modlitwa).
Dzięki za komentarze! Pozdrawiam wakacyjnie!
MZ

Sześć dni aktywności we Wrocławiu plus wolna niedziela

5
łabędka
A nie „łabądka”? https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zdrob ... 10046.html
co akurat nie jest tutaj aż takie istotne.
Tutaj, czyli?…
cisnąłem w odmęty modrej mej pospołu
W odmęty modrego czego?
A jakby tego wszystkiego było mało, to znajdują się w tym mieście wielkim Wrocławiu fanatycy, w tym również religijni. Ja rozumiem: paciorek z rana jak śmietana i z wieczora „Aniele, Boże, stróżu mój”, a tak w ogóle to dewiza „Bóg, Honor, Ojczyzna” jeszcze nikomu nie zaszkodziła. I przeciwko religii nic nie mam, bo jej sprawy są mi obcymi pośród obcych i kosmitami wśród kosmitów, a w tak zwanego Boga nie wierzę, choć do kościoła latam, bo: raz – że tradycja, i dwa – że chodzimy z kumplem po mszy na piwo. Ale już jednak bliżej mi do braterskiego uścisku księdza, aniżeli do całowania się z córami islamu w raju dla dżihadystów.
Powtarzam więc raz jeszcze dobitnie złotą myśl świętą przenajświętszą: na daleczyznę dolnośląską mam iść
No to co z tymi fanatykami zrobił? :)
I nawet mają tam taką długaśną rzekę jedną, co zwie się Odra i w której to rzece Odrze można się czasem popluskać i zrelaksować
Wiemy, bo już o niej wspominałeś.

Ogólnie, może być, ciekawy pomysł. Czy będzie coś więcej czy to już całość?
Blog Wroubelka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”