Ailenrok [fantasy] fragment powieści

1
Prolog



Remon wszedł powoli do komnaty. Gęsty dym z rozpalonych wszędzie kadzidełek uderzył go już od progu. Pośrodku obszernej sali, w utworzonym ze świec kręgu, na czerwonym dywaniku siedziała Luwra.

Wydawała się być pogrążona w jakimś przedziwnym transie. Trzymała się prosto, oczy utkwiła w ścianie naprzeciw, ale patrzyła wzrokiem mówiącym, że najwyraźniej nie jest obecna w rzeczywistym świecie. Lewą ręką, niemal drapieżnie ściskała zwisający jej z szyi gadzi kamień- niebieską lairel .

Mężczyzna z niepokojem spojrzał na swój medalion, czarny ademus. Przeszył go dreszcz. Przeznaczenie- powiada starzec. Przeznaczenie by żyć w ciemności? Jakże to możliwe?

Na nowo zwrócił oczy ku narzeczonej. Była ogarnięta dziwną pasją. Magia wywarła na nią olbrzymi wpływ, jakby przez całe życie właśnie tego szukała i potrzebowała. A on? Remon czuł się zdezorientowany, ale wiedział jedno- musi trzymać się tej kobiety, choćby nawet postradała zmysły. Jeżeli, jak mówił Ismir przeznaczenie istnieje, ona zapewne nim jest.

Uśmiechnął się do siebie, ostrożnie podszedł do Luwry i kucnął obok utworzonego ze świec kręgu.

- Słyszysz mnie? - szepnął.

- Remon? - zapytała niepewnie, mrugając oczyma.

- Jestem tutaj...

- Jak dobrze - uśmiechnęła się lekko, nadal uparcie wbijając wzrok w ścianę.

- Co robisz? - zagadnął, podążając za jej spojrzeniem.

- Szukam...

Westchnął.

- Prawdy?

- Tak - odparła niemal radośnie. - Czuję w sobie moc, potencjał... Myślisz, że coś z tego wyjdzie?

- Choćbyś nawet nie chciała - odparł poważnie

- Moja świadomość dotyka... czegoś - odezwała się nagle cichym głosem.

- świadomość?

- Wyczuwam coś... To nie daje mi spokoju...

- Co?

- Widzę moc, ogrom, doskonałość... Mówi ci coś ten znak?

Wreszcie odwróciła wzrok w jego stronę, wzięła do ręki jedną ze świec i w skupieniu przechyliła ją tak, by kapiący na posadzkę wosk utworzył wyraźny symbol, będący jakby zwiniętym wężem z odchodzącymi od niego promieniami.

- Cóż to?- zapytał, marszcząc czoło.

- To właśnie ta prawda nie pozwala mi zapomnieć... Masz przed sobą znak nieskończoności, ideału... i życia.

- Podejrzewasz coś w związku z tym?

W milczeniu kiwnęła głową.

- Czym jest magia, Remon?

- Możliwością?

Zacisnęła usta i wbiła wzrok w splecione na kolanach szczupłe dłonie.

- Czuję, że prócz Nixios istnieje jeszcze inny świat...

- Za Wielkim Morzem?

- Nie. W ogóle gdzie indziej...

Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić - przyznał cicho.

- I ja... ale mam takie wrażenie...

- Magia może zwodzić - zauważył.

- Tak... Nie umiem jej jeszcze okiełznać.

- Ismir nam pomoże.

- Zapewne...

Wstała, podniosła fałdy sukni i przekroczyła krąg świec. Podał jej ramię. Uśmiechnęła się, chwyciła jego dłoń i uważnie się jej przyjrzała.

- Hmm... Za dużo czasu poświęcasz na treningi z mieczem. Myślałam, że te lata są już za nami...

Wzruszył ramionami.

- Nie mogę całymi dniami ślęczeć nad księgami. Ja nie jestem taki jak ty... Ciebie te studia pochłonęły bez reszty... Ach, Luwra... Czasem tęsknię za tym, co minęło. Było mi wtedy... łatwiej.

Uśmiechnęła się.

- Bo jeszcze nie wierzysz... Nie wierzysz, że stałeś się tym, kim jesteś.

- Może... - spuścił wzrok.

- Wiesz co, Remon? Też mam ochotę odpocząć... Co powiesz na mały pojedynek?



Cztery lata później, Arip Gav...



- Remon...!

Mężczyzna podniósł wzrok znad stosu rozrzuconych na stole pergaminów i spojrzał na żonę. Luwra stała wyprostowana przy oknie i z napięciem wpatrywała się w ciemność na zewnątrz.

- Co się stało?

- Ismir wrócił...

Spojrzała na niego niepewnie, przygryzając wargę.

- Idziemy?

Skinął głową i wstał od stołu.

- Mam jakieś złe przeczucia - westchnęła, kiedy wyszli z domu i skierowali swe kroki w stronę Wieży.

- Może niepotrzebnie. Spokojnie. Zaraz się przekonamy, dlaczego zniknął.



Wieża była najstarszym budynkiem w siedzibie Gwardii w Arip Gav. Gwardię założył przed dziesięciu laty mag Ismir, by przeciwstawić się złu rosnącemu w centralnym Nixios. Jako mag skupił wokół siebie głównie czarowników, ale gdy organizacja urosła w siłę, dołączyli do niej również ci, którzy z magią nie mieli nic wspólnego, między innymi wojownicy. Uczestniczyli oni w rozmaitych akcjach prowadzonych na coraz większą skalę na terenie Suun, jak i również całego Nixios, służąc głównie jako ochrona i wsparcie dla władających magią.

Arip Gav było rodzinnym miastem Ismira, w którym mag spędził niemal całe swoje życie. Choć jego lokalizacja nie była zbyt wygodna, szczególnie jeśli chodzi o kontakty ze Stolicą, która żywo interesowała się działalnością organizacji, Gwardia wybrała je na swą siedzibę główną.

Ismir zamieszkał w Wieży, domu swego zmarłego mentora. Choć jako mag był nieśmiertelny, kiedy ową nieśmiertelność zyskał, liczył już sobie przeszło osiemdziesiąt lat i moc gadziego kamienia nie odbierała mi ciężaru lat. Nie często więc schodził z Wieży. Czynił to wyłącznie w sprawach najwyższej wagi. Nic więc dziwnego, że nagłe zniknięcie starca tak zaniepokoiło jego uczniów i zarazem najbliższych współpracowników- Remona i Luwrę. Nieobecność maga trwała dwa tygodnie, po których nagle, w ciemnych oknach Wieży, na nowo zapłonęło światło.



Gdy magowie zapukali do drzwi pracowni Ismira, przez dłuższą chwilę nikt nie odpowiadał. W końcu jednak usłyszeli cichy głos, zapraszający ich do środka.

Ismir siedział w swoim ulubionym fotelu przy oknie, wpatrując się w srebrzystą kulę ustawioną na trójnogu nieopodal. Wypolerowana powierzchnia była jednak biała i pusta- kula milczała.

Gdy Luwra spojrzała na swego nauczyciela, przeraziła ją jego bladość i kruchość. Jeszcze nigdy nie wyglądał na tak starego i zmęczonego zarazem. Było też coś jeszcze, dostrzegła to od razu, gdy tylko spoczął na nim jej wzrok... Na jej twarzy odmalował się wyraz ponurego zrozumienia.

- A więc wyrzekłeś się go, Mistrzu - odezwał się Remon lekko drżącym głosem, wypowiadając to, co Luwra sama chciała wykrzyczeć. Nic bowiem nie spoczywało na piersi Ismira; jego gadzi kamień zniknął.

- Tak, dobrze myślicie, dzieci- umieram... I bardzo się cieszę, że będziecie teraz ze mną.

- Ale... dlaczego? - wyjąkała kobieta. - Dlaczego zrobiłeś to właśnie teraz?

Ismir westchnął i gestem zachęcił ich by usiedli.

- Zawsze jest jakieś teraz... - mruknął. – Jak już wiecie, od najmłodszych lat, zgodnie z życzeniem moich, zajmujących się magią rodziców byłem szkolony na czarownika. Jako swą specjalizację wybrałem wieszczenie, gdyż posiadałem naturalne predyspozycje do przewidywania tego, co ma przyjść, a także do odnajdywania prawdy dotyczącej teraźniejszości, czy nawet przeszłości... Mój talent zaprowadził mnie tak daleko, że pewnego dnia zobaczyłem w przyszłości samego siebie jako maga. Co najważniejsze, byłem świadom tego, że wcale nie muszę obrać takiej ścieżki. Zrozumiałem, że Bóg dał mi po prostu szansę- dowiedziałem się, gdzie mogę znaleźć gadzi kamień. Wiedzę tę przyjąłem z obawą, gdyż od wielu lat po Nixios nie stąpał żaden mag. Bałem się takiej mocy, bałem się odpowiedzialności... Starałem się więc nie myśleć o tym, a lata mijały. A potem miałem mały atak serca... To jednak wystarczyło, bym się przeraził. Mogłem umrzeć, a myśl o odejściu z tego świata napawała mnie lękiem, świadomość rychłej śmierci nie dawała mi spokoju... W tamtym też czasie odkryłem podejrzanych machinacji w Naarze. Magia pozwoliła mi wykryć ciemne sprawki najmłodszego z tamtejszych książąt- Radforda. Moja intuicja sprawiła, że dostrzegłem w tym człowieku poważne zagrożenie, choć wtedy był jeszcze całkiem nieszkodliwym lordem Północnej Prowincji. Częściowo więc z rozsądku, częściowo kierując się własnym interesem, udałem się na poszukiwanie gadziego kamienia. Nie trwało to długo, a potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko... Ale przez te wszystkie lata nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak ciężkie może być dla starca podjęcie się tak wielkiego zadania. śmierć... To naturalne, że człowiek czuje przed nią obawę. Wtedy potrzebowałem czasu... potrzebowałem kolejnych lat, które mogłem przeżyć wedle swego życzenia. Jednak pewnego dnia poczułem, że moje ciało i duch pragną odejść... Znużenie... Na to jest tylko jedno lekarstwo- śmierć. I zdecydowałem się na nią. Chciałem odejść już kilka lat temu, ale czekałem na właściwy moment. Dziś wiem, że znalazłem godnych następców, którzy podejmą się kontynuacji mego dzieła. Remonie... Luwro... Przejmijcie Gwardię i kierujcie nią mądrze. Wierzę w was, moje dzieci...

- Ależ, Mistrzu! - zawołała Luwra. - Nadchodzą... straszne czasy. Nie poradzimy sobie sami! Jesteś naszą podporą, fundamentem... Jakże mamy działać wiedząc, że nikt nad nami nie czuwa?!

- Macie siebie - pochylił się nieznacznie i złączył z nabożeństwem ich dłonie. - To właśnie wy jesteście przyszłością tego świata. W was drzemie istota nadchodzących dni.

- Czujemy się słabi! Nie podołamy takiej odpowiedzialności!- zaprotestował Remon.

- Za mało w siebie wierzysz, synu.

- Moja wiedza, moje doświadczenie jest niczym w porównaniu z twoim!

- Nie chodzi o to... Mądrość zdobywa się z czasem i siła nie tylko na niej się opiera. Trwajcie razem, ramię w ramię a żadna moc, żadne zło was nie dosięgnie.

- Naar będzie potęgą!

- Naar jest destrukcją, chaosem... i to może go zgubić. Poza tym nie docenia Suun i Gwardii.

- A jeśli przegramy...

- Jeśli przegracie ciemność zaleje wszystko i nastąpi koniec. Macie o co walczyć...

Westchnął i na chwilę przymknął oczy. Zrozumieli, że zbliża się śmierć...

- Trwajcie razem - powtórzył. - I niech nic was nie rozdzieli. Macie stanowić jedno. Tylko wasza wspólna energia może pomóc temu światu... I proszę- nie lekceważcie legendy o Bramie. Nie lekceważcie wojny, która nas czeka... Nie wiem kiedy przyjdzie, ale widziałem ją. Widziałem ją w wieszczeniach, a potem w koszmarach... Wykorzystałem dar swego kamienia by ją zobaczyć... I Brama... Nasza nadzieja, nasz pokój... Wierzę, że ona istnieje, choć nie byłem w stanie tego sprawdzić. Pilnują jej Arsenci ... – westchnął. - I strzeżcie dzieci, savrif ... Teraz są bezpieczne, ale kto wie... Radford jest sprytny... Za sprytny... Obiecajcie mi to.

- Obiecujemy - powiedziała natychmiast Luwra, a Remon potaknął.

Ismir uśmiechnął się blado.

- Jak dobrze, że zostawiam sprawy w rękach takich ludzi, jak wy...- powiedział, po czym urwał i zastygł.

Z oczu Luwry popłynęły łzy.

- Nie... - szepnęła bardzo cicho.

Remon objął ją i przytulił. Czuła, że i on drży. W sercach oboje mieli pustkę, jakby nagle wszystko się skończyło... i nic nowego nie miało nastąpić... nigdy.





Osiemnaście lat później...





1

Cienie przyszłości




Emirild stanęła przy oknie z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach. Na zewnątrz zalegał zmrok, a między drzewami zbierała się lekka mgiełka. Dziewczyna zamyśliła się i odgarnęła kosmyk czarnych loków, odsłaniając przekłute w kilku miejscach ucho. Było lekko szpiczaste, co świadczyło o tym, że w żyłach jednego z jej rodziców płynęła krew elfów.

Stała tak przy oknie jeszcze dłuższą chwilę, po czym uśmiechnęła się lekko, dojrzawszy coś w ciemności na dworze.

- Emi...! - usłyszała za sobą ciepły, kobiecy głos.

Odwróciła się przez ramię i spojrzała na niską kobietę o brązowych, poprzetykanych pasmami siwizny włosach, ubraną w haftowany fartuch, spod którego wystawała ciemnoniebieska suknia.

- Jestem, jestem, Darbs - odparła. - Potrzebujesz czegoś?

- Nie wiesz, kiedy wróci twój brat? - zapytała opiekunka. - Powinien już dawno być.

- Właśnie idzie.

- No nareszcie! Przygotuję kolację. Będziesz jeść?

- Troszkę...

Darbs skinęła głową i wyszła, a wkrótce po niej na schodach dało się słyszeć kroki i do pokoju wszedł wysoki, szczupły chłopak, mogący sobie liczyć około dwudziestu lat. Ubrany był w spodnie z jeleniej skóry i ładną, ciemnozieloną kurtkę- strój, który zwykł nosić na polowanie. Miał ciemne, proste włosy, sięgające ramion i takie jak Emirild zielone oczy. On także był półelfem...

- Witaj, Arold - odezwała się dziewczyna. - Jak ci się udało polowanie?

- Nie byłem na polowaniu - odparł krótko, podchodząc do stołu. Odkorkował stojącą w zasięgu ręki butelkę i nalał sobie do szklanki jej zawartość. Wzdychając usiadł na krześle i zaczął pić.

Obserwowała go w milczeniu. Arold zawsze był małomówny i zamknięty w sobie, ale miała wrażenie, że od pewnego czasu zrobił się jeszcze bardziej skryty.

- Możemy porozmawiać?- zapytała w końcu nieśmiało.

Wzruszył ramionami.

- Niebawem wrócę do Orletawu - powiedziała. - Już niedługo zostanę bardką.

- Wiem...

- Pojedziesz ze mną?

- Nie sądzę...

- Nie chcesz się dalej uczyć?

- Chcę, ale... to miasto... Nie lubię go. źle się tam czuję. Brakuje mi swobody, jaką mam tutaj... Lasu, wiatru... Ciszy... Emi... Nigdy nie myślałaś, żeby zamieszkać wśród nich?

- O kim ty mówisz? - zapytała, marszcząc brwi.

Na jego ustach zagościł nikły uśmiech.

- O elfach, ma się rozumieć.

Dziewczyna prychnęła.

- żartujesz sobie chyba?

Od razu spoważniał.

- Problem tkwi w tym, że nie. To nasze dziedzictwo. W naszych żyłach płynie ich krew. Ja... Czuję się bardziej jak elf, niż jak człowiek. Nie wiem... Może charakter mam ludzki, ale brakuje mi tego, czym elfy się otaczają. Miasta Suun... Kupa gruzu, wąskich ciasnych uliczek, brudu i hałaśliwych mieszkańców. A elfy podróżują, gnane wiatrem, ciągle przed siebie... W ciągu roku przemierzają całe swoje ziemie, odwiedzają wszystkie ukochane zakątki. Ich osady są piękne same w sobie, nic w nich nie ma ze zgiełku ludzkiego świata. Jest tylko cisza, wiedza i harmonia...

Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma.

- Nie wiedziałam, że tak o tym myślisz - odezwała się w końcu.

- A ty...? - zapytał. - Nie chciałabyś być tam, zamiast męczyć się tutaj... jak wygnaniec?

- Nie jestem elfem. A Suun... Mieszkam tu praktycznie całe życie. Nie pamiętam Nyofis... Nic nie pamiętam z tamtych lat... Dobrze mi tu. Nie możesz się temu dziwić.

- Tak... A jednak... Wrócę tam. Na niczym tak mi nie zależy.

- Obawiam się, że to niemożliwe, Arold. Elfy są... bardzo skryte. Niewielu wpuszczają na swoje ziemie i niewielu może tam pozostać. Sądzę, że ciebie, jako półczłowieka, mogą potraktować niezbyt przyjaźnie. W końcu dla nich liczy się krew. Czysta krew.

Zaśmiał się gorzko.

- Mimo to, spróbuję.

- I co... Pojedziesz tam i dasz sobie wpakować strzałę w plecy, tak?

- Oj, Emi, Emi... Widzę, że masz nikłe pojęcie o tym, co się dzieje na świecie. Interesuje cię tylko ta twoja muzyka i nic poza tym...

- Co niby wiesz takiego, czego nie wiem ja...? - zapytała obrażonym głosem, krzyżując ręce na piersiach.

Milczał dłuższą chwilę, więc spojrzała na niego uważniej. Na twarzy brata pojawił się cień jakiejś strasznej tajemnicy...

- Arold... Czy coś się stało?

Westchnął ciężko i odstawił trzymaną w dłoniach szklankę na stół.

- Chyba powinnaś wiedzieć... - mruknął.

- Więc powiedz mi.

Przymknął oczy przywołując świeże jeszcze wspomnienia...



< UWAGA!!! W tym miejscu zrobię przeskok, bo tak będzie lepiej :wink: >



Gdyby ktoś przechodził przez Lwią Komnatę, dostrzegłby zapewne niewysoką postać, stojącą trochę z boku, tuż przy drzwiach, prowadzących do sąsiedniego pomieszczenia. Była to około osiemnastoletnia dziewczyna, o jasnych, sięgających nieco za ramiona włosach. Nosiła bogatą, zieloną suknię, doskonale podkreślającą barwę jej oczu i świadczącą o wysokiej pozycji społecznej.

Sirrina, bo tak nazywała się owa dziewczyna, była księżniczką Suun. Stała teraz przyciskając ucho do drzwi i w napięciu czekając na kolejne wypowiadane przez jej rodziców zdania. Nie miała zamiaru podsłuchiwać, ale gdy stanęła u drzwi i usłyszała dobiegającą z wnętrza zażartą dyskusję, bezwiednie przystanęła. Rodzice rzadko się kłócili, bo i rzadko na prawdę rozmawiali. Nie mieli w zwyczaju spędzać wiele czasu w swoim towarzystwie, a kiedy już to robili, rozmawiali o interesach, albo po prostu milczeli. Tym razem jednak chodziło o coś więcej...

- Dlaczego uważasz, że mamy się trzymać tych pogłosek? - odezwała się znów Lizaba.

- To nie są pogłoski, Liz. To poważna sprawa.

- Poważna, bo tak twierdzą magowie? Słuchaj... czy ty czasem nie przesadzasz?! Mam wrażenie, że w tym kraju tak naprawdę nie rządzisz ty, ale Luwra ze swoim mężulkiem! Radzisz się Gwardii niemal w każdej sprawie!

Sirrina dosłyszała ciężkie westchnienie.

- Ach, daj spokój. A co niby mam robić? Gwardia bardzo nam pomaga... Gdyby nie oni...

- Ale nie możemy być tak od nich zależni, Verdes! I co teraz zrobisz? Wywróżyli sobie coś z fusów, a ty postawisz pół kraju na nogi, tak?!

- Przezorności nigdy dość.

- Verdes... Zastanów się... Ludzie zaczną coś podejrzewać. Zaczną się niepokoje społeczne... Bóg raczy wiedzieć, co może z tego wyniknąć! A na koniec się okaże, że to wszystko fałszywy alarm!

- Obawiam się, że to jednak prawda. I nikomu nie zaszkodzi podjęcie pewnych działań... Nawet gdybym nie dostał żadnych informacji od Gwardii, mógłbym pomyśleć o zbrojeniu. Ot, dla kaprysu. Ludzie by to zrozumieli.

- Ty i kaprysy? - zapytała sceptycznie kobieta. - Nie ma dymu bez ognia, Verdes... Nie ma dymu bez ognia...

- Porozmawiamy o tym z Radą. Choćby w nemur , na najbliższym posiedzeniu.

- Przesadzasz, ale niech tak będzie. Chcesz, aby ludzie dostrzegali w tobie histerię, proszę bardzo. Zobaczymy co powie Rada... Nie zdziw się, jeśli to mnie przyzna rację. Idę do siebie, a ty przemyśl to jeszcze...

- Liz, czekaj...

- Tak?

- Ostatni list od Tamuna...

Urwał, bo Lizaba westchnęła.

- Co znowu?

- Pomyślałem, a właściwie pomyśleliśmy obaj, że czas aby wrócił do domu.

- Do domu... - pochwyciła kobieta ponurym głosem.

- To jest jego dom. Skończył już dwudziesty rok życia. Chciałbym go mieć teraz na oku, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że następne lata mogą być...

- Skończ już z tym, bo nie mogę słuchać tych bzdur! Niech Tamun przyjeżdża... W końcu dlaczego nie? Pamiętaj jednak o naszej umowie... Tylko Sirrina...

- Wiem. Tylko Sirrina.

Dziewczyna z bijącym sercem odsunęła się od drzwi i czym prędzej usadowiła w najbliższym fotelu. Lizaba tymczasem nacisnęła klamkę i weszła do Lwiej Komnaty.

Była kobietą raczej średniego wzrostu, jednak niezwykle wyniosłą. Nosiła ciemnoniebieską suknię, mocno ściśniętą w talii, a brązowe włosy upięte miała w fantazyjne sploty z tyłu głowy. Jej wzrok natychmiast spoczął na córce i nie było to miłe spojrzenie.

- Podsłuchiwałaś – rzuciła od progu.

Sirrina zawahała się.

- Może... - mruknęła.

Lizaba zacisnęła usta. Dziewczyna wiedziała, że matka jest wściekła. Postanowiła więc jakoś złagodzić sytuację.

- Chciałam o coś zapytać tatę, ale usłyszałam, że rozmawiacie i nie chciałam przeszkadzać... Usiadłam tu i postanowiłam poczekać. Nie moja wina, że podnosiłaś głos.

- A co usłyszałaś, jeśli można wiedzieć?

- O Tamunie... Wiem, że ma przyjechać. Bardzo się cieszę, tak dawno się nie widzieliśmy...

Lizaba kiwnęła głową, ale bez przekonania.

- Nie mam czasu... Mniejsza o to, co słyszałaś, a czego nie, ale wszystko, powtarzam wszystko, ma pozostać między nami, zrozumiałaś?

- Tak – odparła szybko dziewczyna, a Lizaba odwróciła wzrok i oddaliła się z szelestem sukni.

Sirrina westchnęła. Nigdy nie miała dobrego kontaktu z matką i nie zanosiło się na rychłą zmianę.

Informacje, które usłyszała zaniepokoiły ją, a zarazem ucieszyły. Bardzo zależało jej na zobaczeniu znów, po tak długim czasie rozłąki, swojego przybranego krewnego- Tamuna. Jednocześnie wystraszyła ją wzmianka o zbrojeniu. Czyżby ktoś chciał zaatakować Suun? Potrząsnęła mimowolnie głową, chcąc odegnać od siebie złe myśli. Może matka tym razem miała rację i wszelka panika była niepotrzebna? Sirrina miała nadzieję, że zwykły sceptycyzm Lizaby wobec wszystkich i wszystkiego jest w tej konkretnej sytuacji jak najbardziej uzasadniony.



< Tutaj znów przeskok o jeden rozdział...>

3

Sen




Było ciemno i cicho. Czuła tylko bicie serca. Swojego i matki. A potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Mama ubrała ją w ciepłe futro, sama narzuciła jednak na siebie jedynie wiszący nieopodal płaszcz. Choć za wszelką cenę próbowała ukryć zdenerwowanie, Kornelia widziała, że kobieta trzęsie się jak w febrze. Drżącymi rękoma przeszukiwała szafki, od czasu do czasu zgarniając coś do małej torby. W końcu chyba znalazła to, czego szukała, bo wydała z siebie cichy, triumfalny okrzyk, zamknęła torbę i pociągnęła Nelę za rękę.

Na dworze było zimno i biało. śnieg pokrywał wszystko. Był gęsty i sięgał Kornelii niemal do kolan. Pobiegły. Nel pochwyciła przerażone spojrzenie matki, gdy ta obróciła się i ogarnęła wzrokiem ślady, jakie zostawiły. Przeszedł ją dreszcz.

- Mamusiu...! - zawołała, łapiąc oddech. - Co się dzieje?!

- Cichutko, kochanie. Spokojnie, tylko spokojnie.

Na chwilę zamilkła, po czym jakby zbierając się w sobie wychrypiała:

- Posłuchaj mnie, to bardzo ważne. Uciekamy przed złymi ludźmi. Zrobię wszystko, aby nas nie dopadli. Odwrócę ich uwagę, a ty uciekniesz, rozumiesz?!

- Ale mamo...

- Zostawisz mnie i uciekniesz!

- Nie!

- Przysięgnij mi to, błagam cię!

- Nie zostawię cię, mamo!

- Wrócę po ciebie. Masz uciekać!

Obie odwróciły się, słysząc za sobą jakieś hałasy.

- Już są! - zawołała matka. - Biegnij Rosi, biegnij ile sił w nogach!

- Mamo, nie!

Rozpaczliwie próbowała uchwycić się ręki matki, ale kobieta wyrwała ją z jej ucisku i odepchnęła Nelę.

- Uciekaj - wrzasnęła.

Widząc wyraz jej oczu, Kornelia przestała się wahać i z ciężkim sercem rzuciła się przed siebie.

- Kocham cię! - usłyszała jeszcze za sobą krzyk mamy.

Nie obróciła się, nie mogła i nie chciała. Oczy wypełniły jej się łzami. Ale biegła dalej.

Obróciła się tylko na chwilę, gdy stanęła na małym wzgórzu. To co zobaczyła, zmroziło ją do szpiku kości. Matka była sama- mała, czarna kropeczka na śniegu, a przed nią tabun jeźdźców na koniach. Kornelia krzyknęła rozpaczliwie. Matka rzuciła sobie torbę pod nogi i rozpostarła ręce. Nela nawet z tej odległości widziała buchający z nich magiczny ogień. Matka podniosła dłonie wysoko ponad głowę, a ogień stawał się coraz większy i bardziej intensywny. I wtedy kobieta krzyknęła tak rozpaczliwie i donośnie, że dźwięk jej głosu poniósł się echem po okolicznych wzgórzach. Wrzasnęła i miejsce w którym stała zalała fala żaru i płomieni, wystrzelając w górę niczym potężny słup, by z niesamowitą prędkością opaść w dół i strawić wszystko co miał na swej drodze- ludzi, konie, śnieg...

Nela zamarła. łzy ciekły jej ciurkiem po twarzy, ale nie zauważyła ich.

- Mamo... mamo... mamo... - szeptała raz po raz, drżąc i kołysząc się na piętach.

Z odrętwienia wyrwał ją widok innych jeźdźców. Nie myśląc, instynktownie rzuciła się do ucieczki. Była zdana tylko na siebie, a mama kazała jej uciekać. Dlatego też biegła. Pędziła

najszybciej jak mogła, ledwo starczyło jej tchu. Nogi grzęzły w wysokim śniegu, który niemiłosiernie utrudniał posuwanie się naprzód. W płucach czuła igiełki lodu.

Za plecami słyszała nawoływania. Nagonka była tuż za nią. Słyszała konie i psy. Mnóstwo psów. Mogły się znaleźć przy niej w okamgnieniu.

I nagle się potknęła. Serce skoczyło jej do gardła. Chciała się podnieść, ale im usilniej próbowała, tym bardziej grzęzła w białym puchu. W końcu jednak stanęła na nogi. Na śniegu pozostały ślady krwi; zdała sobie nagle sprawę, że ma poranione dłonie. Ale nawet nie czuła bólu... Ujadanie psów słychać było coraz bliżej- to dodało jej sił. Była tak wystraszona i zdeterminowana, że po prostu musiała biec! Puściła się pędem wzdłuż małego parowu. Przed nią było niewielkie wzniesienie porośnięte gęsto drzewami. Dopadła go całkiem zlana potem. Za plecami usłyszała wycie. Po plecach przeszły jej ciarki. Czuła, że długo tak nie wytrzyma, jednak gorączkowo pięła się wyżej, byle dalej od pogoni. W końcu stanęła na szczycie. Osunęła się na kolana, dysząc ciężko, daremnie usiłując złapać oddech. ćmiło jej się przed oczyma, miała zawroty głowy...

I wtedy zobaczyła dwa ogromne, żółte, przekrwione ślepia, przeszywające ją na wskroś. Wszystko wokół zamarło. A ona wiedziała już, że musi umrzeć...



Kornelię obudził jej własny krzyk. Usiadła na łóżku. Wokół było ciemno, a po szybach bębnił deszcz. Zdała sobie sprawę, że jest cała zlana potem. Serce tłukło się w piersi, a oddech był ciężki i nieco chrapliwy, jak u chorego. Z sykiem wypuściła z płuc powietrze i dotknęła ręką czoła; nie było gorące... Powoli zaczęła się uspokajać tłumacząc sobie, że to tylko sen... tylko koszmar, ale jakże rzeczywisty! I dlaczego czuła takie emocje?! Miała nieodparte wrażenie, że coś takiego już kiedyś ją spotkało. Tylko kiedy i jak to możliwe?



Tej nocy już nie zasnęła. Po trzeciej nad ranem zadzwonił telefon, że jej rodzice nie żyją.



4

Nowy dom




Kornelia stała przy oknie, ściskając w prawej dłoni małą, drewnianą ramkę. Patrzyła przez szybę, zdając sobie sprawę z tego, że widzi to wszystko po raz ostatni... Piaskownica- miejsce dziecinnych zabaw, ławka w cieniu krzewów głogu, na której, kiedy było ciepło lubiła siadać i czytać książki, dalej nieduży ogródek, chodnik, inne domki, ulica... Nic więcej... Ale do tej pory było to całym jej światem. Wierzchem dłoni otarła spływającą po policzku łzę. Nie będzie więcej płakać.

Spojrzała na zdjęcie, włożone w ramkę. Były na nim cztery osoby, cztery radosne, roześmiane twarze... Fotografia została zrobiona rok temu, na wakacjach nad morzem, kiedy Nela miała niecałe szesnaście lat.

Przy wejściu na plażę wybudowano drewniany, prowizoryczny płot, by nie wchodzić na porośnięte sosnami i inną roślinnością wydmy. To właśnie na nim siedziała pierwsza postać.

Patrzyła na siebie na zdjęciu i wydało jej się, że od dnia, kiedy zostało zrobione, minęły całe lata... Dalej była dość wysoka i szczupła, a na plecy opadały jej długie, lekko faliste włosy w ciemnym kolorze blond, ale coś zmieniło się w jej twarzy, w spojrzeniu, w uśmiechu...



<...>



Siedziały w wypełnionym słońcem ogrodzie. Przy sobie miały jedynie dwa nieduże plecaki z osobistymi rzeczami. Reszta bagaży została wysłana do ich nowego domu kilka dni temu. Obie tkwiły teraz nieruchomo na ławce, czekając na pociąg i chłonąc wszystko to, co jeszcze zostało z ich dawnego życia. To były ostatnie chwile w miejscu, do którego należały, ale z którym musiały się na zawsze pożegnać. Kornelia nie wiedziała już, co czuje. Bała się nawet próby określenia tych uczuć, dlatego też nie kontemplowała ich. Zepchnęła wszystkie na granicę swej świadomości, gdzie cierpliwie czekały na gorszy dzień, na chmury, które zasłonią słońce, na nieszczęśliwe zdarzenia...

- I co z tym zrobimy? - zapytała ni z tego, ni z owego Gośka.

- Z czym? - zapytała Nela, otrząsając się z zadumy.

- No, z prośbą ciotki...

- Chodzi ci o to coś, co mamy... wykopać?

- Tak.

W liście jaki otrzymały od swojej opiekunki, u której miały teraz zamieszkać, znalazły osobliwą prośbę. Ciocia Barbara chciała bowiem, by odnalazły jakąś spoczywającej w ogrodzie skrzynkę i przywiozły ją ze sobą.

- To... bardzo głupie - powiedziała w końcu Nela.

- Mi to mówisz...? Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, a jednak chyba nie mamy wyjścia.

- Taaa... I co jeszcze? Wyrwę jej z ziemi jabłonkę i przywiozę ze sobą pod pachą?

Gośka zmierzyła ją niezadowolonym spojrzeniem.

- Przestań - powiedziała i wstała. - Skoro nie chcesz mi pomóc, zrobię to sama.

- Proszę cię bardzo - odburknęła Nela, ale już po chwili szła za siostrą w kąt ogrodu.

Gośka przygotowała już wcześniej małą łopatkę i teraz zaczęła kopać.

- Jesteś pewna, że to tutaj?

- Tak.

- Ciekawe co też może być w tej skrzynce i dlaczego ciotka zabroniła nam jej otwierać... - zastanawiała się głośno Nela.

- I dlaczego w ogóle ktoś ją tutaj zakopywał? - zawtórowała jej siostra. - Myślisz, że to nasi rodzice?

- Chyba... - Kornela przygryzła wargę. - Ale dlaczego nic nam o tym nie powiedzieli?

- Mili tyle... sekretów. Pamiętasz te dziwne ubrania?

- Tak. Kiedy zobaczyłam suknię mamy... Kurcze, żadne muzeum by się nie powstydziło!

Gosia roześmiała się. Nie było w jej glosie radości, ale Nela i tak poczuła się nieco lepiej. Bardzo tego potrzebowała...

- Chyba jest - odezwała się nagle Gośka. - Wyczuwam coś twardego!

- Szybko - zauważyła Nela, kucając. - Nie zakopali jej głęboko.

Wspólnie wydobyły z ziemi małą, metalową kasetkę. Na całej jej powierzchni znajdowały się roślinne i zwierzęce motywy. Była też dość ciężka.

- Jest piękna - szepnęła Gośka, nie ukrywając swego zachwytu.

- Wiem. To takie... niesamowite. Mam ochotę ją otworzyć.

- Ale ciotka...

Nela delikatnie wyjęła szkatułkę z rąk Gośki.

- Ciotka się nie dowie... - powiedziała konspiracyjnym szeptem.

- Nela! - syknęła siostra z wyrzutem. - Wolałabym nie...

Ale Kornelia już chwyciła za wieczko. Obie wstrzymały oddech i... nic się nie stało.

- Zamknięte - mruknęła Nela, pełnym rozczarowania głosem.

Gośka zachichotała.

- Dobrze ci tak.

- Po co więc pisała, byśmy jej nie otwierały, skoro wiedziała, że to niemożliwe. Widocznie musi być jakiś sposób...

- A jeśli wcale tego nie wiedziała?

- Wątpię...

- Tę skrzynkę zakopali tu nasi rodzice. Skoro nie trzymali jej w domu, to...

- To co?

Gośka nie odpowiedziała.

- Nie ważne - mruknęła w końcu Nela. - Kiedy dzieje się coś takiego, wszystko przestaje mieć znaczenie- skrzynki w ogrodzie, tajemnice...

- Wiem - szepnęła Gośka, kładąc jej rękę na ramieniu. – Ale zawarłyśmy umowę, prawda? Nie rozmawiamy o tym. Czas iść... Może dowiemy się czegoś o tej szkatułce bezpośrednio od ciotki.



< Dobra, na tym koniec :wink: No to miłego czytania :P >
Strona autorska: http://zalecka-wojtaszek.pl

Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.

2
Choć jako mag był nieśmiertelny, kiedy ową nieśmiertelność zyskał, liczył już sobie przeszło osiemdziesiąt lat i moc gadziego kamienia nie odbierała mi ciężaru lat.


Chyba raczej mu.


- No nareszcie! Przygotuję kolację. Będziesz jeść?


Po no powinien być przecinek.


Ubrany był w spodnie z jeleniej skóry i ładną, ciemnozieloną kurtkę- strój, który zwykł nosić na polowanie.


Spacja przed myślnikiem.



Więcej błędów nie wyłapałam. Ogólnie rzecz biorąc czytało się średnio. Zbyt dużo wielokropków w miejscach gdzie nie są one potrzebne. To, pomijając ciągłe przeskakiwanie na inne postacie i brak wyjaśnienia co się w końcu dzieje, głównie zniechęciło mnie do czytania, ale dobrnęłam do końca.



A tak przy okazji:
< UWAGA!!! W tym miejscu zrobię przeskok, bo tak będzie lepiej :wink: >
(Wybacz dociekliwość motyla) Czemu będzie lepiej?



Pozdrawiam

3
oczy utkwiła w ścianie naprzeciw


Oczy utkwiła? Wyjęła z oczodołów i wbiła na gwoździki na ścianie :?:


liczył już sobie przeszło osiemdziesiąt lat i moc gadziego kamienia nie odbierała mi ciężaru lat.


literówka - mu


Zrozumiałem, że Bóg dał mi


Z ciekawości: W tym świecie istnieje jedno bóstwo? I czemu napisałaś Bóg ( jakby mowa była o Jahwe ) ?


Jeśli przegracie ciemność zaleje wszystko i nastąpi koniec.


Dosyć to patetyczne i przerobione wielokrotnie w innych powieściach typu: Wygrają albo konieć świata.



Po drugie dla mnie to trochę dziwne, że mag ( tak wiem zmęczony ) postanawia odejść właśnie TERAZ, gdy zło ma zalać świat i może nastąpić koniec. JA na miejscu starego pierdziela ( skoro tak bardzo mi blisko do śmierci ) poświęciłbym się dla sprawy po raz ostatni, a nie mówił coś w stylu:

- Tam jest zło, liczę na was. Ja was żegnam, bo jestem już zmęczony. Powodzenia!


Była kobietą raczej średniego wzrostu, jednak niezwykle wyniosłą.


Razczej. Albo się jest średniego wzrostu albo się nie jest :wink:

Po drugie od kiedy średni wzrost przeszkadza być wyniosłym?


śnieg pokrywał wszystko. Był gęsty i sięgał Kornelii niemal do kolan. Pobiegły.


Próbowałaś kiedyś biec przez śnieg, sięgający niemalże do kolan? :D



Podsumowanie:

- potwierdzam słowa poprzednika - za dużo wielokropków. Gdybyś usunęła 2/3 z nich czytanie szło by płynniej i przyjemniej. Wielokropki są przydatne, tylko nie wolno ich nadużywać.

- sam tekst był według mnie OK.

- Przeleciałaś przez początkowe rozdziały jak burza, stąd miałem wrażenie jakbym czytał 3 opowiadanka, a nie fragment większego dzieła. Ponadto widać mało związku pomiędzy wszystkimi przedstawionymi rozdziałami. Tak jak powiedział poprzednik - za dużo postaci wprowadziłaś i w dodatku ich wprowadzenie nic ci nie dało ( na ten moment - może później ). W większym dziele można skupiać się na mniejszych rzeczach, ale każdy rozdział przynosi dużo mniej ważnych wątków, z udziałem różnych bohaterów. Stąd cały tekst słabiej wciąga. Skoncentruj się na paru, a nie kilku rzeczach.



Poza tym nie mam większych zastrzeżeń. Pozdrawiam i czekam na więcej AKCJI! :wink:

4
Dzięki za przeczytanie :)


Ogólnie rzecz biorąc czytało się średnio.


No cóż... Lepiej średnio niż okropnie :wink:



Jeśli chodzi o te nieszczęsne wielokropki, to wszyscy ludzie, którzy kiedykolwiek czytali moją książke, zawsze się ich czepiali. Może faktycznie przesadzam z nimi, ale jakoś tak... wygodnie mi się je stawia :wink:

Nie wiem. W sumie faktycznie powinnam część wywalić.


To, pomijając ciągłe przeskakiwanie na inne postacie i brak wyjaśnienia co się w końcu dzieje, głównie zniechęciło mnie do czytania, ale dobrnęłam do końca.


I oto kolejna rzecz, którą mi zawsze wszyscy zarzucają :wink: Coś sie dzieje, a nikt nie ma pojęcia o czym czyta :wink: W poprzednich wersjach tej książki było jeszcze gorzej :P , a poprawiałm to już chyba ze cztery razy :wink: Nie potrafię napisać tego wszystkiego jaśniej i prawdę mówiąc nie czuję wewnętrznie takiej potrzeby :P "Rozjaśniałam" akcję tylko dlatego, że inni nażekali. Po prostu wychodzę z założenia, że jak się czyta dalej, to wszystko samo się układa, tzn,. wyjaśnia. Ale co tu jest w ogóle niejasne :) :?: :?: :?:


i brak wyjaśnienia co się w końcu dzieje
Co ja mam z tym zrobić? To się wyjaśni w trakcie książki. Pomału, pomału, ale wszystko zmierza do jakiegoś rozwiązania :)

A to przeskakiwanie na inne postacie... Ono są moim zdaniem nieuniknione. Może patrzę na to wszystko od strony wszechwiedzącego autora, ale na serio nie widzę problemów :wink:



A przeskok zrobiłam, bo potem następował dość długi fragment, który nie był specjalnie ważny. Tzn. on jest istrony, jeśli się czyta całą książkę, ale mi zależało na zamieszczeniu tutaj jej części, w którcych pojawiliby się wszyscy ważni bohaterowie. Bo musiałam koniecznie dojść do wydarzeń z Kornelią, gdyż to o niej wbrew pozorom jest ta powieść :wink:



Pozwolę sobie jeszcze zapytać, jak się to czyta w sesie jezykowym? Są jakieś zgrzyty, czy "leci" w miarę płynnie?

Dodane po 24 minutach:

A teraz komentarz do komentarza MasterMind:)


Oczy utkwiła? Wyjęła z oczodołów i wbiła na gwoździki na ścianie


A tak :P Ja nie widzę w tym zdaniu nic dziwnego. Czasem sie tam mówi.


Z ciekawości: W tym świecie istnieje jedno bóstwo? I czemu napisałaś Bóg ( jakby mowa była o Jahwe ) ?


Tak, istnieje jeden bóg, w dodatku absolutny, więc istnieje pewna analogia do Jahwe. A z dużej litery napisałam chyba z rozpędu :P Bo w sumie dlaczego nie? To jest konkretna osoba, więc można napisać jego tytuł, zamiast imienia.


Dosyć to patetyczne i przerobione wielokrotnie w innych powieściach typu: Wygrają albo konieć świata.
Wiem, wiem... Ale mam słabość do patetyzmu :wink: Wszystko, co piszę jest w podbnym stylu.


JA na miejscu starego pierdziela ( skoro tak bardzo mi blisko do śmierci ) poświęciłbym się dla sprawy po raz ostatni, a nie mówił coś w stylu:

- Tam jest zło, liczę na was. Ja was żegnam, bo jestem już zmęczony. Powodzenia!
He, he, he :D :D :D Dobre! Masz rację, ale nie mogę tego już zmienić, bo to wymagałoby zbyt wielu przeróbek. Jakoś przeżyję lenistwo Ismira i mam nadzieję, że inni też :P


Albo się jest średniego wzrostu albo się nie jest

Po drugie od kiedy średni wzrost przeszkadza być wyniosłym?
W tym wypadku całkowicie muszę się zgodzić :) Nie omieszkam tego poprawić.


Próbowałaś kiedyś biec przez śnieg, sięgający niemalże do kolan?


A próbowałam :D Fajnie było :P Ale tak, dostrzegam problem. Zresztą jak teraz o tym pomyślę, to wcale sobie tak tego śniegu nie wyobrażam :wink: Będzie go więc mniej :)


sam tekst był według mnie OK.


No to bardzo się cieszę :D


Skoncentruj się na paru, a nie kilku rzeczach.
Okey, przemyślę to :)


Pozdrawiam i czekam na więcej AKCJI!
Skoro tak, to wygląda na to, że nie muszę się załamywać, iż jestem beznadziejna :wink: Dzięki, podniosłeś mnie na duchu :) Ale czy to znaczy, że mam jeszcze jakiś fragment wrzucić? Ciąg dalszy?
Strona autorska: http://zalecka-wojtaszek.pl

Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.

5
Może faktycznie przesadzam z nimi, ale jakoś tak... wygodnie mi się je stawia


Mnie wygodnie wstawia się przecinki, a mam już co nieco napisane. Poprawianie tego jest koszmarem :F. Lepiej zapobiegać niż leczyć, wierz mi.


Pozwolę sobie jeszcze zapytać, jak się to czyta w sęsie jezykowym? Są jakieś zgrzyty, czy "leci" w miarę płynnie?


Powiem tak: jest nawet dobrze. Wywalając większość wielokropków poprawisz jakość czytania Twojego tekstu. Może te dialogi trochę się dłużą, bo rozpoczynasz ujawniać pewną tajemnicę. Czytelnik czeka na wskazówki, na odsłonięcie tajemnicy, ale nie otrzymuje ani jednego, ani drugiego i zaczyna się nowy wątek, aby proces rozpocząć od początku.


W poprzednich wersjach tej książki było jeszcze gorzej, poprawiałm to już chyba ze cztery razy


Skoro było gorzej to teraz jest lepiej. To zawsze jakiś postęp ku doskonałości.


Ale czy to znaczy, że mam jeszcze jakiś fragment wrzucić? Ciąg dalszy?


Dlaczego by nie? Tylko podaj coś extra, aby nas zaskoczyć :wink:

6
Powtarzałem to innym raz, drugi, powtarzałem milion razy. Powtórzę milion pierwszy: za dużo wielokropków. To jest bolączka amatorów, nigdy nie wiecie kiedy przestać z tym znakiem interpunkcyjnym. Już wolałbym żebyś nadużywała przecinków, mniej by mnie to męczyło.

Dziewięćdziesiąt procent możesz śmiało wyrzucić, poprawi to jedynie odbiór tekstu. Weź tą uwagę do serca jeśli myślisz kiedyś o wydaniu swojej powieści. Zresztą nie lubię tego jakże wielkiego słowa: powieść. Jednak nie tym razem, nie będę rozmawiał na ten temat.



Nie obraź się, ale amatorem czuć na kilometr. Zacznijmy od tego, że z każdego podanego przez Ciebie fragmentu można napisać osobne opowiadanie. Z jednej strony to dobre gdyż masz wielorakość możliwości na pociągnięcie fabuły do przodu, z drugiej zaś mało szczęśliwe gdyż może powodować zawód czytelnika gdy historia nie potoczy się tak jak sobie wymarzył (chociaż ważniejsze chyba jest zaskoczenie) lub co gorsze: zawód gdy zauważy, że opowiadanie jest sztampowe aż do bólu.

W tym przypadku czuję się zawiedziony, gdyż czuję sie jakbym znów odwiedzał światy, które tak dobrze znam, a wszystko to w myśl słów: "historia lubi się powtarzać". Jedyne co się zmienia to imiona bohaterów

Nie przepadam za walką światła z ciemnością po raz enty rozgrywającą się ze smokami, elfami czy innymi stworzeniami.



Dialogi. Nie wiem czy to wina obycia, które sobie przypisuję, czy czegoś innego, ale zawsze byłem o krok przed bohaterami wiedząc co zaraz powiedzą. Rozmowa maga z Luwrą i Remonem była wręcz naiwna w moim przekonaniu. Nie przekonałaś mnie tym, że przestraszył sie obrazem zbliżającej się ku niemu śmierci. Nie wiem jak jest w dalszej części Twojej powieści, ale mam nadzieję, że albo odkrywa prawdziwy powód swojej ucieczki od walki, albo umiera zaraz po podanych fragmentach, albo staje po stronie zła. Wszystko tylko nie dziecinny strach przed śmiercią i ucieczka. No i słowa maga wciąż przypominały mi wypowiedzi Obi - Wana Kenobiego i Mistrza Yody.



Nie jestem pewien swoich domysłów, ale wydaje mi się, że mamy do czynienia z romansem osadzonym w realiach fantasy. Mam rację? Przeznaczenie, miłość i tym podobne odegrają wielką rolę w tej powieści?



Powyżej są myśli po przeczytaniu jedynie prologu i rzuceniu kątem oka na wszelki wypadek na resztę opowiadania. Dalej będzie nieco krócej, albo i dużo krócej ponieważ się lekko śpieszę.



Mówiłem już, że za dużo wielokropków? Na sto procent, ale lubię sie czasem powtórzyć. Rzadko.



Aha, spójrz na to: bardzo ważne - tylko dla niego. Spację dajemy przed i po myślniku, jeśli już musisz użyć myślnika w zdaniu.



Ogólnie nie podoba mi się maniera prowadzenia czytelnika za rączkę przez całe opowiadanie. Wiem, nie jest przyjemne gdy narracja ciągnie czytelnika twarzą po papierze ściernym ,ale takie traktowanie czytelnika po macoszemu też jest drażniące. Dla mnie oczywiście, bo wciąż mówię o swoich wrażeniach.



Powiedzmy, że póki co skończę swój wywód. Wrzuć jeszcze jakiś fragment, a chętnie go przeczytam i tym razem nie tylko wymienię co mnie gryzie, ale i spróbuję Ci wytłumaczyć jak można to lekko zmienić. Na początek pisać krótsze formy, one pozwalają na poprawę warsztatu w dość szybkim czasie.



Tak więc czekam na więcej i mówię: pisz dalej.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

7
Komentarz do komentarza Skrzydlatej:


Powiem tak: jest nawet dobrze.


No to bardzo się cieszę:)


Wywalając większość wielokropków poprawisz jakość czytania Twojego tekstu.
Tak też zrobię :) choć będzie to ciężka praca, bo jest ich naprawdę dużo :wink:


Tylko podaj coś extra, aby nas zaskoczyć
Och, nie wiem, czy to, co wrzucę będzie takie fajne. Zrobię chyba najmądrzejszą rzecz, jaką mogę w tej sytuacji zrobić, czyli wkleję po prostu ciąg dalszy. Nie mogę dać jakiś super rozdziałów z końca, bo nikt się nie połąpie w nich, a nic innego nie mam, bo przez 6 lat w kółko piszę jedną i tą samą książkę :P To znaczy napisałam też inne, nawet kilka, ale nie nadawały się do niczego i nawet ich nie przepisywałam na komputer...



Pozdrawiam :)

Dodane po 23 minutach:

Komentarz do komentarza Webera


Już wolałbym żebyś nadużywała przecinków, mniej by mnie to męczyło.
No nie wiem. Szczerze w to wątpię :wink:


Weź tą uwagę do serca jeśli myślisz kiedyś o wydaniu swojej powieści.


Dobrze, wielokropki już wkrótce znikną ze stronic mej powieści, a przynajmniej większość z nich zostanie wywalona. A swoją drogą, nie lubisz słowa powieść, a sam go używasz :wink: Dziwne :)


Nie obraź się, ale amatorem czuć na kilometr.


Okey, nie obrażam się, bo przecież jestem amatorem, a właściwie amatorką.


Nie przepadam za walką światła z ciemnością po raz enty rozgrywającą się ze smokami, elfami czy innymi stworzeniami.
Wiem. Każdy ma jakieś swoje upodobania, ja na przykład nie lubię książek pełnych przemocy i wulgarnych. I choćby były nie wiadomo jak ciekawe, to i tak nie będą mi się podobać.


albo odkrywa prawdziwy powód swojej ucieczki od walki, albo umiera zaraz po podanych fragmentach, albo staje po stronie zła
Hmm... Nie wiem, jak uważnie czytałeś moją książę, ale jakbyś nie zauważył Ismir umarł jeszcze w Prologu. Pozwolę sobie sama siebie zacytować (ale brawurowe językowo zdanie :P ):


- Jak dobrze, że zostawiam sprawy w rękach takich ludzi, jak wy...- powiedział, po czym urwał i zastygł.

Z oczu Luwry popłynęły łzy.

- Nie... - szepnęła bardzo cicho.

Remon objął ją i przytulił. Czuła, że i on drży. W sercach oboje mieli pustkę, jakby nagle wszystko się skończyło... i nic nowego nie miało nastąpić... nigdy.
Myslałam, że napisałam to dość... jasno. [Przepraszam za trzykropek, ale nie mogłam się oprzeć :wink: ].


No i słowa maga wciąż przypominały mi wypowiedzi Obi - Wana Kenobiego i Mistrza Yody.
To akurat mnie nie martwi :) Wiem, że miała to być nagana, lecz dla mnie brzmi raczej jak komplement :P Bardzo lubię Gwiezdne Wojny i tychże bohaterów.


Nie jestem pewien swoich domysłów, ale wydaje mi się, że mamy do czynienia z romansem osadzonym w realiach fantasy. Mam rację? Przeznaczenie, miłość i tym podobne odegrają wielką rolę w tej powieści?
Tak. Obawiam się, albo i nie :P , że tak własnie będzie. Mi to nie przeszkadza, tobie jak mniemam wręcz przeciwnie, ale nic na to nie poradzę, że JA lubię takie rzeczy. Po prostu podobają mi się i pisać w inny sposób nie potrafię. Nie, żebym nie próbowała. Ja po prostu kocham wzniosłość, patetyzm itd. W życiu mamy tak mało pięknych, doniołsych żeczy, więc zadowalam się opisywaniem ich w swojej książce. Dlaczego mam rezygnować, z tego, co uwielbiam? To, że nie wszyscy chcą czytać rzeczy w podbym stylu, nie znaczy, że nikt nie chce. Ja nikogo nie przymuszam do niczego :wink:


Wrzuć jeszcze jakiś fragment, a chętnie go przeczytam i tym razem nie tylko wymienię co mnie gryzie, ale i spróbuję Ci wytłumaczyć jak można to lekko zmienić.
Okey :) Cieszę się, że mimo wszystko chcesz to nadal czytać :wink: Muszę jeszcze poprawić co nieco w "ciągu dalszym', ale myślę, że w tym tygodniu powinnam jakiś fragment jeszcze wrzucić.


Na początek pisać krótsze formy, one pozwalają na poprawę warsztatu w dość szybkim czasie.
Wiem, wszyscy zawsze tak mówią, ale ja nienawidzę pisać opowaidań!!! Nigdy mi to nie szło i nie sprawiało przyjemności. Zresztą nie potrafiłam wymyślić sensowanej puenty :wink:


i mówię: pisz dalej.
Oczywiście, to jest najważniejsze :)



Pozdrawiam :)
Strona autorska: http://zalecka-wojtaszek.pl

Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.

8
- Jak dobrze, że zostawiam sprawy w rękach takich ludzi, jak wy...- powiedział, po czym urwał i zastygł.

Z oczu Luwry popłynęły łzy.

- Nie... - szepnęła bardzo cicho.

Remon objął ją i przytulił. Czuła, że i on drży. W sercach oboje mieli pustkę, jakby nagle wszystko się skończyło... i nic nowego nie miało nastąpić... nigdy.



Myslałam, że napisałam to dość... jasno.


Akurat poświęciłaś miejsca na śmierć maga stosunkowo... ( przepraszam za wielokropek ) mało.

- urwał i zastygł. Opis nie powala heheh. Staremu pierdzielowi należało się chyba za wszelkie dokonania choćby jedno zdanie opisujące spokojne odejście. Oczywiście można wywnioskować z reakcji dziewczyny, że starzec odszedł z tego świata.



Pozdrawiam. :D

9
Nie... - szepnęła bardzo cicho. - Zasnął, stary pryk! Walnij go w łeb, może wstanie!



XD



Przepraszam.


Ja po prostu kocham wzniosłość, patetyzm itd.
ja też, ale czy trzeba mieszać do tego wielką miłość i potężne przeznaczenie?


żeczy
Khm ^^



Hmm. Noetting, powiedz mi proszę... Wydaje mi się, że gorycz po komentarzach próbujesz zamaskować sztucznym uśmiechem. Mam rację, czy tylko mi się wydaje?


Tak też zrobię Smile choć będzie to ciężka praca, bo jest ich naprawdę dużo Wink
edycja, wyszukaj, wpisujesz ... i wyjdzie szybciej. Taka porada.





Wytknę parę błędów z prologu, zeby tak pusto nie było w poście...



<rozprostowuje stare, weryfikatorskie kości>


Gęsty dym z rozpalonych wszędzie kadzidełek uderzył go już od progu.
Mhm. Prosto w zęby.


Na nowo zwrócił oczy ku narzeczonej.
<zgrzyt stali rozbrzmiewa, gdy oczy na metalowych szypułkach powoli przesuwają się w lewo...>

Rozumiesz? Zwrócić można wzrok, spojrzenie, ale nie oczy. Oczy możesz zwrócić, jeśli komuś je zabrałeś ^^

Poza tym... Na nowo? Nie raczej: ponownie?


Wreszcie odwróciła wzrok w jego stronę
Skierowała. Wzrok to nie naleśnik do obracania na patelni.


będący jakby zwiniętym wężem z odchodzącymi od niego promieniami.
Zwinięty. W spiralkę. Spirala nie jest nieskończona. Opisz dokładniej jak był zwinięty ;)

Swoją drogą, cholernie trudno jest namalować coś woskową świeczką. Poza tym, ona upaprałaby sobie ręce. Wosk się klei ;P


Podał jej ramię. Uśmiechnęła się, chwyciła jego dłoń i uważnie się jej przyjrzała.
Jej, jego, jej...


wardię założył przed dziesięciu laty mag Ismir
Dziesięcioma. Dziesięcioma laty.





Itp, itd...



Najbardziej denerwuje mnie szastanie nazwami własnymi. Nic nie rozumiem! XD
Are you man enough to hold the gun?

10
Komentarz do komentarza MasterMind



Wiem, że poświęciłam śmierci Ismira jedno zdanie, ale należało mu się za ten jego egoizm :P A tak poza tym nie czuję absolutnie żadnej potrzeby zybtniego rozwodzenia się nad nim :wink:



Pozdrawiam :)

Dodane po 37 minutach:

Komentarz do komentarza Testudosa



Zacznę od jedynej rzeczy jaka naprawdę mnie dotknęła!!!


Hmm. Noetting, powiedz mi proszę... Wydaje mi się, że gorycz po komentarzach próbujesz zamaskować sztucznym uśmiechem. Mam rację, czy tylko mi się wydaje?


Otóż może mój nerwowy komentarz potraktujesz jako trafienie w czuły punkt, ale nie mogę być spokojna, kiedy ktoś mnie oskaża o coś, czego nie zrobiłam, nie poczułam, nie miałam na myśli itp. itd.

A czemuż to ja mam niby czuć gorycz po komentarzach??? Przecież nie były negatywne, prócz komentarza Webera, ale znałam jego zdanie na temat mojej ksiązki, jeszcze zanim przeczytałam jego recenzję. Weber ma charakterystyczny gust, a moja ksiązka może wkurzać, to fakt. To zresztą normalne. I mój usmiech wcale nie jest sztuczny!!!!!!!! Czy to, że się nie zachowuję jak obrażone dziecko, albo człowiek na skraju depresji, a miło odpowiadam innym, uśmiechając się, jest powodem, by podejrzewać u mnie nieszczerość? Nie powiem bym skakała z radości po przeczytaniu komentarza Webera, ale jestem mu wdzięczna za wypowiedzenie własnej opinii. Jeśli chodzi o wszystkie uwagi (te negatywne) na temat mojej książki, to są one echem identycznych zastrzeżeń, jakie słyszałam w przeszłości od rodziny, przyjaciół, znajomych itd. itd. Wszystko to już jakoś kiedyś przeżyłam i nic mnie tu nie zdziwiło. Zyskałam tylko bardzo cenne potwierdzenie słuszności porad innych osób.

Nie przejmuję się chorobliwie, że ludzie "jadą" po mojej książce (wybacz powtarzanie w kołko słowa 'książce"), bo przez x lat zdążyłam się do tego przyzwyczaić,. Jest to wręcz bardzo pozytywne, bo nie wpadam w niepotrzebny samozachwyt. Kiedyś np. chłopak mojej przyjaciółki powiedział mi, że czytając moją książkę zasnął. A potem zaraz dodał, że kiedy siedział nad "Potopem" także zasnął, a "Potop" to przecież świetna powieść. Po tymże oświadczeniu zaczął się śmiać, a ja razem z nim, bo mimo wszystko było to w pewien sposób zabawne. Oczywiście nie powiem, aby mnie to jakoś cieszyło, ale przynajmniej zachowałam sie sensownie i na luzie, a nie podejmowałam próby zabicia tegoż jegomościa wzrokiem, czego moja przyjaciółka pewnie by mi nie wybaczyła (tzn, gdybym go zabiła :P ). I żadna gorycz po cudzych komentarzach mnie nie trawi!!!!!!! I nigdy nie trawiła!!!! To wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat.


czy trzeba mieszać do tego wielką miłość i potężne przeznaczenie?
śpieszę donieść, że jestem dziewczyną, która lubi romanse, o ile nie są to jednynie romanse ( a np. romans spleciony z kryminałem, sensacją itp.), dlatego też miłość w mej książce jest dla mnie istotna :) Jeśli chodzi o przeznaczenie, to nie wierzę w nie i pragnę zauwarzyć, że nikt w Ailen nie jest niewolnikiem przypisanego mu losu. To, że ktośtam jest wybrańcem nie znaczy, że musi spełnić swą rolę, jako wybrańca. Równie dobrze może sobie żyć gdzieś spokojnie w świecie i do niczego się nie mieszać.


Cytat:

żeczy



Khm
Jeśli o to chodzi, to nie mam pojęcia jakim cudem coś takiego napisałam!!! O zgrozo!!! :wink:


edycja, wyszukaj, wpisujesz ... i wyjdzie szybciej. Taka porada.
Za tę poradę BARDZO dziękuję, bo nie myślałam o tym nawet... Czasem mnie zadziwia własna ciemność :wink:


Swoją drogą, cholernie trudno jest namalować coś woskową świeczką. Poza tym, ona upaprałaby sobie ręce. Wosk się klei ;P
Ciekawa uwaga, jak skończę pisać, pójdę po świeczkę i spróbuję coś napisać, a potem doniosę o moich osiągnięciach :P Serio, nawet powinnam to sprawdzić.


Najbardziej denerwuje mnie szastanie nazwami własnymi. Nic nie rozumiem!
Rozumiem twe rozdrażnienie, jeśli o to chodzi, ale w oryginale książki (tj. w Wordzie) mam przypisy. Tutaj niestety nie dało się ich zamieścić. Sorki...



Może napiszesz jeszcze swe ogólne wrażenia na temat mojej książki. Podejrzewam, że będą raczej negatywne, ale mimo to, chciałabym je usłyszeć. I mimo to się nie załamię i nie będę miała wypisanego cierpienia na twarzy :P



Pozdrawiam
Strona autorska: http://zalecka-wojtaszek.pl

Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.

11

A czemuż to ja mam niby czuć gorycz po komentarzach??? Przecież nie były negatywne, prócz komentarza Webera, ale znałam jego zdanie na temat mojej ksiązki, jeszcze zanim przeczytałam jego recenzję. Weber ma charakterystyczny gust, a moja ksiązka może wkurzać, to fakt. To zresztą normalne. I mój usmiech wcale nie jest sztuczny!!!!!!!!
Spokojnie! :D

Swoją drogą, trzy pytajniki to maks.

Chodzi mi o to, że często ludzie odczuwają właśnie tę gorycz i próbują maskować to właśnie emotkami ;) Chciałem wiedzieć po prostu z kim mam do czynienia ^^


zauwarzyć
I znowu ;D



Ciekawa uwaga, jak skończę pisać, pójdę po świeczkę i spróbuję coś napisać, a potem doniosę o moich osiągnięciach Razz Serio, nawet powinnam to sprawdzić.
Pozwól, zauważę, ze sprzedawane dzisiaj świece nie są z wosku tylko z parafiny, która ma całkiem inne własności ;P

Ot, jest niejadalna, a wosk chyba jest... ^_^'



Rozumiem twe rozdrażnienie, jeśli o to chodzi, ale w oryginale książki (tj. w Wordzie) mam przypisy. Tutaj niestety nie dało się ich zamieścić. Sorki...
Dało się, dało. Walisz * przy wyrazie a pod tekstem są wyjaśnienia wszystkiego. Ale nie trzeba robić przypisów, wystarczy to umiejętnie wpleść w treść.



Może napiszesz jeszcze swe ogólne wrażenia na temat mojej książki.
Uhm. To ja najpierw skończę czytać. Wybacz, brak czasu, nie przeczytałem całego fragmentu :D
Are you man enough to hold the gun?

12
i wydało się Testudos nie przeczytał :)



hmm... zacznę od dialogów - zdaje się, że Weber już to powiedział - sztuczne są miejscami niestety.



Opowiadanie całkiem sprawnie napisane; łatwo się czyta - mimo wielokropków. trochę potknięć językowych, wszystko do poprawienia. pracuj i ćwicz (moim zdaniem krótsze formy są lepsze - szybciej przynoszą efekty)



Nie mój klimat, nie mój przedział wiekowy. Jak dla mnie trochę to zbyt "bajkowe", taka bajka dla starszych dzieci. Postacie tylko zarysowane - przynajmniej na razie. Zdecydowanie przydał by się fragment, który "rozjaśniłby coś".



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”