różne formy namiętności

1
Tekst dla dorosłych czytelników


Otwieram oczy, spałam. Nie wiem ile. Anny i jednego z kolesi, tego dziennikarza, już nie ma. Drugi siedzi obok mnie i mogłabym przysiąść, że przed chwilą czułam jego rękę na swoim udzie. Jest równie blisko, co przed zaśnięciem , nie ma gdzie uciec przed ciepłem jego ciała. Mówi coś do mnie, wpadający z jego ust fragment śliny zatrzymuje się na mojej skórze. Staram się ułożyć wypowiadane przez niego słowa w spójną całość, uszeregować w odpowiedniej kolejności, tak, by nabrały sensu. Mówi o mnie, o moim wyglądzie, o moim ciele, że nogi mam szczupłe i nawet zgrabne, i takie właśnie lubi. Muska moje udo palcem, a ja stanowczo odpycham jego dłoń. Wychodzę na dwór na papierosa. Tylko zdążyłam go odpalić, a ten kolesi schodzi do mnie, staje obok i znów zagaduje. Mówi, że ma na imie Łukasz. Pyta, czy mi nie zimno i zagaja rozmowę, o jakichś pierdołach, takich z typu pierdołowatych rozmów między nieznajomymi. Czy pochodzisz z poznania, czym się zajmujesz, i inne gówna, na które średnio mam ochotę mu odpowiadać. Ale niech będzie, w końcu to goście Anny.

Rzucam papierosa na asfalt i gaszę kapciem. Siadamy na sofie. Opowiada mi o swoim dziadku, którego Niemcy wypędzili z rodzinnej Ziemii. Zupełnie nie wiem, skąd wzięła się ta historia. Jak znalazła tu swoje miejsce, jak to się stało, że rozmawiam z obcym kolesiem o jego dziadku. Niech będzie. W zamian mówię mu o swoich, o babci która całe życie spędziła w Wolsztynie, którą mąż bił i pił codziennie, bo tak wtedy robili mężowie. I o drugiej, która już nie żyje, a która na urodziny co roku wysyłała mi książkę o bogu. Zawsze inną, nigdy żadnej nie przeczytałam. Leżą w pokoju, zakurzone pod łóżkiem w domu mojej mamy, czekają, kto wie, może kiedyś się nawrócę. Odnajdę Boga, gdy wszystkie inne drogi mnie zawiodą, zaprowadzą donikąd. Od rozmowy o rodzinnie płynnie przechodzimy w temat polityki, a następnie seksu, bo jego ręka znów wędruje między moje uda. Pozwalam mu nacieszyć się chwilą, kilka sekund, tak by nabrał apetytu, i odrzucam jego rękę. Chyba nie mam ochoty na takie ekspresowe zbliżenia, by być podawaną jak hamburger w Mc’Donaldzie, konsumowaną w 5 minut, bez chwili refleksji i zastanowienia.

Narkotyki upłynniły się wraz ze znikającą Anną i zaczyna mi ich brakować. Przynoszę wino, pijemy prosto z butelki. To zawsze przypomina mi o czasach beztroskiej młodości, o gimnazjum, o winach pitych wszędzie, gdzie się dało. Przed lekcjami, w przerwach między nimi i po lekcjach. Wtedy tak samo, butelka taniego alkoholu, coraz bardziej pusta, wędrowała z rąk do rąk, spragnionych dorosłości i wolności, zupełnie nieprzejmujących się tym, co będzie, a co nigdy nie nadejdzie. Rozmawiamy już głównie o życiu. O tym, co byśmy chcieli, a czego nie możemy. U mnie to długa lista, u niego krótsza, bo jest nieco młodszy. Jeszcze studiuje, ma ideały. Wierzy w rzeczy inne, niż tylko narkotyki, niż tylko seks, moralny upadek, całonocne chlanie, dysekcja duszy. Chwyta mnie za twarz, przyciąga do siebie i całuje. Mocno i zdecydowanie, a ja sama już nie wiem. Jak reagować, co powiedzieć.

Łapie moje włosy i rzuca mną na kanapę, tak, że jestem do niego obrócona tyłem. Chwyta za spodnie i ciągnie w dół. Próbuję się bronić, miotać, walczyć, kiedy on dynamicznym ruchem ręki pozbawia mnie odzieży. Wkłada mi rękę między nogi i dotyka cipki, a drugą ściska włosy i odchyla głowę mocno do tyłu. Czuję, jak tracę kontrol. Ściskam mocno uda, ale jego dłonie są silniejsze. Rozchyla mi nogi, chodzi w moje ciało. Zatyka mi buzię, chociaż wcale nie krzyczę. Tak po prostu, na wszelki wypadek. Zostaje pozbawiona godności, niezależności, piętna konieczności ciągłęgo decydowania o swoim losie, podejmowania wyborów, decyzji. To wszystko znika, a to, co zostaje, jest proste. Bolesne, agresywne i żywe.

Jego ruchy są powolne, delektujące się chwilą, a w oczach nie ma złości. Bardziej chyba współczucie. Zaciskam paznokcie na jego plecach, na pośladkach, przesuwam dłonie, zostawiając zadrapane, delikatnie krwawiące ślady. Żeby nie zapomniał o mnie jutro, przez co najmiej kilka dni, po których wraz z gojącymi się ranami, pewnie na zawszę zniknę z jego pamięci. Słysze drzwi otwierającego się pokoju, to Anna, idzie do kuchni. Jego dłoń zaciska moje usta, a oparcie kanapy zasłania nasze ciała tak, że widać jedynie wystające nogi. “O, bardzo przepraszam, biorę tylko winko i nie przeszkadzam” - reaguje na nasz widok roześmianym głosem. Jego ruchy stają się szybsze, mocniejsze, ból miesza się z rozkoszą. Rozkoszą bycia ubezwłasnowolnioną, zredukowaną do roli narzędzia, pozbawionego własnej woli, charta ducha i życiowych ambicji, tych wszystkich cech, które człowiekowi tylko ciążą ma duszy.

Wychodząc z mojego ciała, próbuje włożyć mi penisa w usta, chcąc pozbawić mnie resztek godności, upokorzyć w sposób ostateczny i nieodwołalny. Zamykam usta i oczy, jak małe dziecko, które wierzy, że przykrycie się kołdrą ochroni go przed potworem z szafy. Szamotamy się chwilę. On jęczy, i jęki te są coraz głośniejsze, aż w końcu zmieniają się krzyk, których gaśnie po chwili. Po mojej twarzy spływa strużka gęstego, lepkiego płynu. Już nie zasłania mi ust, nie przytrzymuje ciała, stoi chwilę, a potem siada po prostu obok, nie udając nawet zainteresowania moim ciałem, które stało się dla niego obojętne.

Na zakończenie klepie mnie jeszcze w tyłek, tak jak klepie się kolegę z piłkarskiej drużyny w szatni. Podnoszę się, w połowie naga idę do łazienki, zmyć z siebie jego nasienie. Biorę prysznic, długo wpatruję się w szybę, unikając swojego własnego odbicia tak, by przypadkiem nie spojrzeć sobie w oczy. Gdy kończę, stoję tak jeszcze chwilę, kilka minut, tym razem obserwując ścianę. Boje się wyjść, bo nie wiem, co spotka mnie na zewnątrz. Nie rozumiem sytuacji, w której się znalazłam, czuje się obca, czuje się zagubiona. Wychodzę. Łukasz uśmiecha się do mnie i nie potrafię określić, ile w tym uśmiechu szyderczości, a ile życzliwości. Może jest w nim i to, i to, i jedno, i drugie jednocześnie, dwa przeciwstawne ładunki emocjonalne złączone w jedno.

Pyta, czy naleję mu wody. Proszę go, żeby mnie przytulił, na co on mówi, że przecież ledwo się znamy. Nie wiedziałam, że seks potrafi tak unicestwiać. Mam ochotę płakać, mam ochotę zapaść się pod ziemię, rozpaść, i rozpadam się, na kawałki, na ostre fragmenty, na setki drobinek, które jak rozbite naczynie, rozpryskują się po otaczającej mnie przestrzeni, tak że nie czuje się już jednością, jedną masą, jedną osobą, jednym człowiekiem, tylko setką małych ludzi, setką małych osób, z których każda jest przerażona, z których żadna nie wie, co tak właściwie się stało. Pyta, czy mi się podobało. Chciałabym potrafić odpowiedzieć, ale sama nie wiem. “Niech to zostanie między nami” - dodaje. Podchodzi, uśmiecha się i całuje mnie w czoło.

Czuję, że stało się coś złego, że to jedno z tych doświadczeniach, po których wszystko się zmienia, zmienia się porządek, utarty do tej pory ład, schemat, że nagle góra staje sie dołem, a wschód zachodem. I jednocześnie czuję tęsknotę, za tym mężczyzną, za jego ciałem, tak zwierzęco obchodzącym się z moim ciałem, tak szorstko, tak bezlitośnie, w imie zasad matki natury, która nie rozróżnia dobra od zła, bieli od czerni, dla której istnieje tylko chęć przeżycia, przedłużenia gatunku, seksualny popęd, jedna, pojedyncza siła napędzająca istnienie, jedna energia, która dziś spłynęła, zaschnęła, rozpłynęła się po mojej twarzy. I chciałabym krzyczeć, i chciałabym przytulić tego mężczyznę, albo lepiej żeby on przytulił mnie, i dał więcej siebie, i chciałabym bić go pięściami, drapać po twarzy, i całować go w usta, jego penisa, ścisnąć mocno, urwać, uciąć, zdeptać, zmiażdżyć, żeby zerżnął mnie raz jeszcze, a potem umarł.

Mówi, że musi już iść. Pytam, czy poda mi swój numer telefonu, i gdy słowa te opuszczają moje usta, uświadamiam sobie, jak bardzo są żałosne, jak żałosna i godna pożałowania jestem ja, prosząc, dopytując się o coś, co on wolałby zachować dla siebie. Speszonym, rozbieganym głosem mówi, że jasne, dyktuje mi go i wychodzi. Zakładam w końcu majtki, spodnie, uzupełniam brakujące elementy garderoby. Chciałabym z kimś porozmawiać, ale chyba nie potrafiłabym znaleźć słów odpowiednich, pasujących do tego dziwnego, osobliwego wydarzenia. Siadam na kanapie, odpalam papierosa i znów wpatruję się w ścianę, wzrok mam nieobecny, zawieszony na niczym, na nicości, na nie zostawiającej złudzeń płaszczyźnie, na strużkach zaschniętej farby, miejscami przybierającymi postać delikatnych wypukłości. Anna wychodzi z pokoju, żegna się z mężczyzną i dołącza do mnie. “Widziałam, że ci się poszczęściło!” - mówi, a moją twarz zalewa czerwień, cała nagle przyjmuję kolor dojrzałego jabłka, lub może bardziej buraka, co w sumie lepiej do mnie pasuje. “Nie masz ochoty na zwierzenia?” - mówi, szturchając mnie delikatnie łokciem. Jesteśmy przecież przyjaciółkami. Powinniśmy chyba mówić sobie takie rzeczy, ale nie mam siły. Nie umiem o tym opowiadać, dobierać słów do wydarzeń takich jak te.

To zbyt intymne. Zbyt tajemnicze, nawet dla mnie, bo nawet ja sama tego nie rozumiem. I może ktoś powinien mi pomóc, poukładać to, pozbierać w całość, przyjrzeć się temu z daleka, z dystansu, z miejsca, z którego można zobaczyć całość jako coś ostrego i wyraźnego. Milczę więc, chociaż bardzo chciałabym mówić. Potrafić opowiadać o rzeczach, doświadczeniach takich jak te, dzielić się z nimi z bliskim mi człowiekiem. Tak, by doświadczenia te przestawały być tylko moje, zamknięte na dnie duszy, na mieliźnie serca, jak tonący rozbitek, jak czekający na ratunek ostatni człowiek na bezludnej wyspie. Wacham się, próbuję otworzyć usta i przegrywam z poczuciem wstydu, z niepewnością. W końcu Anna wstaje, idzie położyć się do siebie, bo zrobiło się późno, a jutro przecież praca, paczki, pakunki, ich przerzucanie, przekładanie i sortowanie. I chyba też tak zrobię. Dopalę jeszcze tego papierosa, położę się i zasnę. Nie potrafię powiedzieć, co dziś się stało i być może już nigdy nie uda mi się tego zrozumieć.

różne formy namiętności

2
hellbike, proponuję prosty deal: ja Ci tu dam porządną weryfkę, ale pod warunkiem, że najpierw sam poprawisz wszystkie żenujące ortografy w tym fragmencie. To nie podstawówka, szanujmy się trochę, nie będę się za bykami uganiała, kiedy tekst jest o rzeczach poważnych. Zgoda?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

różne formy namiętności

3
Thana pisze: hellbike, proponuję prosty deal: ja Ci tu dam porządną weryfkę, ale pod warunkiem, że najpierw sam poprawisz wszystkie żenujące ortografy w tym fragmencie. To nie podstawówka, szanujmy się trochę, nie będę się za bykami uganiała, kiedy tekst jest o rzeczach poważnych. Zgoda?
Przerzuciłem przez ortograf, nic więcej nie znalazło *.* no ale okay, tylko jak to zrobić? bo nie mogę edytować pierwszego postu.

różne formy namiętności

4
hellbike, nie możesz. Niechluj z Ciebie i to widać. Zgodnie z regulaminem możesz spróbować poprawić się za tydzień albo wrzucić coś nowego.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

różne formy namiętności

5
Popraw, poczekaj spokojnie, wrzuć za tydzień jeszcze raz jako wersję poprawioną. Aha, "popraw" nie jest równoznaczne z "przerzuć przez ortograf" (cokolwiek to znaczy). Poucz się tej ortografii, kup słownik, ogólnie - zrób coś ze swoim pisaniem pod tym kątem, bo każda redakcja coś takiego odrzuci bez czytania, nawet jeśli będzie wartościowe.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

różne formy namiętności

6
Ja tylko w sprawie ortografów i słowników. Word czy inny edytor tekstu nie wyłapie wszystkich błędów. Jak tu:
hellbike pisze: mogłabym przysiąść, że przed chwilą czułam jego rękę na swoim udzie.
Z kontekstu jasno wynika, że powinno być mogłabym przysiąc - od przysięgać. Ale forma mogłabym przysiąść też jest prawidłowa, chociaż tutaj akurat bez sensu - od przysiadać. Mogłabym przysiąść obok niej, zapytać, ale bardzo się spieszę...
Takie rzeczy trzeba po prostu wiedzieć, niestety. I samemu ich pilnować.
Takich właśnie niewyłapywalnych błędów jest w Twoim tekście więcej.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

różne formy namiętności

7
To wypunktuję tylko niektóre błędy, bo sexploity to nie mój klimat.
Literówki których nie chwyci spellcheck:
hellbike pisze: wpadający z jego ust fragment śliny
ten kolesi schodzi
Czy pochodzisz z poznania
wysyłała mi książkę o bogu
przez co najmiej kilka dni
to jedno z tych doświadczeniach
Ponadto:
hellbike pisze: Rzucam papierosa na asfalt i gaszę kapciem. Siadamy na sofie
Czyli cała akcja potem na sofie stojącej na asfalcie, si?
hellbike pisze: Niemcy wypędzili z rodzinnej Ziemii
Z planety? Musiał wyemigrować na Ruhalion III? Poza ty, w dopełniaczu przez jedno "i"
hellbike pisze: jestem do niego obrócona tyłem (...)w oczach nie ma złości
Odwróciła głowę o 180 stopni i rzekła PUHUHUHUUUU
hellbike pisze: Próbuję się bronić, miotać, walczyć, kiedy on dynamicznym ruchem ręki pozbawia mnie odzieży.
Autorze, próbowałeś kiedyś ściągnąć spodnie niewspółpracującej kobiecie? Jednym ruchem? No, chyba że ma dres.
hellbike pisze: cała nagle przyjmuję kolor dojrzałego jabłka
Czerwony? Zielony? Żółty? Z szarym chropawym nalotem?
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

różne formy namiętności

8
Jeszcze
charta ducha
i
Wacham
albo
Czuję, jak tracę kontrol.
Słysze drzwi otwierającego się pokoju,
Może słyszę otwierające się drzwi do pokoju? Słyszę, jak otwierają się drzwi do pokoju?
Zatyka mi buzię,
Lepiej może usta? Buzie mają raczej dzieci.
Zostaje pozbawiona godności, niezależności, piętna konieczności
Tu trochę za dużo rymów.

Powtórzenia:
ciągłęgo decydowania o swoim losie, podejmowania wyborów, decyzji.
spłynęła, zaschnęła, rozpłynęła się po mojej twarzy
Chwyta mnie za twarz
Kojarzy mi się to z taką jedną sceną z "Obcego" :P Może chwyta moją twarz w dłonie?

Na temat całości niewiele mogę powiedzieć, bo tego typu literatura to zupełnie nie moja bajka.
https://www.facebook.com/marta.ryczko.pisarka
https://www.instagram.com/marta_ryczko_autorka/

różne formy namiętności

9
Ech... Poprosiłam, żeby hellbike poprawił błędy sam. To przyszli i usłużnie zrobili to za niego. I po co ma się człowiek uczyć? Oj, Wery, Wery... :lol:
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

różne formy namiętności

10
Thana, oj, tydzień tydzień tudzież oj regulamin, regulamin.
(Ach, regulamin, regulamin powiedziała ciocia i wyzionęła ducha)
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

różne formy namiętności

11
Powisiałby sobie tekst przez tydzień, świecąc chartem ducha, Szanowny Autor miałby czas na rozkminkę, a tu przyszli i zaorali... Regulamin dobry, tylko Wery nadgorliwe! ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”