Jeszcze trzy przystanki

16

Latest post of the previous page:

nie chce mi się czepiac, bo momentami jest za gęsto (ha! i kto to mówi!!) - detale jakies do poczyszczenia, ale można zostawić.

natomiast co mnie zatrzymało - nie przekleństwo, chociaż jest mocne i wbija w fotel, ale wlasnie fakt powrotu do domu dziecka. wzięcie malego na świeta, pokazanie mu jak moze być i odstawienie w swiat, w którym tak nigdy nie będzie. Poziom okrucieństwa przekracza lectera.

i zastanawiam sie nad motywacją "blondynki" - chciała dobrze dla dzieciaka czy dobrze dla siebie - bo najwyraźniej nie była swiadoma na co się decyduje, to raz, a dwa - widac ogromną ulge i niecierpliwość, żeby pozbyć sie kłopotu i "dobrego uczynku".
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Jeszcze trzy przystanki

18
Piękne dzięki wszystkim za komentarze :) Jak wskazują łapanki z pierwszych postów, można czytać własny tekst wielokrotnie, a i tak przeoczy się rozmaite potknięcia :)
Sarah - jeśli przewinął się tu gdzieś cień poezji, było to zjawisko całkowicie spontaniczne, niezależne od mojej woli :) Nie obiecuję więc niczego, natomiast bardzo, bardzo dziękuję :ups:
W kwestiach merytorycznych: chciałam napisać miniaturę, krótki tekst o reakcji kobiety na to, co ją spotkało, kiedy miała dobre intencje. Dlatego nie ma tu całego zaplecza, objaśniającego a skąd, a dlaczego, a właściwie co dalej z tym dzieckiem. Wtedy musiałabym napisać zdecydowanie dłuższe, odmienne opowiadanie.
Orly pisze: Mam tylko pytanie(może głupie) odnośnie zakończenia. Ona adoptowała to dziecko w święta i przez jego zachowanie zwraca tego gostka do domu dziecka?
Nie. Zasada jest taka, że potencjalni rodzice adopcyjni mogą wziąć do siebie dziecko jeszcze przed formalną adopcją - na kilka dni, tydzień, czasem trochę dłużej. To może być w święta, ale niekoniecznie. Taki wspólny pobyt w przyszłym domu ma sens, przecież wszyscy muszą się przekonać, jak funkcjonują razem, czy w ogóle da się z nich sklecić rodzinę, czy jednak nie. (Nie tylko przyszli rodzice mogą się wycofać, dziecko też ma prawo powiedzieć, że nie, taka mama i taki tata mu nie pasują). Dziecko potem wraca do domu dziecka, a jeśli zamiary rodziców się nie zmieniły, sprawa trafia do sądu rodzinnego - i dopiero po jego decyzji dziecko staje się członkiem nowej rodziny. Tak więc, ten chłopczyk nie został adoptowany (wtedy nie musiałby wracać do domu dziecka), chociaż małżeństwo, u którego spędził święta, z pewnością było nastawione na adopcję. Dzieci pozbawionych własnych rodzin nie oddaje się na święta osobom, które chcą sobie poprawić samopoczucie swoją wielkodusznością.
ravva pisze: natomiast co mnie zatrzymało - nie przekleństwo, chociaż jest mocne i wbija w fotel, ale wlasnie fakt powrotu do domu dziecka. wzięcie malego na świeta, pokazanie mu jak moze być i odstawienie w swiat, w którym tak nigdy nie będzie. Poziom okrucieństwa przekracza lectera.
"Na święta" można wziąć (i należy odwieźć w dniu uzgodnionym z dyrektorem placówki opiekuńczej) właśnie dziecko, które chce się adoptować, z powodów, o jakich napisałam. To nie jest okrucieństwo, lecz pragmatyzm - dyrektor takiej placówki cały czas pozostaje prawnym opiekunem dziecka i jest za nie odpowiedzialny. Sytuacja zmienia się dopiero w czasie sprawy w sądzie rodzinnym. Tak więc, moja bohaterka musiałaby odwieźć chłopca także wówczas, gdyby wysłała już do sądu wniosek o adopcję :) Miałaś pewnie na myśli rozmaite działania osób czy rodzin "zaprzyjaźnionych", kiedyś dosyć częste, obecnie traktowane z dużym dystansem. Nie można tak po prostu zgłosić się do domu dziecka i powiedzieć, że chce się wziąć dziecko na święta. Jeśli już, to czasem dzieci trafiają do domów wychowawców albo innych osób z personelu, czasem nauczycieli, lecz nie są "wypożyczane" w ramach rzeczywiście dość okrutej i przewrotnej dobroczynności.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Jeszcze trzy przystanki

24
Ciekawe i smutne. Pięcioletnie dziecko, które powtarza słowa, których nawet nie rozumie, ale doskonale wie, w którym momencie ich użyć. Dopowiadam sobie, że zostanie adoptowany i pod wpływem miłości, dobroci adopcyjnych rodziców, jego słownictwo zostanie pozbawione wulgaryzmów. Dużo miłości, dużo pracy.
Pozdrawiam:)

Jeszcze trzy przystanki

25
Zwrócono już uwagę na teleportację blondynki. Na zganię jeszcze siąkanie nosami, bo wszak trudno siąkać czymś innym.

Duży plus za narrację drugoosobową. Rzadko stosowany zabieg, tutaj bardzo zgrabnie to wyszło.

Przyznam jednak, że kompletnie nie rozumiem tekstu. Emocje nie zgadzają mi się z wydarzeniami, ja czegoś nie dostrzegam, albo w tekście nie ma wyjaśnienia źródła emocji, które opisujesz. No bo tak naprawdę z czym ta kobieta ma problem? Wstydzi się, ale czego?
Przecież nie tego, że dziecko jest niewychowane, bo - jak widać - to nie jej dziecko i nie jej problem. Nie można się aż tak przejąć, czy wręcz dać sparaliżować, oskarżeniom obcych osób w momencie, gdy wie się, że nie mają racji.
Tego, że nie podołała i rezygnuje z adopcji? Abstrahując od tego, czy tak w ogóle można, to taka motywacja niespecjalnie mi pasuje. Wstydzimy się, gdy ktoś wypomni nam prawdziwe przewinienie. Żeby uwaga zabolała, musi trafić. Nikt kobiecie nie wypomina, że krzywdzi dzieciaka.
Poza tym, przedstawiasz ją jako ofiarę. Pokazujesz, że bohaterka ma poczucie krzywdy. Gdyby przejęła się tym, że zawiodła dziecko, to przeżywałaby poczucie winy, nie krzywdy. Poczucia winy ja tu nie widzę.
Można by myśleć bardzo, bardzo naokoło, że ktoś kiedyś coś jej zrobił i dlatego ona teraz nie daje rady i musi dziecko oddać, i w sumie jest ofiarą... ale nawet jeśli, to uwagi współpasażerów trafiają jak kulą w płot, więc o co te nerwy?

Językowo bardzo dobrze, obrazowo opisane, dobrze zachowane proporcje opisu emocji do opisu wizualnych i dźwiękowych efektów.

Jeszcze trzy przystanki

28
Mnie się bardzo podoba zwrócenie uwagi na fakt, że adopcja dziecka to nie zawsze cukierkowa historia rodem z serialu *Rodzina zastępcza", a adoptowane dziecko często nie dojrzewa do jakiejkolwiek wdzięczności za okazaną pomoc i serce przybranych rodziców. Szczególnie, gdy ma już za sobą patologiczną przeszłość.
Ukazanie myśli o wyrzuceniu dziecka za okno jest bardzo prawdziwe, może się pojawić. Nie znaczy przecież, że kobieta dziecko wyrzuca naprawdę. Ale ma prawo czuć się zrezygnowana czy przytłoczona.

Dzięki za dobry tekst na ważny temat. :)
"Moje znaki szczególne
to zachwyt i rozpacz."
W. Szymborska

Jeszcze trzy przystanki

29
Rubio, chapeaux bas!
MargotNoir pisze: No bo tak naprawdę z czym ta kobieta ma problem? Wstydzi się, ale czego? Przecież nie tego, że dziecko jest niewychowane, bo - jak widać - to nie jej dziecko i nie jej problem. Nie można się aż tak przejąć, czy wręcz dać sparaliżować, oskarżeniom obcych osób w momencie, gdy wie się, że nie mają racji.
Cóż. Wielokrotnie byłem w tej sytuacji, gdy właśnie tak bardzo się przejmowałem, paraliżowało mnie, wstydziłem się przed obcymi. Choć wiedziałem, że nie mają racji. Że o czymś nie wiedzą, ze ich ocena i reakcja jest płytka, powierzchowna.
Bym może dlatego właśnie ten element mi się najbardziej podoba w tym opowiadaniu. Poczucie winy, wstyd, paraliż i uczucie niechęci nie tylko do otoczenia, ale i też do dziecka, źródła tych wszystkich uczuć.

W takich historiach zwykle buduje się obraz prawdziwej bohaterki. Unoszącej głowę i patrzącej w oczy ciemiężycielom. Pełnej poczucia misji i miłości. Przezwyciężającej trudności. Popkultura nas tym karmi a to mało prawdziwe.
Tu mamy obraz prawdziwego człowieka. Zwykłego, targanego prawdziwymi emocjami. Momentami wręcz nienawidzącego tego dziecka, które przecież chce adoptować.
Ta kwestia jest nieco hermetyczna.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”