Pojechałyśmy za miasto.
Rzeka. Las jak szereg zielonych bierek wetkniętych w wilgotną ściółkę. Piaszczyste drogi.
Mieszkałyśmy w starej, zbudowanej z czerwonej cegły, szkole, na poddaszu, gdzie jaskółki wiły gniazda.
Pierwszego dnia kąpałyśmy się w rzece, nie zdejmując ubrań. Woda przemoczyła mi bieliznę i długo potem stałam boso, w słońcu, które ścigało zenit, zanim wyschłam.
Potem przyszedł czas na ognisko i na zupę, na zapach dymu i pieczonego mięsa, na rozmowy w sali wyłożonej kamieniami, gdzie nad kominkiem wisiały poroża. Noc spadła na nas niespodziewanie. Szybko. Ciemność pokryła nieliczne budynki, rozpłaszczyła się tuż przy ziemi, wypełniła przestrzenie miedzy drzewami. Nie spałyśmy jednak. Bawiłyśmy się z całą gromadą obcych, młodych ludzi. Zasłanialiśmy dłonią oczy, to ukrywaliśmy się w ciasnych pomieszczeniach, gdzie wokół ściennych lamp gromadziły się ćmy, albo wbiegaliśmy w wieś, której splątane drogi wiodły prosto w noc.
Gdzieś koło drugiej, po stromych, nieoświetlonych schodach weszłyśmy na poddasze. Pod skosami stały, proste jak więzienne prycze, dwa tapczany. Położyłam się w ubraniu, przytulając twarz do poduszki. Przez uchylone okno wpadały urywane dźwięki muzyki z radia ustawionego na trawie dwa piętra niżej.
Pamiętam, był tam człowiek, którego nie poznałam nigdy.
- Boisz się mnie? – zapytał.
Nie odpowiedziałam. On miał jasne włosy. Długie jasne włosy okalające szczupłą twarz. Długie włosy opadające na ramiona opięte czarną koszulą.
W nocy sen ściął mnie tak szybko, jak kosa ścina głowy kwiatów. Zapadłam się w miękką poduszkę. Zdawało mi się wtedy, że on przyszedł, że drzwi skrzypnęły, poczułam jego ciężar na sobie i tapczan delikatnie ugiął się na sprężynach. W radiu leciało: „…nie ważne co będzie dalej, bo kocham cię jak Irlandię…”
Tak mi się właśnie zdawało.
Chwilę potem samochód trząsł na wybojach. Moja przyjaciółka spała na tylnym siedzeniu. Spojrzałam na nią. Coś było nie tak. Obrazowi zabrakło płynności. Wspomnienia to fragmenty życia, układanka, w której pewne części nie pasują, inne zgubiły się, a jeszcze inne są zdeformowane, dlatego zastąpiono je nowymi, prostszymi.
- Boję się – odparłam, ale nie usłyszał mnie.
Słowa stłumiła zielona gąbka lasów, pogrążonych w nieustannym patrzeniu.
Dodane po 1 minutach:
hmm... a akapity pożarł wół