Czarne skarpetki

1
Mam pecha albo i nie, w zależności od tego, jakiego koloru są moje skarpetki. Wytłumaczę to dokładniej. Czarne oznaczają brak szczęścia, różnobarwne – większy lub mniejszy uśmiech albo uśmieszek losu. Dziś jak na złość lekkomyślnie założyłem te pechowe, te cholerne. Przez cały dzień nic złego się nie działo, ale – do czasu!
Podczas wieczornego truchtu po zaułkach Czarnego Lasu, w możliwie najbardziej oddalonym od cywilizacji miejscu mojego miasta, zorientowałem się nagle, że ktoś lub coś za mną gna. Dotarła do mych uszu odrażająca fala sapania, pochrapywania, pomlaskiwania, a nawet coś w rodzaju parskania czerkieskiego rumaka w pełnym galopie. Bojąc się to sprawdzić, w myśl zasady „nie oglądaj się, bracie, za siebie, jeśli nie musisz”, zdołałem jedynie przyśpieszyć kroku. Uff! Przez jakiś czas zachowywałem bezpieczny dystans, ale kiedy minąłem jedyną, a na dodatek niepewnie pełgającą latarenkę – wszystko się zmieniło na moją niekorzyść. Lampa zaczęła rzucać cień, czarny i wredny, który zdawał się rosnąć z każdą chwilą w miarę oddalania się od źródła światła, a obraz intruza nabierał coraz bardziej realnych i demonicznych kształtów – i to nie tylko w mej głowie. Pędziłem ile wlezie i prawie już wypluwałem płuca, gdy nagle kroki za moimi plecami zupełnie, ale to zupełnie ucichły. Przystanąłem, odczekałem jeszcze chwilkę, zebrałem się w sobie i spojrzałem za siebie z niedowierzaniem. A tam, ha, ha, nie było już nikogo ani niczego prócz wieczornych mgieł. Kontynuowałem następnie trening w bardziej bezpiecznej – jak mi się wtedy zdawało – części lasku.
Wtem na horyzoncie ujrzałem niewyraźną poświatę. Był to odwrócony sierp księżyca. Na jego tle zamigotała znajoma sylwetka młodego mężczyzny z pochyloną głową, około dwudziestki, czterdziestki, pięćdziesiątki maszerującego naprzód i poruszającego rękoma (trzymanymi razem i blisko tułowia) raz na lewo, a raz na prawo, raz na lewo, a raz na prawo.
– Jezus Maria! Zombie – pisnąłem przez zaciśnięte zęby.
– Zzzzzzz – odpowiedział mi puchacz tak efektownie, że aż mnie zmroziło.
– Zzześć! – odezwała się zzznienacka tajemnicza postać. – Nie poznajesz zzząsiada zzzpod zzzwójki? To ja, Marian Zzząbek.
– Zzzzzzz – odpowiedział puchacz Marianowi i zrobił to powtórnie efektownie i zjawiskowo. W ten sposób zmroziło mnie po raz drugi i jakby bardziej, można powiedzieć srożej albo sromotniej.
– Zzzajętyś jest? No a ja se ćwiczę zzzwyczajnie chód-marszobieg. 
Ćwiczył se zwyczajnie chód-marszobieg, rozumiecie? Czub zwyczajny postępujący i cymbał złośliwy kroczący-majaczący! Ludzie tak teraz ćwiczą, trzymając łapki złączone, a główki pochylone, naprawdę. No co, nie wiedzieliście? Do parków i Czarnych Lasów nie chodzicie, czy jak? I wyglądają przy tym jak emerytowani kosmici – eks-admirałowie obcych flotylli. Ugryzłem się w język. Widocznie jego nazwisko tak na mnie podziałało, tak mnie poraziło, tak mnie wściekle pogryzło (niektóre nazwiska powinny nosić kaganiec). Marian zauważył moje zmieszanie i chciał coś jeszcze powiedzieć, zzzagadać znaczy się, ale nie zdążył. Było mi głupio, tak straszliwie, straszliwie głupio, że zabrałem się z powrotem do domu, no, po prostu, tak bez słowa. 
Wcześniej zdążyłem obiecać sobie w duchu, że już nigdy, przenigdy nie założę tych plugawych, nadszarpniętych zzzębem czasu i na dodatek jeszcze dziurawych skarpetek koloru smoliście czarnego z czarnymi plamkami – pozostałością po soku z czarnej porzeczki ze spiżarenki cioteńki Gertrudy Zmory ze wsi Zaraza, zzzzzz… Nawiasem mówiąc: zdaje się, że to gdzieś na Podkarpaciu, nie? Ale głowy nie daję; oj, głowy nie daję.

Czarne skarpetki

2
Podoba mnie się.
maciekzolnowski pisze: zebrałem się w sobie i spojrzałem za siebie
To. Daj "(w końcu) obejrzałem" i zagra lepiej.
maciekzolnowski pisze: niektóre nazwiska powinny nosić kaganiec
Dobre!
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Czarne skarpetki

4
Poskracałbym cosik:
maciekzolnowski pisze: kroki za moimi plecami zupełnie, ale to zupełnie nagle ucichły.
maciekzolnowski pisze: Przystanąłem, odczekałem jeszcze chwilkę
maciekzolnowski pisze: części lasku
Wcześniej pisałeś że to las, teraz lasek
maciekzolnowski pisze: Ludzie tak teraz ćwiczą, trzymając łapki złączone, a główki pochylone, naprawdę. No co, nie wiedzieliście? Do parków i Czarnych Lasów nie chodzicie, czy jak? I wyglądają przy tym jak emerytowani kosmici – eks-admirałowie obcych flotylli. Ugryzłem się w język. Widocznie jego nazwisko tak na mnie podziałało, tak mnie poraziło, tak mnie wściekle pogryzło (niektóre nazwiska powinny nosić kaganiec). Marian zauważył moje zmieszanie i chciał coś jeszcze powiedzieć, zzzagadać znaczy się, ale nie zdążył. Było mi głupio, tak straszliwie, straszliwie głupio, że zabrałem się z powrotem do domu, no, po prostu, tak bez słowa. 
Wiem że niektóre tak użyłeś celowo, mimo to rażą.

Nie uśmiechnąłem się ani razu. 'Czytało się', ale bez fabularnego szału ;)

Czarne skarpetki

6
maciekzolnowski, jak na ciebie to, niestety, za mało... To znaczy - to nie jest zły tekst, ale jakoś mi zabrakło w nim tego czegoś "twojego", co tak bardzo u ciebie lubię.
Dobre jest zaskoczenie - bo mnie tożsamość napotkanej w lesie postaci zaskoczyła, spodziewałam się czegoś (kogoś?) fantastycznego, typu upiór czy inna zjawa. Po chwili zastanowienia - doceniam też w sumie poczucie humoru, takie w sumie dość absurdalne - ale może być :) Coś jest w tym tekście, no :)
A w ogóle - czarne skarpetki też mi się z tańcem towarzyskim kojarzą :P
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

Czarne skarpetki

7
Dzięki, Isabel! Masz rację: trzeba by bardziej się postarać. Może spróbuję napisać coś dłuższego, oraz coś, co jest bardzo konsekwentne w budowaniu jednego nastroju - dajmy na to - grozy. Tutaj mamy uczuciowy galimatias: tekst, który stara się być creepypastą, wywołuje uśmiech i jest anegdotą, żartem. Nie ukrywam, że dobrze się bawiłem pracując nad nim, ale... co z tego wynika dla czytelnika? Nic!

Czarne skarpetki

10
321atak, maciekzolnowski, ja to nawet rozumiem takie podejście. Tak długo jak mam zabawę, pisze mi się przyjemnie. Ale ta droga złudna jest. Prowadzić może do miejsc, do których nikt poza autorem nie pójdzie. I wtedy to już nie będzie pisanie (writing), tylko pisanie (typing) ;)
"Im więcej ćwiczę, tym więcej mam szczęścia""Jem kamienie. Mają smak zębów."
"A jeśli nie uwierzysz, żeś wolny, bo cię skuto – będziesz się krokiem mierzył i będziesz ludzkie dłuto i będziesz w dłoń ujęty przez czas, przez czas – przeklęty."

Czarne skarpetki

11
Całkiem fajna miniaturka. Nic specjalnego, ale podoba mi się połączenie creepypasty z żartem. Przyjemnie się czytało.
„Words create sentences; sentences create paragraphs; sometimes paragraphs quicken and begin to breathe.” – Stephen King
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron