Motywacja [frag. powieści; sensacja, kryminał]

1
Sześć lat temu, dwudziestego pierwszego czerwca słońce mocno dawało się we znaki mieszkańcom wschodniego Londynu. Już od samego rana nie było prawie czym oddychać, a w miarę upływających godzin było jeszcze gorzej. Wracałam ze szkoły, zastanawiając się, dlaczego muszę tak cierpieć. Pamiętałam słowa jednej pani z telewizji, która twierdziła, że okres dzieciństwa, to najpiękniejszy czas w życiu każdego człowieka. Nie bardzo wiedziałam, co ma na myśli, ale nie przeszkadzało mi to w zupełności się z nią nie zgadzać. Mam dwanaście lat, rodzina ma mnie gdzieś, a grupki przyjaciół czy chociaż dobrej koleżanki ze świecą szukać. Ciężko to nazwać radosnym dzieciństwem.
Obwoźny sprzedawca lodów zacierał ręce z radości, patrząc na pudełko po odżywce dla dzieci, pełne drobniaków od takich właśnie dzieci. Wyglądał na mocno znudzonego i choć głośna muzyka z szoferki samochodu brzmiała radośnie, to jednak wyglądał tak jakby miał zamiar zaraz czmychnąć z pozbawionej cienia ulicy.
Miałam ogromną ochotę kupić waniliowego loda z czekoladową polewą, ale gniewna twarz starszej o trzy lata siostry nie pozwalała mi. JAK BĘDZIESZ ŻREĆ TAKIE GÓWNO, TO BĘDZIESZ GRUBA JAK MATKA. Jej gniewny, chrapliwy głos, jak syrena strażacka paraliżował bębenki w uszach. Nie mogłam pozbyć się jej obrazu z mojej głowy, więc tylko westchnęłam. Ruszyłam wolno w stronę domu, zmęczona lekcją wuefu, na której nadgorliwy nauczyciel próbował z nas zrobić gwiazdy mitingów lekkoatletycznych Złotej Ligi. Matka wcale nie była taka gruba, ale siostra miała już cycki i umawiała się z chłopakami i to jej zdanie się liczyło. Jako ta najmłodsza w rodzinie nie miałam prawa głosu i podobnie jak ryby musiałam siedzieć cicho.
Budynek przy Kempton 62 nie wyróżniał się niczym szczególnym. Ani nowy, ani stary był dokładnie jak cały wschodni Londyn. Szary, dawno nieremontowany i nikt z zachodniej części miasta nie chciałby tu mieszkać. Jednopiętrowy z opadającym dachem. Pokryty bordową dachówką był zamieszkany przez czteroosobową rodzinę Razmusów. Moją mamę, nazywaną przeze mnie matką, ze względu na chłodne traktowanie swojej młodszej córki, czyli mnie. Ojca, ducha, którego nigdy nie było w domu, a kiedy się wreszcie pojawiał, to nie miał dla nas czasu. Była też moja starsza siostra, ale nie warto za dużo o niej wspominać, bo jak każda starsza siostra była produktem niezbyt potrzebnym i mógłby wcale nie istnieć.
Każdego dnia pomiędzy poniedziałkiem a piątkiem pojawiałam się w domu pierwsza. Od dwóch lat byłam już w tak zwanym bezpiecznym wieku i asysta rodzica przy odprowadzaniu i odbiorze ze szkoły nie była potrzebna. Ta samotna godzina pomiędzy drugą a trzecią po południu była najradośniejszym momentem każdego dnia. Dom był pusty. Nie było nikogo, kto mógłby mi czegoś zabronić.
Otworzyłam drzwi zdjętym z szyi kluczem. Wisiał na różowej sznurówce od starych butów z wychowania fizycznego. Ten przymusowy środek ostrożności był powodem codziennych kpin moich rówieśników z klasy. Nie miałam jednak wyjścia i po kilku awanturach z matką musiałam go nosić w taki sposób.
Mój pokój powitał mnie zaduchem popołudniowego słońca, które przez kilka godzin zrobiło z niego salę tortur. Rzuciłam plecak na ziemię i poszłam do pokoju mojej siostry. Wyglądał jak po przejściu tornada. Ubrania Kamili leżały porozrzucane w każdym kącie, a puste paczki po chrupkach udowadniały, że wcale nie była taka twarda w utrzymywaniu diety. Było tam jednak chłodno, no i był telewizor z podłączoną płatną telewizją.
Głośna muzyka z YouTube była lekarstwem na udręki codziennego dnia w szkole. Odpoczynkiem od koleżanek z klasy i namolnych kolegów, których jedynym zajęciem było dręczenie dorastających dziewczynek. Siadałam w fotelu, patrząc z miłością w oczach na nowy teledysk Justina Bibera. Był taki ładny i miał tak cudowny głos, że prawie zapominałam o jego milionach fanek na całym świecie. Był mój i przez te kilkanaście minut nic innego nie miało znaczenia.
Patrzyłam na okna domu po drugiej stronie ulicy. Mieszkał tam Chris. Trzy lata starszy chłopak, który, choć też przystojny, to jednak do Kanadyjczyka sporo mu brakowało. Zerknęłam na swoją twarz w lustro wiszące na ścianie nad biurkiem. Przeciętna, z brzydkimi blond włosami spiętymi w koński ogon. Mimowolne, ciche westchnięcie potwierdzało, że miłość Bibera była tylko nieosiągalnym marzeniem naiwnej dwunastolatki.
Bez starszej siostry i marudnej matki czas upływał szybko. Zbyt szybko. Dochodziła już prawie trzecia po południu i za kilka minut mogłam spodziewać się kolejnego z domowników. Wyłączyłam telewizor i wróciłam do swojego pokoju. Przez otwarte okno do mojego nosa wkradał się zapach gotowanych warzyw z sąsiedniego domu. Pani Johnson potrafiła gotować, a choć tylko raz dawno temu miałam ochotę spróbować jej obiadu, to jednak idealnie duszone mięso i odpowiednio przyprawione warzywa na długo zapadły mi w pamięci. Matka gotować nie potrafiła. Uważała się za autorytet kulinarny, ale prawda była tylko jedna. Jej potrawy nie nadawały się do jedzenia i tylko dzięki temu, że była naszą rodzicielką, musiałyśmy z siostrą to jeść. Czasami udawało mi się wyłgać od obiadu, kłamiąc, że jadłam u którejś z koleżanek. Nikt w domu jednak nie wierzył, że gdzieś tam mam przyjaciółki i zwykle, zniecierpliwione warknięcie sadzało mnie przy stole kuchennym.
Poszłam do łazienki wziąć prysznic. Nienawidziłam chwili kiedy spoglądałam na swoje dziecinne ciało. Wystające żebra, brak piersi i nadmiar piegów na twarzy często powodowały chęć rzucenia się pod samochód, skoku z okna lub zrealizowania innej fantazji, rodem z YouTube. Odwracałam wzrok, ale i tak jakaś nienamacalna siła kazała mi patrzeć w lustro. Czasem potrafiłam się rozbeczeć jak małe dziecko, przypominając sobie, jak wydatny biust miała już Jessica i Mary i jak piękna była Karen.
Chłodny prysznic poprawił mi trochę zły humor. Zeszłam na parter domu. W kuchni zaczęłam zmywać naczynia po dzisiejszym śniadaniu, niespokojnie nasłuchując dźwięku mających się wkrótce otworzyć wejściowych drzwi. Skrobałam zeschnięte jajka z talerza, spoglądając przez okno na ulicę. Nic się nie działo. ByŁa trzecia po południu, a żar z nieba zamroził jakiekolwiek odznaki życia na zewnątrz. Odliczyłam po cichu do osiemdziesięciu, aż w końcu pojawił się pierwszy przechodzień. Pani Wang pomachała mi ręką radośnie. Odpowiedziałam kwaśnym skinięciem głowy i już o niej zapomniałam. Przez dłuższą chwilę ulica była pusta, aż zielony mercedes zwolnił przed oknami naszego domu. W środku siedziało trzech mężczyzn i ku mojemu zdziwieniu badawczo wpatrywali się w okna kuchni i salonu rodziców. Opuściłam wzrok nie mogąc znieść uporczywego wzroku mężczyzny siedzącego na tylnym siedzeniu. Choć miał przystojną twarz, to jednak w jego oczach było coś strasznego. Uśmiechnął się do mnie, ale jego wzrok pozostawał zimny i wrogi.
Zakręciłam pospiesznie kurek z ciepłą wodą i pobiegłam do swojego pokoju. Po kilkunastu sekundach zapomniałam już o przerażającym mężczyźnie z mercedesa. Zaczęłam wyciągać ubrania z szafy, zastanawiając się nad odpowiednim doborem na jutrzejszy dzień. Moje ubrania nie powalały jakością ani marką modnej firmy. Zwykle kupowane w Primarku lub sklepie z używaną odzieżą miały być tylko okryciem, a nie sposobem na wyróżnienie się z tłumu. Niby nikt tego głośno nie mówił, ale czuło się czasem w szkole i na ulicy te ironiczne spojrzenia innych dzieci. Niektóre z nich ubrane w modnych butikach centralnego Londynu patrzyły na ciebie z góry, bezgłośnie szydząc z twojej biedy.
Miałam dopiero dwanaście lat, ale przez ostatnie lata nauczyłam się przyjmować wszystkie rzeczy mechanicznie. Nigdy nad niczym za długo nie rozmyślałam i przyjmowałam rzeczy do świadomości takimi, jakimi są. Nie jestem zbyt ładna... w porządku, mogę z tym żyć. Nie mam pieniędzy na pójście do kina... ok, obejdę się bez obejrzenia kolejnej części Gwiezdnych Wojen.
Dwie po trzeciej usłyszałam trzaśniecie wejściowych drzwi do domu. Rozmawiała z kimś przez telefon i z tonu jej głosu wywnioskowałam, że ma dziś dobry dzień. Była podekscytowana jakąś promocją ubrań w sklepie Next w Gallions Rich. Było to duże zbiorowisko sklepów i miejsce spotkań dziewczyn z paczki mojej siostry. Chodziły tam jak mówiły Zrywać Małolatów i choć same miały dopiero piętnaście lat, to jednak uważały się za dorosłe kobiety.
Kamila była ładna. Spod przy krótkawej podkoszulki wystawał lekko obtłuszczony brzuch, ale bez dwóch zdań była piękna. Długie, gęste włosy w połączeniu z błękitnymi oczami zdążyły już złamać niejedno chłopięce serce, a zwykle odsłonięte uda przyciągały wzrok starszych chłopaków, którzy jak twierdziła siostra lepiej wiedzą, co robić z dziewczyną niż ci smarkacze ze szkoły.
Zeszłam do kuchni i pod pozorem dokończenia zmywania naczyń przyglądałam się jej ukradkiem. Nigdy nie mogłam zrozumieć skąd w niej tyle energii i fascynacji otaczającym ja światem. Wszystko ja interesowało i powodowało przyśpieszone bicie serca. Nowo poznany chłopak, źle dobrana spódnica koleżanki czy nawet obniżką ceny szminki w pobliskim sklepie. Cały czas była czymś zajęta. Ja niestety nie byłam na liście jej zainteresowań. Zawsze traktowała mnie oschle i choć wiele razy próbowałam się do niej zbliżyć, to jednak wciąż mnie ignorowała. Żadnego cześć, Co Słychać?. Po prostu była w tym samym pomieszczenie nie zwracając na mnie kompletnie uwagi. Odzywała się do mnie tylko, gdy czegoś potrzebowała albo kiedy matka kazała jej coś zrobić, a ona mogła się tego pozbyć zwalając obowiązek na mnie.
Siedziała przy kuchennym stole. Dociskając ramieniem telefon do ucha, poprawiała źle pomalowane paznokcie nowym lakierem. Rozmawiała z Alice o jakimś chłopaku, który był boski i do tego uprawiał już seks, więc w jej oczach był pełnowartościowym samcem i musiała się do niego bardziej zbliżyć. Na mnie nie zwracała uwagi wcale. Byłam dla niej jak powietrze lub jogurt z datą przydatności sprzed dwóch dni.
Jej wesołe trajkotanie przerwało pojawienie się pani Razmus w domu. Rozmowa została przerwana w trybie awaryjnym, a kolejne pięć sekund zajęło Kamili zastanawianie się, czy matka usłyszała jak obie gdybały, czy tyłek tamtego, boskiego chłopaka mógłby być jeszcze bardziej pociągający. Nie usłyszała, bo tylko sapnęła głosno kładąc siatki z zakupami na stole. Skarciła wzrokiem Kamilę za malowanie paznokci i kazała zacząć obierać ziemniaki na obiad. Zaczęła się głośna dyskusja o tym jak świerzy lakier wpłynie na smak gotowanych warzyw, więc bez słowa zaczęłam obierać. Kamila uważała się za prawie dorosłą. Według niej mogła do woli pyskować do matki. Ta, chociaż była dyktatorem nieznoszącym sprzeciwu, to jednak zwykle jej na to pozwalała, a wszystko kończyło się tak, że to właśnie ja musiałam to zrobić. Nawet nie próbowałam protestować. Mój sprzeciw byłby traktowany jak veto małego jelonka, który chce zabrać głos na walnym zgromadzeniu lwów. Po prostu trzeba było te rzeczy robić, czekając w milczenie aż osiągnę osiemnaście lat.
Obieranie ziemniaków, choć z pozoru to nudna czynność pozwalała mi jednak chociaż przez kilka minut być w ich towarzystwie. Matka zwykle odganiała mnie jak natrętną muchę, a trwającą dłużej niż dwie sekundy rozmowa z siostrą była czymś wyjątkowym.
Siedziałam cicho nasłuchując, jak obie z matką prowadzą rozmowę. Zawsze, po kilku zdaniach następowała cisza, a zaraz potem kłótnia. Jak już mówiłam matka była dyktatorem, a Kamila jej młodszą wersją. Przebieg i zakończenie takich spotkań można było łatwo przewidzieć.
Obiadu był prawie gotowy. Ziemniaki wesoło buzowały na ogniu kuchenki. Kotlety mielone leżały w nagrzanym piekarniku i tylko mina matki sugerowała, że coś jest nie tak.
- Nie ma nic na surówkę. - jęknęła w końcu w tak dramatyczny sposób, że urażona jej oskarżeniami o rozwiązły tryb życia Kamila, uśmiechnęła się z politowaniem.
- Ania, chętnie naprawi twoje niedopatrzenie i z ochotą poturla się do sklepu po marchewkę. - Kamila nawet nie próbowała zmazać ironii ze swojej twarzy.
Wzruszyłam tylko ramionami i wzdychając podeszłam do matki z reką wyciągnietą po banknot.
- Tylko marchewkę?
- Tak córuś... chociaż może.... jeszcze paczkę groszku. No wiesz, takiego mrożonego.
Mówiła do mnie „ córuś” tylko wtedy, gdy czuła się winna. Uważała się za perfekcjonistkę i takie niedopatrzenie jak brak warzyw na surówkę było dla niej nie lada ujmą na honorze. Wsunęła mi w dłoń dziesięć funtów i po cichu dodała, żebym sobie też coś kupiła.
Ruszyłam w stronę wyjściowych drzwi, kiedy te otworzyły się bezszelestnie. W progu pojawił się Krzysztof Razmus, teoretyczna głowa rodziny Razmusów, zwany przeze mnie Duchem. Spojrzał na mnie przelotnie i skrzywił usta próbując się uśmiechnąć.
- W porządku? - pogłaskał mnie po głowie, nerwowo patrząc na ulicę przed domem.
- Wszystko w porządku, tato? - nie wiem dlaczego, ale spytałam po angielsku. Język ten nie był w domu tolerowany, ale Duch nie zwrócił na to uwagi.
- Wychodzisz? - zauważyłam w jego oczach przerażenie.
To było coś nowego. Nigdy nie był wylewny i prawie się nie uśmiechał, ale ten strach na twarzy naprawdę mnie wystraszył.
- Idę do sklepu. - położyłam mu dłoń przedramieniu. - Coś się stało?
- Wszystko w porządku, córeczko. - jeszcze raz spojrzał na ulicę. - Idź szybko i zaraz wracaj.

Czy to już jest książka?

6
tomek3000xxl pisze: ok, też przepraszam, bo słabo jestem zorientowany. Tak tylko chciałem, zeby ktoś na to zerknął i może coś powiedział.
Nic się nie dzieje. Dopełnij wymogów i przyjrzymy się temu dziełu :)

Na wstępie - jeśli podmiotem lirycznym nie jest Juleńska z filmu z 2009 r. o tym samym tytule, jeśli nie jest to nadinteligentna dwunastolatka ze słownictwem co najmniej studentki, to przemyślałbym niektóre kwestie. Nie da się pozbyć wrażenia, że to opowiada dorosła osoba, a nie, bądź co bądź, dziecko.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Czy to już jest książka?

8
tomek3000xxl, sprawdź proszę forumową skrzynkę odbiorczą :) Pozdrawiam!
„Styl nie może być ozdobą. Za każdym razem, kiedy nachodzi cię ochota na pisanie jakiegoś wyjątkowo skocznego kawałka, zatrzymaj się i obejdź to miejsce szerokim łukiem. Zanim wyślesz to do druku, zamorduj wszystkie swoje kochane zwierzątka.” Arthur Quiller-Couch

FB - profil autorski

Motywacja [frag. powieści; sensacja, kryminał]

9
Wiesz co, może nie dopilnowałeś regulaminowych wymagań. Prawda. Może to jest obyczaj, których nie trawię, są nudne, wydumane i o niczym. Prawda. Może przeczytałem jednym tchem i domagam się więcej. Prawda, bo to sie dobrze czytało i ma coś co przykuwa, intryguje. A może jestem zmęczony? Pozdrawiam. Będzie dobrze.
"Im więcej ćwiczę, tym więcej mam szczęścia""Jem kamienie. Mają smak zębów."
"A jeśli nie uwierzysz, żeś wolny, bo cię skuto – będziesz się krokiem mierzył i będziesz ludzkie dłuto i będziesz w dłoń ujęty przez czas, przez czas – przeklęty."

Motywacja [frag. powieści; sensacja, kryminał]

10
Mnie też zastanawia bohaterka. Słownictwo jak na solidnie wykształconą dziewiętnastolatkę jest w porządku. Pasuje.
Sposób myślenia - egocentryzm, brak refleksji, narzekalnictwo, wieczne poirytowanie wywołane burzą hormonow pasuje do dwunastolatki. To udało Ci się uchwycić świetnie. Plus za "bo się że mnie śmieją" gdy rodzice każą jej nosić klucze na szyi :)

Pozostaje pytanie, kto tę historię opowiada. Wrażliwa, oczytana dziewczyna w wieku, w którym niektórzy podejmują już pracę zawodową lub biorą ślub, czy roszczeniowe, pokwitające, zapatrzone w swoje "problemy pierwszego świata" dziecko? Momentami pojawia się odrobina autoironii, ale tego dystansu jest trochę za mało. Dlaczego bohaterka po latach nie komentuje w żaden sposób tego, jaką była osobą i jak myślała wtedy? To mi nie pasuje... Wypowiada się całkiem sensownie, a jednak myśli głupiego dziecka (poza uwielbieniem dla Biebera) nadal podaje jako swoje własne i aktualne, bez żadnej refleksji, oceny, dystansu, jakiego nabiera się po takim czasie i będąc, bądź co bądź, inną osobą.

Z kwestii technicznych: trzeba wyczyścić z powtórzeń.
Nie pasuje mi też "twarz siostry zabraniała". Siostra zabraniała, nie twarz. W twarzy można było to wyczytać, twarz mogła wyrażać dezaprobatę lub coś w tym stylu.

Motywacja [frag. powieści; sensacja, kryminał]

11
to ma być historia 19- latki, która straciła cała rodzinę, zamordowana przez skorumpowanych policjantów. Od 12 roku zycia aż do pełnoletności wychowywana w rodzinach zastępczych( inteligenckich, patologicznych ) uczy się życia od tej dobrej, mądrej strony aż po nabranie umiejętności bycia prawdziwą suką, złodziejką i pozbawioną skrupułów dorosłą osobą. Jako 19-latka opowiada swoje życie aż do momentu kiedy ma nastąpić dzień zemsty.Charakter dziewczynki będzie się rozwijał i zmieniał, poza tym to co wkleiłem nie jest gotowe. Ja się dopiero uczę pisania, więc komentarze ludzi oczytanych mogą bardzo mi pomóc. Bardzo dziękuję za komentarz.

Motywacja [frag. powieści; sensacja, kryminał]

12
tomek3000xxl pisze: Sześć lat temu, dwudziestego pierwszego czerwca słońce mocno dawało
przecinek po 'czerwca'.
tomek3000xxl pisze: Już od samego rana nie było prawie czym oddychać, a w miarę upływających godzin było jeszcze gorzej.
tomek3000xxl pisze: Nie bardzo wiedziałam, co ma na myśli, ale nie przeszkadzało mi to w zupełności się z nią nie zgadzać.
powtórzenia
tomek3000xxl pisze: że okres dzieciństwa, to najpiękniejszy czas w życiu
Okres to coś, co się powtarza, dlatego - m.in - jest synonimem menstruacji, ale też w fizyce okres oznacza cyklicznosć, powtarzanie się czegoś regularnie. Dzieciństwo mamy jedno, ono się nie powtarza. Napisz zwyczajnie, pani twierdziła, że dzieciństwo to najpiękniejszy czas w życiu. Tyle.
tomek3000xxl pisze: bo jak każda starsza siostra była produktem niezbyt potrzebnym i mógłby wcale nie istnieć.
I mogłaby wcale nie istnieć.
tomek3000xxl pisze: Nienawidziłam chwili kiedy spoglądałam na swoje dziecinne ciało.
przecinek po 'chwili'
tomek3000xxl pisze: ByŁa trzecia po południu, a żar z nieba zamroził jakiekolwiek odznaki życia na zewnątrz
Niech będzie że żar zamroził, ale odznaki? Chyba znaki, nie?
tomek3000xxl pisze: nauczyłam się przyjmować wszystkie rzeczy mechanicznie. Nigdy nad niczym za długo nie rozmyślałam i przyjmowałam rzeczy do świadomości takimi, jakimi są.
powt.
tomek3000xxl pisze: Chodziły tam jak mówiły Zrywać Małolatów
jak mówiły to wtrącenie, przecinki trzeba.
tomek3000xxl pisze: Zrywać Małolatów
Zrywa się kwiatki na łące, albo relację z kimś mówiąc kolokwialnie. Nie: zarywać do, czy coś w tym stylu?
tomek3000xxl pisze: w niej tyle energii i fascynacji otaczającym ja światem. Wszystko ja interesowało
tomek3000xxl pisze: Żadnego cześć, Co Słychać?.
Na co duże litery. I skoro pytajnik, to kropka już niepotrzebna.

Ogólnie nie jest źle, IMO to jest całkiem sprawnie napisane, tylko do wygładzenia. Natomiast jakoś nie uwierzyłem w tę historię, może myślałem od początku czytając, że opowiada 12-latka, a styl narracji faktycznie mi nie pasował? Nie wiem. Nie przejmuj się mimo tego, mówię Ci, jest dobrze, pisz dalej. Ale jak nie jesteś dziewczynką, to zalecałbym pisanie z perspektywy bohatera męskiego ;)

Motywacja [frag. powieści; sensacja, kryminał]

14
Już kij z tym, że autor nie przeczytał regulaminu i postąpił nieładnie, publikując swój tekst przed tym, jak dał cokolwiek od siebie i skomentował twórczość kogoś innego. To tak naprawdę ma niewielkie znaczenie, bo tomek3000xxl z pewnością szybko nadrobi braki (nieprawdaż?). O wiele gorsze jest co innego. Ten tekst jest po prostu bardzo, bardzo zły.

Zacznę może od rzeczy najbardziej rzucającej się w oczy: formatowanie. Złe. Brak akapitów, przez co wszystko się zlewa. Dialogi zapisane niewłaściwie, przy pomocy dywizów, a nie, jak powinno być, myślników albo półpauz, ale powiedzmy, że to małe piwo, dobrze chociaż, że w ogóle rozmowy są graficznie wyróżnione. Poprzednicy też wymienili pewne mankamenty, choćby powtórzenia.
MargotNoir pisze: Z kwestii technicznych: trzeba wyczyścić z powtórzeń.
Kompletnie nie umiesz prawidłowo zapisywać wtrąceń, myśli bohaterów…
tomek3000xxl pisze: Miałam ogromną ochotę kupić waniliowego loda z czekoladową polewą, ale gniewna twarz starszej o trzy lata siostry nie pozwalała mi. JAK BĘDZIESZ ŻREĆ TAKIE GÓWNO, TO BĘDZIESZ GRUBA JAK MATKA.
Taki zapis jest absolutnie nie do zaakceptowania. Myśli można wyróżnić za pomocą cudzysłowu lub kursywy. Ewentualnie oddzielić przynajmniej od narracji kreseczkami.

Pełno błędów interpunkcyjnych.
tomek3000xxl pisze: – Tak córuś... chociaż może.... jeszcze paczkę groszku.
tomek3000xxl pisze: – Nie ma nic na surówkę. – jęknęła w końcu w tak dramatyczny sposób, że urażona jej oskarżeniami o rozwiązły tryb życia Kamila, uśmiechnęła się z politowaniem.
W pierwszym fragmencie: wtrącenie “córuś” powinno być oddzielone przecinkiem. Nie istnieje taki znak przestankowy jak czterokropek.
W drugim fragmencie: niepotrzebna kropka. Jeśli chodzi o wielkie i małe litery w dialogach, swego czasu tłumaczyłam to w innym temacie użytkowniczce mrs.durst1, kiedy komentowałam jej opowiadanie “Tajemnica pustej książki” (http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopi ... 93&t=20588). Bezczelnie zacytuję samą siebie:
Made pisze: Kiedy pewnego razu miałam wytłumaczyć komuś, jak pisać poprawnie, zrobiłam to na dwa sposoby (przy czym ja preferuję drugi, bo pierwszy bywa niejednoznaczny i wprowadza w błąd, ale wymieniają go eksperci w poradnikach pisania, więc nie będę się sprzeczać). Sprawdzamy, czy po myślniku znajduje się wyraz oznaczający „odgłos paszczą” (powiedział, krzyknął, oznajmił, roześmiał się, westchnął, palnął, stęknął, mruknął, bąknął, ziewnął itd.); jeśli tak, istnieje duże prawdopodobieństwo, że po myślniku nie powinno być wielkiej litery. Sposób bywa złudny, ponieważ czasami słowo, które chcemy napisać po myślniku, wcale nie odnosi się do dźwięku, a mimo to należy je tak potraktować. Przykład:
Mama wsparła ręce na biodrach.
– Adasiu, masz już dwie jedynki z matematyki!
– To nic takiego – wzruszył ramionami chłopiec – poprawię i tyle. – Mama uniosła brwi ze sceptycznym wyrazem twarzy. – Naprawdę, mamo – przewrócił oczami Adam. – Robisz z igły widły.
„Przewracanie oczami” oraz „wzruszanie ramionami” nie jest czynnością wykonywaną „gębą”, a mimo to powinna być mała litera. Dlatego teraz przedstawię drugi sposób: wystarczy wyobrazić sobie, że myślnika nie ma w ogóle, a obie części – przed i po nim – są w osobnych akapitach. I czytamy:
„– Naprawdę, mamo.” & „Przewrócił oczami Adam.”
Teraz na pierwszy rzut oka widać, że drugie zdanie brzmi nienaturalnie, coś jest z nim nie tak. Jakby szyk był niepoprawny, zgadza się? Każdy rozsądny człowiek powiedziałby: „Adam przewrócił oczami”, a nie tak. Oczywiście te fragmenty, które „nie brzmią”, powinny zaczynać się małą literą, bo to dalsza część zdania.
Dla porównania:
„Poprawię i tyle.” & „Mama uniosła brwi ze sceptycznym wyrazem twarzy.”
Tutaj widać, że zarówno pierwsza część, jak i druga, mogą stanowić osobne zdania, więc niech stanowią i po myślniku niech będzie ta wielka litera.
Ale to wszystko i tak jest małe piwo w porównaniu ze znacznie większym grzechem, którym jest marna jakość tekstu. Z samego fragmentu czytelnik nie dowiaduje się, czego się może spodziewać i do czego zmierza ta historia. Tak naprawdę ty w komentarzu dodajesz jakiś opis czy streszczenie. To wszystko powinno wynikać z tekstu! Może nie już teraz, ale na dalszym etapie, w porządku. W samym tekście mamy dopiero zarys sytuacji – okej. Ale podanie wszystkiego na tacy, zdradzenie właściwie całej fabuły w komentarzu pod tekstem tylko dlatego że ktoś miał jakąś uwagę i „trzeba wytłumaczyć” – to już nie jest okej.

Piszesz, że narratorką jest dziewczyna dziewiętnastoletnia, która opowiada swoją historię sprzed sześciu lat – z punktu widzenia dwunasto-, trzynastolatki. Według mnie styl, sposób myślenia, mówienia, bycia nie pasuje ani do jednego, ani do drugiego wieku. Tekst jest napisany dość siermiężnie, główna bohaterka wydaje się naiwna i niedojrzała, a zaraz potem wypowiada zdanie, które w ustach tak młodej osóbki brzmi nie na miejscu.
tomek3000xxl pisze: Jej gniewny, chrapliwy głos, jak syrena strażacka paraliżował bębenki w uszach. (…) nadgorliwy nauczyciel próbował z nas zrobić gwiazdy mitingów lekkoatletycznych Złotej Ligi.
Błagam, która dwunastolatka używa takich słów? Ale okej, niech będzie, że to są myśli i głos dziewiętnastolatki, która wraca do tamtych wydarzeń. (Jednak jakby na o nie patrzeć, coś mi się nie zgadza, wiek naprawdę nie jest adekwatny do tego, co widzimy… To ciągłe wspominanie o cyckach, narzekanie, że koleżanki mają, a ona nie ma, że siostra wyrywa małolatów i jest „tak bardzo dorosła”: według mnie tak się wypowiadać mogłoby dziewczę w wieku lat piętnastu-szesnastu, bo to głupi wiek buntu. Z kolei noszenie na rozkaz rodziców na szyi kluczy na sznurówce, żeby ich nie zgubić, to wybacz, ale nie dwunastolatek, ale raczej przedszkolak. I czemu niby koledzy się z niej z tego powodu śmieją? Czy jest aż taką ciapą, że nie potrafi tego ukryć, żeby się nie śmiali? Nie wie, że co z oczu to z serca i wystarczyłoby ukryć klucze pod bluzką, w kieszeni, GDZIEKOLWIEK, by wytrącić szydercom argument z ręki?)

Sposób mówienia nie jest najważniejszy, można się do niego przyzwyczaić. Najgorsze jest w tej dziewczynie (dziewczynce? dziecku?) to ustawiczne narzekanie. Nie da się jej polubić – a przynajmniej ja nie potrafię. Ona marudzi z powodu tego, że żyje.
tomek3000xxl pisze: Nienawidziłam chwili kiedy spoglądałam na swoje dziecinne ciało. Wystające żebra, brak piersi i nadmiar piegów na twarzy często powodowały chęć rzucenia się pod samochód, skoku z okna lub zrealizowania innej fantazji, rodem z YouTube.
tomek3000xxl pisze: Jako ta najmłodsza w rodzinie nie miałam prawa głosu i podobnie jak ryby musiałam siedzieć cicho.
tomek3000xxl pisze: Odzywała się do mnie tylko, gdy czegoś potrzebowała albo kiedy matka kazała jej coś zrobić, a ona mogła się tego pozbyć zwalając obowiązek na mnie.
tomek3000xxl pisze: (…) jak każda starsza siostra była produktem niezbyt potrzebnym i mógłby wcale nie istnieć.
(Rozumiem, że rodzeństwo nie musi się kochać, ale bez przesady, z tekstu kompletnie nie wynika, by bohaterka miała powód do tak daleko posuniętej nienawiści wobec siostry. Być może z biegiem czasu się to zmieni, ale na razie nic takiego nie widzę. I tutaj dochodzimy do kolejnego poważnego zarzutu – to tak naprawdę nie jest opowiadanie ani powieść. To jest relacja, opis, raport. Nic nie pokazujesz, tylko opisujesz, stwierdzasz fakt. Nie ma sceny, w której szkolni koledzy wykręcają dziewczynie ręce i opluwają, chwytają za osławioną różową sznurówkę od starych butów z wychowania fizycznego i drwią, że „każde bydlę musi być uwiązane”. I nie ma też sceny, w której koleżanki siostry, te „dorosłe”, przygotowują się do wyjścia, pindrzą się przed lustrem, malują dla potwierdzenia, że faktycznie idą „zawojować świat”. Dziewczynka skupia się natomiast na pierdołach, które nikogo nie obchodzą i nie pchają akcji do przodu.)
tomek3000xxl pisze: Pamiętałam słowa jednej pani z telewizji, która twierdziła, że okres dzieciństwa, to najpiękniejszy czas w życiu każdego człowieka. Nie bardzo wiedziałam, co ma na myśli, ale nie przeszkadzało mi to w zupełności się z nią nie zgadzać.
Naprawdę? Naprawdę? To dwunastoletnie dziecko jest tak zmęczone życiem, tak sfrustrowane, tak emocjonalnie podstarzałe, że wypowiada zdania pasujące bardziej do utrudzonego pięćdziesięcioletniego hutnika z postępującą pylicą i zniszczonym kręgosłupem, ojca czworga dzieci, w tym trójki upierdliwców w okresie nastoletniego buntu i jednego robiącego pod siebie oseska, bo pan po wejściu w kryzys wieku średniego wymienił żonę na młodszy model i przydarzyła mu się wpadka.

Ciężko jest ją zrozumieć. Ciężko jest ją polubić. Dziewczyna jest potwornie irytująca i niezbyt dobrze to wróży na przyszłość, zważywszy że czytelnik powinien chyba się z nią utożsamić albo chociaż jej współczuć, skoro czeka ją niezbyt ciekawy los…

Zarysowanie akcji jest, to muszę przyznać. I to całkiem udane. Mamy Tajemnicę przez wielkie T, dziwnego mężczyznę i przeświadczenie, że zaraz coś się wydarzy.
tomek3000xxl pisze: - Wychodzisz? - zauważyłam w jego oczach przerażenie.
To było coś nowego. Nigdy nie był wylewny i prawie się nie uśmiechał, ale ten strach na twarzy naprawdę mnie wystraszył.
- Idę do sklepu. - położyłam mu dłoń przedramieniu. - Coś się stało?
- Wszystko w porządku, córeczko. - jeszcze raz spojrzał na ulicę. - Idź szybko i zaraz wracaj.
To akurat jest bardzo dobry fragment. Ładne zakończenie rozdziału, zachęca do czytania. Masz więc wyczucie, masz przebłyski, ale nie masz warsztatu. Tekst nie jest wygładzony, ma sporo błędów językowych (najprostszych do wyłapania! – wystarczyłoby przeczytać go uważnie jeszcze raz) i sprawia wrażenie takiego, hm… strumienia świadomości. Przyszła dwunastolatka (dziewiętnastolatka?) i sobie narzeka. Niech w takim razie zacznie pisać pamiętnik, a nie udaje narratorkę powieści i to jeszcze kryminalno-sensacyjnej (jeśli dobrze zrozumiałam intencje autora), w której liczy się przede wszystkim wartka akcja, a nie ozdobniki nadymające niepotrzebnie tekst.

Na tym etapie mi się nie podoba, ale trening czyni mistrza. Postaraj się wprowadzać więcej dialogów i pokazywać, a nie opisywać. Niech tekst będzie bardziej obrazowy. Jeśli na zewnątrz panuje upał, to niech bohaterka zaleje się potem, niech pousychają wszystkie kwiatki w jej mieszkaniu, niech na ulicy zemdleje mijająca ją sąsiadka-staruszka… Bo jeśli dziewczynka po prostu stwierdzi: „Ojej, ale gorąco”, to nie tylko wygląda to ubogo, ale na dodatek nie bardzo jej wierzę.
tomek3000xxl pisze: Charakter dziewczynki będzie się rozwijał i zmieniał (…)
Mam nadzieję, że nie są to czcze słowa, bo na chwilę obecną główna postać nie jest zbyt udana.

Podoba mi się za to twoje podejście do krytyki. To bardzo cenne, gdy autor, zamiast się wykłócać, przyjmuje uwagi z pokorą i stara się poprawić to, co zepsuł. Nie ma przekonania o własnym geniuszu. Jeszcze długa droga przed tobą, ale jestem spokojna – z pewnością nauczysz się dużo od bardziej doświadczonych „kolegów po fachu”, bo umiesz przyjmować ich wskazówki.

Nie poddawaj się. Powodzenia!
Pozdrawiam,
Madeleine
Made, czyli: Madeleine, Magdalena Lipniak albo po prostu Madzia.

Chwałą jednych jest, że piszą dobrze, a innych, że się do tego nie zabierają.
Jean de La Bruyère

Motywacja [frag. powieści; sensacja, kryminał]

15
tomek3000xxl pisze:To ma być historia 19- latki, która straciła cała rodzinę, zamordowana przez skorumpowanych policjantów. Od 12 roku zycia aż do pełnoletności wychowywana w rodzinach zastępczych( inteligenckich, patologicznych ) uczy się życia od tej dobrej, mądrej strony aż po nabranie umiejętności bycia prawdziwą suką, złodziejką i pozbawioną skrupułów dorosłą osobą
No właśnie. Bohaterka dwunastoletnia i dziewiętnastoletnia to praktycznie dwie różne osoby. Do dwunastego roku życia wychowuje się w dość komfortowych warunkach. Jej największym życiowym dramatem jest rozmiar piersi siostry (oraz typowe dla takich dzieciaków "nikogo nie obchodzę, nikt mnie nie rozumie"). Dziewiętnastolatki jeszcze nie poznaliśmy, ale można się domyślić, co takie doświadczenie robi z człowiekiem.

Pokazanie rozwoju postaci na przestrzeni tekstu to niełatwe zadanie. Wiem, co chcesz zrobić, ale żeby to zrobić i żeby to się udało, trzeba na każdym etapie planowania tekstu i pisania wiedzieć, która "faza" postaci mówi w danym momencie.

Jeśli zaczynasz tekst od "sześć lat temu" i twierdzisz, że mówi dziewiętnastolatka; ba, piszesz językiem zbyt bogatym, jak na dwunastolatkę, to czemu nagle podmiot mówiący ma psychikę dwunastolatki? Opowiada historię dwunastoletniej siebie, ale opowiada ją z perspektywy czasu i doświadczeń. Piersi siostry już nie są problemem. Klucze na szyi też już nie są problemem. Dziewiętnastolatka pamięta, jak reagowała wtedy, ale dzisiaj te reakcje ocenia i komentuje. Tego zabrakło i dlatego zapewne tylu osobom wiek bohaterki wydał się największym problemem.

Jeśli chcesz, aby całą historię opowiedziała dziewiętnastolatka, mówiąc już jakby "po wszystkim", a jednocześnie chcesz pokazać jej emocje i sposób myślenia na różnych etapach dorastania, to może po prostu warto oddzielić refleksyjny komentarz od retrospekcji? Wystarczy podzielić odpowiednio tekst na akapity i zdecydowanie scharakteryzować sposób mówienia tak, by czytelnik nie miał wątpliwości, kto dany kawałek historii opowiada. Można też zróżnicować czas - w jednych fragmentach użyć narracji w czasie teraźniejszym, w innych w czasie przeszłym. Czytam właśnie książkę, gdzie zastosowano identyczny zabieg i wyszło bardzo zgrabnie i zrozumiale.

W praktyce wyglądałoby to mniej więcej tak:

Pamiętam dzień, w którym straciłam rodzinę. Towarzą mi jakieś uczucia. Oceniam tą sytuację tak a tak.

***

Wracałam ze szkoły. Kopałam kamienie. Byłam zła, bo mama nie dała mi kieszonkowego. Głupia mama!

***
Teraz za najważniejszy okres w moim życiu uznaję czas spędzony w bidulu. Poznałam tam XX, do dziś znajomość z nią wpływa na mnie tak a tak

***
Kąpałam się we wspólnej łazience. XX zabrała mi piżamę. Co za sz*ata! Zaj*ę su*ę!


Oczywiście mocno, mocno przesadzam, ale chciałam w miarę skrótowo pokazać, o co mi chodzi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron