Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

1
Niedzisiejsi (fragment)

dla klimatu: lub bardziej operowo:

***


Bezlitosny ząb czasu już niedługo wciągnie pod ziemię ostatni skrawek jej przeszłości. Katarzyna chciałaby położyć się, przykryć pajęczyną i paprociami, wśród gruzów przeczekać aż czas zatoczy krąg i z powrotem ujrzy swój dom w pełnej okazałości. Kiedyś był piętrową willą, słynąca z przepychu. Znajdujący się w pobliżu staw, nieco już zarośnięty i oprószony gdzieniegdzie rzęsą, przypominał jej dawne czasy - kiedyś lubiła żeglować razem z mężem. Przysiadła obok zasypanej studni. Został z niej jedynie kamienny pierścień. Spojrzała z powrotem na stary budynek, przywodził na myśl niewyobrażalnie zmęczonego życiem człowieka, który szykuje się do odejścia. Dach był dziurawy, w szczerbatych murach prawie wszędzie brakowało okiennic. W środku dostrzegła parę sów. Ptaki siedziały na wyrastających z ruin drzewach. Po chwili spłoszone, rozpostarły swoje ogromne skrzydła i odleciały. Katarzyna była spokojna, wiedziała, że gdy tylko oddali się stąd, sowy wrócą. Nagle usłyszała trzask łamanej gałązki. Chłopczyk, zatrzymując się kilka metrów przed Katarzyną, wlepił w nią zdumione spojrzenie. Posłała mu uśmiech, malec z przerażeniem w oczach, natychmiast odwrócił się i uciekł.
- Adaś, gdzie ty chodzisz? Tam nie wolno! - usłyszała głos wołającej dziecko kobiety.
- Szukałem grzybów, ale znalazłem jakąś dziwaczną panią, bardzo dziwaczną... – stwierdził.
- Znowu fantazjujesz. Tam nie chodź, może się zawalić!- Skarciła go. - Pośpieszmy się, bo nie zdążymy do babci na obiad - dodała, łapiąc go za rączkę.

Katarzyna, nagle odczuła ogromne pragnienie, by zatańczyć. Nuciła najbliższą sercu melodię matczynej kołysanki i wirowała, szczęśliwa, jak dawniej. Mogła zamknąć oczy i znowu widzieć tamten świat. Nieco zmęczona, po chwili przystanęła. Dopiero teraz zauważyła chmurę kurzu wokół siebie. Dotknęła sukni z falbanami, ale ta podarła się w jej dłoniach. Katarzyna upadła na kolana i zaczęła szlochać. To była jej ostatnia suknia z tamtych czasów.
Tak, ona też jest przeżytkiem, nie pasuje do tego świata. Zmęczona chciałaby odpocząć. Tylko tyle. Spojrzała w dół, poniżej kamiennej podmurówki, nagie otwory okienne zionęły piwnicznym chłodem. Gdy podeszła bliżej i nachyliła policzek, poczuła na skórze przesycone zgnilizną powietrze.
Chciała spocząć, właśnie na dnie tego domu, razem ze ścianami w których zwykła żyć, płakać, śmiać się, czytać przewodniki podróżnicze i bardziej poważne książki. Tu z bratem grała na fortepianie, tu uczyła młodszą siostrę, że kobieta jest wolną istotą. Tu karcono ją za nieposłuszeństwo, ale w duchu była z siebie dumna. I nadal jest.
Katarzyna wśliznęła się w otwór okienny. Nagle ktoś złapał ją za rękę i niemal w ostatniej chwili gwałtownie wyciągnął.
- Rozum postradałaś?! – rzekł, a dłonie drżały mu niczym z zimna.
- Ignacy... To naprawdę ty? - wymamrotała.
- Ja – odparł gorzko.
- Nic się nie postarzałeś, a więc na ciebie też to działa, cały czas...
- Tak.
- Pamiętam tamten dzień. Przepędziliśmy Cygankę-wiedźmę, a ona wróciła i rzuciła klątwę.
- Śmiałem się, bo co to za kara: Obyście byli wiecznie młodzi! Dopiero potem oczy mi się otworzyły – przyznał, zasępiony.
- Tak, pamiętam, jak się odgrażała: Będziecie świadkami okropieństw ludzkości i pozbędziecie się wszelkich złudzeń.
- Wiesz co, żyję już na tyle długo, że potrafię przewidzieć, kiedy zacznie się następna wojna.
- Ja też potrafię odgadnąć i przewidzieć ludzkie charaktery i nastroje, ale... Nie mów o takich okropnościach, proszę cię nie mów - odparła zasmucona. - Przyszedłeś po dług? - nagle spytała z trwogą.
- No tak, dla ciebie to wciąż jest dług. Przecież, wiesz, że gdybym tylko zechciał, to w każdej chwili, wtedy, gdy dzień i noc miałem cię u boku... W dalszym ciągu jesteś moją żoną, ślubuje się do śmierci – po chwili dodał, a na jego twarzy pojawiła się gorycz i duma. Katarzyna dostrzegła także cień nienawiści i pogardy.
- To były trudne czasy, ja musiałam...
- Wyjść za mnie?! Nie przyszedłem, jak to ujęłaś po dług. Nie jestem barbarzyńcą, nie wezmę czegoś, gdy nie chcą tego dać. Bądź spokojna. Aczkolwiek nie wierzę w te nowoczesne przysięgi, jednym kaprysem można je zerwać. Aż do śmierci, oznacza aż do śmierci i nic tego nie zmieni – dodał.
- Zabawnie to brzmi biorąc pod uwagę... A, nieważne. Choć cały czas starasz się udowodnić, że jesteś wspaniałomyślny i zarazem gardzisz mną, i tak jestem ci wdzięczna i cenię cię. Nie wiem, czy którykolwiek inny mężczyzna zachowałby się tak, jak ty. Poza tym… Wiedziałeś niemal od początku, prawda?
- O twoim zainteresowaniu kobietami? Naturalnie, patrzyłaś na nie inaczej.
- Mimo to przychodziłeś, starałeś się u ojca o moją rękę.
- Zakochanego nie żywi chleb, tylko nadzieja. - Ignacy uśmiechnął się z goryczą. - Powiedz... Znalazłaś niewiastę swojego życia? Gdzie ona jest? - W jego głosie pobrzmiewało szyderstwo.
- Nie znalazłam, nie mam szczęścia do kobiet, Ignacy.
- O, to podobnie jak ja, szczególnie do takiej jednej.
- Dość już o tym. Jak ci się wiedzie, czy to nie jest niesamowity zbieg okoliczności, że cię akurat teraz spotkałam?
- Nie, przychodzę tu codziennie, po kilka razy.
- Masz tyle chwil, a wracasz akurat po tamte?
Znowu posłał jej gorzki uśmiech.
- Wiesz, co? Ona ciebie strasznie ukarała – stwierdził nagle.
- Tak. Cyganka, owszem. Była przebiegła. Przecież zaraz w drugim roku po ślubie sprowadziłam ją sobie, że niby to moja pomoc teraz ma być, ale ty wszystko wiedziałeś.
- Wiedziałem. Ściany nie są głuche, a dziurki od klucza ślepe.
- Powiedziała, że nikt mi nie zostanie oprócz mężczyzny. Wyśmiałam ją.
- Skończ już, nie chcę tego wysłuchiwać.
- Teraz po tylu latach rozumiem jej klątwę. Im dłużej ona trwa, tym bardziej mnie niszczy.
- Przyjdę tu jutro znowu. Ty się więcej nie fatyguj. Pospaceruj dzisiaj i wracaj sobie, do tego twojego Krakowa – rzekł oschle. - Tylko, na Boga, nie rzucaj się do piwnicy, aż tak ci źle?
- Źle. Gdziekolwiek mieszkasz, mogłabym wrócić. Znowu chodzilibyśmy na pikniki, wypatrywali ptaszków na drzewach, ustawiali sztalugi i malowałbyś. Potem żeglowanie po jeziorze, wizyta w bibliotece... Czy wiesz jakie teraz mają zbiory?! Tęsknię za najdroższym mi na świecie przyjacielem. Tęsknię za tobą.
- Przyjacielem... Żartujesz, Katarzyno?!
- Do diabła! Słowo przyjaciel to dla ciebie oblega. Ja jeszcze powinnam cię pożądać! A niech to szlag!- Zaczęła szlochać, lecz po chwili opamiętała się. -Wybacz, zagalopowałam się i nie zastanowiłam. Do następnego spotkania, miej się dobrze.
- Ty też – odparł nie patrząc na nią.
Ignacy nie uszedł daleko. Ledwie tylko zniknął Katarzynie z oczu, wyciągnął ukryty pod kamieniem sznur i zawiązał go na drzewie.
Założył pętlę na szyję. Spojrzał przed siebie, zaczerpnął powietrza, usiłując powstrzymać cisnące się mu do oczu łzy. Nie zdążył jednak wejść na gałąź, poczuł gwałtowne szarpnięcie za ramię – ktoś niemal przewrócił go na ziemię.
To Katarzyna, stała za nim blada i przerażona.
- Na szczęście ukradkiem poszłam za tobą – stwierdziła. -Wiedziałeś, że cię tu znajdę, ale myślałeś, że po fakcie i pęknę ze zgryzoty. To miała być zemsta?! Opamiętaj się.
- Wiesz, co?! Kobieta z ciebie bezwzględnie marna! Za to emancypantka doskonała. Po co za mną szłaś?!- Nagle wysyczał, rozzłoszczony. Po chwili, utkwiwszy wzrok w spacerującym na trawie wróblu, uspokoił się. - Opowiem ci coś. Niedawno kupiłem tę ziemię, naszą ziemię, rozumiesz?! Ale potem tak nagle straciłem ochotę do niej.
- Nie rezygnuj, wiem, że jak coś sobie zamarzysz, dokonasz tego. To czym teraz się zajmujesz?
- Po cóż malować obrazy, jeśli technologia może nawet ruch uchwycić? Montuję kamery wszelkie, nawet internetowe, albo te na mechanicznych ptakach - dronach. Niesamowita technika. Ludzie są coraz bardziej podejrzliwi względem siebie – uśmiechnął się gorzko.
- Tylko nie rób głupstw. Ja swoje już odcierpiałam.
- Nie, moja żono, chcę żebyś cierpiała wieczność, ale w taki sposób, w jaki, żaden inny mężczyzna ci tego nie zada.
- Nie szlachetność, a wysublimowana zawiść przez ciebie przemawia, proszę nie bądź taki.
- Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz i o co prosisz.
- Nie wierzę, że już niczego nie malujesz. Kochałeś to.
- No cóż... Czasem mi się zdarza.
- Namaluj coś dla mnie. Tylko jeden obraz.
- Co mógłbym namalować mojej żonie? Dzieci, których nigdy nie będziemy mieć?
- Kwiaty, rysowałeś kwitnące jabłonie, wazony z piwoniami, słoneczniki zaglądające w okiennice. Jakież to było piękne i serce radowało...
- Już uschły, moja Katarzyno, dawno temu. Teraz maluję wieżowce i mosty, całą panoramę wielkomiejską.
- Oj przestań! I nawet twoje ubranie jest takie diabelsko współczesne.
- Nie rozśmieszaj mnie. Ty chodzisz w tym po ulicach? I jeszcze cię nie wsadzili nigdzie?
- Wyciągnęłam z kufra i wybrałam się w niej na spacer.
- Twoja suknia jest brudna i podarta. Jak przeszłość, której usiłujesz nie pozwolić odejść.
- Na końcu języka masz, że i ja jestem brudna i podarta przez zgryzotę, czyż nie?
- Nie powiedziałem tego.
- Ale dostrzegłam satysfakcję w twoich oczach. Mieszkasz niedaleko, prawda? Wróciłeś.
- Owszem.
- Mogę parę dni zatrzymać się u ciebie? Przedstaw mnie jako daleką krewną. Tylko się tu rozejrzę.
- Byle nie dłużej niż tydzień, w poniedziałek wyjeżdżam w interesach. Kobiecie nie zostawia się dobytku i nie ufa.
- Przestań, obrażasz mnie, nigdy niczego ci nie ukradłam.
- Czyżby? Nie jestem ci winien, nawet gościny.
- Owszem jesteś, krztę szacunku!
- Chyba wystarczająco go miałem, po tym, co mi zrobiłaś! Odejdź stąd. A zresztą... zostań te kilka dni, jak już musisz.
- Obiecaj, że nie będziesz się wieszał. Czyjaś śmierć podręczy jednorazowo, natomiast wieczne niesnaski z definicji pozostaną wieczne.
- Chyba masz rację – szepnął ni to do siebie, ni to do niej. - Ty natomiast nie rzucaj się do piwnicy, bo rychło pójdziesz do piekła. Powiedz mi, nadal piszesz? Masz jeszcze o czym?
- Zdarza się.
- Wciąż teksty o emancypacji?
- Już raczej nie. Nierówność ma różne oblicza, gdy jedne bardziej wyraziste wyblakną, powstają inne.
- Jesteś zniechęcona, widzę...
- Owszem, bardzo.
- Hm... Napisz mi coś, najlepiej o wolności, tak żebym mógł to czytać przez następne kilkadziesiąt lat, moja Katarzyno. Ale powiedz, czy jeszcze dzisiaj tak się da? Czy dzisiaj może powstać dzieło, którego jeszcze nie stworzono?
- Chyba jednak już pójdę.
- Rozmyśliłaś się z goszczeniem u mnie? Kobieta zmienną jest?
- Kobieta nie jest szmacianą laleczką, żeby wbijać w nią szpileczki, nawet, a w szczególności, gdy jej uczucia są inne niż twoje.
- Przez półtora wieku jeszcze ci się nie znudziło to... wyzwolenie?
- Nigdy mi się nie znudzi.
-Tak... A za jakieś kilkadziesiąt lat znowu przyjdziesz do mnie, spragniona towarzystwa przyjaciela?
- Wiesz, najbardziej jestem spragniona szacunku i prawdy, wszelkich towarzystw już nie.
- Emancypantka społeczna. Rychłą karierę ci wróżę - jako eksponat muzealny, typ upartej, rozkapryszonej szlachcianki z połowy dziewiętnastego wieku. Nigdy nie wychodzi z mody. Zaraz... Jako eksponat też się nie nadasz, niedługo spowszechnieją hologramy. No to może... Wieszak, tak, rozłożysz ramiona i będą na tobie kłaść surduty, żono.
- Chyba potrzebowałam to usłyszeć. Kochałam cię, po swojemu, ale kochałam. Dziękuję, że właśnie uwolniłeś mnie od siebie. Tak przy okazji, surdutów też już nie ma. Żegnaj, Ignacy.
- Wiem, ja też potrzebowałem tego samego, żegnaj... Moja żono. – odparł z gorzkim uśmiechem.

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

2
Melancholijny klimat to trochę nie moja bajka, ale było ok. Styl mi się nie podobał, ale możliwe, że kwestia gustu.
Bohaterowie są małżeństwem. Nie przepadają za sobą, ale czują wzajemną więź. Jednocześnie, tak naprawdę, nigdy nie będą razem. Nawet ciekawe.

Spójność ładnie wygląda, więc polecam używać albo dywizu, albo półpauzy.
Pierwszy akapit można podzielić na kilka, np: wspomnienia, opis budynku, sowy, pojawienie się chłopca.
Przez brak wcięć trochę trudniej się czyta.
Dużą część zdań można rozdzielić, większość z tego nawet bez wysiłku – zamienić przecinek na kropkę.
Przecinki: chociaż sam jestem słaby z interpunkcji, to zauważyłem, że tu i ówdzie zgrzytają. W interpretacji opowiadania przeszkadzało mi tylko to:
- Wiesz co, żyję już na tyle długo, że potrafię przewidzieć, kiedy zacznie się następna wojna.
- Ja też potrafię odgadnąć i przewidzieć ludzkie charaktery i nastroje, ale... (...)
Przecinek/kropka po "ja też" i skoro już przy tym jestem: pytajnik po "wiesz co", i dalej nie jestem pewien czy chodzi o: "potrafię odgadnąć ludzkie charaktery, przewidzieć zachowania i odczytać nastroje", czy: "na pierwszy rzut oka potrafię odgadnąć i przewidzieć ludzkie charaktery i nastroje".
Przed czytaniem, gdy przejrzałem tekst na szybko, rzuciła mi się w oczy masa wielokropków, ale nie utrudniały lektury.

Dialogi wydały mi się sztuczne. Ponad stuletnie małżeństwo rozmawia ze sobą, bardzo dokładnie omawiając szczegóły, z których muszą sobie doskonale zdawać sprawę... Osobiście część detali bym pominął. Te, których subtelnie nie da się przemycić w rozmowie, a są konieczne, można wrzucić do narracji.

Kilka konkretów:
Spojrzała z powrotem na stary budynek, przywodził na myśl niewyobrażalnie zmęczonego życiem człowieka, który szykuje się do odejścia.
Próbuję sobie wyobrazić tę ruinę, a Ty porównujesz ją do czegoś niewyobrażalnego :(
Po chwili spłoszone, rozpostarły swoje ogromne skrzydła i odleciały. Katarzyna była spokojna, wiedziała, że gdy tylko oddali się stąd, sowy wrócą.
Skoro Katarzyna spokojnie siedziała obok tego, co zostało ze studni, to co spłoszyło ptaki? Jeśli chłopiec, to dlaczego sowy wrócą, gdy Katarzyna odejdzie? Moim zdaniem to trochę nielogiczne.
- Szukałem grzybów, ale znalazłem jakąś dziwaczną panią, bardzo dziwaczną... – stwierdził.
On się przeraził, tak? Nie wiem, ile ma lat, ale np. taka reakcja wydaje się bardziej adekwatna:
– Mamo! Tam siedzi taka straszna pani!
- Znowu fantazjujesz. Tam nie chodź, może się zawalić!
Raczej "Tam nie wchodź".

Tyle, bo mój styl całkowicie odbiega od Twojego. Moje uwagi mogłyby być zbyt subiektywne.
W dialogach fajnie przedstawiłeś to, że Katarzyna żyje przeszłością (przez raczej staromodny sposób wypowiedzi), a, choć nowocześniejszy, Ignacy stara się mówić tak, by małżonka go zrozumiała. Łagodnie też pokazałeś, że (nadal?) im na sobie zależy – imo to znacznie lepsze niż "kawa na ławę" w stylu:
Tak, ona też jest przeżytkiem, nie pasuje do tego świata.
- Pamiętam tamten dzień. Przepędziliśmy Cygankę-wiedźmę, a ona wróciła i rzuciła klątwę.

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

3
Najbardziej podobał mi się klimatyczny początek, chociaż trochę bym tam pokombinował, ale to mogą być tylko moje fanaberie. Na przykład tu:
Przemek pisze:Dach był dziurawy, w szczerbatych murach prawie wszędzie brakowało okiennic.
To jest za bardzo oczywiste. Przez ten cios, zamiast zobaczyć okiennice, zacząłem się zastanawiać, co znaczy prawie wszędzie.
Przemek pisze:Dach był dziurawy, w szczerbatych murach brakowało okiennic.
I już. Ja zobaczę, że brakuje dwóch, ktoś, że pięciu albo wszystkich, najważniejsze, że mamy wspólny mianownik.

Może się czepiam, może to tylko moje odczucie, ale dialog szybko mnie znudził. Brakuje mu naturalności. Tak jakbym oglądał teatralną sztukę z nie najlepszymi aktorami, próbującymi zamaskować swoje niedoskonałości poprzez sztuczne miny i gesty. Trochę szkoda, bo do momentu spotkania z Ignacym, Katarzyna była żywa, im dalej w tekst, tym bardziej papierowa, a chyba miało być odwrotnie.
Przemek pisze:(...)wyciągnął ukryty pod kamieniem sznur i zawiązał go na drzewie.
Założył pętlę na szyję. Spojrzał przed siebie, zaczerpnął powietrza, usiłując powstrzymać cisnące się mu do oczu łzy. Nie zdążył jednak wejść na gałąź, poczuł gwałtowne szarpnięcie za ramię – ktoś niemal przewrócił go na ziemię.
Tego nie potrafię sobie wyobrazić. Długość liny nie daję mi spokoju.

Dużym plusem jest pomysł, ale ja niekoniecznie chciałbym poznać tę historię od strony psychologi postaci, ale to nie jest wada tekstu, tylko gusta i guściki.
„Druga gwiazda na prawo, i prosto, aż do poranka". J.M. Barrie

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

4
To teraz ja. Już widzę, że będę kolejną osobą, która przyczepi się okiennic :)

Jedziemy.
Przemek pisze:

Bezlitosny ząb czasu już niedługo wciągnie pod ziemię ostatni skrawek jej przeszłości. Katarzyna chciałaby położyć się, przykryć pajęczyną i paprociami, wśród gruzów przeczekać aż czas zatoczy krąg i z powrotem ujrzy swój dom w pełnej okazałości.
Czas ujrzy swój dom w pełnej okazałości.
Przemek pisze:
Kiedyś był piętrową willą, słynąca z przepychu.

Wiem, co chcesz przekazać, ale przydałoby się przemeblowanie. Wygląda na to, że dom kiedyś był piętrową willą, a teraz jest wigwamem, chatą kurpiowską albo hangarem.
Może tak:
Piętrowa willa niegdyś słynęła z przepychu.
Albo:
W domu, który kiedyś słynął z przepychu, z trudem można się było dopatrzyć piętrowej willi.
Przemek pisze:
Dach był dziurawy, w szczerbatych murach prawie wszędzie brakowało okiennic.

Jesteś pewien, że chodzi o okiennice? Ich brak nie jest jakimś wielkim problemem. Większość budynków w naszej strefie klimatycznej ich nie ma. Może jednak po prostu brakowało ościeżnic/okien?

Przemek pisze:
- Szukałem grzybów, ale znalazłem jakąś dziwaczną panią, bardzo dziwaczną... – stwierdził.
Dzieci tak nie mówią. Raczej tak, jak zasugerował Krążownik,
- Mamo, tam siedzi dziwna pani!
Przemek pisze:
- Rozum postradałaś?! – rzekł, a dłonie drżały mu niczym z zimna.
- Ignacy... To naprawdę ty? - wymamrotała.
- Ja – odparł gorzko.
- Nic się nie postarzałeś, a więc na ciebie też to działa, cały czas...
- Tak.
- Pamiętam tamten dzień. Przepędziliśmy Cygankę-wiedźmę, a ona wróciła i rzuciła klątwę.
- Śmiałem się, bo co to za kara: Obyście byli wiecznie młodzi! Dopiero potem oczy mi się otworzyły – przyznał, zasępiony.
- Tak, pamiętam, jak się odgrażała: Będziecie świadkami okropieństw ludzkości i pozbędziecie się wszelkich złudzeń.
Fajny pomysł. Bardzo dobry, powiedziałabym wręcz świetny. Wprawdzie był już eksploatowany, ale tutaj mamy nowe ujęcie - klątwa obejmuje dwie osoby, a nie jedną.

Dialog jest jednak ogromnym problemem. Tak, jak już wspomniano ekspozycja jest potwornie drętwa i łopatologiczna. Te same informacje dałoby się przemycić w dialogu nieco dłuższym i bardziej naturalnym, ewentualnie podać w postaci wewnętrznego monologu Katarzyny. W tym momencie brzmi to tak, jakby postaci zdawały sobie sprawę, że występują na scenie i muszą poinformować widza o tym, co same doskonale wiedzą.

Przemek pisze:
- Wiesz co, żyję już na tyle długo, że potrafię przewidzieć, kiedy zacznie się następna wojna.

Po pierwsze: Po co on to mówi?
Po drugie: Żyją dopiero jakieś 150 lat. Niewiele więcej, niż najstarsze naprawdę żyjące dziś osoby. To trochę za mało, by posiąść wiedzę o ludziach, jaką mają na przykład zrodzone w starożytnym Egipcie wampiry Anne Rice, a ten efekt chyba chciałeś uzyskać.
Po trzecie: Do przewidywania wojen bardziej przydaje się specjalistyczna wiedza z zakresu politologii, ekonomii, socjologii. Jestem pewna, że całkiem młodzi ludzie, posiadający odpowiednie zaplecze, radzą sobie z tym doskonale podczas, gdy najstarsi ludzie, posiłkujący się "zdrowym rozumem" i własnymi obserwacjami mogą nadal być bezradni.

Przemek pisze:
- Ja też potrafię odgadnąć i przewidzieć ludzkie charaktery i nastroje, ale... Nie mów o takich okropnościach, proszę cię nie mów - odparła zasmucona. - Przyszedłeś po dług? - nagle spytała z trwogą.
- No tak, dla ciebie to wciąż jest dług. Przecież, wiesz, że gdybym tylko zechciał, to w każdej chwili, wtedy, gdy dzień i noc miałem cię u boku... W dalszym ciągu jesteś moją żoną, ślubuje się do śmierci – po chwili dodał, a na jego twarzy pojawiła się gorycz i duma. Katarzyna dostrzegła także cień nienawiści i pogardy.
- To były trudne czasy, ja musiałam...
- Wyjść za mnie?! Nie przyszedłem, jak to ujęłaś po dług. Nie jestem barbarzyńcą, nie wezmę czegoś, gdy nie chcą tego dać. Bądź spokojna. Aczkolwiek nie wierzę w te nowoczesne przysięgi, jednym kaprysem można je zerwać. Aż do śmierci, oznacza aż do śmierci i nic tego nie zmieni – dodał.
- Zabawnie to brzmi biorąc pod uwagę... A, nieważne. Choć cały czas starasz się udowodnić, że jesteś wspaniałomyślny i zarazem gardzisz mną, i tak jestem ci wdzięczna i cenię cię. Nie wiem, czy którykolwiek inny mężczyzna zachowałby się tak, jak ty.
Strasznie sztuczne. Wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko, jest zbyt oczywiste, a postaci swoimi niezręcznymi sformułowaniami tylko pogłębiają wrażenie podawania wszystkiego na tacy.
Przemek pisze:
Poza tym… Wiedziałeś niemal od początku, prawda?
- O twoim zainteresowaniu kobietami? Naturalnie, patrzyłaś na nie inaczej.
Teraz im się zebrało na takie rozmowy?
Przemek pisze:
- Tak. Cyganka, owszem. Była przebiegła. Przecież zaraz w drugim roku po ślubie sprowadziłam ją sobie, że niby to moja pomoc teraz ma być, ale ty wszystko wiedziałeś.
Wiedziałeś, ale ci to powiem, bo czytelnik nie wie.
Przemek pisze:
- Tęsknię za najdroższym mi na świecie przyjacielem. Tęsknię za tobą.
- Przyjacielem... Żartujesz, Katarzyno?!
Jestem po stronie Ignacego. Z dialogu wynika, że tych dwoje niespecjalnie się lubi.
Jeśli za tymi dialogami, obliczonymi wyłącznie na sprzedanie czytelnikowi historii i wyjaśnienie wszystkiego, co dla postaci i tak jest jasne kryje się jakiekolwiek uczucie, to jest nim wzajemna umiarkowana, cywilizowana niechęć tych dwojga do siebie. Nie nienawidzą się, są dla siebie tacy... "Meh, śmierci mu/jej nie życzę, niech sobie będzie, ale jakoś nie przepadam, no nie mój typ."
Czemu nagle się tutaj pojawia jakaś przyjaźń?
Przemek pisze:
- Do diabła! Słowo przyjaciel to dla ciebie oblega. Ja jeszcze powinnam cię pożądać! A niech to szlag!- Zaczęła szlochać, lecz po chwili opamiętała się. -Wybacz, zagalopowałam się i nie zastanowiłam. Do następnego spotkania, miej się dobrze.
Pojawiają się jakieś emocje, ale za szybko. Zdecydowanie za szybko wszystko się dzieje. Wiem, że pani nie jest zdrowa psychicznie, ale nawet u osób z osobowością borderline nastroje nie zmieniają się tak szybko. Dialog biegnie na łeb na szyję, leci po łebkach i tylko muska to, co mogłoby być w nim dobre zamiast to eksplorować, zamiast się tym pobawić, posmakować.
Przemek pisze:
Założył pętlę na szyję. Spojrzał przed siebie, zaczerpnął powietrza, usiłując powstrzymać cisnące się mu do oczu łzy.
Za szybko. Gadają, facet idzie się zabić, wszystko jest takie... Ten tekst wygląda jak szkic, zarys planu, który dopiero trzeba uzupełnić tekstem, żeby stał się tekstem literackim.
Przemek pisze:
To Katarzyna, stała za nim blada i przerażona.
- Na szczęście ukradkiem poszłam za tobą – stwierdziła. -Wiedziałeś, że cię tu znajdę, ale myślałeś, że po fakcie i pęknę ze zgryzoty. To miała być zemsta?! Opamiętaj się.

Rozumiem stylizację na sposób myślenia i wypowiedzi osób wychowanych w XIX wieku, ale mimo wszystko to jest zbyt gładkie. Może poczytaj Jane Austen. To autorka, która opisywała zachowania współczesnych sobie ludzi, jej proza to żadna stylizacja, a autentyczny portret myślenia i zachowań ludzi zakotwiczonych w tamtej kulturze. Autorka pokazuje, że w chwilach silnego wzburzenia nawet angielscy zimnokrwiści ziemianie nie mówili wcale tak gładko i obojętnie, jak nam się dzisiaj może wydawać.

Przemek pisze:
- Nie rezygnuj, wiem, że jak coś sobie zamarzysz, dokonasz tego. To czym teraz się zajmujesz?
Przed chwilą chciałeś się zabić. OK, fajnie, a tak ogólnie to co u ciebie? Ładna dzisiaj pogoda, czyż nie?
Przemek pisze:
- Po cóż malować obrazy, jeśli technologia może nawet ruch uchwycić? Montuję kamery wszelkie, nawet internetowe, albo te na mechanicznych ptakach - dronach. Niesamowita technika. Ludzie są coraz bardziej podejrzliwi względem siebie – uśmiechnął się gorzko.
Po pierwsze "mechaniczny ptak" pasuje bardziej do indiańskiego szamana, niż faceta, który wprawdzie może i ma 150 lat, ale w naszym świecie żyje od dawna i miał czas się przyzwyczaić. Doskonale wie, co to jest dron. Katarzyna też to wie.
Po drugie - rozumiem, że sytuacja artysty pozbawionego zajęcia ma odzwierciedlać przemiany w naszym świecie, to, co technologia robi z ludźmi, pokazać gorycz i rozczarowanie człowieka, który znalazł się w świecie, który dla niego jest nieludzki. Zastanowiłabym się jednak nad daniem Ignacemu innej pasji. Wynalezienie fotografii, a potem kamery i wreszcie opracowanie grafiki komputerowej paradoksalnie spowodowało boom w "tradycyjnych" sztukach plastycznych, dając im zupełnie nowe znaczenie i cele. Jeśli pan nie umie się w tych realiach odnaleźć to znaczy, że nie jest i nigdy nie był artystą. Lubił sobie malować kwiatki i teraz płacze, że już nie ma po co. Jakoś mi nie żal kogoś takiego.

Przemek pisze:
- Nie, moja żono, chcę żebyś cierpiała wieczność, ale w taki sposób, w jaki, żaden inny mężczyzna ci tego nie zada.
Coś się pogubiło w tym zdaniu. "Zadawanie" łączy się z "cierpieniem", a tutaj połączyło się ze "sposobem". Nie można komuś zadać sposobu.
Przemek pisze:
- Już uschły, moja Katarzyno, dawno temu. Teraz maluję wieżowce i mosty, całą panoramę wielkomiejską.
- Oj przestań! I nawet twoje ubranie jest takie diabelsko współczesne.
Czemu wieżowce mają być gorsze od piwonii?

Przemek pisze:
- Mogę parę dni zatrzymać się u ciebie? Przedstaw mnie jako daleką krewną. Tylko się tu rozejrzę.
Dlaczego ona miałaby chcieć u niego mieszkać? To jest mocno dziwne i niespodziewane. Nie wiem, czy takie miało być.
Przemek pisze:
- Czyżby? Nie jestem ci winien, nawet gościny.
Tak:
Nie jestem ci winien nawet gościny.
Albo tak:
Nie jestem ci nic winien, nawet gościny.
Przemek pisze:
- Obiecaj, że nie będziesz się wieszał. Czyjaś śmierć podręczy jednorazowo, natomiast wieczne niesnaski z definicji pozostaną wieczne.
Nawet nie wiem, jak to uratować. Na pewno wywalić "z definicji", a poza tym może jednak jakoś to przygotować? Sentencja wskakuje nam w potoczny dialog zupełnie znienacka.
Przemek pisze:
- Chyba masz rację – szepnął ni to do siebie, ni to do niej. - Ty natomiast nie rzucaj się do piwnicy, bo rychło pójdziesz do piekła.
Szybko się dał przekonać.
Przemek pisze:
Ale powiedz, czy jeszcze dzisiaj tak się da? Czy dzisiaj może powstać dzieło, którego jeszcze nie stworzono?
- Chyba jednak już pójdę.
Pani zdecydowanie nie jest zdrowa. Domyślam się, że chcesz pokazać osobę nieco szaloną, ale trzeba odróżnić problemy emocjonalne/osobowościowe od neurologicznych. To nie brzmi jak wypowiedź kogoś rozchwianego emocjonalnie. To brzmi jak wypowiedź kogoś, kto ma już mocne problemy z kontaktowaniem z rzeczywistością.
Przemek pisze:
- Rozmyśliłaś się z goszczeniem u mnie? Kobieta zmienną jest?
- Kobieta nie jest szmacianą laleczką, żeby wbijać w nią szpileczki, nawet, a w szczególności, gdy jej uczucia są inne niż twoje.
Szyderstwo z łatwo trigerowalnej feministki było celowe?
Przemek pisze:
Rychłą karierę ci wróżę - jako eksponat muzealny, typ upartej, rozkapryszonej szlachcianki z połowy dziewiętnastego wieku. Nigdy nie wychodzi z mody. Zaraz... Jako eksponat też się nie nadasz, niedługo spowszechnieją hologramy. No to może... Wieszak, tak, rozłożysz ramiona i będą na tobie kłaść surduty, żono.
To jest zdecydowanie najbardziej sensowny, życiowy, realistyczny i żywy fragment dialogu w tym tekście. Jeśli zamierzałbyś poprawiać resztę, to celuj w cokolwiek Ci przyświecało, gdy pisałeś te zdania.
Przemek pisze:
Dziękuję, że właśnie uwolniłeś mnie od siebie.
W jaki sposób?
Przemek pisze:
- Wiem, ja też potrzebowałem tego samego, żegnaj... Moja żono. – odparł z gorzkim uśmiechem.
Po co mówi do niej "moja żono"? Domyślam się, że to miało domknąć ekspozycję, może nawet jakoś zaskoczyć, ale to, że para jest małżeństwem było jasne od jakichś pierwszych linijek dialogu.

Teraz ogólne wrażenia:

Bardzo dobry pomysł.
Podobają mi się fragmenty bez dialogu, opis domu, zachowania Katarzyny. Jest refleksyjnie, poetycko, spójnie, naturalnie.
Dialog jednak jest tutaj dużym minusem. Wygląda to tak, jakbyś się za bardzo pospieszył z pisaniem, usiłując przelać na papier cały pomysł, zanim ucieknie. Tak tworzy się szkice. Potem trzeba je wypełnić ciałem, światłocieniem, barwami, dodać tło, ornamenty, fakturę tkanin, głębię spojrzenia, refleksy we włosach.

Może też trochę przeszkadzało to, że Twoje poprzednie teksty tutaj zostały odebrane jako średnio zrozumiałe i przesadziłeś w drugą stronę. Teraz wszystko jest oczywiste do bólu.

Fajnie byłoby znaleźć coś pośrodku. Poczekać, zastanowić się.

Może spróbuj odłożyć ten tekst na jakiś czas, aż z Twojej wyobraźni zniknie to wszystko, co tam teraz jest - nastrój postaci, ich wygląd, ton wypowiedzi, emocje. To, co w Twojej wyobraźni przykrywa ten szkic tak, że teraz nie widzisz braków.
Warto przeczytać potem ten tekst jeszcze raz, bo wtedy zobaczysz, że tego wszystkiego tam tak naprawdę nie ma. Sam zobaczysz, w których momentach dialog dostaje zadyszki, w których jest drewniany i nienaturalny.

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

5
Dziękuję wszystkim za komentarze.
Krążownik, racja, dialogi są przeładowane informacjami. Faktycznie część informacji można by umieścić w narracji.
Dziękuję, że pokrążyłeś :) nad moim tekstem, choć wolisz całkiem inne klimaty, doceniam to.

Marzyciel, chciałbym mieć nadzieję, że sztuczność Katarzyny wynika z jej "niedzisiejszości" :) Dziękuję za poświęcony czas.

MargotNoir,
czekałem na Ciebie, muszę przyznać, bo wiem, że interesujesz się psychologią.

MargotNoir pisze: Po drugie: Żyją dopiero jakieś 150 lat. Niewiele więcej, niż najstarsze naprawdę żyjące dziś osoby. To trochę za mało, by posiąść wiedzę o ludziach, jaką mają na przykład zrodzone w starożytnym Egipcie wampiry Anne Rice, a ten efekt chyba chciałeś uzyskać. Po trzecie: Do przewidywania wojen bardziej przydaje się specjalistyczna wiedza z zakresu politologii, ekonomii, socjologii. Jestem pewna, że całkiem młodzi ludzie, posiadający odpowiednie zaplecze, radzą sobie z tym doskonale podczas, gdy najstarsi ludzie, posiłkujący się "zdrowym rozumem" i własnymi obserwacjami mogą nadal być bezradni.
No i tak, i nie zarazem. Zauważ jednak, że w ciągu tych 150ciu lat było wiele znaczących wojen i nastrojów przedwojennych i oni je przeżyli. Znają to z autopsji.
MargotNoir pisze: Jestem po stronie Ignacego. Z dialogu wynika, że tych dwoje niespecjalnie się lubi. Jeśli za tymi dialogami, obliczonymi wyłącznie na sprzedanie czytelnikowi historii i wyjaśnienie wszystkiego, co dla postaci i tak jest jasne kryje się jakiekolwiek uczucie, to jest nim wzajemna umiarkowana, cywilizowana niechęć tych dwojga do siebie. Nie nienawidzą się, są dla siebie tacy... "Meh, śmierci mu/jej nie życzę, niech sobie będzie, ale jakoś nie przepadam, no nie mój typ." Czemu nagle się tutaj pojawia jakaś przyjaźń?
Widzę, że dialogi sztuczne bo przeładowałem je informacjami owszem, ale to co chciałem przekazać jest zbyt... zawoalowane, eh... Paradoks.
Przyjaźń nie pojawia się nagle. Nie chcę tu wchodzić w rolę tłumacza tekstu. Trochę podpowiem jednak.
On ją kocha i nienawidzi, za to właśnie, ze ona go darzy przyjaźnią i ceni, ale już nie pożąda.
MargotNoir pisze: Zastanowiłabym się jednak nad daniem Ignacemu innej pasji. Wynalezienie fotografii, a potem kamery i wreszcie opracowanie grafiki komputerowej
MargotNoir pisze: Wynalezienie fotografii, a potem kamery i wreszcie opracowanie grafiki komputerowej paradoksalnie spowodowało boom w "tradycyjnych" sztukach plastycznych, dając im zupełnie nowe znaczenie i cele. Jeśli pan nie umie się w tych realiach odnaleźć to znaczy, że nie jest i nigdy nie był artystą. Lubił sobie malować kwiatki i teraz płacze, że już nie ma po co. Jakoś mi nie żal kogoś takiego.
Pomyśl jak "niedzisiejszy". A może tradycjonalista- malarz uważa fotografię i grafikę za bujdę? Za marną namiastkę prawdziwego malarstwa? Za łatwiznę, której nie wiedzieć czemu przyznaje się miano sztuk - pasja dla nierobów - klikniesz tu, klikniesz tam i już ci się obraz tworzy - facet ma ponad sto pięćdziesiąt lat.
MargotNoir pisze: Przemek pisze:Source of the postAle powiedz, czy jeszcze dzisiaj tak się da? Czy dzisiaj może powstać dzieło, którego jeszcze nie stworzono?- Chyba jednak już pójdę.Pani zdecydowanie nie jest zdrowa. Domyślam się, że chcesz pokazać osobę nieco szaloną, ale trzeba odróżnić problemy emocjonalne/osobowościowe od neurologicznych. To nie brzmi jak wypowiedź kogoś rozchwianego emocjonalnie. To brzmi jak wypowiedź kogoś, kto ma już mocne problemy z kontaktowaniem z rzeczywistością.
Pani jest bardzo zdrowa psychicznie, wręcz jak ryba i widzi intencje pana :) Pan natomiast jest niezdrowy, to urażony zgorzkniały manipulant, typ "biernego agresora", pani czynnego agresora sama by unieszkodliwiła, ale przed tego typu agresorem nie wiadomo jak się bronić. Pan o mentalności psa ogrodnika, subtelnie ją podgryza i próbuje wzbudzić poczucie winy. Nie tknął jej, ale na każdym kroku próbuje zaznaczyć, ze ona jest JEGO(żoną), a on taki dobry człowiek, a także iż, coś z nią samą jest nie tak, a także (nie wprost), że bez niego jej los będzie marny, bo... teraz już nie ma o czym pisać, bo jej suknia jest podarta, bo pani jest niedzisejsza, bo to, bo tamto. Nie wprost kpi z jej feminizmu. Podczas, gdy ona dopinguje go do malowania i do działania, on nie wprost chce dać jej do zrozumienia, że teraz jej pisanie nie ma sensu. Pani jest do niego przywiązana psychicznie, ale wreszcie pozbywa się złudzeń - on nigdy nie doceni, że ona go szanuje jest do niego przywiązana, ale nie kocha fizycznie. On zawsze bezie ją za to nienawidził i próbował w jakiś sposób złamać, zdołować subtelnie, zamiast wreszcie... zmądrzeć. Tak, eureka! Zmądrzeć! :) Dlatego zrozumiawszy to, dziękuje mu, że tymi słowami, (które ci się spodobały, w których on ją próbuje upokorzyć i obrazić), uwalnia ją od siebie, uwalnia ją ze złudzeń.

Co to znaczy "łatwo trigerowana feministka"? Angielszczyzna... Triger - ang. wyzywalacz... Hm...
Chciałem jeszcze przemycić fragment w dialogu u pani o dzisiejszych feministkach, która są... Nie dorastają do pięt sufrażystkom. Zarówno moja bohaterka jak i ja nie rozumiemy jakim cudem zmuszanie działaczek do pokazywania nagich piersi jest feminizmem?
Chciałem przemycić, ale pewnie czytelnicy by się znudzili :)


I jeszcze jedno, jeśli chodzi o osobowość borderline, chyba nadużywa się tego określenia, które zaczyna stawać się nie jednostką nozologiczną, a etykietką.

Dziękuję raz jeszczeMargotNoir, za wizytę, z dużą ilością proponowanych korekt się zgadzam.

Pozdrawiam

Added in 6 minutes 46 seconds:
Ps. wcześniej nadużywało się pojęcia pt. "histeria" :twisted:

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

6
Przemek pisze: No i tak, i nie zarazem. Zauważ jednak, że w ciągu tych 150ciu lat było wiele znaczących wojen i nastrojów przedwojennych i oni je przeżyli. Znają to z autopsji.
No dobrze, rzeczywiście w ciągu dwóch ostatnich wieków sporo się stało, ale może dałoby się łatwiej przełknąć pewność siebie Ignacego, gdyby jego stwierdzenie było mniej kategoryczne.
Przemek pisze: Pomyśl jak "niedzisiejszy". A może tradycjonalista- malarz uważa fotografię i grafikę za bujdę? Za marną namiastkę prawdziwego malarstwa? Za łatwiznę, której nie wiedzieć czemu przyznaje się miano sztuk - pasja dla nierobów - klikniesz tu, klikniesz tam i już ci się obraz tworzy - facet ma ponad sto pięćdziesiąt lat.
Nie nie :) Chodziło mi właśnie o to, że sztuki plastyczne mają się świetnie. Pomyśl chociażby o Beksińskim. Zresztą tacy panowie, jak Dali czy Picasso, niewiele młodsi od Ignacego, poradzili sobie w nowej rzeczywistości śpiewająco. Wygląda na to, że malarstwo zyskało nowe wymiary i nowy impet właśnie w momencie, gdy spadł z niego obowiązek odwzorowywania rzeczywistości w ten czy inny sposób, bo został on przejęty przez fotografię. Teraz powoli ciężar tworzenia fantastycznych obrazów przejmuje grafika komputerowa, ale jest nadal trudną techniką, więc malarstwo radzi sobie świetnie. Do tego dochodzi możliwość kreatywnego wykorzystania właściwości samej substancji, z którą się pracuje i która istnieje realnie - jak choćby obrazy malowane szpachlą czy układanie obrazów z przedmiotów codziennego użytku tak, by były widoczne tylko pod odpowiednim kątem. Grafika komputerowa nie ma tej możliwości. Malarz działający "w realu" ma też możliwość wchodzenia w interakcje z przestrzenią i odbiorcą. Pomyśl chociażby o Banksym. Dzisiaj można malować szkłem i cieniem, można malować ludźmi, na przykład wciągając tłum w proces twórczy, można tworzyć zdumiewające instalacje, tylko trzeba mieć pomysł i chęci, a nie siedzieć i narzekać jak Ignacy.
Przemek pisze: Widzę, że dialogi sztuczne bo przeładowałem je informacjami owszem, ale to co chciałem przekazać jest zbyt... zawoalowane, eh... Paradoks.
Przyjaźń nie pojawia się nagle. Nie chcę tu wchodzić w rolę tłumacza tekstu. Trochę podpowiem jednak.
On ją kocha i nienawidzi, za to właśnie, ze ona go darzy przyjaźnią i ceni, ale już nie pożąda.
Czym innym jest pytanie, czy czytelnik jest w stanie się domyślić, co autor chciał pokazać, a czym innym jest pytanie, czy autor rzeczywiście to pokazał.
Rozumiem koncepcję, ale to, jak tekst jest napisany wcale jej nie przepracowuje, nie eksploruje, miejscami wręcz jej przeczy.
Właśnie dlatego sugerowałam odłożenie tekstu na jakiś czas. Najprościej chyba ująć to w ten sposób, że teraz masz do dyspozycji tekst - szkic na kartce - oraz swoje wyobrażenie na temat sytuacji postaci, ich myślenia, nastawienia, emocji, przeszłości. To wyobrażenie jest naniesione na przezroczysty arkusz, przez który patrzysz na szkic. Nie widzisz tego, jak ten szkic wygląda, bo tam, gdzie ma braki, Ty i tak widzisz naniesione na arkusz kolory, uzupełniające te braki. Dopiero, gdy to wyobrażenie się zatrze, gdy o nim zapomnisz, będziesz w stanie zobaczyć tekst tak, jak widzi go czytelnik.
Piszesz o szacunku, przyjaźni... ale w dialogu tego nie ma. Katarzyna reaguje niechęcią, jak na obecność obcego intruza. Jak już pisałam, nie ma też jakiejś szczególnej nienawiści z żadnej ze stron. Fragmenty tekstu sugerują, że ona powinna tam być, ale jej nie ma. Nie czuje się jej. Co z tego, że poutykasz w dialogach fragmenty sugerujące, że postacie mają ze sobą nawzajem związane jakieś głębokie i trudne emocje, skoro cała reszta wskazuje, że zasadniczo mają się nawzajem gdzieś.
Przemek pisze: ani jest bardzo zdrowa psychicznie, wręcz jak ryba
Tańczy w parku w łachmanach i straszy dziecko. Włazi do piwnicy, czy też usiłuje popełnić samobójstwo przez skok do piwnicy. Tak się nie zachowują zdrowi ludzie.
Katarzyna odpowiada, jakby miała chwilowe zaniki pamięci. Mąż mówi coś ważnego, ona na to 'To ja już pójdę'. I znów wiem, co chciałeś uzyskać. Czasami ludzie tak reagują w stresowych sytuacjach na coś, co ich obraża, rani, napawa obrzydzeniem. Tylko, że wtedy najpierw się denerwują. Wahają, albo przeciwnie, wstają oburzeni. Robią coś. Jest mięso, reakcja. Twoja Katarzyna zachowuje się, jakby miała po prostu demencję i zapomniała, że z kimś rozmawia.

Jest różnica pomiędzy tym:
- Blablablabla!
- Chyba już pójdę.

A tym:

- Blablabla!
Katarzyna pobladła. Zaciskając usta, wbiła w męża ostre jak sztylet spojrzenie. Przesunęła sztywnymi dłońmi po atłasie sukni.
- Chyba już pójdę - odpowiedziała lodowato, a zaraz potem wstała, dumnie unosząc głowę.

Ja wiem, mój własny styl może być fatalny, didaskalia sklecone na szybko, ale chodzi mi o to, żeby pokazać, jak inaczej wygląda to "Chyba już pójdę" zależnie od reszty tekstu.

Nie piszesz sztuki teatralnej. W teatrze wystarczą kwestie, bo to aktor dodaje im życia, treści i emocji. Ty nie masz do dyspozycji aktorów, sam musisz napisać, co się dzieje z postaciami.
Czasami da się napisać wypowiedź tak żywa i energiczną, że didaskalia przestają być potrzebne, bo czytelnik sam słyszy, w jaki sposób ktoś mówi, ale nie w każdej scenie to się sprawdza. Kwestie, które postaci wypowiadają mogą być suche i drętwe, bo czasami ludzie (zwłaszcza tacy, którzy się nie lubią) tak ze sobą rozmawiają, ale gdzieś to mięso musi być. Jeśli nie w dialogu, to w didaskaliach.
Przemek pisze: Dlatego zrozumiawszy to, dziękuje mu, że tymi słowami, (które ci się spodobały, w których on ją próbuje upokorzyć i obrazić), uwalnia ją od siebie, uwalnia ją ze złudzeń.
No właśnie. To prowadzi do zasadniczego pytania: czy oni się widzą po raz pierwszy od tych powiedzmy stu lat? Część tekstu na to wskazuje.

Przez sto lat Katarzyna nie zdążyła się najzwyczajniej w świecie odzwyczaić od męża? Jak już pisałam, z tekstu wynika, że nic szczególnego ich nie łączyło (tak, pada słowo "przyjaciel", ale poza tym wszystko świadczy o tym, że on ją i ona jego ani ziębi, ani grzeje; trochę sobą gardzą, ale też nie jakoś szczególnie intensywnie).
Ot, lubiła sobie z nim siedzieć w ogródku i czasami pogadać o martwych naturach. W perspektywie jej życia te lata, które z nim spędziła jako "normalnie żyjąca" żona to jakaś marna chwilka. Kiedy siedemdziesięciolatek po pięćdziesięciu latach spotyka w parku dziewczynę, z którą chodził w liceum przez miesiąc, nie czuje do niej nic. Kompletnie nic. Ani zawiści, ani żalu, ani nienawiści, ani przywiązania. Może odrobinę nostalgii, jak przy znalezieniu starego game boya na strychu. Nowsze wspomnienia i doświadczenia już dawno zatarły tamte.

A jeśli małżonkowie widywali się przez te lata, to jakim cudem Katarzyna nie przejrzała na oczy wcześniej? W sumie Ignacy nie powiedział tu nic szczególnego. Znała go 150 lat i dopiero jedno zdanie o wieszaku pokazało jej, że to zupełnie inny człowiek, niż ten, za jakiego go miała? Nigdy wcześniej nie zdarzały mu się takie wpadki?
Przemek pisze: Co to znaczy "łatwo trigerowana feministka"? Angielszczyzna... Triger - ang. wyzywalacz...
Dokładnie to. Chodzi mi o panią, która na każde zdanie zawierające słowo "kobieta" reaguje bełtem nowofeministycznych sloganów w stylu "faceci do garów, sam se zrób kanapkę, każda kobieta jest piękna, istnieje siedemdziesiąt sześć płci, spadaj polerować swój biały przywilej, mężczyzny nie da się zgwałcić, ofiarami przemocy domowej zawsze są kobiety". Tak się tutaj zachowała Katarzyna. Taki pajacyk w pudełku. Powiesz słowo-klucz, czyli właśnie trigger, a ona wyskakuje i zaczyna gadać od rzeczy.

Nie wiem, co bym jeszcze mogła dodać. Mnie z kolei sugerowano, że przesadzam z didaskaliami i z tym jestem w stanie się zgodzić, ale mimo wszystko czegoś tutaj brakuje.

Ciekawa historia. Zwłaszcza ta zmiana w Katarzynie może być hitem - to, jak powoli dociera do niej, jakim człowiekiem jest Ignacy. Jest co eksplorować.

Może można tę historię trochę obrać z niepotrzebnych wątków. Po co seks z Cyganką, po co feminizm. Czyni historię politycznie zaangażowaną, a chyba chodziło Ci o prywatne życie i prywatne emocje dwojga ludzi.
Może warto pokazać kilka spotkań? To, jak małżonkowie widują się powiedzmy co 20-30 lat w różnych sytuacjach, w różnych realiach. To, jak zmienia ich historia, jak sami nawzajem siebie zmieniają kolejnymi konfrontacjami. To, jak Katarzyna powoli odkrywa, czego chce.

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

7
MargotNoir pisze: Dzisiaj można malować szkłem i cieniem, można malować ludźmi, na przykład wciągając tłum w proces twórczy, można tworzyć zdumiewające instalacje, tylko trzeba mieć pomysł i chęci, a nie siedzieć i narzekać jak Ignacy.
On nie narzeka, a zresztą gdyby narzekał, to też ma do tego prawo, jest już bardzo stary, choć młody, już Ci to wyjaśniłem.
MargotNoir pisze: Tańczy w parku w łachmanach i straszy dziecko. Włazi do piwnicy, czy też usiłuje popełnić samobójstwo przez skok do piwnicy. Tak się nie zachowują zdrowi ludzie. Katarzyna odpowiada, jakby miała chwilowe zaniki pamięci. Mąż mówi coś ważnego, ona na to 'To ja już pójdę'. I znów wiem, co chciałeś uzyskać. Czasami ludzie tak reagują w stresowych sytuacjach na coś, co ich obraża, rani, napawa obrzydzeniem. Tylko, że wtedy najpierw się denerwują. Wahają, albo przeciwnie, wstają oburzeni. Robią coś. Jest mięso, reakcja. Twoja Katarzyna zachowuje się, jakby miała po prostu demencję i zapomniała, że z kimś rozmawia.
Doskonale wie kim jest, czego ktoś od niej chce, jest po prostu w nostalgii, jej krewni dawno nie żyją, ona była świadkiem wielu przemian w świecie, wie i rozumie o co w tym wszystkim chodzi. Ma prawo być zmęczona i smutna, mieć gdzieś ten świat. Chłopca nie goni i nie straszy.
MargotNoir pisze: Jest różnica pomiędzy tym:- Blablablabla!- Chyba już pójdę.A tym:- Blablabla!Katarzyna pobladła. Zaciskając usta, wbiła w męża ostre jak sztylet spojrzenie. Przesunęła sztywnymi dłońmi po atłasie sukni. - Chyba już pójdę - odpowiedziała lodowato, a zaraz potem wstała, dumnie unosząc głowę.
Ona początkowo dała mu się sprowokować, wtedy gdy oburzyła się, że on chce ciągle czegoś więcej. Jednak na końcu ona nie pokazuje po sobie, że ją obraził, ona wygrywa na końcu. Celowo nie eksponuje emocji, a gdy on ją prowokuje potrafi dopowiedzieć co myśli (o lalce szmacianej) ale nie wpada w gniew.
MargotNoir pisze: A jeśli małżonkowie widywali się przez te lata, to jakim cudem Katarzyna nie przejrzała na oczy wcześniej? W sumie Ignacy nie powiedział tu nic szczególnego. Znała go 150 lat i dopiero jedno zdanie o wieszaku pokazało jej, że to zupełnie inny człowiek, niż ten, za jakiego go miała? Nigdy wcześniej nie zdarzały mu się takie wpadki?
Nadzieja umiera długo.
MargotNoir pisze: Przemek pisze:Source of the post Co to znaczy "łatwo trigerowana feministka"? Angielszczyzna... Triger - ang. wyzywalacz... Dokładnie to. Chodzi mi o panią, która na każde zdanie zawierające słowo "kobieta" reaguje bełtem nowofeministycznych sloganów w stylu "faceci do garów, sam se zrób kanapkę, każda kobieta jest piękna, istnieje siedemdziesiąt sześć płci, spadaj polerować swój biały przywilej, mężczyzny nie da się zgwałcić, ofiarami przemocy domowej zawsze są kobiety". Tak się tutaj zachowała Katarzyna. Taki pajacyk w pudełku. Powiesz słowo-klucz, czyli właśnie trigger, a ona wyskakuje i zaczyna gadać od rzeczy.
Gdzie ona kazała mu coś gotować lub polerować? Nie pamiętam, żebym o tym pisał.
Obawiam się że jak można wymyślić trigerowaną feministkę, można także wymyśluć trigerowaną anty-feministkę.
MargotNoir pisze: Może można tę historię trochę obrać z niepotrzebnych wątków. Po co seks z Cyganką, po co feminizm. Czyni historię politycznie zaangażowaną, a chyba chodziło Ci o prywatne życie i prywatne emocje dwojga ludzi. Może warto pokazać kilka spotkań? To, jak małżonkowie widują się powiedzmy co 20-30 lat w różnych sytuacjach, w różnych realiach. To, jak zmienia ich historia, jak sami nawzajem siebie zmieniają kolejnymi konfrontacjami. To, jak Katarzyna powoli odkrywa, czego chce.
Cyganka potrzebna i feminizm jak najbardziej. Tekst przede wszystkim traktuje o feminizmie pokazanym poprzez historię tych dwojga. O walce o godność, wolność od manipulacji, samostanowienie, prawo do bycia sobą, wbrew temu, co kto myśli. Może jest zbyt przeładowany, ale w takim fragmencie trudno ukazać to inaczej.

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

8
Przemek pisze: Doskonale wie kim jest, czego ktoś od niej chce, jest po prostu w nostalgii,
Zachowuje się jak osoba chora psychicznie, nie ktoś w nostalgii. Osoba zdrowa psychicznie nie tańczy w parku w łachmanach do nieistniejącej muzyki i nie próbuje się zabić przez wpełzanie do piwnicy.

Możesz twierdzić, że jest zdrowa, ale jeśli wymyślisz zdrową postać, a potem opiszesz jej zachowanie tak, że pokazuje ono obraz osoby chorej, to twierdzenie, że jest zdrowa nic nie pomoże. Czytelnik czerpie obraz postaci z tekstu.
Przemek pisze: Jednak na końcu ona nie pokazuje po sobie, że ją obraził, ona wygrywa na końcu.
OK, Ty tak twierdzisz. Ja to widzę tak: jedna postać coś mówi, druga bez powodu wstaje i bez żadnego nawiązania do poprzedniej wypowiedzi, bez niczego, co by jakkolwiek określało jej nastawienie i związek między usłyszanymi słowami a wyjściem wstaje i sobie idzie. To wygląda jak demencja, nie godność.
Brak reakcji, pełne godności milczenie, dumę - to wszystko też można opisać.
Przemek pisze: Gdzie ona kazała mu coś gotować lub polerować? Nie pamiętam, żebym o tym pisał.

A gdzie ja twierdzę, że pisałeś dosłownie o gotowaniu i polerowaniu?
Mówimy o tej wypowiedzi:
Przemek pisze: Kobieta nie jest szmacianą laleczką, żeby wbijać w nią szpileczki, nawet, a w szczególności, gdy jej uczucia są inne niż twoje.
Dla mnie reakcja Katarzyny jest typową przesadzoną (i niech będzie, że jak najbardziej histeryczną) reakcją striggerowanej feministki.
Przemek pisze: Tekst przede wszystkim traktuje o feminizmie pokazanym poprzez historię tych dwojga.
Najpierw twierdzisz, że dramat polega na przywiązaniu Katarzyny do męża i jego nienawiści spowodowanej tym, że z nim nie sypiała. To są całkowicie osobiste, prywatne sprawy. Unikalne i własne emocje dwójki ludzi. Równie dobrze role mogłyby się odwrócić i mąż byłby przywiązany do żony, która nim gardzi z powodu jego łóżkowych dysfunkcji lub jego orientacji. Sam twierdzisz, że problemem Katarzyny jest przywiązanie emocjonalne. Nie finansowe, nie społeczne. Emocjonalne. A emocjonalne przywiązanie do partnera, który to wykorzystuje, zdarza się każdemu i w każdej rzeczywistości. Jedynym, co może - MOŻE - robiłoby z tego typu prywatnego problemu problem społeczny jest dostępność do pomocy psychologicznej i psychoterapii, ewentualnie stygmatyzacja osób cierpiących w ten sposób (lub jej brak), ale o tym w tekście nie ma ani słowa.

Gdzie tu kwestie nierówności płci i historii? Pewnie zaczniesz twierdzić, że przecież w tekście jest zdanie "To były trudne czasy, ja musiałam... - Wyjść za mnie?". I co, to już? To jest eksplorowanie tematu? Już mamy odfajkowane nawiązanie do sytuacji kobiet w dziewiętnastowiecznej Polsce i uważasz, że to wystarczy, by twierdzić, że opowiadanie jest społecznie zaangażowane? Seksowi z Cyganką poświęcasz trzy linijki, a temu, co Twoim zdaniem jest tematem opowiadania poświęcasz dziewięć słów?

Już pominę kwestię tego, czy temat uwalniania się z toksycznej relacji zrealizowałeś czy nie. Tak czy siak, uwalnianie się z toksycznej relacji to nie jest emancypacja w sensie ruchów społecznych dążących do zrównania praw kobiet i mężczyzn.

Rozwiązywanie problemów emocjonalnych jednej osoby i przemiany społeczne to zupełnie dwie różne kwestie. Mogą się zazębiać, można pokazać to, jak się zazębiają ale na pewno nie w kilkunastu linijkach dialogu. To, jak w różnych epokach i różnych społecznościach kobiety z tym samym problemem emocjonalnym otrzymują różnego rodzaju wsparcie to jest temat przynajmniej na dłuższe opowiadanie, jeśli chcesz naprawdę się zastanowić nad tym, powiedzieć coś, co jeszcze nie zostało powiedziane, jakoś temat pogłębić, zanalizować, a nie tylko parafrazować oczywistości.

Jedynym elementem, który w tej historii mógłby odrobinkę zahaczać o emancypację jest pytanie, w jaki sposób Katarzyna sobie radziła po rozstaniu z mężem. Tylko, że tej kwestii nie poruszasz, nawet nie trącasz z daleka patykiem.

Ponawiam pytanie, które jest w tym momencie tym ważniejsze: jak długo oni się nie widzieli?

Katarzyna jest zdziwiona, że Ignacy się nie postarzał. Dopiero przy opisanym spotkaniu dowiaduje się, że klątwa działa też na niego. To wskazuje, że ostatni raz widziała go maksymalnie trzy, cztery lata po rzuceniu klątwy, skoro nie zauważyła, że nie zmieniał się fizycznie.

Jeśli chodzi o psychikę postaci, to takie rozwiązanie rodzi bardzo duży problem: po takim czasie rozłąki i tak krótkiej znajomości Katarzyna i Ignacy są dla siebie teraz całkowicie obcymi ludźmi. Nie ma żadnego dramatu, toksycznego przywiązania, prowokacji, puszczających nerwów... Taka rozmowa, kończąca się nagłym "uwolnieniem" od męża w ogóle nie ma racji bytu. Mąż, którego Katarzyna znała kilka lat i którego nie widziała od 150 lat zdążył jej zobojętnieć.

Jeśli chodzi o emancypację czy jakiekolwiek kwestie społeczne, to takie rozwiązanie mogłoby być bardzo ciekawe. Mogłoby, bo kompletnie pominąłeś ten temat. Katarzyna porzuca męża, zapewne pozbawiona zostaje wsparcia własnej rodziny, musi znieść ostracyzm, utrzymać się. Zostaje szwaczką, prostytutką, posługaczką? Jakie wtedy ścieżki kariery miała kobieta w jej sytuacji? A może jednak rodzina, wzruszona opowieściami o rzekomej tyranii męża, pomaga jej po tak skandalicznym zakończeniu pożycia?
Sugerujesz, że pisała książki, ale to chyba nie od razu po odejściu. Musiałaby mieć z czego żyć chociażby na czas pisania pierwszego dzieła nawet przy założeniu, że okazałoby się spektakularnym sukcesem.


Twoje odpowiedzi teraz tym bardziej pokazują, że nie widzisz tekstu tak, jak go może widzieć czytelnik. Wygląda na to, że chciałeś tam nawrzucać mnóstwo aspektów jednej historii i skończyło się tak, że nie pociągnąłeś tak naprawdę żadnego. Są jakieś strzępki, coś chciałeś pokazać, tu jakieś pół zdania, tam jakiś liźnięty temat... ogólnie, jak się wysilić, to widać, o czym ten tekst miał być. Tylko, że nie jest. Jak już pisałam, to jest szkic. Sam go rozumiesz, masz to przemyślane, widzisz, co ma się znaleźć w końcowym obrazie, ale tego tam póki co nie ma.

Pomysł naprawdę jest dobry, ale teraz jeszcze trzeba go zrealizować. Jeśli chciałbyś spróbować, to chętnie przeczytam podejście numer dwa.

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

9
Przemek pisze:Marzyciel, chciałbym mieć nadzieję, że sztuczność Katarzyny wynika z jej "niedzisiejszości"
No... Niezupełnie.

MargotNoir pisze:- Blablablabla! - Chyba już pójdę.(...)chodzi mi o to, żeby pokazać, jak inaczej wygląda to "Chyba już pójdę" zależnie od reszty tekstu.
Nie zgodzę się. Chciałabyś dodać nowy akapit, żeby czytelnikowi przyłożyć łopatą. W dialogu to właśnie blablabla jest kluczem. Ja bym zmienił wypowiedź.

Sorry Przemek :)
Przemek pisze:- Owszem, bardzo.
- Hm... Napisz mi coś, najlepiej o wolności, tak żebym mógł to czytać przez następne kilkadziesiąt lat, moja Katarzyno. Ale powiedz, czy jeszcze dzisiaj tak się da? Czy dzisiaj może powstać dzieło, którego jeszcze nie stworzono?
- Chyba jednak już pójdę.
- Jestem już zmęczona...
- Napisz coś dla mnie. Coś o wolności, coś co będę mógł czytać przez następne kilkadziesiąt lat. Moja Katarzyno... Tylko? Czy to w ogóle możliwe?
- Nic tu po mnie... - odpowiedziała.
„Druga gwiazda na prawo, i prosto, aż do poranka". J.M. Barrie

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

10
Marzyciel pisze: - Jestem już zmęczona...
- Napisz coś dla mnie. Coś o wolności, coś co będę mógł czytać przez następne kilkadziesiąt lat. Moja Katarzyno... Tylko? Czy to w ogóle możliwe?
- Nic tu po mnie... - odpowiedziała.
No w sumie też by zadziałało :) Nie wiem, ja jakoś potrzebuję chwili oddechu przed kolejną wypowiedzią, ale tak też może być. Na pewno mniej dziwi i jest mnie nienaturalnie, niż "To ja już pójdę".

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

11
MargotNoir pisze:No w sumie też by zadziałało :) Nie wiem, ja jakoś potrzebuję chwili oddechu przed kolejną wypowiedzią, ale tak też może być. Na pewno mniej dziwi i jest mnie nienaturalnie, niż "To ja już pójdę".
Ta chwila oddechu powinna być znacznie wcześniej. Pomiędzy:
Przemek pisze:– Chyba masz rację – szepnął.
[...]
– Ty natomiast nie rzucaj się...
Można wrzucić krótki akapit i poświęcić go na ożywienie postaci. W tym miejscu następuje zmiana nastroju. Tu Katarzyna potrzebuję oddechu, od tej chwili dystansuje się coraz bardziej, dalej wystarczy być konsekwentnym i nie przerywać rozmowy, czasem tylko odhaczyć atrybucje dialogowe, żeby się czytelnik nie zgubił.
To oczywiście mój sposób widzenia dialogu, a zaznaczam, orłem nie jestem.
„Druga gwiazda na prawo, i prosto, aż do poranka". J.M. Barrie

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

12
I ja dorzucę swoje trzy grosze do dyskusji, bo przedstawiony fragment pobudził mnie do refleksji.

Klątwa "Obyś był wiecznie młody" może dotyczyć fizycznego niestarzenia się, a zatem nieśmiertelności, rozumianej jako brak możliwości zejścia w sposób naturalny. I już w tym wydaniu zdaje się straszna. Człowiek staje się kłodą, która będzie płynąć rzeką historii w nieskończoność, obok wciąż zmieniających się krajobrazów, zdarzeń, ludzi i myśli. To wystarczy, by poczuć się osamotnionym, bez własnego miejsca i celu w życiu, mieć poczucie życia mnogością żyć, nie własnym, ograniczonym narodzinami i śmiercią. Prosta droga do dezintegracji "ja". Jedyną szansą wyjścia z klątwy jest szukanie samounicestwienia.

Ale "być wiecznie młodym"może oznaczać też zatrzymanie się w młodzieńczości nie tylko fizycznej ale mentalnej i emocjonalnej, zafiksowanie na ideach młodzieńczych, pragnieniach i oczekiwaniach, które nigdy nie odejdą w przeszłość. Tym samym nie pozwolą rozwinąć się osobowości w dojrzałą i dalej, w sędziwą, a to z kolei odbiera przywilej dystansu wobec konkretnych, zarówno przeszłych jak i obecnych zdarzeń. Doświadczenie, jako suma przeżyć będzie co prawda narastać ale dla młodzieńczej, wciąż niedojrzałej natury nie stanie się filtrem, który będzie miał wpływ na postawy. Krótko mówiąc, dotknięty klątwą wiecznej młodości jak w "Dniu Świstaka" nieustannie będzie przeżywał te same stany emocjonalne właściwe młodości i upływ czasu, zmiany środowiskowe, społeczne, wojny i kataklizmy na niewiele się tu zdadzą, skoro osobowość pozostanie niezmiennie na poziomie młodzieńczym. Nie ma szans na ocenę siebie "z wczoraj", porównanie z sobą "dziś", projekcji "siebie jutro".

Mam wrażenie, że Katarzyna własnie w taką pułapkę wpadła, mentalnie utknęła w "tamtych czasach" i wieku 150 lat nadal myśli kategoriami siebie w młodości. Świat i czas płyną obok, dotykają co prawda jej zewnętrzności, ale nie wnętrza. Zachowania Katarzyny mogą wydawać się szalone, nieadekwatne, ale szalona nie jest, jedynie adekwatna do "tamtych czasów".

Zresztą, dla obojga bohaterów problemem jest nie tyle zmiana świata zewnętrznego - oboje sobie jakoś radzą - ile brak zmiany w nich samych, niemożność odcięcia się od problemów i konfliktów sprzed czasu klątwy i niezdolność do wybaczania, bo młodość przecież nie umie nie wybaczać. Jeśli czas nie tłumi uczuć i one są wciąż tak samo żywe, wolne od dystansu, to jak ci sędziwi metrykalnie małżonkowie mają ze sobą rozmawiać, jeśli nie kodem własnej młodości, pełnym urazy z jednej strony i poczucia niezrozumienia z drugiej? Nie mają szans na "pójście naprzód", ani na zamianę osobistych relacji. Natomiast są na siebie skazani.

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

13
Figiel, : Brawo. Jestem pełen podziwu dla twojej interpretacji i niesamowitej przenikliwości umysłu. ;*

Marzyciel, Dziękuję, że zauważyłeś, że ona zaczyna się dystansować, choć może nie do końca udało mi się to przekazać.

MargotNoir, chyba się nie zgodzimy, ale przecież ludzie pięknie się różnią i byłoby nudno, gdyby we wszystkim się wszyscy zgadzali.

Dziękuję Wszystkim za komentarze :)

Niedzisiejsi (Katarzyna i Ignacy, fragment)

15
No cóż - klątwa "będziesz wiecznie młodym" daje rozmaite możliwości poprowadzenia akcji. Jak na mój gust, w tym fragmencie przedstawiasz wariant mało interesujący i mający jedynie luźny związek z tematem. Przywiązanie do przeszłości, chęć zachowania choćby okruchów czegoś, co minęło? Nagłe przylgnięcie do byłego męża, od dawna niewidzianego? Nie trzeba fundować bohaterom stu pięćdziesięciu lat życia, wystarczy piętnaście i możemy mieć dokładnie to właśnie, co pokazałeś.
Dylematy, o których tak trafnie napisała Figiel, w Twoim tekście właściwie nie znajdują odzwierciedlenia. A przecież to nie są sprawy do omówienia z kimś w rozmowie, lecz zagadnienia jak najbardziej konkretne, które mogłyby mieć niebagatelne znaczenie dla fabuły: jak reagują bohaterowie, kiedy dostrzegają, że klątwa zaczyna działać? Jak to jest, kiedy, powiedzmy, dobiegając pięćdziesiątki, nadal w lustrze widzi się dwudziestoparolatka albo dziewczynę sprzed trzech dekad? Czy to nie budzi chęci, żeby "zacząć wszystko na nowo"? I z kim? Rodzina, przyjaciele i znajomi starzeją się nieubłaganie, zmieniają sposób życia i nawet priorytety, w końcu umierają, ale przecież on i ona na pozór ciągle należą do osób, które dopiero wchodzą w dorosłość. Tymczasem jednak ich własne pokolenie metrykalne już przemija... A, właśnie: jak otoczenie odnosi się do tej nieprzemijającej młodości? W środowisku plebejskim posądzenia o kontakty z siłą nieczystą byłyby oczywiste :)
To tylko parę pytań spośród tych, które nasunęły mi się w związku z parą głownych bohaterów. Szkoda, że wszystko, co ich różni od zwykłych ludzi, ugrzęzło w banalnej małżeńskiej sprzeczce.

Aha: sowy nie latają w dzień, do tego stadem. A dziecko, które wybrało się do zrujnowanego domu, żeby szukać tam grzybów? Hm. No dobrze, przyjmijmy, że to miały być kanie. Chociaż jednak o wiele bardziej pasowałyby mi jeżyny albo nawet maliny. Klasycznie.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron