Witam. Jest to moje pierwsze opowiadanie zamieszczone tutaj. Odrazu ostrzegam że jestem raczej początkujący, a to poniżej wcale nie ma być jakieś powalające. Poprostu taka wprawka, ale to nie znaczy że nie jest ważna.
Wąska uliczka o wdzięcznej nazwie – „Thief’s Street”, ściśnięta pomiędzy małymi walącymi się czynszówkami wiała pustką. Padający od dwóch dni deszcz skutecznie odganiał każdego, kto odważył się wyściubić nos za drzwi. Nieliczni śmiałkowie, pchnięci na zewnątrz w znanym sobie tylko celu przenikali szybko ulicami by osiągnąć cel wędrówki jak najszybciej.
Gdyby ktoś, z mieszkających na „Thief’s Street” ludzi wyjrzał teraz przez okno nie zobaczyłby na niej nikogo, jednak gdyby to okno otworzył mógłby usłyszeć przebijające się przez wszechobecny dźwięk rozbijających się kropel dwa zbliżające się głosy.
Nikt jednak nie miał ochoty wyglądać przez okno.
Dwie postacie skręciły w „Thief’s Street”- wysoki, zakapturzony mężczyzna w długim płaszczu i nieco niższy od niego, przygarbiony jaszczurowaty stwór szli powoli w dół uliczki.
- Ssssss.... wy ludzie jesteście dziwni. Potrzebujecie wody do życia jednak gdy macie ją wszędzie- jak teraz – wcale się nią nie cieszycie. Ja osobiście uwielbiam taką pogodę...Sssss
- Wiesz co Hoombercie ? My ludzie po prostu nie lubimy, kiedy nasze ubrania są ciężkie, wilgotne i śmierdzą. Ot cała filozofia. – mężczyzna mówiąc to naciągął mocniej kaptur na głowę.
- Tyle razy już to mówiłem i jeszcze raz powtórzę – ubrania to niepotrzebny balast. Przynajmniej dla nas Zerrhinów ...sssss... gdyby nie te wasze dekrety chodzilibyśmy tak jak to było zanim przyleźliście na nasze terytoria.... chociaż dla was ludzi ciuchy są potrzebne – bez nich wyglądacie naprawdę okropne.
- Przynajmniej nie mamy łuskopodobnego czegoś zamiast skóry, które trzeba co roku wymieniać na nowe w wyjątkowo bolesnym procesie.
- Sssss...Zatrzaśnij na chwilę swoją ludzką paszczę.... ktoś jest na drugim końcu ulicy.
- Ilu ? – mężczyzna natychmiast sięgnął pod płaszcz – cholera proch mi zamókł
- Wasze ...sssss... ludzkie zabawki zawsze zawodzą kiedy nie trzeba. – Hoombert na chwile ścisnął pięści, by po chwili zamiast koniuszków palców pojawiły się ostre jak brzytwa zakończone hakiem pazury – moje mnie jeszcze nigdy nie zawiodły...
- Ilu pytałem !!??
- Czterech przed nami i przed chwilą pojawiło się trzech z tyłu. – rozdwojony język jaszczura wyłonił się na sekundę z paszczy gada – będzie zabawa ...sssss....
- Dobre jest to, że im też zamokły zabaweczki. - w rękach człowieka błysnęły dwa sztylety.
Jaszczur z prędkością błyskawicy wykonując pół-piruet zawrócił i pomknął w kierunku napastników. Po kilku sekundach dopadł do pierwszego i zanim ten zdążył podnieść broń jego tętnica została przecięta, krew trysnęła na bruk wraz z upadającym ciałem.
Drugi zginął tak samo, twarze obojga zastygły w wyrazie zaskoczenia mieszającego się ze strachem.
Trzeci był znacznie szybszy od swoich poprzedników, co dało mu kilka dodatkowych oddechów. Uniknął ciosu jaszczura, gdy ten spróbował uderzyć go jeszcze raz odwinął się i rozpoczął kontratak. Przez chwilę Hoombert i napastnik skakali wokół siebie wymieniając się ciosami. Jednak jaszczur szybko zdobył przewagę. Trzy ciała leżały „Thief’s Street” i kilka kolejnych miało się zaraz na niej pojawić. Deszcz szybko wypłukiwał krew. Jaszczur runął uliczką by pomóc swojemu partnerowi.
Człowiek stawiał czoło czterem przeciwnikom naraz – z tańca śmierci szybko wypadł pierwszy napastnik lecz pozostali dotrzymywali kroku. Cztery postacie skakały wokół siebie wymieniając się ciosami, żadna ze stron nie mogła zdobyć przewagi do chwili gdy na parkiet wkroczył Hoombert. Po kilku sekundach słychać było już tylko stukotanie budów o bruk.
Kolejne cztery ciała ozdabiały „Thief’s Street”, a stare czynszówki – jedyni świadkowie tego zdarzenia, milczały zachowując dla siebie kolejną scenę wojny gangów.
Dwie postacie pędziły przez kolejne ulice nie oglądając się za siebie.
- Dash mógłbym wiedzieć co to było ? – zwrócił się jaszczur do człowieka obok niego – powinieneś sobie z nimi poradzić w mgnieniu oka, co się dzieję ?
- Yyyy... noga mnie boli – powiedział chwytając kaptur, który w czasie biegu prawie się osunął.
- Nie pieprz, jeżeli boli cię noga to niby jakim sposobem teraz biegniesz ??
- Zamknij się, nie mamy na to czasu. Musimy szybko się dostać na „Margaret Street” inaczej jesteśmy ugotowani.
- Tu masz rację. Biegną za nami, tylko czterech. Może się zawrócę i zrobię z nimi porządek.
- Nie ma na to czasu, pozatym zaraz wyrośnie ich więcej. Zawiadom naszych że się zbliżamy i mamy ogon.
Krun i Karn, dwaj bliźniacy stali na dachu jednej z kamienic przy „Margaret Street”. Pochyleni do siebie usiłowali właśnie odpalic papierosa osłaniając go przed deszczem i wiatrem, gdy usłyszeli donośny głos przypominający rechot żaby -. „To oni ?” – Na pytanie brata Krun szybko skinął głową. Karn natychmiast skoczył do włazu prowadzącego na dół by zaalarmować innych przebywających w budynku o zbliżających się gościach.
Po chwili dwie postacie wparowały na „Margaret Street”. Jeden z nich szybko zapukała do drzwi pierwszej z brzegu kamienicy, Otworzono mu natychmiast i obydwaj zniknęli w ciemnym wnętrzu.
Gdy goniąca ich grupa około dwudziestu osób wbiegła na ulicę nie zdawali sobie sprawy gdzie byli. Zatrzymali się na środku oglądając się po drzwiach i rozmawiając cicho między sobą o prawdopodobnym miejscu ukrycia się ich ofiar Nagle z okna wysunęła się lufa i ktoś oddał strzał. Któryś ze ścigających padł trupem na bruk, reszta rozpierzchła się i zaczęła biec w różnych kierunkach szukając wyjścia z pułapki. Z okien kamienic oddawano całe salwy siejąc śmierć wśród zszokowanych ludzi na ulicy. Bruk zaścieliły sztywne ciała, gdy było już po wszystkim z kamienic wyłonili się sprzątacze i po chwili ulica wyglądała jakby nic się nie wydarzyło.
Noc znów stałą się spokojna, deszcz ani myślał przestać padać i zmywał krew do rynsztoku bitwy. Wojna w slumsach zindustrializowanego Londynu hulała w najlepsze, a śmierć zbierała obfite żniwo.
Dodane po 7 godzinach 25 minutach:
PS: Mógłby ktoś zmienić tytuł na "W Deszczu". Nie trafiłem w przycisk i oczywiście tego nie zauważyłem.
Poprawione - Testudos
W Deszczu [techno Fantasy]
1Istnieje Opatrzność, która chroni idiotów, pijaków, dzieci i Stany Zjednoczone Ameryki.
Otto von Bismarck
Otto von Bismarck