[W]Miłość?

1
Dosyć.
Aine miała już tego wszystkiego dość. Ściskając wyżłobiony sztylet, wyłoniła się za aksamitnej kotary i spojrzała na śpiącą królową. Widziała alabastrowe udo spływające miękko po delikatnej, jedwabnej pościeli. Światło księżyca muskało czerwień włosów, nadając srebrzystym pasemkom iście magicznego wyglądu.
Przez sen wydawała się jednocześnie kusząca i niewinna, prawdziwie senna iluzja. Sztylet ślizgał się w spoconych rękach, nigdy przedtem nie zabiła człowieka. Mdłości napłynęły falami.
Czy będzie wierzgać jak kura składana w ofierze? A może odejdzie spokojnie, jak zbyt zmęczony pies w wyjątkowo upalny dzień? – pomyślała.
Czuła bicie swojego serca, skołatane niby zagubione, zaszczute zwierzę. Zrobiła krok do przodu i cofnęła się zaraz, nasłuchując uważnie. Jedwabna pościel spłynęła na podłogę niczym mgła stępująca z górskich szczytów, powoli, lecz nieubłaganie.
Jej skóra nie jest tak idealna, jakby tego chciała – utkwiła wzrok w drobnych piegach pokrywających krągłe piersi. Znała każdy centymetr jej ciała, została do tego zmuszona, wytrenowana, a właściwie wytresowana.
– Wystarczy jeden płynny ruch nadgarstka, nikt nie usłyszy, jak dławi się krwią, a ty będziesz wolna. W końcu prawdziwie wolna… – słodki, głęboki głos wypełnił jej umysł. Sączył te brudne myśli noc w noc, godzinę za godziną, uniemożliwiając sen.
– Przecież dała ci dach nad głową, była dla ciebie taka dobra – usłyszała swój głos dobiegający gdzieś z odmętów świadomości.
– Tak, i codziennie kazała grzać łoże. Traktowała jak zabawkę, którą przecież jesteś – syczał ten drugi – na każde skinienie, mimo bólu, mimo zmęczenia. Zawsze chętna, zawsze miękka, zawsze gotowa.
– Dość – powiedziała głośno i od razu zakryła usta dłonią.
Królowa spała dalej, jedynie odrobinę zmarszczyła nos i poruszyła nerwowo nogą.
– Chcesz wolności? – zapytał – Chcesz uciec?
– Tak.
Nawet nie wiedziała, jak znalazła się na rogu rozłożystego łoża. Pochylała się nad bladą szyją pokrytą siateczką drobnych naczynek i paroma wyraźnymi, zielonymi tętnicami.
– Tylko jeden szybki ruch nadgarstkiem – szeptał. – Tylko jeden.
– Zginiesz. Strażnicy cię zabiją! – Rozpoznała swój paniczny głos. Wstrzymała dłoń ze sztyletem tuż przy bladej skórze.
– Spójrz na nią, wygląda tak niewinnie, dała ci miłość, te wszystkie szczęśliwe chwile.
– Wstydzi się ciebie! Jesteś tylko niewolnicą wyciągniętą z rynsztoka! Ofiarą dla świątyni niczym więcej! – Głos stał się zimny jak stal, palił rozgrzanym do czerwoności żelazem, wetkniętym prosto w serce.
– Aine, co robisz? – Aksamitny głos królowej był przesiąknięty nutką strachu. – Piękna, co się stało?
Ocknęła się z dziwnego transu i spojrzała w wielkie, przerażone oczy swojej pani. Powiodła wzrokiem w dół i zobaczyła sztylet przystawiony do szyi, rozcięta skóra broczyła perlistymi kroplami szkarłatu.
– Dlaczego? – zapytała.
– Nie wiem pani, ja nie wiem – wyjąkała roztrzęsiona i wypuściła broń z dłoni. Uklękła i ukryła twarz w rękach, zaczęła szlochać.
– Spokojnie, nie musisz się już niczego bać. To tylko zły sen – Królowa chwyciła sztylet w prawicę, jednocześnie otulając delikatnie drugą stroną ramię swojej nałożnicy. – Po prostu przyśnił się tobie bardzo, bardzo straszny koszmar i musisz dojść do siebie.
Aine przytaknęła i pociągnęła nosem. Ręce drżały w niekontrolowany sposób, z twarzy odpłynęła cała krew, pozostawiając jedynie pergaminową szarość. W niczym nie przypominała ciepłej niewolnicy z królestwa Sekh, była jedynie roztrzęsionym kłębkiem skołatania i wątpliwości.
– Aine? – zapytała królowa i obróciła dziewczynę w swoim kierunku.
– Tak pani? – odpowiedziała dziewczyna.
Wzrok niewolnicy powędrował ku otwartemu oknu, na parapecie siedział drobny ptaszek o żółtym dziobie i piórach w odcieniach czerni, granatu, brązu i głębokiej zieleni.
Szpak tutaj? O tej porze? – przeszło jej przez myśl i poczuła pchnięcie w okolicach splotu słonecznego.
– Przekaż to swojemu panu – dokończyła królowa.
Lodowata fala rozlała się po całym ciele młodej dziewczyny, dreszcze wstrząsnęły mięśniami, adrenalina uderzyła do głowy.
Co się dzieje? Czemu robi się tak zimno? – spojrzała w dół na ręce i zobaczyła, wielką ciemną plamę rozchodząca się w strasznym tempie po lnianej koszuli nocnej.
Tak zimno… – nagle znalazła się na podłodze i próbowała wydusić z siebie ostatnie słowa.
– Kocham… – urwała, wpatrzona pustym wzrokiem w spowite bladym światłem loki, przeplecione żywym srebrem.
Takie piękne.
– Ja ciebie też – odpowiedziała królowa.

Miłość?

2
Ładne, na swój specyficzny sposób. No może spływające udo i posciel jak mgła trochę zaburza synchronię wypowiedzi, to jednak jako całość spoko. I dość elegancko w zapisie :)
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

Miłość?

3
Czyli przesadziłem z porównaniami, jak zwykle, albo w jedną, albo w drugą. :)

Nie wiem czy ładne na specyficzny sposób to dobrze, ale uznam, że tak.
Dzięki za feedback!

Miłość?

4
No na pewno nie miłość. Relacja /uległość-dominacja/ /niechęć i niepewność - przymus/ nigdy nie była i nie będzie miłością, nieważne w jak poetycki i opatosowany język by ją ubrano.

Potwornie przekombinowany język miejscami śmieszny
Tymek pisze: Widziała alabastrowe udo spływające miękko po delikatnej, jedwabnej pościeli.
udo nie może spływać! Co najwyżej jakaś szata może miękko spływać po udzie.

Poczytałbym chętnie o miłości dwóch kobiet i nic nie mam przeciwko niej, a wręcz przeciwnie(!) ale ten tytuł mnie wkurzył, bo to co opisałeś, to nie miłość.

Byłoby lepiej, gdybyś zmienił tytuł, odpatosował język i wtedy czytałbym jako relację z patologicznej więzi między tymi kobietami - to by było nawet wartościowe.
Pozdrawiam

Miłość?

5
Dlatego w tytule jest znak zapytania.
Pisałem to jako wyprawkę i stwierdziłem, że wrzucę i tak z tekstem nie zrobię nic innego.

Jak już wcześniej wspominałem mam tendencję do przesadzania z porównaniami to w jedną to w drugą stronę.

Dzięki za feedback!

Miłość?

6
Miłość ma różne oblicza, nie tylko te odbierane przez różowe okulary. Istnieje coś takiego jak miłość do oprawcy (szerzej opisali by to uczucie psychologowie - ale cóż tam, takie coś też istnieje). Egzaltacja aż wypływa z tego tekstu, dlatego napisałam o specyficznym sposobie wypowiedzi = ale w sumie bardzo ładny tekścik w swoim gatunku. Czyli reasumując pochwaliłam tekst :)
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

Miłość?

8
Przyjemny tekst. Zgrabnie i nastrojowo napisane. Bez nadmiernego erotyzmu. Można przyczepić się do miejsc wskazanych powyżej, ale to drobiazgi.
Ściskając wyżłobiony sztylet, wyłoniła się za aksamitnej kotary i spojrzała na śpiącą królową.
„zza aksamitnej kotary”
Czuła bicie swojego serca, skołatane niby zagubione, zaszczute zwierzę.
Usunąłbym „swojego”. Wiadomo czyjego, a zaimków zawsze za dużo.
W końcu prawdziwie wolna… – słodki, głęboki głos wypełnił jej umysł.
W końcu prawdziwie wolna… – Słodki, głęboki głos wypełnił jej umysł.
Usunąłbym „jej” z powodów jak wyżej. Zresztą było przed chwilą.
Uklękła i ukryła twarz w rękach, zaczęła szlochać.
Napisałbym:
Uklękła i zakrywszy rękoma twarz, zaczęła szlochać.
– Spokojnie, nie musisz się już niczego bać. To tylko zły sen
– Spokojnie, nie musisz się już niczego bać. To tylko zły sen.
Ręce drżały w niekontrolowany sposób, z twarzy odpłynęła cała krew, pozostawiając jedynie pergaminową szarość.
Usunąłbym „cała”.
– Aine? – zapytała królowa i obróciła dziewczynę w swoim kierunku.
– Tak pani? – odpowiedziała dziewczyna.
Powtórzona „dziewczyna”. Z drugiej można zrezygnować.
wielką ciemną plamę rozchodząca się w strasznym tempie po lnianej koszuli nocnej.
"rozchodzącą"
„strasznym tempie” – nie pasuje. Może „szybko” albo „błyskawicznie”. Albo po prostu „wielką ciemną plamę rozchodzącą się po lnianej koszuli nocnej.”
Tak zimno… – nagle znalazła się na podłodze i próbowała wydusić z siebie ostatnie słowa.
Tak zimno… – Nagle znalazła się na podłodze i próbowała wydusić z siebie ostatnie słowa.

Miłość?

9
Dzięki zupełnie zapomniałem, o tych didaskaliach z trzykropkiem.
Lekka zaimkoza to u mnie klasyka.

"straszne tempo", rzeczywiście lekko niefortunnie napisane, błyskawicznie byłoby dużo lepsze.

Tego powtórzenia "dziewczyny" zupełnie nie zauważyłem, dzięki.

"Z twarzy odpłynęła cała krew" to zdanie trzeba by byłoby całe przemodelować mi się wydaje, po wykreśleniu "całej" też jakoś nie do końca gra.

Jeszcze raz dzięki :)

Miłość?

10
gebilis pisze: Miłość ma różne oblicza, nie tylko te odbierane przez różowe okulary. Istnieje coś takiego jak miłość do oprawcy (szerzej opisali by to uczucie psychologowie - ale cóż tam, takie coś też istnieje).
Syndrom sztokholmski nie jest miłością, powstaje na skutek izolacji ofiary i braku kontaktów z innymi, uzależnienia od oprawcy psychicznego i fizycznego. Amen.

Miłość?

11
Przemek pisze: Syndrom sztokholmski nie jest miłością, powstaje na skutek izolacji ofiary i braku kontaktów z innymi, uzależnienia od oprawcy psychicznego i fizycznego. Amen.
Tylko, że ja pisałam o czym innym. Syndrom, to zupełnie coś innego... A o do miłości ona nie zawsze jest słodka, przyjazna, dobra - i o tym trzeba pamiętać.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

Miłość?

12
gebilis pisze:
Przemek pisze: Syndrom sztokholmski nie jest miłością, powstaje na skutek izolacji ofiary i braku kontaktów z innymi, uzależnienia od oprawcy psychicznego i fizycznego. Amen.
Tylko, że ja pisałam o czym innym. Syndrom, to zupełnie coś innego... A o do miłości ona nie zawsze jest słodka, przyjazna, dobra - i o tym trzeba pamiętać.
Każdy chyba sam wyrokuje o tym, co jest miłością i nie sposób o tym dyskutować. Ciekawe twórcze postawy wynikają z tego, że ktoś radykalnie coś totalnie posranego i złego umieszcza w kategoriach pozytywnych, ale to musi wypływać od bohaterów. Bohater widzi, że sam się krzywdzi albo pozwala na to innym i może popełnia gruby błąd myślowy, ale do pewnego momentu klasyfikuje to jako miłość, szczęście. Takie np. historie jak "Nocny portier" albo "Przełamując fale" czy "Pianistka" są dobre moim zdaniem, bo pokazują konflikty bohaterów z ich wyborami, a "50 twarzy Greya" (pomijając nawet język) to straszna sraka, bo wszystko, mimo sygnałów o jakimś konflikcie wewnętrznym bohaterki, jest zatopione w tonie "jakie to jest zajebiste". Trochę to o czym mówię próbujesz robić, pokazać konflikt, ale ten tekst napisany jest w tonie jednak pozytywnej egzaltacji, fascynacji.
Tymek pisze: – Przecież dała ci dach nad głową, była dla ciebie taka dobra – usłyszała swój głos dobiegający gdzieś z odmętów świadomości.
– Tak, i codziennie kazała grzać łoże. Traktowała jak zabawkę, którą przecież jesteś – syczał ten drugi – na każde skinienie, mimo bólu, mimo zmęczenia. Zawsze chętna, zawsze miękka, zawsze gotowa.
Powyższy cytat, to kwintesencja. To jest po prostu zbyt banalne, ale wziąłeś się za ciężki temat i za to samo propsy.

Miłość?

13
gebilis pisze: Tylko, że ja pisałam o czym innym. Syndrom, to zupełnie coś innego... A o do miłości ona nie zawsze jest słodka, przyjazna, dobra - i o tym trzeba pamiętać
Jak najbardziej; miłość to głównie dzielnie ze sobą znojów, trudów życia, to np. podcieranie partnerowi tyłka, gdy nie ma siły wstać z łóżka, pocieszanie gdy poniesie porażkę, dopingowanie do walki itd., lub też mniej trudne sprawy, jak kłótnie, wzajemne dogadywanie się, kompromisy, wspieranie się wzajemne. Ale na pewno nie bawienie się kimś, wykorzystywanie kogoś, używanie kogoś, naruszanie granic, Miłość to także brak pozwolenia na krzywdę i umiejętność wyznaczenia partnerowi/partnerce granic, szacunek do samego siebie oraz do innych.

Ba, miłość polega na tym, że partner/partnerka nie jest ci niezbędny do życia i śmiało mógłbyś/mogłabyś się obejść bez tej osoby, ale akurat właśnie chcesz być z tym kimś. He he.
gebilis pisze: Istnieje coś takiego jak miłość do oprawcy
gebilis pisze: Tylko, że ja pisałam o czym innym. Syndrom, to zupełnie coś innego...
Czyżby? Sama się zaorałaś.

.

Added in 4 minutes 6 seconds:
Ps. Ofiara jest uzależniona od oprawcy.

"Sama się zaorałaś."

Troszkę mniej prowokująco, ok?

G.


Added in 1 minute 14 seconds:
Przepraszam, jeśli zdanie "sama się zaorałaś" zostało odebrane prowokacyjnie. Nie miałem tego na celu.

Miłość?

14
Dorzucę się.
Tymek pisze: wyżłobiony sztylet
Tzn. jaki? Wgłębiony otwór w sztylecie? W głowni czy rękojeści? W rękojeści chyba nie ma po co... w głowni zaś to będzie, o ile już w tak wąskim ostrzu, po prostu zbrocze. Mętny i zbędny ten opis mi się wydaje.
Tymek pisze: Mdłości napłynęły falami.
Napłynęły - raz.
Falami - wiele razy.
Więc albo napłynęły falą, albo napływały falami.
Tymek pisze: Głos stał się zimny jak stal, palił rozgrzanym do czerwoności żelazem, wetkniętym prosto w serce.
Tu próbowałeś oksymoronu, ale nie wyszedł, za długi opis. Z jednej strony głos był zimny jak stal, z drugiej palił rozgrzanym żelazem. Żeby to miało sens trzeba by albo skrócić (dałbym coś w deseń: palił mroźnym zimnem stali) albo usunąć jeden ze sprzecznych elementów.
Tymek pisze: ukryła twarz w rękach
Raczej w dłoniach.
Tymek pisze: Królowa chwyciła sztylet w prawicę, jednocześnie otulając delikatnie drugą stroną ramię swojej nałożnicy.
Jakoś mętnie to wyszło, chwyciła sztylet prawą ręką a nałożnice okryła drugą stroną - czego? Bo o pierwszej stronie nie było mowy.

Żywa scena, niezła wprawka.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

Miłość?

15
1. Sztylet -> też się nad tym zastanawiałem, ostatecznie stwierdziłem, że każdy sobie dopowie jak dokładnie wyglądał sztylet, mogło nie wyjść.

2. "Mdłości napływały falami" zdecydowanie lepiej, dzięki

3. No ten oksymoron trochę kulawy, pewnie powinienem zrezygnować zupełnie z podejścia.

4. "Ukryła twarz w rekach" aby było śmiesznie tam było dłoniach, ale generowało to powtórzenie. Wybrałem pierwsze dłonie aby zostały i podmieniłem drugie (te) na ręce.

5. "Ramię nałożnicy" ten fragment też poprawiłem ze względu na powtórzenia, ciągle były dłonie, ręce, dłonie, ręce.
Więc jest zdecydowanie "niestabilny" pod względem stylu.


Dzięki za komentarz :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”