Dosyć.
Aine miała już tego wszystkiego dość. Ściskając wyżłobiony sztylet, wyłoniła się za aksamitnej kotary i spojrzała na śpiącą królową. Widziała alabastrowe udo spływające miękko po delikatnej, jedwabnej pościeli. Światło księżyca muskało czerwień włosów, nadając srebrzystym pasemkom iście magicznego wyglądu.
Przez sen wydawała się jednocześnie kusząca i niewinna, prawdziwie senna iluzja. Sztylet ślizgał się w spoconych rękach, nigdy przedtem nie zabiła człowieka. Mdłości napłynęły falami.
Czy będzie wierzgać jak kura składana w ofierze? A może odejdzie spokojnie, jak zbyt zmęczony pies w wyjątkowo upalny dzień? – pomyślała.
Czuła bicie swojego serca, skołatane niby zagubione, zaszczute zwierzę. Zrobiła krok do przodu i cofnęła się zaraz, nasłuchując uważnie. Jedwabna pościel spłynęła na podłogę niczym mgła stępująca z górskich szczytów, powoli, lecz nieubłaganie.
Jej skóra nie jest tak idealna, jakby tego chciała – utkwiła wzrok w drobnych piegach pokrywających krągłe piersi. Znała każdy centymetr jej ciała, została do tego zmuszona, wytrenowana, a właściwie wytresowana.
– Wystarczy jeden płynny ruch nadgarstka, nikt nie usłyszy, jak dławi się krwią, a ty będziesz wolna. W końcu prawdziwie wolna… – słodki, głęboki głos wypełnił jej umysł. Sączył te brudne myśli noc w noc, godzinę za godziną, uniemożliwiając sen.
– Przecież dała ci dach nad głową, była dla ciebie taka dobra – usłyszała swój głos dobiegający gdzieś z odmętów świadomości.
– Tak, i codziennie kazała grzać łoże. Traktowała jak zabawkę, którą przecież jesteś – syczał ten drugi – na każde skinienie, mimo bólu, mimo zmęczenia. Zawsze chętna, zawsze miękka, zawsze gotowa.
– Dość – powiedziała głośno i od razu zakryła usta dłonią.
Królowa spała dalej, jedynie odrobinę zmarszczyła nos i poruszyła nerwowo nogą.
– Chcesz wolności? – zapytał – Chcesz uciec?
– Tak.
Nawet nie wiedziała, jak znalazła się na rogu rozłożystego łoża. Pochylała się nad bladą szyją pokrytą siateczką drobnych naczynek i paroma wyraźnymi, zielonymi tętnicami.
– Tylko jeden szybki ruch nadgarstkiem – szeptał. – Tylko jeden.
– Zginiesz. Strażnicy cię zabiją! – Rozpoznała swój paniczny głos. Wstrzymała dłoń ze sztyletem tuż przy bladej skórze.
– Spójrz na nią, wygląda tak niewinnie, dała ci miłość, te wszystkie szczęśliwe chwile.
– Wstydzi się ciebie! Jesteś tylko niewolnicą wyciągniętą z rynsztoka! Ofiarą dla świątyni niczym więcej! – Głos stał się zimny jak stal, palił rozgrzanym do czerwoności żelazem, wetkniętym prosto w serce.
– Aine, co robisz? – Aksamitny głos królowej był przesiąknięty nutką strachu. – Piękna, co się stało?
Ocknęła się z dziwnego transu i spojrzała w wielkie, przerażone oczy swojej pani. Powiodła wzrokiem w dół i zobaczyła sztylet przystawiony do szyi, rozcięta skóra broczyła perlistymi kroplami szkarłatu.
– Dlaczego? – zapytała.
– Nie wiem pani, ja nie wiem – wyjąkała roztrzęsiona i wypuściła broń z dłoni. Uklękła i ukryła twarz w rękach, zaczęła szlochać.
– Spokojnie, nie musisz się już niczego bać. To tylko zły sen – Królowa chwyciła sztylet w prawicę, jednocześnie otulając delikatnie drugą stroną ramię swojej nałożnicy. – Po prostu przyśnił się tobie bardzo, bardzo straszny koszmar i musisz dojść do siebie.
Aine przytaknęła i pociągnęła nosem. Ręce drżały w niekontrolowany sposób, z twarzy odpłynęła cała krew, pozostawiając jedynie pergaminową szarość. W niczym nie przypominała ciepłej niewolnicy z królestwa Sekh, była jedynie roztrzęsionym kłębkiem skołatania i wątpliwości.
– Aine? – zapytała królowa i obróciła dziewczynę w swoim kierunku.
– Tak pani? – odpowiedziała dziewczyna.
Wzrok niewolnicy powędrował ku otwartemu oknu, na parapecie siedział drobny ptaszek o żółtym dziobie i piórach w odcieniach czerni, granatu, brązu i głębokiej zieleni.
Szpak tutaj? O tej porze? – przeszło jej przez myśl i poczuła pchnięcie w okolicach splotu słonecznego.
– Przekaż to swojemu panu – dokończyła królowa.
Lodowata fala rozlała się po całym ciele młodej dziewczyny, dreszcze wstrząsnęły mięśniami, adrenalina uderzyła do głowy.
Co się dzieje? Czemu robi się tak zimno? – spojrzała w dół na ręce i zobaczyła, wielką ciemną plamę rozchodząca się w strasznym tempie po lnianej koszuli nocnej.
Co się dzieje? Czemu robi się tak zimno? – spojrzała w dół na ręce i zobaczyła, wielką ciemną plamę rozchodząca się w strasznym tempie po lnianej koszuli nocnej.
Tak zimno… – nagle znalazła się na podłodze i próbowała wydusić z siebie ostatnie słowa.
– Kocham… – urwała, wpatrzona pustym wzrokiem w spowite bladym światłem loki, przeplecione żywym srebrem.
Takie piękne.
– Ja ciebie też – odpowiedziała królowa.