Incydent

1
Wulgaryzmy
Zaczęło się od tego, że nie mogłem wypić kawy, bo nie było prądu, ani wody. Gruba czapa śniegu za oknem, utwierdzała mnie w przekonaniu, co do naturalnych przyczyn katastrofy. Jak widać, zima w środku lutego, zaskoczyła nie tylko drogowców. Na szczęście, jestem fanem telewizyjnej "Szkoły przetrwania", więc ostatecznie, małą czarną wypiłem, dzięki wyciągniętej z piwnicy, turystycznej butli gazowej (i lepiej nie pytać, skąd wziąłem wodę).
Potem wyszedłem.
Chłód, albo cisza? Nie wiem, co uderzyło pierwsze. W każdym bądź razie, wywołało paskudne uczucie niepokoju, dysonans poznawczy, który zdarza się, gdy to co widzisz, jest niezgodne z tym, czego oczekujesz, a dziś nic nie pasowało. Zero ruchu, sklepy zamknięte na cztery spusty i ani żywego ducha, tak jakby wszyscy zaspali. Obszedłem znajomych, mieszkających w pobliżu, a nawet zaglądałem do przypadkowych okien.
Do jedenastej nie spotkałem nikogo i już miałem wracać do siebie, pomyśleć co robić dalej, gdy go zobaczyłem, kilka metrów ode mnie, jak konspiracyjnie macha rękami. Tam kiedyś była lodziarnia (co to ją wykończył kapitalizm), a teraz, sądząc po śladach, punkt zbiórek okolicznych meneli. Zwykła rudera, bez szyb i z ziejącą pustką wielką dziurą, w bocznej ścianie, z której teraz wystaje blond czupryna, a jej właścicielem jest mężczyzna, lat około trzydziestu, normalnej postury, jakich pełno widujesz codziennie, chociaż jego kręcone włosy, przywodzą na myśl anioła z kościelnych malunków, tylko facjatę ma bardziej styraną.
– Schowaj się i siedź cicho – Przywitał mnie chrapliwym głosem, który wprost nierealnie, kontrastował z jego wyglądem.
– Ej... - warknąłem, bo gdy tylko znalazłem się w środku, szturchnął mnie w ramię i skinął głową, kierując wzrok ku niebu.
Odwróciłem się i spojrzałem, ale nie uwierzyłem. Blado pomarańczowe bumerangi, wielkości samochodu, leniwie płynęły po niebie, wykorzystując odwróconą geometrie skrzydeł, czyli lecąc tył na przód, w porównaniu do znanych modeli samolotów. Kilkadziesiąt metrów nad ziemią, bezszelestnie pokonywały powietrze, niecodzienny widok, jak balon z żelaza, trzymany na sznurku.
– Co to kurwa jest? – zapytałem zdezorientowany, bo mój światopogląd, znalazł się w ruinie.
– Na pewno nic dobrego – powiedział spokojnie, nakładając kaptur. – Widziałem je już rano.
– Jak to widziałeś? – podniosłem ton, bo tego było już za wiele, najpierw wszyscy zniknęli, a teraz cholerne ufo i gość który najwyraźniej coś wie, ale nie chce powiedzieć. Nie, tak to nie będzie, uruchamiam mechanizm wyparcia i racjonalizuje – To Chińczycy, Ruscy, czy Amerykanie?
– Nie wiem, telefon, radio, pewnie całą elektronikę chuj strzelił, jesteśmy odcięci od świata.
– A ludzie? Gdzie do diabła są wszyscy?
– Jesteś dziś drugą osobą którą spotkałem, a teraz się zamknij, bo i my znikniemy.
– Jak to drugą...? – urwałem, zastopowany jego spojrzeniem.
To jakieś szaleństwo! Ale w tym miał racje, to nie pora na pogadanki, czekaliśmy więc w ciszy, którą przerywały tylko nasze skrócone oddechy. Trwało to pięć , może dziesięć minut, ale wydawało się całą wiecznością. Udało mi się pozbierać myśli, w momencie gdy dziwne obiekty, schowały się za dachami bloków.
– Co się dzieję? Gdzie są wszyscy?– zasypałem go pytaniami, bo zamierzałem dowiedzieć się w końcu, co jest grane.
– Skąd mam niby wiedzieć? – Wzruszył ramionami. – Jak mówiłem, jesteś dziś drugim człowiekiem którego spotykam, a pierwszego – zawiesił głos i wskazał palcem na niebo. – Oni go zabrali, a może zabili, nie wiem, nigdy czegoś takiego nie widziałem.
– Jak to zabrali? Co tu się do cholery dzieje? Możesz mówić jaśniej? – moje pytania nie miały końca i byłem coraz bardziej zirytowany.
– Masz papierosy? – zapytał.
Miałem, bo jestem namiętnym palaczem, założenie jest proste, pale bo lubię i uważam że każdy powinien mieć wady. Wyciągnąłem więc paczkę i go poczęstowałem, sam tez z chęcią zakurzę i posłucham co powie.
– Wstałem jak zawsze, Mariusz miał przyjechać – zaciągnął się, po czym dodał wyjaśniając – to kolega z pracy, bo jeździmy jego samochodem. Tak taniej, a jak pracujesz w fabryce to każdy grosz się liczy, szczególnie w tym kraju. – Spojrzał jakby oczekiwał zrozumienia, przytaknąłem, więc kontynuował – myślałem, że zaspał, albo zapił, a może śnieg go przysypał, wiec poleciałem do niego, to dwa bloki dalej. Nikt nie otwierał, a dobijałem się z dziesięć minut, potem jak zbiegałem schodami, przez okno na klatce zobaczyłem te latające maszyny, jak wiszą nad sąsiednim blokiem. Oczywiście zostałem w środku, wydygałem, bo nigdy nic nie wiadomo, a wtedy z piwnicy, wyszedł stary Kozłowski z krzyżem w ręku, pijany jak świnia, wybełkotał, że to kara boska i żeby się modlić bo koniec jest bliski.
– I co zrobiłeś? – Mimowolnie się uśmiechnąłem.
– Dałem mu z liścia w gębę, szybko otrzeźwiał, wiesz jak to jest z pijakiem? – znów wzruszył ramionami – Kazimierz jak ma kontakt z bazą, jest człowiekiem do rzeczy, mieliśmy wyjechać jego samochodem, zaraz jak tylko te statki odlecą. Teraz już wiem, że to był kiepski pomysł.
– Pewnie, bo dlaczego za miastem miałoby być lepiej? Tu się można chociaż przyczaić. – pomyślałem na głos.
– Nie przerywaj i słuchaj co było dalej – delikatnie się oburzył, ale kontynuował. – Spakowaliśmy manatki, do wysłużonego kombi i mieliśmy jechać po moje, gdy nagle wróciły, te same pomarańczowe banany zrobione z metalu. Uciekłem do śmietnika, a on wskoczył na pakę, nie zdążył zamknąć klapy i chyba było go widać, a przynajmniej ja go widziałem, przez dziurę w ogrodzeniu. Po dwóch minutach, wystawił głowę i po prostu się rozsypał, jakby zrobiony był z piasku. Na moich oczach i nie została po nim nawet kupka kurzu, wiem bo sprawdzałem – zakończył, chyba znów oczekując zrozumienia.
Urzekła mnie twoja historia, pomyślałem gasząc peta, bo mój mózg w końcu zaczął funkcjonować. Mamy przejebane i najlepiej będzie trzymać się razem, ale koniec ze strachem.
– Nazywam się Marcin – powiedziałem i wyciągnąłem rękę
– Igor, ale wszyscy wołają Amor – odwzajemnił uścisk dłoni.
– Na mnie Ramzes, bo zasypuje wszystkich ciekawostkami o starożytnym Egipcie, takie hobby – rzuciłem kosztem wyjaśnienia, bo nie miałem większych wątpliwości co do pochodzenia ksywki, mojego nowego kolegi. – Załóżmy, że mam samochód, a jaki jest plan? – spytałem i dałem mu zapalić kolejnego
– Plan jest taki – głęboko się zaciągnął i wypuszczając dym powiedział – że powinniśmy trzymać się razem i wyjechać do Jezior.
– Dlaczego właśnie tam? – spytałem, bo pierwsza część planu przypadła mi do gustu, nie wiem tylko dlaczego miałbym jechać za miasto, do jakiejś dziury zabitej dechami.
– Mam tam wuja, cała rodzina uważa go za czuba, bo odkąd pamiętam, był jednym z tych świrów, przygotowujących się na koniec świata.
– Preppersi – uzupełniłem i kto by pomyślał, że mogą mieć rację, ale teraz ten plan nabrał sensu, więc skrzypiąc po śniegu, poszliśmy wprost do mojego garażu obserwując niebo, z uczuciem niepokoju.
Białe dwuletnie Volvo, niestety nie pali, tak to jest z tymi cudami techniki, które psuja się od samego patrzenia. Samochód był martwy, nie mignęła nawet kontrolka, otworzyłem więc maskę by upewnić się jeszcze co do przyczyn awarii. Akumulator zaiskrzył, gdy zrobiłem zwarcie przy pomocy kawałka izolowanego drutu. Miałem więc racje, padła elektronika, a nie bateria.
– Plan B? –zapytałem i znów miałem ochotę zapalić.
– Włamiemy się do mieszkań i ukradniemy kluczyki, dokładnie to chciałem zrobić zanim ciebie spotkałem.
– Może od razu radiowóz?
– a jak wejdziesz na komisariat? Chyba nigdy tam nie byłeś – rozpoczął tonem znawcy – dyżurny siedzi za elektrozamkiem, a teraz pewnie wszystko zamknięte kratami, lepiej wybierzmy małe bloki bogaczy, z przypisanymi miejscami na parkingu. To oszczędzi nam pracy.
– Potrzebujemy gruchota, coś pozbawione elektro badziewia, a tam znajdziemy to samo – wskazałem na swój pojazd – Mam lepszy pomysł, blok emerytów, dwie ulice dalej, na Ojców Pijarów.
– Mieszkania socjalne, po starej fabryce? Skąd wiesz, że znajdziemy co trzeba?
– Przejeżdżam tamtędy do marketu i widzę parking za bramą, z tego co pamiętam, stoi tam masa, starego niemieckiego szrotu, a nawet Polonez – zakończyłem na tyle przekonująco że zgodził się z moimi argumentami.
Poszliśmy.
Niewielki budynek, który pamięta czasy PRL-u, na oko dwadzieścia mieszkań i wszystkie do których zdołaliśmy się dostać, wyglądały tak samo. Nie chodzi tylko o umeblowanie, to raczej odczucie, jakby właściciele nagle wyjechali, ale zostawili po sobie porządek, coś niespotykanego. Zebraliśmy kilka breloczków, ze świętym Krzysztofem i poszliśmy sprawdzić na tyły. Poloneza nie było, ale był stary Mercedes, który niestety nie zapalił, tylko ciężko zacharczał, po przekręceniu kluczyka w stacyjce.
– Akumulator weźmiemy z mojego, będzie się nadawać, zresztą, nie mam zamiaru powtarzać błędów poprzednika. Teraz przeczekamy i nie będziemy się rozdzielać, a za miasto pojedziemy po zmroku – przedstawiłem swój plan Amorowi.
Zastanawiałem się co spakować, wziąłem głównie ubrania , trochę narzędzi i ukochaną przenośną kuchenkę gazową. Tak naprawdę, nie wiedziałem co zabrać, masa przedmiotów, wczoraj tak niezbędna, dziś okazała się zwykłymi śmieciami. Mój nowy znajomy, też miał z tym problem, no bo co można wziąć, skoro praktycznie wszystko straciło wartość i jak przygotować się na nieznane?
Pojechaliśmy nocą, powoli, bez świateł, na pamięć.
Główna droga była w miarę przejezdna, a ostatni kilometr pokonaliśmy piechotą. Wuj niestety nie przeżył, a w każdym razie, na miejscu go nie było, za to wyposażenie chaty pierwsza klasa, potwierdzając słowa Amora. Generator, paliwo, zapasy i alkohol który pomoże przetrwać do rana. Szybko obaliliśmy butelkę i po dniu wrażeń, zagrzebaliśmy się w koce, on na kanapie, ja na fotelu, z planami na jutro, zmęczeni tak bardzo, że nie padło nawet dobranoc.
.
„Druga gwiazda na prawo, i prosto, aż do poranka". J.M. Barrie

Incydent

2
To część czegoś większego? Bo kończy się jakby w połowie i człowiek się zastanawia co dalej. Nawet zgrabnie napisane, coś tam zgrzytało ale przeczytałem z przyjemnością. Inwazja UFO w naszych swojskich realiach. Może być.

Pozdrawiam.

Incydent

3
RebelMac pisze:To część czegoś większego?
Tak. Chciałem dodać znacznik "fragment", ale z nieznanych mi powodów, nie mogę dodawać tagów. Pomysł na opowiadanie, przyszedł parę dni temu i jak to zwykle bywa, wątki zaczęły się mnożyć jak króliki. Do fragmentu, odkąd to się w mojej głowie zaczęło, jeszcze nie doszliśmy. Za tydzień ciąg dalszy.

edit-ancepa- Dodałam tagi.
„Druga gwiazda na prawo, i prosto, aż do poranka". J.M. Barrie

Incydent

5
Z przecinkami masz problem. Sporo literówek – ogólnie napisane niechlujnie; daje się zauważyć brak podstawowego sprawdzenia. Nie powinno się wrzucać tekstu w takim stanie.
Trochę brakuje dramatyzmu, szczególnie w chwili, gdy narrator po raz pierwszy dostrzega ufo czy w momencie przyjazdu do wuja, który zniknął. Ufo mogłoby być też dokładniej przedstawione, opisane, (nie tylko w formie lapidarnego hasła), podobnie jak cała sceneria, w której odbywa się akcja. Widać pośpiech w notowaniu pomysłu, ale brak głębszego dopracowania, przez co opowieść staje się nazbyt powierzchowna, szkicowa.
Gruba czapa śniegu za oknem, utwierdzała mnie w przekonaniu, co do naturalnych przyczyn katastrofy.
Gruba czapa śniegu za oknem utwierdzała mnie w przekonaniu co do naturalnych przyczyn katastrofy.
Chłód, albo cisza?
Chłód albo cisza?
Aczkolwiek napisałbym: Cisza i chłód. Nie wiem...
W każdym bądź razie wywołało paskudne uczucie niepokoju, dysonans poznawczy, który zdarza się, gdy to, co widzisz, jest niezgodne z tym, czego oczekujesz, a dziś nic nie pasowało.

W każdym bądź razie, wywołało paskudne uczucie niepokoju, dysonans poznawczy, który zdarza się, gdy to co widzisz, jest niezgodne z tym, czego oczekujesz, a dziś nic nie pasowało.
a jej właścicielem jest mężczyzna,
tylko facjatę ma bardziej styraną.
Pozostałbym przy czasie przeszłym.
– Schowaj się i siedź cicho – Przywitał mnie chrapliwym głosem, który wprost nierealnie, kontrastował z jego wyglądem.
– Schowaj się i siedź cicho – przywitał mnie chrapliwym głosem, który wprost nierealnie, kontrastował z jego wyglądem.
a teraz cholerne ufo i gość który najwyraźniej coś wie, ale nie chce powiedzieć.
a teraz cholerne ufo i gość, który najwyraźniej coś wie, ale nie chce powiedzieć.
– Jesteś dziś drugą osobą którą spotkałem, a teraz się zamknij, bo i my znikniemy.
– Jesteś dziś drugą osobą, którą spotkałem, a teraz się zamknij, bo i my znikniemy.
Udało mi się pozbierać myśli, w momencie gdy dziwne obiekty, schowały się za dachami bloków.
Udało mi się pozbierać myśli, w momencie, gdy dziwne obiekty, schowały się za dachami bloków.
Co się dzieję?
Co się dzieje?
Jak mówiłem, jesteś dziś drugim człowiekiem którego spotykam, a pierwszego – zawiesił głos i wskazał palcem na niebo.
Jak mówiłem, jesteś dziś drugim człowiekiem, którego spotykam, a pierwszego – zawiesił głos i wskazał palcem na niebo.
Możesz mówić jaśniej? – moje pytania nie miały końca i byłem coraz bardziej zirytowany.
Możesz mówić jaśniej? – Moje pytania nie miały końca i byłem coraz bardziej zirytowany.
Miałem, bo jestem namiętnym palaczem, założenie jest proste, pale bo lubię i uważam że każdy powinien mieć wady.
Miałem, bo jestem namiętnym palaczem, założenie jest proste, palę bo lubię i uważam, że każdy powinien mieć wady.
Wyciągnąłem więc paczkę i go poczęstowałem, sam tez z chęcią zakurzę i posłucham co powie.
Wyciągnąłem więc paczkę i go poczęstowałem, sam też z chęcią zakurzę i posłucham, co powie.
– Wstałem jak zawsze, Mariusz miał przyjechać – zaciągnął się, po czym dodał wyjaśniając –
– Wstałem jak zawsze, Mariusz miał przyjechać – zaciągnął się, po czym dodał, wyjaśniając –
Spojrzał jakby oczekiwał zrozumienia,
Spojrzał, jakby oczekiwał zrozumienia,
a może śnieg go przysypał, wiec poleciałem do niego, to dwa bloki dalej.
a może śnieg go przysypał, więc poleciałem do niego, to dwa bloki dalej.
Oczywiście zostałem w środku, wydygałem, bo nigdy nic nie wiadomo,
Co znaczy „wydygałem”?
wybełkotał, że to kara boska i żeby się modlić bo koniec jest bliski.
wybełkotał, że to kara boska i żeby się modlić, bo koniec jest bliski.
– Dałem mu z liścia w gębę, szybko otrzeźwiał, wiesz jak to jest z pijakiem?
– Dałem mu z liścia w gębę, szybko otrzeźwiał, wiesz, jak to jest z pijakiem?
I sądzę, że znak zapytania jest niepotrzebny.
– Nie przerywaj i słuchaj co było dalej
– Nie przerywaj i słuchaj, co było dalej
Po dwóch minutach, wystawił głowę i po prostu się rozsypał, jakby zrobiony był z piasku.
Po dwóch minutach wystawił głowę i po prostu się rozsypał, jakby zrobiony był z piasku.
Na moich oczach i nie została po nim nawet kupka kurzu, wiem bo sprawdzałem – zakończył, chyba znów oczekując zrozumienia.
Na moich oczach i nie została po nim nawet kupka kurzu, wiem, bo sprawdzałem – zakończył, chyba znów oczekując zrozumienia.
Urzekła mnie twoja historia, pomyślałem gasząc peta, bo mój mózg w końcu zaczął funkcjonować.
Urzekła mnie twoja historia, pomyślałem, gasząc peta, bo mój mózg w końcu zaczął funkcjonować.
– Nazywam się Marcin – powiedziałem i wyciągnąłem rękę
– Nazywam się Marcin – powiedziałem i wyciągnąłem rękę.
Napisałbym: – Nazywam się Marcin – powiedziałem, wyciągając rękę.
– Na mnie Ramzes, bo zasypuje wszystkich ciekawostkami o starożytnym Egipcie,
– Na mnie Ramzes, bo zasypuję wszystkich ciekawostkami o starożytnym Egipcie,
Załóżmy, że mam samochód, a jaki jest plan? – spytałem i dałem mu zapalić kolejnego
Załóżmy, że mam samochód, a jaki jest plan? – spytałem i dałem mu zapalić kolejnego.
poszliśmy wprost do mojego garażu obserwując niebo, z uczuciem niepokoju.
poszliśmy wprost do mojego garażu, obserwując niebo z uczuciem niepokoju.
Białe dwuletnie Volvo, niestety nie pali,
Pozostałbym przy czasie przeszłym.
które psuja się od samego patrzenia.
które psują się od samego patrzenia.
Samochód był martwy, nie mignęła nawet kontrolka, otworzyłem więc maskę by upewnić się jeszcze co do przyczyn awarii.
Samochód był martwy, nie mignęła nawet kontrolka, otworzyłem więc maskę, by upewnić się jeszcze co do przyczyn awarii.
Miałem więc racje, padła elektronika, a nie bateria.
Miałem więc rację, padła elektronika, a nie bateria.
– Włamiemy się do mieszkań i ukradniemy kluczyki, dokładnie to chciałem zrobić zanim ciebie spotkałem.
– Włamiemy się do mieszkań i ukradniemy kluczyki, dokładnie to chciałem zrobić, zanim ciebie spotkałem.
– a jak wejdziesz na komisariat?
– A jak wejdziesz na komisariat?
– Potrzebujemy gruchota, coś pozbawione elektro badziewia, a tam znajdziemy to samo – wskazałem na swój pojazd
– Potrzebujemy gruchota, coś pozbawione elektro badziewia, a tam znajdziemy to samo – wskazałem na swój pojazd.
– Przejeżdżam tamtędy do marketu i widzę parking za bramą, z tego co pamiętam, stoi tam masa, starego niemieckiego szrotu, a nawet Polonez – zakończyłem na tyle przekonująco że zgodził się z moimi argumentami.
– Przejeżdżam tamtędy do marketu i widzę parking za bramą, z tego, co pamiętam, stoi tam masa starego, niemieckiego szrotu, a nawet Polonez – zakończyłem na tyle przekonująco, że zgodził się z moimi argumentami.
na oko dwadzieścia mieszkań i wszystkie do których zdołaliśmy się dostać, wyglądały tak samo.
na oko dwadzieścia mieszkań i wszystkie, do których zdołaliśmy się dostać, wyglądały tak samo.
Generator, paliwo, zapasy i alkohol który pomoże przetrwać do rana.
Generator, paliwo, zapasy i alkohol, który pomoże przetrwać do rana.
on na kanapie, ja na fotelu, z planami na jutro,
Trzy razy „na”.

Incydent

6
Marzyciel pisze: i lepiej nie pytać, skąd wziąłem wodę
Mam nadzieję że z rezerwuaru, panie preppers. Mniejsza o grubą czapę śniegu za oknem.
Marzyciel pisze: gdy go zobaczyłem, kilka metrów ode mnie, jak konspiracyjnie macha rękami.
Jakoś mnie to zdanie gryzie. Raz, gdyby faktycznie to był ON, osnowa fabuły, której narrator jest tylko kronikarzem - pasowałoby. Dwa, konspiracyjne machanie rękami to jak dyskretne walenie do drzwi.
Marzyciel pisze: a teraz, sądząc po śladach, punkt zbiórek okolicznych meneli.
Zbędne. Chyba, że widzi budynek pierwszy raz.
Marzyciel pisze: Zwykła rudera, bez szyb i z ziejącą pustką wielką dziurą, w bocznej ścianie, z której teraz wystaje blond czupryna, a jej właścicielem jest mężczyzna, lat około trzydziestu, normalnej postury, jakich pełno widujesz codziennie, chociaż jego kręcone włosy, przywodzą na myśl anioła z kościelnych malunków, tylko facjatę ma bardziej styraną.
1) pustka zbędna 2) ZdanieZbytWielokrotnieZłożone 3) Masz wrzut czasu teraźniejszego a cały fragment jest w przeszłym.
Marzyciel pisze:Blado pomarańczowe bumerangi(...) leniwie płynęły po niebie rogami naprzód wykorzystując odwróconą geometrie skrzydeł, czyli lecąc tył na przód, w porównaniu do znanych modeli samolotów.
Można prościej.
Marzyciel pisze: – Nie wiem, telefon, radio, pewnie całą elektronikę chuj strzelił, jesteśmy odcięci od świata.
Swoją drogą narrator powinien zauważyć to najpóźniej po stwierdzeniu braku prądu.
Marzyciel pisze: Mariusz miał przyjechać(...) to kolega z pracy, bo jeździmy jego samochodem (...)Kazimierz jak ma kontakt z bazą, jest człowiekiem do rzeczy, mieliśmy wyjechać jego samochodem
To w końcu Kazik czy Mariusz?

Gorgiasz wyliczył Ci chyba całą przecinkozę, mi by się nie chciało :P Podpisuję się też pod drewnem postaci i dialogów, Igor przedstawia rozsypującego się sąsiada jakby czytał gazetę na kiblu. Narrator też przyjmuje latające ufoki jakby je widywał już kilkukrotnie, tylko w innym miejscu. Coś jak fiordy co z ręki jadły.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

[WW]Incydent

7
Przyznam się szczerze,. UFO i koniec świata to nie mój klimat. Jednak największym zarzutem jest brak dramatyzmu. Czy główny bohater to socjopata albo może jest robotem? Początkowo można jego zachowanie uzasadnić szokiem lub niedowierzaniem, ale gdy sytuacja "wsiąknie"? Moim zdaniem powinien chyba zaliczyć jakiś atak paniki? Jego kolega Igor też ciut za spokojny, a widział śmierć kolegi.
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.

[WW]Incydent

8
Masz przecinki w zupełnie losowych miejscach, jakby narrator był robotem, który wstawia znaki przestankowe nie tam, gdzie by logicznie i gramatycznie wypadało, ale tam, gdzie wy podpowiada tajemniczy skrypt.

Co do stylu natomiast -
Zwykła rudera, bez szyb i z ziejącą pustką wielką dziurą, w bocznej ścianie, z której teraz wystaje blond czupryna, a jej właścicielem jest mężczyzna, lat około trzydziestu, normalnej postury, jakich pełno widujesz codziennie, chociaż jego kręcone włosy, przywodzą na myśl anioła z kościelnych malunków, tylko facjatę ma bardziej styraną
Mamy tu dziurę w ścianie, dowiadujemy się, że z dziury wystaje czupryna, którego właścicielem jest mężczyzna. Właścicielem, podkreślam. Pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy – kurde, skalp. Facet prze dziurę w ścianie wystawia łapę z krwawiącym skalpem.

Potem jeszcze doszłam do wniosku, że to skalp anioła.

A to nie jest jedyne zdanie w twoim tekście, które wprowadza tak dziwne zawirowania odnośnie podmiotu. W sporej części nie wiem, o kogo chodzi.
Blado pomarańczowe bumerangi, wielkości samochodu, leniwie płynęły po niebie, wykorzystując odwróconą geometrie skrzydeł, czyli lecąc tył na przód, w porównaniu do znanych modeli samolotów
Jak bumerang może lecieć tyłem naprzód w porównaniu z samolotem? O co tu w ogóle chodzi?
Białe dwuletnie Volvo, niestety nie pali, tak to jest z tymi cudami techniki, które psuja się od samego patrzenia.
A jakiś związek przyczynowo-skutkowy? Nie pali, bo jest cudem techniki, czy facet popatrzył i się zepsuło?

Cały tekst jest pełen takich kwiatków. Ogólnie ciężko zrozumieć, co poeta miał na myśli. A sam tekst koszmarnie drętwy, przez co odgadywanie sensu przestaje być zabawne już po drugim zdaniu. Najdalej trzecim.
There is no God and we are his prophets.
The Road by Cormac McCarthy

[WW]Incydent

9
Gorgiasz pisze: Z przecinkami masz problem.
Dzięki przede wszystkim za cierpliwość. Przecinki prześladują mnie odkąd pamiętam, walczę i się nie poddaje, ale to będzie długa wojna.
Gorgiasz pisze:Trochę brakuje dramatyzmu
Jeśli chodzi o emocje, to pewnie jakbym umiał napisać lepiej, to bym napisał. Co do opisu latających obiektów, to byłoby nienaturalne, gdyby z tej odległości, bohater opisywał je ze szczegółami. Podobny problem, mam z otoczeniem, bo kto idzie i opisuję wszystko co mija, chociaż zdaję sobie sprawę, że mogłem zarysować tło lepiej.
Gorgiasz pisze:Trzy razy „na”.
Bo to kołysanka. On na kanapie, ja w fotelu, obaj z perspektywą pracowitego jutra.
Gorgiasz pisze:Co znaczy „wydygałem”?
W mowie potocznej jest takie słowo, a ja uważałem, że zwykle przestraszyłem się, nie będzie pasować do Amora.
Misieq79 pisze:Mam nadzieję że z rezerwuaru, panie preppers. Mniejsza o grubą czapę śniegu za oknem.
Miałem jeszcze ze dwa pomysły i nie mogłem się zdecydować.
Misieq79 pisze:Można prościej.
Można.
Misieq79 pisze:Swoją drogą narrator powinien zauważyć to najpóźniej po stwierdzeniu braku prądu.
Pewnie zauważył, co nie oznacza, że Amor musi o tym wiedzieć, pytanie dotyczyło czego innego, odpowiedź miała być naturalna i chciałem utwierdzić czytelnika, co do realiów.
Misieq79 pisze:To w końcu Kazik czy Mariusz?
To dwie różne osoby, zjadłem słowo sąsiad, przy opisie Kazimierza.

Pozostaję mi pracować i spróbować obronić się, kolejnym tekstem.
„Druga gwiazda na prawo, i prosto, aż do poranka". J.M. Barrie

[WW]Incydent

11
Dla mnie akacja trochę za szybko gna do przodu, a właściwie streszczenie akcji przez Amora. Zamiast ukazać wydarzenia w dialogu, lepiej byłoby wplątać w nie Ramzesa.

Brakowało mi też niektórych opisów, np. statków kosmicznych, co wpływa na to co pisałem na początku.

Dobrą stroną jest to, że czytało się płynnie i szybko. Poza tym znajoma sceneria, co w połączeniu z ufo daje nadzieję na ciekawą opowieść.

[WW]Incydent

12
Ufoki to nie moje klimaty - a jednak czytało mi się nieźle :) Co prawda masz problem z interpunkcją, a konkretniej przecinkozę (co jest do ogarnięcia) - ale ogólnie opowiadanie jest dość sprawnie napisane. Masz jakiś pomysł, tekst ci nie szaleje, nie ma chaosu (no, może troszeczkę przy odpalaniu samochodu i planie B) i - co bardzo ważne - umiesz stworzyć klimat. Czuje się to zagrożenie, lęk wywołany pojawieniem się ufo, jest niespokojnie, jest napięcie - fajnie :D
To jest trochę sztuczne:
Marzyciel pisze: zasypuje wszystkich ciekawostkami o starożytnym Egipcie
raczej poszłabym w stronę czegoś typu "zamęczam wszystkich starożytnym Egiptem", niech to brzmi bardziej potocznie.
Ale już to jest po prostu śliczne:
Marzyciel pisze: jego kręcone włosy, przywodzą na myśl anioła z kościelnych malunków, tylko facjatę ma bardziej styraną.
:D
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

[WW]Incydent

13
silva.silvera pisze: Czy główny bohater to socjopata albo może jest robotem?
W każdym bądź razie, nie jest zbyt emocjonalny i to jest zamierzone, a Amor rzeczywiście mógłby być bardziej przekonujący.
Kadah pisze:Jak bumerang może lecieć tyłem naprzód w porównaniu z samolotem? O co tu w ogóle chodzi?
Przekombinowałem. Nie każdy widział samolot, wykorzystujący odwróconą geometrie skrzydeł.
Kadah pisze:A jakiś związek przyczynowo-skutkowy? Nie pali, bo jest cudem techniki, czy facet popatrzył i się zepsuło?
W zamyśle chciałem pokazać różnicę pomiędzy technologiami. Z autami starszej generacji jest łatwiej, tam zwykle wiadomo co się psuje, już na pierwszy rzut oka. Z tymi nowymi bywa tak: wieczorem parkujesz w garażu, a rano wracasz, wkładasz kluczyk, przyciskasz Start i nic, echo, zero reakcji. Od czego się zepsuł?
Demo8 pisze:Zamiast ukazać wydarzenia w dialogu, lepiej byłoby wplątać w nie Ramzesa.
Niezły pomysł, ale za bardzo byłem zaślepiony swoją koncepcją.
Demo8 pisze:Brakowało mi też niektórych opisów, np. statków kosmicznych
Co do opisu to chciałem zachować pewną niewiadomą, co mi zbytnio nie wyszło. Wciąż uważam jednak, że z perspektywy Ramzesa, nie dało się ujrzeć szczegółów. Taki minus narracji pierwszoosobowej.
Isabel pisze: umiesz stworzyć klimat.
Dziękuję. Dobrze, że coś jest. Teraz trzeba się nauczyć, tworzyć postacie i snuć historię.
Isabel pisze:To jest trochę sztuczne:
Zupełnie jak kłamstwo zmyślone na poczekaniu. :wink:
„Druga gwiazda na prawo, i prosto, aż do poranka". J.M. Barrie

[WW]Incydent

14
Chłód, albo cisza? Nie wiem, co uderzyło pierwsze. W każdym bądź razie, wywołało paskudne uczucie niepokoju, dysonans poznawczy, który zdarza się, gdy to co widzisz, jest niezgodne z tym, czego oczekujesz, a dziś nic nie pasowało.
Fajnie zdanie, choć z nadmiarem przecinków.

Niektóre zdania fajne, niektóre pokraczne
Zero ruchu, sklepy zamknięte na cztery spusty i ani żywego ducha, tak jakby wszyscy zaspali.
Bo teraz sklepy w niedzielę są zamknięte, a bohater o tym zapomniał :D
– Co to kurwa jest? – zapytałem zdezorientowany, bo mój światopogląd, znalazł się w ruinie.
Zarąbie stwierdzenie :D :D

Podoba mi się twoje łącznie stylu rynsztokowego i intelektualnego. Co prawda masz mnóstwo przecinków w losowych miejscach.
A gdzie te ciekawostki na temat starożytnego Egiptu?
W sumie tekst sympatyczny.
Incydent to nie jest dobra nazwa. Incydenty są małe.
Hunde, wollt ihr ewig leben
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron