[P] Silent Hill: Charles cz.1, horror [wulgaryzmy]

1
Przeczytałem powitanie nowego użytkownika i postanowiłem sam coś wrzucić. Praktycznie nie piszę, a ostatnio znów mnie naszło... Tekst poniżej napisałem już kilka lat temu na bloga. Chętnie poddam weryfikacji i skonfrontuję z kolejnym, tym razem niedawno spłodzonym.



Krople wody leniwie spadały z sufitu wprost na czoło nieprzytomnego mężczyzny leżącego na przegniłych deskach podłogowych. Raz za razem z impetem, jakby w rytm metronomu, rozbijały się, rozdrabniając i rozpryskując na boki. Nadmiar klarownej cieczy znalazł ujście w rozchylonych ustach młodzieńca doprowadzając do zachłyśnięcia, w efekcie czego jego palce zaczęły lekko drżeć. Kaszląc usiłował stanąć na nogach. Czynność prosta, wykonywana codziennie, nastręczała jednak trudnością w zaistniałej sytuacji, a sprawy nie ułatwiał ostry, migrenowy ból głowy, któremu akompaniowały pulsujące jak baunsująca cizia w klubie techno skronie. Mężczyzna, zataczając się lekko, przyłożył dłoń do jedynego punktu oparcia jaki znajdował się w pobliżu – ściany, która mieniła się taką feerią barw, że niemożliwością było odgadnięcie jakiego pigmentu do jej pomalowania niegdyś użyto. Pokryta była w całości lepką, przeźroczystą substancją równie trudną do zidentyfikowania jak i kolor farby. Przez zabite dechami okna z trudem przedzierały się drobne smugi światła, wywołując na ścianie refleksy. Wszechobecny brud, spękany tynk, próchno i ogólny, niezbyt sterylny obraz otoczenia sprawiały, że miejsce w jakim znalazł się młodzieniec nie należało do tych, do których powraca się z własnej, nieprzymuszonej woli. Z sufitu wciąż sączyła się woda, formując się w niewielkie, acz głośno alarmujące o stanie dachu, krople. Ciszę dodatkowo zakłócała złowrogo trzeszcząca, pozornie jak gdyby wbrew prawom fizyki do niczego nie umocowana belka stropowa. Mężczyzna otarł dłoń ze śliskiej, lecz także nieco lepkiej substancji o dopasowaną, skórzaną kurtkę, zaczesał mokrą, wzorowo wystrzyżoną grzywkę i jakby olśniony zaczął przeszukiwać kieszenie. W jednej z nich znalazł brudny, zgnieciony kawałek papieru, zamarł jednak w bezruchu gdy wyciągając z niej rękę poczuł na nadgarstku chłód stali. Odchylił lekko kurtkę, z przerażeniem spoglądając na broń wsuniętą za pasek u spodni. Była to mała, poręczna beretta, wnioskując po wadze – prawdziwa. Powoli przekładał ją z jednej dłoni do drugiej, wpatrując się jak w transie.


- C... Co tu jest grane? - mruczał z niedowierzaniem pod nosem.

- Przypomnij sobie! - Mężczyzna rozejrzał się dookoła próbując odnaleźć źródło docierającego do niego głosu. Wzrok skupił na ogromnych, dębowych drzwiach, na których znajdowała się mała, złota tabliczka z wygrawerowanym napisem „Gabinet Dyrekcji”. Dziwne wydawało się to, że drzwi jako jedyne nie zostały nadwyrężone przez mijający czas, wyglądały wręcz na nowe.

- Przypomnij sobie co zrobiłeś Charles!! - Młody, dziewczęcy głos przedarł się przez dziurkę od klucza po raz kolejny.

- Ki... - Charles przerwał, by przełknąć nadmiar śliny, o czym ze strachu zapomniał – Kim ty do cholery jesteś!? - wrzasnął wreszcie.


W odpowiedzi usłyszał jedynie cichnący, oddalający się śmiech, który gdy już niemal ucichł w niczym nie przypominał tego dziewczęcego, raczej rozwarstwił się i nabrał dużo niższego tonu. Mężczyzna zdezorientowany jeszcze bardziej niż po ocknięciu powoli wyciągał dłoń w kierunku klamki, jak dziecko, które boi się dotknąć garnka po ówczesnym, wielokrotnym poparzeniu. W głowie miał taki mętlik, że nie potrafił się skupić na przypomnieniu sobie co robił dnia poprzedniego. Gdy zbierając resztki odwagi chwycił za klamkę, mrok został rozdarty przez głośny ryk syreny alarmowej. W jednym momencie, na jego oczach otoczenie zmieniało się, a panujący półmrok zamieniał się w intensywniejszą ciemność, niemalże noc. Może trudno w to uwierzyć, lecz wszystko przybierało jeszcze gorszego kolorytu. Elementy stalowe trzeszczały niemiłosiernie, aż Charles musiał zasłonić uszy, pojawiał się na nich brudny, rdzawo – krwisty nalot, drewno zwęglało się miejscami, choć nigdzie nie dało się zauważyć płomieni, ściany obrastały w żywą, pulsującą i równie brudną jak wszystko tkankę, przywodzącą na myśl płaty mięsa, bądź też wnętrze żywego organizmu. Nieznośny hałas dobiegał zewsząd, nawet kurz odgrywał spektakularną rolę w tej wyprzedzającej swoje czasy, nowatorskiej symfonii. Resztki widocznego tynku obsypywały się, a cały budynek kołysał jak w trakcie trzęsienia ziemi. Charles krzyczał nieustannie trzymając dłonie we włosach i zasłaniając twarz, nawet gdy metamorfoza ustała, przybierając swój ostateczny, ohydny kształt. Wyciszył się dopiero słysząc zgrzyt stali przeciąganej po ziemi, dobiegający zza starannie zabitych deskami okien. Nie chciał podchodzić i wyglądać na zewnątrz, gdyż nie zdążył się nawet oswoić z tym, jak wygląda wnętrze tajemniczego budynku, który z całą pewnością nie jest miejscem, do którego ochoczo się powraca. Rozsądek mu jednak podpowiadał, by sprawdzić czy powinien uciekać na zewnątrz, czy jednak, co z pewnością nie napawało go optymizmem, zapuścić się w głąb labiryntem korytarzy. Idąc za źródłem dźwięku i małymi smużkami światła dotarł do okna. Powoli przysuwał głowę, i zerkając przez małą szparę między deskami przyglądał się chwilę. Zgrzytająca stal zdawała się zbliżać powoli, towarzyszyć jej też zaczęły pojękiwania i odgłosy przypominające ciągnięty, bądź poszturchiwany łańcuch. Odskoczył gwałtownie obok opierając się plecami o niecodziennie miękką ścianę


- Co to za cyrk!!! Co tu się kurwa wyprawia!!!? - mężczyzna krzyczał, używając jednocześnie sporej siły, by odkleić plecy od lepkiej nawierzchni, do której przez nieuwagę przywarł.


Z jeszcze mniejszą ochotą, ale i odwagą o czym świadczyło drżące ciało, ponownie wyjrzał na zewnątrz. Zachowanie Charlesa uznać należy za nad wyraz spokojne, opanowane, a nawet logiczne zważywszy, iż za oknem poza dymem oraz - to przygasającym, to znów rozbłyskującym - światłem płomieni wydostających się ze szczelin spękanej drogi, widoki były już tylko gorsze. Po bokach zalegały sterty ciał wysokości dwóch rosłych mężczyzn, gdzieniegdzie pojedyncze, rozczłonkowane. Dookoła nad płotami przeważały rozciągnięte jak na polu bitwy druty kolczaste. Wszechobecny mrok i brud wzbogacony o potworny swąd spalenizny i zgnilizny pokonywała rosła postać ciągnąca za sobą ogromne ostrze. Postać ta, mimo iż smukła, była jednocześnie nienaturalnie wręcz umięśniona i wysoka. Opleciona łańcuchami kroczyła mozolnie, u stóp jej, prócz powiewającej szaty przypiętej u pasa, zdawało się coś pełzać. Nawet gdyby na twarzy tajemniczego tworu otoczenie wywołało jakikolwiek grymas, to coś na kształt stalowej piramidy zasłaniające jego głowę uniemożliwiło by Charlesowi dostrzeżenie tego. Obok w spazmatycznych ruchach kroczyły inne istoty, sylwetką przypominające kobiety. Ich zdeformowane, spłaszczone twarze sprawiały, iż każda wyglądała niemal identycznie, przypominały bardziej te widoczne u manekinów, z tą różnicą, że z pewnością pokryte były żywą tkanką. Noże w dłoniach pozwoliły poważnie zwątpić w czyste intencje zbliżających się tworów, sposób ich poruszania przypominał ten, który człowiek dostrzega jedynie w świetle stroboskopu. Kroczyły równie powolnie jak rosły jegomość, trzymając jednak od niego spory dystans. Przyglądając się nieco bardziej i rozchylając usta w szoku, Charles dostrzegł w tle mężczyznę uwiązanego do pala znajdującego się na dachu kościoła. Postać szamotała się i próbowała uwolnić, na nic jednak to się zdało gdyż po chwili zapłonęła żywym ogniem. Potworny krzyk, mimo iż docierał z tak daleka, zmusił Charlesa, który nieświadomie zaczął w tym krzyku wtórować, do zasłonięcia uszu dłońmi. Rosła postać przystanęła na moment unosząc broń. Charles nieroztropnie zwrócił na siebie uwagę, a twór wymachując orężem i ćwiartując tym samym postacie kroczące obok wziął krótki rozpęd ciskając z impetem ostrze, które jeszcze kilka chwil temu było jedynie źródłem niepokojącego dźwięku. Wielki nóż przebił deski przybite do ramy okiennej tuż obok głowy mężczyzny zahaczając o skórzaną kurtkę w okolicach ramienia. Spanikowany Charles nie zastanawiając się pochwycił broń i oddał kilka strzałów na ślepo w kierunku okna, po czym otwierając drzwi z tabliczką wieszczącą, iż jest to "Gabinet Dyrekcji" wbiegł do środka zatrzaskując je za sobą.



CDN

Added in 2 minutes 36 seconds:
PS. Widzę, że nie dodało mi tagów. Można to zmienić po publikacji?

[P] Silent Hill: Charles cz.1, horror

2
Krople wody leniwie spadały z sufitu wprost na czoło nieprzytomnego mężczyzny leżącego na przegniłych deskach podłogowych. Raz za razem z impetem, jakby w rytm metronomu, rozbijały się, rozdrabniając i rozpryskując na boki. Nadmiar klarownej cieczy znalazł ujście w rozchylonych ustach młodzieńca doprowadzając do zachłyśnięcia, w efekcie czego jego palce zaczęły lekko drżeć.
leniwie spadające krople wody. Na czoło. Doprowadziły do zachłyśnięcia.
Efektem zachłyśnięcia bylo drżenie palców. Lekkie.

Autorze, o czym myślałeś, pisząc ten kawalek, bo to bzdura wszechczasów, chyba, że nasz bohater ma usta na czole ;-)
A i wtedy leniwość (i ilosc) wody wyklucza zachłyśnięcie.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

[P] Silent Hill: Charles cz.1, horror

3
Nie, nie i jeszcze raz nie. Warsztat do bani, napisane kulawo, właściwie jeden wielki opis. Rozumiem, ze fanfick Silent Hilla, w które grałęm z przyjemnosćią, to tutaj niestety czytanie do przyjemnych nie należało. Tylko wywalić do kosza i zapomnieć. Napisać coś innego, coś co nie jest fanfickiem i będzie zjadliwe.

Pozdrawiam.

[P] Silent Hill: Charles cz.1, horror [wulgaryzmy]

4
ThereIsNoAnOption pisze: Czynność prosta, wykonywana codziennie, nastręczała jednak trudnością w zaistniałej sytuacji, a sprawy nie ułatwiał ostry, migrenowy ból głowy, któremu akompaniowały pulsujące jak baunsująca cizia w klubie techno skronie. Mężczyzna, zataczając się lekko, przyłożył dłoń do jedynego punktu oparcia jaki znajdował się w pobliżu – ściany, która mieniła się taką feerią barw, że niemożliwością było odgadnięcie jakiego pigmentu do jej pomalowania niegdyś użyto. Pokryta była w całości lepką, przeźroczystą substancją równie trudną do zidentyfikowania jak i kolor farby.
Nie wiem, o co chodzi w tym fragmencie, bo ciągle myślę o kolorze ściany :/
ThereIsNoAnOption pisze: Ciszę dodatkowo zakłócała złowrogo trzeszcząca, pozornie jak gdyby wbrew prawom fizyki do niczego nie umocowana belka stropowa. Mężczyzna otarł dłoń ze śliskiej, lecz także nieco lepkiej substancji o dopasowaną, skórzaną kurtkę, zaczesał mokrą, wzorowo wystrzyżoną grzywkę i jakby olśniony zaczął przeszukiwać kieszenie.
...które wydawały się bezdenną otchłanią pachnącą potem i zgnilizną zupełnie jak w piwnicy wujka Marka, który trzymał tam sprzęt treningowy, bo... Zabijasz czytelnika. Nie wszytko musisz określać. Ilość informacji miażdży nastrój. Nie wiem, co robi postać, bo ciągle zasypujesz mnie drobiazgami bez znaczenia, że kurtka dopasowana, że ścianę kiedyś pomalowano nie wiadomo czym, o cizi w klubie techno już nie wspomnę.

Nie znam się bardzo na horrorach, ale wydawało mi się, że powinny trzymać w napięciu. Tutaj nie ma napięcia. Jest tekst o niczym, upstrzony informacjami i szczegółami, z narratorem używającym pojęć "cizia" i "decha" (jeżeli narrator nie jest postacią, ani nie piszesz z punktu widzenia postaci, to nie powinno się używać takiego języka).

ThereIsNoAnOption pisze:
- C... Co tu jest grane? - mruczał z niedowierzaniem pod nosem.

- Przypomnij sobie! - Mężczyzna rozejrzał się dookoła próbując odnaleźć źródło docierającego do niego głosu. Wzrok skupił na ogromnych, dębowych drzwiach, na których znajdowała się mała, złota tabliczka z wygrawerowanym napisem „Gabinet Dyrekcji”. Dziwne wydawało się to, że drzwi jako jedyne nie zostały nadwyrężone przez mijający czas, wyglądały wręcz na nowe.

Chcesz wywołać napięcie (tak zakładam). Ja jako czytelnik wyobrażam sobie bohatera, że się rozgląda, coś słyszy i teoretycznie mogłabym tutaj zacząć się wciągać - gdy wtem istotą dramatu stają się drzwi. Z jakiego są drewna? Mój umysł podąża ku złotej tabliczce (powoli zapominając o strasznym głosie), widzę wygrawerowany napis. Drzwi chyba są nowe. Hmmm... No i napięcie szlag trafia.

I tak jest do końca.

ThereIsNoAnOption pisze:
- Co to za cyrk!!! Co tu się kurwa wyprawia!!!? - mężczyzna krzyczał, używając jednocześnie sporej siły, by odkleić plecy od lepkiej nawierzchni, do której przez nieuwagę przywarł.
[...]

Zachowanie Charlesa uznać należy za nad wyraz spokojne

Nie ma napięcia. Tekst jest przegadany. Są powtórzenia, nie ma za to przecinków. W wielokrotnie złożonych zdaniach nawet same podmioty się gubią.

Przestraszyłam się tylko raz. Jak zobaczyłam "CDN".

Wybacz. Jestem na nie.
Życzę powodzenia przy następnych tekstach!
„Styl nie może być ozdobą. Za każdym razem, kiedy nachodzi cię ochota na pisanie jakiegoś wyjątkowo skocznego kawałka, zatrzymaj się i obejdź to miejsce szerokim łukiem. Zanim wyślesz to do druku, zamorduj wszystkie swoje kochane zwierzątka.” Arthur Quiller-Couch

FB - profil autorski
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”