Kaliber 7,62

1
Kolejne uderzenie pocisku wstrząsnęło żelbetonowymi ścianami bunkra.
Posypały się okruchy, a kurz zmieszał się z prochowym dymem. Osiadł na twarzach i łączącząc z potem, tworzył maskę arlekina.
Wrażenie potęgowały łzy, wyciskane z oczu żołnierzy przez ten konglomerat kurzowo - prochowy. Żłobiły w maskach bruzdy, a rozcierane nadawały im wyraz upiorów.
A cyrkowa arena kręciła się tego pięknego września. Słonecznego i ciepłego. Porywała w swój wir tysiące ludzi przebijanych bagnetami, rozszarpywanych przez odłamki i wierconych przez ołowiane kule.
Cyrkowy kontredans śmierci.
Porucznik Stramm przetarł oczy zasypane przez ostatni wybuch i rozejrzał się.
Obok obsada erkaemu strzelała krótkimi seriami w kulące się za czołgami figurynki niemieckich żołnierzy. Niektóre upadały, ale reszta, kryjąca się za sunącymi majestatycznie wozami, parła z uporem do przodu.
- Koryciak, co z karabinem przeciwpancernym? - krzyknął w głąb prochowej mgły. - Zaraz nas rozjadą.
Broń ta, zwana „Ur” doskonale radziła sobie z pancerzem Panzerkampfwegen jeden i dwa. Pociski wchodziły jak w masło i tylko czarny dym wskazywał na wesołą imprezę wewnątrz pojazdu. Tym, którzy z tej imprezy chcieli się urwać przez włazy, pomagały serie z polskiej broni maszynowej.
- Jest panie poruczniku, ale mam tylko cztery naboje – odkrzyknął kapral.
- To mierz dobrze. Zatrzymaj tego najbliżej. To chyba dowódca, to może reszta się wycofa.
- Ta...est.
Po chwili czołg jakby się potknął. Zarzucił prawą gąsienicą, ustawiając się bokiem do bunkra.Poprawka Koryciaka w słabiej opancerzony bok i kolejna kupa złomu zaległa przedpole. Pozostałe zaczęły się wycofywać, a za nimi piechota.




Stramm oparł się plecami o ścianę i zdjął hełm. Otarł spocone czoło, zostawiając na twarzy rozmazane smugi. Chwila przerwy.
Ich bunkier był częścią umocnień nadnoteckich. Wybudowany tuż przed wybuchem wojny był niedokończony. Brakowało wentylacji (stąd ta prochowa zawiesina) i pancernej kopuły obserwacyjnej.
Kilkaset metrów dalej, na wzgórzu, było stanowisko dowódcy, kapitana Raginisa.
Rozejrzał się wokół. Chłopcy też pozdejmowali hełmy, zamykali oczy i ciężko dyszeli, choć przecież nie wykonywali jakieś ciężkiej, fizycznej pracy. Ot, mieli mierzyć i strzelać.
Najlepiej celnie.
- Wachowski – rzucił w przestrzeń. Podpełznął młody chłopak o urodzie cherubinka. Brudnego cherubinka. - Łącz z dowódcą.
Strzelec zaczął z zapałem kręcić korbą telefonu i wywoływać sąsiedni bunkier. Raz, drugi, trzeci...
- Jest dowódca, panie poruczniku. - Łącznościowiec sam był zdziwiony. Podał mu słuchawkę.
- Melduje się Stramm, panie kapitanie. Kolejny atak odparty. Straty – sześciu zabitych, ośmiu rannych. W zbrojowni mam trzech jeńców. Należałoby odesłać na przesłuchanie do sztabu dywizji. Sanitariuszka opatruje rannych...
- …
- Tak jest. Wiem, gdzie trzymać jeńców, niemniej w zbrojowni mogą co najwyżej szczać koty.
Nie mam amunicji do ckm-ów i rusznicy. Resztka jest przy stanowiskach ogniowych...
- …
- Przepraszam, panie kapitanie. A sanitariuszka...
- …
- Tak się złożyło. Odbierali nad ranem rannych. Poszła w krzaki, a jak wróciła, to nie można było odróżnić flaków konia i sanitariusza... Przepraszam... Potem Niemcy położyli ogień zaporowy, to uciekła do nas.
- …
- Ee, jaki przypadek, panie kapitanie? Same przypadki. Przypadkiem wybuchła wojna, przypadkiem na nasz siedmiuset-osobowy batalion wali czterdzieści dwa tysiące szkopów z XIX korpusu pancernego. Przypadkiem nie mam amunicji... aha, nie będę miał. Poszukam żołędzi... Potarł zarośnięty podbródek – Wszystko wynika z czegoś.
- …
- Odeślę ją w nocy. To moja koleżanka ze szkoły. Przypadek? - Parsknął. - Poszła się wylać w las i mam ją na głowie. Mówią, że na statku baba przynosi pecha. Nie wiem jak w bunkrze.
- …
- Oczywiście. Będziemy się bronić do końca.
Mojego – dodał w duchu.




Kolejna fala. Stramm stracił poczucie czasu i przestrzeni. Ściskał rączki cekaemu i pruł krótkimi seriami.
Plasz, slup. – Pociski wbijały się z sykiem w worki z piaskiem.
- Oszczędzać amunicję – ryczał w głąb bunkra.
- To czym mam w nich strzelać? - odkrzyknął ktoś. - własnym gównem?
Nie odpowiedział, choć w normalnych warunkach dowcipniś zarobiłby tydzień karceru i ścieżkę zdrowia.
Ale to nie były normalne warunki. Obok ginęli ich koledzy. Ci, z którymi chodzili na dziwki, grali w karty i pili w podłych szynkach żydowskich w miasteczku, gdzie były koszary.
Właśnie koło niego odrzuciło od otworu strzelniczego starszego strzelca, Zawiślaka. Dostał szrapnelem.
Na zajęciach z taktyki i na poligonie nie przejawiał najmniejszej lotności umysłu, ale to nie znaczy, że Stramm musiał się przekonać o jego ograniczoności, oglądając rozbryźnięty mózg na ścianie.
Za chwilę miał lekcję anatomii, kiedy kolejny odłamek wpadł przez otwór i otworzył twarz sierżanta Wiśniewskiego. Ten upadł obok niego i porucznik patrzył na rozwartą skórę, cienką warstewkę tłuszczu, krwiste mięśnie i ich szarawe przyczepy. Jedno oko wisiało na naczyniu krwionośnym, a ryk bólu przebijał się nawet przez kanonadę artyleryjską.
Niektórzy mieli szczęście. Czysty postrzał, przez moment wyraz zdumionych oczu i upadek.
Koniec.
Porucznik zdał cekaem jakiemuś strzelcowi i pochylony ruszył na inspekcję bunkra. W sąsiednim pomieszczeniu strzelał erkaem, a pozostali przy życiu żołnierze mierzyli i strzelali z mauserów. Położył się obok strzelca Adamika. To była kompanijna oferma, przedmiot drwin i żartów całego oddziału.
Teraz leżał przy otworze strzelniczym i naciskał z całej siły cyngiel.
- Zaciął się panie poruczniku! Nie strzela!- zapiał falsetem.
Stramm spojrzał na broń.
- Durniu, amunicja ci się skończyła i się zablokował - krzyknął mu w ucho. - Jaja oberwać... - Pociągnął nosem. - Co tu tak śmierdzi?-
- Melduję posłusznie panie poruczniku, że zesrałem się – służbiście, acz z ociąganiem odpowiedział Adamik. Obsługa erkaemu zarechotała pomimo sytuacji.
- Pieluchę se weź Adamik. Zabijesz kolegów, zanim to zrobią szkopy.
- Po co mu pielucha panie poruczniku, jak już się zesrał? - krzyknął celowniczy Rozenek.
To były jego ostanie słowa, bo za chwilę leżał z dziurą w czole.
W oczach Adamika zaszkliło się. Odczołgał się do tyłu. Po chwili zobaczyli go na przedpolu, jak wczołguje się pod niemiecki transporter opancerzony z wiązką granatów. Zamarli.
Huknęło, błysnęło i dymiący transporter został na przedpolu. Razem z Adamikiem, a raczej tym, co z niego zostało.
Mimo takiego zdarzenia byłby koniec ze wszystkimi, ale z pobliskiego lasu wyjechał konny oddział zwiadowców z armatką przeciwpancerną. Artylerzyści unieruchomili dwa czołgi, które już wpełzały na bunkier, a reszta kawalerzystów ruszyła do ataku.
Niemiecka piechota panicznie bała się polskich jeźdźców i w popłochu zaczęła się cofać.
Kolejny atak przetrzymany. Wieczór, to do rana spokój. - Stramm oparł głowę o kolbę karabinu i zamknął oczy.
- Dobrze, że przypadkiem przejeżdżał ten patrol, panie poruczniku – mruknął kapral Koryciak.
- Nie ma przypadków, kapralu. Pewnie dostali rozkaz wsparcia.
- Panie poruczniku. Nie ma już łączności. a żaden łącznik się nie przedrze, bo Niemcy wdarli się w nasze linie.


- Zojka, zajmij się rannymi – Stramm patrzył na zwiniętą w kącie dziewczynę z opaską czerwonego krzyża.
Dziewczyna ani drgnęła. Wzrok miała pusty i trzęsła się na całym ciele.
- Zojka! - Szarpnął ją za ramię. - Morfina, bandaże! Zapomniałaś czego cię uczono na lekcjach przysposobienia wojskowego?
- Tak...jest... p... pa...nie...poruczniku.
Żachnął się.
- Przestań. Skąd żeś się tu wzięła? Nie widziałem cię od czasu gimnazjum.
- Przypadek. Był nabór na uczelni. Pytali o wszystkie dziewczyny, które dobrze znają się na pierwszej pomocy. Staruszek Zasławski dobrze nas przygotował w szkole. Skierowano mnie do szpitala polowego. Kilka kilometrów stąd.
- Znowu przypadek. - Sarkastycznie skrzywił usta. - Od kiedy sanitariuszki jeżdżą po linii frontu?
- Od kiedy sanitariuszy wzięto na pierwszą linię.
No tak – pomyślał – Raginis łata straty każdym, zdolnym do noszenia broni. Przyjrzał się Zojce, jak zaczęła się krzątać przy rannych. To była najpiękniejsza dziewczyna w roczniku gimnazjalnym tysiąc dziewięćset trzydzieści pięć. Przedmiot westchnień i obiekt stawiany na piedestale adoracji chłopaków. Jego też.
Sprawnie zajmowała się chłopakami, bandażując rany i wstrzykując morfinę. Pocieszała tych, którzy nie potrzebowali już ani jednego, ani drugiego.
- Wyjedziesz nocą z rannymi.
- Czym?
- Może uda się odpalić którąś z tych maszyn na przedpolu.


- Panie poruczniku! Idą! Chyba zwiad. - Starszy kapral wyszeptał mu do ucha, szarpiąc jednocześnie za rękaw.
- Dobra. - Stramm przetarł oczy i przeciągle ziewnął. - Podpuścić jak najbliżej i ognia. Jak będą uciekać, wyskoczcie z paroma chłopakami, kapralu i spróbujcie ściągnąć ten transporter. Rannych trzeba czymś odwieźć.
- Ta...est. - Zasalutował Koryciak.


Amunicja do broni maszynowej już się skończyła. Podpuścili szkopów jak najbliżej i zaczęli strzelać z mauserów. Celnie, bo paru Niemców przewróciło się.
Stramm zaczął szarpać się z zaciętym karabinem.
- Kurwa mać! - Wysunął lufę z otworu i ciągnął gałkę zamka. - Pieprzony złom.
I wtedy padł strzał. Całkiem przypadkowo trzymał palec na spuście, a szybkie szarpanie spowodowało wyrzucenie zakleszczonego naboju, odruchowe przeładowanie i...
Na bluzie Zojki wykwitła szkarłatna plama. Spojrzała na niego rozszerzonymi ze zdziwienia oczami i osunęła się na podłogę.
- Zojka – wyszeptał zbielałymi wargami. - Zojka, to był przypadek...




Nad ranem kazał wywiesić białą szmatę. Dwa dni obrony dziesięcio-kilometrowego odcinka, który wydawał się niemożliwy do obrony. Zostało ich kilku. Nie było już amunicji i żadnych lekarstw. Byli otoczeni, bo kiedy jeden z żołnierzy otworzył pancerne drzwi z tyłu bunkra, padł przeszyty serią.
Chłopcy wyszli, mrużąc oczy i zachłystując się świeżym powietrzem.
Stramm popatrzył na leżącą Zojkę, na brudną, poszarpaną biało – czerwoną flagę leżącą w kącie i odbezpieczył ostatni granat.
Nieprzypadkowo.

Kaliber 7,62

2
Pierwszy błąd w tytule - standardowy kaliber PL i DE to 7.92mm. 7.62 przyszedł zza Buga. Pocarskie Mosiny również przekonwertowano na 7.92
nikto pisze: Posypały się okruchy, a kurz zmieszał się z prochowym dymem. Osiadł na twarzach i łączącząc z potem
nikto pisze: A cyrkowa arena kręciła się tego pięknego września.
Jeszczem nie widział cyrku z kręcącą się areną.
nikto pisze: oczy zasypane przez ostatni wybuch
nieeee
nikto pisze: Panzerkampfwegen
wAgen!
nikto pisze: kolejna kupa złomu zaległa przedpole.
Na przedpolu. Ewentualnie zasłała przedpole, gdyby go rozerwało. To wyrażenie nie pasuje do efektów działania wz.35
nikto pisze: choć przecież nie wykonywali jakieś ciężkiej, fizycznej pracy
To wytłumaczenie, pardą, ssie.
nikto pisze: amunicji do ckm-ów i rusznicy
Anachronizm. Termin "rusznica ppanc" przyszedł zza Buga, wraz z PTRD (rużjo, a nie wintowka)
nikto pisze: na nasz siedmiuset-osobowy batalion wali czterdzieści dwa tysiące szkopów z XIX korpusu pancernego.
To było wiadomo po fakcie.
nikto pisze: Jedno oko wisiało na naczyniu krwionośnym,
Nope
nikto pisze: W oczach Adamika zaszkliło się. Odczołgał się do tyłu. Po chwili zobaczyli go na przedpolu, jak wczołguje się pod niemiecki transporter opancerzony z wiązką granatów. Zamarli.
Khem nie zauważyli go ani jedni, ani drudzy, nawet jak wyłaził z bunkra i przebiegł kilkaset metrów?
nikto pisze: ale z pobliskiego lasu wyjechał konny oddział zwiadowców z armatką przeciwpancerną. Artylerzyści unieruchomili dwa czołgi, które już wpełzały na bunkier, a reszta kawalerzystów ruszyła do ataku.
Niemiecka piechota panicznie bała się polskich jeźdźców i w popłochu zaczęła się cofać.
1) pod Wizną nie było boforsów
2) Nawet gdyby, to nie używało się ich metodą banzai charge, rozstawiając działon na polu pod ogniem.
3) skąd "reszta kawalerzystów" skoro pod Wizną był tylko konny pluton zwiadu 135pp?
nikto pisze: - Może uda się odpalić którąś z tych maszyn na przedpolu.
Bo mamy turbomechesa który po ciemku naprawi spalony czołg, zakopaną beczkę benzyny i mechanika który umie czołgiem jeździć.
nikto pisze: szybkie szarpanie spowodowało wyrzucenie zakleszczonego naboju, odruchowe przeładowanie i...
Zamek czterotaktowy, jak nazwa wskazuje, wymaga czterech ruchów, a nie szarpania. Dodatkowo, w mauserze po zakończenia cyklu nie da się sięgnąć spustu bez zdjęcia ręki z zamka.
nikto pisze: Byli otoczeni, bo kiedy jeden z żołnierzy otworzył pancerne drzwi z tyłu bunkra, padł przeszyty serią.
Chłopcy wyszli, mrużąc oczy i zachłystując się świeżym powietrzem.
Do tych już nie strzelano?

Słabe.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Kaliber 7,62

4
No niestety, research niezrobiony, realizm kuleje. Nie to jest jednak największym mankamentem tego tekstu, ile raczej niewyrobiony styl.

Ponadto, nie wiem, jaka jest główna myśl tutaj. Że na wojnie rządzi przypadek? Oczywiste. Tak samo, jak we wszystkim. To znaczy, nam się wydaje, że to przypadek, a tak jak porucznik słusznie zauważył, "wszystko wynika z czegoś".

Granatem wysadził się Raginis, czy dlatego Stramm poszedł w jego ślady?
Tak na marginesie, zadam słynne pytanie - czy to jest polskie nazwisko? :D
An artist can't tell you what the hell they're up to. They don't know. They can maybe guess. What they're actually doing when they're producing a piece of art is figuring out what they're up to. And that's when you know they're actually artists. They're moving beyond themselves.
Jordan Peterson

Kaliber 7,62

5
zsv23 pisze: Tak na marginesie, zadam słynne pytanie - czy to jest polskie nazwisko?
Tak, to rzeczywiście jest słynne pytanie, wprowadzające w błąd :D
Na liście Polaków zabitych przez Niemców podczas Powstania Wielkopolskiego pełno jest Schmidtów, Szulców, Pfeipferów, Hoffmannów, Kurtzów itd.

Kaliber 7,62

6
Raginis to łotewskie nazwisko.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Kaliber 7,62

8
Juliahof pisze: Na liście Polaków zabitych przez Niemców podczas Powstania Wielkopolskiego pełno jest Schmidtów, Szulców, Pfeipferów, Hoffmannów, Kurtzów itd.
Z drugiej strony barykady (i to z góry) - Otto Skorzenny (tego pana nie trzeba przedstawiać), dowódca 20-tej pancernej Hermann von Oppeln-Bronikowski, admirał Walter Warzecha, szef sztabu Luftwaffe Hans Jeschonnek czy generał Johannes Blaskowitz

Added in 1 minute 33 seconds:
Czarna Emma pisze: A nie litewskie?
Urodził się pod Dyneburgiem
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Kaliber 7,62

10
No tak... niewyrobiony styl... dlaczego ja na to nie wpadłem?
Pytanie na tle historycznym brzmi: Czy rządzi nami przypadek, czy determinizm?
Przez ten niewyrobiony styl nie oddałem dobrze sprawy.
I nie wiem, dlaczego jest problemem, że dwóch dowódców popełniło w ten sam sposób samobójstwo.
Przypadek?
Stramm jest oczywiście postacią fikcyjną, a co do nazwisk dodałbym jeszcze gen. Von dem Bacha - Żelewskiego. Kata Warszawy.
Reaserch - nie wszystkie uwagi są słuszne, ale nie ma co rozwijać tematu. Ważne było, co rządzi naszym losem. Przypadek? Rozkaz? Obowiązek? Konieczność?
No, ale ten niewyrobiony styl...

Kaliber 7,62

11
Misieq bardzo skrupulatnie wskazał błędy merytoryczne. Ja tylko kilka drobiazgów z pierwszego fragmentu tekstu.
Kolejne uderzenie pocisku wstrząsnęło żelbetonowymi ścianami bunkra.
Czyli strzelają do chłopaków w bunkrze ale...
Posypały się okruchy, a kurz zmieszał się z prochowym dymem.
Dym prochowy jest do zmiany, ale skąd się wziął? Dym po odpaleniu pocisku wydobywa się z broni, z której strzelano, a mamy na tym etapie tylko informację, że strzelają do ludzi w bunkrze. Lekko dezorientuje to czytelnika.
Osiadł na twarzach i łączącząc z potem, tworzył maskę arlekina.
Literówka. Jak na twarzach, to maski.
Wrażenie potęgowały łzy, wyciskane z oczu żołnierzy przez ten konglomerat kurzowo - prochowy.
Konglomerat? Ja rozumiem próbę nieszablonowego pisania, ale bez przesady. I jakie wrażenie potęgowały? Bo wcześniej nic o wrażeniu nie było. Trzeba było użyć zwrotu "obrazu dopełniały".
A cyrkowa arena kręciła się tego pięknego września.
Cyrkowa arena sie nie kręci, chyba - gdzieś z tyłu głowy - miałeś na myśli "karuzelę".
Zarzucił prawą gąsienicą, ustawiając się bokiem do bunkra.Poprawka Koryciaka w słabiej opancerzony bok i kolejna kupa złomu zaległa przedpole.
Operator czołgu ma problemy z inteligencją? Widzi, że do nich strzelają i ustawia czołg słabiej opancerzonym bokiem wprost na "lufę" wroga? Zalec może "na przedpolu".
Pozostałe zaczęły się wycofywać, a za nimi piechota.
Za nimi? Czyli najpierw czołgi a potem piechota? Plecami do naszych chłopaków w bunkrze?
Chłopcy też pozdejmowali hełmy, zamykali oczy i ciężko dyszeli, choć przecież nie wykonywali jakieś ciężkiej, fizycznej pracy. Ot, mieli mierzyć i strzelać.
Ta dygresja kompletnie tu nie pasuje i rozwala klimat.
Mówią, że na statku baba przynosi pecha. Nie wiem jak w bunkrze.
To dobre.
Na zajęciach z taktyki i na poligonie nie przejawiał najmniejszej lotności umysłu, ale to nie znaczy, że Stramm musiał się przekonać o jego ograniczoności, oglądając rozbryźnięty mózg na ścianie.
Strasznie kiepsko brzmi to zdanie, do przerobienia.

Dalej nie jadę.
Nie chciałbym rozbierać do ostatniej śrubki, bo jednak przed stryczkiem strach jest :)

Wyszło słabo. Scenę wziąłeś trudną i wymagającą umiejętności, których troszkę zabrakło. Researchu także.

Powodzenia,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

[WW]Kaliber 7,62

12
Całkiem dobra tematyka, brzmi trochę jak klasyk ale właściwie ten początek taki średni, nie ogarnąłem o co chodziło z maską arlekina, znaczy że no niby skojarzenie ma być ale tak średnio się wpasowuje no i ten konglomerat, od razu skojarzyło mi się z wrocławskim postępowania Szmidta.

[WW]Kaliber 7,62

13
Ja nie będę się znęcać nad researchem, bo się na militariach II WŚ nie znam (jakbyś pan pisał o dziewiętnastowiecznym kieckach, to co innego). Jako laik bym to łyknęła, choć równocześnie jako laikowi to mi się automatycznie ta kawaleria w scenerii pancernej skojarzyła z wszystkimi nieszczęsnymi historiami spod znaku "z szablą na czołgi".

Motyw Adamika wydaje mi się jakiś taki... wyświechtany.

Z pozycji laika trochę nie umiem sobie wyobrazić rozwiązania kwestii Zojki. Rozumiem, że celował na zewnątrz, nie banglało, więc wciągnął broń do środka, żeby się z nią poszarpać. Ale w którą stronę miał skierowaną lufę, że Zojka oberwała? Do wnętrza bunkra (to chyba trochę niemądrze)? Bo zakładam, że przed niego się dziewucha sama znienacka nie wepchała.

Podpisuję się pod odczuciami przedmówców w kwestii dygresyj o ciężkiej pracy, ograniczoności rozbryźniętego mózgu oraz wiszącego oka. Trochę mnie one wybijały z rytmu.

Co do tematu przypadku - ok, ale jak dla mnie, to jest on tutaj nawet trochę zbyt dosłownie podany.
"Duży ładunek myślenia osłabia chęć do czynu, a przeładowanie umysłu prowadzi z wolna do zidiocenia" — Joseph Conrad
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”