drogi autorze, rozumiem, że ta scenka znalazła się na forum, gdyż szukasz pomocy w skalibrowaniu narracji pierwszoosobowej z którą eksperymentujesz i choć zapewne nie będzie to już wspierany projekt, dorzucę swoje trzy grosze; może się przyda przy czymś innym, albo potomnym
otóż największą słabością textu jest kompozycja, bo zostawiasz czytelnikowi rozsiane i niepozorne informacje, tak, jak psychopata (co lubi gadać sam ze sobą) zostawia policjantom ślady, by któryś podjął grę - a to chyba nie o to chodzi, przynajmniej w tym gatunku, cokolwiek to jest.
raczej masz prowadzić czytelnika, by ten szedł w twoją stronę, ale nie orientował się, że nim sterujesz i myślał, że sam idzie we właściwym kierunku. nie ma żadnych przeszkód, by poprowadzić to otwarcie; Messer testował Małgorzatę, major testuje żołnierza, analogia słaba, ale jakiś kierunek może wskazywać. poza tym czytelnik nie ma - jak dr hab. na uczelnianym etacie - czasu wyłuskiwać każdego niuansu, każdej subtelności, czytelnik chce płynąć przez text i masz mu to zapewnić.
czyli hipotetyczną rozmowę z pułkownikiem niech żołnierz przeprowadzi w drodze do sztabu, niech szykuje się na konfrontację, potem niech wejdzie do gabinetu major (i tu o niej, niech przez olśnienie jej postacią zakręci się z "bacznością"), a czytelnik będzie mu "kibicował": głupcze, to nie jest zapruty pułkownik, ale ktoś, kto chce ci pomóc, odpowiadaj! żołnierz jednak zgłupieje już podczas skoroszytów i już sam zapomni czy była ta baczność czy nie, (przy tych wszystkich 'spojrzeniach' może też być wahanie i czytelnik też będzie przeżywał i czekał na rozwiązanie), możliwości jest kilka.
a dalej już z górki, choć niech w dialogu będzie więcej napięcia, a przy sztandarze mniej ckliwości o 'widoku życia'. tempo musi być żwawsze, bo to miała być zwykła rozmowa dyscyplinująca, a zrobiła się reakcja łańcuchowa niekontrolowana, co zaskoczeniem jest tak dla postaci, jak i czytelnika.
w warstwie językowej jest prosto, bez fajerwerków, po żołniersku. inaczej być nie może, bo bohaterem jest żołnierz, który - jak widzimy w dalszym dialogu - ma gadane i potrafi bezczelnie kłamać w żywe oczy (karygodne, niegodne i pożałowania godne), ale poetą wielkim przecież nie jest, więc śmieszne byłoby, gdyby adorował major językiem Mickiewiczowskich sonetów
w warstwie fabularnej - próbowałeś w komentarzach dostarczyć czytelnikom kontextu, by może inaczej spojrzeli na text. w końcu jesteśmy na forum dyskusyjnym, więc głupotą byłoby nie dyskutować. jak text poszedłby w miękkiej okładce i z ISBN, a ty byś wchodził z krytykami w niepotrzebne dyskusje, to byłoby słabe, ale tuwrzuć jest właśnie idealnym miejscem na literackie dyskusje, zwłaszcza, że nie bronisz textu, nie atakujesz interlokutorów i nigdzie nie pisałeś, że text jest genialny
tyle ode mnie, ale ja sam też dopiero zaczynam z pierwszoosobówką, więc moje rady są na zasadzie: wiódł ślepy kulawego. ale lepszy rydz, niż nic
