Kres?

1
W potężnej, nieprzeniknionej, otulonej światłem jesiennego słońca puszczy, której ludzkie oczy nigdy nie zdołały w pełni zbadać, panował całkowity spokój. Przesiąknięte nim były ogromne, dostojnie wyprostowane drzewa, ich szeleszczące liście o rozmaitych barwach, z których większość już dawno zdążyła opaść na ziemię, przykrywając ją zupełnie. Wypełniał każdy zakątek, unosząc się wraz z powietrzem wypełnionym wonią nagrzanej ściółki.
Serce tego nieistniejącego świata, sam środek nieprzemierzonego lasu skrywał opuszczone, pradawne miasto, będące w znacznej części już ruinami. Otoczona ogromnymi murami warownia wydawała się przed laty niedostępna, zupełnie jakby chroniona przez same Niebiosa. A w środku dziesiątki zrujnowanych domów i innych budynków, porośniętych mchem, które przegrały bitwę z nieznającym litości przeciwnikiem – nieuniknionym czasem.
Naprzeciw otwartej, żelaznej bramy wjazdowej stała dziewczyna w jasnobrązowym płaszczu. Jej długie, złociste włosy związane były na plecach w warkocz, a krzyczące z rozpaczy źrenice tkwiły w ruinach.
To miasto było jej dziełem, powstałym na przelanych łzach, nieprzespanych nocach, uśmiechu na twarzy. Lata pracy. Największa duma. Coś, czego nikt nigdy jej nie odbierze. Niezniszczalna metropolia, mająca przecież trwać wiecznie, stawiając opór wszystkiemu, co się przydarzy i pozostać niezmienna. Miejsce, do którego bez względu na wszystko, zawsze mogła wrócić. Ostoja podczas zdziczałych sztormów, kiedy wszelka nadzieja zanika bez śladu, tonąc w bezwzględnej ciemności. Chluba, której blask nie zazna kresu. Wierzyła, że nigdy się nie skończy.
Naprawdę w to wierzyła.
Jednak wydarzyło się coś, co dotychczas było raczej rozmazanym przypuszczeniem, skrytym pod osłoną mgły, niż rzeczywistą możliwością. Coś, co istniało tylko w niemożliwie odległych, najczarniejszych obawach: miasto upadło. Dlaczego? Dlaczego ta chwała uleciała niczym liść porwany przez paskudną wichurę?
Dziewczyna powoli zamknęła bramę, sięgnęła do kieszeni płaszcza i wydobyła stamtąd zardzewiałe, metalowe kółko, na którym zawieszonych było kilka kluczy. Wybrała jeden z nich i uroczyście włożyła go do sporych rozmiarów kłódki. Przekręciła go. Brama, a zarazem cały świat, została zamknięta.
Złotowłosa poczuła silne kłucie w sercu, wydawało jej się, że ktoś je dźgnął ostrzem. Prędko wyciągnęła klucz, dzięki czemu momentalnie ból ustąpił. Zrobiła krok w tył. Wszystko, co udało jej się osiągnąć, jedyny powód do dalszego życia, było już tylko historią, przeszłością, do której nie powinno się wracać.
Odwróciła się i wlepiwszy wzrok w ziemię, ruszyła przed siebie. Czuła wzbierające łzy, parzące obłąkańczo jej powieki. Usiłowała je powstrzymać, jednak nie udało jej się i po chwili gęsto oblały jej bladą twarz, co ją rozwścieczyło. Przecież obiecywała sobie, że nie będzie płakać. Że chociaż w obliczu zupełnej klęski zachowa się tak, jak powinna. Chociaż ten jeden, jedyny raz!
— Cóż — westchnęła. — Popłaczę, popłaczę i przestanę. Wiedziałeś, że gdy płaczesz, twe serce mniej krwawi? — zwróciła się, sama nie wiedząc do kogo, spojrzawszy w górę — To bardzo ułatwia znoszenie cierpienia…
Rozejrzała się.
— Więc to już koniec? Tak to miało się skończyć? Właśnie tak to miało wyglądać?!
Wobec tego wszystkiego pod jej czaszką tłoczyły się setki pytań: czy warto było walczyć? Bronić całą swą istotą tego, czemu nie dane było przetrwać? Poświęcać się dla tego, co powróciło do przejmująco lodowatej pustki, z której powstało? Co w takim razie warte jest wysiłku i niezliczonych trudów?
Pożerały ją wątpliwości, których nie zdołała się pozbyć. Wraz z nieznośnym rozgoryczeniem nieustannie próbowały rozszarpać jej umęczone serce i wyplenić resztki wyciszenia.
Nie potrafiła rzucić miastu ostatniego spojrzenia. Tak bardzo chciała ujrzeć je jeszcze raz, ale myśl, że ono jest już martwe, nie pozwalała jej nawet na lekkie przekręcenie głowy w jego kierunku, a świadomość, że już nigdy tam nie wróci, zawzięcie wpijała swe szpony w jej roztrzęsiony umysł, smagany przerażeniem.
Czy coś takiego jak wieczność ma prawo istnieć?
Dotarła na skraj lasu, gdzie znajdowało się urwisko, a w oddali napawające respektem góry, które zdawały się złowrogo rozglądać dookoła, o poszarpanych szczytach skrytych w ciężkich, nieprzyjaznych chmurach.
Dziewczyna niepewnym krokiem zbliżyła się do krawędzi. Przepaść miała tak dużą głębokość, że dostrzeżenie dna było niemożliwe. Drżąca ręka chwyciła kółko z kluczami i wyciągnęła je daleko przed siebie. Teraz wystarczyło tylko je puścić. Jedynie otworzyć dłoń. I będzie już skończone. Jednak palce zamiast wyprostować, zaciskały się coraz bardziej, aż wreszcie, zupełnie niespodziewanie, rzuciły klucze, które swobodnie poszybowały w dół, znikając w mroku otchłani.
Naprawdę to zrobiła. A więc to rzeczywiście już koniec.
Dziewczyna patrzyła za nimi wzrokiem niewyrażającym smutku i żalu, ale będącym najprawdziwszym ich obrazem, a owe emocje zdawały się z nich wylewać niewidzialnym strumieniem. Pierwszy raz czuła się tak zagubiona, zupełnie rozbita. Jeszcze przez długi czas stała nieruchomo, patrząc w dół urwiska, nie wiedząc, co ze sobą zrobić i dokąd pójść, jak uspokoić panikujące myśli i szlochające serce.
— Tego właśnie chciałam? O to mi chodziło…? Błagam, zabierzcie mnie stąd. Albo zabijcie. Wszystko jedno. Nie chcę tu być. 
Z wolna skierowała się w stronę puszczy i zniknęła w gęstwinie. 
Jej płonąca dusza została okrutnie okaleczona. Brutalnie wyrwano jej fragment, a niestabilna reszta rozsypała się, powoli umierając. Ale czy można żyć z boleśnie konającą duszą? Patrzeć, jak usycha i mizernieje z dnia na dzień, z godziny na godzinę?
Wtem zerwał się ostry, górski wiatr, który przyniósł ze sobą nagłą ulewę. Jesienny deszcz. Raz rzucający delikatnie swe krople, by za chwilę ciskać je wściekle. 
Aż sine niebo wypłacze wszystkie łzy.
"Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach, jest to piękny świat."

Kres?

2
RikaEllen pisze: W potężnej, nieprzeniknionej, otulonej światłem jesiennego słońca puszczy, której ludzkie oczy nigdy nie zdołały w pełni zbadać, panował całkowity spokój. Przesiąknięte nim były ogromne, dostojnie wyprostowane drzewa, ich szeleszczące liście o rozmaitych barwach, z których większość już dawno zdążyła opaść na ziemię, przykrywając ją zupełnie. Wypełniał każdy zakątek, unosząc się wraz z powietrzem wypełnionym wonią nagrzanej ściółki.
Trzy zdania o tym, że w puszczy było cicho. Nie dla mnie. Zwłaszcza zdanie z wyboldowanym "były"
RikaEllen pisze: Serce tego nieistniejącego świata,
E?
RikaEllen pisze: nieuniknionym czasem.
MBSZ, bez sensu ten przymiotnik.
RikaEllen pisze: Dlaczego ta chwała uleciała niczym liść porwany przez paskudną wichurę?
"ta" chwała? To "ta" w tym miejscu mi burzy płynność czytania.
RikaEllen pisze: Dziewczyna powoli zamknęła bramę, sięgnęła do kieszeni płaszcza i wydobyła stamtąd zardzewiałe, metalowe kółko, na którym zawieszonych było kilka kluczy. Wybrała jeden z nich i uroczyście włożyła go do sporych rozmiarów kłódki. Przekręciła go. Brama, a zarazem cały świat, została zamknięta.
Zamknęła bramę, po czym jeszcze bardziej zamknęła bramę. No nie brzmi to najlepiej.
RikaEllen pisze: Czuła wzbierające łzy, parzące obłąkańczo jej powieki.
Stanowczo protestuję.
RikaEllen pisze: Aż sine niebo wypłacze wszystkie łzy.
O, na zakończenie coś ładnego. Niby klisza, ale w połączeniu z resztą ładnie oddaje nastrój bohaterki.

Dawno, dawno temu ubzdurałem sobie, że napiszę romans fantastyczny dla kobiet. Nic z tego nie wyszło, rzecz jasna, ale aby się należycie przygotować do zadania, przeczytałem kilka romansów zachwaszczających biblioteczkę. Wciąż nie mogę wyjść z zadziwienia, że i moja żona, i wiele innych kobiet katują się takim czymś. Niemniej, czasami zdarzały się tam teksty bardzo podobne: pisze i pisze to samo, obłąkańczo płacze, z mocą całej swej istoty i szlochającym sercem. No takie disco polo. A jednak ludzie to wydawali i czytali.

Ja bym radził poczekać więc na opinię jakieś kobiety, bo dla mnie, faceta, jest to raczej niestrawne.

Na przykład czytając coś takiego:
RikaEllen pisze: Dziewczyna patrzyła za nimi wzrokiem niewyrażającym smutku i żalu, ale będącym najprawdziwszym ich obrazem, a owe emocje zdawały się z nich wylewać niewidzialnym strumieniem.
... no palce same mi się składają do napisania parodii.

No, weryfikatorki, weźcie wy coś napiszcie, bo ja nieczuły gbur koleżankę pewnie zdołowałem... a może niesłusznie.
http://radomirdarmila.pl

Kres?

3
Tak, rozumiem. Było jej smutno. Czuje, że trochę za bardzo próbowałeś przekazać nam co czuje, a za mało pokazać. Mogłeś przywołać jakieś wspomnienie z powstawaniem miasta. Opisać jakieś wydarzenie, które wpłynęło na to, że ja kocha. Zamiast tego zawaliłeś czytelnika masą zdań, które można wrzucić do zbioru "smuteczek".
Czytało się szybko i sprawnie, ale nie wnosiło nic w "czucie" tekstu. Brnęłam przez kolejne zdania i tyle. Ładnie piszesz, jeśli chodzi o słowa. Jednak przy opisywaniu czynności nie musisz dodać przymiotników do każdego rzeczownika. Wzięła klucz i wsunęła go do kłódki zamiast Chwyciła w dłoń srebrny klucz, który następnie powolnym ruchem wsunęła do mosiężnej kłódki. Czasami rozbudowywanie zdań jest fajne, innym razem nie. Moim zdaniem warto po prostu nie przesadzać i będzie okej.

Kilka uszczypnięć:
RikaEllen pisze: Przesiąknięte nim były ogromne, dostojnie wyprostowane drzewa, ich szeleszczące liście o rozmaitych barwach, z których większość już dawno zdążyła opaść na ziemię, przykrywając ją zupełnie. Wypełniał każdy zakątek, unosząc się wraz z powietrzem wypełnionym wonią nagrzanej ściółki.
Przesiąknięte spokojem były drzewa, liście oraz? Brakuje mi zakończenia myśli.
RikaEllen pisze: Otoczona ogromnymi murami warownia wydawała się przed laty niedostępna, zupełnie jakby chroniona przez same Niebiosa. A w środku dziesiątki zrujnowanych domów i innych budynków, porośniętych mchem, które przegrały bitwę z nieznającym litości przeciwnikiem – nieuniknionym czasem.
Przeskakujesz w czasach. Warownia była kiedyś, zrujnowane domy są teraz. Brakuje połączenia. Przed laty kozacka warownia, dziś była kupą gruzu. A w środku niej dziesiątki zrujnowanych domów nananna.
RikaEllen pisze: krzyczące z rozpaczy źrenice tkwiły w ruinach
Nieładnie to brzmi.
RikaEllen pisze: To miasto było jej dziełem, powstałym (...)
W tym fragmencie mieszasz myśli. Raz odnosisz się do jej uczuć, zaraz do stanu budynku, przy czym nie ma między tym sprawnego powiązania.

Zamiast naprawiać ten tekst, może spróbuj napisać coś innego z podobnym backgroundem unikając błędów wskazanych przez szopena, mnie i całą resztę, która przybędzie, gdy zabrzmi siedem trąb?

Kres?

4
Cóż... czytało mi się lepiej niż podejrzewałam po pierwszych paru zdaniach, gdy ilość przymiotników przygniotła mnie do podłogi, nie mówiąc o zdaniu "a krzyczące z rozpaczy źrenice tkwiły w ruinach." Zobaczyłam w wyobraźni te krzyczące z rozpaczy źrenice, tkwiące w ruinach, i aż parsknęłam. To zdanie jest absolutnie do poprawki... generalnie radziłabym popracować nad stylem. Poczułam się zainteresowana, ale nie do końca odpowiada mi forma, w jakiej tekst jest utrzymany. Tzn. sama forma nie byłaby zła, gdyby nie sprawiała tak nienaturalnego wrażenia. Ale, chociaż kobieta, też celuję w rzeczy proste XD.
Co cię nie zabije, zawsze może cię dobić...

Kres?

5
Jak dla mnie trochę przekombinowałaś. Próbowałaś ubrać swoje myśli w kwieciste słowa, ale okazało się, że jest ich trochę za dużo, przez co efekt jest dość ociężały. Czytało mi się to troszeczkę jak "Nad Niemnem", czyli bardzo mozolnie przez te przedłużające się opisy. Nie zbudowałaś nimi jednak żadnego obrazu. Uważam, że trochę za dużo opisujesz, a za mało pokazujesz. Odnoszę wrażenie, jakbyś wmawiała mi co mam odczuwać w danym momencie, zamiast zbudować klimat i sprawić, aby te uczucia faktycznie się pojawiły. A mimo wielu bardzo mocno nacechowany emocjonalnie słów się nie pojawiły. Pomysł wydał mi się interesujący, byłam nawet ciekawa o co chodzi z tym miastem i z tą kobietą (jeśli pojawiła się taka informacja, to przepraszam, ale przez styl bardzo często przeskakiwałam oczami po tekście od akapitu do akapitu).
RikaEllen pisze: Wobec tego wszystkiego pod jej czaszką tłoczyły się setki pytań
Niezbyt ładne zdanie, w mojej opinii.
Poza tym zgadzam się ze wszystkim tym, co cytował szopen.
Uważam, że powinnaś spróbować trochę prościej. Mniej kwiecistych, rozwlekłych opisów, a trochę więcej zwięzłych, faktycznie budujących napięcie i emocje zwrotów.

Kres?

6
RikaEllen pisze: Przesiąknięte nim były ogromne, dostojnie wyprostowane drzewa, ich szeleszczące liście o rozmaitych barwach, z których większość już dawno zdążyła opaść na ziemię, przykrywając ją zupełnie.
Brakuje w tym zdaniu trzeciego elementu, jeśli to miało być wyliczenie rzeczy przesiąkniętych spokojem. Melodia jest zaburzona.
RikaEllen pisze: krzyczące z rozpaczy źrenice tkwiły w ruinach.
To jest bardzo złe.

Generalnie strasznie to egzaltowane, nie dałem rady przeczytać całości.
An artist can't tell you what the hell they're up to. They don't know. They can maybe guess. What they're actually doing when they're producing a piece of art is figuring out what they're up to. And that's when you know they're actually artists. They're moving beyond themselves.
Jordan Peterson

Kres?

7
Początek bardzo mi się spodobał. Pomyślałam sobie, że tak właśnie powinien wyglądać ten idealny. Ale w miarę jak się zagłębiałam w lekturę, ilość opisów zaczęła mnie przerastać i przyznam, że z utęsknieniem czekałam aż będzie koniec.
Na szczęście ja nie zniechęcam się tak szybko!
Z miłą chęcią przeczytam dalszą część, o ile takowa jest przewidywana.

Kres?

8
Długo nie zaglądałam na forum, bardzo dziękuję za wszystkie komentarze!
"Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach, jest to piękny świat."

Kres?

9
RikaEllen pisze: W potężnej, nieprzeniknionej, otulonej światłem jesiennego słońca puszczy (...)
Wypełniał każdy zakątek... czego ? po " nieprzemierzonego lasu " przecinek. W zdaniu " A w środku ... " brakuje podmiotu - CO było w środku ? " Kresu " powinno być - w który wierzyła , że nigdy się nie skończy. Masz talent. Dreszcz przechodzi jak się to czyta... będzie dalszy ciąg ?
ponownie: nie cytujemy całego tekstu. M79
Bo miłości nie wyraża się
dwukropkiem i gwiazdką

Kres?

10
kaRika pisze:
RikaEllen pisze: W potężnej.
Wypełniał każdy zakątek... czego ? po " nieprzemierzonego lasu " przecinek. W zdaniu " A w środku ... " brakuje podmiotu - CO było w środku ? " Kresu " powinno być - w który wierzyła , że nigdy się nie skończy. Masz talent. Dreszcz przechodzi jak się to czyta... będzie dalszy ciąg ?
Dziękuję! ^_^ Dalszego ciągu nie planuję, zakłóciłoby to harmonię całości

Cytując cytaty też możemy je skracać, do czego moderacja zachęca. M79
"Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach, jest to piękny świat."
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron