Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

1
(powrót z kolonii) cz.1/2

Kiedy tylko weszliśmy do mieszkania, mama natychmiast zagnała mnie do łazienki:
– Przed jedzeniem idź się wpierw wykąpać. Andrzej już ci zagrzał wodę.

Zagrzał? Dotknąłem ostrożnie blachy pieca kąpielowego. Auu! Jego pionowy, walcowaty korpus był tak rozpalony, że palec sam odskoczył. Mój jedyny brat chyba pomylił lato z zimą. Wanna już też była napełniona. Zagłębiłem dłoń w wodę. Ale gorąca! Na dworze gorąco i w łazience jak w ruskiej bani, o której tata wspominał ze swoich młodych lat przeżytych na Wileńszczyźnie. Tylko witek brzozowych brakuje do wytrzepania ciała… i dobrze. Podobno boleśnie nimi cięli po gołych plecach.

Rozebrałem się i zanurzyłem ostrożnie w wodzie. Oj, prawie parzy! Wpuściłem do wanny strumień zimnej wody i od razu poczułem się bardziej znośnie. Teraz tylko szybko się wykąpię, zjem i na podwórko.

Gdyby wszystkie zamierzenia od razu się spełniały, życie chłopca byłoby całkiem, całkiem. Może nie jak wylegiwanie się na płatkach róż, ale przyjemne. Niestety, w szybkiej realizacji tych marzeń przeważnie przeszkadzali starsi. I to „przeważnie” przybrało postać rodzicielki.

Usłyszałem głos mamy:
– Kąpiesz się już? Zaraz przyjdę i umyję ci plecy.
– Już prawie się wykąpałem, mamo! – odkrzyknąłem. Też coś! Ja nie „już się kąpię”, ale kończę. Muszę jak najszybciej na podwórko, świecę dymną uratować. Byle smarkacz może ją ukraść w czasie mojej nieobecności!

Otworzyły się drzwi łazienki i weszła mama:
– Już? Co to za kąpiel w minutę? Nachyl się, umyję ci te plecy.

Wzięła gąbkę i przez dłuższy czas porządnie mi je szorowała, aż do zaczerwienienia skóry. Na chwilę przerwała, otarła pot z czoła, spojrzała na wodę w wannie i z pretensją w głosie ni to zapytała, ni to stwierdziła:
– Czy wy się tam na kolonii nie myliście? Woda brudna, jakbyś z kopalni wyszedł! A co to za plaster masz na kolanie?
– A, to? Nic wielkiego. Wpadłem na drut kolczasty w lesie, już prawie zaleczone.
– Że też zawsze coś ciebie spotyka! Pokaż no… – oglądnęła uważnie i z ulgą dopowiedziała – na szczęście nie jest źle.
– Mamuś…
– Tak, teraz mamuś. Zawsze coś. Miałeś chyba dwa latka, jak zęby wszystkie wybiłeś, gdy spadłeś z drewnianego konika.
– Zęby?! Ale ja nie pamiętam.
– Jak możesz pamiętać? Płakałeś wniebogłosy. Włożyłam ci te mleczaki z powrotem, zawiązałam buzię chustką i do dentysty. Chciał je wyjąć, mówił, że nie wrosną, że trzeba czekać na stałe zęby. A czym byś gryzł? Nie dałam i dobrze. Ha! Wrosły i miałeś. – Mama przerwała szorowanie moich pleców, wyprostowała się i podparła pod boki. Na wspomnienie tego zdarzenia aż cmoknęła z zadowoleniem.
– Ale w Gdańsku już nie płakałem. To pamiętam. – Musiałem szybko zatrzeć tę skazę na życiorysie.
– Co w Gdańsku? – Mama nachyliła się nade mną z zainteresowaniem, ponownie zabrała się do mycia i niecierpliwie powtórzyła – co było w Gdańsku?
Ot, kobiety! Wystarczy nieopatrznie ledwie co napomknąć, a już nie popuszczą, dopóki wszystkiego się nie dowiedzą. Echh… ale co tam, dawno było i do tego nic strasznego, mogę powiedzieć.
– No, jak się bawiliśmy w wojnę u cioci Jani na Szerokiej. Co wpadłem do tej dziury po domu i nogę rozwaliłem.
– Nie płakałeś, bo zemdlałeś. – Mama przypomniała sobie i od razu jej zainteresowanie zmniejszyło się. Co znane, to już nie tak ekscytujące.
– Ale nie od razu zemdlałem! Dopiero jak mnie Andrzej przytachał do łazienki i nogę pod wodę włożył.
– Też pomysł, zamiast nas zawołać, to po cichu jeszcze weszliście. Wiesz, ile krwi straciłeś?! – Na wspomnienie aż za głowę się chwyciła, nie bacząc, że moczy własne włosy. – Cała wanna była we krwi!
– Tylko troszkę, mamo. A Andrzej się bał, że dostanie wciry, że mnie nie przypilnował.
– Swoje i tak dostał! Starszy brat, a taką ranę tylko zimną wodą chciał zatamować! Dobrze, że Tereska się przestraszyła i mnie zawołała, gdy zemdlałeś.
– Ale wpierw nie chciała dać sukienki ze swojej lalki, jak Andrzej z dołu wołał, aby dała. Bo chciał mi zawiązać – dopowiedziałem z pretensją w głosie.
– Przecież nie widziała, że się zraniłeś. Jak zobaczyła, to dała. Dziewczynki są zawsze bardziej odpowiedzialne. Co byście bez nas poczęli? Tylko bawicie się w wojnę. A potem ciągle was bandażujemy.
– Nie ciągle! Jak mieszkaliśmy jeszcze w Bydgoszczy, przy Sosnowej, to biliśmy się z tymi za szkołą i nic mi się nie stało…
– O czym znów mówisz? O tym nic nie wiem... Jaka bójka?!

Po co ja o tym wspomniałem? Próbowałem przemilczeć, mydląc sobie intensywnie głowę, ale mama nie popuściła:
– Spytałam się. Kiedy to było?
– Ee tam, takie tam… To było dawno.
– Nie wymiguj się. Mów, jak zacząłeś.
– Mamo, przecież mówię, że to było dawno, jeszcze w Bydgoszczy. Nic takiego.
– Więc tym bardziej to już żadna tajemnica. No więc?

Właściwie mama miała rację. Nie była to żadna tajemnica, gdyż zbyt wielu chłopaków w tym uczestniczyło. I poszło o nie byle co, tylko kto jest Polakiem, a kto…
– To było wtedy, jak „Krzyżaków” wyświetlali, jak poszedłem już do szkoły. Andrzeja na film już wpuścili i opowiedział mi wszystko. No i potem nasze bloki umówiły się z tymi za szkołą, że zrobimy bitwę pod Grunwaldem.
– To ilu was było?!
– Mnóstwo, mamo! Dwieście, trzysta, a może i więcej! Ale to było! – Na samo wspomnienie uśmiechnąłem się. Jaki wtedy byłem dumny, że mogłem wziąć udział w bitwie… – Wszyscy przygotowali miecze, tarcze i hełmy. No i jak się umówiliśmy, to ledwie się zmieściliśmy na tym placu z boku szkoły. No tam, co to plac był niczyj, ani nasz, ani ich. Aleśmy się z nimi bili! Tylko nikt nie chciał być Krzyżakami, to się kłóciliśmy. No więc my na nich krzyczeliśmy, że to oni są Krzyżakami, a my Polakami. A oni to samo na nas…
– Zaraz, zaraz, to Andrzej wziął ciebie ze sobą?! Jak mógł, przecież nie miałeś nawet siedmiu lat!

Oto cała mama! Nie rozumie takich prostych rzeczy. Co ma do tego wiek? Tata bez pytania by zrozumiał! Kiedy przeprowadziliśmy się do Grudziądza i na „dzień dobry” dostałem bokserską fangę w nos na podwórku, gdyż nie znałem słówka ”jo”, to nie mówił, że ukończone osiem lat jest jeszcze zbyt małym wiekiem na bójki! A skąd miałem to słowo znać? W Bydgoszczy tak się nie mówiło; zresztą tam na podwórku zamiast boksu królowały zapasy. A w nich byłem bardzo dobry, starszych kładłem! Tego od fangi też od razu położyłem na ziemi. Tylko że nie dotrzymał słowa. Jak go przewróciłem, to się poddał. I taki świnia, kiedy go puściłem, to mi znowu przyłożył! To mnie nauczyło przynajmniej ostrożności, że nie zawsze można wierzyć od razu w to, co drugi obiecuje. Dostał za swoje, dobrze go za drugim razem przycisnąłem. Odechciało mu się łamać dane słowo!

Wiek, nie wiek, pewne rzeczy chłopak musi robić i już! Tylko jak to mamie wytłumaczyć?
– Oj, mamo, prawie już miałem! Jak by mnie nie wziął, to sam bym poszedł. Miał mnie na oku. Zresztą chłopacy się umówili, że my młodsi między sobą się bijemy, a starsi ze sobą. No i jak tak stanęliśmy, to zaczęliśmy krzyczeć, że to oni mają być Krzyżakami, a oni tak na nas. Nikt nie chciał ustąpić. Mieliśmy być Krzyżakami?! To się wreszcie rzuciliśmy, krzycząc, że na Krzyżaków, a oni to samo. Aleśmy się bili! Ale lekko, mamo, tak na niby, przecież miecze były drewniane i tarcze mieliśmy.

To ostatnie dopowiedziałem, widząc, jak mama zmienia się na twarzy. Dodałem dla uspokojenia:
– I prawie nic nikomu się nie stało.

Że też mnie podkusiło! A tata zawsze powtarzał, że mowa jest srebrem, ale milczenie złotem! Mama aż przerwała szorowanie moich pleców:
– Prawie?! Przecież mogliście się pozabijać! Drewnianym mieczem też można krzywdę zrobić!
– Ee tam, tylko kilka siniaków było. Ale jaka zabawa!
– Zaraz, czy to było wtedy, kiedy pełno milicji ganiało po całym osiedlu?
– Chyba tak, mamo. Bo jak walczyliśmy, to szybko przyjechała. Może przez ten hałas, albo ktoś z dorosłych wezwał. Więc wszyscy rzucili się w nogi, a milicja nas goniła. Ja z Andrzejem i jeszcze kilku chłopaków od nas wbiegliśmy do naszego domu. Schowaliśmy się na klatce na trzecim piętrze i myśleliśmy, że pobiegną dalej, ale usłyszeliśmy, że wbiegają. To przez ten właz u góry weszliśmy na strych i wdrapaliśmy się do góry na te belki od dachu. Tam się na nich położyliśmy, a milicja też weszła na strych, ale nie patrzyli do góry. – O strachu przed złapaniem przez milicję, jaki mnie wtedy ogarnął, wolałem nie wspominać. – Przeszukali strych i któryś krzyknął, że pewnie drugą klatką uciekliśmy i tam też zeszli. No to jeszcze poleżeliśmy i już. Ale zabawa była!
– Zabawa? Mogliście sobie krzywdę zrobić i jeszcze bym chodziła po was na milicję!
– Ale przecież nas nie złapali… – odpowiedziałem z urazą w głosie.
– Ale mogli! Zawsze coś musieliście wywinąć! I Andrzej, starszy, a jeszcze ciebie wciągał.
– Wcale nie, mamo. Sam chciałem.
– Ale on starszy i miał ciebie pilnować, a nie wciągać do bijatyk.
– Mamo! To nie była bijatyka, tylko biliśmy się jak pod Grunwaldem! A Andrzej mnie pilnuje, jak wtedy co mnie odkopał.
– O Jezu! O czym znowu mówisz?!
cdn.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

2
Hardy pisze: Oj, prawie parzy! Wpuściłem do wanny strumień zimnej wody i od razu poczułem się bardziej znośnie.
To waść chyba nigdy kąpieli nie zażywał :)
Musi minąć chwila i to boleśnie długa, zanim woda w wannie zmieni temperaturę. Tylko ja mam z reguły odwrotnie - włażę do zimnej i czekam, aż się ociepli.
Hardy pisze: Teraz tylko szybko się wykąpię, zjem i na podwórko.
"Wykąpię i na podwórko"? Po co? Za gówniarza kąpało się po powrocie, a nie przed wyjściem. Dlaczego? Bo jak się wychodziło na podwórko, to gówniarz się uświnił.
Hardy pisze: A co to za plaster masz na kolanie?
Do kąpieli z plastrem?
Hardy pisze: Włożyłam ci te mleczaki z powrotem, zawiązałam buzię chustką i do dentysty
Że co? Po co?
Hardy pisze: – No, jak się bawiliśmy w wojnę u cioci Jani na Szerokiej. Co wpadłem do tej dziury po domu i nogę rozwaliłem.
– Nie płakałeś, bo zemdlałeś.
To dobre :D
Hardy pisze: Co byście bez nas poczęli? Tylko bawicie się w wojnę. A potem ciągle was bandażujemy.
A to z kolei bardzo smutne.
Hardy pisze: Mnóstwo, mamo! Dwieście, trzysta, a może i więcej! Ale to było!
Trochę nie chce mi się wierzyć, że dwustu gówniarzy zebrało się na rekonstrukcję bitwy pod Grunwaldem vel ponapierdzielać się po łbach. Ale niech będzie.
Hardy pisze: A Andrzej mnie pilnuje, jak wtedy co mnie odkopał.
Bohater ma zdecydowanie za długi jęzor.




Świetny kawałek, czekam na dalszy ciąg.
Przymknąłem oko na kilka niedociągnięć głównie z sentymentu dla dzieciarskich czasów, które mineły, i nie wrócą, niestety, kiedy mając mecz i tarczę (czyli kij i kawałek deski) można było walczyć ze smokiem (czyli drzewem albo kogutem) i wygrać.

Ech...
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

3
Bartosh16 pisze: Trochę nie chce mi się wierzyć, że dwustu gówniarzy zebrało się na rekonstrukcję bitwy pod Grunwaldem vel ponapierdzielać się po łbach. Ale niech będzie.
Tylko taka dygresja, bez odnośnika do tekstu: kiedy miałem lat mniej niż siedem (bo nie chodziłem jeszcze do zerówki) nowe bloki na osiedlu zebrały się, żeby wlać starym blokom. Nie wiem, ile było dzieciaków, ale po obu stronach to było kilka dziesiątków, biegających z kamykami, wrzeszczących, obrzucających się i tłukących. Obyło się bez ofiar, ale pamiętam do dzisiaj naradę w klatce naszego bloku, gdzie wycofujące się oddziały sie zmawiały, kogo jeszcze ściągnąć na posiłki, a potem z tej zapchanej klatki pooooszli... a na zewnątrz do nich kupa dzieciarstwa dołączyła.

Added in 1 minute 20 seconds:
Poza tym, dzieciak mógł przesadzać. Dzieci mogło być łącznie sztuk pięćdziesiąt, a on zapamiętał dwieście. TO akurat żaden zarzut...
http://radomirdarmila.pl

Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

4
Bartosh16 pisze: Hardy pisze:
Source of the post Oj, prawie parzy! Wpuściłem do wanny strumień zimnej wody i od razu poczułem się bardziej znośnie.
To waść chyba nigdy kąpieli nie zażywał
Musi minąć chwila i to boleśnie długa, zanim woda w wannie zmieni temperaturę. Tylko ja mam z reguły odwrotnie - włażę do zimnej i czekam, aż się ociepli.
Tak, zgadzam się, napisane niezbyt szczęśliwie. Peel puścił na siebie strumień zimnej i trochę trwało.
Bartosh16 pisze: Hardy pisze:
Source of the post Teraz tylko szybko się wykąpię, zjem i na podwórko.

"Wykąpię i na podwórko"? Po co? Za gówniarza kąpało się po powrocie, a nie przed wyjściem. Dlaczego? Bo jak się wychodziło na podwórko, to gówniarz się uświnił.
Pod nagłówkiem jest dopisek "powrót z kolonii". Kąpiel była zaraz po powrocie.
Bartosh16 pisze: Hardy pisze:
Source of the post A co to za plaster masz na kolanie?

Do kąpieli z plastrem?
Tak. Zmoczony stary plaster wtedy lepiej schodzi, bez odrywania strupa.
Bartosh16 pisze: Hardy pisze:
Source of the post Włożyłam ci te mleczaki z powrotem, zawiązałam buzię chustką i do dentysty

Że co? Po co?
Przeczytałeś po łebkach. W tekście od razu, w wypowiedzi mamy, jest wyjaśnienie.
Bartosh16 pisze: Hardy pisze:
Source of the post Mnóstwo, mamo! Dwieście, trzysta, a może i więcej! Ale to było!

Trochę nie chce mi się wierzyć, że dwustu gówniarzy zebrało się na rekonstrukcję bitwy pod Grunwaldem vel ponapierdzielać się po łbach. Ale niech będzie.
Gdybyś żył w tamtych czasach, to byś wiedział, że i tak liczbę mogłem zaniżyć. Spytaj się starszych osób, to potwierdzą. W rodzinie średnio było prawie czterech dzieciaków. Wszystko bawiło się na podwórkach. Bitwy między dzieciakami z dzielnic/ulic były na porządku dziennym. Od roku 1946 do 1960 ludność Polski wzrosła z 24 do 30 milionów (prawie 20 promilli rocznie). Chcesz, dalej nie wierz.

Added in 3 minutes 1 second:
szopen pisze: Tylko taka dygresja, bez odnośnika do tekstu: kiedy miałem lat mniej niż siedem (bo nie chodziłem jeszcze do zerówki) nowe bloki na osiedlu zebrały się, żeby wlać starym blokom. Nie wiem, ile było dzieciaków, ale po obu stronach to było kilka dziesiątków, biegających z kamykami, wrzeszczących, obrzucających się i tłukących.
O, to to :)
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

5
Hardy pisze: – Tak, teraz mamuś. Zawsze coś. Miałeś chyba dwa latka, jak zęby wszystkie wybiłeś, gdy spadłeś z drewnianego konika.
– Zęby?! Ale ja nie pamiętam.
– Jak możesz pamiętać? Płakałeś wniebogłosy. Włożyłam ci te mleczaki z powrotem, zawiązałam buzię chustką i do dentysty. Chciał je wyjąć, mówił, że nie wrosną, że trzeba czekać na stałe zęby. A czym byś gryzł? Nie dałam i dobrze. Ha! Wrosły i miałeś.
Okey. Dwulatek wybił zęby. Jeżeli "wybić zęby" oznacza cokolwiek innego, niż definitywne, mechaniczne usunięcie zęba (mlecznego, więc bez korzenia) w wyniku wypadku, to ja tego znaczenia nie znam i poproszę źródło. Nie słyszałem ani w Internetach nie znalazłem przypadku, gdzie zęby zostały wybite, wsadzone w dziąsło i wrosły - tutaj też poproszę źródło. Ponadto jestem zdania, że gdyby to było możliwe, implanty nie kosztowałyby ponad tysiąc złotych, tylko mniej, dużo mniej. A żeby dać dobry przykład i nie pozostawać gołosłownym, oto źródło:http://www.stomatologia-kucharski.pl/menu2/cennik-usug Wniosek: zęby nie wrastają ot tak, same z siebie, wkładam z powrotem, przyczepiam i gotowe.
Hardy pisze: Chcesz, dalej nie wierz.
To nie Ty masz mnie przekonywać, tylko tekst. Jeśli nie wierzę w wydarzenia w tekście, to nic tego nie zmieni.
Swoją drogą chciałbym zobaczyć, jak polemizujesz z redaktorem w wydawnictwie.

Wyjątkowo nie oceniłem tekstu negatywnie, miałem dobry humor a historyjka przypadła mi do gustu. Ale nie, Hardy, Ty musiałeś skrytykować moją krytykę. Moja propozycja jest zatem taka - pisz dla siebie i dla nikogo więcej. Skoro Tobie - i nierzadko tylko Tobie -
najbardziej podoba się Twoja twórczość, to pisz dla siebie, nikomu nie pokazuj i nie oczekuj oklasków. Wszyscy na tym skorzystają.

To jest Weryfikatorium, tutaj się weryfikuje. Jedni przychodzą się uczyć, inni, którzy umieją już sporo, szukają błędów i drogi do poprawy. Nawet fioletowym zdarza się umieścić fragment i spytać: "Kochani, co tutaj jest źle", po czym pokornie chłoną krytykę.
Nie wiem, czego Ty szukasz. Jeśli stwierdziłem, że napisałeś fajny tekst, a Tobie dalej coś nie pasuje, to ja pasuję.

To moja ostatnia ocena Twojego utworu.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

6
Bartosh16 pisze: Wniosek: zęby nie wrastają ot tak, same z siebie, wkładam z powrotem, przyczepiam i gotowe.
Mam podać autorkę i jednocześnie wykonawczynię tego pomysłu? Nie żyje. Mam podać adresy i telefony starszego rodzeństwa peela? Nie podam dla twojego widzimisię. Spytaj się stomatologa, czy ogólnie jakiegoś lekarza. Ja się spytałem mojego dentysty, nim napisałem - potwierdził, że to możliwe, jeżeli wstawi się mleczaki od razu, w świeże ranki. Czasem się przyjmą (nie ma odrzucenia, gdyż są własne), czasem nie.
Bartosh16 pisze: To nie Ty masz mnie przekonywać, tylko tekst. Jeśli nie wierzę w wydarzenia w tekście, to nic tego nie zmieni.
Swoją drogą chciałbym zobaczyć, jak polemizujesz z redaktorem w wydawnictwie.
Nie przekonał tekst? Trudno, przeżyję, nie popłaczę się. Co do "zobaczenia" - spóźniłeś się.
Bartosh16 pisze: Wyjątkowo nie oceniłem tekstu negatywnie, miałem dobry humor a historyjka przypadła mi do gustu. Ale nie, Hardy, Ty musiałeś skrytykować moją krytykę.
Nie jesteś suzerenem, Bartosh16. Mam prawo polemizować, jeżeli nie zgadzam się, albo kiedy zarzucasz mi kłamstwo. U mnie moje słowo świętsze pieniędzy. Nic do tego nie ma portal, gdzie większość jest wymyślonymi opowiadaniami. Tylko większość, nie wszystkie.
Zaś twój humor to twój, nie mój. Nie interesuje mnie.
Bartosh16 pisze: To jest Weryfikatorium, tutaj się weryfikuje. Jedni przychodzą się uczyć, inni, którzy umieją już sporo, szukają błędów i drogi do poprawy. Nawet fioletowym zdarza się umieścić fragment i spytać: "Kochani, co tutaj jest źle", po czym pokornie chłoną krytykę.
Nie wiem, czego Ty szukasz.
Głupie pytanie. Gdybym nie korzystał i nie uczył się, nie byłbym na Weryfikatorium. Natomiast nie schylam pokornie głowy, jeśli uznaję uwagi i komentarze za nieprawidłowe lub nieprzemyślane. Dobre komentarze przyjmuję i wykorzystuję. Wystarczy zobaczyć chociażby opowiadanie "Okrążenie", jak je zmieniałem po słusznych uwagach i ponownie wstawiałem; chyba trzykrotnie.

PS. Mimo tych niezgodności życzę udanego weekendu, Bartosh16.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

7
Hardy pisze: Ja się spytałem mojego dentysty, nim napisałem - potwierdził, że to możliwe, jeżeli wstawi się mleczaki od razu, w świeże ranki. Czasem się przyjmą (nie ma odrzucenia, gdyż są własne), czasem nie.
PS. Tyle, że tylko do około trzeciego roku życia, później już nie. Peel miał wtedy dwa lata.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

9
Mrs Alistair pisze: Fajny tekst, ciekawy.
Z tymi zębami to chyba ciut przekoloryzowane. Zęby mogły być zwichnięte, no, bo jak inaczej pozbierałaby je z ziemi i włożyła z powrotem do buzi?
Tego już się nie dowiemy. Po pierwsze - peel miał dwa latka, więc nie może pamiętać, co się wtedy mu zdarzyło, po drugie - słyszał od rodzicielki. W tekście nie jest to narracja, tylko właśnie wypowiedź matki. Pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, że ktoś zarzucił autorowi tekstu, iż wypowiedź bohaterki utworu obejmuje coś, w co krytykant nie wierzy. I to zarzuca autorowi!
Natomiast odpowiedź dentysty, na moje zapytanie, jest autentyczna. Nie jestem stomatologiem; co usłyszałem, napisałem.
Pzdr.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

10
Hardy pisze:
Hardy pisze: Ja się spytałem mojego dentysty, nim napisałem - potwierdził, że to możliwe, jeżeli wstawi się mleczaki od razu, w świeże ranki. Czasem się przyjmą (nie ma odrzucenia, gdyż są własne), czasem nie.
PS. Tyle, że tylko do około trzeciego roku życia, później już nie. Peel miał wtedy dwa lata.
Hardy cytuje Hardego/ref] i mu odpisuje. Kwintesencja grafomanii:)

Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

11
Hardy pisze:
Mrs Alistair pisze: Fajny tekst, ciekawy.
Z tymi zębami to chyba ciut przekoloryzowane. Zęby mogły być zwichnięte, no, bo jak inaczej pozbierałaby je z ziemi i włożyła z powrotem do buzi?
Tego już się nie dowiemy. Po pierwsze - peel miał dwa latka, więc nie może pamiętać, co się wtedy mu zdarzyło, po drugie - słyszał od rodzicielki. W tekście nie jest to narracja, tylko właśnie wypowiedź matki. Pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, że ktoś zarzucił autorowi tekstu, iż wypowiedź bohaterki utworu obejmuje coś, w co krytykant nie wierzy. I to zarzuca autorowi!
Natomiast odpowiedź dentysty, na moje zapytanie, jest autentyczna. Nie jestem stomatologiem; co usłyszałem, napisałem.
Pzdr.
Nie ma się co dziwić, bo wypowiedź brzmi baśniowo. Jak mam sobie wyobrazić zbieranie brudnych mleczaków i wkładanie dwulatkowi do buzi. Autorze, próbowałeś dwuletniemu dziecku wrzucić do ust kilka drobnych przedmiotów? Jak myślisz, nie połknęłoby? Co do wypowiedzi stomatologa, to wiem, ze jest to możliwe w ciągu godziny,jeśli ząb został wybity z korzeniem.

Added in 41 minutes 10 seconds:
Po namyśle rozważam znaczenie słowa "wybity" dawniej a dziś.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

12
Mrs Alistair pisze: Nie ma się co dziwić, bo wypowiedź brzmi baśniowo. Jak mam sobie wyobrazić zbieranie brudnych mleczaków i wkładanie dwulatkowi do buzi. Autorze, próbowałeś dwuletniemu dziecku wrzucić do ust kilka drobnych przedmiotów? Jak myślisz, nie połknęłoby? Co do wypowiedzi stomatologa, to wiem, ze jest to możliwe w ciągu godziny,jeśli ząb został wybity z korzeniem.

Added in 41 minutes 10 seconds:
Po namyśle rozważam znaczenie słowa "wybity" dawniej a dziś.
Zwróć uwagę na wypowiedź "...zawiązałam buzię chustką...", a więc ściągnęła. Ale to jest mniej ważne. Jest to wypowiedź matki, a nie narracja. To tak, jakby komentator przyczepiał się do wypowiedzi "Ja się zabiję!", a dalej z narracji wynika, że tenże dalej żyje.
Pzdr.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.

Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

14
Godhand pisze: Hej,

Jako, że sprawa wybitych zębów bulwersuje :mrgreen: pozwolę sobie wkleić link:

http://pogromcymitowmedycznych.pl/myth/ ... %C5%9Bnie/

Konkluzja - da się, ale wykonać to musi stomatolog.

G.
Raczej zastanawia, i nie to czy zęby wrosną tylko czy nie zostaną połknięte przez dziecko.. Doszłam do wniosku, że wybite mleczaki znaczą zwichnięte.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2

15
Godhand, wklejony przez Ciebie link dotyczy wybitych zębów u dorosłych, a więc stałych, z korzeniami. U dzieciaka mleczaki chyba nie mają korzeni, więc łatwiej je wstawić.
Ale, ale, trudno mi dyskutować o zębach, do tego nikt z nas nie jest w tej dziedzinie fachowcem. Jak pisałem - to jest wypowiedź matki peela. Natomiast mnie stomatolog potwierdził, że wrośnięcie wybitych mleczaków jest możliwe u dzieci, ale tylko do gdzieś trzeciego roku życia.
Cóż więcej mogę napisać? Jak to dyskusja może się rozwinąć w całkiem nieprzewidzianym kierunku ;)

Mrs Alistair, nie odpowiem, czy zęby były tylko zwichnięte, czy wybite. Matka peela stwierdziła, że wybite i że je wstawiła, a dentysta chciał usunąć. Może włożyła jeszcze chusteczkę do buzi dziecka, aby nie połknęło mleczaków i dopiero zawiązała? Nie wiem.
Piszę. Wspomnienia. Miniaturki. Satyriady. Drabble. Fraszki. Facecje. Podobne. Wystarczy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”