Niewiekie pomieszczenie oświetlały stróżki promieni zza zamglonych okien. Bladozielony kolor ścian współgrał z szarym kamieniem, który wyściełał podłogę. Ta, zagracona była nieużywanym sprzętem, na którym już dawno osiadł kurz. W prawym rogu stała dębowa szafka, a na niej zepsuty gramofon, obdrapany i połamany, a tuż za nim pusta gaśnica, którą ktoś, nie wiadomo czemu tutaj zostawił. Na blacie stołu zagracającego przejście do szafki leżały porozwalane kamienie do masażu. Wszędzie też dało się zauważyć pół lub całkowicie zużyte flakoniki od aromatów i opakowania od dawno wywietrzanych kadzidełek. Drzwi zaskrzypiały pierwszy raz od kilku lat. Niewielki, gruby mężczyzna włączył światło i zaczął się rozglądać. Pogłaskał łapskami siwiejącą, rudą brodę. Niebieski frak w ogóle nie pasował do zielono- czerwonych spodni w kratkę. Tak samo brudne, skórzane buty mające dawno za sobą czasy swojej świetności.
- Kiedyś to był pokój pańskiej babci. W latach swojej młodości masowała- stwierdził ktoś uprzejmym tonem. Był to elegancko ubrany, skośnooki notariusz. Akcent zdradzał wschodni-azjatyckie korzenie. - Miała marzenie by ktoś kontynuował jej pracę. Uważała każdego człowieka za inny przypadek, któremu trzeba pomóc i którego problemy trzeba rozwiązać. Była bardzo dobrą i prostą kobietą.
- Nie żyła w biedzie. - mruknął
- Jej pierwszy mąż zostawił pokaźny spadek. Drugim był pański dziadek, który też szybko zmarł. Biedna kobieta wiele przecierpiała.
- Mama coś o tym napomknęła. Kiedyś.- mężczyzna zamknął drzwi i spojrzał na notariusza. Był to starszy mężczyzna z wypisanym od urodzenia uśmiechem na twarzy.
- Opowiadała mi o niej. Szkoda, że nie miały okazji spotkać się przed śmiercią. Miałyby wiele sobie do powiedzenia.
- Wątpię czy moja mama chciałaby rozmawiać. Rozumiem że babcia była dla pana bliską osobą? Pewnie coś wspominała o nas.
- Tak, słyszałem to i owo. - mruknął notariusz wyciągając rękę przed siebie wskazując kolejne wejście- tam jest sypialnia pańskiej babci.
- Żałowała tego?- spytał mężczyzna gdy drugi otwierał drzwi. Przed nimi ukazał się jeszcze mniejszy pokoik, równie zaniedbany ale z jedną rzucającą się w oczy rzeczą, świeżą śnieżnobiałą pościelą.
- Tak.- notariusz zamyślił się- Tutaj zmarła. Tego dnia po raz ostatni prosiła bym próbował skontaktować się z twoją mamą. Pragnęła przebaczenia.
Mężczyzna nic nie powiedział. Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu szukając co cenniejszych rzeczy.
- Możemy iść dalej.
- Resztę pan widział. Kuchnia jest w sadzy ale da się ją doczyścić. Inne pomieszczenia trzeba jedynie odkurzyć
- A wychodek na dworze? Trzeba koniecznie zbudować tutaj łazienkę. Inaczej ciężko będzie sprzedać ten dom...
- Na pewno będzie dużo kupców. Shanghai to bardzo duże i przeludnione miasto
- Ale cena nieruchomości będzie mniejsza.
- Chciałby pan wziąć coś z rzeczy? Niektóre z nich to bardzo cenne pamiątki.
- Drogie?
- Dla pana babci bardzo. Dla pana też powinny, jeżeli oczywiście chciałby pan choć trochę poznać historię swojej rodziny.
Mężczyzna spojrzał na notariusza. Czuł, jakby ten wcześniej znał odpowiedź i teraz tylko czekał na potwierdzenie.
- Matka bardzo mało mówiła o babci. Jak byłem mały i o nią pytałem to zawsze rzucała, że ona nie żyje. Dopiero teraz, gdy przyszedł list o jej śmierci dowiedziałem się prawdy. Nie wiedziałem nawet jak wyglądała, nigdy nie słyszałem jej głosu... A teraz pan domaga się bym chciał się dowiedzieć cokolwiek o życiu kobiety, która porzuciła swoje dziecko. A zresztą, co ja mam wspólnego z ich sprawami?
- Pana babcia bardzo chciała...
- Babka nie żyje. Matka nie żyje i koniec rodzinnej historii. Sprzedam ten dom i temat uważam za zamknięty.- notariusz skłonił się nisko i poprowadził mężczyznę do wyjścia. Gdy uchylił drzwi stwierdził ponurym głosem.
- Myli się pan, panie Mc Klein.
- Ja nigdy się nie mylę- rzucił w odpowiedzi i zniknął za drzwiami podobnej do amerykańskich, żółtej taksówki. Notariusz wodził wzrokiem za odjeżdżającym autem. Na miłej dotychczas twarzy pojawiły się głębokie zmarszczki. Cofnął się do domu i rozpłynął w cieniu korytarza.
***
David Mc Klein wiódł szczęśliwe życie. Wyróżniał się od innych amerykanów nietypowym wyglądem. Zawsze spinał kucykiem nie dające się poskromić rude włosy. Patrzył na świat czujnymi brązowymi oczami, po to by złapać każdą, znajdującą się w zasięgu jego ręki, okazję. Zawsze zagryzał dolną wargę gdy myślał. Jedynie żółtawy kolor skóry świadczył, że w jego rodzinie jest ktoś o azjatyckich genach.
Za lat młodości był hipisem. Kiedyś chodził w pokojowych demonstracjach, palił trawkę w opłacanym przez matkę pokoju studenckim i głosił abstrakcyjne idee dotyczące tematu wolności, polityki i porządku na świecie. Teraz, po czasie buntu, została jedynie słabość do niedbałego ubioru i długie włosy, które ciągle farbuje mając nadzieję, że kryje tym swój wiek.
Teraz David Mc Klein ma żonę i dwójkę dzieci, siedmioletniego syna i dwuletnią córeczkę. Nie jest typem domatora. Przynajmniej raz w tygodniu wychodzi gdzieś z swoimi znajomymi. Stara się również jeździć na wszystkie organizowane w firmie delegacje, na które wysyła ich dyrektor wydziału, mając nadzieję, że wiedza wyciągnięta z wszelakiej maści kursów dokształci i sprawi, że pracownicy staną się jeszcze bardziej produktywniejsi. David jedyne co z nich wyniósł to świadomość, o swojej wartości i ile alkoholu jest w stanie wypić podczas jednego wieczoru. Jeżeli tylko może nie zabiera żony na zakrapiane spotkania z kolegami w klubie bilardowym, która sprawia, że jest spięty. Mimo to, gdzieś w podświadomości ciągnie go do domu i z przyjemnością kładzie się w ciepłym łóżku na pietrze obok swojej żony. Ona coraz częściej ma pretensje o kolegów ale każda kłótnia kończyła się niesamowitym seksem, więc David Mc Klein nie martwi się o nie. Kocha też swoje dzieci. Z synem gra na PlayStation w FIFE podjadając popcorn i popijając go colą. Córką opiekuje się, sprawująca nad nimi wszystkimi pieczę Magie, jego żona.
David Mc Klein bardzo ich kocha, mimo to nigdy im się nie zwierzał. Unikał rozmów o babci, ciągle tłumacząc się niewiedzą, lub niechęcią ze strony matki do opowiadania na tematy związane z rodziną. Do szesnastego roku życia David rzeczywiście niewiele o niej wiedział. Dopiero wtedy zaczął węszyć, raczej z powodu młodzieńczej ciekawości niż dążeniu do pogłębieniu więzów. Zaczęło się to od dnia, kiedy pewien człowiek, przekonując o tym, że znał jego ojca, zaprowadził go pierwszy raz na jego grób. David poszedł razem z nieznajomym. Wtedy też usłyszał, że John Mc Klein był żołnierzem walczącym w Wietnamie. Wtedy podobno w niewyjaśnionych okolicznościach poznał matkę, ożenili się i tak matka znalazła się w Ameryce. Początkowo miała trudności ze zdobyciem obywatelstwa. Dostała je dopiero, gdy okazało się, że ta jest w ciąży. Nieznajomy, mający na imię Tom, wyznał, że John od samego początku zdawał sobie sprawę, z tego, że to nie jest jego dziecko. Przed ślubem musieli również sfałszować papiery matki ponieważ ta miała tylko czternaście lat. David tego dnia pierwszy raz usłyszał ile jego matka faktycznie ma lat. Kiedy wrócił do domu opowiedział jej całą rozmowę. Na początku odpowiedziało mu milczenie, potem fala nienawiści ze strony matki . Tego wieczoru dowiedział się, że babcia, że była towarzyszem broni w Partii Chińskiej Republiki Ludowej, mordując przeciwników rewolucji.
Z czasem historie były coraz bardziej pokrętne.
O tym, że podobno babka zabiła swoją rodzinę na własnym podwórku albo, że spotkała samego Mao. Wydawały się one bardzo nieprawdopodobne. Wraz z wiekiem jego matka koloryzowała je jeszcze bardziej, wyrzucając swoje żale na niego.
David na studia uciekł z San Diego do Nowego Jorku marząc by odciąć się od paranoi rodzicielki. Gdy pierwszy raz wzięli ją do zakładu psychiatrycznego, przyleciał jak najszybciej tylko mógł. Wychudła i strasznie zbladła. Przeprosiła go za wszystkie kłamstwa i niedomówienia i prosiła by nigdy nie próbował się kontaktować z babcią. Była pewna, że to ona namieszała jej w głowie, przez to, że zaczęła o niej opowiadać. David się przeląkł i wierzył w to do kolejnego zamknięcia w zakładzie psychiatrycznym. Wtedy też przyjechał ale dopiero, gdy znalazł wolny tydzień. Za trzecim i czwartym razem darował sobie wizytę, tłumacząc kosztami. Matka w dniu, kiedy ostatni raz ją wypisywali, zmarła. Podobno przewróciła się na ziemię i już nie wstała. Po sekcji zwłok wykryto, że przedawkowała leki. David długo nie potrafił sobie wybaczyć, że nie było go przy niej a zamiast pomagać tylko uciekał.
David raz na rok przyjeżdża na grób swojej matki, najczęściej wraz z rodziną. Magie pomagała przyszłemu mężowy dojść do siebie. Poznali się w tym ciężkim dla niego momencie i dzięki niej odzyskał wewnętrzny spokój. Kiedy doszedł do siebie oświadczył się.
Teraz ma rodzinę i swoje własne życie, które z trudem stworzył. Pieniądze ze sprzedaży domu w San Diego włożył w kupno innego na przedmieściach Nowego Jorku. Musiał wziąć na niego kredyt ale przy swoich zarobkach bez problemu go spłaca.
Spokój trwał do czasu tajemniczego listu z Chin. David oddał do tłumacza, który, notabene wziął za to niemałe pieniądze, i z niego dowiedział się o śmierci babci i spadku po niej: nieruchomości i sztabkach złota o wartości dwóch milionów dolarów.
Rodzinie powiedział tylko, że jedzie w delegacje.
***
Jechał mijając neonowe bilbordy z reklamami, których nie rozumiał. Tłumy zapatrzonych przed siebie ludzi mijało się bezwiednie, jakby jedyny świat, który jest ważny to smartphone lub rozmowa z stojącym obok przyjacielem. David dopiero teraz odkrył, jak wielki i wspaniały jest Shanghai. Ulice zapełniały drogie zachodnie samochody. Gdzieś mignął mu Douge z prowadzącą samochód kobietą. Zdenerwowana krzyczała coś przez zestaw głośnomówiący. Davidowi bardzo się spodobała. Mógł ją obserwować, bo samochody stały obok siebie w ciągnącym się korku. Taksówkarz próbował zagadać łamanych angielskim, narzekając na smog, huragany i niskie zarobki. Klient odpowiadał półsłówkami. Gdy jednak skręcili w mniejszą uliczkę kobieta z Douga zniknęła. David obrócił wzrok w drugą stronę i po chwili o niej zapomniał. Mijane dzielnice nie były już tak kolorowe jak poprzednie. W przesyconym kolorami i kiczem świecie znalazło się miejsce również na biedę. Jakiś żebrak zaczepiał ludzi o pieniądze z uwagą obserwując czy nie ma w okolicy żadnej policji. Młodzi chłopcy siedzieli na krawężniku i wyrywali sobie na wzajem tablet chcąc grać w jakąś grę. Wyjechali z uliczki.
-"Może rzeczywiście ktoś pomógł mamie umrzeć"- pomyślał bezwiednie. Zastanowił się przez chwilę po czym wyparł myśl z pamięci. Przeszłość od dawna ma już za sobą. Trzeba patrzeć przed siebie.
Prolog "Rodowód"/ kryminał, horror
1" [...]Oczy moje obróciłeś
W głąb mojej duszy, dostrzegam tam czarne,
Wryte głęboko plamy, które nie chcą
Barwy utracić"
W. Shakespeare "Hamlet"
W głąb mojej duszy, dostrzegam tam czarne,
Wryte głęboko plamy, które nie chcą
Barwy utracić"
W. Shakespeare "Hamlet"