złota kura, obyczaj, czy kontynuować?

1
Kinga wpatrywała się w otłuszczoną twarz Bogny. Jeden ruch palca mógł obrócić wniwecz jej plany, karierę, życie. Zniknęłaby na zawsze z telewizji, debat politycznych.
Z pewnym ociąganiem dziennikarka nacisnęła opcję „cancel”. Musi zachować profesjonalizm, jeżeli chce prowadzić życie na obecnym poziomie. Nie stać ją na szczerość. Na wyjawianie światu tych wszystkich trików, których się nauczyła w ciągu ostatnich miesięcy.
Patrzała na swój produkt.
Elegancko ubrana Bogna prezentowała się całkiem dobrze, mimo swojej tuszy. Nie była to znaczna nadwaga, ale każdy kilogram liczył się w rozgrywkach partyjnych. Mózg nie wystarczał. Zwłaszcza że telewizja „powiększała” każde gabaryty.
Bogna czytała oświadczenie, napisane przez Kingę. Jąkała się i przepraszała. Ale brnęła do przodu:
„Myślałam, że to produkt kurczakopodobny. W końcu to była impreza produktów organicznych. Nie przyszło mi do głowy, że to prawdziwy kurczak. Kiedy się zorientowałam, wszędzie już pełno było fotografów. Nie mogłam tego ot tak wypluć na talerz.”
„Żresz te kurczaki codziennie” – pomyślała Kinga, przypominając sobie liczne spotkania z klientką w jej domu.
Kiedy posypały się pytania dziennikarzy, z satysfakcją słuchała, jak Bogna lawiruje w gąszczu swoich kłamstewek. „Jedno głupie słowo i po niej” – pomyślała.
Bogna najwyraźniej zdawała sobie z tego sprawę, gdyż wymówiła się alergią po kurczaku, kolejnym kłamstwem, które odnotowała Kinga, i chciała zakończyć konferencję. Jednak dziennikarze nadal zadawali pytania:
„Jak pani smakował kurczak po tak długim okresie niejedzenia mięsa”, „Co pani je zamiast mięsa”, „Czy to prawda, że weganie ślinią się na dźwięk koszonej trawy?”, „Od kiedy nie je pani mięsa?”
Bogna podziękowała wszystkim za przybycie w standardowych formułkach i wymknęła się z sali. Zrobiła to jednak nie dość szybko, żeby ukryć torebkę z cielęcej skórki.
Myśląc, że obstrzał fleszy to uznanie dla nowej fryzury, zapozowała niedbale, zanim wyszła.
„Ty kretynko!” – warczała przed telewizorem Kinga.
Niechęć do jej zlecodawczyni zniknęła, gdy otworzyła dzisiejszą pocztę i ujrzała rachunki – za wodę, gaz, wszelakie abonamenty oraz za opiekę lekarską jej mamy.
To ostatnie było główną przyczyną przyjęcia zlecenia… Wydawało się, że to tak dawno temu zdecydowała się współpracować z Bogną, a były to zaledwie trzy miesiące…

*****

Pusty dokument tekstowy. Kinga rozpaczliwie próbowała go czymś zapełnić, ale do głowy przychodziły jej same zużyte frazesy, wielokrotnie odgrzane tematy. Nawet przyłapała się na tym, że o niczym nie myśli. I nie było to żadne buddyjskie oświecenie, tylko stres.
Włączyła stronę w Internecie z kursami o kreatywnym pisaniu. „Pisz o tym, co znasz” – mówili wszyscy. Ale na czym zna się ona? Na pisaniu? Przeciętny czytelnik ma gdzieś tajniki kreatywnego pisania. A taki właśnie kierunek ukończyła Kinga. Zaraz, zaraz. Przecież miała też zajęcia z public relations. Były nudne, ale jakby trochę podkoloryzować zdobytą wiedzę? Przeciętny czytelnik się nie zorientuje, ba, nawet jej redaktor naczelny to łyknie.
Wszyscy uwielbiali historie metamorfoz. Dlaczego by więc nie zaserwować metamorfozy całkowitej – nie tylko wyglądu, ale i zachowania? Tylko że Kinga nie pamiętała nic z zajęć. Ale od czego jest Internet.
Po chwili pochłonęły ją trochę zdawkowe artykuły o kreowaniu marki osobistej. Snując hipotezę, że z dowolnego Kopciuszka da się zrobić księżniczkę, biorąc pod uwagę, że księżniczka księżniczce nierówna, a różnice między nimi to coś więcej niż rozmiar buta, Kinga zapełniła pół strony dokumentu tekstowego. Wiedziała, że lekko bredzi. Więc nadała swojej twórczości formę felietonu. Tam wszelkie chwyty są dozwolone. Nikt się nie przyczepi.
Po chwili felieton był gotowy.
Panował tak zwany „sezon ogórkowy”. Nic się nie działo. Nikt nie dzwonił z tematami do redakcji. Dziennikarze ruszali w miasto, pochylając się nad każdą dziurą w asfalcie czy chodniku. Jeśli rozmiary dziury przekraczały jakieś tam ogólnie przyjęte normy dziur, powstawała mała notatka, wypełniająca stronę gazety.
Kinga była szczęściarą. Na terenie szpitala znalazła nie dość że szerokie to jeszcze głębokie na pół metra dziurzysko. Jednak tak skąpa notatka nie była w stanie opłacić jej rachunków.
Miała płacone za tak zwane wierszówki. Za notatkę o dziurze mogła sobie kupić jedynie herbatę i to na dworcu autobusowym, a nie w lokalu w centrum miasta.
Kinga z zazdrością obserwowała kobiety, popijające tam kawę, gdy ona szukała tematów. Raz chciała nawet zrobić przekrój demograficzny osób, które w godzinach pracy chodzą po mieście, ale redaktor powiedział jej, że to nie jest gazeta z zakresu nauk społecznych, tylko zwykły brukowiec.
Pamiętna tych słów znalazła zdjęcie przed i po z jakiejś przemiany i przesłała w załączniku razem z felietonem. Nie miała przywileju ich pisania, więc z obawą czekała na reakcję zwierzchnika.
„Dobre. Bierzemy to” – przyszła zdawkowa odpowiedź po kilkunastu minutach. Spojrzała na zegarek. Zbliżała się siedemnasta. Cokolwiek wymyśli, nie zostanie wydrukowane w jutrzejszej gazecie, tylko następnego dnia.
Mogła zrobić sobie przerwę.
Huk w kuchni. Dźwięk tłuczonych talerzy. Czyżby to Borys? Zerwała się z fotela biurowego. Jej mama leżała na podłodze. Na stole leżał przewrócony stołek oraz zerwana firanka, którą najwyraźniej pani Anna próbowała samodzielnie zawiesić.
- Mamo coś ty narobiła! Nic ci nie jest?
- Coś mi się stało z nogą, jest taka miękka…
Noga okazała się złamana. Co gorsza, mama Kingi nie była ubezpieczona. Nie pracowała i nie uznawała zapisów w Urzędzie Pracy.
Wszystko to przemknęło przez umysł Kingi. Ale nie mogła nic sama zrobić, raczej na studiach dziennikarskich nie uczą jak nastawiać złamaną nogę matce, która nie uznaje systemu. Kinga wahała się, czy zadzwonić po ambulans, czy też zawieźć matkę własnym autem. Próbowała ją podnieść, ale ciało matki ciążyło jej. Zrezygnowana, zadzwoniła na pogotowie ratunkowe.
Przy rejestracji musiała nasłuchać się o nieodpowiedzialności. Jednak jej matkę przyjęto do szpitala. Konieczna okazała się operacja, przeprowadzona następnego dnia, za którą rachunek opiewał na dwadzieścia sześć tysięcy złotych.
W takiej sytuacji propozycja Bogny, aby popracować nad jej wizerunkiem publicznym, była czymś, co należało zaakceptować.
Bogna była wtedy zwykłą gospodynią domową, z tą różnicą, że bogato rozwiedzioną.
„Eks – mąż? Znudził mi się szybko. Na szczęście ja jemu też. Udokumentowałam jego zdrady, więc dostałam rozwód z orzeczeniem o jego winie.”
Kinga słuchała tych rewelacji przez telefon, usiłując wyobrazić sobie, jak wygląda pani Bogna. Postanowiła wykazać się dziennikarską – bo do rzeczowości public relations było jej jeszcze daleko – metodą zbierania informacji. Starała się zrobić na swojej rozmówczyni jak najlepsze wrażenie.
Panią Bognę mile połechtało to zawodowe zainteresowanie. Najwyraźniej postanowiła zostać księżniczką, nie bacząc na drugie dno felietonu.
- A dlaczego chce pani poprawić swój wizerunek? – Zapytała w końcu Kinga.
- No jak to po co? Chcę być celebrytką! Albo może zostanę kimś ważnym, na przykład politykiem…
Kinga czułą, że nadciąga jej życiowy kataklizm, ale nie miała wyboru. Trzeba było opłacić rachunek za hospitalizację i operację.
Oczywiście nie przyznała się nikomu do dodatkowej fuchy, tym bardziej, że było to zastrzeżone w umowie. Spotkały się tego samego dnia. Pani Bogna była wzrostu Kingi, ale ważyła dobre kilka kilo więcej.
- Tylko powiedz mi moja droga tak szczerze, czy ja się muszę odchudzić? – Zapytała w pewnym momencie.
Kinga postanowiła improwizować, gdyż w ciągu ostatnich kilku godzin nie przyswoiła sobie zbyt wielu informacji.
- Do każdej osoby podchodzi się indywidualnie. Określa jej upodobania, charakter, temperament. Jeśli się pani czuje dobrze ze swoją wagą, to nie ma problemu – nie musi pani chudnąć. Ale jeśli by to zaburzyło pani pewność siebie…
- Ależ moja droga, z moją pewnością siebie, to ja na prezydenta zajdę…
Z trochę nieskładnych gramatycznie zdań Kinga wywnioskowała, że Bogna ma duże ambicje i jest ciężkim przypadkiem. Zaleciła jej na początek czytać dużo książek, aby wzbogacić słownictwo i wyeliminować błędy składni zdania.
Bogna potulnie zgodziła się na to, aczkolwiek jakiś ostrzegawczy błysk w jej oku powinien był wtedy zaalarmować Kingę. Jednak zaliczka pięciu tysięcy złotych, opakowana w szary papier, stłumiła wszystkie zmysły Kingi. No może z wyjątkiem węchu. Pita kawa w centrum miasta pachniała znakomicie. Smak był nieco zbyt cierpki, dlatego zrobiła coś, czego nigdy nie robiła w domu, sugerując wszystkim facetom, że ma lekkie problemy ze sobą, czyli posłodziła kawę.
Nie przeliczyła pieniędzy. W zasadzie nie mogła, jeśli nie chciała zwrócić na siebie uwagi wszystkich osób w kawiarni.
Dopiero w domu rzuciła się na kopertę i zastanawiała, jak ukryć ten dochód przed Urzędem Skarbowym, jednocześnie płacąc za szpitalny rachunek. Postanowiła udawać, że zapożyczyła się u znajomych. Nawet sporządziła fikcyjną listę, komu ile pieniędzy jest obecnie winna. Ale nikt o to nie pytał.

Idąc na pocztę mijała kiosk. Reklamy o nowej, trzydziestomilionowej puli w totka, wwiercały się w mózg.
-Nie mogę wydać tych pieniędzy, nie mogę ich wydać… Ale przecież to nie wydatek, tylko inwestycja. Zaszaleje za połowę pieniędzy, na pewno wygra. Kto by nie wygrał przy takiej ilości losów? No kto? Tylko ciamajda. A ona jest przebojową dziewczyną. Odbicie w szybie kiosku to potwierdzało. Szczupła sylwetka. Dżinsy, koszula w kwiatki, imitacja skórzanej kurtki, długie, ciemnoblond włosy. Wyglądała super. I czuła się super. Postanowiła zaryzykować. Weszła do kiosku.
Wydała trochę więcej, bo aż trzy tysiące. Tak dla pewności, że wygra. Szybko podeszła na pocztę, bo witryny sklepów kusiły. Tu spodnie oliwkowe, tam granatowa bluzka, jeszcze gdzie indziej biała.
Kinga jeszcze raz przyjrzała się sobie w szybie. Tym razem krytycznie. W zasadzie to jest ubrana jak nastolatka. Czy tak wygląda spec od wizerunku osobistego? No nie.
Zawróciła spod poczty i weszła do centrum handlowego.
Po tej wizycie już niewiele pozostało na spłatę długu. Raptem tysiąc pięćset złotych. Ale zawsze to coś.
Mimo zapewniania samej siebie, że wszystko jest OK, czuła, że tak nie jest. Już nie miała tej pewności siebie, jak wtedy, gdy portfel był wypchany stuzłotówkami.
Zadzwonił telefon. To był naczelny.
- Słuchaj, słyszałem o twojej sytuacji, naprawdę mi przykro. Ale nie mamy materiału na jutro. Daję ci rubrykę na ględzenie o zmianie wizerunku. Co ty na to?
- Wiesz, że nie jestem specjalistką…
- Ludziom się spodobało. Masz czas do szesnastej. – Rozłączył się.
Miała tylko trzy godziny. Ale nie złorzeczyła pod adresem naczelnego. W końcu dostała na pewien czas własne pół, czy trzy czwarte strony. Nie potrwa to zapewne długo, ludziom szybko się znudzi. Pognała do domu.
Tu stwierdziła, że brakuje jej materiałów źródłowych. W Internecie było mało bezpłatnych materiałów na interesujący ją temat. Nawet gdy trafiła na stronę albo blog, o odpowiadającej tematyce, to wszyscy lali wodę, nie podając konkretów.
O czym powinna pisać? O socjotechnice? O podstawianiu produktów? Manipulacji? Perswazji? Nie. Naczelny wyraźnie powiedział, że o zmianie wizerunku.
Może napisze coś o kodzie ubrań? Jak zmiana stylu ubierania wpływa na odbiór danej osoby? W końcu nawet w fejsbookowych memach opisujących mężatki i singielki było źdźbło prawdy. Postanowiła napisać w pierwszej osobie, wymyślając wyimaginowane perypetie samej siebie, jak wychodzi na miasto ubrana niczym punkówa, niepoprawna romantyczka i kobieta wamp. Po namyśle dodała biurwę. Miała cztery style, cztery różne osobowości. Przypomniała sobie chwilę upokorzenia, gdy kiedyś weszła do butiku ubrana w dresy.
- Ona w tych dresach pewnie też śpi – skomentowała jedna ze sprzedawczyń, nawet nie racząc zniżyć tonu głosu.
Wczuwszy się w klimat opisała swoje wyjście na miasto jako punkówa. Ludzie, którzy nagle stali się niemili. Zaczepki meneli.
No nieźle się rozpisała. Całą historia wyjścia na miasto w tym jednym przebraniu zajęła jej ponad wyznaczony limit słów. Miałą jeszcze trzy pozostałe. Napisała o nich w zakończeniu, że wkrótce ukażą się artykuły o wyjściu na miasto w innym przebraniu i wysłała artykuł naczelnemu.
- Przyznaj się, że to ściema. Nie miałaś czasu, żeby zrobić taki eksperyment. Ale tekst ujdzie w sezonie ogórkowym – dostała wkrótce odpowiedź.
Podbudowana akceptacją, szybko stworzyła kolejne historie. Miała artykuły na trzy kolejne dni. Ale czuła, że pływa po powierzchni tematu, podczas gdy jakiś porządny konkret podniósłby sprzedaż gazety.
Następnego dnia był dzień wypłaty. Postanowiła zainwestować w książki. Może Bogna się znowu odezwie? I jak zrobić z niej celebrytkę?
We wszystkich zakupionych ebookach autorzy zwracali uwagę na to, aby podążać za pasją, a nie pieniędzmi. Jakie pasje ma Bogna? Czy chęć bycia celebrytką można zaliczyć jako pasję? Prędzej obsesję i to taką, gdzie potrzebny jest psycholog.
Ale Kinga nie miała zamiaru odsyłać swojej „kury, znoszącej złote jajka” na kozetkę. Należało uregulować dług. Jej mama normalnie coś tam sobie dorabiała, ale obecnie, ze złamaną nogą, była unieruchomiona w domu. Kinga musiała utrzymać je obie ze swojej pensji plus spłacić dług. Obydwie bały się komorników i nie chciały mieć wizyt podobnych osobników.
Dlatego Kinga odrzuciła wszelkie skrupuły natury moralnej. W zasadzie nic złego nie robiła. Miała tylko pomóc, w nieznany jeszcze sobie sposób, wybić się jakiejś zakompleksionej kurze domowej. Złotej kurze – jak ją zaczęła nazywać w myślach. Czy było to naganne? Zapewne po pierwszym publicznym wystąpieniu lub umieszczeniu video na kanale Internetowym Bogna zrezygnuje ze swoich ciągot. Ale do tego czasu Kinga ją mogła urabiać i wyciągnąć kasę za tak zwane przygotowania, czyli tę nieszczęsną metamorfozę.
https://pisarzdowynajecia.com

złota kura, obyczaj, czy kontynuować?

3
Natasza pisze: literatura to nie notatki czy dziennik.
Nie sądziłam, że na Wery także trzeba pisać, że wszystko jest fikcją literacką itp. Odczytam to jako niezamierzony komplement 8)
Często beta czytelnicy podejrzewają, że pisana przeze mnie fikcja jest oparta na doświadczeniach osobistych, lub że to dziennik, co nie jest prawdą.
P.S.
Nigdy nie trzymałam zwłok w zamrażalniku, jak jeden z moich bohaterów.
https://pisarzdowynajecia.com

złota kura, obyczaj, czy kontynuować?

4
katamorion pisze: Natasza pisze:
Source of the post literatura to nie notatki czy dziennik.


Nie sądziłam, że na Wery także trzeba pisać, że wszystko jest fikcją literacką itp. Odczytam to jako niezamierzony komplement 8)
Często beta czytelnicy podejrzewają, że pisana przeze mnie fikcja jest oparta na doświadczeniach osobistych, lub że to dziennik, co nie jest prawdą.
P.S.
Nigdy nie trzymałam zwłok w zamrażalniku, jak jeden z moich bohaterów.

Tu nie chodzi o fikcję, ale o sposób organizacji tekstu - ten ma surową formę zapisków w dzienniczku. To może być oczywiscie walor, ale tu nie ma założonego takiego właśnie celu. Czyli - pracuj na dobrą narracją, atrakcyjną przy tym pomyśle na fabułę
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

złota kura, obyczaj, czy kontynuować?

6
Nie dałem rady przeczytać całości tylko z jednego powodu, nie fabuły (choć to nie moja bajka) ale ze względu na styl - czyli wyrazy "wpatrywała", "nacisnęła", "nauczyła", "prezentowała" itd. Cały czas -ła. Całość do przeredagowania, trzeba jakoś inaczej budować zdania, bo przecież przekaz i fabuła mogą być dobre.

Pozdrawiam.

złota kura, obyczaj, czy kontynuować?

9
Temat mnie wciągnął. Faktycznie mogłabyś uporządkować narrację, żeby się lepiej czytało.
"- Przyznaj się, że to ściema. Nie miałaś czasu, żeby zrobić taki eksperyment. Ale tekst ujdzie w sezonie ogórkowym – dostała wkrótce odpowiedź.
Podbudowana akceptacją, szybko stworzyła kolejne historie. Miała artykuły na trzy kolejne dni. Ale czuła, że pływa po powierzchni tematu, podczas gdy jakiś porządny konkret podniósłby sprzedaż gazety." No, nie, zobaczyłam moje dawne błędy. :D
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

złota kura, obyczaj, czy kontynuować?

11
To jeszcze raz, bo mieliśmy awarię :)

Ten sposób pisania pasuje do satyry, komedii, tekstu, w którym świadomie szarżujesz. Ale wtedy przesuwasz tekst - on przestaje być realistyczną opowieścią ze wszystkimi jej cechami. Czytelnik dostaje sygnał, że nie wszystko jest serio, że pewne rzeczy zostaną wyolbrzymione. Podważasz jego zaufanie w jednej dziedzinie, kupując w innej. Stąd teksty tak pisane są zwykle tekstami pomysłu, idei. (Oczywiście są wyjątki, ale nie o nich mówię.)
Co więcej, używanie pazurków jest ogólnie niezbyt dobrze odbierane przez czytelników. Bo z jednej strony pokazuje, że autor nie radzi sobie z płynnym, naturalnym pisaniem bez wyjaśnień (potrzeba podkreślenia czegoś w tekście), z drugiej - to ogólnie jest bariera, bo ową płynność zakłóca. Stąd proza nie kocha pazurków, cytaty daje kursywą, etc :) ostatnio nawet w zapisie myśli idzie się w stronę:
Drań, pomyślała Ewa,
a nie:
"Drań", pomyślała Ewa.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

złota kura, obyczaj, czy kontynuować?

13
Też miałam skojarzenia z Chmielewską. Ona znakomicie potrafiła wykorzystywać język potoczny, kolokwialny (bez wulgaryzmów), zarówno w dialogach, jak i w narracji. Co prawda, w jej najlepszych książkach główna bohaterka jest równocześnie narratorką, więc sytuację ma nieco ułatwioną, ale i tak warto Chmielewską poczytać, właśnie pod tym kątem.
katamorion, u Ciebie problemem jest posługiwanie się zwrotami kolokwialnymi, idiomami. Wszyscy (no, mam nadzieję, że wszyscy jako tako oczytani i obyci z językiem) wiedzą, że sezon ogórkowy w mediach nie oznacza serwowania zupy ogórkowej i mizerii w stołówce. Tak więc, nie warto pisać o tak zwanym sezonie ogórkowym, do tego w cudzysłowie. Podobnie z tą kurą, znoszącą złote jajka - to bardzo popularna metafora i nie ma powodu, żeby ujmować ją w cudzysłów. Jeżeli decydujesz się na język potoczny w narracji, to się od niego nie dystansuj, bo wtedy następuje zgrzyt. A wprowadzanie rozmaitych zastrzeżeń, w tym również cudzysłowów, tworzy taki dystans, zupełnie niepotrzebny.
katamorion pisze: Zwłaszcza że telewizja „powiększała” każde gabaryty.
Tutaj np. zamiast telewizja mogłabyś napisać kamera telewizyjna i zupełnie spokojnie pominąć cudzysłów. Przecież wiadomo, że chodzi o efekt optyczny.
Zwracaj też uwagę na szyk zdania:
katamorion pisze: Bogna podziękowała wszystkim za przybycie w standardowych formułkach
I na przejrzystość sytuacji:
katamorion pisze: Kinga wpatrywała się w otłuszczoną twarz Bogny. Jeden ruch palca mógł obrócić wniwecz jej plany, karierę, życie. Zniknęłaby na zawsze z telewizji, debat politycznych.
Z pewnym ociąganiem dziennikarka nacisnęła opcję „cancel”. Musi zachować profesjonalizm, jeżeli chce prowadzić życie na obecnym poziomie. Nie stać ją na szczerość. Na wyjawianie światu tych wszystkich trików, których się nauczyła w ciągu ostatnich miesięcy.
Patrzała na swój produkt.
Czyje plany mogłyby zostać obrócone wniwecz? Piszesz o dwóch kobietach i nie wiadomo czyim palcu. Gdybyś napisała, że jednym ruchem palca mogłaby obrócić wniwecz... , byłoby przynajmniej wiadomo, że Kinga ma jakąś siłę sprawczą.
Kim jest dziennikarka? Lepiej byłoby powtórzyć imię Kinga, niż wprowadzać pozorną, dodatkową osobę.
CDN.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

złota kura, obyczaj, czy kontynuować?

14
katamorion pisze: Przy rejestracji musiała nasłuchać się o nieodpowiedzialności. Jednak jej matkę przyjęto do szpitala. Konieczna okazała się operacja, przeprowadzona następnego dnia, za którą rachunek opiewał na dwadzieścia sześć tysięcy złotych.
A co to była za operacja, że aż tak drogo kosztowała?

złota kura, obyczaj, czy kontynuować?

15
kamienna pisze: A co to była za operacja, że aż tak drogo kosztowała?
Metalowa płytka na złamaną kość.

Added in 2 minutes 29 seconds:
Rubia pisze: Czyje plany mogłyby zostać obrócone wniwecz? Piszesz o dwóch kobietach i nie wiadomo czyim palcu. Gdybyś napisała, że jednym ruchem palca mogłaby obrócić wniwecz... , byłoby przynajmniej wiadomo, że Kinga ma jakąś siłę sprawczą.
Kim jest dziennikarka? Lepiej byłoby powtórzyć imię Kinga, niż wprowadzać pozorną, dodatkową osobę.
Ta sytuacja miała się powtórzyć w scenie końcowej, gdzie byłoby wiadomo kto jest kim i jaką ma siłę sprawczą. Kinga zastanawiała się czy nie upublicznić swoich informacji na temat Bogny, za pomocą wciśnięcia "enter".
https://pisarzdowynajecia.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron