Oparte na faktach. Dla dobra... itd itd
WULGARYZMY
- Trzeba zatankować - wita mnie Lolek. - Chcieliśmy nalać wieczorem, ale nie było wyjazdów.
Widzę. Odleżyna od poduszki zdradza więcej, niż całe tomy. Nie jeździli w nocy, i to na zmianie Postracha. Nie do wiary. Ktoś poszedł z pepeszą na dyspo?
Wsiadam do karocy, przekręcam stacyjkę. Zajebiście. Ćwierć baku. Trudno, zatankujemy po pierwszym wyjeździe.
Ekipa już w komplecie. Są Kazek i Dochtór. Czarny i Zioło z czternastki przyjechali wcześniej. Kawa, rozmowy o dupie na osób pięć. Wyro, póki nikt nie woła.
- Dwaściapięć do wyjazdu proszĘ! - O kurwa, Postrach został na dniówkę
- Szybko, szybko, bo człowiek umiera - rzuca swoje Dochtór.
Śladkowskiego. Duszność. Wiek: piętnaście lat - do setki. Dyskoteka i wio!
- Od kiedy tak duszno?
- Od... hyyyp… czterech… hyyyp… dniiii.
- To czemu wcześniej...?
- Myślałam… hyyyp… że samo… hyyyp… przejdzie...
Tlen, salbutamol, pakujemy. Na sorze rządzi dziś Urszulka, długo nie stoimy. Papierosek, ładujemy się, Dochtór wbija TANKOWANIE.
- Dwaściapięć do centrali proszĘ!
- Zgłaszam się. - Dochtór naciska mikrofon dopiero po soczystej kurwie.
- Niespożytych, uraz głowy. Wysyłam kartę.
- Zatankowalybymy. - Trzy Y w jednym słowie nie robią wrażenia. Pada sakramentalne:
- Nie mam nic bliżej.
Wio. Jedenaście kilometrów. Cyklista wypierdolił się o krawężnik. Złamany obojczyk i podudzie.
- Miał pan już kontakt z narkotykami?
- Przebóg, nie!
- To będzie pan miał. Sześć emefki proszę.
W tył zwrot, godzinka czekania na sorze, na urazowym Grubemu się nie spieszy. W końcu pacjent przekazany. Zakupy w Żabce, wsiadamy. TANKOWANIE. Turlamy się.
- Dwaściapięć?
- Rrrwa! - Biorę mikrofon. - Zgłaszam się.
- Uraz głowy. Nie mam nic bliżej.
Na Ogrodach? Bicz pliz! Dochtór wspomina o pustym baku i jedziemy. Flaszka z colą tańczy na podszybiu, taranuje pluszowego słonia. Zapala się rezerwa.
Pan żul, niestety, z rozwalonym łbem. Owijamy śmierdziela w worek na zwłoki, jedziemy. Okna otwarte na przestrzał. Kazek wychyla łeb między nas, fetor z tyłu skręca włosy w nosie.
Sprzedany! TANKOWANIE. Już widać czerwony szyld stacji.
- Dwaściapięć? Wysyłam kartę do erkao. Nie mam nic bliżej.
Pewnie, że nie ma, jak wysyła karetki do… szkoda gadać. Jest karta. O kurwa, dziewiętnaście lat. Gdzie?? Podstolin? Prawie trzydzieści kilometrów.
- Albo dobrze go gniotą, albo przyjedziemy na papiery.
Jestem zajebisty, po osiemnastu minutach i stu pięciu kurwach zajeżdżamy. Dochtór leci pierwszy, my wyciągamy sprzęt. Wpad na piętro, dzieciak leży, ktoś z rodziny gniecie. I to prawidłowo.
- Dawaj gruchę. Elektrody.
Reszta idzie z automatu. Chłopak migocze, Strzał, Kazek gniecie, Dochtór intubuje. Podkłuwam. Adrenalina.
- On ma wadę serca!
Drugi strzał, pompka, ocena rytmu.
PIP PIP PIP PIP
Respirator, ładujemy dzieciaka. I rura. Paliwomierz poniżej zera. Teraz przyda się Postrach, powiadomi szpital.
Dojeżdżamy. Tym razem TANKOWANIE i chuj. Na cepeenie karoca żłopie ON.
Dochtór patrzy na okienka dystrybutora, z cyferkami 73.86.
- Ile włazi do baku?
- Siedemdziesiąt pięć.
Tankowanie
1 Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze